06-09-2023, 07:53 PM
Zachichotał z rozbawienia i odrobinę nerwowego zawstydzenia, bo obawa Sophie była dość oczywista, a on jakoś zupełnie nie pomyślał o tym, że taki mógłby być ostateczny wynik wtykania sobie fasolek wszystkich smaków do uszu.
- Racja, mogłyby to być problematyczne. Pozostaje nadzieja, że spodziewany huk aż tak cię nie przestraszy. No i zupełnie nieoczekiwana burza może też okaże się pomocna, wiesz, podświadomie już oczekujesz na pewne odgłosy. - Z pewnością przez chwilę obydwoje doświadczą nieznośnego pisku w uszach, bo będą przecież tuż przy źródle wybuchu, więc najprawdopodobniej będą do siebie później krzyczeć, żeby słyszeć co drugie mówi. Wygrana w bingo w wielkim stylu.
- Gwizd mógłby zwrócić na nas niepotrzebną uwagę, ale może w sumie samo skinienie wystarczy? Wiesz, zajmiemy pozycję, kiedy będziemy gotowi to odnajdziemy się wzrokiem, jedno z nas skinie głową, odliczymy... dziesięć to nie za dużo? Może pięć sekund? I, ups, upuszczamy bomby, wycofując się już powoli w kierunku blekotu. - Mając za sobą całe lata płatania psikusów w rodzinnym kasynie, Pascal nauczył się już, że ludzie wbrew pozorom wcale nie zwracają za dużo uwagi na innych, szczególnie jeśli coś wokoło się dzieje, są na czymś skupieni i tak naprawdę nie chcą widzieć otoczenia. Upojenie alkoholiczne i dobra zabawa również działały na korzyść praknowiczów.
- Okej, to ja idę tam obok bójki, ty do tańczących ludzi, nie powinniśmy mieć większych problemów z zauważeniem się na odległość... - Nie byli krasnalami, więc nie zginą w tłumie, dadzą radę. Dopił swoje wino, odstawił kubeczek na stół z cichym plastikowym "tap". - Towarzyszko Sophie, powodzenia na misji! - Uśmiechając się szeroko, zasalutował jej nawet i jak tylko Sophie wyraziła gotowość do akcji, rozeszli się w dwóch różnych kierunkach.
Lawirując między zebranymi w piwnicy uczniami, Pascal dotarł na wybrane wcześniej miejsce. Niby to zwykły przypadkowy gap najpierw spojrzał z udawanym zainteresowaniem na wynikłą sprzeczkę, po czym rozejrzał się po sali w poszukiwaniu Sophie. Oczywiście zrobił to niby nigdy nic, jakby wcale nic nie planował! Jak tylko dostrzegł blond koleżankę, uśmiechnął się nieznacznie pod nosem i sięgnął do kieszeni marynarki, zacisnął lekko palce na spoczywającej tam kuli, po czym widząc gotowość Krukonki, skinął głową i zaczął w głowie wielkie odliczanie.
Pięć... Spojrzał znowu na tłumek obserwujący zagorzałą sprzeczkę. Cztery... Wyciągnął nieco szyję, niby zainteresowany przebiegiem tej kłótni. Trzy... Upewnił się, że nikt z zebranych nie patrzy w jego kierunku. Dwa... Powolutku, nieznaczącym nic ruchem zaczął wyciągać dłoń z kieszeni. Jeden... Wdech, wydech i... jak wyciągnął całkiem rękę z kieszeni, postąpił krok w nieokreślonym kierunku i upuścił brokatową bombę.
- Racja, mogłyby to być problematyczne. Pozostaje nadzieja, że spodziewany huk aż tak cię nie przestraszy. No i zupełnie nieoczekiwana burza może też okaże się pomocna, wiesz, podświadomie już oczekujesz na pewne odgłosy. - Z pewnością przez chwilę obydwoje doświadczą nieznośnego pisku w uszach, bo będą przecież tuż przy źródle wybuchu, więc najprawdopodobniej będą do siebie później krzyczeć, żeby słyszeć co drugie mówi. Wygrana w bingo w wielkim stylu.
- Gwizd mógłby zwrócić na nas niepotrzebną uwagę, ale może w sumie samo skinienie wystarczy? Wiesz, zajmiemy pozycję, kiedy będziemy gotowi to odnajdziemy się wzrokiem, jedno z nas skinie głową, odliczymy... dziesięć to nie za dużo? Może pięć sekund? I, ups, upuszczamy bomby, wycofując się już powoli w kierunku blekotu. - Mając za sobą całe lata płatania psikusów w rodzinnym kasynie, Pascal nauczył się już, że ludzie wbrew pozorom wcale nie zwracają za dużo uwagi na innych, szczególnie jeśli coś wokoło się dzieje, są na czymś skupieni i tak naprawdę nie chcą widzieć otoczenia. Upojenie alkoholiczne i dobra zabawa również działały na korzyść praknowiczów.
- Okej, to ja idę tam obok bójki, ty do tańczących ludzi, nie powinniśmy mieć większych problemów z zauważeniem się na odległość... - Nie byli krasnalami, więc nie zginą w tłumie, dadzą radę. Dopił swoje wino, odstawił kubeczek na stół z cichym plastikowym "tap". - Towarzyszko Sophie, powodzenia na misji! - Uśmiechając się szeroko, zasalutował jej nawet i jak tylko Sophie wyraziła gotowość do akcji, rozeszli się w dwóch różnych kierunkach.
Lawirując między zebranymi w piwnicy uczniami, Pascal dotarł na wybrane wcześniej miejsce. Niby to zwykły przypadkowy gap najpierw spojrzał z udawanym zainteresowaniem na wynikłą sprzeczkę, po czym rozejrzał się po sali w poszukiwaniu Sophie. Oczywiście zrobił to niby nigdy nic, jakby wcale nic nie planował! Jak tylko dostrzegł blond koleżankę, uśmiechnął się nieznacznie pod nosem i sięgnął do kieszeni marynarki, zacisnął lekko palce na spoczywającej tam kuli, po czym widząc gotowość Krukonki, skinął głową i zaczął w głowie wielkie odliczanie.
Pięć... Spojrzał znowu na tłumek obserwujący zagorzałą sprzeczkę. Cztery... Wyciągnął nieco szyję, niby zainteresowany przebiegiem tej kłótni. Trzy... Upewnił się, że nikt z zebranych nie patrzy w jego kierunku. Dwa... Powolutku, nieznaczącym nic ruchem zaczął wyciągać dłoń z kieszeni. Jeden... Wdech, wydech i... jak wyciągnął całkiem rękę z kieszeni, postąpił krok w nieokreślonym kierunku i upuścił brokatową bombę.