Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Łazienka Prefektów Łazienka Prefektów jest bez wątpienia miejscem, które robi wrażenie. Jej najważniejszym elementem jest oczywiście wanna rozmiarów małego basenu, do której skierowane są dziesiątki złotych kranów, z których po odkręceniu odpowiadających im kurków wydobywała się ciepła woda zmieszana z płynem do kąpieli. Na użytkowników łazienki w rogu pomieszczenia czekają również puszyste ręczniki oraz szlafroki.
Wbrew powszechnie znanej nazwie, z łazienki na piątym piętrze oficjalnie mogą korzystać nie tylko prefekci, ale również kapitanowie drużyn Quidditcha. Pomieszczenie jest oczywiście chronione hasłem, więc tylko osoby, które je znają dostaną się do środka.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
31 października 2020, godzina ~16:00
Mieć siostrę pół wilę miało bardzo dużo przywilejów. Jednym z nich była łatwość, z jaką Oriane zdobywała pewne informacje, jakie zdobyć chciała. Jak na przykład hasło do łazienki prefektów - idealne miejsce na przygotowania przed oficjalną imprezą halloween. W ten sposób mogli zadość uczynić tradycji i przygotować się do wydarzenia razem, bo kto inny zadbałby, żeby Pascal wyglądał z każdej strony doskonale? Kto pomógłby mu z jego kostiumem? No i zdecydowanie Pascal więcej niż z chęcią pomoże zawsze siostrze!
Jedyną niewielką zmianą tym razem było dodanie jeszcze jednej osoby do składu przygotowawczego - Sophie. Po konsultacji z Ori, Pascal zaprosił krukonkę, ciesząc się na możliwość spędzenia z nią więcej czasu i przy okazji również stworzenia okazji, żeby Sophie i Oriane poznały się nieco lepiej.
Umówili się na godzinę spotkania, bez presji ścisłej punktualności. Oczywiście siostra podała mu hasło do łazienki, żeby w razie pojawienia się na miejscu szybciej, nie musiał czekać przed drzwiami. Odebrał Sophie po drodze, skoro i tak łazienka prefektów jest na tym samym piętrze, stosunkowo niedaleko do Pokoju Wspólnego Krukonów, więc na miejscu byli pierwsi.
Pascal spodziewał się wiele po miejscu o tak ograniczonym dostępie, ale chyba nie spodziewał się basenu. Jak tylko wszedł za Sophie (puścił ją przodem, gentleman!), uniósł brwi w zaskoczeniu pełnym uznania.
- Nic dziwnego, że tylko wąskie grono osób ma dostęp do tej łazienki. Basen to zdecydowanie luksus tutaj, w Wielkiej Brytanii, a my mamy jeden wewnątrz zamku, zapewne magicznie podgrzewany niezależnie od panujących na zewnątrz warunków pogodowych. - Pokiwał głową, przechadzając się niespiesznie i przyglądając łazience. Może nie była nie wiadomo jak luksusowa, ale jednak basen i złote kurki dodawały jej uroku i odrobiny atmosfery spa.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Wedle tego, co było umówione, czekała na Pascala koło 16, aby zgarnął ją spod pokoju wspólnego.
Słyszała o łazience prefektów legendy - jakieś. Nie interesowała się nimi aż tak bardzo, ale wizja wejścia do miejsca, gdzie nie każdy ma dostęp napawała ją swego rodzaju... ekscytacją? Być może trochę strachem, bo co jeśli zostaną przyłapani?
Pocieszała się jednak tym, że przynajmniej nie jest sama- a to, że Pascal i jego siostra ją zaprosili, by razem z nimi przygotować się do imprezy jeszcze bardziej ją nakręcało. Bo powiedzieć że było jej "miło" to mało powiedziane- w jakiś pokrętny sposób, gdy Pascal ją o tym informował to chyba nawet... się wzruszyła? Ze ktoś o niej pomyślał?
Trudno to nazwać. Ale, nie ma nawet potrzeby tego nazywać.
Być może od jarmarku w Hogsmeade nie musiała ze sobą targać już wielkiej torby. Oczywiście, zawsze miała przy sobie swoją listonoszkę, ale zaraz przy niej, przytwierdzona myślą techniczną Zośki znajdowała się jej sakiewka bez dna. Oczywiście, nie chowała tam wszystkich rzeczy- tylko, drogą dedukcji popełnioną stosunkowo szybko od jej dostania, przedmioty o których raczej nie rozmawia. Niestety, dostała już od sakiewki raz książką o Quidditchu, dlatego nauczona przykładem, trzyma tam tylko... nierozmowne przedmioty.
Ale dziś oprócz standardowego wyposażenia oraz sakiewki miała też torbę. Torbę, do której bała się umieścić elementy, które sakiewka mogłaby wypluć zbyt agresywnie, a spędziła nad struganiem ich zbyt dużo czasu.
Dlatego tuptała tak sobie ze swoimi rzeczami obok Pascala, podekscytowana zarówno spotkaniem przed imprezą, jak i samym balem.
Gdy Pascal rozszyfrował drzwi i weszli do środka, zobaczyła ogromny... basen? Wannę? Miejsce do kąpieli dla wielu ludzi jednocześnie. Mimo że wydawało jej się to trochę dziwne żeby się ludzie kąpali w kilka osób, to zgodziła się z Pascalem- to był jednak luksus.
- No, ale tu jest też po prostu... ładnie. I szlafroczki, ręczniki... fajnie. Bardzo fajnie- odpowiedziała, odkładając gdzieś z boku torbę z przebraniem.
Spojrzała na Pascala. W sumie zdała sobie sprawę, że nawet nie rozmawiali o przebraniach. Ciekawe, co wymyślili z Orianne.
- Hej... a za co ty się w ogóle przebierasz?- zapytała, szukając w listonoszcze jeszcze pojedynczych elementów przebrania, jakby sprawdzając, czy na pewno wszystko ma.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Zdobycie hasła do łazienki prefektów było proste. Potem jedynie przekazać informację o lokacji i hasło Pascalowi, zgodzić się przy okazji na zaproszenie Sophie, i czekać na trzydziestego pierwszego.
Gdyby chodziło o normalną imprezę Oriane pewnie pstryknęłaby brata w czoło i obśmiała gdyby zaproponował rozpoczęcie przygotowań o czwartej w dzień. Halloween to inna sprawa. Po zapasie czasu przypuszczała, że As wymyślił coś wymagającego starannego makijażu co najmniej. Jej własny kostium łani wymagał takiegoż. Przygotowana żeby się przebrać, z włosami mytymi ostatnio późno, późno we czwartek, by w sobotę były odrobinę drugiej świeżości co pozwoli je dużo łatwiej opanować przy zaplataniu warkoczy wokół rogów, jak zaplanowała.
Sporo rzeczy zamówiła z Paryża, od ich starszego brata, do tego kostiumu. Nie posiadała w końcu nic z kosmetyki kolorowej w odcieniu czerni co mogła użyć do pomalowania nosa bez obawy, że skończy z czarnymi smugami na połowie twarzy. Nie wspominając już nawet o butach! Kiedy myślała o butach do kostiumu łani od razu głowa powędrowała do, wedle świata mody, starej kolekcji Alexandra Mcqueen z wiosny dwa tysiące dwunastego roku. Och, byłyby perfekcyjne! Jedne z tych dziwnych butów na rzeźbionym koturnie, co zdają się zaprzeczać fizyce i sprowadzać na osobę oglądającą chodzące w niej dziewczyny jedno, jedyne słowo: "Jak?!". Z jaśniutkiej wężowej skóry, sznurowane, świetnie by spełniły rolę kopytek w wersji high fashion. Kochany braciszek odnalazł je, zapewne przez internet, i przesłał sową z całą resztą zamówionych drobiazgów.
Jedynie perłowy pasek oraz paleta brązowych cieni były Oriane dostępne zanim odezwała się do Kena. Sukienkę ściągnęła przez maman z Hever, tak samo jak stworzoną na zamówienie opaskę z rogami oraz animowanymi magią uszami łani. Skrótem: przygotowania do Halloween zawierały w sobie wiele paczek oraz listów.
Tak więc, wracając do tematu, niewiele przed szesnastą zamieniła szkolną torbę na torbę z potrzebnymi do skompletowania kostiumu elementami, ciężką właściwie jedynie przez buty, i wyruszyła na karkołomną podróż przez schody. Nienawidziła ich równie mocno w ostatnich dnia października jak w pierwszych dniach września. Mordercza klatka schodowa, równie przerażająca co zwyczajnie rozwścieczająca.
Dotarła na miejsce w jednym kawałku. Nikogo przed drzwiami? Och, pewno była ostatnia, jeśli wziąć pod uwagę, że została zdegradowana do mieszkania w lochach. Podała drzwiom wyglądającym podejrzanie zwyczajnie hasło wyczarowane wilowatością ze ślizgońskiego prefekta i oto, przed jej oczami, pokazała się mała oaza relaksu.
- Bonsoir - rzuciła wieczorowym powitaniem, jak typowy francuz czy francuzka przerzucona nań odruchowo ze względu na godzinę oraz ciemniejące wieczorowo niebo. Uśmiechała się też przyjemnie, w spokojnej wesołości przywołanej widokiem miłego towarzystwa.
Odruchowo podeszła do bliższej drzwi osoby - Sophie - by ucałować powietrze obok jej policzków w tradycji powitalnych bisous, nie do końca najpierw zastanawiając się, czy dziewczyna będzie się z tym czuć komfortowo.
- Cieszę się, że zechciałaś do nas dołączyć - dodała z całkowitą szczerością, co u Ori wyglądało niemalże identycznie co całkowita nieszczerość.
Chyba jedynie Pascal mógłby je odróżnić. Po oczach. Szczerość zawsze błyszczała w nich cieplej.
Powędrowała dalej, do brata, by powtórzyć bisous.
- Ça va? - Spytawszy odsunęła się na długość ręki od braciszka, żeby przeskanować go spojrzeniem, jakby mogła odczytać tylko ze stanu jego ciała czy wszystko rzeczywiście jest ça va bien.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Tak jak dziewczęta - co było do przewidzenia - musiały przytargać ze sobą całe torby pełne przyborów mających pomóc im w przygotowaniach do imprezy, tak Pascal miał ze sobą minimalistycznie tylko torbę szkolną, choć może troszkę wypchaną. Tak naprawdę nie potrzebował wiele, żeby skompletować swoje przebranie. Tak jak strój Oriane wymagał wysyłania wielu listów, tak on swoje potrzeby zawarł na jednej stronie pergaminu.
W ten oto sposób jego szkolna torba wypchana była w tej chwili miękkim, oddychającym, wysokiej jakości połyskującym lekko materiałem, który przywodził na myśl szarawy drogi kamień, kilkoma tubkami magicznej szarej i białej farby do ciała, kilka sporych rozmiarów kamiennych broszek, szary pleciony sznurek, paskowe sandały z szarej, miękkiej skóry i jedyny odrobinę kolorystyczny element - koronę oliwną z białego, czystego złota, ręcznie robioną na zamówienie. Odłożył cały ten nawet nie ciężki bagaż na kamienną ławkę, gdzie spoczywały ręczniki i szlafroki, żeby móc rozejrzeć się nieco uważniej po pomieszczeniu, w oczekiwaniu na pojawienie się siostry. Spojrzał na Sophie, kiedy zapytała o wybrany strój i uśmiechnął się tajemniczo. Tak naprawdę nie było już sensu ukrywać jaki ma pomysł, bo przecież po to też w trójkę się utaj spotykają - żeby pomóc sobie nawzajem w przygotowaniach.
- Chciałem żeby było to zaskoczeniem, ale i tak będziesz obecna przy całym procesie, więc chyba stracę i tak na tajemniczości. - Pokiwał przy tym lekko głową, trochę jakby był to gest godzenia się z porażką. Ale tak żartobliwie. - Otóż przebiorę się, z waszą pomocą, jeśli tylko obydwie będziecie tak miłe, za rzeźbę greckiego boga. - Ori oczywiście już zgodziła się pomóc (z wzajemnością). Wypiął nieco pierś i wyprostował się, unosząc brodę, jakby już przybierał pozę posągowego bożyszcza. Nie miał za bardzo możliwości bożyszczować więcej, bo oto dołączyła do nich jedyna brakująca osoba, Oriane. Uśmiechnął się szeroko na widok siostry i grzecznie poczekał, aż najpierw przywita Sophie, po czym rozłożył lekko ramiona w ciepłym, stonowanym geście ogromnej radości, że ją widzi. Odpowiedział na to typowo francuskie powitanie bez choćby krzty zawahania, jaby była to dla nich codzienność. Bo, tak prawdę powiedziawszy, była.
- Ah, ma chère soeur! Ça va très bien. Mam nadzieję, że schody były łaskawe. - Przywitał się szczebiocząc po francusku, dobrze też wiedząc jak bardzo Ori nie lubi hogwardzkich klatek schodowych. Od razu po tym automatycznie przerzucił się znowu na język angielski, bo przecież nie byli sami i niegrzecznym byłoby prowadzić rozmowę w języku, którego trzecia osoba nie rozumie. Tym bardziej, że była to osoba lubiana przynajmniej przez pięćdziesiąt procent reprezentacji rodu Boleynów tutaj, w Hogwarcie. - Właśnie rozmawialiśmy z Sophie o naszych kostiumach na dzisiejszą imprezę. - Wiedział co miała zaplanowane siostra, ale przebranie Krukonki nadal pozostawało nieodkrytą tajemnicą. Spojrzał na nią z ciekawsko uniesionymi brwiami i czarującym uśmiechem zachęcającym do zwierzeń.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Zosia ze swoim przebraniem miała swoisty problem już na samym początku- nie wiedziała całkowicie za co. W jej poprzedniej szkole nie obchodziło się w taki sposób tego święta, bliższe to było Mickiewiczowym ,,Dziadom", a dotychczas kontakt z Halloween miała tylko w niektórych, niemagiczno-amerykańskich filmach.
Wiedziała, że trzeba się przebrać, i z zasady powinno się przebrać za jakiegoś potwora, ale ludzie często wybierali kostiumy śmieszne bądź seksowne.
I, z tego co zrozumiała, to właśnie drugą opcję wybrał Pascal. I na tę realizację jej oczy optycznie się powiększyły, w swoistej mieszance zdziwienia i zainteresowania.
- Greckiego Bo... i będziesz taki półnagi, w todze? Bogowie, to się muszę z Tobą nagadać teraz, potem pewnie się nie odgonisz od adoratorów i nawet mi podejść nie dadzą- odpowiedziała żartobliwie, kręcąc głową - i jasne, pomogę, jak tylko będę w stanie.
I w tym właśnie momencie weszła Ona. Bogowie.
Do Pascala się już nawet przyzwyczaiła. Nawet, bo czasami łapała się na tym, że się zastanawiała jak to jest być takim pięknym człowiekiem, czy ma jakiś skincare routine że tu nie widać nawet mikroniedoskonałości, jakie perfumy używa że tak pięknie pachną morską bryz- dobra, zwolnij do cholery, już to przerabiałaś.
No, więc można powiedzieć że do niego się w z g l ę d n i e przyzwyczaiła, bo widywała go bardzo często. Orianne natomiast widziała tak naprawdę raz. Z bliska, na jarmarku. Potem kilka razy na korytarzu. Brata się nie wyprze, piękny z nich duet. I niby wiedziała że jest półwilą, tak? I że może tam jakieś magiczne eges szmeges działa, ale no była to po prostu niesamowicie piękna pani.
Więc po całych trzech sekundach amoku patrzenia na nią, otrząsnęła się, również ucałowała policzki (tak też się witano w jej otoczeniu) i uśmiechnęła szeroko.
- Hej, to ja się cieszę, że mnie zaprosiliście! - powiedziała, w jej przypadku całkowicie odczytywalną szczerością- To moje pierwsze Halloween więc cieszę się, że nie będę przygotowywać się sama.
Oczywiście, w takich momentach żałowała że jednak rodzice wysłali ją na rosyjski a nie francuski, a jej znajomość ograniczała się do bardzo minimalnej ilości słów, ale nie przeszkadzało jej ro za bardzo. Są rodzeństwem, mają swój język w którym czują się komfortowo; poza tym, bardzo przyjemnie się tego słucha.
Jednak, gdy Pascal zwrócił się w jej stronę, jakby oczekując kontynuacji wątku, Zosia zawahała się chwilę. W sumie, czym ty jesteś?
- Ja będę... autorską interpretacją satyra? Kozłopodobnego? Nie wiem czy w sumie wpisuje się to jakoś w kanon, ale to najbliższe jak mogę to opisać.
Bo co jak co, Zosia bardzo ambicjonalnie podchodzi do wszystkiego, co ma w sobie znamiona robótek ręcznych. Zarówno koźle rogi, maskę którą ma zamiar nosić, jak i kopyta wyrzeźbiła sama. Sama też je złączyła z innymi, wcześniej zmodyfikowanymi częściami stroju, szyjąc, klejąc, przybijając gwoździami lub alterując je wedle możliwości.
Była z niego dumna. Udało jej się połączyć kilka elementów jej stroju ludowego z czymś, co akurat umiała zrobić, i miała nadzieje że będzie wyglądało tak dobrze w oczach innych, jak wygląda w jej.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- Łaskawe o tyle, że wciąż jestem żywa i niepołamana - odparła z przewróceniem oczu dając do zrozumienia co sądzi o podobnym poziomie łaskawości: że tyle się zwyczajnie od schodów należy i nie ma być za co wdzięcznym.
Skinęła na informację o temacie rozmowy głową, z półuśmieszkiem wyobrażając sobie jak Sophie musiała zareagować na półnagie wieści. Aż żałowała swojego drobnego spóźnienia.
- Nasze także. Zdaje się, że większość Europy ma Halloween za importowaną okazję do kostiumowych przyjęć i nic więcej, non? - Zarzuciła małą zagwozdką i zawiesiła na parę sekund głos jak gdyby dawała towarzystwu czas na przemyślenie sprawy. - Anglicy jednak zawsze byli bardzo wyjątkowym podgatunkiem Europejczyka - dodała z sięgającym średniowiecza Angielsko-Francuskim zwyczajem patrzenia na zwyczaje kraju zza kanału z co najmniej odrobiną protekcjonalnego rozbawienia.
Oczywiście w średniowieczu i przez parę wieków po nim protekcjonalnemu rozbawieniu towarzyszyły potyczki wysoko zbrojnych ludzkich mas.
Zdjęła wierzchnią szatę szkolną rozglądając się jednocześnie za jakimś krzesłem. Nie znalazła takowego, co rzuciło w zupę dobrego nastroju ziarnko pieprzu. Czuła je przez chwilkę po czym rozpłynęło się, niewyczuwalne. Cóż, nie będzie czym zablokować drzwi, by zapewnić im prywatność łazienki. C'est la vie.
- Satyr? Będziemy prawie do siebie pasować! - Uśmiechnęła się szerzej, przyjemnie rozbawiona podobnym obrazkiem. Odłożyła szatę oraz torbę na ławeczkę i wyłowiła opaskę z rogami i poruszającymi się dzięki magii uszami. Uniosła ją do głowy, jakby mierząc ją bez aktualnego zakładania akcesorium, by pozwolić koleżance choć odrobinę wyobrazić sobie o czym mowa. - Będę łanią.
Odłożywszy opaskę obok torby zaczęła podwijać, och jakże nieelegancko, rękawy szkolnej koszuli.
Obcasy stukały na glazurowej posadzce w rytm kroków zbliżających dziewczynę do brata.
- Proponuję zacząć od ciebie, frérot - poinformowała Asa, zaraz jednak zwróciła głowę ku Sophie. - Lepiej nam go będzie malować bez obawy, że wybrudzimy własne kostiumy. Co o tym sądzisz, Sophie?
Nie bez przyczyny w końcu podwinęła rękawy.
Może nie bała się farby na szkolnej koszuli ale nie zamierzała też chłonąć jej jak gąbka.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Zaśmiał się krótkim, zatrzymanym w klatce piersiowej chichotem na tę reakcję Sophie, ale zdecydowanie wizja grona adoratorów połechtała mile jego ego. Chociaż jeśli będą się trzymać w trójkę, to z pewnością Oriane zbierze najwięcej zainteresowania tłumu, był do tego przyzwyczajony.
Nie chcąc opóźniać procesu przygotowania do imprezy - domyślał się, że nie tylko na nim zejdzie czas, dziewczęta też musiały przecież się ubrać, pewnie makijaż zrobić, uczesać, wszystko doskonale dopasować - podszedł znowu do swojej torby i pozostając obecnym w konwersacji, zaczął wypakowywać części swojego kostiumu.
- Zdaje się, że coraz większa część Europy adaptuje Halloween jako po prostu doskonałą okazję do zorganizowania tematycznej imprezy, z przyzwoleniem na bardzo szerokie spektrum tychże kostiumów. - Nie było tajemnicą, że znaczna część uczestników takich zgromadzeń stawiała na ubiór nie tylko seksowny, ale wręcz prowokacyjny i niesmaczny, zasłaniając się okazją. Ba, on sam wybrał opcję ze sporą ilością odsłoniętego ciała, ale przynajmniej zamierzał zachować to w granicach dobrego smaku, jak na Boleyna przystało.
Spojrzał na siostrę i Sophie ze zdumionym rozbawieniem, kiedy okazało się, że całkiem przypadkiem zaplanowały pasujące do siebie kostiumy.
- No proszę, będę jak trzecie koło u wozu z moim tematycznie niepasującym kostiumem. Nie wiem, czy cieszyć się z tego powodu, czy być zazdrosnym. - Oczywiście żartował, ale naprawdę szczerze rozbawił go ten zbieg okoliczności.
Trzymając dwie tubki farby do ciała i odpowiednie pędzelki, odwrócił się do siostry już przygotowującej się do pracy.
- Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie. Kiedy farba zaschnie będę mógł Wam pomóc bez strachu, że pobrudzę wasze kreacje. - Jeśli tylko Oriane lub Sophie podeszły w gotowości do zadania, podał trzymane produkty i zdjął marynarkę i odłożył bezpiecznie na bok, tak samo koszulę, buty, spodnie i został w samej bieliźnie, już odpowiedniej do stroju, pasującej kolorem i krojem, mimo że nie będzie jej i tak widać pod togą. Z szerokim uśmiechem rozłożył ręce w zapraszającym geście. Płótno czeka!
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
31 października 2020 roku miał okazać się dniem ekscytującym i niezwykłym nie tylko ze względu na imprezę Halloweenową i szczęśliwie przypadającą na ten dzień pełnię księżyca. Tego dnia można było spodziewać się dziwnych wydarzeń, głównie napędzanych wyobraźnią młodych adeptów magii. Albo ich lękami...
Nie spodziewający się żadnych nieprzyjemności Sophie, Oriane oraz Pascal, zupełnie nieoczekiwanie usłyszeli coś jakby szelest dobiegający z ciemnego kąta nieopodal. Kiedy spojrzeli w kierunku odgłosu, po chwili zauważyli wyłaniający się, jakby wręcz formujący się z cienia rosnący kształt. Nie minęła nawet sekunda, a kształt przybrał bardzo jasną formę dziwnej hybrydy człowieka-niedźwiedzia, wzbudzając nagły strach w Sophie. Nawet jeśli Sophie nie zorientowała się, że ma do czynienia z boginem, to towarzyszący jej Oriane oraz Pascal dodali dwa do dwóch.
SPOTKANIE Z BOGINEM! Wszystkie postacie w wątku mają obowiązek odnieść się do tego spotkania i zastosować odpowiednią mechanikę.
☞ Mechanika spotkania z boginem
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Zbieg okoliczności spowodowany podobnym gatunkiem zwierząt wybranym na przebranie zaskoczył ją; ha, nawet trochę ucieszył. Szczęśliwie Orianne szybko zdążyła się uśmiechnąć mówiąc, że będzie Łanią, przez co jej intrusive thoughs nie pozwoliły jej myśleć za długo o tym, czy będzie zła że Zosia jest ubrana w coś tematycznie podobnego.
- W moim kraju jest raczej więcej smutnych niż radosnych świąt, więc nie dziwne że powoli robi się to popularne. Zawsze to jakiś powód do zabawy.
Było coś w kulturze polskiej takiego dziwnie... mesjańskiego. Dużo świąt, które w innych krajach są obchodzone bardziej na radosną nutę, w Polsce zdawały się być melancholijne, z naciskiem na wspominanie i rozmyślania. Każde dni są potrzebne, ale poza pojedynczymi dniami tematycznymi, to tak naprawdę jedyne święta utrzymane w radosnej stylistyce to Boże Narodzenie. Z czego, to radosne obchodzenie byłoby raczej uznawane za bardzo skromne w porównaniu do innych krajów.
Tak przynajmniej sądziła, na bazie tych wszystkich filmów lecącym w babcinym, małym telewizorku. Mogła to porównywać w końcu tylko do Rosji- tu nie miała jeszcze zbyt wielu danych.
Na słowa Pascala natomiast o niepasującym do kompletu stroju machnęła ręką:
- Czy ja wiem czy niepasujący? Można powiedzieć że wybraliśmy sobie - nieświadomie bo nieświadomie- tematykę okołomitologiczną. Jak dla mnie wszystko jest stosunkowo spójne - dodała z uśmiechem.
Jakby się zastanowić, mieli rację co do przygotowywań. Co prawda jej strój zahaczał bardziej o dzikiego satyra i pewnie potencjalne pobrudzenie się nie przeszkadzałoby jej bardzo (kto wie, jak strój będzie wyglądać pod koniec imprezy) pobrudzenie się, ale koniec końców wolałaby się w jak najlepszym stanie pokazać na samym początku.
Dlatego, widząc że rodzeństwo przygotowuje się do malowania, odłożyła swoje klamoty (które, jakby nie było nadal trzymała) przy najbliżej znajdującej się ścianie i podobnie jak Orianne, podwinęła rękawy.
Nie zdążyły niestety dużo zrobić. Ledwo zdążyła chwycić tubkę w rękę - bo starała się nie patrzeć za dużo przez ten czas na Pascala w samych majtkach stojącego przed nią- i odkręcić ją, by sprawdzić na jakiej konsystencji będzie pracować, gdy nagle z końca pokoju usłyszała dziwny dźwięk.
Początkowo, nie pomyślała o nim zbyt wiele. Ot, kolejny dziwny dźwięk wśród innych dziwnych dźwięków w niezbyt normalnej, magicznej szkole. Dlatego, na samym początku tylko zerknęła w tamtym kierunku, nie myśląc o nim zbyt wiele. Jednak rosnący w kącie kształt, który zdążyła przez ten ułamek zauważyć sprawił, że zaraz spojrzała drugi raz. I to co zobaczyła sprawiło, że tego żałowała.
Bo oto w kącie łazienki prefektów, z cienia, niczym zza gęstej mgły wyłaniała się postać, którą mimo deformacji znała zbyt dobrze. Hybryda człowieka i niedźwiedzia, jakby zamrożona pomiędzy jednym stadium przemiany a drugim. Stan, który od dzieciństwa widziała zdecydowanie zbyt często.
- n...nie... - zdążyła wydukać z siebie w rodowitym języku, zanim postać wyłoniła się, prezentując się w pełnej krasie.
Pędzel i tubka farby upadły z pustym łup na płytki- jej trzęsące się dłonie nie były w stanie utrzymać nawet ich. I mimo oczu, które powoli zachodziły łzami widziała dokładnie, że potwór podąża w ich stronę. Dlatego nogi, pomimo że teraz Zosi wydawały się bliższe wacie niż kościom i mięśniom, były w stanie, jakby w ostatnim tchnieniu wykonać kilka chyboczących kroków w tył.
Jej oddech przyśpieszył, próbując nadążyć za sercem. Wszystkie te lekcje pani psycholog mówiące o oddychaniu przeponą właśnie poszły w zapomnienie. I choćby cudem sobie przypomniała i próbowała, i tak nie była w stanie- jej głowa i tak powędrowała już myślami do najboleśniejszych momentów jej dzieciństwa, przypominając ciału jaki ból potrafiło znieść, powodując pieczenie i duszności w klatce piersiowej. Może i tym razem jej żebra nie były połamane, może to tym razem serce próbujące wyskoczyć jej z piersi- nie była pewna, zaciskając i tak słabą już pięść na piersi, w dziwnym odruchu ucisku.
W tej chwili wszystko wokół zamarło, a świat stał się dla Zosi niesamowicie głośny. Słyszała bicie swojego serca, niepewne szmery otoczenia, swój płytki oddech i myśli- które narastały jak lawina, brzmiąc coraz bardziej jak głos jej własnego ojca.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Skinęła jedynie głową na słowa brata, zgadzając się z ich treścią. Zasadniczo w końcu powiedział niemal dokładnie to samo co ona.
- Ach, nie martw się, będziesz do mnie pasował elegancką nieskromnością - zażartowała tym samym sugerując, że i jej kostium zakładał nieco zbyt wielką powierzchnię nagości.
Przyjęła podane jej narzędzia malarskie. Zerknęła kątem oka ku Sophie zdającej się starannie unikać patrzenia wprost na rozbierającego się Pascala, co oczywiście rozbawiło ją wystarczająco by uniosła jeden kącik ust nieco wyżej.
Być może fakt, że to jej własny brat się rozbierał, przez co nie była rozkojarzona widokami, albo Orianowy naturalny stan gotowości - szczególnie, że znajdowali się w teoretycznie zakazanej dla całej ich trójki łazience - spowodował jej natychmiastową reakcję na szelesty. Spodziewała się bardziej czegoś w stylu prefekta, który ich przyłapał - dlatego też odruchowo uniosła nieco wyżej brodę, z godnością wysoko urodzonej damy, a uśmiech wyrównał się i złagodniał, nabierając tej nieprzeniknionej a enigmatycznej cechy, co pozwalała chłopcom wierzyć, że mają szansę a nauczycielom - że jest ona całkowicie niewinną, potulną uczennicą.
Dostrzegła jednakże coś całkowicie innego. Cienie, jak gdyby żywe, formowały się i zmieniały; gdyby cień był płynem Oriane powiedziałaby, że wręcz zdawały się bulgotać. Przymrużyła lewe oko pozwalając twarzy przybrać naturalny, niekontrolowany wyraz. Zapowiadało się bowiem na potyczkę innej maści. I przymrużenie oka w dziwny sposób pomagało analizować sytuację. Bogin czy okrutności Irytka?
Sytuacja za to przedstawiała się tak: Sophie znajdowała się najbliżej ruchomej ciemności nabierającej coraz wyraźniejszego kształtu, jakby krzyżówki człowieka i niedźwiedzia, Pascal dopiero kończył negliż bądź dopiero co go skończył. Szybkie spojrzenie - Sophie wykazywała dość wyraźne oznaki ataku paniki. Różdżka? W torbie na ławeczce. Ciężko było ocenić czy dopadnięcie torby ściągnie bogina na nią jednak nie było innej opcji.
Co sprawi, że niedźwiedzio-ludź będzie śmieszny?
Bo wiedziała jak poradzić sobie z własnymi boginami. Ba! Wręcz spodziewała się który tego dnia się zjawi i w tle świadomości zbierała siłę by być wściekłą na swojego Humberta Humberta. Nauczyła się tego podczas opanowywania zaklęcia: najważniejszym pierwszym krokiem było opanowanie strachu. Nie było jednak nigdy mowy, że opanować go trzeba śmiechem - jedynie trzeba było do śmiechu dotrzeć.
- Pascal! La baguette! - Chłodny, naglący ton. Zdecydowanie nie krzyk ale ostrzejszy niż zwykła mowa. Zasadniczo zakomenderowała, by wygrzebał własną różdżkę, nim w dwu zręcznych krokach znalazła się przy własnej torbie.
Rzuciła trzymaną dotąd farbę oraz pędzel na ławkę, wyciągnęła różdżkę z dedykowanej jej kieszeni.
Obróciła się ku stworzeniu. Skupiła się na wymyślonej komicznie wyglądającej wersji człowieko-niedźwiedzia, gdzie każda kolejna niedźwiedzia wstawka na ludzkim ciele wyglądała zabawniej i śmieszniej, niż straszniej i brutalniej jak w wersji aktualnej.
- Riddikulus!
Najwidoczniej bycie przygotowaną na obie opcje - własnego bogina jak i bogina Sophie - było właściwym krokiem do podjęcia. Bogin nie wyglądał bowiem na szczególnie zadowolonego z otrzymanych obrażeń.
Trzeba przyznać, że zaobserwowany sukces dodatkowo podniósł Ori na duchu. Była na to gotowa. Da sobie radę. Strach nie będzie problemem.
Kostka: 10+2
Boguś: 12/50
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
No tak, pod względem nieskromnej, acz subtelnej demonstracji swoich walorów, rodzeństwo Boleyn z pewnością świetnie będzie zgrywać się kostiumami. Jakby się uprzeć, to również można by znaleźć prawidłowość w postaci Pascal - grecki bóg, Ori i Sophie - kopytne ciągnące jego rydwan... Miałoby to całkiem zabawny ironiczny wydźwięk.
Tak jak Sophie oraz Oriane, również Pascal usłyszał ten niespodziewany, niepasujący do miejsca hałas. Teoretycznie był już względnie zaznajomiony z tym, że Hogwart pełen był zaskakujących dźwięków i sytuacji, ale wciąż potrafiło go to zbić z pantałyku.
Zanim zlokalizował źródło dźwięku, dziewczęta już zdawały się mieć to za sobą. Najpierw zauważył przerażenie cofającej się Sophie i niemal po tym usłyszał alarmujący ton siostry nawołujący do dobycia różdżki. I dopiero po tym spojrzał na czwartą postać w pomieszczeniu. Nie było tu nikogo, kiedy on i krukonka weszli, więc był więcej niż pewien, że nie przeoczyli tej dziwnej, zmutowanej postaci. Musiało być na to inne wyjaśnienie, a bardzo ważną wskazówką ku temu było przerażenie koleżanki. Boginy nie były niczym specjalnie zaskakującym, ale skąd ta zjawa w łazience prefektów? Zgodnie z poleceniem Oriane, doskoczył do swojej torby i szybko znalazł w niej różdżkę. Nie zwlekając od razu odwrócił się w stronę hybrydowego monstrum, które po rzuconym zaklęciu Ori wyglądało co najmniej śmiesznie, i w trzech krokach stanął tak, że zasłonił sobą wciąż bardzo przestraszoną krukonkę.
- Sophie, nic się nie bój, zostań za mną! - Taki z niego rycerz w lśniącej zbroi! Albo raczej bez zbroi w tej chwili. I niestety nie do końca taki rycerz, bo jak tylko wyszedł te pół kroku bliżej bogina, niż siostra, jego postać zamigotała, zagotowała się jakby i zmieniła się. Pascal aż otworzył szerzej oczy i nieco opuścił wyciągniętą dotychczas rękę z różdżką, kiedy spojrzał na swoje własne odbicie, równie prawie nagie, w samej bieliźnie - bardzo mało pochlebnej, z garbem, zdeformowaną, koślawą twarzą i uśmiechem pełnym nierównych, zaniedbanych zębów, z krawatem (o zgrozo...) niechlujnie wiszącym na szyi, kulejącego w jego kierunku. Aż wykonał krok w tył.
- Putain de merde... - Zaklął pod nosem, nie tylko totalnie zaskoczony, ale przede wszystkim szczerze przerażony tym, co widzi. Przecież tak nie wygląda, to nie może być on! I z pewnością nie taki los go czeka!... Prawda?
Kostka na strach: 5, Pascal epic fail...
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
W ciągu kilku sekund wydarzyła się cała masa rzeczy. Rzeczy, których Zośka w większości nie zarejestrowała.
Ona przez te kilka sekund nie była nawet pełnoprawnie obecna. Myślami znów była w jej rodzinnym domu, gdzie głównym akompaniamentem był płacz matki, ryk ojca i głuche uderzenia ciała o ścianę. Podświadomie jej wszystkie mięśnie się napięły, jakby przygotowywały się do kolejnego lotu w kierunku ściany- bo nie wyobrażała sobie, że potwór stojący przed nią nie wykorzysta sytuacji, by odpłacić się jej po tylu latach. Jedyne co kazało przypuszczać, że Zosia nadal jest tutaj był płytki oddech, drżenie i lejące się łzy, które już widocznie zaczerwieniły oczy i doprowadziły powieki do opuchnięcia.
Krzyk Orianne nawołujący o bagietkę; rzucane zaklęcie; Pascal, który staną pomiędzy nią a ojcem, chcąc jej bronić.
Z tego wszystkiego Zosia zdała sobie sprawę dopiero, gdy ojciec zaczął przybierać trochę inną, bardziej znaną jej twarz... Pascala?
Czyli... to nie jest jej ojciec? Jest bezpieczna?
Cóż, bezpieczeństwo jest pojęciem stosunkowo względnym, skoro obecną sytuację dziewczyna uznała za bezpieczną. To nie był jej ojciec. To było najważniejsze.
Zamrugała kilka razy, przez co więcej łez spłynęło jej po policzkach, ale widoczność otoczenia nieznacznie się poprawiła. Spojrzała na Orianne walczącą z Boginem, na roznegliżowanego Pascala, który po rzuconym pod nosem przekleństwie (co wiedziała bo użył jedne z niewielu słów, które kojarzyła w tym języku) i postawie kazał przypuszczać, że nie wcale nie czuje się o wiele lepiej niż ona. Szczególnie, że to prawdopodobnie jego strach przybrał teraz Bogin.
W czasie, jak powoli świadomość wracała do niej z najciemniejszych zakamarków wspomnień, czuła, że przerażenie powoli zastępuje złość. Złość na ojca? Na sytuację? Nie wiedziała, a nawet jeśli chciała się dowiedzieć, nie było czasu.
Jedyna trzeźwo myśląca na ten moment komórka mózgowa wydała tylko jedną komendę - różdżka w torbie. Gwałtownie więc Zośka powędrowała wzrokiem w kierunku torby. Ta, w niezmienionej formie leżała kilka metrów za nią, pod ścianą. Niewiele myśląc rzuciła się w jej kierunku, kilka ostatnich kroków przejeżdżając po płytkach na kolanach. Szybko wygrzebała różdżkę z torby i popędziła w stronę Pascala.
Riddiculus. Przecież ona nawet nie znała jeszcze tego zaklęcia. Jedyne co wiedziała to to, że trzeba wymyślić jak ośmieszyć Bogina oraz że należy w tym czasie myśleć o czymś miłym. O czym miłym można kurwa myśleć w takiej sytuacji? - pomyślała wściekła, zaciskając różdżkę na rękojeści.
Gdy dobiegła do Pascala, który stał jakby musiał a nie chciał, chwyciła go za ramię i odsunęła do tyłu. Sama wyprzedziła go może o półtorej kroku- wystarczająco, by choć w połowie go zasłonić.
Coś miłego. Coś miłego? Pierwsza wizyta w nowym domu? Impreza? Nie zdążyła jeszcze narobić miłych wspomnień, żeby móc w nich przebierać!
- Riddiculus! - krzyknęła, celując z determinacją w abnominację. Chyba zadziałało, bo Bogin powoli przekształcał się w coś na kształt trójwymiarowego, dziecięcego bazgroła, które miało wyglądać jak Pascal, ale- jak to z sztuką dziecięcą bywa- nie oddawał za bardzo obiektu rysowanego.
Bogin skrzywił się trochę, ale chyba nie był to pełna możliwość tego zaklęcia. Może było w niej jeszcze zbyt mało radości, a zbyt wiele złości.
Kostka: 6
Boguś: 18/50
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Stary Pascal.
Hm. Z jednej strony ulga - jeśli jego największym strachem była starość, utrata urody, znaczyło to, że życie go dotąd nie skrzywiło tak bardzo jak zrobiło to z nią samą. Z drugiej strony jednakże pojawił się głosik sugerujący: "Hej, pewnie mu pomogłaś ten strach rozwinąć, bo wilowatość zawsze zwraca na ciebie uwagę i chłopak czuje, że jego jedyna wartość w życiu to jego piękno.".
Całe szczęście, że Ori miała tendencje do ignorowania głosików. No dobrze, bardziej do głębokiego internalizowania, by rozpatrzeć je w momentach największych kryzysów, bo zawsze dobrze jest mieć dodatkową amunicję przeciwko własnemu zdrowiu psychicznemu.
Już była gotowa kolejny raz rzucić zaklęcie; wyobraziła sobie starego Pascala stepującego jednocześnie balansując dzwoniącą piłeczkę na garbie...
- Riddiculus!
I puf! Bogin zmienił się z dotychczasowego lęku Pascala w coś, co przypominało... Strójwymiaryzowany rysunek średnio utalentowanego dziecka jeszcze nie ogarniającego najbanalniejszych podstaw koła kolorystycznego? Dla przypomnienia: żółty, czerwony i niebieski. Nie zgniło zielonkawy. Co tu się odprawiało?
Fakt, że ta zmiana nastąpiła na sekundy przed wypowiedzeniem słowa triggerującego zaklęcie... Cóż. Oriane, wybita ze swojego skupienia, mogła jedynie zakląć w myślach na kompletny flop jakim okazało się to jej zaklęcie. Całe szczęście, że tylko nic się nie stało zamiast, ja wiem, rozbrzmieć dźwiękiem pierdnięcia? Albo żartobliwym ba-dum-tss?
Gdyby sytuacja była nieco inna Oriane pewnie zrobiłaby wewnętrzne "Aaaaww!" na sposób w jaki jedno próbuje zasłonić drugie. A to Pascal próbował zasłonić Sophie, a to ona jego, no uroczość niezmierna.
Sytuacja jednak kazała wewnętrznie przekląć obojga: bo oto Pascal wskoczył w pierwszą linię ognia i zastygł a Sophie, choć przed chwilą przerażenie sparaliżowało ją do kości, znowu wystawiała się żeby zostać głównym celem stwora.
I tylko ją to rozzłościło, co dobrze wróżyło potyczce z nim, który z pewnością się miał w pewnej chwili pojawić.
Bo śmiech na Humberta Humberta przychodził z okrucieństwa, z radości na widok jego krzywdy. A chęć krzywdy, to całe okrucieństwo, przychodziło z wściekłości właśnie.
To był jej sposób na tę formę bogina - pokonać strach wściekłością. Potem cieszyć się niezmiernie kiedy wyimaginowany obraz bardzo skrzywdzonego Humberta Humberta krwawił.
Zbudowała w sobie wystarczająco złości by, mimo niepowodzenia zaklęcia, z pewnością siebie i wysoko uniesioną głową, postąpić naprzód z nadzieją, że to jej strach się pojawi.
Pomiędzy zaklęciami i pojedynczymi słowami łazienka była głucho cicha. Glazurowa podłoga, kafelkowe ściany pięknie odbijały w tej głuchości stukot obcasów. Ze wzrokiem skupionym na boginie, jak gdyby rzucała mu wyzwanie: "No, stań się moim Humbertem Humbertem, stań." ledwie poczuła jak coraz bardziej budująca się złość rzuciła się na jej wygląd.
Paznokcie nieco się wydłużały, grubiały, zaginały w harpich szponach. Policzki nieco zapadły podkreślając wysoką kość policzkową, nadając twarzy nieludzkiej ostrości.
Bo być w trzech ćwierciach wilą to nie tylko piękno.
Kostka: 4
Boguś: 18/50
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Przerażenie wizją takiego siebie ścięło błękitną krew w Pascalowych żyłach. Bogin, okej, teoretycznie miał jakąś wiedzę na temat tych zjaw, ale w praktyce nigdy nie musiał się z żadną zmierzyć, więc tak naprawdę nigdy dotąd nie spojrzał swojemu największemu lękowi w twarz. A jak już spojrzał, to okazało się, że boi się panicznie właśnie tego - bycia nieatrakcyjnym, zdeformowanym, niemodnym, starym... jeszcze brakowało, żeby mu słoń na ucho nadepnął albo by ogłuchł.
Nie wiedział nawet skąd poczuł zdecydowane, ale nie gwałtowne pociągnięcie w tył, wykonał więc kolejny chwiejny krok bezwiednie, szeroko otwartymi oczami wpatrując się w abominację przed sobą. Blond włosy Sophie mignęły mu przed oczami na moment przed tym, jak bogin przybrał bardzo abstrakcyjną formę artystyczną, z jednej strony jak dziecięcy rysunek, a z drugiej zakrawający chyba o chodzące dzieło Picasso. Parsknął niekontrolowanym, histerycznym śmiechem. Krótkim bardzo, wywodzącym się z zaskoczenia tą zmianą, ale to pozwoliło, żeby lęk nieco opadł. Zanim jednak zdążył jakkolwiek zareagować, kątem oka wyłapał zmianę, jaka zaszła w całej postaci siostry i aż poczuł dreszcze na karku. Nie było to dla niego nowością, ileż to razy widywał i czystokrwistą wilę wpadającą w szał, kiedy maman ze złości traciła nad sobą panowanie, ale zawsze objawiający się fizycznie gniew Ori robił na nim wrażenie.
Widząc tę zmienioną formę siostry, poczuł przypływ odwagi i postąpił krok w przód, stając na równi z Sophie, tuż obok niej, jakby to ją chcąc znów bardziej osłonić, bo doskonale wiedział, że Oriane jest destrukcyjną siłą natury kiedy sięga do korzeni i poradzi sobie, jest starsza, zdolniejsza, silniejsza - nawet jeśli przyznawał to tylko przed sobą samym w swojej głowie i czasem właśnie prze nią. Uniósł nieco różdżkę, gotów spróbować rzucić zaklęcie, którego przecież nawet nie znał, ale oto gotująca się i znowu morfująca postać bogina wzbudziła w nim kolejną falę strachu i aż go sparaliżowało, zastygł w bezruchu, zacisnął dłoń na różdżce tak mocno, że aż mu palce zbielały.
Ostatecznie bogin nie przyjął formy, która go tak przerażała, ale sam strach przed zobaczeniem jej ponowie był wystarczający, żeby uniemożliwić mu wykrztuszenie z siebie słowa i wykrzesanie ruchu. Za to zdziwił się widząc obecną formę zjawy, przypominającą - jeśli pamięć go nie myli - jednego z nauczycieli z Beauxbatons, wskazującego oskarżycielsko palcem na samą Oriane i krzyczącego w ich rodzimym języku "Twoja wina!". Czemu bogin przyjął tę formę, kiedy to Ori stanęła najbliżej? Bała się nauczyciela? Dlaczego nic mu o tym nie było wiadomo? I co niby miało być jej winą? Dlaczego ją oskarżał? Tyle pytań! I żadnej odpowiedzi...
Kostka na strach: 8 oh well, robię pod siebie ze strachu...
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Działo się dużo, a Zosia - prawdopodobnie na oparach buzującej w niej adrenaliny- wydawała się wracać do siebie. W jakiś dziwny sposób miała wrażenie, że pojmowała nawet wszystko bardziej i szybciej, bo oto ledwo kilka mrugnięć oczu temu trzęsła się na myśl o powrocie ojca, a teraz obserwowała jak Oriane na jej oczach zmienia się... w co?
Cała ta transformacja była nie tylko przerażająca, ale... hipnotyzująca? Sposób, w jaki jej paznokcie wydłużały się, a kości jakby przemieszczały po jej twarzy sprawiał, że Zosia wiedziała już, jaki temat będzie wyszukiwać w bibliotece. Niezaprzeczalnie widząc coś takiego w normalnych warunkach byłaby przerażona, ale wizja tego, że ta siła jest po ich stronie napełniała ją jakimś... spokojem?
Zerknęła na Pascala, który znalazł co prawda trochę energii, by stanąć na równi z nią, ale nie wydawało jej się, by czuł się dobrze. Tym też się trzeba będzie zająć, ale najpierw bogin- pomyślała, układając sobie w głowie sposób działania.
Spojrzała na bogina, który teraz, po chwili egzystencji jako bezkształtna masa, przybrała postać całkowicie nową. Eleganckiego mężczyzny, krzyczącego coś po francusku wskazując na Orianne.
Ponownie zerknęła na francuzkę, próbując zobaczyć czy jej stan zmienił się, ale nie. Zośka odniosła wrażenie, że ani przez chwilkę dziewczyna przed nią nie poczuła ani grama strachu, jakby w jakiś sposób... się do tego przygotowywała? Wiedziała, w co się zmieni Bogart?
Jakby celebrowała swoją złość, nie próbując nawet wyiskać kropli radości. A może to złość dawała jej radość.
Jakby... chciała zemsty?
Zosia nigdy nie była dobra z matematyki. Po coś są w końcu kalkulatory. Z około matematycznych tematów interesowało ją tylko Sudoku. Ale teraz dodała jeden do jednego.
Jej były terapeuta mówił, że przy leczeniu traum zawsze najpierw jest smutek i nienawiść do siebie, potem złość na świat i źródło. Więc być może teraz Zośka patrzyła na Orianne która przeszła tę samą drogę, tylko była kilka kroków przed nią.
Nie była może jej bliźniakiem, by mieć legendarną, mentalną komunikację. Ale wierzyła w solidarność jajników. Nie musiała wiedzieć nawet co człowiek, którego wygląd przyjął bogart jej zrobił- po samej minie Orianne, która była teraz bardziej potworna niż ludzka wiedziała, ze cokolwiek nie zrobił, był skurwysynem któremu trzeba najebać. A ona miała zamiar najebać mu dokładnie tak, jak znała z dzieciństwa.
- Riddiculus!- krzyknęła, tym razem już nie próbując zatrzymać złości. Z zasady pomyślała o czymś miłym, ale to jak wyobraziła sobie bogarta było mniej miłe.
Bo oto bogart w postaci dziwnego francuza poszybował w kierunku ściany łazienki, uderzając w nią z impetem i wydając z siebie głośny i przyjemny dźwięk łamanych kości.
Co samą Zosię wybiło mimo wszystko z pantałyku, bo przecież Bogart jako upiór, chyba nie ma kości, no nie? Więc... był to element wizji, iluzji? Oh, to dawało takie możliwości!
Szybko co prawda wstał, co tylko potwierdziło że tak naprawdę nie uszkodziło go tak, jak uszkodziłoby kogokolwiek innego, ale wystarczy by kupić trochę czasu. Zerknęła na Orianne pokrzepiająco, ale z dziwnie podszytą agresją, jak ludzie dopingujący swojego zawodnika na ringu. Nie musiała nawet tego zauważać, wiedziała że akurat ona da sobie z nim radę.
Odwróciła się w stronę Pascala, który stał trochę jak słup soli z wzrokiem na granicy pustki i płaczu. Jej twarz natychmiast złagodniała, szczerze martwiąc się o stan chłopaka. Sama przecież kilka sekund temu była w dramatycznym stanie, a tego nie życzyła nikomu.
Chwyciła jego twarz w dłonie i pociągnęła ją w swoją stronę by oderwał wzrok od upiora.
- Pascal? Pascal, patrz na mnie. Oddychaj, wdech... wydech... wdech- mówiła, próbując odwrócić jego uwagę od potwora. Zagadywanie pomaga, nie wiedziała tylko jak głęboko w tej spirali strachu ugrzązł Pascal. Jak to nic nie da, będzie się go pytać o różne rzeczy zmuszając do myślenia o czymś innym. O czym? Tego jeszcze nie wiedziała, ale na pewno wymyśli!
Kostka: 6
Boguś: 24/50
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Kiedy zdarzało się Oriane wpaść w furię harpii świat stawał się nieco inny; jak gdyby zakończenia nerwowe przedłużały się, wystawały ponad skórę, wyłapując najdrobniejsze zmiany otoczenia. Poruszenie powierza, temperaturę podnoszącą się o jeden stopień, przesuwające się światło. Kolory były wyraźniejsze - kontrasty ocienionych miejsc względem oświetlonych niemal oślepiał. Dźwięki? Jak gdyby ktoś przekręcił gałkę głośników i nagle szepty brzmiały jak zwyczajne rozmowy; zwyczajne rozmowy niemal jak pokrzykiwanie.
Tak więc kiedy jej najulubieńszy Humbert Humbert się pojawił pierwszą ochotą było odrzucenie różdżki na podłogę by skoczyć nań z pazurami i drzeć, i gryźć, i szarpać póki nie zostaną z niego same krwawe strzępy.
Całe szczęście, że nawet w tej całej swojej furii harpii Oriane wciąż miała swoją ćwiartkę człowieczeństwa pozwalającą zachować odrobinę zdrowego rozsądku. Przetoczyła gładkość drewna między palcami jakby rozkoszując się wizją tego, co miało wywołać jej śmiech. Tak, rozkoszowała się, dziko, zwierzęco szczęśliwa. Nie było szansy, że się nie uda.
Nawet odrzut na ścianę spowodowany zaklęciem Sophie nie mógł wybić jej ze skupienia.
Przyglądała się sczerniałymi oczyma jak bogin podnosi się z powrotem do pionu, jak znowu wskazuje w jej stronę palcem, znowu zaczyna krzyczeć.
Jej wina! Obelga tych słów starła z wyostrzonej twarzy półuśmieszek; górna warga nieco się uniosła obnażając zęby.
- Riddiculus - oznajmiła zimno zamiast wykrzykiwać, jej głos niższy a wręcz chropowaty.
Powtarzające się "C'était ta faute!" zmieniło się nagle w przyduszony, krótki okrzyk - niemal identyczny jak ten, który pamiętała z dnia gdy zdecydowała się go ugryźć zamiast usłużyć. Dlaczego się zmieniło? Cóż, przypuszczalnie przez lśniący miecz co przeszył od tyłu jego spodnie powodując rozkwit wilgotnej plamy na szarym materiale. Nietrudno było odgadnąć jakim płynem zabarwiała się tkanina - zwłaszcza gdy spojrzało się nieco niżej i dostrzegło jak z jednej nogawki spodni wytoczył się gładko ucięty penis, z drugiej zaś jądra.
Najważniejsze w zaklęciu było to, co się działo po nim. Śmiech.
Powrócił ten zezwierzęcony uśmiech krwiożerczej harpii; oczy chłonęły widok a niski, niemal bezdźwięczny śmiech odbijał się po ścianach.
Zbyt była wściekła, zbyt zagłębiona w swojej furii, by zastanawiać się jak bardzo ona mogła być przerażająca w danej chwili.
Torturowanie Humberta Humberta zdecydowanie przynosiło jej radość. Bogin musiał to wyczuć, bo wyglądał na coraz bardziej wymęczonego życiem.
Kostka: 10+2
Boguś: 36/50
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Zupełnie skołowany całą tą sytuacją, nie rozumiejąc co tu nagle robi były nauczyciel Baauxbatons jako bogin Oriane, Pascal zamarł w jakimś zawieszeniu, niezdolny do poruszenia się choćby odrobinę. Tak naprawdę dopiero głos Sophie, jej dłonie obejmujące jego twarz i jej pojawienie się bezpośrednio przed nim ściągnęło go na ziemię. Całkowicie nieświadom, że podąża za jej instrukcjami, faktycznie wykonał wdech, wydech i znowu wdech i wydech.
Poczuł się lepiej, świadomość jakby wskoczyła na swoje miejsce, obraz Sophie wyostrzył się, bogin w tle przeszywany właśnie ostrzem w bardzo strategicznym miejscu także się wyostrzył, Oriane się wyostrzyła. Nie zostai przecież dziewcząc samych w tej sytuacji, to nie przystoi!
Przebiegł spojrzeniem po zaczerwienionej i mokrej od łez twarzy Sophie, ale zdawało się, że wygląda już dużo lepiej. Sięgnął jedną dłonią do jednego z jej nadgarstków i objął delikatnie.
- Wszystko w porządku? Wyglądasz lepiej niż przed chwilą. - Rzucił to krótko, ze zmartwieniem, nie oczekując jednak odpowiedzi, po zaraz odwrócił wzrok na śmiejącą się sadystycznie Oriane i po chwili na bogina. Może to przez specjalną więź z siostrą, ale poczuł nagły gniew, że stało się coś o czym nie wiedział, że Ori została skrzywdzona i ukryto to przed nim, stąd bogin przybrał taką formę. Nie gniew na rodzinę, a gniew właśnie na tego, kto śmiał coś jej zrobić.
Delikatnie odsunął od siebie tę trzymaną dłoń Sophie, postąpił krok w bok i następne dwa w przód, czując jak paraliżujący strach znika. Nie umiał rzucać Riddikulusa, ale zamierzał przynajmniej spróbować.
- Riddikulus! - Może to drżenie dłoni, może sam fakt, że nie stał wcale tak blisko, a może wciąż skołowanie, ale zaklęcie zdało się nie mieć żadnego efektu. Zagryzł szczęki, zerkając za to kontrolnie na Ori, zmartwiony.
Kostka nastrach: 4!
Kostka: 2...
Bogin-srogin: 36/50
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Po kilku chwilach Pascal widocznie wracał do siebie, na co Zosia zareagowała z widoczną ulgą, choć odrobina napięcia jeszcze w niej tkwiła. Nawet wykrzesała z siebie uśmiech, gdy pierwsze słowa jakie wypowiedział były pytaniem o jej samopoczucie.
- Na tyle, ile można w takiej sytuacji. - odpowiedziała, nadal uśmiechając się lekko. Krótko, bo zanim mogła choćby pomyśleć o dalszej rozmowie, do jej uszu dobiegł gwałtowny śmiech Orianne, który sprawił że Zośka automatycznie zwróciła wzrok w jej kierunku.
Ori, w odróżnieniu do nich, wydawała się radzić sobie znakomicie. I o ile naprawdę szczerze jej kibicowała, tak chyba wolała nie widzieć tego, co zobaczyła.
Krwawiące krocze i męskość wypadająca z nogawki skracała trochę równanie matematyczne potencjalnych traum Orianne, które Zośka w ciągu ostatnich sekund próbowała rozwiązać, ale oh, to było trochę zbyt graficzne na jej żołądek. W ciągu kilku sekund jej ciało sterroryzowało wrażenie niesamowitego obrzydzenia, któremu złość tylko dodawała goryczy.
Automatycznie zamknęła oczy i spięła się, próbując nie przepuścić przez gardło powracającego obiadu. Wolną ręką, tą która w tej chwili była jeszcze trzymana przez Pascala zasłoniła usta, tworząc dodatkową przeszkodę na trasie żołądek-podłoga.
Oddychaj nosem Zośka, nosem poinstruował ją głos w głowie. Dlaczego jednak brzmiał tak panicznie?
Po kilku oddechach, mając stuprocentową pewność że nie zwróci żadnej zawartości, odciągnęła rękę od ust i otworzyła oczy, zerkając na Pascala, który stał teraz kilka kroków przed nią. Słyszała co prawda rzucane Riddiculus, ale kątem oka widziała że postać nie uległa znaczącej zmianie.
I tak dobrze mu idzie, podniósł się szybko pomyślała, co sprawiło, że Zośka otrząsnęła się i wyprostowała nieznacznie, nadal jednak unikając patrzenia prosto na bogina. Wolała patrzeć na Pascala lub Orianne, która wydawała się być w swoim żywiole.
Kostka na strach: 6
Boguś: niezmiennie 36/50
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Gdyby Oriane nie tkwiła w samym sercu akcji i gdyby miała w swoim stanie nieco więcej miejsca na filozofowanie doszłaby do wniosku, że torturowanie zwizualizowanego Humberta Humberta było niezmiernie terapeutycznym przeżyciem.
Zamiast jednak się zastanawiać nad sytuacją, nad tym jak wiele z jej przeszłości właśnie zostało ujawnione, nad strachami i nieotrzymanymi godzinami terapii uśmiechała się krwiożerczo.
Przesunęła językiem po górnym łuku zębów zbierając ślinę: wspomnienie dnia, który był początkiem jej wyzwolenia z nauczycielskiego seksualnego nieba będącego jej piekłem, tak wyraźnie stało w głowie, że przełykając tę ślinę niemalże fizycznie poczuła smak krwi.
Przyglądała się Humbertowi Humbertowi i czuła jak śmiech zanika. Bogin w końcu był boginem, nie człowiekiem, nie padał więc z bólu na kolana, nie ryczał o pomoc w kałuży własnej posoki.
Co więc mogłoby przynieść jej więcej wesołości?
Ręce. Te ręce. Ich dotyk, parzący pod spódnicą, szorstki na udach.
Postąpiła krok naprzód. Jakby pragnęła żeby bogin aktualnie był Humbertem Humbertem, żeby kajał się przed nią w strachu przed bolesną a potencjalnie śmiertelną zemstą. Chyba jedynie to podtrzymywało jej furię - że bogin nie był aktualnie Humbertem Humbertem. Że ten chory pederasta być może biegał sobie szczęśliwie po Francji kiedy stworzenie żywiące się lękiem jedynie pokazywało jej co chciała widzieć, bo odpowiednio rzucony Riddiculus był jak pilot do telewizora magicznie odnajdujący najzabawniejszy kanał.
- Riddiculus!
Dłonie mężczyzny zniknęły. Nic ich nie ucięło, nie było krwi. O! Nie, nie zniknęły! Przemieściły się na miejsce uszu! I policzkowały go, i targały za włosy i nos, i pchały mu palce w oczy, i zdecydowanie były poza kontrolą właściciela.
Trzeba przyznać, że ten obrazek był obiektywnie dużo bardziej zabawny niż kastracja mieczem.
Kostka: 9
Boguś: 45/50
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
|