25-06-2023, 09:43 PM
Nie wiedziała może wszystkiego o Aidanie. Ale zdążyła zauważyć, że nie jest osobą, która uśmiechem darzy każdego.
Dlatego, gdy uśmiechnął się (chyba jeden z pierwszych razów, jak rozmawia z Zosią), to naprawdę poczuła, że to jakiś przełom. Nie "o mój boże, uśmiechnął się do mnie!" typ przełomu, a raczej uśmiech tej jednej osoby której trudno zaimponować. Po prostu wiedziała, że jak już się uśmiechnął, to znaczy że jest naprawdę dobrze.
Tak z ręką na sercu to nie wiedziała nawet co mu na temat wróżbiarstwa powiedzieć. Dla niej samej to był dziwny temat- a raczej dziwny, bo póki co jeszcze nie zbadany przez nią na tyle. Wiedziała tylko (a raczej miała takie przekonanie), że w teorii można się nauczyć takiego zadowalającego poziomu; ale rodzą się też naturszczyki, które od razu ni z gruchy ni z pietruchy mają podgląd na przyszłość, bez kart, bez kul.
Ale, zaliczane jest to do sztuk magicznych. I, najwyraźniej, mogą się ich nauczyć nie tylko magiczni, ale ci nie-magiczni też. Więc może zwykłej magii, chociażby podstawowej, jakby się uparł, też by się nauczyli?
Ciekawy temat. Trudny, ale ciekawy, taki filozoficzny, do dywagacji. Szczególnie w świetle tego co się działo jeszcze kilka lat temu- bo oh, jaki to byłby plot twist, gdyby się okazało, że niemagiczni też mogą czarować, tylko czarodzieje to takie "naturszczyki" właśnie! Cała teoria o czystości krwi tego beznosego wariata poszłaby do kosza!
Dobra Zośka, wróć!
- Mogłabym udawać, że znam się na wróżbiarstwie, ale też nie jest mi to najbliższy temat.
Ona na wróżbiarstwo uczęszcza, to prawda. Bo miała nadzieję, że coś się nauczy. Nie chciała być jednak nowym prorokiem- wystarczyłoby jej, jakby umiała sobie pogodę na tydzień w przód wywróżyć, albo inne, małe i niezbyt ważne rzeczy wyczytać z szklanej kuli.
Były bowiem, rzeczywiście, dziedziny, w których ambicja Zosi polegała na byciu najlepszą. I dążyła do tego, by tą swoją granicę popychać coraz bardziej. Na nich się skupiała, je pielęgnowała, je chciała szlifować- jak mugoloznastwo, zaklęcia, transmutację. Rzeźba, zielarstwo. W tych dziedzinach Zośka chciała być, jak to mówi młodzież w jej kraju, koksem.
Ale ambicja Zosi nie kończyła się na tym. Bo chciała też, w tej swojej pokracznej egzystencji, być wszechstronnie wyszkolonym człowiekiem. Chciała więc być specjalistą w kilku dziedzinach, ale poza tym, chciała mieć chociaż podstawową wiedzę w każdej innej.
I właśnie taką dziedziną było wróżbiarstwo. Nie za dużo, nie za mało. W sam raz na własny użytek.
O tym też mogłaby gadać, ale Aidan zadał pytanie. Długie pytanie, które wprowadziło ją chwilowo w stan zamyślenia.
- Wiesz...- zaczęła po chwili, dając sobie kilka sekund po wysłuchaniu jego wypowiedzi- w ostatecznym rozrachunku, w idealnej wersji naszego życia to za kilka lat będziemy w swoich rękach trzymać narzędzie, które będzie tłumaczyło każdy język, czy mówiony czy pisany, na kazdy inny, możliwy język. Na ten moment, ten konkretny, w którym się znajdujemy, pasuje nam, jako "piaskownicę" wziąć coś prostego.
Nie mogą się przecież rzucić z motyką na słońce- zabrać za tworzenie tłumacza który konwertowałby piekielnie trudne, magiczne języki. Samo opracowanie tłumaczeń byłoby czasochłonne, a nie mają nawet narzędzia, na którym miałoby to działać.
- Wydaje mi się, że najpierw powinniśmy się skupić na samym artefakcie który miałby do tego służyć. Jak miałby działać- czy to coś w postaci notatnika na którego stronach piszesz, a on ci odpisuje? Albo coś bliższego technologii ludzkiej- ekranik z guziczkami? Ogarnąć co i jak by to działało, jak "karmić" to urządzenie wiedzą i sprawić by działało... -
Wdech i wydech- pomyślała, wdychając powietrze głęboko i wypuszczając je powoli. Często, gdy się ekscytowała, miała tendencję do zapominania jak się oddycha. I no nadmiernej gestykulacji, co stale reprezentowała- na przykład ruszając palcami jak po klawiaturze, mówiąc o guziczkach.
-i jak ogarniemy to, to zabrać się za języki, które rzeczywiście potrzebują tłumaczeń. Wtedy, jeśli mielibyśmy coś, co działa- to można by wysłać nawet sowę do takiego specjalisty, do osoby która ten język zna od podszewki, że hej- działamy nad czymś, co może ci pomóc przyśpieszyć pracę, weź nam pomóż z tłumaczeniem. A może, ktoś z nauczycieli kogoś zna, kto mógłby pomóc.
W jej głowie był taki ciąg myśli, że musiała się dodatkowo skupiać żeby przesiać to, co warte powiedzenia, a co jeszcze może poczekać. Musiała wybrać słowa starannie, aby przekazać swoje myśli w sposób zrozumiały i interesujący- szczególnie, że Aidan widocznie zaciekawił się pomysłem- co Zosię niesamowicie cieszyło. Bo jakie to było miłe mieć kogoś, kto cię nie bierze od razu za jakiegoś wariata.
Jaki był kolejny temat?
A tak!
- Też nie głupie - odparła na jego zdanie co do budowania właśnie takich artefaktów- W sumie, oba podejścia są w porządku- tak mi się przynajmniej wydaje. A najlepiej, według mnie, to jakby "wymyślić" magiczny sposób, przyjrzeć się niemagicznemu, wypunktować błędy i zalety każdego z nich, i połączyć te najlepsze cechy w jedno...
Trudno jej było na ten moment stwierdzić, która z tych opcji była lepsza, i czy któraś z nich była łatwiejsza. Miała na ten temat za mało danych. Będzie musiała pobawić się technologią, jak wróci do domu- tam i tak nie może używać czarów, więc może akurat?
- Ale i tak spróbowałabym przekształcić jakiś niemagiczny artefakt na działający tutaj. Choćby w formie ćwiczeń i eksploracji ich technologii.- dodała na koniec. Bo i tak, w formie projektu pobocznego, spróbowałaby zrobić coś takiego.
Dlatego, gdy uśmiechnął się (chyba jeden z pierwszych razów, jak rozmawia z Zosią), to naprawdę poczuła, że to jakiś przełom. Nie "o mój boże, uśmiechnął się do mnie!" typ przełomu, a raczej uśmiech tej jednej osoby której trudno zaimponować. Po prostu wiedziała, że jak już się uśmiechnął, to znaczy że jest naprawdę dobrze.
Tak z ręką na sercu to nie wiedziała nawet co mu na temat wróżbiarstwa powiedzieć. Dla niej samej to był dziwny temat- a raczej dziwny, bo póki co jeszcze nie zbadany przez nią na tyle. Wiedziała tylko (a raczej miała takie przekonanie), że w teorii można się nauczyć takiego zadowalającego poziomu; ale rodzą się też naturszczyki, które od razu ni z gruchy ni z pietruchy mają podgląd na przyszłość, bez kart, bez kul.
Ale, zaliczane jest to do sztuk magicznych. I, najwyraźniej, mogą się ich nauczyć nie tylko magiczni, ale ci nie-magiczni też. Więc może zwykłej magii, chociażby podstawowej, jakby się uparł, też by się nauczyli?
Ciekawy temat. Trudny, ale ciekawy, taki filozoficzny, do dywagacji. Szczególnie w świetle tego co się działo jeszcze kilka lat temu- bo oh, jaki to byłby plot twist, gdyby się okazało, że niemagiczni też mogą czarować, tylko czarodzieje to takie "naturszczyki" właśnie! Cała teoria o czystości krwi tego beznosego wariata poszłaby do kosza!
Dobra Zośka, wróć!
- Mogłabym udawać, że znam się na wróżbiarstwie, ale też nie jest mi to najbliższy temat.
Ona na wróżbiarstwo uczęszcza, to prawda. Bo miała nadzieję, że coś się nauczy. Nie chciała być jednak nowym prorokiem- wystarczyłoby jej, jakby umiała sobie pogodę na tydzień w przód wywróżyć, albo inne, małe i niezbyt ważne rzeczy wyczytać z szklanej kuli.
Były bowiem, rzeczywiście, dziedziny, w których ambicja Zosi polegała na byciu najlepszą. I dążyła do tego, by tą swoją granicę popychać coraz bardziej. Na nich się skupiała, je pielęgnowała, je chciała szlifować- jak mugoloznastwo, zaklęcia, transmutację. Rzeźba, zielarstwo. W tych dziedzinach Zośka chciała być, jak to mówi młodzież w jej kraju, koksem.
Ale ambicja Zosi nie kończyła się na tym. Bo chciała też, w tej swojej pokracznej egzystencji, być wszechstronnie wyszkolonym człowiekiem. Chciała więc być specjalistą w kilku dziedzinach, ale poza tym, chciała mieć chociaż podstawową wiedzę w każdej innej.
I właśnie taką dziedziną było wróżbiarstwo. Nie za dużo, nie za mało. W sam raz na własny użytek.
O tym też mogłaby gadać, ale Aidan zadał pytanie. Długie pytanie, które wprowadziło ją chwilowo w stan zamyślenia.
- Wiesz...- zaczęła po chwili, dając sobie kilka sekund po wysłuchaniu jego wypowiedzi- w ostatecznym rozrachunku, w idealnej wersji naszego życia to za kilka lat będziemy w swoich rękach trzymać narzędzie, które będzie tłumaczyło każdy język, czy mówiony czy pisany, na kazdy inny, możliwy język. Na ten moment, ten konkretny, w którym się znajdujemy, pasuje nam, jako "piaskownicę" wziąć coś prostego.
Nie mogą się przecież rzucić z motyką na słońce- zabrać za tworzenie tłumacza który konwertowałby piekielnie trudne, magiczne języki. Samo opracowanie tłumaczeń byłoby czasochłonne, a nie mają nawet narzędzia, na którym miałoby to działać.
- Wydaje mi się, że najpierw powinniśmy się skupić na samym artefakcie który miałby do tego służyć. Jak miałby działać- czy to coś w postaci notatnika na którego stronach piszesz, a on ci odpisuje? Albo coś bliższego technologii ludzkiej- ekranik z guziczkami? Ogarnąć co i jak by to działało, jak "karmić" to urządzenie wiedzą i sprawić by działało... -
Wdech i wydech- pomyślała, wdychając powietrze głęboko i wypuszczając je powoli. Często, gdy się ekscytowała, miała tendencję do zapominania jak się oddycha. I no nadmiernej gestykulacji, co stale reprezentowała- na przykład ruszając palcami jak po klawiaturze, mówiąc o guziczkach.
-i jak ogarniemy to, to zabrać się za języki, które rzeczywiście potrzebują tłumaczeń. Wtedy, jeśli mielibyśmy coś, co działa- to można by wysłać nawet sowę do takiego specjalisty, do osoby która ten język zna od podszewki, że hej- działamy nad czymś, co może ci pomóc przyśpieszyć pracę, weź nam pomóż z tłumaczeniem. A może, ktoś z nauczycieli kogoś zna, kto mógłby pomóc.
W jej głowie był taki ciąg myśli, że musiała się dodatkowo skupiać żeby przesiać to, co warte powiedzenia, a co jeszcze może poczekać. Musiała wybrać słowa starannie, aby przekazać swoje myśli w sposób zrozumiały i interesujący- szczególnie, że Aidan widocznie zaciekawił się pomysłem- co Zosię niesamowicie cieszyło. Bo jakie to było miłe mieć kogoś, kto cię nie bierze od razu za jakiegoś wariata.
Jaki był kolejny temat?
A tak!
- Też nie głupie - odparła na jego zdanie co do budowania właśnie takich artefaktów- W sumie, oba podejścia są w porządku- tak mi się przynajmniej wydaje. A najlepiej, według mnie, to jakby "wymyślić" magiczny sposób, przyjrzeć się niemagicznemu, wypunktować błędy i zalety każdego z nich, i połączyć te najlepsze cechy w jedno...
Trudno jej było na ten moment stwierdzić, która z tych opcji była lepsza, i czy któraś z nich była łatwiejsza. Miała na ten temat za mało danych. Będzie musiała pobawić się technologią, jak wróci do domu- tam i tak nie może używać czarów, więc może akurat?
- Ale i tak spróbowałabym przekształcić jakiś niemagiczny artefakt na działający tutaj. Choćby w formie ćwiczeń i eksploracji ich technologii.- dodała na koniec. Bo i tak, w formie projektu pobocznego, spróbowałaby zrobić coś takiego.