24-12-2023, 12:37 AM
Pory karmienia, pory karmienia...
- Babcia swoje zwierzęta karmiła trzy razy dziennie; Są tu też konie, więc choćby ze względu na nie pewnie ten czas jest zachowany- zaczęła, próbując w głowie przypuścić, ile mniej więcej potrzebują czasu, i ile zeszłoby gajowemu przyjść tutaj- Przypuszczam, że albo nakarmilii przed kolacją, albo będą chcieli nakarmić po, więc nie możemy tu zabawiać niepotrzebnie długo.
W najlepszej sytuacji nie powinno im zająć więcej niż 15 minut. W tej najlepszej, zakładając że Testrale są dobrze ułożone, nie atakują i jest w ogóle miodzio. Problem zaczyna się w momencie jeśli rzeczywiście odgryzą rękę- wtedy czas trwania akcji może się wydłużyć.
To prawda, nie zdawała sobie sprawy jaki to komplement. Prędzej zinterpretowałaby to jako dżentelmeńską naleciałość- niestety Aidan był, mimo jej starań, nadal nieodgadniony, a czas i miejsce w jakim się znajdywali nie pozwalał jej na zbytnią interpretację mowy ciała. Jednak była wdzięczna za to, że w ogóle zgodził się z nią iść. Sama była zaskoczona, że udało jej się znaleźć partnera do eksperymentów. Rozmowa z nim, mimo że wielokrotnie nie mogła odgadnąć co myśli i czuje towarzysz, była czystą przyjemnością- intelektualną stymulacją i jakimś promykiem nadziei, że nie wszyscy czarodzieje chcą po prostu osiąść na laurach i nic nie zmieniać w swoim otoczeniu.
Gdy weszli do pomieszczenia, a światło Lumos oświetliło delikatnie pokój, ich oczom ukazał się... składzik. Kilka uwiązów, siodła dla koni, zdecydowanie więcej par ogłowi w różnych rozmiarach.
- Czyli na innych zwierzętach jeżdżą na oklep? - zapytała siebie pod nosem w swoim ojczystym języku. Nie umiałaby tego nawet przetłumaczyć. Ale ilość siodeł, zdecydowanie mniejsza niż zwierząt w stajni na to wskazywała.
Pod ścianą znajdywał się worek, który póki co Zośka zinterpretowała jako owies dla koni oraz drewniane skrzynie, które obiecywały jej zawartość, której szukała. Bingo? pomyślała, idąc w ich stronę.
Nie były one zabezpieczone kłódką; co wydawało się logiczne, mało kto chciałby kraść jedzenie dla hipogryfów czy testrali, skoro codziennie, w wyznaczonych porach, w Wielkiej Sali podawano przeróżne dania.
Zośka kucnęła przy skrzyniach, szukając palcami otwarcia. Gdy je znalazła, odblokowała zapięcie i podniosła wieka obu skrzyń. W pomieszczeniu rozniósł się niezbyt przyjemny zapach padliny, ale w jej opinii nie był on bardziej drażniący niż zapach siana czy łajna. W wszystkich przypadkach, żaden nie robił na niej jakiegoś wrażenia, ale nie była tu sama. Zerknęła na Aidana próbując w otaczającym półmroku wybadać jego reakcję.
- Przyświecisz mi tu troszkę? Żebym wiedziała, co biorę - powiedziała, uśmiechając się. W końcu udało im się znaleźć to, co zakładali.
- Babcia swoje zwierzęta karmiła trzy razy dziennie; Są tu też konie, więc choćby ze względu na nie pewnie ten czas jest zachowany- zaczęła, próbując w głowie przypuścić, ile mniej więcej potrzebują czasu, i ile zeszłoby gajowemu przyjść tutaj- Przypuszczam, że albo nakarmilii przed kolacją, albo będą chcieli nakarmić po, więc nie możemy tu zabawiać niepotrzebnie długo.
W najlepszej sytuacji nie powinno im zająć więcej niż 15 minut. W tej najlepszej, zakładając że Testrale są dobrze ułożone, nie atakują i jest w ogóle miodzio. Problem zaczyna się w momencie jeśli rzeczywiście odgryzą rękę- wtedy czas trwania akcji może się wydłużyć.
To prawda, nie zdawała sobie sprawy jaki to komplement. Prędzej zinterpretowałaby to jako dżentelmeńską naleciałość- niestety Aidan był, mimo jej starań, nadal nieodgadniony, a czas i miejsce w jakim się znajdywali nie pozwalał jej na zbytnią interpretację mowy ciała. Jednak była wdzięczna za to, że w ogóle zgodził się z nią iść. Sama była zaskoczona, że udało jej się znaleźć partnera do eksperymentów. Rozmowa z nim, mimo że wielokrotnie nie mogła odgadnąć co myśli i czuje towarzysz, była czystą przyjemnością- intelektualną stymulacją i jakimś promykiem nadziei, że nie wszyscy czarodzieje chcą po prostu osiąść na laurach i nic nie zmieniać w swoim otoczeniu.
Gdy weszli do pomieszczenia, a światło Lumos oświetliło delikatnie pokój, ich oczom ukazał się... składzik. Kilka uwiązów, siodła dla koni, zdecydowanie więcej par ogłowi w różnych rozmiarach.
- Czyli na innych zwierzętach jeżdżą na oklep? - zapytała siebie pod nosem w swoim ojczystym języku. Nie umiałaby tego nawet przetłumaczyć. Ale ilość siodeł, zdecydowanie mniejsza niż zwierząt w stajni na to wskazywała.
Pod ścianą znajdywał się worek, który póki co Zośka zinterpretowała jako owies dla koni oraz drewniane skrzynie, które obiecywały jej zawartość, której szukała. Bingo? pomyślała, idąc w ich stronę.
Nie były one zabezpieczone kłódką; co wydawało się logiczne, mało kto chciałby kraść jedzenie dla hipogryfów czy testrali, skoro codziennie, w wyznaczonych porach, w Wielkiej Sali podawano przeróżne dania.
Zośka kucnęła przy skrzyniach, szukając palcami otwarcia. Gdy je znalazła, odblokowała zapięcie i podniosła wieka obu skrzyń. W pomieszczeniu rozniósł się niezbyt przyjemny zapach padliny, ale w jej opinii nie był on bardziej drażniący niż zapach siana czy łajna. W wszystkich przypadkach, żaden nie robił na niej jakiegoś wrażenia, ale nie była tu sama. Zerknęła na Aidana próbując w otaczającym półmroku wybadać jego reakcję.
- Przyświecisz mi tu troszkę? Żebym wiedziała, co biorę - powiedziała, uśmiechając się. W końcu udało im się znaleźć to, co zakładali.