03-09-2023, 08:06 PM
W jakiś sposób cieszyła się, ze on też chce o tym, później, kiedyś, pogadać. Z drugiej im dłużej myślała to nie wiedziała jak ta rozmowa miałaby wyglądać. I jak ona, mając skonfrontować swoje uczucia przed/w trakcie/ i po amortencji, miałaby się czuć.
Ale, jak było to powtarzane już około dziesięć razy, nie czas, nie miejsce. Koniec, basta, finito.
- Jak tak dalej pójdzie, to będą musieli napisać książkę, a nie tylko kilka kartek - odpowiedziała z chichotem na jego podniosłe stwierdzenie o zapisaniu się w historii. Niestety, nie trafiło na parę cichych myszek, która po prostu chce przeżyć od września do czerwca.
Znaczy no, Zosia może i aspirowała do bycia taką cichą myszką, ale fortuna kołem się toczy, wyszło inaczej. Panta Rhei, jak to mówią...
Czekaj, co?
Sillencio. No i tu ją ma.
Zastanowiła się chwilę, próbując sobie przypomnieć.
-... No to bomby muszą pozostać głośne, no nic nie zrobimy, nie można mieć wszystkiego.
Wiedziała że takie zaklęcie jest, ale, cóż, nie mogła powiedzieć że je opanowała. Wzięła kolejny łyk wina.
Przynajmniej mogą zadziałać szybko, bo odpada im motyw rzucania zaklęć. Ale i tak trzeba obmyślić plan. Jak najlepiej rzucić te bomby, by jak najbardziej odsunąć od siebie przypuszczenia?
- Hmm. Tylko jak to... - zaczęła, zastanawiając się nad kubkiem wina- może poturlać ją, mając nadzieje że ktoś w amoku na nią stanie i to wybuchnie? Bo rzut przez pokój może być zbyt zwracający uwagę?
Gdy pokazał jej swoją kartkę, to najprościej rzecz ujmując, pozytywnie się zaskoczyła. To, ze mają akurat te same zadania do zrobienia by wygrać bingo było swego rodzaju błogosławieństwem losu. Tak jakby coś chciało żeby to bingo zostało zrobione.
- O popatrz. Jakby się uparł, to można zrobić... dwa na raz? Zjeść kaczogłowy i próbować pod wpływem udawać nauczyciela? Taka forma wyzwania? - mimo kubka wina, który powoli wysączyła do dna, jej mózg wszedł na zaskakujące (jak na stan i porę) obroty, próbując zmaksymalizować potencjalne zyski, przy jak najmniejszej stracie czasu. Mogą to wygrać! Nie wiedzą nawet co, ale mogą!
Ale, jak było to powtarzane już około dziesięć razy, nie czas, nie miejsce. Koniec, basta, finito.
- Jak tak dalej pójdzie, to będą musieli napisać książkę, a nie tylko kilka kartek - odpowiedziała z chichotem na jego podniosłe stwierdzenie o zapisaniu się w historii. Niestety, nie trafiło na parę cichych myszek, która po prostu chce przeżyć od września do czerwca.
Znaczy no, Zosia może i aspirowała do bycia taką cichą myszką, ale fortuna kołem się toczy, wyszło inaczej. Panta Rhei, jak to mówią...
Czekaj, co?
Sillencio. No i tu ją ma.
Zastanowiła się chwilę, próbując sobie przypomnieć.
-... No to bomby muszą pozostać głośne, no nic nie zrobimy, nie można mieć wszystkiego.
Wiedziała że takie zaklęcie jest, ale, cóż, nie mogła powiedzieć że je opanowała. Wzięła kolejny łyk wina.
Przynajmniej mogą zadziałać szybko, bo odpada im motyw rzucania zaklęć. Ale i tak trzeba obmyślić plan. Jak najlepiej rzucić te bomby, by jak najbardziej odsunąć od siebie przypuszczenia?
- Hmm. Tylko jak to... - zaczęła, zastanawiając się nad kubkiem wina- może poturlać ją, mając nadzieje że ktoś w amoku na nią stanie i to wybuchnie? Bo rzut przez pokój może być zbyt zwracający uwagę?
Gdy pokazał jej swoją kartkę, to najprościej rzecz ujmując, pozytywnie się zaskoczyła. To, ze mają akurat te same zadania do zrobienia by wygrać bingo było swego rodzaju błogosławieństwem losu. Tak jakby coś chciało żeby to bingo zostało zrobione.
- O popatrz. Jakby się uparł, to można zrobić... dwa na raz? Zjeść kaczogłowy i próbować pod wpływem udawać nauczyciela? Taka forma wyzwania? - mimo kubka wina, który powoli wysączyła do dna, jej mózg wszedł na zaskakujące (jak na stan i porę) obroty, próbując zmaksymalizować potencjalne zyski, przy jak najmniejszej stracie czasu. Mogą to wygrać! Nie wiedzą nawet co, ale mogą!