Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 120
- Lepiej dla wszystkich, jeśli byłby to głupi i nieprzemyślany żart.
Co prawda Camden lubił wierzyć, że ludzie wcale nie działali tak bezmyślnie - że każde działanie jest podyktowane dłuższą analizą, że naprawdę, choćby w szybkiej kalkulacji, myślano o wszystkich za i przeciw, jeśli tylko podejmowano się jakiegoś niestandardowego działania... A jednak lata spędzone w Hogwarcie zdecydowanie same zweryfikowały słuszność jego światopoglądu. To mógł być głupi żart. To, równie dobrze, mógł być i zorganizowany plan bandy dzieciaków. Mogło być to też coś, na co sami by nie wpadli, ale o tym starał się nie myśleć. W końcu Hogwart miał, mimo wszystko, reputację dosyć bezpiecznego miejsca. Zdaje się, że najgorsze, co mogło stać się tu uczniom, to wlecieć w drzewo podczas nielegalnego, nocnego wyścigu w Zakazanym Lesie. A i tak nawet z tym, zdaniem Krukona, trzeba było się postarać.
- Nie planuję jej wywoływać. - odparł od razu, unosząc ręce w obronnym geście. - Chyba nawet jeszcze mi się nie zdarzyło.
A przynajmniej nie przypominał sobie niczego, co przypominałoby kobiecą furię. Z pewnością kojarzyło mu się to z najostrzejszym huraganem i chyba nie chciał weryfikować, na ile słusznie podpowiadała mu jego własna wyobraźnia.
- E tam, z twojego powodu... Przyznam, że jakaś połowa motywacji, to ciekawość, co właściwie się stało. Dopiero druga połowa, to że chyba sam bym zwariował musząc rozglądać się choćby kilka godzin po ścianach, z braku innego zajęcia.
Przewrócił oczami, kręcąc głową z lekkim uśmiechem.
- Notatki jak notatki, ale co z praktyką? Będziesz jeszcze adoptował roślinkę do obserwacji.
Zaraz jednak pokiwał głową i popatrzył z powrotem na książkę.
- Nie zdziwiłbym się, gdyby był to dziennik kogoś, kto nie żyje. - odparł, przekrzywiając głowę. - Pewnie nikt nawet nie trudził się, żeby to otworzyć, a wygląda porządnie, więc uznali, że się sprzeda i... Mieli rację.
Bo czym innym mógłby być ten przedmiot?
Mimo wszystko, patrzył z zainteresowaniem, gdy Noah wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie, by otworzyć zamek i... Nic się nie wydarzyło. Camden nie krył nawet zawodu. Nawet jeśli byłyby to jakieś stare notatki, brzmiało to co najmniej intrygująco.
- No... Czyli masz co robić przez kilka najblizszych godzin. - rzucił, wstając z brzegu jego łóżka.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Jeśli Noah chciałby zagłębiać się teraz w temat całej tej sytuacji, to bez wątpienia otwarcie przyznałby Camdenowi rację, że tak, lepiej dla wszystkich, jeśli byłby to tylko głupi i nieprzemyślany żart. Bo innym scenariuszem wyjaśniającym to wszystko było coś znacznie gorszego.
Rzecz w tym, że nie chciał teraz naprawdę o tym myśleć, nie miał nawet kiedy się zdystansować i przeprocesować wszystkich informacji.
Tak samo wolał nie roztrząsać kwestii kobiecej furii. Może i sam osobiście też nie doświadczył jej na własnej skórze, ale widział z daleka. I widział jej przedsionek, a to wystarczyło.
Lekkim ruchem ręki wskazał na Cama, jakby tym gestem chciał wskazać jego jedną konkretną myśl i ją podkreślić.
- Adoptowanie roślinki to nie jest głupi pomysł. Ale obawiam się, że w naszym dormitorium ktoś mógłby ją mniej lub bardziej celowo zabić. - Nie wskazywał nikogo konkretnie, bo równie dobrze on sam mógłby być tą osobą i niechcący albo przesuszyć albo przelać. To byłoby trochę smutne, ale nie wierzył w swoje zielarskie umiejętności aż tak bardzo. Chyba że transmutowałby ją w coś wymagającego jeszcze mniej uwagi, na przykład sztuczną roślinkę! Taka byłaby szczęśliwa w pokoju pięciu facetów.
Nie był pewien, czy w ogóle miał jakiekolwiek nadzieje względem użycia podstawowego zaklęcia otwierającego na tej tajemniczej książce. Może tylko odrobinę się zawiódł, a z drugiej strony był wdzięczny za niepowodzenie, bo faktycznie teraz będzie miał zajęcie na nakiś czas.
- Hm, może przynajmniej czas tutaj szybciej mi zleci. Może to jakieś bardziej skomplikowane zaklęcie nie mające nic wspólnego z zamkiem... - Przejrzał bardzo pobieżnie strony, na których nadal nic nie było napisane. Zamknął zaraz okładki i odłożywszy tomik na kolana, spojrzał na kolegę nieco przepraszająco. - Wybacz, że nie jestem w stanie zaspokoić twojej ciekawości odnośnie tego, co się stało. Jestem tak samo zaintrygowany, jak i ty. Może nawet bardziej, bo naprawdę nie pamiętam nic od momentu wstania od stołu po kolacji.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 120
Chciał się nie zgodzić, ale to prawda, że zajęcia zielarstwa różniły się trochę od codziennego zajmowania się roślinami... Nie oni musieli przejmować się podlewaniem, dobieraniem ziemi, przycinaniem, rzadko kiedy zajmowali się nawet przesadzaniem. Oczywiście musieli dobrze radzić sobie z teorią, ale wielu z nich mogłaby mieć problem z samodzielnym utrzymaniu roślin przy życiu. No dobrze, może niekoniecznie przy życiu, ale przy godnym życiu.
- Chyba nas nie doceniasz.
A Camden zdecydowanie się z nim zgadzał... Tylko póki co, po cichu.
Po nieudanej próbie otworzenia tajemniczego tomu, popatrzył chwilę na Noah, a następnie na resztę stosu książek, jakie mu przyniósł i cmoknął cicho.
- To co, jeszcze jakiś podręcznik do zaklęć koło lunchu?
Może nie planował lecieć po kolejną książkę od razu, ale zdecydowanie mógł zaoferować mu jeszcze jeden kurs. Głównie dlatego, że tajemnica, którą krył przedmiot, nad którym Noah miał pracować, mogła okazać się czymś ciekawym, a Camden liczył, że później kolega zaspokoi jego ciekawość. W końcu zdaje się, że Krukoni nie lubili pozostawiać zbyt wielu pytań bez odpowiedzi.
To samo niestety tyczyło się tajemniczego ataku na trójkę chłopaków.
- Pewnie do kolacji zdążę poznać z piętnaście różnych wersji wydarzeń, i to o żadną nie pytając. - zażartował, choć był w pełni przekonany, że w jego słowach było sporo prawdy.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Posłał współlokatorowi rozbawiono-sceptyczne spojrzenie. Ta, nie docenia... Żaden z nich nie był zapalonym miłośnikiem zielarstwa, niezależnie od dobrych ocen i posiadanej wiedzy teoretycznej, oraz tej aplikowanej na zajęciach. Roślinki raczej nie miałyby z nimi łatwo. Chyba że taka roślinka przypominałaby sama o sobie kiedy potrzebowałaby podlania, przesadzenia, przestawienia na światło albo w cień.
- Myślę, że jednak za bardzo nas wszystkich doceniam. - Coś podpowiadało mu, że Camden mimo wszystko się z nim zgadza. Nie mówił tego na głos, a Noah nie ciągnął za język, ale było między nimi na tyle zrozumienia, że obydwaj po prostu wiedzieli.
Jeden kącik ust drgnął mu w jawnym rozbawieniu, w odrobinę może ironiczny sposób, choć nie było to zabiegiem celowym.
- Nie będę odbierał ci przyjemności dostarczania mi kolejnych książek. - Wskazał na kolegę otwartą dłonią i skinął lekko głową, tym gestem zachęcając i dziękując za to, co właśnie zaproponował. - W takim wypadku może w ogóle najlepiej przynieś mi podręcznik do zaklęć i te wszystkie zasłyszane wersje wydarzeń, chciałbym wiedzieć co się ze mną działo całą noc. - To wszystko było powiedziane w sposób żartobliwy, ale może faktycznie któraś z tych teorii zabrzmi w jakiś sposób znajomo? Albo sprowokuje jakieś wspomnienia? O ile do tego czasu nie dojdą do prawdy, kiedy pozostała dwójka się wybudzi.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 120
Nawet nie skomentował kolejnych słów. Zdziwiłby się, gdyby któryś z nich w przyszłości zajął się zielarstwem zawodowo. Było ich stać na wiele, ale chyba nawet żaden nie miał wystarczającej pasji do tego tematu.
- A ja nie odbiorę ci przyjemności targania tego wszystkiego z powrotem do dormitorium, jak już cię wypuszczą. - odparł z uśmiechem.
Westchnął, jeszcze raz zerkając na pozostałe dwie ofiary. Właściwie spodziewał się, że wybudzą się niedługo po Noah, choćby podczas tej wizyty, ale widać potrzebowali więcej czasu na regenerację po... Czymkolwiek to było.
- Dobra... To do zobaczeniu po lunchu. I powodzenia z otwieraniem. - ruchem ręki ponownie wskazał ku tajemniczej książce. - Może uda ci się zanim przyjdę.
Po pożegnaniu, ruszył do drzwi, a tuż za nimi przyspieszył kroku, aby zdążyć jednak przygotować się do kolejnych zajęć tego dnia.
zt
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
- Ha-ha. - Skwitował te łaskawe słowa Camdena krótkim, bardzo ironicznym "śmiechem" w formie jedynie wypowiedzenia sylab. Nie w sposób urażony, absolutnie! Wciąż mówił to z lekkością, nawet przez myśl nie przyszłoby mu proszenie kogokolwiek o pomoc w późniejszym zabraniu swoich książek do dormitorium. Przyzwyczajony był do noszenia przepełnionej i ciężkiej torby, dzień jak co dzień, przynajmniej może dzięki temu też poczuje się nieco normalniej, może pomoże to uśpić czający się wciąż za rogiem świadomości niepokój.
Skinął głową na zgodę i znak przyjęcia do wiadomości, że na Camdena już czas. Nie zamierzał go zatrzymywać, w końcu wciąż miał inne lekcje.
- Dzięki. Za przyniesienie podręczników. - Uśmiechnął się do kolegi lekko, przyjaźnie i ze szczerą wdzięcznością. - Jeśli uda mi się ją faktycznie otworzyć, to bardzo możliwe, że będziesz pierwszą osobą, która się o tym dowie. - Zakładając, że faktycznie uda mu się rozszyfrować tę zagadkę teraz i nikt inny szybciej go nie odwiedzi. Odprowadził współlokatora wzrokiem, a kiedy ten zniknął za drzwiami wejściowymi do Skrzydła, Noah westchnął powoli głęboko, spojrzał na dwóch pozostałych nieprzytomnych uczniów i po paru sekundach potrząsnął głową, żeby wrócić na ziemię i skupić się na czymś innym niż ta niewyjaśniona sytuacja.
Tajemnicza książka brzmiała znacznie lepiej i to jej poświęcił najbliższe kilka godzin. Z długimi przerwami na czytanie tematów z podręczników, żeby odświeżyć nieco umysł.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
~ 18:00
Nietrudno było usłyszeć wieści o uczniach zawieszonych pod sufitem. Jeszcze chyba łatwiej, kiedy już posiadało się tę wiedzę, było dowiedzieć się przez przypadkowe podsłuchiwanie kto konkretnie wylądował w skrzydle szpitalnym.
Dlatego już po pierwszej godzinie eliksirów Oriane miała w planach zajrzeć do Noah po zajęciach.
Wiedziała, że mają wspólne eliksiry, transmutację oraz starożytne runy. W końcu przyjemnie było widzieć jego figurę podczas zajęć; równie przyjemnie doceniało się jego pracowitość.
Częściowo z doceniania tej pracowitości Oriane nie przyszła do skrzydła szpitalnego w czasie swojej dwugodzinnej przerwy między eliksirami a transmutacją. To nie tak, że jej obecność w skrzydle szpitalnym mogła być wielce pomocna, Noah nie będzie bardziej żywy ani bliższy śmierci przez prosty fakt Orianowej nieobecności. Co za to mogło być pomocne? Notatki z zajęć. Chłopak o takiej sumienności pewnie stresuje się nieobecnością na lekcjach bardziej, albo chociaż na równi, niż swoim stanem.
Stres jest zły dla rekonwalescencji.
Tak więc wolne dwie godziny spędziła na kopiowaniu notatek z eliksirów, na bieżąco tłumacząc na angielski fragmenty zapisane podczas zajęć po francusku. Cóż, może nie zajęło jej to dwóch godzin; nie zajęło jej to nawet jednej. Spędziła resztę przerwy próbując dowiedzieć się więcej niż powszechnie wiadome: "Uuuu, unosili się pod sufiteeeem!".
Nie przyszła też od razu po lekcjach. Potrzebowała tej dodatkowej godzinki na skopiowanie pozostałych zapisków; te potrzebowały mniej bieżących tłumaczeń - Ori zdecydowanie robiła wiele własnych obserwacji podczas eliksirów, i te właśnie były spisane po francusku.
Wciąż w szkolnym mundurku, z długimi włosami splecionymi w warkocz opadający na ramię, pojawiła się niczym księżycowy połysk późnoletniej nocy w zaciemnionej niedawnym zachodem słońca infirmerii. Czy jej włosy zdawały się lśnić? Może. Z pewnością słychać było jej obcasy gdy podeszła do Noahowego łóżka wcześniej spytawszy o jego lokację. Nawet mimo faktu, że starała się stąpać ostrożnie, jak najciszej.
- Salut toi - przywitała się miękko, odrobinę inaczej niż zazwyczaj; bardziej prostolinijnie.
Póki nie była pewna, że Noah czuje się nie-potwornie, nie zamierzała wprowadzać w rozmowę gier czy półsłówek. To był czas na odrobinę pielęgnacji, opieki. Może nawet troski. Żadne z tych słów nie obejmuje mieszania komuś w głowie.
Nie trzeba było wiele uwagi poświęcić okolicom Noah żeby zobaczyć wszystkie podręczniki. Wyglądało na to, że przynajmniej mentalnie było z nim wszystko w porządku. Cóż, przynajmniej w większości w porządku - za wcześnie żeby wydawać opinie stuprocentowe.
Nie bardzo chciała bezpośrednio pytać go jak się czuje. Po całym dniu pewnie miał tego dość.
Wyciągnęła z torby notatki skopiowane starannym, czytelnym pismem.
- Eliksiry, transmutacja, runy - poinformowała rzeczowo, jakby byli w czasie jakiegoś biznesowego spotkania. Zaraz jednak uśmiechnęła się kącikiem ust nieco łobuzersko. - Na twoje dzisiejsze nieszczęście: nie jestem stalkerem, więc może brakować jakiegoś przedmiotu - ostrzegła przekornie, wyciągając ku niemu zbiór ułożonego dokładnie papieru. - Fait avec amour - a czemu nie, rzućmy jeszcze tym, tak na dodatek; z rozbawionym uśmiechem wciąż na ustach, nadała słowom co mogły brzmieć zbyt zobowiązująco przyjacielski, żartobliwy ton.
Mówiąc szczerze nie była pewna czy Noah aktualnie chciał żeby została. Może wolałby towarzystwo jedynie ludzi, których znał dłużej?
Może nie powinna się tym przejmować zanim Noah w ogóle przyjął przygotowane notatki.
Rozejrzała się więc dyskretnie. Hm. Davenport, zdawało się, naprawdę był jedynym co się obudził. Pewnie doda to do spraw dotyczących jego tajemnicy kiedy sprawa przebrzmi. Na razie jednak priorytetem w głowie była nadzieja na czystą kartę zdrowia oraz wypis.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Tajemnicza książka z dziurką od klucza na okładce nie dawała Noah spokoju. Nawet po wypróbowaniu różnych sposobów na "otworzenie" zamka, oglądanie jej setki razy, próby pisania czegoś na któreś z kartek, kiedy odkładał ją na rzecz sięgnięcia po któryś z podręczników, szybko wracał do zagadki i na nowo powtarzał chyba wszystkie dokładnie takie same czynności. Obejrzał okładkę dokładnie co najmniej kilkakrotnie, przekartkował całą, zajrzał w każde zagięcie, a nawet próbował zajrzeć do dziurki od klucza. Żadnego rezultatu.
Kontemplował akurat wszystkie dotychczas podjęte próby rozbrojenia zamka, a książka spoczywała w jego dłoniach, oparta o nogi wyciągnięte prosto w półsiadzie na szpitalnym łóżku, kiedy z dala usłyszał delikatny stukot obcasów. To chyba wilczy słuch i pamięć rozpoznały kroki jeszcze zanim sam Noah świadomie zorientował się do kogo należą. Dopiero kiedy poczuł znajomy zapach - z początku wyraźnie zaznaczający swoją obecność i zaraz przechodzący w zwiewną, świeżą słodycz, przywodzący na myśl pełen życia las w słoneczny ciepły dzień, wolność - uniósł głowę znad książki, akurat w momencie żeby spojrzeć na zbliżającą się Oriane. Nie spodziewał się jej odwiedzin, nawet jeśli gdzieś w głębi serduszka bardzo na to liczył.
- Oriane. - Przywitał się z nią miękko wypowiedzianym jej imieniem, ze szczyptą zaskoczenia i dużą dozą ukontentowania tą wizytą. Nie omieszkał się też uśmiechnąć, coś trochę jakby z ulgą? A może to coś na kształt nieoczekiwanej ekscytacji?
Odruchowo spuścił spojrzenie na podsunięte mu notatki i aż przyjemne ciepło rozlała się po klatce piersiowej pulsująco, wraz z każdym kolejnym uderzeniem serca. Na moment zapomniał o tajemniczej książce, porzucił ją leżącą na własnych udach i sięgnął po stosik kartek, znowu spoglądając na Ślizgonkę.
- To... - Tak jak nieczęsto brakowało mu słów, tak przez krótką sekundę odebrało mu mowę. Bo nieoczekiwana wizyta to jedno, ale sporządzenie pełnych notatek z lekcji to całkiem co innego i nie oczekiwał tego od nikogo, mimo że rano Heather obiecała dla niego notować. - Dziękuję. - Uśmiechnął się szerzej i przejrzał notatki na tyle, żeby nie dać koleżance poczuć jakby nie chciał jej towarzystwa, ale też żeby zauważyła jego szczerą wdzięczność za ten rodzaj pomocy. Odłożył je za chwilę na stolik, na szczyt książkowej wiedzy, bo niewiele było miejsca obok i znowu na niej skupił spojrzenie.
- Teraz zdecydowanie nie musze się martwić nieobecnością na lekcjach. - Niebezpośrednio pochwalił sumienność Oriane, bo wiedział już jak uważne robi notatki, pełne spostrzeżeń i naprawdę istotnych informacji. Nie mógłby prosić o lepsze!
Oblicze złagodniało nieco, jakby porzucając pseudo-formalną formę rozmowy dotyczącą spraw naukowych. Miał nadzieję, że Ori nie ucieknie zaraz, że ta wizyta nie była suchym przekazaniem materiałów sprowokowanym empatyzowaniem przez podobną ambitność i przykładanie się do nauki.
- Jak ci minął dzień? - Poprawił się nieco w siadzie, podciągając wyżej na łóżku i mimochodem robiąc nieco więcej miejsca po jednej stronie, jakby miało to być zaproszeniem do tego, żeby dziewczyna usiadła na brzegu, na miększym od krzesła materacu. Ale żeby nie wyglądało to na bezczelną sugestię zmniejszenia między nimi dystansu, wskazał lekko na krzesło stojące obok, w drugiej ręce asekurując książkę, żeby nie spadła na podłogę.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- Très bien. Stres jest zły dla odpoczynku. - Mówiąc skinęła głową, zadowolona, że jej plan przyniesienia Noah ulgi w stresie właśnie zdawał się mieć zamierzony efekt.
Zauważyła jak poprawia się na łóżku robiąc tym samym miejsce. Świadome lub podświadome zaproszenie żeby usiadła obok niego, nie na krześle, co wciąż niby było obok ale zachowywało właściwą ilość przestrzeni pomiędzy. Zerknęła w prawo, lewo, jakby poszukując osoby mogącej zobaczyć oznakę zażyłości, jaką byłoby przysiądnięcie na łóżku, i rozprowadzić ją w formie plotki. Nie zauważyła w sumie nikogo. Hm.
Jeśliby ktoś przykładał do jej życia wielką uwagę wiedziałby, że są z Noah znajomymi. Jakakolwiek zażyłość z chłopakiem w jego sytuacji nie byłaby szczególnym materiałem do plotek. Ot, zmartwienie znajomym co spowodowało złamanie drobnych zasad publicznego prowadzenia się damy.
Decyzja podjęta.
Postawiła na krześle torbę, hop, i siedziała już na łóżku; mały wzrost powodował, że nogi wisiały ponad posadzką - zdecydowanie mało eleganckie. Ori spróbowała zaleczyć to lekkim odłożeniem złączonych nóg na bok, a'la syrenka siedząca na kamieniu wystającym z wody.
Uśmiechnęła się do niego znowu, nieco rozbawiona ironią, że oto on, leżący w szkolnej infirmerii ją pyta o samopoczucie.
- Nudno. Jak każdy dzień, kiedy mój ulubiony akademicki rywal nie pojawia się na zajęciach - odpowiadając boopnęła jego nos jednocześnie koniuszkiem palca żeby nie pozostawał nawet cień podejrzenia, że mowa o kim innym. - Et toi? Mam nadzieję, że nudziłeś się równie mocno - dodała kiedy cofnęła już dłoń.
Czy rzeczywiście miała nadzieję na jego nudę? Owszem.
Najlepsze co pacjentowi w okresie rekonwalescencji może się wydarzyć to nuda właśnie. Żadnych nowych dziwnych objawów, żadnych nagłych alarmów. Po prostu nuda, nuda i więcej nudy wiodące do ewentualnego wypisu.
Miała też inne pytanie na końcu języka, niepewna czy powinna w ogóle w tej sprawie otwierać gębę.
Po prostu... Grupa ludzi wędruje gdzieś w nocy, odnaleziona bez pamięci wydarzeń i unosząca się pod sufitem. Może to jej skrzywiony krzywdą mózg kazał się zastanawiać, czy aby na pewno nie było tam jakiegoś seksualnego aktu z grupy bezdyskusyjnie niemoralnej.
I chociaż zdecydowała się nie pytać, choćby dlatego, że szkolne plotki już by huczały przypuszczeniami gdyby tylko istniały po temu posłanki jak na przykład stan odzieży odnalezionych uczniów, było to też bardzo delikatne zagadnienie: jeżeli Noah się nad tym sam nie zastanawiał nie chciała w nim zasiewać podejrzeń, dało się być może zauważyć lekki ruch mięśni wokół ust jakby zamierzała coś mówić.
Oczy przyciągnięte do książki którą Noah powstrzymywał przed potencjalnym upadkiem podpowiedziały, że to będzie idealny temat, by przykryć ten ruch.
- Dziennik? - wskazała ruchem podbródka książkę z dziurką na klucz. - Czy może znalazłeś jaką niesamowitą tajemnicę nad którą się rozrywkowo głowisz? - dodała kolejną propozycję przewrotnym tonem, wierząc całkowicie, że rzuciła zabawną teorią spiskową.
Kto by się w końcu spodziewał, że aktualnie nie była tak daleko od prawdy?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Fakt, stres jest zły dla odpoczynku, nie mógł się z tym nie zgodzić. Właściwie to nie był nawet do końca pewien, czy był w stanie się nie stresować. Bo przez klątwę wciąż był w dużym stresie, może po prostu nauczył się z nim funkcjonować na tyle, że nie zauważał tego niezdrowego spięcia, dopóki coś nie spowodowało jego nasilenia? Z pewnością nieoczekiwana nieobecność na zajęciach była takim zapalnikiem natężonych nerwów, dodatkowo potęgowane to było ciągłym niepokojem.
Ku zaskoczeniu i uldze Noah, obecność Oriane okazywała się w tym przypadku zbawienna, bo jakoś tak poczuł się przy niej... spokojniej. Czyżby to te notatki, które tak wspaniałomyślnie dla niego zrobiła?
Uśmiechnął się ze szczerym zadowoleniem, kiedy wybrała zająć miejsce na brzegu łóżka, sprytnie tłumacząc to posadzeniem na krześle swojej torby. Bo przecież torba nie mogła leżeć na podłodze, dziwnie jakby położyła ją na łóżku, a przewieszać przez oparcie... no po prostu nie.
Zaśmiał się króciutko, zezem zerkając na ten jej palec lekko tykający jego nosa.
- No proszę, nie ma człowieka jeden dzień i już się dowiaduje, że jest rywalem akademickim. - Rzucił to żartobliwym tonem, nie czując się w żaden sposób ani urażony, ani wyzwany. Nawet mile go to połechtało, choć sam z siebie nie celował nigdy w rywalizację z innymi studentami o jakieś tytuły i sympatie, ani nawet nie prześcigał się o to kto ma lepsze oceny. Ale to było miłe, wiedzieć że jest się docenianym za swoją ambicję w podejściu do nauki.
Lekkim skinieniem głowy wskazał na książki leżące na stoliku przy szpitalnej pryczy.
- Udało mi się zapobiec nudzie, bo to by mnie wykończyło chyba bardziej niż nadwyrężanie się. Camden tak miły i przyniósł mi podręczniki, o które poprosiłem. - Nie precyzował o kim mówił, w końcu wiele zajęć mieli razem i Oriane mogła równie dobrze kojarzyć Everilla. A jeśli nie kojarzyła, to mogła się zdziwić albo dopytać o kogo chodzi.
Zauważył to drgnięcie mięśni twarzy dziewczyny, bo jak zawsze przyglądał się jej z uwagą, podświadomie wyłapując wszelkie gesty i subtelne ruchy, będąc otwartym na jej mowę ciała. A jak tylko nawiązała do trzymanej przez niego książki, skojarzył jedno z drugim i nie dociekał czy może coś innego jej po głowie chodziło. Spojrzał na trzymany w dłoniach tomik i chichotnąwszy pod nosem krótkim "hm!", uniósł go nieznacznie, żeby Ori mogła lepiej widzieć.
- To... - Przeniósł na nią wzrok. - ... jest zdecydowanie zagadka. Znalazłem tę książkę na jarmarku, wśród innych książek na stoisku. Jedyna sztuka. - Wyciągnął przedmiot w jej stronę, żeby mogła z bliska sobie obejrzeć. - Nie było do niej klucza. Można ją otworzyć, ale na kartkach nic nie ma, wiec podejrzewam, że trzeba otworzyć zamek, żeby odblokować jej zawartość. Próbowałem kilkakrotnie na różne sposoby, ale zaklęcia zdają się nie działać. - Wzruszył lekko ramionami. - Nie mniej, nie poddaję się, może to kwestia odnalezienia odpowiedniej kombinacji zaklęć łamiących.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Och, nie był aktualnie rywalem. Raczej... Zwyczajnie czuła się dobrze, usatysfakcjonowana, gdy zdążyła zrobić eliksir lepiej od niego albo opanować zaklęcie będące tematem lekcji zanim on zdążył to zrobić. Rywalizacja sugeruje negatywne emocje wobec chłopaka gdy zrobiła coś gorzej albo wolniej, jednakże jedyna negatywność jaka się w takich przypadkach pojawiała była skierowana na nią samą. Na rozczarowanie własnymi brakami, na złość, że nie jest zdolniejsza, mądrzejsza, inteligentniejsza niż jest w danej chwili. Może wymagała od siebie za dużo, może zwyczajnie była wobec własnej osoby zbyt surowa, kto wie?
Wiedziała jedynie, że złość a rozczarowania akademickimi osiągnięciami nigdy nie padały na świat zewnętrzny.
Był więc w rzeczywistości wyznacznikiem progu osiągnięć. Poniżej? Źle. Powyżej? Dobrze.
Akademicki rywal jednakże brzmiał dużo zabawniej, szczególnie w sytuacji w jakiej się znaleźli.
- En effet, bardzo miło z jego strony - skinęła aprobująco głową na informację o źródle podręczników.
Oriane wyćwiczyła w sobie nieprzeniknioność twarzy nieważne czy się uśmiechała czy nie, czy uśmiech był szczery czy nie - tak więc, pomimo sympatycznego uśmiechu na twarzy, ani w buźce, ani w tonie głosu, nie dało się wyczytać nic na temat Everilla. Znała go, nie znała? Lubiła, nienawidziła? Cholera wie.
Wewnętrznie jednak dziewczyna poczuła drobny alarm, taki maleńki, bardziej swędzenie niż alarm, jak zawsze kiedy pojawiała się w konwersacji informacja warta głębokiego zapamiętania: Everill i Davenport zdawali się mieć na tyle koleżeńską znajomość, by ten pierwszy temu drugiemu aktualnie przytachał do szpitala aż tyle podręczników. Było to oczywiście bardziej interesujące ze względu na jej własne spotkanie z Camdenem poprzedniego wieczora. Hm. Nie warto przyznawać, że jej własna z chłopakiem znajomość jest odrobinkę głębsza niż skinienie głowy na korytarzu. Szczególnie gdy podobne przyznanie mogłoby doprowadzić do terenów niebezpiecznie bliskich zdradzenia Everillowej tajemnicy. Przysięgła milczenie i zamierzała przysięgi dotrzymać.
Wracając jednakże do interakcji na talerzu: dziewczyna zaśmiała się lekko w pierwszej odpowiedzi na przyznanie, że książka, rzeczywiście, jest zagadką. Nie spodziewała się, że jej żarcik okaże się tak bliski prawdy.
Uważnie wysłuchała słów Noah, ze świeżo zdobytym zainteresowaniem przyglądając się podsuniętemu nieco bliżej tomowi. Huh, zagadkowy chłopak podsuwał jej pod nos zagadkę, jak rozkosznie.
Przymrużyła lewe oko, swoim zwyczajem, jej uśmiech nieco mniejszy, zamyślony.
Wysunęła rękę ku książce z chęcią dotknięcia, zanim jednakże pokonała barierę ostatnich dwu cali uniosła spojrzenie na twarz Noah poszukując w niej jakichkolwiek oznak zakazu bądź choćby niechęci wobec cudzych rąk na jego tajemniczym tomie.
Nie odnalazłszy żadnych opuściła ciemne oczy na zamek; ostrożnie położyła na metalowej konstrukcji dwa palce. Przesunęła nimi po chłodnej powierzchni, mieląc wcześniejsze słowa między zębatkami mózgu.
- Może jest zaklęta, by dało się ją otworzyć jedynie mechanicznie? - zaproponowała, jeszcze raz, tym razem szybciej i jedynie palcem wskazującym, badając strukturę wzdłuż.
Tak więc byłaby to kwestia odpowiedniego klucza. Choć... Niekoniecznie.
sobiście jedynie czytała o otwieraniu zamków bez kluczy, zaciekawiona tematem po natknięciu się nań bodaj w jakiejś mugolskiej powieści - znała więc teorię, nigdy jednak nie próbowała praktyki. Nie wiedziałaby nawet skąd wziąć wytrych, jeszcze mniej wiedziała o improwizowaniu wytrychu. Wiedziała jedynie z tego, co czytała, że wsuwki do włosów aktualnie mogły zadziałać, o ile były wystarczająco cienkie żeby zmieścić się w zamek.
Co prawda dziurka od klucza na książce nie wyglądała na małą i jej zwykłe wsuwki mogłyby może zadziałać... Ciągle byłaby to tylko wsuwka wsadzona w zamek, bez żadnej praktycznej wiedzy kierującej ruchami.
Kiedy skończyła rozmyślać przymrużenie lewego oka się skończyło, ustępując miejsca asymetrycznemu uśmieszkowi osoby nieobcej naginaniu zasad.
- Istnieje szansa, jeśli popytać innych uczniów, że znajdziesz kogoś znającego tajemne drogi wytrycha. - Pomocna sugestia, rzucona żartobliwie, równie żartobliwie sformułowana.
Odsunęła rękę od książki, złożyła ją na podołku podnosząc oczy z lekkim westchnieniem na twarz Noah, krzywy uśmieszek równający się w taki zwyczajny, przyjazny, może nieco nieobecny. Z podobną dozą skupienia, z jaką badała wzrokiem zamek, przesunęła po tejże twarzy: przystojnej, oczywista, ale wręcz wyczuwalne było że oczy nie poszukiwały estetycznych wrażeń.
Potem przyjrzała się szyi, ramionom, dłoniom trzymającym książkę; nawet ubraniom z krótką myślą pytającą, czy są to te same ubrania w których był wczoraj a potem wisiał pod sufitem.
- Wybacz - sam fakt użycia angielskiego mógł być alarmujący dla kogoś znającego lepiej rytm Orianowej mowy - ale muszę spytać: czy ktoś z personelu pytał cię o incydent?
Martwiła się. Tajemnica Noah zepchnięta była na dalszy plan, jako rozrywka, jej miejsce zajęła tajemnica incydentu. Bo zdawała się dużo groźniejsza.
Nawet jeśli oznaczało to własnoręczne rozwiązanie zagadki musiała się upewnić, że Pascal nie jest zagrożony. Że Noah nie padnie znowu ofiarą. Że Sophie nie będzie znowu straumatyzowana. Że ona sama nie jest w niebezpieczeństwie.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
|