18-10-2023, 03:29 PM
Nie, potulne kładzenie po sobie uszu zdecydowanie nie było w stylu Alexa. Ani nie miał w zwyczaju przepraszać za swoje czyny, bo zawsze miał dobry powód do robienia tego co robił. Nie ważne, że tylko według niego te powód był dobry. Albo właśnie to było najważniejsze...
Od tej dość niespodziewanej rozmowy z Alice na dachu, Alexem targały pewne emocje. Nie poświęcał im za bardzo uwagi i tak jak niektóre lęki po mistrzowsku spychał głęboko w podświadomość, ale tego typu praktyki miały jeden wielki minus - problem wracał i uderzał rykoszetem. I zwykle były to zupełnie nieoczekiwane momenty, więc i odzyskanie kontroli stawało się dodatkowo trudne. A kiedy było się Alexem Dickmanem i nie chciało się odzyskiwać kontroli, bo poddanie się było dużo łatwiejsze...
Wyszło jak zwykle.
Ciche dni z gówniakami nie były dla niego jakoś ponadprzeciętnie nowe, więc z początku nawet zupełnie nie przejął się tym, że Alice go unika. Tak było w sumie łatwiej. Nie zamierzał szukać kontaktu i wyciągać ręki, bo nie czuł się jakby zrobił coś złego. Plus sam fakt, że tak bardzo rozsierdziło go coś, co nie powinno, wzbudzało pewne emocje, do których nie chciał przyznać się przed samym sobą. Przez to chodził też cały czas wkurwiony i właściwie bardzo świadomie przebywał z gangiem mniej. Mieli zaopatrzenie tytoniu i alkoholu, więc mógł dać im trochę przestrzeni, to w sumie dobry trening przed całkowitym straceniem kontaktu, kiedy już skończy szkołę.
Tylko że o dziwo chwilami uderzało to w niego na tyle mocno, że musiał natychmiast rozchodzić, zapić, albo w inny sposób odurzyć umysł, zresetować. Tak właśnie było tej nocy. Normalnie poszedłby na dach, ale trochę obawiał się spotkać tam McIntosh. Zdecydował wyjść w ogóle z zamku i udać się tam, gdzie mógł mieć o tej porze spokój. Oczywiście zabrał ze sobą zapas fajek i skrętów, po czym udał się w zupełnie nie ostrożną drogę w dół, do głównego wyjścia z zamku. Za nic miał patrole, co mu zrobią? Odejmą punkty? W tej chwili i tak większość Gryfonów linczowała byłego obrońcę drużyny, bo za jego wspaniałe zasługi nie tylko stracili 50 punktów, ale i sezon Quidditcha został zawieszony. Alexa to nie interesowało, skwitował prychnięciem.
Bardzo możliwe, że dotarłby do celu bez przeszkód, gdyby nie najmniej oczekiwane i pożądane spotkanie tego dnia. Otóż jak tylko wyszedł zza rogu, zatrzymał się niemal od razu. Całe szczęście nie szedł w pośpiechu, bo z pewnością wtedy doszłoby do zderzenia, ale mógł stanąć w miejscu na czas, zanim Alice zmuszona była wpaść na niego w bardzo niechciany przez żadne z nich sposób.
Zmarszczył brwi w rozeźlonej minie, bo niespodziewanie poczuł rzeczy i nie podobało mu się, że je czuje. Zacisnął szczęki i po prostu wbił spojrzenie w McIntosh. Nie widział sam cy czekał aż się odezwie, czy może zejdzie mu z drogi, ale nie ruszył się, nie wykonał żadnego gestu, a jedynie stał i wbijał w nią bardzo intensywne spojrzenie.
Od tej dość niespodziewanej rozmowy z Alice na dachu, Alexem targały pewne emocje. Nie poświęcał im za bardzo uwagi i tak jak niektóre lęki po mistrzowsku spychał głęboko w podświadomość, ale tego typu praktyki miały jeden wielki minus - problem wracał i uderzał rykoszetem. I zwykle były to zupełnie nieoczekiwane momenty, więc i odzyskanie kontroli stawało się dodatkowo trudne. A kiedy było się Alexem Dickmanem i nie chciało się odzyskiwać kontroli, bo poddanie się było dużo łatwiejsze...
Wyszło jak zwykle.
Ciche dni z gówniakami nie były dla niego jakoś ponadprzeciętnie nowe, więc z początku nawet zupełnie nie przejął się tym, że Alice go unika. Tak było w sumie łatwiej. Nie zamierzał szukać kontaktu i wyciągać ręki, bo nie czuł się jakby zrobił coś złego. Plus sam fakt, że tak bardzo rozsierdziło go coś, co nie powinno, wzbudzało pewne emocje, do których nie chciał przyznać się przed samym sobą. Przez to chodził też cały czas wkurwiony i właściwie bardzo świadomie przebywał z gangiem mniej. Mieli zaopatrzenie tytoniu i alkoholu, więc mógł dać im trochę przestrzeni, to w sumie dobry trening przed całkowitym straceniem kontaktu, kiedy już skończy szkołę.
Tylko że o dziwo chwilami uderzało to w niego na tyle mocno, że musiał natychmiast rozchodzić, zapić, albo w inny sposób odurzyć umysł, zresetować. Tak właśnie było tej nocy. Normalnie poszedłby na dach, ale trochę obawiał się spotkać tam McIntosh. Zdecydował wyjść w ogóle z zamku i udać się tam, gdzie mógł mieć o tej porze spokój. Oczywiście zabrał ze sobą zapas fajek i skrętów, po czym udał się w zupełnie nie ostrożną drogę w dół, do głównego wyjścia z zamku. Za nic miał patrole, co mu zrobią? Odejmą punkty? W tej chwili i tak większość Gryfonów linczowała byłego obrońcę drużyny, bo za jego wspaniałe zasługi nie tylko stracili 50 punktów, ale i sezon Quidditcha został zawieszony. Alexa to nie interesowało, skwitował prychnięciem.
Bardzo możliwe, że dotarłby do celu bez przeszkód, gdyby nie najmniej oczekiwane i pożądane spotkanie tego dnia. Otóż jak tylko wyszedł zza rogu, zatrzymał się niemal od razu. Całe szczęście nie szedł w pośpiechu, bo z pewnością wtedy doszłoby do zderzenia, ale mógł stanąć w miejscu na czas, zanim Alice zmuszona była wpaść na niego w bardzo niechciany przez żadne z nich sposób.
Zmarszczył brwi w rozeźlonej minie, bo niespodziewanie poczuł rzeczy i nie podobało mu się, że je czuje. Zacisnął szczęki i po prostu wbił spojrzenie w McIntosh. Nie widział sam cy czekał aż się odezwie, czy może zejdzie mu z drogi, ale nie ruszył się, nie wykonał żadnego gestu, a jedynie stał i wbijał w nią bardzo intensywne spojrzenie.