Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Ślepy Korytarz Ten korytarz prowadzi... donikąd. Istnieje jednak podejrzenie, że nie zawsze tak było, bowiem jeden jego koniec wygląda jakby był zamurowany po jakimś czasie i to dość niedbale, bo przy użyciu ciemnych cegieł, a nie beżowego kamienia. Niektórzy snują mrożące krew w żyłach opowieści, że pewnie kogoś zamurowano tu żywcem, ale nikt z grona pedagogicznego nigdy tego nie potwierdził.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
niedziela, 31.10.2020 roku; 00:48
Oficjalne bale w Hogwarcie to jednak nie to samo, co dobra impreza zorganizowana w odległej, starannie wyciszonej komnacie zamku, bez wiedzy nauczycieli. Nie śmieli co prawda robić alternatywnego wydarzenia dla balu Halloweenowego, jednak nie przeszkadzało to przemyceniu drobnych ilości alkoholu, lub zaszyciu się z większymi zapasami w pewnej odległości od obleganej tego wieczoru Wielkiej Sali. Podobnie nic nie stało na przeszkodzie, aby wypić nieco za dużo, czy też żeby wdać się w nieco zbyt głośny konflikt z portretem wiszącym - a właściwie już nie - przy wyjściu ze ślepego korytarza, który wbrew obecnej opinii Ethana, miał zawsze prowadzić ku schodom do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. No chyba wie najlepiej, prawda? Chodzi tu już siódmy rok! Najwyraźniej rozkład zamku musiał ponownie ulec zmianie.
Kiedy kłótnia zaczęła nie tylko przerastać Gryfona, ale zrobiła się też zbyt głośna nawet zgodnie z jego własnymi obserwacjami, zamiast spróbować odwiesić obraz, przeprosić i zażegnać konflikt, przewrócił go na ziemię, płótnem do dołu, żeby zapewnić sobie spokój.
- No. Dobranoc. - mruknął, patrząc na odwrócony portret, żałośnie wydający z siebie stłumione przez podłogę dźwięki niezadowolonego mamrotu.
Następnie przetarł twarz oboma rękoma i westchnął głęboko.
- A myślisz, że to ty masz źle... Serio, bycie takim o, obrazem, nie mieć zmartwień, wisieć sobie, narzekać, odwieś mnie na miejsce, wyrostku - przewrócił oczami, przedrzeźniając mężczyznę z portretu, który najpewniej słyszał go równie wyraźnie, co on jego. - W ogóle, kto tak jeszcze mówi?
Zmrużył oczy, ledwie przez chwilę rozważając odwieszenie go z powrotem na miejsce, nim ponownie ruszył wzdłuż korytarza... Z tym, że nie w tym kierunku, w którym powinien, o czym zorientował się po kilku krokach, widząc coraz bardziej wyraźną ciemną ścianę na horyzoncie. Westchnął, obrócił się na pięcie i płynnie ruszył w przeciwnym kierunku.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Dzisiejszy dzień i tak już był wystarczająco dziwny.
Spotkanie z boginem, cały mentalny harmider związany z tym, impreza na której próbowała się dobrze bawić... ale jednak cała sytuacja ciążyła na niej za bardzo by mogła oddać się imprezie całkowicie.
Czy była w dobrym nastroju? Niezbyt. Ile mogą w końcu trzymać rozweselające galaretki bądź rozśmieszający eliksir, który jakimś błogosławieństwem bogów, wylosowała przy ruletce alchemika. Teraz, gdy muzyka nie wystarczała już by zagłuszyć plątaninę myśli w jej głowie, a każda nadprogramowa minuta spędzona na słuchaniu różnych dziwnych rozmów mało znanych jej uczniów coraz bardziej wysysała jej socjalną baterię z resztek energii, uznała, że lepiej będzie jak wróci do pokoju.
Więc teraz, gdy podczas powrotu do pokoju wspólnego słyszała dziwne dźwięki, może powinna była odwrócić się na pięcie i iść spać. Coś jednak- może zły humor, zmęczenie, a może i inne emocje które kotłowały się w niej od jakiegoś czasu- kazało jej pójść w stronę, z którego dochodziły.
Dlatego po korytarzu można było słyszeć ciche postukiwania drewnianych kopyt. Nie zdążyła się w końcu przebrać ze swojego przebrania- miała na sobie wyrzeźbione z drewna rogi podobne do tych baranich, przeplecione kwiatami; kolorową spódnicę jej stroju ludowego, która odbijała nikłe światło korytarza, będąc prawdopodobnie najbardziej rzucającą się w oczy jej częścią; oczywiście, zaraz po włosach- te, zmierzwione bardziej niż pierwotnie zakładało przebranie, związała teraz w szybki kok, by chociaż powrotu nie leciały jej na twarz;. Gorset i paski delikatnie poluzowała- nie muszą w końcu już wyglądać, a poluzowane nadal spełniały swoją funkcję. Drewnianą maskę przywiesiła przy pasie- teraz nie było potrzeby, by w ciemnym korytarzy dodatkowo ograniczać swoje pole widzenia.
I tak oto, wyglądając jak coś, co przestraszyłoby pewnie kogoś w ciemności, szła w stronę specyficznego dźwięku.
Ktoś, jakby z kimś rozmawiał? Ale nie słyszała odpowiedzi drugiej strony?
Może ktoś gada ze skacowanym kolegą? Wiedziała, że na pewno ktoś przemycił alkohol, więc nie zdziwiłoby jej to ani trochę. Ale może warto zerknąć i jak na koleżankę ze szkoły sprawdzić, czy wszyscy cali?
To, że ona wyszła trochę wcześniej nie znaczy, że zaraz po okolicy nie będą kręcić się nauczyciele.
Dlatego była trochę zaskoczona gdy zobaczyła chłopaka- kilka lat starszego od niej, zdaje się- idącego lekko chwiejnym krokiem w jej stronę?
Chłopak wydawał się upity nieco na smutno, więc wykorzystując to, że jeszcze jej nie zauważył, oceniła szybko sytuację. Nie był ranny, póki co nie wydawał się agresywny. Ale za kilka metrów może ją już zauważyć, a jeśli do tego jest rzeczywiście napruty, to nawet się przestraszyć.
Dlatego gdy wstępnie oceniła co się dzieje, postanowiła zasygnalizować że jest człowiekiem i przychodzi w pokoju.
- Hej...? Coś się stało? Potrzebujesz pomocy?- zapytała z pewnej odległości, jednak nie krzycząc. Szczęśliwie, echo korytarza pozwoliło dostarczyć jej wiadomość do uszu pijanego chłopaka bez potrzeby krzyczenia. Starała się przy tym brzmieć jak najbardziej przyjaźnie i spokojnie- co jak co ale jej doświadczenia z ojcem nauczyły ją, że bez względu na nic, z pijanymi osobami należy szczególnie uważać.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Pomimo pomyłki sprzed chwili, kiedy to kierował się ku wyraźnie zamurowanemu przejściu, Ethan był w pełni przekonany, że ma sytuację pod kontrolą. Gdyby miał choćby cień podejrzenia, że szedł chwiejnym krokiem, spróbowałby nad tym zapanować, jednak nie wpadł na to, że być może wypił więcej, niż powinien. Przecież w pakiecie musiałby przyznać się jeszcze do tego, że oddalił się od grupy specjalnie, żeby to zrobić.
Gdy wreszcie ujrzał przed sobą jakieś dziwne stworzenie, zatrzymał się, zmrużył oczy i zmierzył je wzrokiem, splatając ręce na piersi, jakby spodziewał się rozpracowywać zastaną sytuację dłuższy czas. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa rogatej bestii. Zamrugał szybko, wyprostował się i opuścił ręce. Niewiele potencjalnych odpowiedzi przychodziło mu do głowy, dlatego wypalił zaraz pierwszą z nich.
- A ty?
A ty? zdawało się odpowiedzią dobrą na każde tego typu proste pytanie, na które nie znało się odpowiedzi.
Chwilę mu to zajęło, ale wreszcie połączył fakty, klasnął w dłonie i wytknął dziewczynę palcem. Nie była prawdziwą bestią! Była... Osobą... Z balu. A jednak, im dłużej na nią patrzył, tym bardziej był przekonany, że mimo ponad sześciu lat spędzonych w tej szkole, nie tylko jej nie znał, ale nawet nie kojarzył. To z kolei napędziło jego podejrzenie, że rogi jednak mogą należeć do niej, przez co ponownie opuścił rękę, powoli i ostrożnie.
- Nie no, jest spoko. Znaczy, poza tym, że kto by teraz nie potrzebował pomocy, ale to chyba... Urok naszych czasów, nie? - choć formułował pełne i względnie sensowne zdania, w samym jego tonie było wyraźnie słychać zagubienie.
Następnie pokręcił głową.
- A raczej chyba wszyscy radzą sobie zajebiście... - wymamrotał z pewną dozą irytacji. Brzmiał jednak zdecydowanie bardziej na zdołowanego, niż agresywnego.
Podszedł, równie chwiejnie co przedtem, o parę kroków, aby wreszcie jego stopa wylądowała na obrazie leżącym na ziemi. Jednocześnie z drugiej strony wydobył się zduszony, cichy jęk.
- Kurwa - mruknął, wycofując się z powrotem i patrząc na swoją ofiarę.
Jego brat, malarz, z pewnością nie pałałby w tej chwili dumą z tego pokrewieństwa. Ta myśl odblokowała u Ethana kolejną - bo przecież nikt nie był dumny z bycia jego krewnym. Ani brat, ani ojciec... Zmarła lata temu matka nie miałaby w tym temacie wiele do powiedzenia, ale pewnie podzielałaby ich opinię. I jeszcze cała rodzina we Francji, której nawet nie znał. A nawet jeśli miałby szansę ich poznać, to co by im powiedział? Je non parlez francais? W dodatku był przekonany, że nawet z tym zdaniem było coś nie tak.
Zaraz jednak przypomniał sobie, że zdaje się być w środku rozmowy z kimś bardziej realnym, niż portret czarodzieja, który pewnie nawet nie żyje.
- Nie jesteś z Gryffindoru - zauważył wspinając się na wyżyny swojej błyskotliwości w obecnym stanie.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Zosia przez swoje życie miała niestety okazję widzieć ludzi w różnym stanie upojenia alkoholowego. Dlatego ze specyficznym spokojem stwierdziła, że z chłopakiem znajdującym się kilka metrów od niej nie było tak źle.
Może troszeczkę krok miał niepewny, ale słowa wypowiadane były złożone nawet w bardziej skomplikowane zdania, dało się je zrozumieć i szły za nimi jakieś myśli.
To był zdecydowany plus. Z takim można się dogadać.
Krukonka zdała sobie też sprawę, na samej bazie pierwszych słów, że jej przypuszczenia mogą być słuszne- chłopaczyna niestety posmakował alkoholu który potarmosił go w stronę smutku i filozoficznych dywagacji, a nie radości czy frajdy związanej z Halloween.
Dlatego dziewczyna westchnęła cichutko i zrobiła kilka kroków w jego stronę.
- Nie, nie wydaje mi się. Gdyby sobie radzili, nie czekałoby się na wizyty u psychologa pół roku.
Po chwili jednak chłopak ... potknął o coś? A to wydało dźwięk?
Potrzebowała chwili by jej wzrok wychwycił w nikłym świetle zarys obrazu, a jeszcze dodatkowych chwil, by połączyć kropki.
- Nie, nie jestem - odpowiedziała po chwili z cichym westchnieniem, ale spokojnym i przyjaznym uśmiechem. - A wasz pokój wspólny jest dwa piętra wyżej, jeśli tam się kierowałeś.
Następnie podeszła bliżej, i gdy tylko noga zeszła z obrazu, podniosła go i delikatnie otrzepała portret z kurzy i brudu podłogi. Niby wiedziała, że to tylko magiczne obrazy, ale ich umiejętność mówienia i posiadania jakiejś osobowości sprawiały, że Zosia nie była w stanie nie traktować ich choć trochę jak ludzi. Dlatego uśmiechnęła się przepraszająco do obrazu, dygając lekko.
- Bardzo przepraszam panie hrabio za kłopot. Przejmę go teraz, proszę się nie złościć na nas za bardzo, dobrze?
Następnie, nadal trzymając obraz w rękach, zerknęła na chłopaka. Słowo "kojarzyć" to zbyt mocne słowo, ale jedyne, jakie mogła teraz znaleźć w głowie. Bo nie był z jej domu, to pewne; ale zdawało jej się że mignął jej kilka razy na lunchu przy stole gryfonów. I to, póki co, jedyne informacje jakie o nim miała.
- Ciężki wieczór, co? - zagaiła, odwieszając obraz hrabi na swoim miejscu.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Ethan z pewnością miał, jak na swój wiek, trochę doświadczenia z alkoholem. W dodatku tego wieczora wcale nie wypił tak dużo - nie miał bowiem jasnego powodu, aby sięgnąć po jakiś trunek. Zwyczajnie zaczął sięgać po nie coraz częściej, aby poczuć się lepiej. Zwłaszcza w momentach, kiedy nie było wokół nikogo, kto miałby na niego podobne działanie - kogoś, kto pomógłby mu się rozluźnić, czy przynajmniej nie myśleć przez kilka chwil.
Zmarszczył brwi, kiedy dziewczyna wspomniała o psychologu. Od niedawna istniało nawet podobne stanowisko w Hogwarcie, ale Gryfonowi nigdy nawet przez myśl nie przeszło, aby złożyć pani psycholog wizytę. W końcu, nie było z nim chyba aż tak beznadziejnie... Prawda? Zatrzymał się chwilę przy tej myśli, nim oparł się bokiem o ścianę, dla wygody i z pewnością nie dlatego, by czuł się na nogach jakkolwiek mniej pewnie, niż zwykle.
- Czyli ze mną nie jest jeszcze tak źle.
Nie dostrzegał krzty ironii w sytuacji, w której się znaleźli - w tym, że dziewczyna właśnie trafiła na niego, po tym jak pił w samotności, by poczuć cokolwiek bardziej pozytywnego.
Obserwował ją uważnie, podczas gdy odwieszała hrabiego na swoje miejsce.
- Czym ty właściwie jesteś? - zapytał wreszcie, z niezrozumiałą nutą irytacji w głosie, wskazując na nią ruchem ręki.
Być może w normalnych warunkach szybciej zrozumiałby jej przebranie, a nawet jeśli nie, prawdopodobnie nie zdobyłby się na takie pytanie. Jednak w obecnej sytuacji dziwnie zaczęło go drażnić, że po prostu nie wie.
W międzyczasie hrabia fuknął na nich i zniknął ze swoich ram - przy odrobinie szczęścia nie po to, by donieść na nich w innym miejscu.
- Dlaczego ciężki? Coś się stało?
Czyżby coś przegapił?
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Obserwowała go kątem oka, gdy opierał się o ścianę. Być może była to nadal próba interpretacji stanu, a być może po prostu naturalny odruch w przypadku zarejestrowania ruchu gdzieś w peryferyjnej przestrzeni oka.
Długo nie zerkała, bo zaraz hrabia syknął na nich i powędrował gdzieś, szepcząc coś pod nosem.
- Nie ma za co, pacanie - fuknęła pod nosem w ojczystym języku, gdy hrabia już zniknął. Jej się akurat nie należało, dlaczego w stosunku do niej był nie miły? Najwyraźniej obrazy też mogą być wredne.
Po chwili jednak pytanie chłopaka przyciągnęło jej uwagę ponownie. Nie wiedziała na samym początku, czy jego pytanie było zapytaniem o jej kostium, filozoficzno-metafizycznym pytaniem o stan jej jestestwa, czy uwłaczającym pytaniem retorycznym. Wolała myśleć, że chodzi o to pierwsze, dlatego po chwili zastanowienia odrzekła.
- Faunem? Jakimś kopytnym? Trudno powiedzieć... - zaczęła, sama zastanawiając się, czy jej kostium wpisuje się w jakiekolwiek ramy, by móc je nazwać w takiej rozmowie. Koniec końców, ,,faun" prawdopodobnie pasował najbardziej.
Chłopak wyraźnie należał do grupy, która w przebrania się nie bawiła. Gdyby nie jego stan, pewnie uznałaby, że nawet nie był na imprezie.
Co, kazało jej zrobić pobieżny research w głowie, czy zarejestrowała go gdzieś w wielkiej sali podczas przyjęcia. Szybko jednak zdała sobie sprawę że próba przypomnienia sobie, czy widziała jednego, nieznanego jej ucznia na imprezie pełnej ludzi jest całkowicie bez sensu bo niemal niemożliwe. Szczególnie, że nie był przebrany.
Kolejne pytanie. Tym razem niejako odbicie piłeczki na jej wcześniejsze zagajenie.
No właśnie Zośka, coś się stało?
Westchnęła cicho. Myślała, że jego wypicie wiązało się może z jakimś zdarzeniem- najwyraźniej była w błędzie.
A co najgorsze, nie wiedziała czy picie nieznajomego chłopaka byłoby lepszym, gdyby pił z jakiegoś powodu czy bez niego.
- Ah, więc to tylko u mnie... No nic. - dodała cicho, przeczesując włosy by nie leciały jej na twarz. - Wyglądasz na trochę sponiewieranego, myślałam że miałeś... powód, czy coś.
Następnie sama oparła się o ścianę, w miejscu w którym widziała go dostatecznie dobrze. Musiała się zastanowić, jak doprowadzić go do pokoju wspólnego. Zostawienie go tu mogłoby być nierozsądne.
- Następnym razem spróbuj zjeść coś tłustego wcześniej, powinieneś pociągnąć dłużej? No, i to trochę nierozsądne się szlajać w takim stanie. Boginy nadal się kręcą po szkole.
Wolała nawet nie myśleć, jak wyglądałoby jego spotkanie z upiorem, skoro widziała jak wyglądało dla ludzi o trzeźwym umysłem.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Ethan był świadom wypicia mniejszej ilości alkoholu, niż w rzeczywistości - z pewnością wierzył, że nikt nic nie podejrzewał - ale chyba nawet nieco się zmartwił, gdy nie zrozumiał ani słowa z kolejnę wypowiedzi Krukonki. Otworzył nawet usta, by poprosić aby powtórzyła, ale potrzeba zgrywania, że wszystko jest w porządku zwyciężyła, w związku z czym pokiwał głową ze zrozumieniem, licząc jedynie, że nie padły żadne słowa, na które wypadałoby zareagować inaczej. W przeciwnym wypadku bowiem, zgadzał się z nią w stu procentach.
Na szczęście jej kolejne wypowiedzi były bardziej zrozumiałe, a więc jednak Ethan mógł odetchnąć ze świadomością, że kontaktuje wystarczająco, aby kontynuować rozmowę, w której obie ze stron używają słów.
- Ale ty byłaś przy planowaniu tego, no... Fauna? - spytał takim tonem, jakby aż za bardzo wczuł się w temat i autentycznie zastanawiał się, jak to się stało, że dziewczyna wybrała akurat takie przebranie.
Po chwili zdołał przemyśleć swoją wypowiedź i zdecydował, że może nie brzmiała ona dokładnie tak, jakby tego chciał i uniósł ręce, niby w obronnym geście, jakby chciał się z tego wycofać.
- Znaczy, to bardzo ładny faun. W sumie nie sądzę... Nie widziałem lepszego... Co najmniej cały wieczór...
Zmarszczył brwi. Nie. Nie widział nic podobnego cały wieczór, był tego pewien...
- Czy w ogóle... Wcześniej...
Pokręcił powoli głową w reakcji na własne słowa. No dobrze. Zaczął trochę nadążać za własnymi słowami... Może jednak nie brzmiał najbardziej naturalnie i trzeźwo. A przynajmniej nie na tyle swobodnie, jak by chciał. Czyżby starał się za bardzo?
- U ciebie? Znaczy... Też przyszłaś tu, bo... Coś? - zapytał, patrząc na nią badawczo. - Zabrałem ci miejsce?
Ale chyba nie wyglądała na taką, która miałaby pójść ukryć się w jakieś mało uczęszczane miejsce i... No właśnie, i co? Wątpił, by znalazł właśnie towarzysza do picia. I na którym ona właściwie była roku? Czyżby była na tyle młoda, by faktycznie mógł kompletnie jej nie kojarzyć?
Prychnął, kładąc teatralnie dłoń na piersi, zupełnie jakby go uraziła.
- Takim stanie? Czyli że jakim? Znaczy, no, jasne, jestem trochę zmęczony, ale chyba nie wyglądam aż tak źle, a-...
Urwał, by zamiast dokończyć zdanie, opuścić rękę, a następnie jej ruchem, wskazać ponownie na dziewczynę, a konkretniej na jej przebranie. Jeśli ktoś wyglądał, jakby nie pasował akurat do otoczenia, to ona!
- A ile ty w ogóle masz lat? - wypalił wreszcie, kiedy uznał, że nie daje mu to spokoju.
Z natury był osobą towarzyską, w związku z czym chętnie poczęstowałby ją trunkiem, ale nawet organizowane przez nich nielegalne imprezy były otwarte od danego roku nauki...
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Przez chwilę nie wiedziała, ja zareagować na jego słowa. Brzmiały one niemalże, jakby się z niej naśmiewał. Ale kolejne próby wybrnięcia z sytuacji kazały jej przypuszczać, że była to tylko mentalna literówka spowodowana obecnością promili w krwioobiegu.
Westchnęła i uśmiechnęła się lekko, mimo jej spojrzenia, które wysyłało w świat sygnał o zmęczeniu tego konkretnego osobnika całym dniem i imprezą.
- Dziękuję, bardzo się starałam przy robieniu. - odpowiedziała spokojnie, poprawiając nieco swoją pozycję ściano-podpierającą. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie przycupnąć na ziemi, ale nie była pewna ile ich spotkanie ostatecznie potrwa. Na szczęście jutro niedziela, będzie można pospać troszkę dłużej.
Spojrzała zza okno, w którym zza chmur powoli wysuwał się księżyc w pełni, oświetlając korytarz nieco większą ilością światła. Teraz trochę wyraźniej mogła widzieć chłopaka, który koniec końców, nie wyglądał na mniej bądź bardziej zmęczonego niż ona.
Na jego zmieszane pytanie nawet zachichotała.
- Przyszłam tu, bo słyszałam na końcu korytarza jak kłócisz się z Hrabią. Choć nie ukrywam... na dłuższą metę hałas w Wielkiej Sali staje się nieco przytłaczający...
Nie planowała co prawda, jak jej nowy towarzysz, spędzać czasu pijąc coś mocniejszego; Choć żałowała trochę że nie trafiła na kogoś, kto, cytując Pascala, ,,przemycił coś mocniejszego niż sok dyniowy''. Przez chwilę myślała że może pomogłoby jej to się rozluźnić po całym dniu. Ale, może to i lepiej- gdyby po całym tym chaosie teraz jeszcze dostała zjazdu alkoholowego i, nie daj bogowie, kaca, to przepadłaby na kilka dni w sypialni- jak kamień w wodę, amen w pacierzu.
Lecz z drugiej strony czy był to zły plan? Gdyby przeleżała cały jutrzejszy dzień pod pierzyną?
Cóż, zastanowi się nad tym jutro. Dziś ma pewnego jegomościa do przypilnowania. Jegomościa, którego imienia nawet nie zna, tak na dobrą sprawę.
-... mordo, wiem jak wygląda pijana osoba. Nie mam zamiaru Cię oceniać, po prostu to trochę nie bezpieczne, okay? - odpowiedziała, gdy niejako "defensywnie" zareagował na jej wypowiedź, sama krzyżując ręce na piersi. - Ja? Jestem na piątym roku. Coś to zmienia?
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Pokiwał głową, splatając ręce na piersi i jeszcze raz mierząc wzrokiem jej kopytną wersję - bardziej czując, że powinien to zrobić, skoro już pochwalił to przebranie.
- A, no tak... Był głośny - odparł zerkając na pustą już ramę, absolutnie nie biorąc pod uwagę, że on również (albo nawet przede wszystkim) zachowywał się zbyt głośno.
Obruszył się, patrząc na nią z niedowierzaniem, kiedy dziewczyna przez własny komentarz nieświadomie straciła szansę na wspólne dopicie tego, co mu pozostało. Nieważne, że nie do końca dotarło do niego, gdzie właściwie zostawił butelkę, Krukonka z pewnością jej nie dostanie!
W dodatku w niego wątpiła! Fakt, nie znali się, ale Ethan poczuł się w obowiązku udowodnić jej pewne rzeczy.
Po pierwsze, że wcale nic nie pił - bo przecież pił tyle, co nic, więc nie mogło być w tym kłamstwa.
Po drugie... Cóż, chętnie ponapierdalałby się teraz z jakimś boginem w obronie własnego honoru.
Przynajmniej nie myślał już o innych rzeczach, które go męczyły.
- Ani nie piłem, ani nie bezpieczne. - oświadczył, unosząc palec w górę dla nadania wagi swoim słowom. Dopiero po chwili zmarszczył brwi i zastanowił się nad tym, co usłyszał od samego siebie i zdecydował się poprawić. - Nie niebezpieczne. Ani nie niebezpieczne. Znaczy, wiesz, kiedyś chciałem być aurorem, więc raczej dam sobie radę z, no... Chyba czymkolwiek w Hogwarcie. Nie to, żebym dalej chciał, ale raczej tego się nie zapomina, znaczy zaklęć, teorii, innych takich... Znaczy, nie że nie dałbym rady. Dałbym. To po prostu głupie, wiesz? Zresztą, jest tam pełno takich... Sztywniaków, i w ogóle. Kto by tego chciał?
On. Zdecydowanie on tego chciał.
A jednak była w tym wszystkim też jakaś prawda. Faktycznie uważał, że Ministerstwo było pełne sztywniactwa, nepotyzmu, niezrozumiałych zasad... Mimo to, ciągnęło go do spraw trudnych do wyjaśnienia. Wizja tropienia przestępców, analizowania przestępstw i zgłębiania wiedzy nawet z zakresu czarnej magii - to wszystko zdawało się należeć do bardzo pociągającej go rzeczywistości. Na głos jedynie zaprzeczał marzeniu z dzieciństwa, ale nigdy nie zrezygnował z uczęszczania na przedmioty, które pomogłyby mu w osiągnięciu tej ścieżki.
- To gdzie te boginy? - spytał wreszcie, prostując się i odsuwając się tym samym od ściany.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
- ... Chłopie, piłeś, nie mydl mi oczu! - Zaczęła ze śmiechem, a na jej twarzy malował się szczerze rozbawiony, ale nie wyśmiewający uśmiech - Ha, powiem więcej! Pewnie mogłabym nawet wywąchać co, ale nie interesuje mnie to na tyle.
Po chwili jednak zaczął mówić. A skoro zaczął mówić, to znaczy że było to dla niego ważne.
Osoby po upojeniu alkoholowym z zasady były częstym elementem krajobrazu w życiu Zosi, nie tylko tego pierwszoplanowego, ale też dalszego- rozciągającego się po małych, ziemistych drogach pomiędzy domami a ciemniejszymi zaułkami za małymi sklepikami.
I właśnie z bacznej obserwacji wynikało, że lepiej porozmawiać, niż jakby chciał się denerwować; jak na Hrabię.
- Zawsze można coś zmienić, nie? Poza tym, to że oni będą sztywniakami nie oznacza, że też musisz.
Przez chwilkę zastanawiała się, czy nie powinna przycupnąć na podłodze pod ścianą- szykowała się rozmowa, a ona nie tylko była zmęczona, ale sama... w jakiś sposób miała nastrój na poważniejsze rozmowy? Lubiła takie prowadzić z ludźmi, poznawać ich od tej innej strony, tej której nie pokazują tak często jakby chcieli.
Nie mówiąc już o tym że tak naprawdę to oni się nawet nie znali; a z zasady o wiele prościej rozmawia się w taki sposób z osobami, których nie znasz. Ale, to może tylko ona.
- Poza tym, ty nie wyglądasz na takiego co się ulegle dostosowuje do zasad. Jakbyś został aurorem to co, siedziałbyś jak mysz pod miotłą i dał się... zesztywnić?
Może i miała zbyt idealistyczne podejście; ale, wychodziła z założenia że ktoś musi. Zawsze musi znaleźć się ten jeden wariat, który próbuje coś nowego, coś zmienić, coś poprawić.
Nie wiedziała jeszcze, jakim typem człowieka jest dopiero co poznany chłopak. Ale być może ma przed sobą kogoś, kto trochę jak ona, chciałby, żeby jednak coś ruszało do przodu. By ten świat magiczny był bardziej przejrzystą, żywą rzeką, a nie pełnym mułu rynsztokiem.
Ale trzeba najpierw wyczyścić, odmulić, pogłębić koryto, zanim jedno zmieni się w drugie. A nie każdy ma tyle siły i chęci by babrać się w błocie.
- Hej hej, spokojnie! Jeszcze będziesz miał szansę, kiedyś, na pewno...! Lepiej mieć pełnię sił zanim wyruszysz na krucjatę. Poza tym, to nie tak że po prostu teraz, w środku nocy, ruszysz szukać boginów...! - odpowiedziała ze śmiechem, choć był on nieco nerwowy- nie wiedziała bowiem czy jest to żart, czy szczera, ale nierozważna alkoholowa odwaga.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Przewrócił oczami kręcąc głową.
Choć może miała trochę racji. Nie było sensu tego ukrywać. Wyjątkowo odgonił głosik, który kazał mu iść w zaparte.
- Do pewnej ilości, to nawet nie picie. - wyjaśnił wzruszając ramionami i licząc że tym wybrnie z sytuacji i zakończą temat tego łyka, czy dwóch i z pewnością ani kropelki więcej...
Zaraz ponownie pokręcił głową, tym razem nieco bardziej energicznie. Miał swoje zdanie na temat Ministerstwa... To znaczy, dominowała tam obawa, że nie był po prostu wystarczająco dobry, ale zdanie na temat Ministerstwa chyba mogło kamuflować to wystarczająco dobrze, prawda?
- Nie no, weź. Dosłownie, kto by chciał pracować w jakimś Ministrestwie, w sensie, czy cokolwiek tam właściwie działa? Bez sensu.
I przecież jeśli ma wylądować za niecały rok na ulicy, to jakie szanse mógłby mieć na przejmowanie się czymkolwiek innym?
- Bo co, nie wolałabyś robić własnych rzeczy? Tylko, wiesz, tak dobrze?
Pozostawał mu przecież też zespół... W który absolutnie nie wierzył po ukończeniu szkoły. Na szczęście chyba nikt nie wiedział, jakim pesymistą był we własnej głowie. Przy odrobinie szczęścia, cały ten pesymizm mógłby też nie wylać się zaraz na nowopoznaną dziewczynę...
- Jakbym był aurorem, to pewnie zrezygnowałbym po tygodniu... Znaczy, wiesz, wystarczy spojrzeć na mojego ojca. Ok, to inny tam dział, i w ogóle, ale jeśli to miałoby wyglądać podobnie, albo jakbym musiał pracować z takimi, jak on, to zostaje tylko się zajebać na koniec dnia, serio. A wystarczająco łatwo jest chcieć się zajebać i bez tego, no to wiesz.
Wbrew własnym słowom, Ethan nigdy nie miał myśli samobójczych. Z pewnością miał zapędy do zachowań autodestrukcyjnych, ale do tej pory niewiele wymykało się spod kontroli. Na co dzień sprawiał wrażenie typowego nastolatka i zdaje się, że tylko Heather wysłuchiwała do tej pory jego najdziwniejszych myśli, kiedy po nocach gadali po czymś więcej niż sam alkohol.
- Ej, tylko mówię, że to nie takie trudne. Zresztą, jak jest się najebanym, to taki bogin może w ogóle przestraszyć?
Najwyraźniej zapomniał swojej własnej wersji wydarzeń, według której nie był w żadnym stopniu najebany. Co więcej, poczuł nawet ukłucie dumy, sądząc, że właśnie udało mu się przechytrzyć potencjalnego bogina.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Uspokoiła się trochę, gdy jednak nie udał się pewnym i chwiejnym krokiem na poszukiwania upiorów. Przatrzyła na niego nieco badawczo, by sprawdzić, czy będzie chciał gdzieś iść, siąść pod ścianą, kierować się do dormu? W obu przypadkach miała plan go odprowadzić- sumienie nie pozwoliłoby go teraz zostawić; nie dopóki będzie pewna, że wrócił bezpiecznie.
Prychnęła z uśmiechem gdy w końcu przyznał, że pił. To jakiś postęp, progres.
- Brzmisz jak mój ojciec, albo co drugi wuj z jego strony. Nie masz rodziny w Polsce? - zapytała z chichotem, że aż jej drewniane rogi osunęły lekko z głowy. Na szczęście złapała jej w ostatniej chwili.
Mimo że pierwotnie uznała ten żarcik-kosmonaucik za wystarczająco dobry (taki, do wypuszczenia powietrza nosem), tak zastanawiała się po chwili, na ile sobie może pozwolić. Ile może mówić o swojej przeszłości sprzed drugiego małżeństwa mamy. Ale czasami też łapała się na myśleniu, czy nie jest zbyt paranoiczna; to nie tak że takie wtrącenie nagle sprawi, że chłopak zabawi się w FBI i zacznie grzebać w jej przeszłości.
Poza tym, to była śmieszna wizja. Poznać jakiegokolwiek krewnego w taki sposób.
Trochę też nie wiedziała do końca, co mu powiedzieć na jego kolejne zdanie. Znaczy, przypuszczała że jakakolwiek praca w urzędzie nie jest zbyt "luźna", ale chyba nie może być tak źle?
Ona sama przecież, mimo wszystko, miała wizję pracy w ministerstwie; jako jeden z wielu potencjalnych celów. Tak długo, jak oczywiście istniał tam dział wynalazków.
- Nie wiem co prawda, jak wygląda sprawa ministerstwa w tym kraju... ale może nie jest tak źle? Znaczy, wydaje mi się że to kwestia zjebanego systemu w ogóle, a nie tylko tej konkretnie instytucji? No i wiadomo, zawsze lepiej być samemu sobie sterem i okrętem... tylko zarówno to jak i praca w ministerstwie ma plusy i minusy...
Nie kontynuowała, bo chłopak zaczął mówić o byciu aurorem. O tym, że chciałby nim być, że ojciec... chyba nie ma z nim najlepszych kontaktów?
Oh boy, skąd ja to znam? pomyślała Zośka, w trakcie jego wypowiedzi kiwając głową ze zrozumieniem. Cóż, ona prawdopodobnie z tego samego powodu nie chciałaby pracować w polskim odpowiedniku. Co prawda jej ojca już tam nie było prawdopodobnie, ale niesmak pozostał.
- To też trochę brzmi... jak problem ludzi? A raczej, dalej podtrzymuję że to mogłoby działać lepiej... ale to nie jest też kwestia zmiany i różnic pokoleniowych? Inna sprawa, że chyba aurorzy mają i tak trochę inaczej niż standardowy urzędnik...- dodała po chwili, zamyślając się trochę.
Bo nie wyobrażała sobie aurorów jako... standardowych urzędników. To jest, mogą być poważni, spięci, zestresowani... ale nadal ich "spięcie" jest trochę inne niż pani Barbara która nie chce ci wydać papierka bez odpowiednich dokumentów.
- A powiedz mi... co ci się podoba w byciu aurorem? Bo może... są jakieś alternatywy? Jeśli nie chcesz tak bardzo iść w ministerstwo... albo, po prostu nie to ministerstwo? - powiedziała po chwili, wyrywając samą siebie z zamyślenia. Z jakiegoś powodu miał opory, by pracować w tej instytucji, a jej mózg trochę nieświadomie przeszedł w tryb wyszukiwania rozwiązań. Co prawda starała się to nadal trzymać na wodzy, w tonie luźnej pogawędki - nie każdy w końcu w takich momentach chce rozwiązań a wsparcia i wysłuchania- dlatego starała się trochę wybadać jego podejście do tego; bo na koniec i tak już ciężkiego dnia nie dodawać oliwy do ognia.
Prychnęła znów, ale nie skomentowała komentarza o najebaniu się- nie wytknie mu, że właśnie się przyznał. Grzecznie puściła to mimo uszu, odnosząc się tylko do boginowych elementów.
- Ale na początku nie wiesz, że to bogin. No i wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono. Ja też myślałam że sobie świetnie poradzę.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Zmarszczył na moment brwi, kiedy jej pytanie wydało mu się w dziwny sposób konkretne.
- Nie, we Francji. Podobno.
Niestety jego stan nie pozwolił mu przemyśleć, czy dziewczyna mówiła coś na poważnie, czy też nie. Właściwie ograniczał jego funkcję myślenia do minimum - co też mimo wszystko świadczyło o tym, że wciąż mogło być gorzej. Najpewniej gdyby nie przeoczył też momentu, w którym odstawił gdzieś butelkę, po czym uznał, że niespodziewanie zniknęła mu z ręki, mogłoby być gorzej.
- Ale jebać Francuzów... - dodał ciszej, po czym westchnął.
Tak naprawdę nie miał powodów, by żywić do nich niechęć. Nigdy nie poznał rodziny od strony matki, nigdy nikt nie próbował się z nim nawet kontaktować. Mógł być tego pewien - gdyby tylko było inaczej, ojciec z pewnością odesłałby go do Francji przy pierwszej okazji. Same wspomnienia o matce też zdawały się już nierealne...
Nie wspominając już o tym, że mieli niesamowicie głupi język! Przez pewien czas nawet próbował się go nauczyć, jednak od początku żywił do niego niechęć, a wszystkie te zasady jedynie go frustrowały. Znał ledwie kilka słów, ale jeśli miało to zależeć od niego, wolałby nie słyszeć żadnego z nich.
- Pewnie jak w każdym kraju, jest pojebana. - odparł od razu, nieświadomie wchodząc jej w słowo. Ethan miał być dziś polskim wujkiem pełną parą. Był gotów przekrzykiwać się w temacie polityki, o której miał mniejsze pojęcie, niż sam sądził. - Nie po to mam żegnać się ze szkolnym mundurkiem za rok... O ile za rok... Żeby paradować po tych wszystkich korytarzach, przy tych wszystkich pojebach z kijem w dupie, którzy ubierają się jak na bankiet, ale nie do końca, bo na bankiet, to odpierdalają się jakby spodziewali się, że któreś z nich na koniec dostanie na głowę koronę. Każdy z nich wie wszystko najlepiej, tylko dlatego, że nepotyzm. I potem się kłócą, ale mają też jakieś wielkie nazwiska, więc wszystko żeby tylko przypadkiem nie obrazić innego typa, bo będzie się mścił. Dosłownie przypierdalają się do rzeczy, o jakich nie mają pojęcia. Tak jak dużo się mówiło o rozszerzeniu kadry w Hogwarcie i mówili, że to pojebany pomysł, ale totalnie nie mieli też argumentów, więc Ministerstwo po prostu patrzy i wyciąga wnioski, ale nie mogą ich wyciągać, kiedy nie wiedzą, co robią!
O dziwo przez tę chwilę brzmiał zadziwiająco przytomnie, mówił szybko, zdecydowanie, ale do tego nerwowo. Za to z pewnością na trzeźwo nie powiedziałby jej nawet połowy z tego. Pewnie nawet nie doszłoby między nimi do żadnej rozmowy!
Gdy skończył, odetchnął i osunął się po ścianie do siadu.
- Muzyka jest alternatywą, ale muzyka jest trudna. - odparł zakrywając na moment twarz dłońmi ze zmęczeniem.
Nagle w jego głowie zaczęło kłębić się stanowczo zbyt wiele myśli, które go przerastały. Pił, żeby nie myśleć, ale najwyraźniej magiczne lekarstwo na wszystko dzisiaj nic nie dawało.
Zaraz opuścił ręce i zmierzył ją wzrokiem.
- Wyglądasz, jakbyś sobie poradziła.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
jego komentarz o francuzach prychnęła cicho. W jakiś sposób jego komentarz ją rozbawił- może dlatego, że sama znała dwójkę, którą pewnie wiele osób chciało; ale nie w ten sposób co sugerował nowopoznany kolega.
- Dużo was tu. Znaczy, na całe 5 osób z którymi wymieniłam więcej niż trzy zdania, trzy są z Francji- powiedziała, trochę jakby do siebie, pod nosem- A to nie tak, że anglicy się nie lubią z francuzami? Czy to tylko taki stereotyp? - zapytała, choć pewnie jeśli by jej nie odpowiedział, to nie miałaby mu za złe. Starała się utrzymywać przyjazną rozmowę- chłopak, im dłużej z nim rozmawiała, wydawał się bardziej zwichrowany emocjonalnie niż ona, dlatego jeśli chciała go bezpiecznie doprowadzić do dormitorium, musiał być we względnie dobrym stanie.
Jego kolejny wywód wydawał się... specyficzny i szczegółowy. Na tyle, że nieco zaskoczył Zośkę, która próbowała nadążyć myślami nad jego wypowiedzią.
Och, czyli on ma doświadczenia z ministerstwem...- pomyślała, przyglądając się jego twarzy gdy mówił. Próbowała wychwycić w tym i tak już nikłym świetle jaką minę ma opowiadając o tym wszystkim, i zarejestrować jak najwięcej informacji- jak to, że jest w przed ostatniej klasie na przykład. To, mimo wszystko, ważna informacja. I o... bankietach?
Jej wspomnienia wróciły do tych kilku bankietów, na których była gdy jeszcze rodzice udawali, że między nimi jest okej. Te ministralne były szczególnie dziwne; i, jak chłopak zauważył- sztywne i strojne. Dla pięcioletniej Zośki- po prostu nudne. Dlatego, westchnęła cicho. Cóż, nie kłamał- szczególnie w jego ostatnim zdaniu miał jej poparcie.
Nawet nie wiedział że nieświadomie aktywował jej kartę pułapkę.
- Edukacja w społeczeństwie magicznym jest o dupę rozbić. Nie wiem, jak w innych szkołach, ale mam wrażenie że tu to proces kształtowania idealnego podwładnego- robi coś co zna z dziada pradziada, bo tak wygodnie, bo tak trzeba. Ale nie daj bogowie wychyl się poza pudełko to ci robią pod górkę. Albo, takie pierdoły- naprawdę, co im przeszkadzałaby możliwość pisania piórem wiecznym? Długopisem? W ławkach z tego samego drzewa co stół rycerzy okrągłego stołu?!...- po czym przestała i wzięła głęboki wdech- Sorka, poniosło mnie trochę.
Nie może przecież każdej znajomości zaczynać od manifestu na temat edukacji. Fajnie by było mieć w oczach ludzi więcej niż jeden personality trait który brzmi "bardzo emocjonalna ta temat niepoprawności systemu".
Zauważyła jego zmęczenie. Zmęczenie, bądź przygnębienie. Dlatego pochwyciła temat, który sam jej podsunął pod nos:
- Oh, jesteś muzykiem? Grasz, śpiewasz? - zapytała, szczerze zainteresowana. Może dlatego, że gdzieś w głębi serca zazdrościła ludziom ze smykałką do muzyki.
Na jego ostatnie stwierdzenie natomiast, teraz ona przygasła nieco. Przez tę rozmowę prawie zapomniała, jak nieprzyjemny był to dzień. Przeczesała włosy do tyłu, zgarniając je lekko z czoła.
- Bo co, bo mam rogi? - zaczęła, wysilając się na lekki żarcik-kosmonaucik, ale po chwili dodała, spokojniej; prawie, jakby w jakiś sposób zawiedziona sobą. - No widzisz, a sobie średnio poradziłam. Pozory, no nie?
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Ethan obecnie nie miał pojęcia, co mogło być tak zabawne w jebaniu Francuzów, dlatego rzucił jej tylko pytające spojrzenie.
- Pół z Francji - poprawił ją niemal od razu. - I to akurat zbiegiem okoliczności też to pół, którego we mnie nienawidzą, więc wiesz...
A może którego sam w sobie nienawidził? Nie. Po chwili zamyślenia, którą zakomunikował marszcząc brwi, absolutnie zmienił zdanie.
- Albo może właśnie to drugie pół.
Dojście do wniosku, że właściwie obie strony rodziny najpewniej nie chcą mieć z nim nic wspólnego, zajęło mu kolejne parę sekund. Otworzył nawet usta, by podzielić się kolejną poprawką, ale zrezygnował, kręcąc jedynie głową z miną, która świadczyła, że poddaje się na ten moment.
- A zresztą, kto lubi się z Francuzami? - zapytał, przewracając oczami.
Być może Ethan dopiero co wygłosił własną przemowę, ale w obecnym stanie ledwo nadążał za Krukonką. Nie potrafił nawet odpowiedzieć bezpośrednio po jej wywodzie. Zamiast tego zaciął się na moment, skupiając na niej uważny wzrok, jakby spodziewał się podsumowania... Które nie nadeszło.
- Długopis?
Doskonale wiedział, czym był długopis. Co więcej, zdarzało mu się używać takiego wynalazku! I to kiedy tylko mógł. Był znacznie wygodniejszy. Z tym, że nie był pewien, jak dotarli z narzekań na system, aż do artykułów piśmienniczych.
- To nie długopis jest problemem. - dodał ostrożnie, obawiając się, że czaiła się w tym temacie jakaś niezrozumiała pułapka, w którą właśnie wkraczał.
Zamrugał parę razy, jakby zmuszał się do wybudzenia z trybu narzekania.
- Gram, śpiewam... Nic specjalnego. - mruknął, wciąż nie dość wybudzony.
Potem pomyślał o Kai, o swojej dziewczynie, która z pewnością byłaby zawiedziona jego postawą. W końcu współtworzyła zespół i... Potrafiła być tak entuzjastycznie nastawiona do mnóstwa rzeczy... Wydawało się to niewymuszone, podczas gdy on najwyraźniej kończył na losowym korytarzu, z losową osobą, bo wstał lewą nogą.
Westchnął donośnie, przesuwając obiema dłońmi po twarzy.
- Znaczy jest zajebiście. Jesteśmy zajebiści. Jest... świetnie.
Brzmiał przy tym, jakby przekonywał sam siebie, kiedy jego ręce z powrotem opadły.
- To i tak chwilowe. - dodał po chwili, tonem, który pozwalał już uwierzyć, że faktycznie tak myślał.
Zmierzył ją ponownie wzrokiem, kiedy wspomniała akurat o rogach. Następnie zmrużył lekko oczy patrząc na nią z niedowierzaniem i machnął ręką, wskazując na nią od czubka głowy, aż po stopy.
- Nie no. Może raczej chociażby dlatego, że tu jesteś?
Dla niego to oczywiste. Wyglądała jakby sobie poradziła, bo tak w rzeczy samej było. Nie sądził, by wyszła z tego spotkania szczególnie poszkodowana.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
...M-może po prostu spotykałeś chujowych francuzów?- zapytała ostrożnie, widząc, ze idzie to w stronę w którą nie wiedziała, czy jest w stanie unieść. I w którą on jest; pod wpływem alkoholu z wzelkimi tematami trzeba ostrożnie.
Nie mówiąc już o tym, że nie wiedziała do końca czy chodzi mu o personalne kontakty, czy stereotypowe niesnaski pomiędzy krajami; wolała nie dopytywać.
... nie, nie długopis. Raczej to że stare pryki u władzy nie chcą iść do przodu. - podsumowała, w głowie karcąc się lekko że znów dała się ponieść swoim anty-systemowym wywodom. Nie czas, nie miejsce Zośka, tak, wiemy, nie podoba ci się to; tęsknisz za długopisami i swoją playlistą na Spotify, ale to nie jego problem.
Na jego wypowiedź, zarówno tę jak i następną zamyśliła się nieco. Czyli grał, śpiewał. W sumie, po tej małej próbce jego głosu, która i tak była nieco pewnie zniekształcona alkoholem, mogła wywnioskować że brzmi dobrze. Przypuszczała nawet, że przyjemnie się go słuchało. Natomiast zastanawiał ją ten ton, który zagościł w jego głosie.
Z jednej strony miał marzenia, z drugiej w nie nie wierzył, ale... próbował? Jakby, przekonać sam siebie? A może dlatego, że Zośka, mimo wszystko obca osoba, była tu z nim teraz i nie chciał wyjść na pesymistę?
Ale to co, dbałby o to teraz? Dziwne.
Dlatego Zośka wzięła głęboki wdech, zastanawiając się z jakiej strony to podejść.
- A... czego brakuje by było specjalne? Żeby było świetnie, tak naprawdę? - zapytała ostrożnie. Nie wiedziała, czy filozoficzna-inspirujące dywagacje siądą chłopakowi w takim stanie skupienia, ale miała zamiar to wydedukować w ciągu najbliższych kilku chwil.
Może raczej chociażby dlatego, że tu jesteś?
Gdy chłopak to powiedział, prawie jakby zadźwięczało jej w uszach.
W końcu, rzeczywiście. Była. Przetrwała. Zarówno bogina, jak i oryginał jego formy. Czemu więc nie czuła nic, co możnaby podpiąć pod dumę? Czemu zamiast cieszyć się, że się udało, że jest tu teraz, ona cały czas myśli o tym, co się wydarzyło?
- Może i żyję. - westchnęła - ale co to za życie.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
- No właśnie, kurwa, nie poznałem! - oburzył się z irytacją, zupełnie jakby dziewczyna mogła z łatwością domyślić się, co chodziło mu po głowie i dlaczego to zdanie miało jakikolwiek sens...
Jednak, mimo podniesionego tonu, chłopak nie brzmiał wcale niebezpiecznie. Poza poprawką na to, że na osoby pod wpływem, rzecz jasna, zawsze należało uważać, ale... Cóż, z każdą mijającą chwilą wyglądał tylko bardziej beznadziejnie i mniej niepokojąco.
- Nikt nie chce iść do przodu... - wymamrotał, zwracając wzrok przed siebie i rysując palcem w powietrzu bliżej nieokreślone kształty.
To akurat nie miało żadnego innego ukrytego znaczenia, niż okazywanie potrzeby robienia czegokolwiek z dłońmi, gdy pozostawał niemal w bezruchu.
Nagle zmarszczył brwi, a na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
Nikt nie chce iść do przodu.
On nie chciał iść do przodu. To jego dokładnie tak samo przerażała wizja tego, co będzie dalej. Wizja zmian, nowości. Niepewna przyszłość.
- I może mają, kurwa, rację. - skwitował własne przemyślenia, zmieniając całkowicie swoje dotychczasowe stanowisko.
Zaraz zwrócił wzrok z powrotem ku niej, i choć wyglądał teraz na nieobecny, w rzeczywistości zastanowił się nad jej pytaniem, mimo że wydało mu się strasznie dziwne. Czego brakuje by było specjalne? Czego jemu brakowało?
- Chęci do życia - odparł bez przemyślenia, wzruszając ramieniem, jakby nie była to najbardziej niepokojąca rzecz, jaka padła w tej rozmowie. Wypowiedział to z nonszalancją, na jaką zdolna mogła być tylko pijana osoba rozmawiająca z obcym, który wkrótce rozpłynie się gdzieś, nie spotkają się nigdy więcej... A z samej rozmowy miało pozostać jedynie wspomnienie - najpewniej o tym, że Ethan rozmawiał z jakimś jeleniem - które równie dobrze mogłoby okazać się snem.
Należałoby jednak podkreślić, że Ethan nie miał wcale myśli samobójczych. Brakowało mu jedynie sił i motywacji na przyszłość, której wizja absolutnie go przerastała.
Pewnie dlatego właśnie jedynie skinął głową na kolejne słowa jele-... Dziewczyny z rogami.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Mimo, że nie było w tym ani grama agresji, tak podniesienie głosu sprawiło, że Zośka wzdrygnęła się gwałtownie. Miała jednak problem z głośnym wypowiadaniem się, nawet jeśli nie były to wściekłe wyzwiska. Jednak, połapując się o co chodzi, uznała że skupi się na komunikacie a nie na sposobie jego nadania.
Chwilę jej zajęło, by zrozumieć szpagat mentalny jaki dokonał się na jej oczach. Że co, że nie poznał żadnego chujowego francuza? Chciał poznać? Przejęzyczył się? A może mu chodziło o poznanie jakiegoś nie-chujowego?
Pewnie mogła by próbować dłużej, gdyby nie to, że świat się kręcił nadal, a rozmowa brnęła do przodu.
Powoli, bo powoli, na tyle ile może trwać rozmowa "jelenia" z podpitym uczniem.
Na kolejną myśl chłopaka, która była może bardziej zrozumiała ale jednak, nadal całkowicie rozbieżna z opinią Zośki, spojrzała na niego z zdziwieniem, i zajęła się tym, co robi najlepiej- nadinterpretacją i overthinkingiem.
Mają rację? Że, on nie chce iść do przodu? On wie, o czym mówi? Może nie wie, jednak alkohol? A może emocje po prostu, rozgoryczenie, gorszy dzień? Gorsze dni są straszne, wtedy się często wygłasza takie opinie... A może po prostu nie chce iść do przodu, bo tak też można, nie?
- Znaczy... - zaczęła bezpiecznie Zosia, powoli formując swoją twarz ze zdziwienia w próbę zrozumienia- Jeśli ci się podoba tak jak jest, to... chyba nie musisz? Po części?
Natomiast kolejne zdanie wcale jej nie ucieszyło, a nawet więcej- nakierowało, że być może ma w rękach jakiś naprawdę duży problem. Może on nie miał za tym zdaniem większych przemyśleń co do sensu bytowania, ale Zosia o tym nie wiedziała. Bo mimo wszystko brzmiało to nieco... niepokojąco.
Westchnęła cicho, zastanawiając się co zrobić. Nie była pewna czy ma wystarczające doświadczenie i wiedzę, by pomóc mu z tym, dodatkowo w tym momencie i stanie (nie tylko jego stanie, ale też, mimo wszystko, jej własnym), więc próbowała trochę na okrętkę. Wsparcie na bazie dzielonych doświadczeń i niezobowiązująca porada.
- Szczerze? Rozumiem. - powiedziała cicho, oddzierając od niego wzrok, by wbić w księżyc za oknem w korytarzu. - Próbowałeś rozmawiać z szkolną psycholog? Jest fajna, może tobie też coś doradzi.
W jakiś sposób chciała mu pomóc, mimo, że był nieznanym jej chłopakiem ze szkoły w stanie niezbadanego upojenia alkoholowego. Z drugiej strony nie była pewna czy wie, jak postępować w takim przypadku gdy do całej mieszanki dodany jest alkohol. Dlatego bezpiecznie założyła, że lepiej będzie delikatnie pokierować rozmowę w inny tor, pozostawiając mu furtkę na samodzielne podjęcie go z profesjonalistą, jak wytrzeźwieje.
Oczywiście, jeśli będzie chciał.
Natomiast, odwrócenie uwagi. Myśl Zośka, myśl!
- Mówiłeś że śpiewasz i grasz, no nie? Na czym, jeśli można wiedzieć?- Zapytała, znów zerkając na gryfona. Widziała tę iskierkę w jego oczach gdy o tym mówił, więc może będzie to dobry temat by oderwać jego myśli od tych smutniejszych rozważań.
Gryffindor |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 155
Zamrugał szybciej parę razy, przyglądając się dziewczynie, na moment zdając się być nieco bardziej obecny w rozmowie.
Dla odmiany otworzył usta i jeszcze chwilę rozważył, co ma do powiedzenia, aż w końcu skrzywił się, by zdobyć się na odpowiedź, z był równie niezadowolony, co z samego odkrycia.
- Wiesz co, - rozpoczął, wytykając ją palcem, bez najmniejszego powodu. - Pierdolę bez sensu. Bo wiesz... To już taka godzina...
Ta godzina. I nic więcej. Westchnął, odwracając od niej wzrok, po czym przetarł twarz dłonią, przestając tym samym wskazywać palcem ku nowej znajomej... Jakkolwiek miała na imię.
- Sorry - mruknął, prawie skruszonym tonem.
Ani przez chwilę nie rozważył jednak jej zadziwiająco dojrzałej sugestii o wybraniu się do pani psycholog. Przede wszystkim przemawiały przez niego najróżniejsze obawy, ale łatwiej było zrzucić winę na coś mniejszego - dzięki czemu nie musiałby przyznawać się do większej ilości słabości.
- Ona jest za blisko tego całego... - zastanowił się chwilę, obracając dłonią, jakby miało to pomóc w przekazaniu informacji, lub w doborze słów. - Szajsu.
Nie przejmował się aż tak, że szkolna psycholog pochodziła z jednej z wielu tych bogatych rodzin, które po prostu odrzucały go na każdym kroku, ale wymówka była dobra. Właściwie prawdziwa, tylko w niewielkim stopniu...
- Gitarze... - mruknął, mierząc ją wzrokiem. - A co? Ty na czymś grasz? W sumie to szukaliśmy kogoś do zespołu... Jakiś czas temu.
W momencie jego nastawienie się zmieniło - teraz obserwował ją oceniającym wzrokiem, jakby rozważał, czy dziewczyna faktycznie może mieć jakiś potencjał.
|