24-12-2023, 01:22 AM
W grę wchodzi wszystko, w zależności od potrzeb Zosi. Póki co nie jej oceniać. Czyli jest szansa na to, że będzie chciała z nią pracować.
- Jeśli tylko Pan będzie miała czas, i po tych kilku spotkaniach obie się będziemy czuć ok to byłabym chętna jednak na takie spotkania systematyczne...- zaczęła pewnie, z naturalnym dla siebie sposobem trajkotania, by po chwili zwolnić-... praca nad sobą wymaga systematyczności - dodała ciszej, opuszczając wzrok.
Zaczęła się zastanawiać czy czasami nie wyparowała z czymś zbyt odważnym na samym początku, ale! Przecież takie były zasady, no nie? Kilka spotkań dawało się na wyczucie siebie nawzajem, bo jednak jak nie uda ci się nawiązać jakieś nici porozumienia z terapeutą, to rozmowa z nim o swoich problemach będzie dodatkowym problemem.
Tutaj zaczynała od nowa. Obca osoba, nie wiedząca zupełnie nic. Do tego, tak jak ona, magiczna- co naprawdę ułatwiało wiele.
Motyw nie ukrywania magii w jej historii napełniał Zosię determinacją. Był to jednak bardzo ważny element jej dzieciństwa i całej traumy. Wizja tego, że nie będzie musiała mówić wolno, by zastanawiać się nad tym co może powiedzieć a co nie zdecydowanie ułatwi i przyśpieszy proces. Przynajmniej na to liczyła.
- Na dłuższą metę wymyślanie nie magicznych zamienników zdarzeń była jednak męcząca - dodała po chwili, chwytając szklankę z wodą i upijając z niej łyka - szczególnie, że terapia ma sens jeśli jest się szczerym, a na to niestety nie mogłam sobie pozwolić - dodała, układając usta w swego rodzaju smutny, trochę niezręczny uśmiech.
Ogólnie, mimo swego rodzaju doświadczenia, to nadal dziwnie niezręczna sytuacja. Naturalnie niezręczna, bo trudno o swobodę po kilku minutach, ale momentami nie wiedziała co robić. Miała wrażenie, że musi coś mówić. Być może nawet pani Everett w jakiś sposób tego wymagała od niej- podświadomie bądź nie.
Spojrzała przez okno, zaciskając dłonie nieco mocniej na szklance. Zauważyła, że podczas rozmów często "wyłączała się", zawieszając wzrok na jednym przedmiocie w trakcie mówienia. Czasami była to doniczka, czasami figurka, a czasami gniazdko elektryczne.
Ten gabinet ma zdecydowanie więcej elementów do zawieszania się, i podświadomie czuła, że jej ulubionym będzie most widoczny z okna.
- Na swojej pierwszej wizycie u poprzednika, przyszłam z wypunktowaną listą swoich problemów od najmniejszego do największego - dodała, uśmiechając się z zażenowania nad swoimi własnymi poczynaniami. Zaśmiała się nawet w ten charakterystyczny sposób polegający na rytmicznym wypuszczeniu powietrza z nosa. Upiła łyk wody.
- W jakiś sposób chciałam chyba... przestrzec poprzednika? Żeby wiedział z czym tańczy?- dodała znowu, patrząc dalej na most - nie chcę popełniać znowu tego błędu, bo chyba wyszłam na wariatkę, ale trochę nie wiem gdzie zacząć.
- Jeśli tylko Pan będzie miała czas, i po tych kilku spotkaniach obie się będziemy czuć ok to byłabym chętna jednak na takie spotkania systematyczne...- zaczęła pewnie, z naturalnym dla siebie sposobem trajkotania, by po chwili zwolnić-... praca nad sobą wymaga systematyczności - dodała ciszej, opuszczając wzrok.
Zaczęła się zastanawiać czy czasami nie wyparowała z czymś zbyt odważnym na samym początku, ale! Przecież takie były zasady, no nie? Kilka spotkań dawało się na wyczucie siebie nawzajem, bo jednak jak nie uda ci się nawiązać jakieś nici porozumienia z terapeutą, to rozmowa z nim o swoich problemach będzie dodatkowym problemem.
Tutaj zaczynała od nowa. Obca osoba, nie wiedząca zupełnie nic. Do tego, tak jak ona, magiczna- co naprawdę ułatwiało wiele.
Motyw nie ukrywania magii w jej historii napełniał Zosię determinacją. Był to jednak bardzo ważny element jej dzieciństwa i całej traumy. Wizja tego, że nie będzie musiała mówić wolno, by zastanawiać się nad tym co może powiedzieć a co nie zdecydowanie ułatwi i przyśpieszy proces. Przynajmniej na to liczyła.
- Na dłuższą metę wymyślanie nie magicznych zamienników zdarzeń była jednak męcząca - dodała po chwili, chwytając szklankę z wodą i upijając z niej łyka - szczególnie, że terapia ma sens jeśli jest się szczerym, a na to niestety nie mogłam sobie pozwolić - dodała, układając usta w swego rodzaju smutny, trochę niezręczny uśmiech.
Ogólnie, mimo swego rodzaju doświadczenia, to nadal dziwnie niezręczna sytuacja. Naturalnie niezręczna, bo trudno o swobodę po kilku minutach, ale momentami nie wiedziała co robić. Miała wrażenie, że musi coś mówić. Być może nawet pani Everett w jakiś sposób tego wymagała od niej- podświadomie bądź nie.
Spojrzała przez okno, zaciskając dłonie nieco mocniej na szklance. Zauważyła, że podczas rozmów często "wyłączała się", zawieszając wzrok na jednym przedmiocie w trakcie mówienia. Czasami była to doniczka, czasami figurka, a czasami gniazdko elektryczne.
Ten gabinet ma zdecydowanie więcej elementów do zawieszania się, i podświadomie czuła, że jej ulubionym będzie most widoczny z okna.
- Na swojej pierwszej wizycie u poprzednika, przyszłam z wypunktowaną listą swoich problemów od najmniejszego do największego - dodała, uśmiechając się z zażenowania nad swoimi własnymi poczynaniami. Zaśmiała się nawet w ten charakterystyczny sposób polegający na rytmicznym wypuszczeniu powietrza z nosa. Upiła łyk wody.
- W jakiś sposób chciałam chyba... przestrzec poprzednika? Żeby wiedział z czym tańczy?- dodała znowu, patrząc dalej na most - nie chcę popełniać znowu tego błędu, bo chyba wyszłam na wariatkę, ale trochę nie wiem gdzie zacząć.