30-09-2023, 07:25 PM
Zdobycie hasła do łazienki prefektów było proste. Potem jedynie przekazać informację o lokacji i hasło Pascalowi, zgodzić się przy okazji na zaproszenie Sophie, i czekać na trzydziestego pierwszego.
Gdyby chodziło o normalną imprezę Oriane pewnie pstryknęłaby brata w czoło i obśmiała gdyby zaproponował rozpoczęcie przygotowań o czwartej w dzień. Halloween to inna sprawa. Po zapasie czasu przypuszczała, że As wymyślił coś wymagającego starannego makijażu co najmniej. Jej własny kostium łani wymagał takiegoż. Przygotowana żeby się przebrać, z włosami mytymi ostatnio późno, późno we czwartek, by w sobotę były odrobinę drugiej świeżości co pozwoli je dużo łatwiej opanować przy zaplataniu warkoczy wokół rogów, jak zaplanowała.
Sporo rzeczy zamówiła z Paryża, od ich starszego brata, do tego kostiumu. Nie posiadała w końcu nic z kosmetyki kolorowej w odcieniu czerni co mogła użyć do pomalowania nosa bez obawy, że skończy z czarnymi smugami na połowie twarzy. Nie wspominając już nawet o butach! Kiedy myślała o butach do kostiumu łani od razu głowa powędrowała do, wedle świata mody, starej kolekcji Alexandra Mcqueen z wiosny dwa tysiące dwunastego roku. Och, byłyby perfekcyjne! Jedne z tych dziwnych butów na rzeźbionym koturnie, co zdają się zaprzeczać fizyce i sprowadzać na osobę oglądającą chodzące w niej dziewczyny jedno, jedyne słowo: "Jak?!". Z jaśniutkiej wężowej skóry, sznurowane, świetnie by spełniły rolę kopytek w wersji high fashion. Kochany braciszek odnalazł je, zapewne przez internet, i przesłał sową z całą resztą zamówionych drobiazgów.
Jedynie perłowy pasek oraz paleta brązowych cieni były Oriane dostępne zanim odezwała się do Kena. Sukienkę ściągnęła przez maman z Hever, tak samo jak stworzoną na zamówienie opaskę z rogami oraz animowanymi magią uszami łani. Skrótem: przygotowania do Halloween zawierały w sobie wiele paczek oraz listów.
Tak więc, wracając do tematu, niewiele przed szesnastą zamieniła szkolną torbę na torbę z potrzebnymi do skompletowania kostiumu elementami, ciężką właściwie jedynie przez buty, i wyruszyła na karkołomną podróż przez schody. Nienawidziła ich równie mocno w ostatnich dnia października jak w pierwszych dniach września. Mordercza klatka schodowa, równie przerażająca co zwyczajnie rozwścieczająca.
Dotarła na miejsce w jednym kawałku. Nikogo przed drzwiami? Och, pewno była ostatnia, jeśli wziąć pod uwagę, że została zdegradowana do mieszkania w lochach. Podała drzwiom wyglądającym podejrzanie zwyczajnie hasło wyczarowane wilowatością ze ślizgońskiego prefekta i oto, przed jej oczami, pokazała się mała oaza relaksu.
- Bonsoir - rzuciła wieczorowym powitaniem, jak typowy francuz czy francuzka przerzucona nań odruchowo ze względu na godzinę oraz ciemniejące wieczorowo niebo. Uśmiechała się też przyjemnie, w spokojnej wesołości przywołanej widokiem miłego towarzystwa.
Odruchowo podeszła do bliższej drzwi osoby - Sophie - by ucałować powietrze obok jej policzków w tradycji powitalnych bisous, nie do końca najpierw zastanawiając się, czy dziewczyna będzie się z tym czuć komfortowo.
- Cieszę się, że zechciałaś do nas dołączyć - dodała z całkowitą szczerością, co u Ori wyglądało niemalże identycznie co całkowita nieszczerość.
Chyba jedynie Pascal mógłby je odróżnić. Po oczach. Szczerość zawsze błyszczała w nich cieplej.
Powędrowała dalej, do brata, by powtórzyć bisous.
- Ça va? - Spytawszy odsunęła się na długość ręki od braciszka, żeby przeskanować go spojrzeniem, jakby mogła odczytać tylko ze stanu jego ciała czy wszystko rzeczywiście jest ça va bien.
Gdyby chodziło o normalną imprezę Oriane pewnie pstryknęłaby brata w czoło i obśmiała gdyby zaproponował rozpoczęcie przygotowań o czwartej w dzień. Halloween to inna sprawa. Po zapasie czasu przypuszczała, że As wymyślił coś wymagającego starannego makijażu co najmniej. Jej własny kostium łani wymagał takiegoż. Przygotowana żeby się przebrać, z włosami mytymi ostatnio późno, późno we czwartek, by w sobotę były odrobinę drugiej świeżości co pozwoli je dużo łatwiej opanować przy zaplataniu warkoczy wokół rogów, jak zaplanowała.
Sporo rzeczy zamówiła z Paryża, od ich starszego brata, do tego kostiumu. Nie posiadała w końcu nic z kosmetyki kolorowej w odcieniu czerni co mogła użyć do pomalowania nosa bez obawy, że skończy z czarnymi smugami na połowie twarzy. Nie wspominając już nawet o butach! Kiedy myślała o butach do kostiumu łani od razu głowa powędrowała do, wedle świata mody, starej kolekcji Alexandra Mcqueen z wiosny dwa tysiące dwunastego roku. Och, byłyby perfekcyjne! Jedne z tych dziwnych butów na rzeźbionym koturnie, co zdają się zaprzeczać fizyce i sprowadzać na osobę oglądającą chodzące w niej dziewczyny jedno, jedyne słowo: "Jak?!". Z jaśniutkiej wężowej skóry, sznurowane, świetnie by spełniły rolę kopytek w wersji high fashion. Kochany braciszek odnalazł je, zapewne przez internet, i przesłał sową z całą resztą zamówionych drobiazgów.
Jedynie perłowy pasek oraz paleta brązowych cieni były Oriane dostępne zanim odezwała się do Kena. Sukienkę ściągnęła przez maman z Hever, tak samo jak stworzoną na zamówienie opaskę z rogami oraz animowanymi magią uszami łani. Skrótem: przygotowania do Halloween zawierały w sobie wiele paczek oraz listów.
Tak więc, wracając do tematu, niewiele przed szesnastą zamieniła szkolną torbę na torbę z potrzebnymi do skompletowania kostiumu elementami, ciężką właściwie jedynie przez buty, i wyruszyła na karkołomną podróż przez schody. Nienawidziła ich równie mocno w ostatnich dnia października jak w pierwszych dniach września. Mordercza klatka schodowa, równie przerażająca co zwyczajnie rozwścieczająca.
Dotarła na miejsce w jednym kawałku. Nikogo przed drzwiami? Och, pewno była ostatnia, jeśli wziąć pod uwagę, że została zdegradowana do mieszkania w lochach. Podała drzwiom wyglądającym podejrzanie zwyczajnie hasło wyczarowane wilowatością ze ślizgońskiego prefekta i oto, przed jej oczami, pokazała się mała oaza relaksu.
- Bonsoir - rzuciła wieczorowym powitaniem, jak typowy francuz czy francuzka przerzucona nań odruchowo ze względu na godzinę oraz ciemniejące wieczorowo niebo. Uśmiechała się też przyjemnie, w spokojnej wesołości przywołanej widokiem miłego towarzystwa.
Odruchowo podeszła do bliższej drzwi osoby - Sophie - by ucałować powietrze obok jej policzków w tradycji powitalnych bisous, nie do końca najpierw zastanawiając się, czy dziewczyna będzie się z tym czuć komfortowo.
- Cieszę się, że zechciałaś do nas dołączyć - dodała z całkowitą szczerością, co u Ori wyglądało niemalże identycznie co całkowita nieszczerość.
Chyba jedynie Pascal mógłby je odróżnić. Po oczach. Szczerość zawsze błyszczała w nich cieplej.
Powędrowała dalej, do brata, by powtórzyć bisous.
- Ça va? - Spytawszy odsunęła się na długość ręki od braciszka, żeby przeskanować go spojrzeniem, jakby mogła odczytać tylko ze stanu jego ciała czy wszystko rzeczywiście jest ça va bien.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.