03-07-2023, 03:06 PM
Nawet jeśli osobiście absolutnie nie powiedziałby, że się puszy, to bierny postronny obserwator popukałby się w czoło, gdyby tylko Rose na głos przyznała, że Dex puszy się mniej. Jego ego ani trochę nie spuściło z tonu, poczucie pewnej wyższości nad pewnymi osobami nadal miało się dobrze. Jedynie stosunek do samej Blackwood zmienił się diametralnie, poza tym Beckett był nadal tym samym Beckettem.
Zaśmiał się krótkim, jednorazowym "Ha!" na jej przypuszczenia, że wszystkim kochankom grywa na pianinie. Rozbawiło go to z kilku powodów i jednego z nich nie omieszkał skomentować.
- A co, jesteś zazdrosna, że nie jesteś jedyna? - Nie sprecyzował czy mówi o jej potencjalnym byciu nie jedyną kochanką, czy nie jedyną uprzywilejowaną do słuchania jego umiejętności gry na instrumencie. Zaraz jednak to rozbawienie odrobine odpuściło, a uśmiech zbladł. Nie zniknął całkiem, ale stał się znacznie łagodniejszy, w pewien sposób bardziej szczery. Posłał jej też nieco intensywniejsze spojrzenie. - Ale tak, grywam moim wszystkim ulubionym kochankom, których horrendalnie długa list zawiera aż jedną osobę. - Tak, było to niebezpośrednie przyznanie się, że w tej chwili tylko z Rose oddaje się pewnym przyjemnościom, a już na pewno tylko ona ma pewne przywileje.
Bardzo możliwe, że ta rozmowa trwałaby dalej, ale zupełnie niespodziewane w podziemiach zjawisko pogodowe skutecznie urwało jakiekolwiek konwersacje przynajmniej w połowie pomieszczenia. Poza tym, że Dex i Rose wyraźnie byli w samym środku burzy, to i ludzie dookoła zostali też trochę poszkodowani.
W odruchu zaskoczenia, Beckett odskoczył nieco w bok, próbując umknąć przed ulewą. Zanim jednak zdążył złapać Gryfonkę i pociągnąć za sobą, ta już zniknęła, więc i on wycofał się bezpieczniej poza obszar rażenia... chyba głupiego żartu. Przetarł twarz, strzepnął trochę wody z włosów i mokrego swetra, po czym wyciskając rękawy rozejrzał się za Blackwood, dziwnie zmartwiony czy nic gorszego od przemoczenia i zranionej dumy jej się nie stało. Zauważył ją kilka metrów od siebie, wyżymającą włosy. Przepchnął się przez unikający burzliwego obszaru tłumek, znowu przecierając cieknące po czole i policzkach krople, aż dotarł do niej marszcząc brwi w powoli rosnącej irytacji całą sytuacją.
- Wszystko w porządku? Nie oberwałaś piorunem? - Nie wyglądała, jakby oberwała, ale zapytał z troski, bo poza ulewą i grzmiało i faktycznie się błyskało. Przyjrzał się jej nieco pobieżnie.
Zaśmiał się krótkim, jednorazowym "Ha!" na jej przypuszczenia, że wszystkim kochankom grywa na pianinie. Rozbawiło go to z kilku powodów i jednego z nich nie omieszkał skomentować.
- A co, jesteś zazdrosna, że nie jesteś jedyna? - Nie sprecyzował czy mówi o jej potencjalnym byciu nie jedyną kochanką, czy nie jedyną uprzywilejowaną do słuchania jego umiejętności gry na instrumencie. Zaraz jednak to rozbawienie odrobine odpuściło, a uśmiech zbladł. Nie zniknął całkiem, ale stał się znacznie łagodniejszy, w pewien sposób bardziej szczery. Posłał jej też nieco intensywniejsze spojrzenie. - Ale tak, grywam moim wszystkim ulubionym kochankom, których horrendalnie długa list zawiera aż jedną osobę. - Tak, było to niebezpośrednie przyznanie się, że w tej chwili tylko z Rose oddaje się pewnym przyjemnościom, a już na pewno tylko ona ma pewne przywileje.
Bardzo możliwe, że ta rozmowa trwałaby dalej, ale zupełnie niespodziewane w podziemiach zjawisko pogodowe skutecznie urwało jakiekolwiek konwersacje przynajmniej w połowie pomieszczenia. Poza tym, że Dex i Rose wyraźnie byli w samym środku burzy, to i ludzie dookoła zostali też trochę poszkodowani.
W odruchu zaskoczenia, Beckett odskoczył nieco w bok, próbując umknąć przed ulewą. Zanim jednak zdążył złapać Gryfonkę i pociągnąć za sobą, ta już zniknęła, więc i on wycofał się bezpieczniej poza obszar rażenia... chyba głupiego żartu. Przetarł twarz, strzepnął trochę wody z włosów i mokrego swetra, po czym wyciskając rękawy rozejrzał się za Blackwood, dziwnie zmartwiony czy nic gorszego od przemoczenia i zranionej dumy jej się nie stało. Zauważył ją kilka metrów od siebie, wyżymającą włosy. Przepchnął się przez unikający burzliwego obszaru tłumek, znowu przecierając cieknące po czole i policzkach krople, aż dotarł do niej marszcząc brwi w powoli rosnącej irytacji całą sytuacją.
- Wszystko w porządku? Nie oberwałaś piorunem? - Nie wyglądała, jakby oberwała, ale zapytał z troski, bo poza ulewą i grzmiało i faktycznie się błyskało. Przyjrzał się jej nieco pobieżnie.