Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Zaśmiała się lekko na jego odpowiedź, niemal bezgłośnie.
- Stereotypy w końcu nie biorą się znikąd, oui? - skomentowała przyjaźnie, skinieniem głowy i uśmiechem dziękując za nalanie jej kawy.
Sięgnęła po swoją filiżankę, postawiła ją bliżej, by mieć swobodny dostęp do energizującego napoju bogów, do magicznego porannego eliksiru w którym miejsce magii zajmowała kofeina. Oczywista musiała dać jej nieco ostygnąć ale co tam, dużo to nie zajmie!
Stereotypy są zabawną, w gruncie rzeczy, sprawą. Nie brały się znikąd ale bardzo często też nie brały się z prawdy. I wszystko jedno skąd wypełzły na dzienne światło rozpleniały się w powszechnej świadomości jak zaraźliwe choróbsko: trudne do wytępienia, czasem śmiertelne, często krzywdzące, równie często zostawiające za sobą skutki uboczne.
Zaraz po ustawieniu filiżanki w logicznym miejscu, to jest: na lewo od przygotowanych książek, które leżały w górę i na lewo od pergaminu przygotowanego pod referat, sięgnęła po podręcznik najgęściej przetykany świstkami papieru zaznaczającymi strony z przydatnymi informacjami. Otworzyła go po prawej, bezmyślnie przygryzając końcówkę ołówka.
Tak, była ołówkowym żuwaczem. Była też piórowym żuwaczem, długopisowym żuwaczem i zasadniczo żuła rzeczy kiedy była skupiona. Dlatego też często lubiła mieć jakąś drobną, niebrudzącą przekąskę - jak winogrona. Jedząc owocki przedłużała życie swoich artykułów piśmienniczych i na dodatek wrzucała do żołądka coś dobrego, win-win.
Noah jednak nie dał jej zacząć się skupiać - i żuć - swoim pytaniem.
Uniosła na niego ciemne spojrzenie, co zdążyło już powędrować ku zaznaczonemu paragrafowi tekstu, z twarzą ogólnie nie zdradzającą emocji.
Przetoczyła ołówek między palcami, nieco mrużąc lewe oko. Jeśli Noah był równie sprawnym obserwatorem ludzkich przyzwyczajeń, drobnych dziwności, pewnie już zdążył zauważyć, że podobna asymetria w mrużeniu oczu oznaczała zastanowienie.
Bo odpowiedź była bardziej złożona niż "Oui." czy "Non.". Potrząsnęła w końcu głową, jak gdyby w wyrazie dezaprobaty dla samej siebie, dla braku umiejętności dania zwięzłej odpowiedzi.
- Trudne pytania zadajesz, mon ami - rzuciła, w końcu pozwalając twarzy przyjąć jakiś wyraz. To jest: uniosła kącik ust, w tym typie rozbawienia, jakie pojawia się jedynie w poważnych konwersacjach. - Kłamałabym mówiąc, że nie lubię tematu buntów per se. Mam jednak duży problem ze sposobem w jaki się o nich mówi w podręcznikach i na zajęciach. Bardzo jednostronnie, bez namysłu, ze skupieniem na czarodziejach. Irytuje mnie z jaką łatwością malują uciskaną mniejszość jako agresora, tych złych.
Opuściła rękę z ołówkiem na stół, najwidoczniej gotowa się rozgadać o ile Noah ją tylko popchnie do rozwinięcia tematu. Zerknęła ku chłopakowi z jakimś sensem niepewności czającym się w okolicach brwi albo może oczu?
- Ma to jakiś sens?
Pytanie podkreśliła wzruszeniem jednego ramienia.
Bo chyba po raz pierwszy analizowała czy lubi czy nie lubi tematu buntów. Potrzebowała więc ludzkiej ściany o którą będzie mogła odbijać piłeczkę swojej opinii póki nie będzie perfekcyjnie ukształtowana.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Lekko uniósł brwi i skiną głową w niemej odpowiedzi zgadzającej się z tą teorią. Stereotypy zawsze brały się skądś, to prawda.
Nie planował odrywać jej od nauki i pisania referatu, raczej zagadnął jeszcze w ramach przednaukowego small talku, bo jeśli za bardzo odpłyną w konwersację, to ostatecznie nic z tej sesji naukowej nie będzie i okaże się to po prostu spotkaniem przy kawie i herbacie. Ale z drugiej strony był też ciekaw jej toku rozumowania, więc jak całkiem entuzjastycznie rozwinęła temat zamiast go uciąć i wrócić do podręcznika, nie mógł nie odpowiedzieć na jej zadane i również niezadane pytanie.
- Oczywiście, że ma to sens. Niezależnie od tego jak wykłada się ten przedmiot w szkołach, historię spisują zwycięzcy, a to niestety jest bardzo mało obiektywnym spojrzeniem na rzeczywistość. Niestety historie opowiadane przez przegranych - jeśli w ogóle takie mają szansę powstać - mają duży potencjał zostać uznanymi za co najmniej kontrowersyjne, mało wiarygodne, a nawet bluźniercze. - Zgadzał się z jej zdaniem przede wszystkim właśnie z powodu braku lub poważnego ograniczenia materiałów tworzonych przez strony poległe w jakichkolwiek znanych historycznie konfliktach. - Myślisz napisać referat z perspektywy takiego poglądu? - Spojrzał na jej inne przygotowane materiały naukowe. Właściwie to wzbudziła jego ciekawość.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Oriane pokiwała głową na rozmyślne słowa monsieur Davenporta. O ile nie chodziło jej w tym wszystkim o to, kto pisze historię, zgadzała się z jego przemyśleniami oraz wnioskami.
- O ile w pełni się z tobą zgadzam, o tyle miałam na myśli co innego. Jakim cudem mugole, choć nie znają żadnego gatunku dorównującego im inteligencją, rozwojem kulturalnym, stopniem samoświadomości, już zastanawiają się nad problemami związanymi z potencjalną samoświadomością sztucznej inteligencji, nad jej położeniem w świecie, wolnością, prawami, kiedy czarodzieje od wieków, wieków, mają do czynienia z równymi im rozwojowo gatunkami i jedyne co z tym robią to je uciskają, okradają, zniewalają i... - przerwała tyradę poprzez wyrzucenie rąk w powietrze w definitywnie widocznej frustracji, z wcześniejszą irytacją, a może nawet złością, znów zajmującą miejsce w drobnej zmarszczce pomiędzy brwiami.
Wzięła głęboki wdech, wydech. Przesunęła dłońmi od linii włosów ponad czołem po oczy, gdzie zacisnęła na moment palce przy wewnętrznych kącikach oczu wydając z siebie cichy odgłos przypominający zrezygnowane i zmęczone "Urghhh!".
Z podobnym zmęczeniem uśmiechnęła się na kolejne pytanie. Ha, dobry żarcik. Potrząsnęła przecząco głową.
- Bah non, chcę dostać pozytywną ocenę - sparowała nie dodając, że nie jest to jedna z bitew wartych zbrojenia się. - Zamierzam jednak trzymać się twardych faktów.
Te luźne notatki pośród jej materiałów sterczące z podręczników? Głównie kontry; przyczyny i prowokacje, które doprowadziły do danego rozlewu krwi a które pominął podręcznik. Te małe sprawy zapisane przez przegranych.
Szczerym wnioskiem jaki Oriane miała, jeżeli chodziło o bunty goblinów, było rozczarowanie.
Że przestały.
Ktoś powinien nauczyć ludzi z magią, że nie mają władzy nad innymi inteligentnymi gatunkami. Dla skrzatów było już na to od dawna za późno. W końcu nie zawsze były niewolnikami czarodziejów - współcześnie jednak większość z nich oddychała swoim uciśnieniem odnajdując w nim sens istnienia.
Tak, zdecydowanie za późno. Gobliny wciąż miały szansę.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Zastawił się moment nad jej słowami i chociaż nie był aż tak zaznajomiony w mugolskim zaawansowaniu tolerancji tworów technologicznych, to mimo wszystko nadal jego słowa dość mocno wiązały się z tym, o co jej chodziło.
- Tak, sztuczna inteligencja, bo jest tworem ludzkości, w pewien sposób dzieckiem inteligentnych umysłów. Niestety nie są nadal aż tak tolerancyjni wobec inności koloru skóry, wyznań, czy orientacji. Nie mówię, że tkwią z tym nadal w średniowieczu, bo zrobili duży postęp, ale i tak brakuje bardzo wiele, żeby i mugole mogli zostać uznani za bardziej tolerancyjnych niż czarodzieje. - Zamilkł dosłownie na sekundę, jakby chciał w pewien sposób rozdzielić swoją wypowiedź. - Zdecydowanie społeczeństwo czarodziejów jest bardziej... konserwatywne, ale bardzo możliwe że wynika to również z faktu, że jest nas znacznie mniej niż mugoli. Ukrywamy się z wyboru, owszem, ale ten wybór też został czymś argumentowany. Przecież moglibyśmy żyć w pełni obok siebie w zgodzie, tylko że proces łączenia zająłby dziesiątki lat i z pewności wywołałby konflikty. Akceptacja równości innych gatunków nie jest łatwa, bo niestety mentalność społeczna w pewien sposób nakazuje bać się inności, więc i w rezultacie próbować ją stłamsić. - Zamknął na chwilę własną książkę, ale zostawił wetknięty między strony, żeby nie szukać za chwilę ponownie odpowiedniego działu. - Oczywiście trafiają się wyjątki, jednostki myślące inaczej, bardziej otwarte, ale jest nas nadal za mało, żeby z łatwością zmienić przyzwyczajenia i tradycje setek lat. - Owszem, zaliczał się do tej grupy osób bardziej otwartych, bo sam przecież był "po drugiej stronie barykady". Może na co dzień nie mówił o tym otwarcie, nie głosił swoich poglądów na forum, ale to nie znaczy, że tak nie myślał. Miał też swoje powody dlaczego milczał.
Uśmiechnął się na stwierdzenie, że nie przeleje swoich przemyśleń w pełni na referat, bo chce zdobyć pozytywną ocenę. To był jeden z dowodów jak społeczeństwo już przez system edukacji tworzyło masową świadomość przynależności stadnej uwarunkowaną zgodnością poglądów. Myślisz jak każą ci myśleć - będziesz chwalony i uznawany za część społeczeństwa. Myślisz inaczej - będziesz gnojony. I to, niestety, aplikowało się do wszystkich gatunków, wszystkich mniejszości, które miały prawo mieć swoją społeczność, ale wtedy nie były uznawane za równe przez większe grupy.
- Zastanawiam się jak nasz historyk zareagowałby na poglądy stawiające książkową poprawność historyczną w nieprzychylnym świetle. To dość... kontrowersyjna postać, więc może akurat nie byłby nastawiony do tego negatywnie? - Nie namawiał jej do złego, jedynie sugerował, że może nie byłą sama ze swoimi poglądami. Ale nie wiedział tego na pewno, bo i skąd miałby?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Słuchała Noah i widać było, że niekoniecznie się z nim zgadza: przymrużone lewe oko, drobne przechylanie głowy z boku na bok jako oznaka tak rozmyślania, jak subtelne pochylenie w kierunku przeczącego kręcenia głową. W połowie jego kwestii uśmiechnęła się kącikiem ust jak protekcjonalna sucz, którą obiektywnie ujmując często bywała.
Z czym mogła się bardzo zgodzić? Z Noahowym nawiązaniem do syndromu myślenia grupowego. Nie opisywał go, oczywiście, bardziej wspomniał o jego obrzeżach co były łagodne i łatwo zrozumiałe.
Formułując odpowiedź pozwoliła sobie pominąć wzmiankę o wyjątkach z otwartymi umysłami. Rozmawiali w końcu o statystycznym standardzie, szeroko pojętej normie. Odstępstwa były innym, choć powiązanym i równie ciekawym, tematem na konwersację.
- Wybacz, zanim odpowiem, muszę skonsultować swoje notatki - zaczęła swoją refutację z uśmiechem, co teraz był przepraszający. Przysunęła podręcznik historii, opuściła nań wzrok by znaleźć czego potrzebowała. - Jestem koszmarna z datami. Pamiętam historie, ciągi wydarzeń, przyczyny, skutki ale daty? - Potrząsnęła nieco głową wciąż szukając konkretnej daty. Ha! Stuknęła palcem stronę i przeniosła oczy na rozmówcę. - Kodeks użycia różdżki był uchwalony w 1631 roku. Jego trzecia klauzula zabrania użycia różdżek nie-ludzkim stworzeniom. Teoretyzuje się, że jego uchwalenie było jedną z odpowiedzi na bunty goblinów co, między innymi, nie chciały być zniewolone jak skrzaty i domagały się reprezentacji w Wizengamocie - przetoczyła fakty po czym drobniutka pauza, by wsiąkły nieco głębiej. - Mugole w tym czasie kolonizowali Amerykę, traktowali kobiety jako własność mężczyzny nierówną mu w zdolności myślenia, odstępstwa od heteronormatywności były uznawane za bluźnierstwo a niewolnictwo było normą. - Kolejne fakty. Sypała jak z worka! Czy dążyła do celu? Owszem. - Współcześnie mugole traktują zarówno kobiety jak osoby nie-kaukaskie jako równorzędnych członków społeczeństwa, niewolnictwo jest nielegalne i widziane jako niemoralne, i widać postępy w kierunku uznawania małżeństw homoseksualnych. Nie twierdzę oczywiście, że nie istnieją negatywne nastroje wobec tych społecznych postępów. Trudno jest wyplenić wieki uprzedzeń i przywilejów. Spójrzmy jednak na postęp świata czarodziejskiego... - teatralnie zawiesiła głos, oparła dłoń o podbródek, jakby głęboko się zastanawiała. - Kodeks użycia różdżki wciąż stoi jak stał, wciąż mamy niewolnictwo i gobliny wciąż nie mają reprezentacji w Wizengamocie choć są spętane ustalonymi przezeń prawami. - Opuściła dłoń porzucając teatralność, w oczach jakiś poziom rezygnacji. -Mówienie, że mugole nie są bardziej od nas tolerancyjni jest, w obliczu faktów, obiektywną nieprawdą. Nawiązując jednak do homofobii i rasizmu: oczywiście, że świat czarodziejski nie ma z nimi problemu. Sam wspomniałeś mentalność społeczną. Najbardziej nienawidzimy tych, co najbardziej się od nas różnią. Dlaczego czarodzieje mieliby nienawidzić siebie nawzajem za drobne różnice, kiedy pod ręką są perfekcyjnie odmienne gatunki, jak gobliny, do których wciąż wracam ze względu na referat - wypuściła drobny, rozbawiony oddech. - Świat mugoli ma inną strukturę grupy wewnętrznej względem grupy zewnętrznej, wrogiej, niż świat czarodziejów. Są jedynym równym sobie gatunkiem więc walczą wewnątrz gatunku. Czarodzieje nie mają tego problemu.
Niemal prychnęła na ostatnie słowo. Potrząsnęła głową i zacisnęła mocniej palce na ołówku. Irytowało ją to wszystko niezmiernie. Na brodę Merlina, jej własne babka oraz matka nie mogły używać różdżek kiedy ona, jedynie ćwierć mniej wilowata niż one, już to prawo miała.
Dziwnie było być po obu stronach barykady naraz. Jak mało ludzkiej krwi trzeba mieć by już nie być czarodziejem? Jak wiele wilowatej krwi trzeba mieć, by być stworzeniem, maskotką światowo znanej drużyny quidditcha, a nie uczennicą? Czy obawiała się czasami, że zacofanie magicznego świata sięgnie i jej, i zamknie ją w klatce, jako ewenement na szeroką skalę? W końcu jak wiele mogło być na świecie czarownic złożonych w jednej ćwierci z człowieka i trzech ćwierci z wili?
I, oczywista, pewnie dzięki swojemu położeniu w świecie potrafiła zrównać nienawiść wobec odmiennego koloru skóry z nienawiścią wobec goblinów. Bo widziała obie grupy jako równe ludziom.
Kto wie czy wile zawsze były agresywne? Może wyuczyły się morderczej odpowiedzi na bliskość odmiennej grupy by zachować swoją niezależność, pozostać bezpiecznymi? I nawet to im nie pomogło! Maskotki. Maskotki!
Wzruszyła ramieniem niezobowiązująco na wspomnienie o nauczycielu.
- To referat, nie felieton. Nie ma potrzeby zabarwiać go jakąkolwiek opinią.
Osobiście widziała referat szkolny z opinią jako źle wykonane zadanie. Referat szkolny miał przedstawić informacje. Oczywista, gdyby była zaproszona jako referent na jakieś spotkanie, nie widziałaby potrzeby zachowania obiektywizmu. Szkolne zadanie? Gra niewarta świeczki, ot co.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Nie spodziewał się, że jego dno niewinne pytanie wywoła całą dyskusję. I nie miał nic przeciwko temu, lubił intelektualne konfrontacje, ale czy przez to nie stracą całego czasu na coś zupełnie innego niż tutaj przyszli? Jego transmutacja z pewnością ucierpi na tym mnie niż jej historia, to nie on miał referat do napisania.
Słuchał jej z uwagą, gdzieś w pewnej chwili zamieniając palec między stronami książki na kawałek pergaminu i odłożył ją na stół, opierając się nieco wygodniej na krześle. I jak już przyszła jego kolej na mówienie, kiedy Oriane wylała z siebie cały potok informacji i poglądów, uniósł dłoń z wyciągniętym jednym palem wycelowanym ku górze, żeby gestem podkreślić to, co chciał w tej chwili zaznaczyć.
- To wszystko jest też zależne od tego w jakim miejscu na ziemi się znajdujemy. W niektórych krajach i wierzeniach kobiety nadal są uznawane za gorszy gatunek, homoseksualizm jest karany śmiercią, istnieją formy niewolnictwa. I to samo również można zaaplikować społeczności magicznej. W zależności od kraju w jakim się znajdziemy, traktowanie pewnych gatunków magicznych również się różni. Bywają nie tylko uznawane za równe, ale wręcz przyrównywane do bóstw, czczone, ich umiejętności i intelekt cenione do takiego stopnia, że pewne nadzorują pewne prace, czy piastują konkretne stanowiska. - Opuścił dłoń na stolik i zastukał lekko samymi palcami o jego blat. - Jeśli mamy generalizować, to nie możemy zamykać się do samej struktury społecznej Wielkiej Brytanii, chyba że właśnie na bardzo wyspiarskiej i zamkniętej mentalności chcemy się skupić. - Rozłożył na moment lekko ręce na bok, jakby same przedramiona, po chwili wracając do poprzedniej pozycji. -Bo stety niestety, ale zarówno mugole, jak i czarodzieje z naszego kraju, mamy dość ujednolicone pewne... nawyki intelektualne. - Owszem, właśnie krytykował ogół do którego przynależał, ale tak naprawdę bardzo wiele mieszkańców wysp było ograniczonych pewnymi tradycjami i dopiero kiedy ba dłużej wychynęli nosa poza otaczającą ich wodę, to istniała nadzieja i szansa, że zaczynali również myśleć inaczej. Ale ile było takich osób, które wyjechały i wróciły później do kraju, do społeczeństwa w jakim zostali wychowani? A ile z tych osób próbowało wprowadzić zmiany na lepsze? I ilu się udało? To właśnie były te wyjątki.
Oriane, jako osóbka pochodząca z innego kraju, miała zupełnie inny pogląd na historię magii społeczeństwa Wielkiej Brytanii, bo wychowała się w całkiem innym świecie.
A jakby jeszcze Noah wiedział o jej genetycznym pochodzeniu, to z pewnością mógłby się w sporym stopniu z nią utożsamić, bo wilkołaki również nie miały łatwo.
Samym skinieniem głowy, bez słów odpowiedział na jej stwierdzenie, że to referat, nie felieton. Napisze jak będzie chciała przecież, nie ważne co on myślał o nieszkodliwości zawarcia własnej perspektywy w pracy szkolnej.
- Powinienem w końcu pozwolić ci się nim zająć, a zamiast tego wszczynam dyskusje. Chyba że sama nieświadomie uciekasz przed tym wyraźnie niezbyt przyjemnym obowiązkiem i chętnie podejmujesz się polemiki na tematy wybiegające poza samo zadanie. - Uśmiechnął się do niej lekko, przyjaźnie, unosząc odrobinę brwi w nieco zadziornym geście sugestii, że oto Oriane robi zwody i uniki, byle nie pisać referatu. Oczywiście nie było to poważnym zarzutem, jedynie żartobliwym, delikatnym zwróceniem uwagi, że chyba odbiegli od sedna ich obecności tutaj.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Jeżeli Noah przyjął na siebie rolę adwokata diabła powinien się do tego przyznać teraz, zaraz, bo niebezpiecznie zbliżał się do stracenia w oczach Oriane nieco wartości. I jeśli chciał zboczyć z tematu na kultury czczące pojedyncze gatunki magicznych stworzeń powinien był podać konkretny przykład, bo brzmiało to jak być-może-generalizacja? jakiegoś miejsca, jakiegoś gatunku, jakiejś kultury.
Doprawdy, myślała o nim lepiej. Choć, być może, po prostu nie przemyślał całej sprawy tak dokładnie jak ona? Oby. Liczyła na to niezmiernie.
- Mon dieu - westchnęła, bliska rozczarowania. - Jeżeli próbujesz przyrównać nierównomierny postęp społeczny całego globu, bez brania pod uwagę choćby sytuacji ekonomicznej krajów mniej w tym względzie rozwiniętych, do społeczeństwa czarodziejskiego, które tak ściśle przywykło do niewolnictwa, że duża część społeczności nawet go jako takiego nie rozpoznaje to... Nie wiem nawet co na to powiedzieć, mon ami.
Sięgnęła po filiżankę by zająć czymś usta - bo bała się trochę, że w frustracji palnie kompletne głupstwo. Goryczka kawy współgrała z myśleniem doskonale. Patrzyła znad krawędzi naczynia na chłopaka chłodnym, kalkulującym wzrokiem. Próbowała zrozumieć co czai się w jego głowie.
Bo brzmiał jakby próbował usprawiedliwiać istnienie jednego koszmaru innym koszmarem. I to na dodatek koszmarem, który powoli może ale w regularnym tempie, stawał się coraz bardziej znośny i to bez dodatku syndromu Sztokholmskiego. Na brodę Merlina, nawet jeśli mowa by była jedynie o Wielkiej Brytanii! Gdzie jest niewolnictwo pośród mugolskiej społeczności Brytyjskiej? Zwierzęta mugoli miały więcej praw niż skrzaty czarodziejów. Czarodzieje tak głęboko wzięli sobie do serca rolę władców ponad innymi gatunkami, że przemoc wobec skrzacich niewolników nie była w żaden sposób regulowana!
Co z tego, że gdzieś-ktoś czcił jakieś magiczne stworzenia, skoro ludzie wokół nich mieli prawo katować za karę całkowicie samoświadomy gatunek? Gatunek zdolny do myślenia, stworzenia zwyczajów, być może nawet własnej kultury gdyby tylko dać im szansę. Jak wielka różnica była między przemocą wobec zniewolonych a przemocą wobec dzieci?
Jedne i drugie są zależne od przemocowca, zbyt słabe bądź emocjonalnie spętane by się obroić. Jedyną różnicą w gruncie rzeczy był fakt, że zniewoleni nie mieli gdzie się zwrócić po pomoc a na deser wykorzystywani byli dla swojej pracy.
Ostawiła filiżankę i pomimo ponurych przemyśleń o okrucieństwie a ignorancji zaśmiała się lekko na zadziorną zaczepkę.
Czy Noah stracił w jej oczach czy nie, wciąż miała sekret do odkrycia, tak więc trzeba było zachować pogodę ducha podczas socjalizacji.
- Och, jestem zawsze chętna do żywiołowej dyskusji! Ale masz rację, powinnam zacząć zbierać ten referat w całość - dłonią wskazała na notatki i podręczniki.
Widać było, że się przygotowała, tak więc zbieranie w całość nie było bezsensownym zwrotem w tym kontekście.
Podniosła ołówek, przetoczyła go między palcami, rozglądając się po materiałach. Wdech, wydech, skupienie. Tak! Od tamtego świstka z notkami miała zacząć!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Gdyby ich dzisiejsze umówione spotkanie nie było z góry nastawione na naukę i systematyczną pracę nad pewnym założonym materiałem, to z pewnością dyskusja rozwinęłaby się na tyle, że Noah podałby Oriane nie jeden, nie dwa, a kilka przykładów popierających jego tok rozumowania i punktu widzenia pewnych problemów społecznych. Nie mniej dobrze, że jednak nie na to dzisiaj się nastawiali i nie to miało być rdzeniem czasu spędzonego razem w kuchni, bo jeśli rozmowa obrałaby kierunek mniejszości funkcjonujących otwarcie i z pewnymi prawami, ale jednak w jakiś sposób stygmatyzowane przez społeczeństwo, to mógłby przez przypadek powiedzieć zbyt dużo, ze zbyt dużym zaangażowaniem emocjonalnym i niechcący dać Oriane powody do pewnych podejrzeń na swój temat. Bardzo mocno tego właśnie nie chciał.
- Oczywiście, że biorę pod uwagę sytuację ekonomiczną. Ale to wszystko jest tematem na długą i pochłaniającą całą uwagę dyskusję, może lepiej jeśli wrócimy do tego przy mniej zobowiązujących warunkach. - Miał na myśli naukę, jaka ich czekała, leżące wokoło książki, chmarę biegających wokoło skrzatów i względnie ograniczony czas jaki mogli poświęcić na to wszystko. Nie uciekał od rozmowy, nie wycofywał się z niechęci kontynuowania, a właśnie z powodów świadczących o tym, że wiedział jak angażująca będzie ta dyskusja kiedy do niej wrócą.
Miał nadzieję, że wrócą. Rozmowa z Oriane wyraźnie była bardzo stymulująca i na poziomie, jaki trudno było znaleźć w Hogwarcie z różnych przyczyn.
Jej słowa odebrał poniekąd jako sugestię, że nie jest to koniec rozmowy, jedynie przekładają ją w czasie.
Przez moment jeszcze obserwował jak szuka jakiejś konkretnej notatki i kiedy wyłowiła ją spomiędzy innych zapisków, z uśmiechem sięgnął znowu po swój podręcznik i otworzył na zaznaczonej wcześniej stronie. W wyjątkowo dobrym humorze i dodatkowo zmotywowany, skupił się na robieniu notatek chwilowo wyłączając się na otoczenie.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Być może znowu się nie zrozumieli. Być może Noah patrzył na ogół społecznego rozwoju i przypadkowo tłumaczył niewolnictwo jako część tej nierównomiernośc. Może Oriane, jeśli szło o pewne moralne kwestie, pochylała się zdecydowanie zbyt silnie ku moralnemu absolutyzmowi. Cokolwiek się tam stało Ori spodobała się jego odpowiedź. Użyłaby podobnych słów gdyby chciała powiedzieć, że argumenty przeciwnika jej nie przekonały ale jest też zmuszona przyznać jego wygraną w danej potyczce bez jednoczesnego uznania własnej pozycji jako przegranej.
Dyplomatycznie się wywinął, ot co.
Jeśli w jakimś punkcie wieczora stracił w jej oczach - wraz z tą dyplomacją wrócił na dawny poziom jeśli chodziło o szacunek. Może nie dokładnie na to samo miejsce ale darowanemu koniowi lepiej w zęby nie zaglądać.
- Très bon - zgodziła się ze skinieniem głowy i spojrzeniem, co zabłysło przekorną czernią. Pochyliła się nieco ku chłopakowi z tym znanym mu już dobrze uwodzicielskim a zawadiackim uśmieszkiem. Pod stołem delikatnie dotknęła jego nogi czubeczkiem buta, buńczuczna zołza. - Będę pamiętać, że obiecałeś w jak najbliższej przyszłości aportować lepsze argumenty, szczeniaczku - dokończyła półgłosem, jakby starała się, by tylko jego uszy miały dostęp do słów.
Nie czekając na odpowiedź ani reakcję wyprostowała się przybierając tak pozycję jak minę perfekcyjnej małej uczennicy i, choć kątem oka podglądała jaki miała na niego wpływ, podjęła pracę z najbardziej widoczną sumiennością.
Zupełnie jakby mały flirt i zaczepne przezwisko nigdy się nie wydarzyło; jakby wcale nie powiedziała prawie wprost, że oczekuje zaproszenia na kolejne spotkanie.
Oczywiście zaraz też sumienność stała się najbardziej realna. W końcu Noah miał rację i zastane warunki zobowiązywały do pracy. Popijała kawę spisując co po kolei zamierzała zawrzeć w swojej pracy. Tworzyła wręcz plan wydarzeń zanim przeszła do aktualnego pisania referatu.
Łatwiej w końcu działać kiedy się ma plan.
Niemal całe aktualne życie podporządkowywała tej zasadzie i wciąż egzystowała ze sprawnością a efektywnością, co z zewnątrz mogły być wręcz godne zazdrości.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Nie mógł zignorować tej jej zalotnej zagrywki zawierającej błysk ciemnych oczu, uśmiech i niewielki, celowo przypadkowy kontakt fizyczny. Może i nie znali się jakoś bardzo dobrze, ale zdążył już zauważyć, że Oriane wykorzystuje swoje atuty i posługuje się pewnymi gestami w pewnych sytuacjach. Może tez nie głupiał przy niej tak jak inni, ale nadal pozostawał po prostu mężczyzną, nie był obojętny na flirty atrakcyjnej koleżanki. Inną kwestią jest, że niekoniecznie skakał w nie na główkę. A przynajmniej nie w tych fazach księżyca, kiedy w pełni potrafił kontrolować swoje instynkty i nie był przez nie zdominowany.
Posłał jej nieco szelmowski uśmiech, nieznacznie asymetryczny, gdzie jeden z kącików ust znajdował się wyżej od drugiego.
- Nie przyszliśmy tutaj poruszać poważnych problemów społecznych. Obawiam się, że gdybyśmy na dobre rozpoczęli tę dyskusję, to moglibyśmy zapomnieć o dobrze przespanej nocy. Bez wątpienia na takiego typu rozmowy powinniśmy umówić się wcześniej. Może w jakiś weekend? - Poniekąd właśnie zaproponował kolejne spotkanie, nie nawiązując do tego szczeniaczka, ale też nie kryjąc lekkiego rozbawienia. Zdecydowanie rozbawienie było bezpieczniejsze, niż odrobina nagłych nerwów ściskających żołądek. Na szczęście minęło bardzo szybko i nijak nie odbiło się choćby w jego spojrzeniu.
Oriane skupiła się na pisaniu swojego referatu, natomiast Noah - z już wcześniej przygotowanym planem nauki - co jakiś czas notował jakieś ważniejsze informacje wraz z adnotacją strony, na której znajdowało się rozwinięcie zagadnienia, jeśli potrzebowałby do niego wrócić. Skupiony był na pracy, ale to nie przeszkadzało żeby przy przerzucaniu strony podręcznika zerkać na siedzącą obok Ślizgokę i uśmiechem doceniać jej ambicję i zaangażowanie w postawione przed sobą zadanie.
Bardzo możliwe, że w ciszy przerywanej jedynie kuchennymi dźwiękami prac kuchennych spędziliby i kilka długich godzin, gdyby czas kolacji nie nadszedł razem z jednym ze skrzatów oznajmiającym, że niebawem będą podawać kolację dla wszystkich mieszkańców zamku.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Uwielbiała te jego asymetryczne uśmiechy. Pokazywały, że jest pod powierzchnią monsieur gentilhomme coś ciekawszego nawet jeśli nie nawiązywało do jego sekretu.
Oriane była gotowa przyznać: widziała w Noah osobę interesującą nawet bez tej tajemnicy na którą polowała.
Nie była jednakże gotowa szczerze się przed sobą przyznać, że aktualnie zwyczajnie lubiła jego towarzystwo; te ich seduktywne konwersacje o wielu dnach i te ciężkie w gabarytach, poruszające społeczne problemy a pobudzające do życia całkiem inne emocjonalne struny.
Ktoś by mógł pomyśleć: więc uważa, że jest interesujący, ale nie przyznaje, że lubi się z nim kontaktować? Jaki to ma sens.
Otóż żadnego. Ale lata nastoletnie nie istnieją w ludzkim po to żeby rzeczy miały sens.
- Cóż, nie wiem jak ty, mon amie, osobiście jednak potrafię wymyśleć na poczekaniu parę wiele przyjemniejszych powodów dla zarwania nocy niż najbardziej nawet stymulujące z dyskusji - zaśmiała się niemal samym oddechem widząc w słowach chłopaka smakowitą kotwicę dla jeszcze smakowitszej dwuznaczności.
Gdyby spytać ją kiedy powinno się dyskutować powiedziałaby: podczas pięciodaniowej kolacji w gronie filozofów i intelektualistów.
Gdy Noah pytał czy spotka się z nim w weekend powie: tak.
- Głosuję na niedzielę, wybierz którąś i się pojawię, by spełniać życzenia. - Nawiązała do ich podgwiezdnej rozmowy sprzed dwóch dni, rzucając dla dodatkowego smaku kolejną dwuznacznością, bo powiedzmy sobie szczerze: nie umiała się powstrzymać; i w taki oto sposób powiedziała swoje tak.
Pewnie byłoby łatwiej po prostu użyć słowa "tak".
Po tej całej rozkoszności a smakowitości flirtu musiała ugasić nieco pragnienie - wszystko jedno czego pragnienie - upiła więc parę łyków kawy i zabrała się do pracy. Plan się rozwijał. Podpunkty zyskiwały notatki, notatki zaczynały przypominać akapity, i kiedy skrzat pojawił się z informacją o kolacji referat zaczynał nabierać kształtu cóż... Referatu.
Spojrzała na skrzata z pewną dozą zdziwienia. Już? Tak szybko?
- Zjem tutaj, jeśli to nie problem, monsieur - odparła z wdzięcznym uśmiechem nim przeniosła wzrok na towarzysza. - Oczywiście nie spodziewam się, że zostaniesz w kuchni na posiłek. Z pewnością masz przyjaciół i przyjaciółki czekających w Wielkiej sali - oznajmiła z przyjemnym uśmiechem, równie wdzięcznie a słodko.
Czy próbowała zarzucić sondę i wybadać istnienie potencjalnej dziewczyny? Oczywista. Nie zamierzała jednak aktualnie zapytać wprost. Życie byłoby zdecydowanie za łatwe i za nudne gdyby się pytało wprost, duh. Poza tym, przy stwierdzeniu tak szerokim, mogła dowiedzieć się dużo więcej. Już nie wspominając o tym, że wypadała na pełną gracji i skromną w swojej wiedzy, że jest nowiutką w jego życiu osobą.
Zaczęła oczyszczać swoje stanowisko pracy zanim skrzat przyniósł jedzenie - bo to nie był pierwszy jej raz w kuchni, nawet jeśli mogło tak to zabrzmieć, gdy mówiła do szkolnej pomocy - i bardzo widoczne było w tym oczyszczaniu, że posiłek to jedynie przerwa w pracy. Książki nie wróciły do torby, papiery schowały się jedynie pod okładkę jednego z podręczników by się nie pobrudziły. Wsunęła ołówek pod koronę z warkocza tuż nad uchem.
Uśmiechała się czasem do Noah jeśli złapała akurat jego spojrzenie.
W sumie rzeczy spodziewała się, że sprzątnie swoje rzeczy i sobie pójdzie. Wolałaby żeby tego nie zrobił. Ale nie była typem człowieka o wielkim zasobie nadziei.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Coś błysnęło w jego spojrzeniu przez ułamek sekundy, a mięśnie twarzy drgnęły na tyle, że usta rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu tylko na mgnienie oka. Oczywiście, że również potrafił na poczekaniu wyliczyć kilka ciekawszych sposobów na zarywanie nocy i oczywiście, że w duchu ich bardzo dwuznacznych konwersacji, jego umysł skręcił na chwilę w typowo męskim kierunku. Szybko odzyskał rezon, może nawet Oriane nie zauważyła tej chwilowej zmiany.
- Bez wątpienia jest takich rzeczy bardzo wiele. I gdyby nie nasze plany na dzisiaj, również moglibyśmy wymienić się tymi wizjami. - Czy to była sugestia, czy zaproszenie, może obietnica, a może rzucenie zanęty, niezależnie od tego jak Oriane to odbierze, Noah z pewnością nie będzie narzekał.
- Spełnianie życzeń, czy też nie, pozwól mi skonsultować mój grafik i z pewnością dam ci znać która niedziela będzie dla mnie najodpowiedniejsza. Zakładając, że nie wpadniemy na siebie całkiem przypadkiem w wolnej chwili i bardzo spontanicznie nie rozpoczniemy niezobowiązującej rozmowy, która urośnie do rozmiarów długiej, stymulującej konwersacji. - Mógłby wybrać którąś niedziele w ciemno, ale dużo bezpieczniej było sprawdzić kalendarz księżycowy i dostosować się do niego, bo nie chciałby być pod wpływem wilczych instynktów, lub umierający na ból głowy po pełni.
Pozwolił sobie dać pochłonąć się nauce, z chwilowymi drobnymi spojrzeniami na koleżankę i popijanie herbaty i zupełnie stracił poczucie czasu. Tak naprawdę nos podpowiedział mu, że w kuchni zaczynają się chyba przygotowywania do kolacji, ale nie skupił się na tym wystarczająco, żeby świadomie móc wskazać która jest godzina.
Pojawienie się skrzata przyjął z zaskoczeniem, że nadeszła już pora posiłku. Nie zakładał jedzenia w kuchni, ale właściwie nie zakładał również, że Oriane będzie chciała tu jeść. Spojrzał na nią tak, jakby chciał zadać jakieś pytanie, ale odpowiedź nadeszła sama wraz z bardzo uprzejmym poinformowaniem skrzata, że zje tutaj. Przesunął wzrokiem po swoich rozłożonych podręcznikach i już zaczął je przesuwać, żeby i dla siebie wygospodarować miejsce na talerz, kiedy to do niego skierowane zostały kolejne słowa. Podniósł znowu spojrzenie na Ori i uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Nie bardzo mam dzisiaj ochotę na socjalizowanie się z tłumami, więc jeśli nie przeszkadza ci moje towarzystwo przy posiłku, z chęcią również zjem tutaj. - Może i między jego słowami nie dało rady wyczytać tej informacji, na jaką polowała panna Boleyn, ale z pewnością jasnym było, że wolał jej towarzystwo niż spęd całej szkolnej gawiedzi i towarzyszący temu harmider.
Jeśli nie został wygoniony na rzecz samotnej kolacji, to poskłądał podręczniki na kilka bezpiecznych kupek i odsunął bezpiecznie na bok, żeby nie przeszkadzały żadnemu z nich. Dopił również herbatę i miał zamiar odnieść naczynia tam, gdzie skrzaty chciałyby żeby je odniósł, ale zanim w ogóle zdążył wstać, zostały mu zabrane z rąk przez przechodzącą energiczną skrzatkę niosącą w drugiej rączce kilka talerzy, a na głowie tacę z kilkoma szklankami. Imponujące. Usiadł więc znowu w wygodnej pozycji i z lekkim uśmiechem spojrzał na Oriane.
- Często tu jadasz? Skrzaty w ogóle nie wydają się być zaskoczone twoją obecnością i decyzją o zjedzeniu kolacji w kuchni. - Nie wpadłby na to, ze ktoś może faktycznie przychodzić właśnie tu na posiłki.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- Mais oui - skinęła głową na słowa Noah o skonsultowaniu grafiku. Bardzo odpowiedzialna decyzja, wedle jej opinii. Zaśmiała się krótko na wspominkę o ich powoli klarującej się dziwnej tendencji do znajdowania się w najdziwniejszych z miejsc: ogród, szkolny dach - i zagłębiania w rozmowie. - Będę oczekiwać informacji z niecierpliwością żywiąc jednocześnie szczerą nadzieję, że data pozostanie aktualna pomimo potencjalnych spotkań z przypadku.
Referat, referat, zapachy gotującej się kolacji, referat, referat, referat, więcej zapachów.
Ogólnie rzecz biorąc był to przyjemny wieczór, nie można było narzekać.
Och!
Zamierzał zostać. Zamierzał zostać?
Jak miło! Szczerze miłe zaskoczenie!
Nawet jeśli nie dowiedziała się nic - poza potencjalnym drugim znaczeniem słów mówiącym coś w stylu: "Jesteś coś na tyle interesująca, że chętnie tu zostanę." - to, niczym piękne lustro, odbiła jego uśmiech.
- Bah! Oczywiście, że nie mam nic przeciwko, mon ami - potwierdziła słownie, na wypadek gdyby uśmiech nie wystarczał.
Przysłoniła koniuszkami palców usta rozbawiona widokiem przeładowanej skrzatki zabierającej koledze naczynia choć wedle wszelkich praw logiki powinna była już dawno nie być w stanie nieść ani trzymać nawet ziarnka kurzu więcej. Już dawno przekonała się jak bardzo kompetentna była Hogwarcka pomoc domowa. Można wręcz było powiedzieć, że jeśli chodziło o ich umiejętności nic nie mogło jej już zaskoczyć.
- Owszem. Ruch w tle pomaga mi się skupić lepiej niż kompletna cisza biblioteki i kiedy raz się nieco zasiedziałam, jak my dzisiaj, skrzaty zaproponowały żebym zjadła. Zostałam zapytana o moje preferencje i, z ręką na sercu, - położyła dłoń na mostku dla podkreślenia tychże słów - podany mi posiłek nie tylko od razu był skomponowany z wieczorowych wyborów, był też całkowicie perfekcyjny.
Uśmiechnęła się widząc jednego ze skrzatów próbującego ukryć pełen dumy wyraz twarzy.
Nie zamierzała powiedzieć, że samotność posiłku pozwalała nieco opuścić gardę - coś czego nawet by nie rozważała w zatłoczonej Wielkiej Sali - co z kolei pozwalało rozkoszować się smakami zamiast przykładać całość uwagi korzystaniu z właściwych sztućców, elegancji, poprawnej postawie, grzecznym szczerze wyglądającym uśmiechom, już nawet nie wspominając o braku konieczności znoszenia hałasu setek głosów prowadzących setki płytkich konwersacji.
Zamierzała jednak powiedzieć coś innego.
- Muszę też dodać, że ciepełko kuchni jest dużo przyjemniejsze niż przeciągi w Wielkiej Sali albo chłodna wilgoć ślizgońskich dormitoriów. Same pozytywy, non?
Opuściła dłoń, uśmiechnięta. Oczekiwała paru dań. Bywała wokół kuchni na tyle często - i była dużo powyżej wystarczająco grzeczna a pełna szacunku wobec pracowników - by być ugaszczaną hors d'œuvre w postaci jakiejś zupy, potem czymś nieco bardziej sycącym: typowym drugim daniem, i ofertą deseru przyjmowaną bądź nie w zależności od chęci na słodycze.
Okazuje się, że spokojna a niewymagająca osóbka siedząca w kącie kuchni nie jest wielkim obciążeniem, jeśli chodziło o ilość pracy. Zwłaszcza kiedy jedynym jej wymaganiem jeżeli chodziło o jedzenie było: "Coś lżejszego niż typowa angielska kuchnia.".
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Skinął jedynie z uprzejmym uśmiechem, gestem odpowiadając na jej nadzieje odnośnie aktualności umówionego spotkania niezależnie od okoliczności innych przypadkowych momentów wpadania na siebie. Sam przed sobą musiał przyznać, że czerpie ogrom przyjemności z towarzystwa Oriane, intrygowała go i była naprawdę niczym świeży powiew wiosennego wiatru wśród chłodnych kamiennych ścian zamku.
Chciał ją poznać lepiej, mimo swoich powściągliwości względem zawierania zbyt zażyłych znajomości z wiadomych sobie przyczyn. Ori emanowała czymś, czemu bardzo trudno było się oprzeć i chciał uszczknąć z tego jeszcze choć odrobinkę, pozwolić sobie na nieco więcej, na nową koleżankę, może lekką przyjaźń i towarzystwo do nauki. Bo absolutnie nawet przed sobą nie przyznałby, że chęć poznania jej wynikała z czegokolwiek innego.
- Osobiście znajduję duży komfort w nauce blisko natury. Nie zrozum mnie źle, biblioteka to mój, hm... ulubiony teren, ale jeśli chodzi o samą naukę, to dużo łatwiej jest mi skupić się na błoniach lub w jednym z dostępnych miejsc w okresie zimowym, jak ogród, który już poznałaś. Aczkolwiek kuchnia chyba stanie się interesującą alternatywą. - Nie chciał zabierać jej miejsca do nauki, ale coś w jego spojrzeniu mogło sugerować, że wręcz miał nadzieję wpaść tu na nią, jeśli akurat faktycznie kiedyś zdecydowałby się przyjść tu z książkami w poszukiwaniu spokojnego kąta. Ileż razy inne miejsca były niestety pełne ludzi i skupienie się na studiowaniu było niemalże niemożliwe, nawet nie byłby w stanie policzyć. Nie mniej, tym samym wyraził uznanie odnośnie zaadoptowania niewielkiego kącika kuchennego dla celów naukowych.
Rozejrzał się pobieżnie po pomieszczeniu, nie poświęcając zbyt wiele uwagi żadnemu konkretnemu skrzatowi ani umeblowaniu. Był to gest mający na celu szybkie zebranie myśli i skondensowanie opinii własnej, sprowokowanej trafnym komentarzem wytykającym główną różnicę atmosfery pomiędzy kuchnią a Wielką Salą. Wrócił spojrzeniem do Oriane, uśmiechając się przy tym uprzejmie, ale z mniejszą rezerwą niż wcześniej, ot przyjaźnie, jakby jej niewypowiedziane słowa to jemu pozwoliły na drobne opuszczenie gardy.
- Zdecydowanie same pozytywy. - A jej towarzystwo i fakt, że poza nimi nie było tu nikogo (nie licząc skrzatów), było kolejnym bardzo dużym pozytywem.
- Jak się odnajdujesz w Hogwarcie? - Jako nowa uczennica z pewnością miała wiele porównać względem swojej poprzedniej szkoły. Ciekawiło go jak czuje się w nowym miejscu, w końcu kulturalnie to też zupełnie inne tereny.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
O ile Noah mógł nie chcieć się przed sobą przyznać, że Oriane być może interesowała go nie tylko czysto platonicznie, o tyle Oriane nie chciała się wciąż pogodzić, że on ją interesował w jakiejkolwiek innej niż ta jego tajemnica manierze.
Ot, się dobrali.
- Zazdroszczę umiejętności skupienia się na zewnątrz! - odparła, czując jak ciepły cień podekscytowanego rumieńca rozpływa się po jabłuszkach policzków na samo wspomnienie podwórka. - Osobiście, wśród natury, potrafię się jedynie chyba odprężyć. Upleść wianek, zzuć buty i chodzić boso po trawie, brodzić w wodzie, śpiewać, galopować konno leśnym traktem... - przyłapała się na wymienianiu z radością w oczach potencjalnych słodkich bezczynności.
Posłała Noah z lekka przepraszający uśmiech nie pokazujący jednak wstydu, jak gdyby przepraszała za zbyt wiele słów wędrujących w kierunku zbaczającemu z torów rozmowy, nie za ich treść.
Podobne konwersacje podkreślały pewne różnice między nimi, jak Noahowa potrzeba ciszy dla naukowego skupienia i Orianowa nieumiejętność odnalezienia tegoż skupienia gdy świat wokół zdawał się skupiać na samym sobie.
Kwiaty pachniały, wabiły kolorami a owady wiodły swoje małe wielkie życia, woda szemrała zajęta płynięciem dalej i dalej. Wszystko patrzyło na siebie i Oriane odnajdywała w tym wszystkim przestrzeń żeby również patrzeć na szczerą siebie, oddychać pełną piersią bez obawy, że znów jest w centrum uwagi. Pośród zieleni była kolejnym pachnącym kwiatkiem, kolejnym owadem, źdźbłem trawy, wartkim nurtem; mogła wpleść swój głos oraz dźwięk cytry w melodię drzew i rzek, mogła tańczyć i giąć się wraz z wierzbami, skakać jak łososie płynące pod prąd.
Co chyba najciekawsze - nie była rozdarta między swoimi naturami; wiedziała jedynie, że swoboda bosej dziewczyny w wianku była jej pierwszą naturą. Była nią od dziecka. Panna perfekcyjna, elegancka, w kontroli? Ona pojawiła się wraz ze świadomością, że świat ludzi jest groźny. Nie były sobie kontrastowe, żadna nie była wstydliwym sekretem tej drugiej.
Dopełniały się tworząc jedną, jedyną Oriane.
Odchrząknęła lekko sięgając do włosów, zupełnie jakby sama myśl swobody pośród zieleni bezkarnie je zmierzwiła. Wygładziła nieistniejące nieposłuszne pasma. Złapała to spojrzenie, co zdawało się zadawać pytanie: "Mogę?".
- Oczywiście, jeżeli o mnie chodzi, zawsze będziesz w kuchni mile widziany - wróciła z uśmiechem na trakt.
Kiedy on się rozglądał ona podążyła częściowo za jego wzrokiem, omiatając otoczenie niezobowiązującym spojrzeniem. Kuchnia szkolna miała, przynajmniej według niej, najcieplejszą, najbardziej swojską i serdeczną atmosferę z całego zamku. Cóż, przynajmniej spośród całego znanego jej zamku.
Na jego słowa lekko uniosła brwi mrużąc jednocześnie oczy, skinęła nieco głową: bardzo wyraźny znak "Mówiłam ci." albo "Widzisz? Miałam rację.".
Na jego pytanie nieco spoważniała. Nie była to powaga pogrzebu albo choćby trudnego tematu; wyglądała po prostu jak szczera próba odpowiedzenia na pytanie w sposób tak zwięzły jak informatywny. Przymrużyła lewe oko swoim zwyczajem.
- Ach, trudne pytania - westchnęła nieco; nie we frustracji, na całe szczęście. - Muszę przyznać, że Hogwart zaskoczył mnie nieprzyjaznością architektury. Zamek wciąż próbuje płatać groźne figle, główna klatka schodowa jest chyba najbardziej oczywistym przykładem. Jednakże największa chyba obawa jaką miałam, to jest struktura domów w której widać wyraźną próbę psychologicznej kontroli tłumów, okazała się nie mieć szczególnego wpływu na codzienne życie, co jest dalekie od rozczarowującego - posłała Noah uroczy uśmiech, może nawet nieco sugestywny, jakby mówiąc między linijkami: "Dzięki temu możemy tu sobie siedzieć we dwoje i flirtować, sama rozkoszność, non?". - Nie chcę wydawać pochopnej opinii, tak więc po miesiącu mogę jedynie powiedzieć, że doświadczenie nie jest negatywne.
Nachyliła się nieco ku Noah, jakby zamierzała mu zdradzić sekret, z małym figlarnym chochlikiem skaczącym w czarnych oczach.
- Gdybym miała oceniać jedynie po ludziach, jakich poznałam, ocena byłaby druzgocząco pozytywna - dodała podtrzymując nieco zbyt długi kontakt wzrokowy, z małym uśmieszkiem ust leciuchno ściągniętych w ciup perfekcyjny dla pocałunków.
Sugestia? TY, Noah, byłbyś główną przyczyną tej pozytywnej oceny ludzi.
Musiała zaflirtować, zbyt dużo powiedziała w końcu słów bez drugiego dna. W końcu to Oriane, non?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Ta radość i ekscytacja wymalowujące się na twarzy Oriane były tak żywe i szczere, że udzieliły się i Noah. Aż sam poczuł nagłą, nieodpartą chęć poszerzenia uśmiechu, rozluźnienie zadowolenia rozlało się po ciele, a myśli same pognały na błonia i leśne ścieżki, które przemierzał na porządku dziennym w trakcie joggingu.
- To właśnie ta odprężająca aura natury pomaga mi się skupić. Szczególnie kiedy głowa pełna jest goniących sie myśli i byle odgłos odwraca uwagę. - Tak jak mógłby uczyć się w naprawdę kompletnej ciszy, tak właśnie bliskość zieleni oferowała przyjemną, naturalną melodię, która zdawała się uspokajać tę zwierzęcą stronę natury. A to właśnie wilcze instynkty najbardziej utrudniały pracę i nie pozwalały skupić się należycie na tym, co zakładał sobie robić, bo narzucało czasem skierowanie uwagi w innym kierunku.
Ale tego nie mógł na głos przyznać, to pozostawało nadal jego tajemnicą, stawiając go w dużo prostszym świetle amanta natury. Zaskakująco mocno cieszyło go, że najwyraźniej i koleżanka lubi spędzać czas na świeżym powietrzu.
Z drugiej strony, przebywanie w bibliotece i poświęcanie się studiowaniu pomiędzy regałami wypełnionymi księgami pachnącymi zwietrzałą kawą, czekoladą, odrobiną stęchlizny i kurzu, dawało mu poczucie bycia po prostu... człowiekiem. Wtedy łatwej było wtapiać się w tłum i udawać, że jest się takim, jak inni, nie chowa się brutalnego sekretu piętnującego go na całe życie.
Zdecydowanie Noah był daleko za Oriane na ścieżce odnajdywania harmonii między sobą i swoją drugą naturą, ale bardzo chciał ten balans odnaleźć. Tylko była to po prostu długa i dość wyboista droga.
Pozwolenie na korzystanie z kuchni w taki sposób, w jaki robili to teraz, wprawiła go w jeszcze lepszy nastrój. Niby wcale nie musiał pytać, w końcu kuchnia nie należała do panny Boleyn a własność, mógłby po prostu tu przychodzić kiedy by mu się zachciało, ale szacunek do prywatności i dobre wychowanie nie pozwoliłyby mu tak bezczelnie po prostu narzucać swoje towarzystwo.
Wysłuchał opinii i wrażeń z pierwszego miesiąca obcowania z nowym miejscem, ludźmi i kulturą, przytakując lekkimi, miarowymi skinięciami głową. A ten nieco sugestywny uśmiech na samym końcu aż wywołał przyjemne mrowienie gdzieś na wysokości żołądka, absolutnie nie związane z oczekiwaniem na posiłek.
- Powiedziałbym, że z czasem każdy przyzwyczaja się do figlarności schodów zamkowych, ale nawet po latach uczęszczania do Hogwartu bywa to frustrujące. Może po prostu zaczyna mniej zaskakiwać i wyrabia się w końcu instynkt szybkiego łapania za barierkę, żeby nie stracić równowagi. Całe szczęście nikt nie trafia do Skrzydła Szpitalnego z powodu klatek schodowych, dużo więcej ofiar mają zajęcia z zielarstwa. Albo treningi i mecze quidditcha. - Jakby nie było, schody jednak plasowały się bardzo daleko na liście autentycznej szkodliwości, nawet jeśli faktycznie zmieniały swoje położenie w sposób mogący zagrażać zdrowiu i życiu uczniów.
Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad strukturą podziału na domy, było to normalne i praktykowane od lat, mówiło się o tym w rodzinach magicznych i było czymś tak... naturalnym, że chyba mało komu przychodziło na myśl kwestionowanie takiego podziału. To sprowokowało dwusekundowe zastanowienie się nad zagadnieniem i ustosunkowanie, podszyte również ostateczną Orianową opinią.
- Może założyciele zdecydowali się na podział, żeby uniknąć kłótni o sypialnie, przeludnienie w którymś z miejsc mogłoby skończyć się dużo większą ilością konfliktów, niż mamy teraz na tle rywalizacji między domami. - Pozwolił sobie na ten niewielki żart. - Gdybyśmy wszyscy mieli być sobie wrogami, to pewnie nie mielibyśmy wspólnie zajęć. Smutno byłoby stracić możliwość zawierania relacji z niezmiernie interesującymi osobami umieszczonymi w innej części zamku. - Było w tym nieco ukryte, ale nie skrzętnie zagrzebywane przyznanie, że Noah uważa Ori za interesującą i już na tym etapie ceni sobie ich znajomość, podnosząc ją do rangi relacji w wypowiedzi, co mogło sugerować chęć zacieśnienia więzi w jakiś sposób.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Pokiwała głową na znak, że rozumie podobne podejście.
- Gonitwy myśli są najgorsze - dodała z pełnym zrozumieniem.
Sama w końcu żeby ich unikać wypychała grafik po brzegi. Wymyślała plany, przygotowywała się, czytała, uczyła, robiła cokolwiek byle nie popuścić umysłowi wodzy.
Jej własne podejście do nauki pewnie rozwinęło się w dużej mierze jeszcze w latach poprzedzających szkolne doświadczenia. Przechyliła nieznacznie głowę, oczy zdały się stracić na moment skupienie, kiedy zaglądała we wspomnienia z dzieciństwa przypuszczalnie w dużej mierze związane z takim a nie innym podejściem dziewczyny do nauki.
Czy wynurzanie się na temat dzieciństwa byłoby dobrym pomysłem?
Hm. Taktycznie: owszem. Plus! Noah zdawał się być zainteresowany zdobyciem jakichś informacji na jej temat, jak to w trakcie budowania standardowej znajomości bywa.
Hm. Hm-hm. Da mu krótką historyjkę. Zobaczy jak zareaguje.
- Miałam tutorów jeszcze zanim zaczęłam szkołę - zaczęła z delikatnym uśmiechem, patrząc wciąż w przeszłość. Przesunęła końcem języka po ustach, po raz pierwszy chyba w trakcie ich znajomości tym gestem nie flirtując. - W domu zawsze była służba i skrzaty, i goście, a dom sam w sobie był ogromny, stary. Coś, gdzieś zawsze wydawało odgłosy. I... - przerwała na moment z tym nieadresowanym uśmiechem, co pojawia się na twarzach gdy mówią o dobrych czasach - czasem grand-père Ariel pojawiał się w bibliotece, i mówił: "Sois libre, mon Petit Gerfaut.". - Zerknęła ku Noah, próbując po cichu ocenić jego reakcję na opowiastkę, kryjąc tę próbę pod zrozumieniem, że musi słowa dziadka przetłumaczyć. - To znaczy: "Bądź wolna, mój Mały Białozorze.". Niby nic, oui? A oznaczało koniec nauki na daną chwilę. Grand-père często wtedy zabierał mnie na polowanie z sokołami albo po prostu wyganiał na zewnątrz. Żebym "nie nabrała kurzu jak nasze księgozbiory" - dokończyła z krótkim śmiechem. Wiedziała, że znowu rzuciła przetłumaczonym cytatem dziadka ale nie był to cytat szczególnie znaczący, by zaznaczać, że nim aktualnie był.
Miała dodać coś jeszcze; coś w stylu: "Pewno stąd moje tendencje do obijania się kiedy tylko mnie wypuścić z czterech ścian.".
Zamiast tego jednak musiała się nieco odchylić od stołu - skrzat pociągnął ją za rękaw na znak, że ta-da, oto zupka na przystawkę. Pora posiłkowa była zawsze dla skrzatów bieganiną i jak zwykle skrzat pogalopował do dalszej pracy nim Ori zdążyła wykrztusić z siebie choćby słowo. Zasadniczo dlatego nawet nie próbowała wykrztusić słowa, przyzwyczajona już do podobnego toku spraw.
Wysłuchała słów o morderczej klatce schodowej z zasznurowanym nieco ustami, dość wyraźnie pokazując swój sceptycyzm co do ich bezpieczeństwa i figlarności. Figlarność powiedział, pft. Ciekawe jak wiele z mało popularnych szkolnych duchów by się z nim zgodziło.
- Pozwolę sobie nie wyrazić moich dalszych opinii na temat morderczej klatki schodowej; nie w tak grzecznym towarzystwie.
Dyplomacja górą, ot co. Temat klatki schodowej przerwany został przyniesionym Noah jedzeniem.
Oriane święcie się modliła, że ten konkretny temat pozostanie przerwany. Nienawidziła tej klatki schodowej z całego serca i gdyby wiedziała, że aktualnie stanie się tematem, bo została wspomniana... Cóż...
Nigdy by jej w życiu nie wspomniała.
Na temat podziału w Hogwarcie Ori miała swoją małą-wielką teorię i, być może, gdyby nie doświadczenie zdobyte w wakacje podczas rozmowy z Keighleyem, zaczęłaby się nią dzielić. Pamiętała jednak jak defensywny stał się przy tym temacie wieloletni znajomy; ba, właściwie się o tę hecę pokłócili w najbardziej spokojny, arystokracki sposób jaki się dało. Czyli dokładnie tak, jak przystało się kłócić.
Świadomość, że już tego popołudnia, czy może wieczora - czort wie która była godzina, już się oboje dość nadyskutowali, powstrzymywała przed rozpoczęciem kolejnej wymiany opinii. Podczepiła się więc pod ostatnie Noahowe zdanie uniesieniem kącika ust oznajmiającym, że zrozumiała wyraźnie przekaz.
- Smutno, że w ogóle są umieszczone w innych częściach zamku. - Ping, odbita piłeczka. Nie dość, że właśnie zasugerowała Noah to, co on jej zasugerował, to dodała szczyptę więcej smaczku.
Mówiąc o smaczkach? Spróbowana zupa nie potrzebowała ani szczypty więcej lub mniej, skrzaty się spisały.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Nie spodziewał się usłyszeć historii z dzieciństwa. Rzucała trochę światła na upodobania Oriane względem miejsc nauki, wyjaśniała skąd odnajdywanie skupienia w lekkim harmidrze w tle, nawet jeśli zabrakło tego ostatniego zdania jasno podkreślającego co oznaczało to "nie nabieranie kurzu" i wolność opuszczenia biblioteki. Intuicyjnie wyczuł do czego zmierzała. Nikła znajomość języka francuskiego też pozwoliła mu zrozumieć przynajmniej tę najważniejszą część zdania, jeszcze zanim Ori przetłumaczyła je w całości.
Sprowokowało to chwilową refleksję nad tym, jak wygląda życie kogoś pochodzącego z rodziny, nota bene, królewskiej. Nawet jeśli dotychczasowe znajomości (dużo mniej zażyłe) osób pochodzących z czystokrwistych, czy wręcz arystokratycznych rodów rzucały nieco światła na odmienność codzienności, to dopiero teraz, mając za koleżankę potomkinie Anny Boleyn, nieco świadomiej skupił się na wszystkich informacjach dotyczących życia wśród szlachty.
Uśmiechnął się łagodnie, z czymś mogącym sugerować nostalgię. Nie była to nostalgia do tego samego do czego piła Oriane, ale siłą rzeczy pomyślał i o swoim dzieciństwie, zanim klątwa odwróciła jego życie do góry nogami.
- Brzmi na bogato wypełniony czas. - Niewiele miał możliwość powiedzieć, pomiędzy skrzatem stawiającym przed Oriane talerz z zupą i kolejnym nadbiegającym już z porcją dla niego. Kolacja została im zaserwowana w daniach najprawdopodobniej również ze względu na bardzo ograniczoną przestrzeń na stoliku, ale Noah absolutnie nie zamierzał narzekać. Właściwie było coś odświeżającego i kojącego w perspektywie spędzenia posiłku z dala od zgiełku Wielkiej Sali.
Nie od razu odpowiedział, pozwalając sobie przez trzy sekundy kontemplować zarówno ukrytą pod słowami sugestii, jak i uśmiech oraz spojrzenie Oriane. Niebywale interesująca osóbka, doprawdy.
- Istnieje ryzyko, że umieszczone zbyt blisko mogłyby skutkować wytworzeniem zatrważającej ilości napięcia. - Przeciągłe spojrzenie posłane jej tuż przed opuszczeniem go na własny talerz, okraszone delikatnym uśmiechem fascynacji i łobuzerskości, jasno mówiło jakie napięcie miał na myśli. - Bon appétit. - Może to niewiele i z pewnością pokaleczył francuski akcent, ale tyle potrafił powiedzieć w rodzimym języku Ori. Chciał żeby jej było miło.
A zupa faktycznie i bez zaskoczenia okazała się doskonała.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Podobny do jej własnego nostalgiczny uśmiech zdradzał, że historyjka nie była kompletnym pudłem. Jednakże brak dalszego zainteresowania wskazywał na nieprawidłowe kalkulacje: najwidoczniej nie byli wciąż na etapie, gdzie wynurzenia bądź zainteresowanie byłby odpowiedzią na wynurzenia. Kiedy zdecydowała się urzec chłopca, co pozostawał na jej uroki odporny, nie wzięła pod uwagę jak wiele czasu może to zająć.
Nie żeby było to negatywnym odkryciem. Zdecydowanie lubiła cały ten czas spędzony na rozpracowywaniu Noah.
No dobrze, może poczuła się, gdzieś głęboko, głęboko pod skórą, odrobinę rozczarowana brakiem pytań dotyczących przydomku jakiego względem niej używał dziadek. Lubiła mówić o tym, co Ariel o niej sądził: że dało się ją powierzchownie ujarzmić ale nigdy udomowić. Nie wiedziała nawet dlaczego aż tak wiele znaczenia przykładała opinii dziadka na swój własny temat.
Jednocześnie, na logikę, widziała jak brak tej wiedzy może wyjść na korzyść. Chłopiec nie musiał wiedzieć jak bardzo wolny a twardogłowy był z niej duch.
Ten okruch rozczarowania zbyt głęboko, głęboko był schowany by choćby myślał o uzewnętrznieniu się.
Oriane skinęła w zgodzie głową na krótkie skwitowanie opowiastki. W końcu krukon miał rację: czas był bogato spędzony, w każdym tych słów znaczeniu.
- Nie wiesz nawet połowy! - odparła lekkim, wesołym tonem, dokładając cegiełkę podle swojego planu: warto było w głowie Noah zakorzenić enigmę wokół jej osoby i ją podtrzymać.
Ludzie uwielbiają mieć odpowiedzi. Brak odpowiedzi intryguje, enigma sprzyja chęci pogłębienia znajomości.
Wewnętrznie przeżyła coś najłatwiej określanego jako "Aww" na życzenie smacznego w rodzimym języku.
- À toi aussi.
Ach! Rozkoszny, nie zawodził nigdy kiedy szło o podtekstowy flirt. Ori nie odpowiedziała od razu: zupa była smaczna i była smaczną wymówką dla zachowania odrobiny ciszy po słowach Noah; pozwoliła rzucić mu spojrzenie zachęcające, by poczuł to, co sam określił napięciem; pozwoliła pochwycić wzrok i nim umknąć na sposób iście czarujący a seduktywny. Pozwoliła chłopcu wierzyć, że zastanawia się nad odpowiedzią.
Oczywiście nie musiała się zastanawiać tak samo jak nie pozwoliła tej drobnej pauzie trwać nazbyt długo. Przerwała ją zanim przerodziła się w zastój konwersacji.
- Kto boi się napięcia ten nigdy prawdziwie nie żył, non?
Och, czy właśnie jeszcze bardziej cementowała to iskrzące, chemiczne uczucie, które między nimi tak często skakało?
Czy naprawdę musimy mówić że owszem, tak? Odpowiedź w końcu jest tak oczywista!
Jej własna buźka odbijała nieco z tej jego łobuzerskości, mając jednak więcej z posmaku wyzywającej czarowności. Sam miód i mleko, i cynamon dla odrobiny ostrości.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Fakt, nie wiedział nawet połowy, a zdecydowanie i nawet jednego procenta tego, co Oriane mogłaby mu o swoim dzieciństwie powiedzieć. Nie zamierzał w tej chwili wścibsko dociekać i prowokować nie wiadomo ile historyjek, bo jeszcze zabrakłoby mu na przyszłość elementów zakotwiczenia kolejnych rozmów. Tak samo to, jak dziadek nazywał Ori wedle jej tłumaczenie - zapamiętał i na pewno w przyszłości do tego nawiąże, może odrobinę z zaskoczenia, ale przy okazji pokazując, że pamięta, przywiązuje uwagę do szczegółów.
Zanim cokolwiek odpowiedział, milczał sekundę, powłóczystym spojrzeniem przesuwając po twarzy koleżanki, uśmiechając się bardzo subtelnie, na granicy kontrolowanej nieśmiałości i szczerej intencji.
- Mam nadzieję z czasem poznać chociaż ćwiartkę. - To było bardzo bezpośrednie przyznanie, że chciał dowiedzieć się o niej więcej. Aż jego samego zaskoczyło to, jak bardzo tego chciał! Później będzie sam siebie krytykował, że przecież zawieranie zbyt bliskich znajomości nie jest dobrym pomysłem, celowo tego unikał. Ale Oriane intrygowała go i naprawdę chciał ją lepiej poznać.
Poświęcił trochę więcej świadomej uwagi zupie, kiedy zapadła między nimi wcale nie niewygodna cisza. Czuł się komfortowo, nie było niezręczności, a wręcz przeciwnie - było to tak samo naturalne, jak przebywanie w towarzystwie bardzo bliskich mu osób.
Uniósł spojrzenie znad talerza, kiedy gdzieś pomiędzy trzecią, a czwartą zagarniętą łyżką zupy padła ta całkiem kokieteryjna odpowiedź. Tak jak przez pierwszy ułamek sekundy poczuł jak nerwy sztywnieją niczym mięśnie gotujące się do reakcji, tak niemal od razu nieco szerszy, zalotny i usatysfakcjonowany uśmiech rozciągnął usta i nieco rozjaśnił oblicze, roziskrzył spojrzenie.
- Nawet jakbym chciał, to nie mógłbym się z tym nie zgodzić. Napięcie dodaje życiu intensywnych kolorów. - Nawet jeśli żadne z nich nie sprecyzowało jasno o jakim napięciu rozmawiają, to byłą to kwestia jasna i klarowna. Noah nie potrafił zaprzeczyć tejże chemii między nimi, niezależnie od swoich własnych postanowień co do trzymania się na dystans od wszelkich kuszących znajomości. Kuszących na różne sposoby.
Po chwili powoli opuścił spojrzenie na swój talerz i wrócił do zupy, choć myśli dużo mniej skupiały się na tej czynności. A w momencie kiedy skończył, ten sam skrzat co wcześniej już stawiał przed nim talerz z bardziej sycącym daniem i zabierał puste naczynie bez słowa, umykając w głąb kuchni krokiem tak szybkim, że z powodzeniem można było to uznać za bieg.
|