07-09-2023, 03:45 AM
Największą zmorą pracy panny Ophelii Everett był fakt, iż praktycznie nikt nie miał pojęcia, co tak naprawdę tu robiła. Ministerstwo przyglądało się z tego powodu sytuacji w Hogwarcie, jednak nie dostrzegali żadnego zagrożenia w czymś takim jak psycholog szkolny. Inna sprawa, że nie dostrzegali w całym tym pomyśle też żadnej, zdaje się nawet najmniejszej, wartości. Kto wie, czy przepchnęłaby swój pomysł, gdyby nie znane i poważane nazwisko w świecie czarodziejów? Gdyby bliscy członkowie rodziny nie zajmowali wysokich pozycji w Ministerstwie? Ci sami, którzy chociaż niechętnie poparli pomysł, którego również nie rozumieli - może poza jej starszym bratem, który próbował rozumieć - a dużo chętniej załatwiliby mocą nepotyzmu wygodne stanowisko tuż obok siebie. A robiłaby wreszcie coś poważniejszego niż... Niż powrót do Hogwartu! Nie wiem, czy wiecie, ale do tej pory nie było w Hogwarcie psychologa szkolnego. Ten pomysł musiał się spotkać z odpowiednimi komentarzami! Jakoś jak ja chodziłem do Hogwartu, nie było nic podobnego i jak na tym wyszedłem? Te wszystkie momenty, kiedy Ophelia musiała ugryźć się w język, zamiast wytknąć im wszystkim, jak na tym wyszli. Zdawali się nie do końca rozumieć traumy, jakie przechodzili uczniowie w bezpiecznych czasach, nie wspominając już o wszystkich walkach i okrucieństwach, jakich byli świadkiem lata temu! Ale przecież wyrośli na szanowanych członków Ministerstwa, no to musiało być dobrze, prawda?
Ale trafiła tutaj. Dała radę. A co ważniejsze - największą zaletą jej pracy, był fakt, iż praktycznie nikt nie miał pojęcia, co tak naprawdę tu robiła. Naprawdę! Nikt nie kwestionował jej metod - a była perfekcjonistką, więc wszystko to, co robiła, wykonywała na sto procent, albo wcale, więc mieli sporo szczęścia. Nikt nie wtrącał się w to, jak wykonywała swoją pracę. Owszem, musiała raportować niektóre rzeczy - oczywiście bez wyjawiwania sekretów garstki uczniów, którzy faktycznie byli zainteresowani wizytami u pani psycholog, i to dobrowolnie, ani nawet tych, którzy trafiali na tę kanapę wbrew swojej woli. To tylko nudne statystyki, czy pobieżne obserwacje, którymi stale argumentowała realną potrzebę istnienia tego stanowiska w szkole. W każdej szkole, ale jeśli rewolucja magicznego szkolnictwa miała rozpocząć się w Wielkiej Brytanii, to ona była na to gotowa.
W każdym razie, urok tego stanowiska pozwalał jej chociażby rozpocząć pracę z Zosią... Cóż, pogawędką. Chciała dowiedzieć się trochę o jej potrzebach i może ocieplić własny wizerunek, jeśli było to konieczne - a kobieta zdawała sobie sprawę, że komentarze o braku potrzeby istnienia podobnego stanowiska pojawiały się nie tylko w jej domu rodzinnym, ale również w domach rodzinnych tych wszystkich dzieciaków.
- W grę wchodzi wszystko. Zależnie od potrzeby. - odparła od razu, a zwięzłość jej wypowiedzi wiązała się jedynie z tym, że to jednak Krukonce chciała dać jak najwięcej przestrzeni do swobodnych wypowiedzi. - Twojej potrzeby, oczywiście. Póki co, nie mnie oceniać.
To jej praca, oczywiście, ale była też ciekawa, tak po ludzku, co ją tu sprowadzało, choć miała miłe przeczucie, że dziewczyna wiedziała, czego chce i to właśnie pchnęło ją w jej kierunku. Inni uczniowie podchodzili do niej z dużą ostrożnością i raczej krępowali się przed poczynieniem podobnego ruchu, nie wiedząc, czego się spodziewać. Czasem, choć też rzadko, podążyli za odpowiednią sugestią opiekuna swojego domu, a najczęściej, niestety, pojawiały się tu osoby, które wcale nie miały ochoty znaleźć się mimo wszystko na, bezsprecznie bardzo wygodnej, kanapie. Niektórzy przekonywali się w trakcie, inni nie zdążyli jeszcze dojrzeć do myśli, że być może była tu tylko po to, by im pomóc, a nie tylko jako alternatywa, czy mały bonus do szlabanu.
Dziewczynka przed nią była inna i choć był to powód do radości, Ophelia miała w sobie rzecz jasna wystarczająco dużo empatii, by nieco zmartwić się, jaki rodzaj problemów sprawił, by przyszła sama z siebie. Tego oczywiście nie dała po sobie poznać. Byłoby to nieprofesjonalne. Ponadto, przy tym pierwszym spotkaniu, stawiała mimo wszystko na ukazanie pewnego klimatu. Bezpieczeństwa. Przytulności. Tak, rzeczy, o których nieraz mówiło się terapeucie wymagały pewnego stopnia przytulności.
Dopiero słysząc o Polsce, Ophelia skojarzyła, z kim miała do czynienia. Choć nie prowadziła oficjalnie żadnych zajęć - a jednak dała już znać, że w razie potrzeby chętnie przyjdzie na zastępstwo na zajęcia mugoloznawstwa - starała się choć trochę nadążać za nowymi twarzami, czy nazwiskami. Zadanie to było dużo trudniejsze dla niej, niż dla wszystkich nauczycieli, czy nawet niektórych pracowników, jednak osoby, które rozpoczynały naukę w tej szkole nie od pierwszego roku, były dużo prostsze do zapamiętania. To z pewnością musiała być Zofia Nazwisko-Niewymawialne. Albo co najmniej Zofia Nazwisko-Które-Z-Pewnością-Pokaleczyłaby-Swoją-Wymową.
Pokiwała więc głową ze zrozumieniem.
- Świetnie - powiedziała najpierw nieco ciszej w chwili zastanowienia, aby dopiero po krótkiej chwili wyjaśnić, dlaczego było to świetne. - Ekhm. Świetnie usłyszeć, że mam nadzieję, będę mogła pomóc ci nieco lepiej, niż mugolscy specjaliści. Nie umniejszając im w żaden sposób, przecież to oni są dla nas prekursorami, możliwość nie zatajania istotnych fragmentów swojego życia, a więc magii, na pewno ma znaczenie.
Była z siebie dumna. To dla takich momentów właśnie tu była. Chciała to też zatuszować, jednak jeśli tylko Zosia była dobrym obserwatorem, mogła dostrzec pewną zmianę w postawie, w tonie, w zachowaniu pani psycholog. Była dumna, ale nie w taki zarozumiały sposób, który mógłby zniechęcić. Tak samo, jak Krukonka pracowała nad swoimi najróżniejszymi wynalazkami, tak teraz to właśnie wynalazek Ophelii zaczął działać dużo lepiej niż dotychczas - nie w sposób ledwie zadowalający, a bardzo dobry, godny podziwu.
Ale trafiła tutaj. Dała radę. A co ważniejsze - największą zaletą jej pracy, był fakt, iż praktycznie nikt nie miał pojęcia, co tak naprawdę tu robiła. Naprawdę! Nikt nie kwestionował jej metod - a była perfekcjonistką, więc wszystko to, co robiła, wykonywała na sto procent, albo wcale, więc mieli sporo szczęścia. Nikt nie wtrącał się w to, jak wykonywała swoją pracę. Owszem, musiała raportować niektóre rzeczy - oczywiście bez wyjawiwania sekretów garstki uczniów, którzy faktycznie byli zainteresowani wizytami u pani psycholog, i to dobrowolnie, ani nawet tych, którzy trafiali na tę kanapę wbrew swojej woli. To tylko nudne statystyki, czy pobieżne obserwacje, którymi stale argumentowała realną potrzebę istnienia tego stanowiska w szkole. W każdej szkole, ale jeśli rewolucja magicznego szkolnictwa miała rozpocząć się w Wielkiej Brytanii, to ona była na to gotowa.
W każdym razie, urok tego stanowiska pozwalał jej chociażby rozpocząć pracę z Zosią... Cóż, pogawędką. Chciała dowiedzieć się trochę o jej potrzebach i może ocieplić własny wizerunek, jeśli było to konieczne - a kobieta zdawała sobie sprawę, że komentarze o braku potrzeby istnienia podobnego stanowiska pojawiały się nie tylko w jej domu rodzinnym, ale również w domach rodzinnych tych wszystkich dzieciaków.
- W grę wchodzi wszystko. Zależnie od potrzeby. - odparła od razu, a zwięzłość jej wypowiedzi wiązała się jedynie z tym, że to jednak Krukonce chciała dać jak najwięcej przestrzeni do swobodnych wypowiedzi. - Twojej potrzeby, oczywiście. Póki co, nie mnie oceniać.
To jej praca, oczywiście, ale była też ciekawa, tak po ludzku, co ją tu sprowadzało, choć miała miłe przeczucie, że dziewczyna wiedziała, czego chce i to właśnie pchnęło ją w jej kierunku. Inni uczniowie podchodzili do niej z dużą ostrożnością i raczej krępowali się przed poczynieniem podobnego ruchu, nie wiedząc, czego się spodziewać. Czasem, choć też rzadko, podążyli za odpowiednią sugestią opiekuna swojego domu, a najczęściej, niestety, pojawiały się tu osoby, które wcale nie miały ochoty znaleźć się mimo wszystko na, bezsprecznie bardzo wygodnej, kanapie. Niektórzy przekonywali się w trakcie, inni nie zdążyli jeszcze dojrzeć do myśli, że być może była tu tylko po to, by im pomóc, a nie tylko jako alternatywa, czy mały bonus do szlabanu.
Dziewczynka przed nią była inna i choć był to powód do radości, Ophelia miała w sobie rzecz jasna wystarczająco dużo empatii, by nieco zmartwić się, jaki rodzaj problemów sprawił, by przyszła sama z siebie. Tego oczywiście nie dała po sobie poznać. Byłoby to nieprofesjonalne. Ponadto, przy tym pierwszym spotkaniu, stawiała mimo wszystko na ukazanie pewnego klimatu. Bezpieczeństwa. Przytulności. Tak, rzeczy, o których nieraz mówiło się terapeucie wymagały pewnego stopnia przytulności.
Dopiero słysząc o Polsce, Ophelia skojarzyła, z kim miała do czynienia. Choć nie prowadziła oficjalnie żadnych zajęć - a jednak dała już znać, że w razie potrzeby chętnie przyjdzie na zastępstwo na zajęcia mugoloznawstwa - starała się choć trochę nadążać za nowymi twarzami, czy nazwiskami. Zadanie to było dużo trudniejsze dla niej, niż dla wszystkich nauczycieli, czy nawet niektórych pracowników, jednak osoby, które rozpoczynały naukę w tej szkole nie od pierwszego roku, były dużo prostsze do zapamiętania. To z pewnością musiała być Zofia Nazwisko-Niewymawialne. Albo co najmniej Zofia Nazwisko-Które-Z-Pewnością-Pokaleczyłaby-Swoją-Wymową.
Pokiwała więc głową ze zrozumieniem.
- Świetnie - powiedziała najpierw nieco ciszej w chwili zastanowienia, aby dopiero po krótkiej chwili wyjaśnić, dlaczego było to świetne. - Ekhm. Świetnie usłyszeć, że mam nadzieję, będę mogła pomóc ci nieco lepiej, niż mugolscy specjaliści. Nie umniejszając im w żaden sposób, przecież to oni są dla nas prekursorami, możliwość nie zatajania istotnych fragmentów swojego życia, a więc magii, na pewno ma znaczenie.
Była z siebie dumna. To dla takich momentów właśnie tu była. Chciała to też zatuszować, jednak jeśli tylko Zosia była dobrym obserwatorem, mogła dostrzec pewną zmianę w postawie, w tonie, w zachowaniu pani psycholog. Była dumna, ale nie w taki zarozumiały sposób, który mógłby zniechęcić. Tak samo, jak Krukonka pracowała nad swoimi najróżniejszymi wynalazkami, tak teraz to właśnie wynalazek Ophelii zaczął działać dużo lepiej niż dotychczas - nie w sposób ledwie zadowalający, a bardzo dobry, godny podziwu.