18-07-2023, 03:26 AM
Ophelia wierzyła w to, czym się zajmowała. Sama przechodziła przez brytyjski, czarodziejski system edukacji, by wiedzieć, jak wiele mu brakuje. Co więcej, sama pracowała również w mugolskich szkołach, aż w końcu teraz była w stanie z łatwością wyliczyć wszystkie wady oraz zalety obu systemów. Na przykład jednym z problemów szkół magicznych był fakt, iż uczniowie w praktyce nie mieliby do kogo zwrócić się w obliczu problemu. Chodziło o osobę z odpowiednim wykształceniem, usposobieniem... A przede wszystkim o osobę bezstronną. Tego w szczególności brakowało w Hogwarcie. Bezstronności. Co z tego, że każdy z uczniów mógł zwrócić się do opiekuna swojego domu, kiedy ta sama osoba uczyła go godzinę wcześniej transmutacji, zaklęć, eliksirów, czy innej dziedziny. Co jeśli uczeń chciałby zwrócić uwagę na problemy w relacjach właśnie z tymże nauczycielem? Zwrócenie się z taką sprawą do dyrektora również zdawało się jakoś nie na miejscu. A jeśli problem był innej natury? Znęcanie się? Depresja? Pozornie bezpodstawne rozproszenie? Problemy w relacjach z innymi uczniami? Bo kto słyszał, żeby za czasów szkolnych Ophelii ktoś leciał do chociażby Severusa Snape'a, opiekuna jej domu, aby opowiedzieć o wszystkich swoich problemach, a przy okazji wypłakać się i w dodatku oczekiwać porady? Co prawda sama obecna szkolna psycholog chciałaby zobaczyć minę zmarłego już profesora w podobnej sytuacji, jednak nie w jej interesie było dzielić się takimi fantazjami z uczniami Hogwartu... Istotny był tu jej cel i bardzo proste powody. Wiedziała, że okres szkolny nie jest prosty i młodzież potrzebuje chociaż doraźnej pomocy.
Oczywiście nowe problemy generowały się same. Na przykład fakt, iż niewielu uczniów ufało nowemu wymysłowi, który przecież pani Everett musiała przeforsować również w samym Ministerstwie. Może węszyli jakiś podstęp, a może kierowali się tą samą zasadą, jaka ona wyznawała w ich wieku - że dorosłym w gruncie rzeczy niewarto ufać. Co z tego, że są bardziej doświadczeni, kiedy ich poglądy, w szczególności w społeczeństwie magicznym, zdawały się równać poglądom do pięciu pokoleń wstecz? Albo co z tego, jeśli zwierzenie się z danego problemu mogłoby wygenerować plotki? Co jeśli narażali się na wyśmianie, niezrozumienie...? Przynajmniej w tym Ophelia dopatrywała się źródła problemów w swoim zawodzie. Osoby, które do niej trafiały, zwykle miały problemy z zachowaniem. Rozmowa z psychologiem miała być przykrą karą w darmowym dodatku do szlabanu. I właśnie w takich przypadach wiedziała, że nie wygra... A przynajmniej droga do zwycięstwa byłaby bardzo długa i obciążająca dla obu stron. Była na to gotowa, nie bała się wyzwań.
Rzecz w tym, że absolutnie nie spodziewała się o tej porze nikogo. Nikt się nie zapowiadał, nikt nie został jej podesłany z informacją, co takiego przeskrobał. A jednak niewiele myśląc dogasiła papierosa, który umilał jej właśnie czas wolny, a następnie krótkim machnięciem ręki uchyliła okno znajdujące się tuż przy biurku. Okropny nałóg, który ciągnął się z nią od lat szkolnych, a którego nie wypadalo propagować wśród i tak podatnej młodzieży. Naiwnie wierzyła, że jej gabinet wcale nie przyjął już podobnej woni na stałe.
Zawołała, aby niezapowiedziany gość wszedł do środka i uniosła lekko brwi widząc Zofię, która w jej ocenie nie wyglądała na osobę, która mogłaby zostać przysłana tu za karę. Była jednak w pełni świadoma, że pozory mogą mylić i nie wydała oficjalnego osądu, póki dziewczynka przed nią nie odezwała się.
W tym czasie kobieta wstała od biurka oraz obeszła je, aby zaraz oprzeć się o jego bok biodrem. Skinęła jej przy tym głową na powitanie. Z pewnością odpowiedziałaby pełnym dzień dobry, jednak Krukonka wyglądała, jakby przyszła tu z misją i nie zamierzała wchodzić jej w słowo.
Gdy Zosia zamilkła, Ophelia wskazała ruchem ręki ku kanapie, a sama skierowała się na fotel.
- Skoro tylko jedno z nich jest oczywiste, może usiądziesz?
W takich sytuacjach aż kusiło poprosić, aby dziewczyna się nie denerwowała, nie krępowała i mówiła od razu wprost, jednak wiedziała, że takie słowa ostatecznie niewiele dają. Na takie rzeczy mogła mieć wpływ jedynie własnym zachowaniem, a więc w pierwszej kolejności chciała zapewnić Zosi swobodę i poczucie, że z czymkolwiek nie przyszła, zostanie wysłuchana. A jeśli tylko miało być tego dużo, może zaschnąć w gardle, w związku z czym panna Everett machnęła zaraz ręką, aby karafka pełna wody oraz dwie szklanki z jednej z bocznych półek przyleciały na stolik znajdujący się między kanapą a fotelem. Następnie naczynie napełniło obie szklanki do połowy i również opadło na blat.
- To o co chodzi? - spytała bardzo swobodnie, jakby zaraz miały rozpocząć przyjazną pogawędkę, a między nimi nie było żadnych barier.
Nauczona pewnym doświadczeniem, Ophelia nie miała oczekiwań. Doskonale wiedziała, że pytanie może ją zaskoczyć, a więc dawała póki co jak najwięcej przestrzeni Zosi.
Oczywiście nowe problemy generowały się same. Na przykład fakt, iż niewielu uczniów ufało nowemu wymysłowi, który przecież pani Everett musiała przeforsować również w samym Ministerstwie. Może węszyli jakiś podstęp, a może kierowali się tą samą zasadą, jaka ona wyznawała w ich wieku - że dorosłym w gruncie rzeczy niewarto ufać. Co z tego, że są bardziej doświadczeni, kiedy ich poglądy, w szczególności w społeczeństwie magicznym, zdawały się równać poglądom do pięciu pokoleń wstecz? Albo co z tego, jeśli zwierzenie się z danego problemu mogłoby wygenerować plotki? Co jeśli narażali się na wyśmianie, niezrozumienie...? Przynajmniej w tym Ophelia dopatrywała się źródła problemów w swoim zawodzie. Osoby, które do niej trafiały, zwykle miały problemy z zachowaniem. Rozmowa z psychologiem miała być przykrą karą w darmowym dodatku do szlabanu. I właśnie w takich przypadach wiedziała, że nie wygra... A przynajmniej droga do zwycięstwa byłaby bardzo długa i obciążająca dla obu stron. Była na to gotowa, nie bała się wyzwań.
Rzecz w tym, że absolutnie nie spodziewała się o tej porze nikogo. Nikt się nie zapowiadał, nikt nie został jej podesłany z informacją, co takiego przeskrobał. A jednak niewiele myśląc dogasiła papierosa, który umilał jej właśnie czas wolny, a następnie krótkim machnięciem ręki uchyliła okno znajdujące się tuż przy biurku. Okropny nałóg, który ciągnął się z nią od lat szkolnych, a którego nie wypadalo propagować wśród i tak podatnej młodzieży. Naiwnie wierzyła, że jej gabinet wcale nie przyjął już podobnej woni na stałe.
Zawołała, aby niezapowiedziany gość wszedł do środka i uniosła lekko brwi widząc Zofię, która w jej ocenie nie wyglądała na osobę, która mogłaby zostać przysłana tu za karę. Była jednak w pełni świadoma, że pozory mogą mylić i nie wydała oficjalnego osądu, póki dziewczynka przed nią nie odezwała się.
W tym czasie kobieta wstała od biurka oraz obeszła je, aby zaraz oprzeć się o jego bok biodrem. Skinęła jej przy tym głową na powitanie. Z pewnością odpowiedziałaby pełnym dzień dobry, jednak Krukonka wyglądała, jakby przyszła tu z misją i nie zamierzała wchodzić jej w słowo.
Gdy Zosia zamilkła, Ophelia wskazała ruchem ręki ku kanapie, a sama skierowała się na fotel.
- Skoro tylko jedno z nich jest oczywiste, może usiądziesz?
W takich sytuacjach aż kusiło poprosić, aby dziewczyna się nie denerwowała, nie krępowała i mówiła od razu wprost, jednak wiedziała, że takie słowa ostatecznie niewiele dają. Na takie rzeczy mogła mieć wpływ jedynie własnym zachowaniem, a więc w pierwszej kolejności chciała zapewnić Zosi swobodę i poczucie, że z czymkolwiek nie przyszła, zostanie wysłuchana. A jeśli tylko miało być tego dużo, może zaschnąć w gardle, w związku z czym panna Everett machnęła zaraz ręką, aby karafka pełna wody oraz dwie szklanki z jednej z bocznych półek przyleciały na stolik znajdujący się między kanapą a fotelem. Następnie naczynie napełniło obie szklanki do połowy i również opadło na blat.
- To o co chodzi? - spytała bardzo swobodnie, jakby zaraz miały rozpocząć przyjazną pogawędkę, a między nimi nie było żadnych barier.
Nauczona pewnym doświadczeniem, Ophelia nie miała oczekiwań. Doskonale wiedziała, że pytanie może ją zaskoczyć, a więc dawała póki co jak najwięcej przestrzeni Zosi.