26-12-2023, 03:29 PM
Przerażenie wizją takiego siebie ścięło błękitną krew w Pascalowych żyłach. Bogin, okej, teoretycznie miał jakąś wiedzę na temat tych zjaw, ale w praktyce nigdy nie musiał się z żadną zmierzyć, więc tak naprawdę nigdy dotąd nie spojrzał swojemu największemu lękowi w twarz. A jak już spojrzał, to okazało się, że boi się panicznie właśnie tego - bycia nieatrakcyjnym, zdeformowanym, niemodnym, starym... jeszcze brakowało, żeby mu słoń na ucho nadepnął albo by ogłuchł.
Nie wiedział nawet skąd poczuł zdecydowane, ale nie gwałtowne pociągnięcie w tył, wykonał więc kolejny chwiejny krok bezwiednie, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w abominację przed sobą. Blond włosy Sophie mignęły mu przed oczami na moment przed tym, jak bogin przybrał bardzo abstrakcyjną formę artystyczną, z jednej strony jak dziecięcy rysunek, a z drugiej zakrawający chyba o chodzące dzieło Picasso. Parsknął niekontrolowanym, histerycznym śmiechem. Krótkim bardzo, wywodzącym się z zaskoczenia tą zmianą, ale to pozwoliło, żeby lęk nieco opadł. Zanim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, kątem oka wyłapał zmianę, jaka zaszła w całej postaci siostry i aż poczuł dreszcze na karku. Nie było to dla niego nowością, ileż to razy widywał i czystokrwistą wilę wpadającą w szał, kiedy maman ze złości traciła nad sobą panowanie, ale zawsze objawiający się fizycznie gniew Ori robił na nim wrażenie.
Widząc tę zmienioną formę siostry, poczuł przypływ odwagi i postąpił krok w przód, stając na równi z Sophie, tuż obok niej, jakby to ją chcąc znów bardziej osłonić, bo doskonale wiedział, że Oriane jest destrukcyjną siłą natury kiedy sięga do korzeni i poradzi sobie, jest starsza, zdolniejsza, silniejsza - nawet jeśli przyznawał to tylko przed sobą samym w swojej głowie i czasem właśnie prze nią. Uniósł nieco różdżkę, gotów spróbować rzucić zaklęcie, którego przecież nawet nie znał, ale oto gotująca się i znowu morfująca postać bogina wzbudziła w nim kolejną falę strachu i aż go sparaliżowało, zastygł w bezruchu, zacisnął dłoń na różdżce tak mocno, że aż mu palce zbielały.
Ostatecznie bogin nie przyjął formy, która go tak przerażała, ale sam strach przed zobaczeniem jej ponowie był wystarczający, żeby uniemożliwić mu wykrztuszenie z siebie słowa i wykrzesanie ruchu. Za to zdziwił się widząc obecną formę zjawy, przypominającą - jeśli pamięć go nie myli - jednego z nauczycieli z Beauxbatons, wskazującego oskarżycielsko palcem na samą Oriane i krzyczącego w ich rodzimym języku "Twoja wina!". Czemu bogin przyjął tę formę, kiedy to Ori stanęła najbliżej? Bała się nauczyciela? Dlaczego nic mu o tym nie było wiadomo? I co niby miało być jej winą? Dlaczego ją oskarżał? Tyle pytań! I żadnej odpowiedzi...
Kostka na strach: 8 oh well, robię pod siebie ze strachu...
Nie wiedział nawet skąd poczuł zdecydowane, ale nie gwałtowne pociągnięcie w tył, wykonał więc kolejny chwiejny krok bezwiednie, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w abominację przed sobą. Blond włosy Sophie mignęły mu przed oczami na moment przed tym, jak bogin przybrał bardzo abstrakcyjną formę artystyczną, z jednej strony jak dziecięcy rysunek, a z drugiej zakrawający chyba o chodzące dzieło Picasso. Parsknął niekontrolowanym, histerycznym śmiechem. Krótkim bardzo, wywodzącym się z zaskoczenia tą zmianą, ale to pozwoliło, żeby lęk nieco opadł. Zanim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, kątem oka wyłapał zmianę, jaka zaszła w całej postaci siostry i aż poczuł dreszcze na karku. Nie było to dla niego nowością, ileż to razy widywał i czystokrwistą wilę wpadającą w szał, kiedy maman ze złości traciła nad sobą panowanie, ale zawsze objawiający się fizycznie gniew Ori robił na nim wrażenie.
Widząc tę zmienioną formę siostry, poczuł przypływ odwagi i postąpił krok w przód, stając na równi z Sophie, tuż obok niej, jakby to ją chcąc znów bardziej osłonić, bo doskonale wiedział, że Oriane jest destrukcyjną siłą natury kiedy sięga do korzeni i poradzi sobie, jest starsza, zdolniejsza, silniejsza - nawet jeśli przyznawał to tylko przed sobą samym w swojej głowie i czasem właśnie prze nią. Uniósł nieco różdżkę, gotów spróbować rzucić zaklęcie, którego przecież nawet nie znał, ale oto gotująca się i znowu morfująca postać bogina wzbudziła w nim kolejną falę strachu i aż go sparaliżowało, zastygł w bezruchu, zacisnął dłoń na różdżce tak mocno, że aż mu palce zbielały.
Ostatecznie bogin nie przyjął formy, która go tak przerażała, ale sam strach przed zobaczeniem jej ponowie był wystarczający, żeby uniemożliwić mu wykrztuszenie z siebie słowa i wykrzesanie ruchu. Za to zdziwił się widząc obecną formę zjawy, przypominającą - jeśli pamięć go nie myli - jednego z nauczycieli z Beauxbatons, wskazującego oskarżycielsko palcem na samą Oriane i krzyczącego w ich rodzimym języku "Twoja wina!". Czemu bogin przyjął tę formę, kiedy to Ori stanęła najbliżej? Bała się nauczyciela? Dlaczego nic mu o tym nie było wiadomo? I co niby miało być jej winą? Dlaczego ją oskarżał? Tyle pytań! I żadnej odpowiedzi...