06-10-2023, 11:55 PM
31 października
Zacznie się chyba przyzwyczajać do tego stanu.
Jeszcze nigdy, żaden rok nie wyglądał tak, jak ten. Minęły zaledwie dwa miesiące (teraz już chyba można było liczyć jako październik już skończony, w końcu to ostatni dzień) i średnio raz na miesiąc Alex się na nią obrażał. Raz, zupełnie przypadkiem, już nawet nie pamiętała za co. Teraz – ponownie. Być może za to samo. Że miała czelność mu się postawić.
Ale przegiął.
Sądziła, że po tym wieczorze spędzonym na dachu coś się zmieni. Była naiwna, sądząc, że nawiązała się między nimi jakaś nić zrozumienia, że poznał ją odrobinę bliżej, jak ona poznała jego. Ona była w stanie dać mu szansę, ale, no nie. No po prostu nie.
Stanięcie w obronie rozumiała. Nawet była zaskoczona, ale doceniła.
Ale kiedy zaczął wyżywać się na tych chłopakach, którzy przypadkiem ją zaczepili i dotknęli, coś w niej pękło. Nie mogła się na to godzić – a Dickman nie chciał się potulnie poddać i położyć po sobie uszu. To nie w stylu Alexa.
Ale mógłby ją, kurwa, zrozumieć.
Zamiast tego kolejny wieczór spędzała sama. Hiroshi dosiadał się do niej na lekcjach, jak zwykle, ale i tak widziała w jego spojrzeniu, że jest zaniepokojony. A Frances i Valerian… ich lepiej, że nie widywała, za bardzo za nimi nie tęskniła.
Najbardziej bolał ją Alex. Ale przecież tego na głos nie przyzna. Nie przyzna też, że czasem, ukradkiem, wiodła za nim spojrzeniem, gdy przechodził w ten swój durny, dumny sposób, jakby władał całą szkołą i cały Hogwart był w stanie chwycić za pysk.
Poza dachem miała jeszcze jedno miejsce, do które chodziła. I chociaż granie tam na pianinie w nocy było durnym pomysłem, to towarzystwo ostatniej flaszki, jaka jej została po ostatnich zakupach Alexa nie było już takie złe. W akompaniamencie ostatniego fajka i jakichś babeczek wykradzionych z kuchni po kolacji. Było już grubo po północy, kiedy alkohol się skończył, jedzenie się skończyło, a jej skończyła się ochota do zapijania samotnie smutków gdzieś w zapyziałej dziurze Hogwartu.
Nie była zbyt trzeźwa, ale wystarczająco kontaktowała, aby wiedzieć, że ma być cicho, bo po szkole kręcą się prefekci i nauczyciele.
Tylko trochę za mocno była przemęczona, bo kiedy wyszła zza rogu korytarza, praktycznie weszła na sylwetkę, której się tutaj nie spodziewała.
Patrząc na Alexa Dickmana od razu wytrzeźwiała.
To chyba pierwszy raz od tygodni, kiedy przez kilka dłuższych sekund mogła patrzeć mu w twarz. Albo jedno albo drugie unikało kontaktu i była pewna, że dzisiejszej nocy będzie dokładnie tak samo.
Powinna coś zrobić? Powiedzieć? Nic z tego, co Dickman chciałby usłyszeć, nie przejdzie jej przez gardło. Zacisnęła wargi w wąską kreskę, gotowa po prostu zrobić krok w bok i go wyminąć, jakby w ogóle jej na drodze nie stanął.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.