21-12-2023, 01:37 PM
Stary Pascal.
Hm. Z jednej strony ulga - jeśli jego największym strachem była starość, utrata urody, znaczyło to, że życie go dotąd nie skrzywiło tak bardzo jak zrobiło to z nią samą. Z drugiej strony jednakże pojawił się głosik sugerujący: "Hej, pewnie mu pomogłaś ten strach rozwinąć, bo wilowatość zawsze zwraca na ciebie uwagę i chłopak czuje, że jego jedyna wartość w życiu to jego piękno.".
Całe szczęście, że Ori miała tendencje do ignorowania głosików. No dobrze, bardziej do głębokiego internalizowania, by rozpatrzeć je w momentach największych kryzysów, bo zawsze dobrze jest mieć dodatkową amunicję przeciwko własnemu zdrowiu psychicznemu.
Już była gotowa kolejny raz rzucić zaklęcie; wyobraziła sobie starego Pascala stepującego jednocześnie balansując dzwoniącą piłeczkę na garbie...
- Riddiculus!
I puf! Bogin zmienił się z dotychczasowego lęku Pascala w coś, co przypominało... Strójwymiaryzowany rysunek średnio utalentowanego dziecka jeszcze nie ogarniającego najbanalniejszych podstaw koła kolorystycznego? Dla przypomnienia: żółty, czerwony i niebieski. Nie zgniło zielonkawy. Co tu się odprawiało?
Fakt, że ta zmiana nastąpiła na sekundy przed wypowiedzeniem słowa triggerującego zaklęcie... Cóż. Oriane, wybita ze swojego skupienia, mogła jedynie zakląć w myślach na kompletny flop jakim okazało się to jej zaklęcie. Całe szczęście, że tylko nic się nie stało zamiast, ja wiem, rozbrzmieć dźwiękiem pierdnięcia? Albo żartobliwym ba-dum-tss?
Gdyby sytuacja była nieco inna Oriane pewnie zrobiłaby wewnętrzne "Aaaaww!" na sposób w jaki jedno próbuje zasłonić drugie. A to Pascal próbował zasłonić Sophie, a to ona jego, no uroczość niezmierna.
Sytuacja jednak kazała wewnętrznie przekląć obojga: bo oto Pascal wskoczył w pierwszą linię ognia i zastygł a Sophie, choć przed chwilą przerażenie sparaliżowało ją do kości, znowu wystawiała się żeby zostać głównym celem stwora.
I tylko ją to rozzłościło, co dobrze wróżyło potyczce z nim, który z pewnością się miał w pewnej chwili pojawić.
Bo śmiech na Humberta Humberta przychodził z okrucieństwa, z radości na widok jego krzywdy. A chęć krzywdy, to całe okrucieństwo, przychodziło z wściekłości właśnie.
To był jej sposób na tę formę bogina - pokonać strach wściekłością. Potem cieszyć się niezmiernie kiedy wyimaginowany obraz bardzo skrzywdzonego Humberta Humberta krwawił.
Zbudowała w sobie wystarczająco złości by, mimo niepowodzenia zaklęcia, z pewnością siebie i wysoko uniesioną głową, postąpić naprzód z nadzieją, że to jej strach się pojawi.
Pomiędzy zaklęciami i pojedynczymi słowami łazienka była głucho cicha. Glazurowa podłoga, kafelkowe ściany pięknie odbijały w tej głuchości stukot obcasów. Ze wzrokiem skupionym na boginie, jak gdyby rzucała mu wyzwanie: "No, stań się moim Humbertem Humbertem, stań." ledwie poczuła jak coraz bardziej budująca się złość rzuciła się na jej wygląd.
Paznokcie nieco się wydłużały, grubiały, zaginały w harpich szponach. Policzki nieco zapadły podkreślając wysoką kość policzkową, nadając twarzy nieludzkiej ostrości.
Bo być w trzech ćwierciach wilą to nie tylko piękno.
Kostka: 4
Boguś: 18/50
Hm. Z jednej strony ulga - jeśli jego największym strachem była starość, utrata urody, znaczyło to, że życie go dotąd nie skrzywiło tak bardzo jak zrobiło to z nią samą. Z drugiej strony jednakże pojawił się głosik sugerujący: "Hej, pewnie mu pomogłaś ten strach rozwinąć, bo wilowatość zawsze zwraca na ciebie uwagę i chłopak czuje, że jego jedyna wartość w życiu to jego piękno.".
Całe szczęście, że Ori miała tendencje do ignorowania głosików. No dobrze, bardziej do głębokiego internalizowania, by rozpatrzeć je w momentach największych kryzysów, bo zawsze dobrze jest mieć dodatkową amunicję przeciwko własnemu zdrowiu psychicznemu.
Już była gotowa kolejny raz rzucić zaklęcie; wyobraziła sobie starego Pascala stepującego jednocześnie balansując dzwoniącą piłeczkę na garbie...
- Riddiculus!
I puf! Bogin zmienił się z dotychczasowego lęku Pascala w coś, co przypominało... Strójwymiaryzowany rysunek średnio utalentowanego dziecka jeszcze nie ogarniającego najbanalniejszych podstaw koła kolorystycznego? Dla przypomnienia: żółty, czerwony i niebieski. Nie zgniło zielonkawy. Co tu się odprawiało?
Fakt, że ta zmiana nastąpiła na sekundy przed wypowiedzeniem słowa triggerującego zaklęcie... Cóż. Oriane, wybita ze swojego skupienia, mogła jedynie zakląć w myślach na kompletny flop jakim okazało się to jej zaklęcie. Całe szczęście, że tylko nic się nie stało zamiast, ja wiem, rozbrzmieć dźwiękiem pierdnięcia? Albo żartobliwym ba-dum-tss?
Gdyby sytuacja była nieco inna Oriane pewnie zrobiłaby wewnętrzne "Aaaaww!" na sposób w jaki jedno próbuje zasłonić drugie. A to Pascal próbował zasłonić Sophie, a to ona jego, no uroczość niezmierna.
Sytuacja jednak kazała wewnętrznie przekląć obojga: bo oto Pascal wskoczył w pierwszą linię ognia i zastygł a Sophie, choć przed chwilą przerażenie sparaliżowało ją do kości, znowu wystawiała się żeby zostać głównym celem stwora.
I tylko ją to rozzłościło, co dobrze wróżyło potyczce z nim, który z pewnością się miał w pewnej chwili pojawić.
Bo śmiech na Humberta Humberta przychodził z okrucieństwa, z radości na widok jego krzywdy. A chęć krzywdy, to całe okrucieństwo, przychodziło z wściekłości właśnie.
To był jej sposób na tę formę bogina - pokonać strach wściekłością. Potem cieszyć się niezmiernie kiedy wyimaginowany obraz bardzo skrzywdzonego Humberta Humberta krwawił.
Zbudowała w sobie wystarczająco złości by, mimo niepowodzenia zaklęcia, z pewnością siebie i wysoko uniesioną głową, postąpić naprzód z nadzieją, że to jej strach się pojawi.
Pomiędzy zaklęciami i pojedynczymi słowami łazienka była głucho cicha. Glazurowa podłoga, kafelkowe ściany pięknie odbijały w tej głuchości stukot obcasów. Ze wzrokiem skupionym na boginie, jak gdyby rzucała mu wyzwanie: "No, stań się moim Humbertem Humbertem, stań." ledwie poczuła jak coraz bardziej budująca się złość rzuciła się na jej wygląd.
Paznokcie nieco się wydłużały, grubiały, zaginały w harpich szponach. Policzki nieco zapadły podkreślając wysoką kość policzkową, nadając twarzy nieludzkiej ostrości.
Bo być w trzech ćwierciach wilą to nie tylko piękno.
Kostka: 4
Boguś: 18/50
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.