10-09-2023, 04:51 PM
W miarę jak wywar z blekotu działał coraz silniej, Zosia i Pascal znaleźli się w coraz bardziej absurdalnej sytuacji. Zosia próbowała naśladować zachowanie pana Beaufort, ale było to trudniejsze, niż się spodziewała. Jej myśli może i były trzeźwe, ale słowa, które wypowiadała, stawały się coraz bardziej bezsensowne.
Na jego słowa Zosia zrobiła udawanie zdenerwowaną minę i uniosła palec do góry.
- P r o s z ę w to nie mieszać małp, panie Boleyn! Wystarczy że zostały już skrzywdzone umiejętnością latania przez tych ciućmoków*!
Jej ręce gestykulowały w powietrzu, podkreślając każdą słowami. Chociaż wiedziała, że to, co mówi, nie ma sensu, nie potrafiła się powstrzymać przed kontynuowaniem tego absurdu.
-I nie jestem żadnym rastrem!
Kilka głębszych wdechów. Rastrem? Serio? W którą stronę to poszło, Zośka?
- Ludziom wydaje się, że krasnoludki noszą kapelusze, żeby ukryć swoje trzecie oko na czole. Ale nie. To tylko przykre następstwo wojny pomiędzy nimi a czarodziejami w dwunastym wieku. Ale nie o tym! - zaczęła, machając ręką. Zosia wciąż jednak trzymała rytm i nie przerywała swojej bełkotliwej opowieści. Brzmiała trochę jak nauczyciel. Może nie był to już pan Beaufort z krwi i kości, ale trudno było, żeby był- w końcu po eliksirze z blekotu trudno było brzmieć jakkolwiek.
- Krasnale mogą ściągać swoje kapelusze tylko do snu ORAZ - powiedziała głośniej, tym swoim udawanym, nauczycielskim głosem - podczas koronacji nowego władcy krasnali. Muszą się przecież przed nim pokłonić. Dlatego w sali koronacyjnej cała podłoga jest obita materacami.
Chociaż wszystko, co mówiła, było absolutnie bezsensowne, czuła, że świetnie się bawi. To była najbardziej surrealistyczna rozmowa, jaką kiedykolwiek prowadziła. I chyba zaprowadziła ją do zwycięstwa w tym dziwnym zakładzie.
Rzut kością d20 11
Czy brzmi jak profesor? Tak, ale ledwo
___
*ciućmoków- jej usta zrobiły mental typo. I dosłownie, powiedziała zangielszczone, polskie słowo w zdaniu.
A brzmiało to: ,,It is enough that they have already been harmed by the ability to fly by these ciućmoks"
Na jego słowa Zosia zrobiła udawanie zdenerwowaną minę i uniosła palec do góry.
- P r o s z ę w to nie mieszać małp, panie Boleyn! Wystarczy że zostały już skrzywdzone umiejętnością latania przez tych ciućmoków*!
Jej ręce gestykulowały w powietrzu, podkreślając każdą słowami. Chociaż wiedziała, że to, co mówi, nie ma sensu, nie potrafiła się powstrzymać przed kontynuowaniem tego absurdu.
-I nie jestem żadnym rastrem!
Kilka głębszych wdechów. Rastrem? Serio? W którą stronę to poszło, Zośka?
- Ludziom wydaje się, że krasnoludki noszą kapelusze, żeby ukryć swoje trzecie oko na czole. Ale nie. To tylko przykre następstwo wojny pomiędzy nimi a czarodziejami w dwunastym wieku. Ale nie o tym! - zaczęła, machając ręką. Zosia wciąż jednak trzymała rytm i nie przerywała swojej bełkotliwej opowieści. Brzmiała trochę jak nauczyciel. Może nie był to już pan Beaufort z krwi i kości, ale trudno było, żeby był- w końcu po eliksirze z blekotu trudno było brzmieć jakkolwiek.
- Krasnale mogą ściągać swoje kapelusze tylko do snu ORAZ - powiedziała głośniej, tym swoim udawanym, nauczycielskim głosem - podczas koronacji nowego władcy krasnali. Muszą się przecież przed nim pokłonić. Dlatego w sali koronacyjnej cała podłoga jest obita materacami.
Chociaż wszystko, co mówiła, było absolutnie bezsensowne, czuła, że świetnie się bawi. To była najbardziej surrealistyczna rozmowa, jaką kiedykolwiek prowadziła. I chyba zaprowadziła ją do zwycięstwa w tym dziwnym zakładzie.
___
*ciućmoków- jej usta zrobiły mental typo. I dosłownie, powiedziała zangielszczone, polskie słowo w zdaniu.
A brzmiało to: ,,It is enough that they have already been harmed by the ability to fly by these ciućmoks"