26-12-2023, 07:00 PM
Działo się dużo, a Zosia - prawdopodobnie na oparach buzującej w niej adrenaliny- wydawała się wracać do siebie. W jakiś dziwny sposób miała wrażenie, że pojmowała nawet wszystko bardziej i szybciej, bo oto ledwo kilka mrugnięć oczu temu trzęsła się na myśl o powrocie ojca, a teraz obserwowała jak Oriane na jej oczach zmienia się... w co?
Cała ta transformacja była nie tylko przerażająca, ale... hipnotyzująca? Sposób, w jaki jej paznokcie wydłużały się, a kości jakby przemieszczały po jej twarzy sprawiał, że Zosia wiedziała już, jaki temat będzie wyszukiwać w bibliotece. Niezaprzeczalnie widząc coś takiego w normalnych warunkach byłaby przerażona, ale wizja tego, że ta siła jest po ich stronie napełniała ją jakimś... spokojem?
Zerknęła na Pascala, który znalazł co prawda trochę energii, by stanąć na równi z nią, ale nie wydawało jej się, by czuł się dobrze. Tym też się trzeba będzie zająć, ale najpierw bogin- pomyślała, układając sobie w głowie sposób działania.
Spojrzała na bogina, który teraz, po chwili egzystencji jako bezkształtna masa, przybrała postać całkowicie nową. Eleganckiego mężczyzny, krzyczącego coś po francusku wskazując na Orianne.
Ponownie zerknęła na francuzkę, próbując zobaczyć czy jej stan zmienił się, ale nie. Zośka odniosła wrażenie, że ani przez chwilkę dziewczyna przed nią nie poczuła ani grama strachu, jakby w jakiś sposób... się do tego przygotowywała? Wiedziała, w co się zmieni Bogart?
Jakby celebrowała swoją złość, nie próbując nawet wyiskać kropli radości. A może to złość dawała jej radość.
Jakby... chciała zemsty?
Zosia nigdy nie była dobra z matematyki. Po coś są w końcu kalkulatory. Z około matematycznych tematów interesowało ją tylko Sudoku. Ale teraz dodała jeden do jednego.
Jej były terapeuta mówił, że przy leczeniu traum zawsze najpierw jest smutek i nienawiść do siebie, potem złość na świat i źródło. Więc być może teraz Zośka patrzyła na Orianne która przeszła tę samą drogę, tylko była kilka kroków przed nią.
Nie była może jej bliźniakiem, by mieć legendarną, mentalną komunikację. Ale wierzyła w solidarność jajników. Nie musiała wiedzieć nawet co człowiek, którego wygląd przyjął bogart jej zrobił- po samej minie Orianne, która była teraz bardziej potworna niż ludzka wiedziała, ze cokolwiek nie zrobił, był skurwysynem któremu trzeba najebać. A ona miała zamiar najebać mu dokładnie tak, jak znała z dzieciństwa.
- Riddiculus!- krzyknęła, tym razem już nie próbując zatrzymać złości. Z zasady pomyślała o czymś miłym, ale to jak wyobraziła sobie bogarta było mniej miłe.
Bo oto bogart w postaci dziwnego francuza poszybował w kierunku ściany łazienki, uderzając w nią z impetem i wydając z siebie głośny i przyjemny dźwięk łamanych kości.
Co samą Zosię wybiło mimo wszystko z pantałyku, bo przecież Bogart jako upiór, chyba nie ma kości, no nie? Więc... był to element wizji, iluzji? Oh, to dawało takie możliwości!
Szybko co prawda wstał, co tylko potwierdziło że tak naprawdę nie uszkodziło go tak, jak uszkodziłoby kogokolwiek innego, ale wystarczy by kupić trochę czasu. Zerknęła na Orianne pokrzepiająco, ale z dziwnie podszytą agresją, jak ludzie dopingujący swojego zawodnika na ringu. Nie musiała nawet tego zauważać, wiedziała że akurat ona da sobie z nim radę.
Odwróciła się w stronę Pascala, który stał trochę jak słup soli z wzrokiem na granicy pustki i płaczu. Jej twarz natychmiast złagodniała, szczerze martwiąc się o stan chłopaka. Sama przecież kilka sekund temu była w dramatycznym stanie, a tego nie życzyła nikomu.
Chwyciła jego twarz w dłonie i pociągnęła ją w swoją stronę by oderwał wzrok od upiora.
- Pascal? Pascal, patrz na mnie. Oddychaj, wdech... wydech... wdech- mówiła, próbując odwrócić jego uwagę od potwora. Zagadywanie pomaga, nie wiedziała tylko jak głęboko w tej spirali strachu ugrzązł Pascal. Jak to nic nie da, będzie się go pytać o różne rzeczy zmuszając do myślenia o czymś innym. O czym? Tego jeszcze nie wiedziała, ale na pewno wymyśli!
Kostka: 6
Boguś: 24/50
Cała ta transformacja była nie tylko przerażająca, ale... hipnotyzująca? Sposób, w jaki jej paznokcie wydłużały się, a kości jakby przemieszczały po jej twarzy sprawiał, że Zosia wiedziała już, jaki temat będzie wyszukiwać w bibliotece. Niezaprzeczalnie widząc coś takiego w normalnych warunkach byłaby przerażona, ale wizja tego, że ta siła jest po ich stronie napełniała ją jakimś... spokojem?
Zerknęła na Pascala, który znalazł co prawda trochę energii, by stanąć na równi z nią, ale nie wydawało jej się, by czuł się dobrze. Tym też się trzeba będzie zająć, ale najpierw bogin- pomyślała, układając sobie w głowie sposób działania.
Spojrzała na bogina, który teraz, po chwili egzystencji jako bezkształtna masa, przybrała postać całkowicie nową. Eleganckiego mężczyzny, krzyczącego coś po francusku wskazując na Orianne.
Ponownie zerknęła na francuzkę, próbując zobaczyć czy jej stan zmienił się, ale nie. Zośka odniosła wrażenie, że ani przez chwilkę dziewczyna przed nią nie poczuła ani grama strachu, jakby w jakiś sposób... się do tego przygotowywała? Wiedziała, w co się zmieni Bogart?
Jakby celebrowała swoją złość, nie próbując nawet wyiskać kropli radości. A może to złość dawała jej radość.
Jakby... chciała zemsty?
Zosia nigdy nie była dobra z matematyki. Po coś są w końcu kalkulatory. Z około matematycznych tematów interesowało ją tylko Sudoku. Ale teraz dodała jeden do jednego.
Jej były terapeuta mówił, że przy leczeniu traum zawsze najpierw jest smutek i nienawiść do siebie, potem złość na świat i źródło. Więc być może teraz Zośka patrzyła na Orianne która przeszła tę samą drogę, tylko była kilka kroków przed nią.
Nie była może jej bliźniakiem, by mieć legendarną, mentalną komunikację. Ale wierzyła w solidarność jajników. Nie musiała wiedzieć nawet co człowiek, którego wygląd przyjął bogart jej zrobił- po samej minie Orianne, która była teraz bardziej potworna niż ludzka wiedziała, ze cokolwiek nie zrobił, był skurwysynem któremu trzeba najebać. A ona miała zamiar najebać mu dokładnie tak, jak znała z dzieciństwa.
- Riddiculus!- krzyknęła, tym razem już nie próbując zatrzymać złości. Z zasady pomyślała o czymś miłym, ale to jak wyobraziła sobie bogarta było mniej miłe.
Bo oto bogart w postaci dziwnego francuza poszybował w kierunku ściany łazienki, uderzając w nią z impetem i wydając z siebie głośny i przyjemny dźwięk łamanych kości.
Co samą Zosię wybiło mimo wszystko z pantałyku, bo przecież Bogart jako upiór, chyba nie ma kości, no nie? Więc... był to element wizji, iluzji? Oh, to dawało takie możliwości!
Szybko co prawda wstał, co tylko potwierdziło że tak naprawdę nie uszkodziło go tak, jak uszkodziłoby kogokolwiek innego, ale wystarczy by kupić trochę czasu. Zerknęła na Orianne pokrzepiająco, ale z dziwnie podszytą agresją, jak ludzie dopingujący swojego zawodnika na ringu. Nie musiała nawet tego zauważać, wiedziała że akurat ona da sobie z nim radę.
Odwróciła się w stronę Pascala, który stał trochę jak słup soli z wzrokiem na granicy pustki i płaczu. Jej twarz natychmiast złagodniała, szczerze martwiąc się o stan chłopaka. Sama przecież kilka sekund temu była w dramatycznym stanie, a tego nie życzyła nikomu.
Chwyciła jego twarz w dłonie i pociągnęła ją w swoją stronę by oderwał wzrok od upiora.
- Pascal? Pascal, patrz na mnie. Oddychaj, wdech... wydech... wdech- mówiła, próbując odwrócić jego uwagę od potwora. Zagadywanie pomaga, nie wiedziała tylko jak głęboko w tej spirali strachu ugrzązł Pascal. Jak to nic nie da, będzie się go pytać o różne rzeczy zmuszając do myślenia o czymś innym. O czym? Tego jeszcze nie wiedziała, ale na pewno wymyśli!