17-06-2023, 09:41 PM
Mimo bycia przestraszoną, i pomimo wilgoci przesiąkającej jej ubranie to i tak Zosia czuła, że niczego więcej już nie potrzebuje. Mogłaby nawet stać tak do końca wieczności, jeśli stała by, będąc tulona przez Pascala. Czuła wtedy takie ciepło, spokój; spokój i bezpieczeństwo, które ledwo poczuła raz- gdy zamieszkała z mamą, tatą i babcią na wsi, z dala od ojca. Ta ulga i błogość nie błogosławiły Zosi swoją obecnością zbyt często- dlatego przyjęła je z otwartymi ramionami, jak dawnych przyjaciół.
Oczywiście, trochę się przemieścili- choć w oczach krukonki to niemalże płynęli- żeby odsunąć się trochę od burzy i deszczu. Ale, nie przeszkadzało jej to- mogli stać, mogli się przesuwać; towarzystwo Pascala sprawiało, że zapominała o wszystkich niebezpieczeństwach i niewygodach.
Nagle Pascal przestał ją tulić i Zosia niemalże zamarła. Dlaczego przestał? Czy coś się stało? Czy coś zrobiła nie tak? Czy uznał, że jednak jej nie lubi? A może coś się mu stało?
Myśli Zosi nie miały (na szczęście) okazji się rozpędzić prędkością porównywalną do chomika w kołowrotku, bo zauważyła że chłopak ściąga swoją marynarkę, by ochronić ją przed deszczem. Do tego znów do niej mówił- bogowie, co do niej mówił!- że nie musi się obawiać; że będzie ją bronić, że jest bezpieczna.
Mimo prawdziwej miłości, którą czuła, przez ostatnie kilka minut Zosia zaliczyła kilka różnych stanów emocjonalnych. Teraz dołączył kolejny- wzruszenie.
Jej serce ponownie zadrżało, jakby ktoś je ścisnął w dłoni jak antystresową zabaweczkę. Do tego zaczęło jej brakować tchu- z tego wszystkiego aż wstrzymała oddech, a jedyne co mogła zrobić w tej chwili to wydać z siebie cichutkie westchnięcie- jakby kamień spadł jej z serca.
I rzeczywiście spadł. Bo teraz Zosia nie tylko kochała, ale czuła się naprawdę i szczerze kochana. Czuła, że komuś na niej zależy, że ktoś się o nią martwi i troszczy, że jest dla kogoś ważna. Ze ktoś mógł spojrzeć na nią i zobaczyć w niej kogoś wartościowego, a nie dziwną dziewczynę ze wsi.
Wszystkie te myśli i emocje sprawiły, że oczy Zosi zaszkliły się, a przez uśmiech (który pojawił się chwilkę po tym wszystkim, trawiła jednak emocje i komunikaty), który rozświetlił jej twarz, kilka pojedynczych kropel łez spłynęło po jej policzku.
I mogła pomyśleć, że to tyle. Że nic wspanialszego jej się już nie przydarzy. Czy by narzekała- ani trochę, bo miała wszystko, czego (jak sądziła) mogła potrzebować.
Ale wtedy Pascal ją pocałował.
Bogowie.
Kiedy ich usta się spotkały, Zosia czuła jak cały świat zamiera. Czas stanął w miejscu, a powietrze wokół nich zdawało się wstrzymywać oddech. Choć, to pewnie po prostu Zosia, zszokowana, zapomniała oddychać.
Przez jej ciało przeszedł dreszcz, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Jej tętno przyśpieszyło, a ona sama miała wrażenie, że serce wyskoczy jej zaraz z piersi. I to były jedyne zjawiska, które była w stanie nazwać.
Dlatego zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek, kładąc lekko drżącą dłoń na jego policzku. Nie zagościła tam długo, bo po chwili zjechała delikatnie, na wysokość jego szyi, pieszczotliwe muskając go po karku.
To był jej pierwszy pocałunek. Nie miała w tym ani grama doświadczenia. Widziała je tylko w serialach, które oglądała babcia. I pewnie w normalnych warunkach by się martwiła, że robi coś źle. Ale nie dziś; nie tu. Zosia nie była w stanie za dużo myśleć w tym momencie- po prostu czuła. Czuła wewnętrzne oblężenie, jakby każda komórka jej ciała była opanowana przez ekscytację. Jej zmysły rozbudziły się jak poranna rosa, a każde dotknięcie wywoływało burzę emocji. Ciepło płynęło przez jej żyły, z przypływem emocji, którego nie mogła i za żadne skarby nie chciała powstrzymać.
To był początek czegoś niezwykłego, a Zosia pogrążyła się w tym bez oporu. Znała tylko te chwile z marzeń i baśni, gdzie pocałunek był najpiękniejszym wyrazem uczuć. Nic innego nie miało znaczenia, próżno było analizować i rozważać. Była w pełni obecna w tym jednym, magicznym momencie.
Gdy tylko oderwali się od siebie, spojrzała mu głęboko w oczy, jakby chciała zapamiętać ten widok.
W jej oczach gryfon mógł odczytać poczucie spełnienia, radość płynąca z odkrycia tej jednej, prawdziwej miłości. Wiedziała, że to było coś więcej niż tylko chwilowa ekstaza. To było połączenie dwóch dusz, które znalazły swoje przeznaczenie w sobie nawzajem.
Jej dłoń, wcześniej ułożona na karku, znów powędrowała na policzek chłopaka, delikatnie go gładząc.
- ... to można powiedzieć... - zaczęła po chwili, nadal cichutko, ale z uśmiechem, gdyż nadal targały nią emocje, a jej serce dopiero się uspokajało- ... że możemy wykreślić aż dwie rzeczy z bingo?
W takim tempie, może mają szansę na wygraną? Chociaż, Zosia i tak już wygrała.
Oczywiście, trochę się przemieścili- choć w oczach krukonki to niemalże płynęli- żeby odsunąć się trochę od burzy i deszczu. Ale, nie przeszkadzało jej to- mogli stać, mogli się przesuwać; towarzystwo Pascala sprawiało, że zapominała o wszystkich niebezpieczeństwach i niewygodach.
Nagle Pascal przestał ją tulić i Zosia niemalże zamarła. Dlaczego przestał? Czy coś się stało? Czy coś zrobiła nie tak? Czy uznał, że jednak jej nie lubi? A może coś się mu stało?
Myśli Zosi nie miały (na szczęście) okazji się rozpędzić prędkością porównywalną do chomika w kołowrotku, bo zauważyła że chłopak ściąga swoją marynarkę, by ochronić ją przed deszczem. Do tego znów do niej mówił- bogowie, co do niej mówił!- że nie musi się obawiać; że będzie ją bronić, że jest bezpieczna.
Mimo prawdziwej miłości, którą czuła, przez ostatnie kilka minut Zosia zaliczyła kilka różnych stanów emocjonalnych. Teraz dołączył kolejny- wzruszenie.
Jej serce ponownie zadrżało, jakby ktoś je ścisnął w dłoni jak antystresową zabaweczkę. Do tego zaczęło jej brakować tchu- z tego wszystkiego aż wstrzymała oddech, a jedyne co mogła zrobić w tej chwili to wydać z siebie cichutkie westchnięcie- jakby kamień spadł jej z serca.
I rzeczywiście spadł. Bo teraz Zosia nie tylko kochała, ale czuła się naprawdę i szczerze kochana. Czuła, że komuś na niej zależy, że ktoś się o nią martwi i troszczy, że jest dla kogoś ważna. Ze ktoś mógł spojrzeć na nią i zobaczyć w niej kogoś wartościowego, a nie dziwną dziewczynę ze wsi.
Wszystkie te myśli i emocje sprawiły, że oczy Zosi zaszkliły się, a przez uśmiech (który pojawił się chwilkę po tym wszystkim, trawiła jednak emocje i komunikaty), który rozświetlił jej twarz, kilka pojedynczych kropel łez spłynęło po jej policzku.
I mogła pomyśleć, że to tyle. Że nic wspanialszego jej się już nie przydarzy. Czy by narzekała- ani trochę, bo miała wszystko, czego (jak sądziła) mogła potrzebować.
Ale wtedy Pascal ją pocałował.
Bogowie.
Kiedy ich usta się spotkały, Zosia czuła jak cały świat zamiera. Czas stanął w miejscu, a powietrze wokół nich zdawało się wstrzymywać oddech. Choć, to pewnie po prostu Zosia, zszokowana, zapomniała oddychać.
Przez jej ciało przeszedł dreszcz, pozostawiając po sobie gęsią skórkę. Jej tętno przyśpieszyło, a ona sama miała wrażenie, że serce wyskoczy jej zaraz z piersi. I to były jedyne zjawiska, które była w stanie nazwać.
Dlatego zamknęła oczy i odwzajemniła pocałunek, kładąc lekko drżącą dłoń na jego policzku. Nie zagościła tam długo, bo po chwili zjechała delikatnie, na wysokość jego szyi, pieszczotliwe muskając go po karku.
To był jej pierwszy pocałunek. Nie miała w tym ani grama doświadczenia. Widziała je tylko w serialach, które oglądała babcia. I pewnie w normalnych warunkach by się martwiła, że robi coś źle. Ale nie dziś; nie tu. Zosia nie była w stanie za dużo myśleć w tym momencie- po prostu czuła. Czuła wewnętrzne oblężenie, jakby każda komórka jej ciała była opanowana przez ekscytację. Jej zmysły rozbudziły się jak poranna rosa, a każde dotknięcie wywoływało burzę emocji. Ciepło płynęło przez jej żyły, z przypływem emocji, którego nie mogła i za żadne skarby nie chciała powstrzymać.
To był początek czegoś niezwykłego, a Zosia pogrążyła się w tym bez oporu. Znała tylko te chwile z marzeń i baśni, gdzie pocałunek był najpiękniejszym wyrazem uczuć. Nic innego nie miało znaczenia, próżno było analizować i rozważać. Była w pełni obecna w tym jednym, magicznym momencie.
Gdy tylko oderwali się od siebie, spojrzała mu głęboko w oczy, jakby chciała zapamiętać ten widok.
W jej oczach gryfon mógł odczytać poczucie spełnienia, radość płynąca z odkrycia tej jednej, prawdziwej miłości. Wiedziała, że to było coś więcej niż tylko chwilowa ekstaza. To było połączenie dwóch dusz, które znalazły swoje przeznaczenie w sobie nawzajem.
Jej dłoń, wcześniej ułożona na karku, znów powędrowała na policzek chłopaka, delikatnie go gładząc.
- ... to można powiedzieć... - zaczęła po chwili, nadal cichutko, ale z uśmiechem, gdyż nadal targały nią emocje, a jej serce dopiero się uspokajało- ... że możemy wykreślić aż dwie rzeczy z bingo?
W takim tempie, może mają szansę na wygraną? Chociaż, Zosia i tak już wygrała.