17-10-2023, 03:32 AM
Jeżeli w Hogwarcie był ktoś, kogo Harper w tym momencie chciała widzieć mniej, nie była tego świadoma. Chyba nawet spotkanie z Irytkiem byłoby w tym momencie bardziej pożądane (nie było, ale musiałaby przekonać się tego na własnej skórze, aby móc się zgodzić)! Oczywiście wkrótce miało jej przejść. Mickey miał o wszystkim zapomnieć, a ona dawała mu tylko przestrzeń, aby mógł zapomnieć o... Cóż, zdaje się, że o jej istnieniu. Potem mógł wrócić do bycia irytującym idiotą, ale miał nie móc wypominać jej tamtej rozmowy. Najbezpieczniej byłoby wpaść na siebie ponownie za jakieś trzydzieści lat - to brzmiało rozsądnie!
Niestety Cavington nigdy nie miał wiele wspólnego z rozsądkiem.
Wbrew pozorom, ten jeden raz zapomniała skupiać się na niechęci do chłopaka. Było jej jedynie wstyd i obawiała się, że wykorzysta całą sytuację przeciwko niej! Przecież robił to nie raz. Czasem wystarczyło jedno słowo, aby obrócił je przeciwko niej. A najbardziej bolało, że tym razem miałby pewną rację. Sama się w to wpakowała i zdecydownie nie potrafiła samodzielnie z tego wybrnąć.
Gdy tylko na siebie wpadli, ona również odskoczyła do tyłu, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że tuż przed nią zatrzymał się właśnie on.
- Prze-... - zaczęła cicho w odruchu, nim jednak ją zamurowało.
O. Nie.
Nie chciała angażować się w tę rozmowę, czy choćby wymianę dwóch zdań, która mogłaby być zaproszeniem do dorzucenia paru kolejnych.
Zamilkła mierząc go nerwowo wzrokiem, po czym odwróciła głowę w bok, zaciskając usta. I tak szli w przeciwnym kierunku... Unikając jego spojrzenia, obeszła go szerokim łukiem. Starała się wyglądać przy tym swobodnie, jednak jej ruchy były w tym wszystkim dziwnie sztywne. Chyba nigdy nie była tak wyraźnie spięta.
Kilka kroków dalej, tknęła ją myśl o sytuacji na boisku. Czyżby nie ucierpiał? Nie był na tym treningu, o którym wszyscy mówili? A może już zdążyli ich wypuścić? Ale tak szybko? Tuż wybuchu, w którym ucierpieli?
Nie mogła się powstrzymać. Mimo niechęci, obaw, może nawet strachu. Wiedziała, że wina nie leżała może po stronie Gryfonów, jako całego domu, ale hogwarckie wychowanie sprawiało, że czuła się w pewien sposób odpowiedzialna za działania innych.
Ponownie zmierzyła go wzrokiem - tym razem, jakby chciała coś powiedzieć, jednak jakikolwiek rodzaj przeprosin nie przeszedłby jej przez gardło. Właściwie, nie była teraz zdolna do wyduszenia z siebie czegokolwiek. Czuła jedynie dziwną blokadę.
Cholera, trzeba było odejść szybciej. Nie puści się przecież teraz biegiem!
Niestety Cavington nigdy nie miał wiele wspólnego z rozsądkiem.
Wbrew pozorom, ten jeden raz zapomniała skupiać się na niechęci do chłopaka. Było jej jedynie wstyd i obawiała się, że wykorzysta całą sytuację przeciwko niej! Przecież robił to nie raz. Czasem wystarczyło jedno słowo, aby obrócił je przeciwko niej. A najbardziej bolało, że tym razem miałby pewną rację. Sama się w to wpakowała i zdecydownie nie potrafiła samodzielnie z tego wybrnąć.
Gdy tylko na siebie wpadli, ona również odskoczyła do tyłu, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że tuż przed nią zatrzymał się właśnie on.
- Prze-... - zaczęła cicho w odruchu, nim jednak ją zamurowało.
O. Nie.
Nie chciała angażować się w tę rozmowę, czy choćby wymianę dwóch zdań, która mogłaby być zaproszeniem do dorzucenia paru kolejnych.
Zamilkła mierząc go nerwowo wzrokiem, po czym odwróciła głowę w bok, zaciskając usta. I tak szli w przeciwnym kierunku... Unikając jego spojrzenia, obeszła go szerokim łukiem. Starała się wyglądać przy tym swobodnie, jednak jej ruchy były w tym wszystkim dziwnie sztywne. Chyba nigdy nie była tak wyraźnie spięta.
Kilka kroków dalej, tknęła ją myśl o sytuacji na boisku. Czyżby nie ucierpiał? Nie był na tym treningu, o którym wszyscy mówili? A może już zdążyli ich wypuścić? Ale tak szybko? Tuż wybuchu, w którym ucierpieli?
Nie mogła się powstrzymać. Mimo niechęci, obaw, może nawet strachu. Wiedziała, że wina nie leżała może po stronie Gryfonów, jako całego domu, ale hogwarckie wychowanie sprawiało, że czuła się w pewien sposób odpowiedzialna za działania innych.
Ponownie zmierzyła go wzrokiem - tym razem, jakby chciała coś powiedzieć, jednak jakikolwiek rodzaj przeprosin nie przeszedłby jej przez gardło. Właściwie, nie była teraz zdolna do wyduszenia z siebie czegokolwiek. Czuła jedynie dziwną blokadę.
Cholera, trzeba było odejść szybciej. Nie puści się przecież teraz biegiem!