01-07-2023, 12:59 PM
Uśmiechnął się nieco szerzej i rozłożył ręce odrobinę, jakby w zapraszającym, zadowolonym geście.
- Wspaniale! Ja rozumiem, że teoretycznie to dom intelektualistów, ale niektórzy czują się zbyt utytułowani. - Nie wskazałby palcem kto, ale wśród uczniów w każdym domu pojawiały się przypadki ciężkostrawne.
Sugestia, że Rose zaangażowałaby innych Ślizgonów do tego rodzaju odprowadzenia Dextera do łóżeczka - dobrze wiedział, że żartobliwa! - wywołała krótkie, powstrzymane parsknięcie. Spojrzał na nią unosząc brwi, ale nawet nie próbował ukryć rozbawienia wyraźnie sięgającego oczu.
- Próbowałabyś wrobić mnie w morderstwo, no ładnie. - Zamilkł dosłownie na sekundę, która miała jedynie dodać nieco napięcia. - Ale mam bardzo poważne podejrzenia i mogę poprzeć to dowodami, że szybko byś za mną zatęskniła. Może nie dzisiaj, ale jutro... pojutrze... - Otaksował ją nieco wzrokiem, dość jasno sugerując powód tej potencjalnej tęsknoty.
Składając ręce za plecami, ruszył za Rose niespiesznie, generalnie to mieli niby całą noc na ten spacerek do lochów. Blackwood ze swoją odznaką prefekta zapewniała pewien rodzaj immunitetu w razie jakby napotkali inny patrol. Zrównał się z nią zaraz krokiem, i idąc ramię w ramię dopiero odpowiedział na to pytanie.
- Myślisz, że zdradziłbym ci mój sekret buntownika? Jesteś prefektem, Blackwood, mogłabyś wykorzystać tę wiedzę przeciwko mnie. Co to za frajda łamać regulamin, jeśli wiedziałabyś gdzie i kiedy szukać delikwenta? - Oczywiście nadal było to żartobliwe, bo Beckett nie należał do tych, którzy nagminnie pakowali się w destrukcyjne kłopoty zagrażające życiu jego samego, czy też otoczenia. No bo czy picie alkoholu w sali muzycznej po ciszy nocnej było niebezpieczne? Poza tym to akurat miało miejsce z samą Rose i z tego co pamiętał, to nie narzekała ani trochę, wręcz była bardzo chętna. Westchnął trochę teatralnie. - Poza tym, jakbym z taką łatwością mówił o swoich tajemnicach, to stałbym się łatwym celem. Na pewne informacje trzeba sobie zasłużyć. - Nie patrzył na nią, patrzył przed siebie, uśmiechając się niby to niewinnie.
/zt wszyscy - przedawnienie
- Wspaniale! Ja rozumiem, że teoretycznie to dom intelektualistów, ale niektórzy czują się zbyt utytułowani. - Nie wskazałby palcem kto, ale wśród uczniów w każdym domu pojawiały się przypadki ciężkostrawne.
Sugestia, że Rose zaangażowałaby innych Ślizgonów do tego rodzaju odprowadzenia Dextera do łóżeczka - dobrze wiedział, że żartobliwa! - wywołała krótkie, powstrzymane parsknięcie. Spojrzał na nią unosząc brwi, ale nawet nie próbował ukryć rozbawienia wyraźnie sięgającego oczu.
- Próbowałabyś wrobić mnie w morderstwo, no ładnie. - Zamilkł dosłownie na sekundę, która miała jedynie dodać nieco napięcia. - Ale mam bardzo poważne podejrzenia i mogę poprzeć to dowodami, że szybko byś za mną zatęskniła. Może nie dzisiaj, ale jutro... pojutrze... - Otaksował ją nieco wzrokiem, dość jasno sugerując powód tej potencjalnej tęsknoty.
Składając ręce za plecami, ruszył za Rose niespiesznie, generalnie to mieli niby całą noc na ten spacerek do lochów. Blackwood ze swoją odznaką prefekta zapewniała pewien rodzaj immunitetu w razie jakby napotkali inny patrol. Zrównał się z nią zaraz krokiem, i idąc ramię w ramię dopiero odpowiedział na to pytanie.
- Myślisz, że zdradziłbym ci mój sekret buntownika? Jesteś prefektem, Blackwood, mogłabyś wykorzystać tę wiedzę przeciwko mnie. Co to za frajda łamać regulamin, jeśli wiedziałabyś gdzie i kiedy szukać delikwenta? - Oczywiście nadal było to żartobliwe, bo Beckett nie należał do tych, którzy nagminnie pakowali się w destrukcyjne kłopoty zagrażające życiu jego samego, czy też otoczenia. No bo czy picie alkoholu w sali muzycznej po ciszy nocnej było niebezpieczne? Poza tym to akurat miało miejsce z samą Rose i z tego co pamiętał, to nie narzekała ani trochę, wręcz była bardzo chętna. Westchnął trochę teatralnie. - Poza tym, jakbym z taką łatwością mówił o swoich tajemnicach, to stałbym się łatwym celem. Na pewne informacje trzeba sobie zasłużyć. - Nie patrzył na nią, patrzył przed siebie, uśmiechając się niby to niewinnie.