06-09-2023, 08:47 PM
Z jednej strony czuła ekscytację, a z drugiej powoli zaczynał do tego wielkiego uczuciowego kotła wchodzić stres. Z dwojga złego, niemalże zapomniała (na tyle, ile było można) o pocałunku, bo była całkowicie pochłonięta psikusem i bingo.
- Dobra, skinienie, pięć sekund. Lecimy z tym! - odpowiedziała, kwitując to skinieniem głowy - Powodzenia, Towarzyszu Boleyn. Proszę wrócić cały i zdrowy - dodała, salutując w odpowiedzi na jego salut, po czym udała się w przeciwny tłum.
Zosia próbowała przebić się przez gwarny tłum tańczących ludzi, jednocześnie próbując się wmieszać. Wokół niej migotały lekko światła, muzyka grała a ludzie kręcili się w jej rytm, tworząc niemal jeden, żywy organizm, oddychający w rytm basu.
Wiedziała, że aby sprawić wszystkim jeszcze większą niespodziankę, musi znaleźć się na środku tej ekstatycznej zabawy. A żeby się tam znaleźć musi przynajmniej udawać że tańczy. Nie była typem tanecznego zwierzęcia, ale lubiła się czasami pobujać w rytm muzyki, dlatego o dziwo nie sprawiło jej to aż takiego problemu.
Gdy tylko pojawiła się luka w tłumie, niby nie planując, przesunęła się na środek wypełnionego parkietu. Nadal tańcząc, szukała w tłumie po przeciwnej stronie sali Pascala. Nie było to jakoś niesamowicie trudne, ale wystarczająco, by dodatkowo podnieść poziom adrenaliny. O, jest! Znalazła.
Lekko (i pewnie z tej odległości prawie nie do zobaczenia) skinęła mu głową.
Nie przestając tańczyć, zamknęła oczy i zaczęła odliczać.
Raz. Wdech. Zosia tańczyła dając się ponieść muzyce na tyle, ile była w stanie w takiej sytuacji.
Dwa. Wydech. Wyciągnęła z kieszeni spódnicy bombę i zacisnęła na niej mocno palce.
Trzy. Auć, dostała z łokcia. Ale to dobrze, znaczy że jest tu ciasno i nikt nie patrzy na nogi.
Cztery. Głęboki wdech. Spokojnie Zosiu, będzie fajnie.
Pięć. Zosia upuściła bombę, koniuszkami palców odpychając ją od siebie w kierunku nóg osób za nią, próbując jednocześnie w tańcu przesunąć się trochę do przodu.
- Dobra, skinienie, pięć sekund. Lecimy z tym! - odpowiedziała, kwitując to skinieniem głowy - Powodzenia, Towarzyszu Boleyn. Proszę wrócić cały i zdrowy - dodała, salutując w odpowiedzi na jego salut, po czym udała się w przeciwny tłum.
Zosia próbowała przebić się przez gwarny tłum tańczących ludzi, jednocześnie próbując się wmieszać. Wokół niej migotały lekko światła, muzyka grała a ludzie kręcili się w jej rytm, tworząc niemal jeden, żywy organizm, oddychający w rytm basu.
Wiedziała, że aby sprawić wszystkim jeszcze większą niespodziankę, musi znaleźć się na środku tej ekstatycznej zabawy. A żeby się tam znaleźć musi przynajmniej udawać że tańczy. Nie była typem tanecznego zwierzęcia, ale lubiła się czasami pobujać w rytm muzyki, dlatego o dziwo nie sprawiło jej to aż takiego problemu.
Gdy tylko pojawiła się luka w tłumie, niby nie planując, przesunęła się na środek wypełnionego parkietu. Nadal tańcząc, szukała w tłumie po przeciwnej stronie sali Pascala. Nie było to jakoś niesamowicie trudne, ale wystarczająco, by dodatkowo podnieść poziom adrenaliny. O, jest! Znalazła.
Lekko (i pewnie z tej odległości prawie nie do zobaczenia) skinęła mu głową.
Nie przestając tańczyć, zamknęła oczy i zaczęła odliczać.
Raz. Wdech. Zosia tańczyła dając się ponieść muzyce na tyle, ile była w stanie w takiej sytuacji.
Dwa. Wydech. Wyciągnęła z kieszeni spódnicy bombę i zacisnęła na niej mocno palce.
Trzy. Auć, dostała z łokcia. Ale to dobrze, znaczy że jest tu ciasno i nikt nie patrzy na nogi.
Cztery. Głęboki wdech. Spokojnie Zosiu, będzie fajnie.
Pięć. Zosia upuściła bombę, koniuszkami palców odpychając ją od siebie w kierunku nóg osób za nią, próbując jednocześnie w tańcu przesunąć się trochę do przodu.