19-12-2023, 12:08 AM
Zbieg okoliczności spowodowany podobnym gatunkiem zwierząt wybranym na przebranie zaskoczył ją; ha, nawet trochę ucieszył. Szczęśliwie Orianne szybko zdążyła się uśmiechnąć mówiąc, że będzie Łanią, przez co jej intrusive thoughs nie pozwoliły jej myśleć za długo o tym, czy będzie zła że Zosia jest ubrana w coś tematycznie podobnego.
- W moim kraju jest raczej więcej smutnych niż radosnych świąt, więc nie dziwne że powoli robi się to popularne. Zawsze to jakiś powód do zabawy.
Było coś w kulturze polskiej takiego dziwnie... mesjańskiego. Dużo świąt, które w innych krajach są obchodzone bardziej na radosną nutę, w Polsce zdawały się być melancholijne, z naciskiem na wspominanie i rozmyślania. Każde dni są potrzebne, ale poza pojedynczymi dniami tematycznymi, to tak naprawdę jedyne święta utrzymane w radosnej stylistyce to Boże Narodzenie. Z czego, to radosne obchodzenie byłoby raczej uznawane za bardzo skromne w porównaniu do innych krajów.
Tak przynajmniej sądziła, na bazie tych wszystkich filmów lecącym w babcinym, małym telewizorku. Mogła to porównywać w końcu tylko do Rosji- tu nie miała jeszcze zbyt wielu danych.
Na słowa Pascala natomiast o niepasującym do kompletu stroju machnęła ręką:
- Czy ja wiem czy niepasujący? Można powiedzieć że wybraliśmy sobie - nieświadomie bo nieświadomie- tematykę okołomitologiczną. Jak dla mnie wszystko jest stosunkowo spójne - dodała z uśmiechem.
Jakby się zastanowić, mieli rację co do przygotowywań. Co prawda jej strój zahaczał bardziej o dzikiego satyra i pewnie potencjalne pobrudzenie się nie przeszkadzałoby jej bardzo (kto wie, jak strój będzie wyglądać pod koniec imprezy) pobrudzenie się, ale koniec końców wolałaby się w jak najlepszym stanie pokazać na samym początku.
Dlatego, widząc że rodzeństwo przygotowuje się do malowania, odłożyła swoje klamoty (które, jakby nie było nadal trzymała) przy najbliżej znajdującej się ścianie i podobnie jak Orianne, podwinęła rękawy.
Nie zdążyły niestety dużo zrobić. Ledwo zdążyła chwycić tubkę w rękę - bo starała się nie patrzeć za dużo przez ten czas na Pascala w samych majtkach stojącego przed nią- i odkręcić ją, by sprawdzić na jakiej konsystencji będzie pracować, gdy nagle z końca pokoju usłyszała dziwny dźwięk.
Początkowo, nie pomyślała o nim zbyt wiele. Ot, kolejny dziwny dźwięk wśród innych dziwnych dźwięków w niezbyt normalnej, magicznej szkole. Dlatego, na samym początku tylko zerknęła w tamtym kierunku, nie myśląc o nim zbyt wiele. Jednak rosnący w kącie kształt, który zdążyła przez ten ułamek zauważyć sprawił, że zaraz spojrzała drugi raz. I to co zobaczyła sprawiło, że tego żałowała.
Bo oto w kącie łazienki prefektów, z cienia, niczym zza gęstej mgły wyłaniała się postać, którą mimo deformacji znała zbyt dobrze. Hybryda człowieka i niedźwiedzia, jakby zamrożona pomiędzy jednym stadium przemiany a drugim. Stan, który od dzieciństwa widziała zdecydowanie zbyt często.
- n...nie... - zdążyła wydukać z siebie w rodowitym języku, zanim postać wyłoniła się, prezentując się w pełnej krasie.
Pędzel i tubka farby upadły z pustym łup na płytki- jej trzęsące się dłonie nie były w stanie utrzymać nawet ich. I mimo oczu, które powoli zachodziły łzami widziała dokładnie, że potwór podąża w ich stronę. Dlatego nogi, pomimo że teraz Zosi wydawały się bliższe wacie niż kościom i mięśniom, były w stanie, jakby w ostatnim tchnieniu wykonać kilka chyboczących kroków w tył.
Jej oddech przyśpieszył, próbując nadążyć za sercem. Wszystkie te lekcje pani psycholog mówiące o oddychaniu przeponą właśnie poszły w zapomnienie. I choćby cudem sobie przypomniała i próbowała, i tak nie była w stanie- jej głowa i tak powędrowała już myślami do najboleśniejszych momentów jej dzieciństwa, przypominając ciału jaki ból potrafiło znieść, powodując pieczenie i duszności w klatce piersiowej. Może i tym razem jej żebra nie były połamane, może to tym razem serce próbujące wyskoczyć jej z piersi- nie była pewna, zaciskając i tak słabą już pięść na piersi, w dziwnym odruchu ucisku.
W tej chwili wszystko wokół zamarło, a świat stał się dla Zosi niesamowicie głośny. Słyszała bicie swojego serca, niepewne szmery otoczenia, swój płytki oddech i myśli- które narastały jak lawina, brzmiąc coraz bardziej jak głos jej własnego ojca.
- W moim kraju jest raczej więcej smutnych niż radosnych świąt, więc nie dziwne że powoli robi się to popularne. Zawsze to jakiś powód do zabawy.
Było coś w kulturze polskiej takiego dziwnie... mesjańskiego. Dużo świąt, które w innych krajach są obchodzone bardziej na radosną nutę, w Polsce zdawały się być melancholijne, z naciskiem na wspominanie i rozmyślania. Każde dni są potrzebne, ale poza pojedynczymi dniami tematycznymi, to tak naprawdę jedyne święta utrzymane w radosnej stylistyce to Boże Narodzenie. Z czego, to radosne obchodzenie byłoby raczej uznawane za bardzo skromne w porównaniu do innych krajów.
Tak przynajmniej sądziła, na bazie tych wszystkich filmów lecącym w babcinym, małym telewizorku. Mogła to porównywać w końcu tylko do Rosji- tu nie miała jeszcze zbyt wielu danych.
Na słowa Pascala natomiast o niepasującym do kompletu stroju machnęła ręką:
- Czy ja wiem czy niepasujący? Można powiedzieć że wybraliśmy sobie - nieświadomie bo nieświadomie- tematykę okołomitologiczną. Jak dla mnie wszystko jest stosunkowo spójne - dodała z uśmiechem.
Jakby się zastanowić, mieli rację co do przygotowywań. Co prawda jej strój zahaczał bardziej o dzikiego satyra i pewnie potencjalne pobrudzenie się nie przeszkadzałoby jej bardzo (kto wie, jak strój będzie wyglądać pod koniec imprezy) pobrudzenie się, ale koniec końców wolałaby się w jak najlepszym stanie pokazać na samym początku.
Dlatego, widząc że rodzeństwo przygotowuje się do malowania, odłożyła swoje klamoty (które, jakby nie było nadal trzymała) przy najbliżej znajdującej się ścianie i podobnie jak Orianne, podwinęła rękawy.
Nie zdążyły niestety dużo zrobić. Ledwo zdążyła chwycić tubkę w rękę - bo starała się nie patrzeć za dużo przez ten czas na Pascala w samych majtkach stojącego przed nią- i odkręcić ją, by sprawdzić na jakiej konsystencji będzie pracować, gdy nagle z końca pokoju usłyszała dziwny dźwięk.
Początkowo, nie pomyślała o nim zbyt wiele. Ot, kolejny dziwny dźwięk wśród innych dziwnych dźwięków w niezbyt normalnej, magicznej szkole. Dlatego, na samym początku tylko zerknęła w tamtym kierunku, nie myśląc o nim zbyt wiele. Jednak rosnący w kącie kształt, który zdążyła przez ten ułamek zauważyć sprawił, że zaraz spojrzała drugi raz. I to co zobaczyła sprawiło, że tego żałowała.
Bo oto w kącie łazienki prefektów, z cienia, niczym zza gęstej mgły wyłaniała się postać, którą mimo deformacji znała zbyt dobrze. Hybryda człowieka i niedźwiedzia, jakby zamrożona pomiędzy jednym stadium przemiany a drugim. Stan, który od dzieciństwa widziała zdecydowanie zbyt często.
- n...nie... - zdążyła wydukać z siebie w rodowitym języku, zanim postać wyłoniła się, prezentując się w pełnej krasie.
Pędzel i tubka farby upadły z pustym łup na płytki- jej trzęsące się dłonie nie były w stanie utrzymać nawet ich. I mimo oczu, które powoli zachodziły łzami widziała dokładnie, że potwór podąża w ich stronę. Dlatego nogi, pomimo że teraz Zosi wydawały się bliższe wacie niż kościom i mięśniom, były w stanie, jakby w ostatnim tchnieniu wykonać kilka chyboczących kroków w tył.
Jej oddech przyśpieszył, próbując nadążyć za sercem. Wszystkie te lekcje pani psycholog mówiące o oddychaniu przeponą właśnie poszły w zapomnienie. I choćby cudem sobie przypomniała i próbowała, i tak nie była w stanie- jej głowa i tak powędrowała już myślami do najboleśniejszych momentów jej dzieciństwa, przypominając ciału jaki ból potrafiło znieść, powodując pieczenie i duszności w klatce piersiowej. Może i tym razem jej żebra nie były połamane, może to tym razem serce próbujące wyskoczyć jej z piersi- nie była pewna, zaciskając i tak słabą już pięść na piersi, w dziwnym odruchu ucisku.
W tej chwili wszystko wokół zamarło, a świat stał się dla Zosi niesamowicie głośny. Słyszała bicie swojego serca, niepewne szmery otoczenia, swój płytki oddech i myśli- które narastały jak lawina, brzmiąc coraz bardziej jak głos jej własnego ojca.