Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Ogród Zimowy To miejsce zachwyci zwłaszcza miłośników kwiatów, bo w hogwarckim ogrodzie zimowym można oszaleć od mnogości kolorowych roślin. Jakby tego było mało, to chociaż dach owszem, jest przeszklony i złożony z przezroczystych szybek, ściany wypełniają przepiękne witraże w odcieniach pomarańczu, żółci i czerwieni, co wspaniale kontrastuje z różowo-fioletowym kwiatowym przepychem i soczystą zielenią niskich żywopłotów. Pośrodku znajduje się również fontanna, która bywa czasami dość kapryśna.
Rzuć kostką:
1, 2, 5 - Dzień jak co dzień, piękno oranżerii zachwyca, fontanna sobie pluska i nie dzieje się nic niezwykłego.
3 - Fontanna ma chyba zły humor, bo kiedy się do niej zbliżasz, strumień wody zamiast w górę kieruje się prosto w ciebie!
4 - Przyglądasz się w zachwycie kwiatom na grządce, kiedy nagle zauważasz między nimi coś, czego chyba nie powinno tam być... Ach, to czekoladowa żaba! Łap ją lepiej, zanim ucieknie.
6 - Słodki zapach kwiatów, szum wody... to wszystko wprawia cię w podejrzanie senny nastrój i kompletnie nie możesz się skupić. Czy w ogóle pamiętasz, po co tu przyszedłeś?
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
6 września, godzina 17:15
Od czasu do czasu Noah lubił odwiedzić ogród pełen kwiatów. Z jakiegoś powodu to właśnie ich zapach najłatwiej mu było powiązać z daną osobą. Nie mniej sama przyjemność otaczania się przyjemnymi woniami należała do punktualnych przyjemności Davenporta. Dzisiaj miał taki dzień. Po pełni - która bardzo niefortunnie wypadła na początku roku szkolnego - i przespanej sobocie, chciał się pouczyć w przyjemnym miejscu, w otoczeniu natury. Ze względu na deszczową pogodę, biblioteka i korytarze pełne były uczniów w każdym wieku i znalezienie cichego kąta zaczynało być skomplikowane. Na szczęście w pierwszych dniach roku Ogród Zimowy był pusty i cichy. Jedynie przyjemny plusk wody w fontannie mącił ciszę.
Usiadł tuż obok wspomnianej fontanny, na ziemi, opierając się o jej brzeg i wyciągnął z torby książkę do Zielarstwa. Otworzył na zaznaczonej stronie i zaczął czytać.
Nie minęło wiele czasu, jak zdał sobie sprawę, że czyta w kółko to samo zdanie. Otaczający go słodki zapach tak przyjemnie i kojąco wpływał na zmęczone zmysły, że zapomniał w ogóle o ochocie do nauki. Zamknął oczy, żeby całkowicie zanurzyć się w wonnym świecie. Rozpoznał ciepłą nutę róż, słodki jaśmin i bardzo intensywną i orzeźwiającą konwalię. Zdecydowanie lubił konwalie.
Uśmiechnął się nieznacznie do swoich myśli, szukając w pamięci twarzy powiązanych z tym zapachem. Pojawiło się ich kilka. Delikatne, zwiewne, eteryczne. Przemknęły niemal niezauważone i rozpłynęły się w przestrzeni, zostawiając po sobie srebrną mgiełkę. Czy to rosa? Pachnie jak poranna rosa osiadająca na charakterystycznej lawendzie. Ujrzał błyszczące w świetle jutrzenki paprocie i ich tajemnicze kwiaty, które nie miały formy, a jedynie aromat. Wilgotny mech i szałwia, przełamane wyraźną nutą sosny. Las? Nagle znalazł się między strzelistymi drzewami, których szczyty ginęły w gęstwinie. Miał przed sobą całą paletę woni żywicznych. Ogarnęło go uczucie niesamowitego spokoju i harmonii, jakby znajdywał się we właściwym miejscu i o właściwej porze. Jakby był wolny od wszelkich problemów, a jego świat opierał się na tym, co odbiera zmysł powonienia. A tak wiele było do odkrycia! Wyłapał aromat piżma, tak idealnie współgrający z leśną gamą. Pojawiły się cedr i szałwia i kompletnie zatracił się w tym wonnym koktajlu.
Obudził go plusk wody. Niespiesznie otworzył oczy, wciąż czując widmo pachnącego snu. Powolnie przetarł twarz dłonią, próbując przypomnieć sobie jaki dzisiaj jest dzień. Po co on tu przyszedł właściwie?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Oriane kochała od zawsze oranżerie. Oraz witraże. I właściwie wszystko, co opływało zbytecznym luksusem i elegancją na raz - a co jest bardziej bezużyteczne niż szklany budynek o ścianach z kolorowego szkła, wypełniony po brzegi barwami oraz zapachami egzotycznych kwiatów, z fontanną szemrzącą w centrum tego wszystkiego? Jedynie złocenie rzeźbionych w marmurze przedmiotów zdaje się być bardziej ostentacyjne.
Zimowy ogród był miejscem, które zamierzała odwiedzać częściej: zrozumiała to od pierwszej sekundy po przekroczeniu progu. Puste i zdobne, pozwalało oczyścić głowę pośród estetyki pięknej dla samego piękna. Żadnego celu w tym pięknie, jedynie ekstaza dla zmysłów od samego początku uwodzonych szmerem wody, ciężką wonią kwiatów oraz mętnym światłem burego dnia nabierającym smakowitych, pełnych barw wraz z przekroczeniem granicy kolorowego szkła.
Nie spędziła wiele czasu w Hogwarcie, wystarczająco jednak by ogólnopanująca angielszczyzna wsiąkła w głowę; odkryła niedawno, że nawet jej wewnętrzny dialog, który posiada każdy nieważne jak bardzo jego istnienia jest świadom, zaczął korzystać z melodii obcego języka. I och! Jak frustrujące było utykanie w środku myśli jaką się chciało pod kopułą włosów wyrazić, kiedy angielskie słowo umykało, być może zapomniane w najbardziej potrzebnej chwili, być może w ogóle nieznane!
Oriane lekko westchnęła idąc alejką ku fontannie.
Jak Francja długa i szeroka - tak dużo było w dziewczynie tęsknoty, narastającej wciąż wraz z wsiąkającą rzeczywistością sytuacji: że Anglia i Hogwart, i ich język, i pogoda, że to wszystko nie było jedynie nieprzyjemnym epizodem w życiu. Nie było powrotu po jakimś nieokreślonym czasie do dawnego życia, gdzie była łagodną królową u szczytu społecznej drabiny Francuskiej szkoły. Teraz to wszystko było prawdą, faktem, zwrotem akcji zamiast drobnej przygody, odskoczni od głównego wątku. Główny wątek przeniósł się do Anglii. Chciałaby móc z całą pewnością powiedzieć, że po zakończeniu semestru czy wraz z odległymi o miesiące wakacjami będzie miała szansę odwiedzić paryski oddział rodzinnego magi-kasyna. Włożyć znów długą migoczącą suknię i buty na wysokim obcasie, i kolczyki warte więcej niż jej Hogwarcka wyprawka szkolna, i dosiadać się do każdego stołu karciarzy, który ją tylko zaprosi, i z perlistym śmiechem ogrywać klientów do samych skarpet.
Chociaż... Stop. Z krainy wspomnień wróciła do rzeczywistości, gdy tylko jej oczy zarejestrowały siedzącego przy fontannie ładnego chłopca. W sumie bardziej młodego mężczyznę - chyba był pierwszym napotkanym przez nią uczniem płci brzydszej, do którego nie pasowało określenie "ładny chłopiec".
Uśmiechnęła się ledwie widocznie - jego mogłaby tu wpuszczać. Byłby dopełnieniem obrazka. A jeśli się jej poszczęści, być może nawet mówić potrafi z jakimś sensem.
Jedyny chyba pozytyw sztucznej, skorumpowanej hierarchii Hogwartu opartej na wybieranych przez pedagogów współwięźniów, co nagle mają być ponad swoimi rówieśnikami: brak powiązań. Mogła flirtować z każdym chłopcem z jakim chciała, żadna dziewczyna nie była na tyle jej bliska, by wbić w odwecie nóż w plecy.
Nieco wydłużyła krok co rozkołysało nieco biodra, dodało jej figurze nieco seksapilu. Oblizała delikatnie usta, gdy mijała nieznajomego, by przysiąść na brzegu fontanny wystarczająco blisko na rozmowę - wystarczająco wciąż daleko, żeby nie wydawać się nachalną.
Zanurzyła palce jednej z dłoni w wodzie. Jakie miłe uczucie! Drugą dłonią przytrzymała spływające przez ramię włosy sięgające za pas, by ich końce nie wpadły do wody. Ciekawa była jak potoczy się konwersacja - bo skupiła się nawet, wzburzając wilowatą krew, żeby tylko młody mężczyzna poczuł jej efekt: uciekający gdzieś rozsądek zastąpiony przemożnym pragnieniem poznania tejże zjawiskowej niewiasty. Uśmiechała się leciuchno do swojego odbicia, już planując. Co zrobi, co powie? Czy zostawi go z wrażeniem, że była jedynie częścią snu, niematerialną istotą utkaną z pragnień oraz księżycowego blasku co zagubił się o poranku i nie zniknął za horyzontem mimo słońca, co zdążyło się przebudzić?
A może rozgrzeje jego zmysły, pobudzi wyobraźnię? Zostawi z gorącem dotyku wciąż na skórze? Och, jak słodko było myśleć o możliwościach!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Przez senną otoczkę wciąż przyjemnie otulającą zmysły przebił cię cichy odgłos kroków. W pierwszej chwili uznał to za wyobraźnię wciąż poddającą się marzeniom, ale dźwięk wydawał się zbliżać. Odsunął dłoń od twarzy, żeby podnieść z wolna przytomniejący wzrok na zbliżającą się postać. Znowu poczuł to niedawno odkryte uczucie przyciągania, jakby w jakiś sposób niewidoczne niteczki podświadomości łączyły się z jej niespotykaną aurą.
Gdyby kwiaty mogły przybrać postać ludzką, to z pewnością wyglądałyby jak Ona. Jasna cera, błyszczące włosy koloru złota, filigranowa sylwetka i ruchy pełne gracji, podkreślające jej kobiecość. Wyglądała... cóż, jak urokliwy kwiatuszek w ogrodzie pełnym zapachów. Pasowała do tego miejsca. Czy aby na pewno się obudził? Czy może teraz fantazjuje o ogrodowych nimfach?
Zamrugał, żeby odgonić resztki snu i przywrócić ostrość wizji. Rozpoznał ją, kiedy siadała nieopodal.
Blondynka, którą po raz pierwszy widział ją na peronie pierwszego września, a która w niewyjaśniony sposób zawirowała jego wyostrzonymi zmysłami. Już wtedy z jakiegoś powodu czuł dziwną potrzebę spojrzenia na nią. Było w niej coś interesującego, ale nie byłby w stanie wskazać co to jest dokładnie.
Kiedy zanurzyła palce w wodzie fontanny, Noah przypomniał sobie o otwartej książce, która zsunęła się na ziemię kiedy przysnął. Zamknął ją, bo z nauki i tak nic nie będzie. Podniósł się na tyle, żeby usiąść na brzegu fontanny, tam gdzie wcześniej się opierał i uśmiechnął się do dziewczyny nieco przepraszająco.
- Wybacz. Najwyraźniej się zdrzemnąłem. - Nie miał pojęcia, czy może przez chwilę go obserwowała zanim się obudził, a nie chciał wyjść na niegrzecznego, bo nie odezwał się od razu kiedy podeszła. Odchrząknął i raz jeszcze przetarł oczy, całkowicie wyswobadzając się z objęć snu i raz jeszcze spojrzał na nieznajomą młodą damę (nie, zdecydowanie nie była regularną dziewczyną spotykaną na korytarzach Hogwartu), tym razem uśmiechając się z uprzejmym zainteresowaniem.
- Jesteś nową uczennicą, prawda? Widziałem cię na peronie pierwszego września, ale nie kojarzę cię z wcześniejszych lat. - Otumaniony wtedy zmysłami, które szalały trochę niezależnie od niego, nie do końca był pewien czy nieznajoma widziała go tamtego dnia.
- Noah Davenport. Witamy w Hogwarcie. - Przedstawił się, bo przecież nie raz pewnie spotkają się na korytarzu bądź lekcji, niegrzecznym byłoby ulotnić się bez zdradzenia swojego imienia. Rozłożył odrobinę ramiona w powitalnym geście i rozejrzał się po ogrodzie. - Bardzo możliwe, że to jedno z bardziej urokliwych miejsc, w których można by powitać nowych mieszkańców zamku. - Jakkolwiek przepełnione magią, mury szkolne wciąż pozostawały murami. Zakazany Las... może lepiej nie wpisywać tego na listę bezpiecznych miejsc i on sam mógł za to poręczyć. Wszelkie interesujące pomieszczenia wewnątrz zamku, jakkolwiek mistyczne i fascynujące by nie były, nie miały w sobie piękna natury. Ogród to co innego. Ładne miejsce do zaprezentowania ładnym osobom.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Skinęła jedynie głową na znak, że usłyszała przeprosiny. Bo cóż mogłaby dodać? Że wybrał sobie urokliwe miejsce na drzemkę? Była pewna, że sam o tym wiedział - wystarczało się przecież rozejrzeć! Że zapachy ogrodu - jak upajający jaśmin - z pewnością mogły przeciążyć zmysły, wprowadzić w marzycielski stan, skąd droga prosta by przymknąć oczy i odpłynąć? Wyprostowała się wycofawszy palce z relaksującego chłodu; pozwoliła włosom spłynąć przez jedno z ramion wolno, gdy składała dłonie na podołku. Była pewna, że nogi miała złączone, skrzyżowane na wysokości kostek i odłożone nieco w tył; plecy zawsze trzymała prosto. Oczywiście musiała z podobną manierą wyglądać na damę. Ba! Była damą - może nieco wątpliwej moralności - ale niemniej damą. Boleynowie w końcu nie mieli po prostu córek - wszystkie, co do jednej, były chowane z oczekiwaniem, że będą potrafiły się zachować jak na elegancką panienkę przystało.
Każda w końcu musiała złapać męża i rodzina pilnowała, by miały w tym własne zasługi, nie tylko krew królów oraz nazwisko.
Delikatnie przechyliła głowę. Jak gdyby Noah był wyjątkowo interesującym stworzeniem, które przyłapała na sekundzie wolności i chciała zapamiętać każdy szczegół tej jakże intymnej dla niego, prywatnej sytuacji; jak ornitolog podglądający wolne ptaki - obserwowała zaintrygowana, leciutko uśmiechnięta, zastanawiająca się nad jego kolejnymi krokami.
- Ach, très perspicace de vous monsieur! - Zaśmiała się delikatnie a aksamitnie na jego słowa: że ją widział.
Nie miała pojęcia kim był, pierwszego września na tamtym dworcu było tak wielu ludzi a panujące zamieszanie jedynie pogarszało sprawę. Przedstawił się? Jakie ładne imię! Rozplątała dłonie; jedną podparła się o kamień fontanny, by móc bez obaw o utratę równowagi pochylić się ku nowemu znajomemu i zaoferować mu drugą dłoń ustawioną pod kątem pozwalającym bez zażenowania zarówno uścisnąć jak ucałować. Maman pełna była takich sztuczek, które przekazała swojej jedynej córce, dlaczego więc miałaby z nich nie korzystać?
- Oriane Jacquetta de Boleyn, enchanté - przedstawiła się w zamian. - Muszę przyznać, że jest to o wiele przyjemniejsze przywitanie niż zgiełk Wielkiej Sali pierwszego - dodała odrobinę ciszej, jakby były to słowa nie do końca odpowiednie; jakby kryło się pod nimi jakieś drugie, smakowite znaczenie. Pochwyciła jego spojrzenie wraz z tą dwuznacznością na ustach, i uciekła ich brązem gdzieś na bok. Niby spłoszona, że akurat kiedy na niego spojrzała on patrzył i na nią.
Przesunęła ciemnym brązem oczu po najbliższej okolicy - tak, z pewnością w miejscu pełnym ciepłych odcieni światła przeświecającego przez ściany, jej oczy musiały być bardziej brązowe niż czarne. Powoli, jakby z namysłem, pokiwała głową na znak, że zgadza się ze słowami Noah.
- Jest... Prawdziwie piękne. - Okazała szczery zachwyt, przez chwilę szczędząc towarzyszowi rozmowy swojego spojrzenia. Odrobinę milczenia, jeszcze sekunda... Zwróciła ku niemu oczy z uśmiechem dziewczyny prawdziwie oczarowanej tym, co widzi. - Mam nadzieję, że wiele osób wciąż go nie odkryło - dodała odrobinę przewrotnie, z czymś powabnym w kącikach ust a może kryjącym się w sposobie na jaki odrobinę przymrużyła powieki. - Prawdziwym nieszczęściem byłaby konieczność dzielenia się podobnym pięknem, non?
Sugerowała coś? Nie sugerowała? Ha, zgaduj człowieczku, zgaduj! I nie zapomnij żeby podczas zgadywania wyglądać równie przystojnie jak wyglądasz w tej chwili.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
- Miło mi cię poznać. Uczęszczałaś wcześniej do Beauxbatons? - Jedyna popularna francuska szkoła magiczna jaką kojarzył, to była właśnie Akademia, więc i jej wcześniejsza przynależność do szeregów studentów była największym prawdopodobieństwem. Również wychylił się odrobinę, żeby sięgnąć do jej drobnej dłoni, która zaraz zniknęła w jego, zdecydowanie większej. Uścisk nie był mocny, zdecydowanie odpowiednio wymierzony żeby pozostać pewnym, ale nie być agresywnym. Uśmiechnął się nieco szerzej, z pewną nutą zainteresowania. Zmrużył oczy, jakby nad czymś się zastanawiał. - Boleyn? Przypadek, czy autentyczne pokrewieństwo? - Jej nazwisko zwróciło uwagę Noah, bo nie było wcale popularne i nie kojarzyło się z historią Francji, skąd z pewnością pochodziła Ori, ten akcent nie był wyuczony. Nie wykluczał jednak najzwyklejszego zbiegu okoliczności.
Ori wyglądała na szczerze zauroczoną wyjątkowo pięknym miejscem w Hogwarcie. Przypomniało mu się, że wśród informacji o innych szkołach magii, o których czytał już jakiś czas temu, podana również była ich architektura. Beauxbatons ma dużo ogrodów, więc może stąd ta lekka... nostalgia? emanująca od dziewczyny.
- Tak, zdecydowanie emanuje spokojem, o który czasem ciężko na korytarzach Hogwartu. I bezsprzecznie ma w sobie coś wyjątkowego. - Choć wciąż mówił o ogrodzie, to nie oderwał wzroku od nowej znajomej. Ona też miała w sobie coś wyjątkowego. I zdawała sobie z tego sprawę bez wątpienia. - Może być choć maleńką konkurencją dla uroków Beauxbatons? - Dopiero po chwili wykonał niezbyt obszernym ruchem wskazał fontannę i część rozkwieconych zakątków, chcąc sprecyzować co ma na myśli. Chociaż z pewnością miało to więcej niż jedną płaszczyznę. Miał nadzieję, że przynajmniej w jakimś maleńkim stopniu mogła poczuć się tutaj bliżej domu, jeśli stęskniłaby się za Francją.
Pochylił się odrobinę w jej kierunku i zniżył ton do niemalże załamującego się w szept.
- Jeszcze nigdy tu nikogo nie spotkałem. - Nawet jeśli nie był częstym gościem, to za każdym poprzednim razem był tutaj zupełnie sam. Oriane była pierwszą osobą spotkaną w tym miejscu. I nie miał nic przeciwko temu, żeby je z nią dzielić. Taka mała, pachnąca tajemnica, która może ich zaprowadzić w niebywale intersującym kierunku.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Jego dłoń była duża w porównaniu do jej własnej, co dziwić nikogo nie powinno. Była drobniutkim dziewczątkiem i przy każdym właściwie uczniowi płci brzydszej wyglądała jak okruszynka. Sprawa płci, ogólnej maleńkości jej organizmu - wiadomo, że ich ręce będą się sporo różnić wielkością. Dziwiło Ori tylko jak bardzo się na tej jego dłoni skupiła: duża i ciepła. Zbyt ciepła? Albo może, jak zdała sobie z tego sprawę, dziwny był sam fakt uścisku? Zazwyczaj spętani urokiem wili chłopcy zmieniali się w zidiociałe szczenięta niezmiennie usiłujące dżentelmeńsko ucałować jej dłoń, nieważne jak bardzo nie wiedzieli co robią, w związku z czym aktualnie dotykali ustami skóry dłoni. Nie mówiła nigdy dziewczynom - gdy o to pytały - czemu tak często nosi rękawiczki, czy to skórzane, czy koronkowe, czy choćby z półprzezroczystej tkaniny przywodzącej na myśl delikatność firanek. Ale to właśnie te nieumiejętne całusy skłoniły ją do noszenia rękawiczek, a całkiem przekonało ją wywoływane przez nie odczucie dodatkowej elegancji i pewności siebie, jakby nie miała ich z samej swojej natury wystarczająco wiele.
Nie żeby jej coś w byciu obiektem pożądania przeszkadzało, co to - to nie. Nawet urocze i bardzo schlebiające były pierwsze szczenięce reakcje ale kiedy znajomość postępowała a chłopcom nie wracał rozum? Robiło się to nie tylko potwornie irytujące ale też zwyczajnie nudne. Było jednak coś intrygującego w zwyczajności uściśnięcia sobie rąk.
Może dlatego nie wyprostowała się do poprzedniej pozycji, gdy ręce zostały już uściśnięte a zwyczajowi stała się zadość? Złożyła jedynie wolną rękę na podołku, drugą wciąż podparta o fontannę, wciąż pochylona nieco ku dopiero co poznanemu chłopcu.
Było coś interesującego w tym, że nie zgłupiał kompletnie mimo jej bliskości. Zwłaszcza, że nie wydawał się być odporny na jej uroki, co sugerowało, że nie preferował mężczyzn. Przynajmniej nie wyłącznie. Błysnęła ząbkami w uśmiechu, co zdawał się robić coraz szerszy, im więcej wymieniali słów.
- Autentyczne pokrewieństwo - odparła mrużąc lewe oko na sekundę czy dwie. Uniosła sceptycznie brew. - Mam przygotować się na wykład o tym, jak to zła Anna była, czy na hymn pochwalny? - Zagaiła z rozbawieniem ale i lekkim, chłodnym dystansem jaki wyrobiła sobie na przestrzeni lat w miarę przyzwyczajania się do wiecznego wysłuchiwania polaryzujących opinii, którymi ludzie często bardzo chcieli się z nią podzielić.
Najbardziej interesowali ją ludzie, którzy nie próbowali z automatu o Annie mówić. Oriane, oczywiście, nosiła swoje nazwisko z dumą i się go nie wstydziła, i czuła się wspaniale kiedy ludzie kojarzyli z kim jest spokrewniona. Nie widziała jednak nic interesującego w opiniach o przodkini, tak pozytywnych jak negatywnych; opinie na temat moralności Anny Boleyn znaczyły całe zero. Szczególnie gdy wyrażająca opinię osoba dopiero poznawała spadkobierczynię Boleynowskich oczu. Zwykle w zamian słyszeli pytania o ich własne babcie, o ile Ori uznawała, że zamierza konwersację kontynuować.
Jeśli zaś chodziło o zimowy ogród sam w sobie?
- To coś więcej niż wyjątkowość, monsieur. Powiedziałabym, że to czysta esencja je ne sais quoi. - Długim wdechem zatchnęła się słodką mieszaniną zapachów, wypełniła nią płuca i przetrzymała przez chwilę ze zmrużonymi oczami nim wypuściła powietrze przez rozchylone usta. Nieco zaskoczyło ją pytanie Noah ale och! jak ładną jej dało okazję by czarować. Spojrzała nań z uśmiechem i odpowiedziała zanim zdążył poruszyć ręką. - Oui. Tak, może.
Być może, tak jak pytanie miało więcej niż jedną płaszczyznę, tak i jej odpowiedź odnosiła się, mimo pozornej jednoznaczności, do innych też zagadnień. Właściwie bardzo mocno odnosiła się do innych zagadnień.
Kiedy zaczął się ku niej pochylać z jakiejś przyczyny - może z przyzwyczajenia, była w końcu w połowie wilą, nie byłby to więc pierwszy raz gdy coś takiego się wydarzyło - uznała, że Noah spróbuje ją pocałować. Nie odsunęła się. Ba, niemal całkowicie odwrotnie postąpiła, zerkając spod rzęs ku jego ustom z całkowitą premedytacją, przenosząc zaraz wzrok na jego twarz z drobnym półuśmieszkiem zakwitającym powoli, kusząco, jakby rzucała mu wyzwanie. Dlaczegóżby nie? Stały się w jej życiu obiektywnie gorsze rzeczy niż potencjalny pocałunek.
Tym razem nie przedłużała pauzy - nie chciała wyglądać na błagającą. Chciała sprawiać wrażenie dziewczyny która doskonale wie jakie instynkty wywołuje na powierzchnię świadomości, i cieszącą się po cichu z własnej w tym zakresie umiejętności.
- Czy mam w takim razie sobie pójść i zostawić cię w twojej samotni, Noah? - Rozmowa ścichła o kolejne decybele, wyszeptała bowiem swoją odpowiedź po czym oblizała dolną wargę, jakby powietrze uwolnione wraz z tym szeptem wysuszyło lekko usta.
Być może odważnie i uwodzicielsko - być może bezczelnie - spojrzała mu prosto w oczy. Byli chyba jak na dopiero co zapoznanych ludzi nieco zbyt blisko siebie. Ale chwila była słodka i Oriane nie chciała jej przerywać. To był, przynajmniej w jej oczach, jeden z tych drobnych momentów w życiu, co na dłuższą metę niewiele znaczą - jednak och! jak rozkosznie do nich wracać!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Zastanowiwszy się nad tym, że Oriane była w Hogwarcie nowa, Noah w jakimś stopniu mógłby ją zrozumieć - zupełnie nowi koledzy, nowe miejsce, nowy styl nauki, do którego musiała przywyknąć. Kiedy wrócił po trzech latach i zaczął naukę z młodszymi od siebie uczniami, kiedy to niemal nikt go nie pamiętał ani nie rozpoznał, również był w jakimś sensie nowy. Może nie w samym zamku, ten znał już całkiem przyzwoicie, ale to już nie było to samo. Ori wydawała się radzić sobie z tymi wyzwaniami z wrodzoną klasą.
Może dlatego czuł dziwne zainteresowanie jej osobą? Nie, to było coś zupełnie innego. Poza faktycznie interesującą osobowością, było w niej coś więcej. Bezustanne podszepty podświadomości przycichły, ale wciąż wyczuwał ich obecność. Jakby lekki nacisk na świadome odbieranie otoczenia. Nie był to wpływ księżyca, bo dopiero co pełnia się skończyła, ani też nie wywołała tego niedawna drzemka i sen, który przez kilka pierwszych chwil wydawał się ucieleśnić. Kiedy zdał sobie sprawę, że dziewczę jest jak najbardziej realne, przyciąganie jej aury zelżało. Intrygowała bezustannie, ale czy nie jest to typowe dla interesujących osób?
Pomimo jej rozbawionego tonu, Noah wyczuł w tym pytaniu jakąś delikatną nutkę goryczki. Z pewnością nie raz została o to zapytana, w końcu nie on jeden znał historię ich kraju. Też nie byłby zachwycony, jakby na wiadomość o jego naturze ludzie, prawdopodobnie za każdym razem, automatycznie podchwytywali ten temat. Noah również wolałby być pamiętany za swoje osiągnięcia, a nie klątwę, o którą się nie prosił.
Wzruszył lekko jednym ramieniem, przywołując na usta delikatniejszy, niezobowiązujący uśmiech.
- Czysta ciekawość oparta na szybkim skojarzeniu. - Nie, nie zamierzał tematu drążyć. To osobliwe spotkać potomkinię jednej z królowych Anglii, ale czy nie jest to zbyt... osobista kwestia? Jak na pierwsze spotkanie na pewno.
Esencja piękna. Przemknęło to przez jego myśl zaraz po jej wypowiedzi. Jeśli przez urodę rozumieć nie tylko wizualnie przyjemności, ale również aromatyczną atrakcyjność oraz uspokajające i harmonijne dźwięki, to czy tak właśnie nie było. Esencja naturalnego piękna.
Nie umknęło jego uwadze, jak przez krótki moment wzrok Ori ześliznął się po jego twarzy, żeby zaraz wrócić do błękitnych oczu. Poczuł, jak przez kark przebiega delikatne, acz przyjemne mrowienie. Nawet jeśli nie przeszło mu przez myśl podejmować się prób całowania dopiero co poznanej dziewczyny, to ten gest zamącił lekko jego myśli. Wyszeptane pytanie przez dwie sekundy zawisło między nimi, jakby nie zdecydowane którędy najkrótsza droga do świadomości Noah. Znów poczuł to dziwne przyciąganie, tym razem gwałtowniejsze... zniecierpliwione. Nie, nie zamierzał się mu poddać. Tak wiele razy opierał się swoim instynktom w dużo mniej sprzyjających warunkach, że był w stanie sprzeciwić się podświadomej ochocie na... właściwie na co? Czego oczekiwała Oriane?
Jej wzrok, w jakiś sposób wyzywający, nie dawał jednoznacznej odpowiedzi. W jego spojrzeniu błysnęła dzika iskierka, na ten ułamek sekundy źrenice rozszerzyły się znacznie, żeby wrócić szybko do standardowego rozmiaru. Było w tym coś drapieżnego, przebłysk podświadomego instynktu łowcy. Mogło pozostać niezauważone, bo nie było ani trochę zamierzone.
- To wyjątkowo przyjemny pierwszy raz. - Tym razem i on zaczął szeptać, jakby zdradzał jej tajemnicę, której nie powinny słyszeć nawet kwiaty. Uśmiechnął się przyjaźnie i dopiero po chwili odsunął o centymetr lub dwa. - Wybór należy do ciebie, Oriane. Jesteś wolną kobietą. - Wciąż szeptał, acz tym razem nieco głośniej, kwiaty już mogły usłyszeć.
Nie zamierzał wyganiać dziewczyny z tak urokliwego miejsca. Ani trochę nie przeszkadzała mu jej obecność, była wręcz wyjątkowo pasującym uzupełnieniem chwili. Jeśli odejdzie, to zrobi to z własnego wyboru. Jednak gdzieś pod tym wszystkim była nadzieja, że zostanie jeszcze przez chwilę.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- Ciekawość to podobno pierwszy stopień do piekła.
Uniosła lekko brwi - nie ze sceptycyzmem czy nieprzyjaźnie. Bardziej jakby zapraszała do przyjemnej słownej utarczki, jakąkolwiek formę miałaby przyjąć. W końcu od tematów okalających Annę Boleyn można było skoczyć w wiele stron i wylądować bardzo pewnie. Ha! Można było skoczyć wprost w odważniejszy flirt jak i filozoficzną dysputę o naturze moralności oraz sposobie w jaki decyzje przodków tworzą rzeczywistość.
Przyjemny pierwszy raz. O ile do tej pory ich rozmowa nie była dosłownie dwuznaczna po tych słowach dokładnie taka się stała przynajmniej w odczuciu Oriane. Ona jednak nawykła była do flirtów i zdecydowanie potrafiła rozpoznać dwuznaczność bardziej przypadkową niż celową. Był tak blisko, szeptał, mówił o pierwszych razach - a potrafił się jej oprzeć.
Kim jesteś, Noah?
Zaczynała podejrzewać gdzieś w tyle głowy, że był - podobnie jak ona - czymś więcej niż tylko czarodziejem. Oczywiście, gdyby miała ochotę zastanawiać się nad tym głębiej, może wzięłaby też pod uwagę jakiś amulet co najmniej łagodzący skutki uroków magicznych stworzeń. Wtedy musiałaby przyznać przed samą sobą, że chłopak nie jest Francuzem, co porządnie zmniejszało szansę na zaklęty przedmiot znajdujący się w jego posiadaniu. Przechyliła nieznacznie głowę gdy się odsunął, skupiła na nim oczy w sposób bardziej badawczy nich dotychczas. Przenikliwy. Zupełnie jakby próbowała prześwietlić go na wylot, poznać sekrety, zobaczyć jak działa jego umysł. Przyjęła odpowiedź z uśmiechem niezmiennie słodkim, mimo chłodu rzeczowości lśniącego w tęczówkach.
- Uznam to za zawoalowaną prośbę, żebym została trochę dłużej - odparła uwodzicielsko, podtrzymując szeptaną naturę rozmowy; poczuła jak z lekka zwęża się pole jej widzenia kiedy policzki spęczniały od poszerzającego się w rozkosznym rozbawieniu uśmiechu.
Oto był przed nią młody mężczyzna, co nie próbował pogłębiać romantycznego aspektu znajomości mimo perfekcyjnej okazji i kilku nawet z jej strony rzuconych zachęt. Coś nieznanego, coś fascynującego - budził w niej intensywne zainteresowanie, pragnienie poznania prawdy, umysł wskoczył na wyższe obroty jak gdyby natrafiła na trudną zagwozdkę z dziedziny alchemii.
Zagwozdkę, którą musiała rozwiązać żeby ukoić nowe fale hałasu pośród myśli.
Uniosła wskazujący palec do jego twarzy i delikatnie musnęła palca opuszką koniec nosa Noah. Chciała zobaczyć jego reakcję. Przelotnego dotyku palca krewniaczki wil, co niejeden odczuwał z okrutnie przyjemną intensywnością, nie dało się zignorować. Pierwszy test, pierwsze badanie.
Bo och! niemal każdy scenariusz już przerobiła! Mężczyznę rozpalonego jej wilowatą domieszką kiedy miała ledwie dwanaście lat; nieśmiałych chłopców, co całowali niemalże ziemię po której stąpała i pozwalali traktować się jakby byli zaledwie podnóżkami; wszystko pomiędzy dwiema skrajnościami - te podejścia do sprawy już znała. Ale Noah?
Nie mieścił się w żadnej z powyższych kategorii. Przeskanowała jego figurę: od najbardziej niesfornego loka po czubki butów i z powrotem; tym razem nie poszukiwała rozkoszy estetycznych w męskiej urodzie. W imię naukowego perfekcjonizmu pragnącego zapamiętać drobne szczegóły, co mogły znaczyć więcej niż się wydawało, pozwoliła oczom na tę niedyskrecję. Była pewna, że podobna otwartość nie odbije się na sytuacji negatywnie - zbyt był receptywny na poprzednie sygnały by ten go odrzucił.
Kim jesteś?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Piekła? Z całym powodzeniem mógł powiedzieć, że znał przynajmniej jego jeden kąt. Co miesiąc go odwiedzał, choć wcale nie z własnej woli. I co więcej, to nie ciekawość go tam zaprowadziła. Bez wątpienia istniały również inne rodzaje siedziby demonów i na pewno do wielu z nich prowadziła właśnie ta przysłowiowa ciekawość.
Jego myśli pozostały w jego głowie, nie mącąc przyjaznej atmosfery, w której zaczynały kiełkować pędy fascynacji. Przynajmniej chwilowej.
- Dzięki niej przynajmniej droga do piekła ciekawsza. - Przecież ciekawość to życie. Gdybyśmy jej nie mieli, to równie dobrze moglibyśmy być martwi. Wszystko również zależy od dziedziny, która tę naszą ciekawość rozbudza. Może być niebezpieczna, ale równie dobrze może być tak pociągająca, że pomimo konsekwencji nie sposób się jej oprzeć. Może również prowadzić do przyjemnego zaskoczenia i okazać się wcale nie szkodliwą. I może też być destrukcyjna. O której ciekawości mówimy, panno Boleyn?
Widząc, jak jej buzia rozpromienia się w szerszym uśmiechu i on uśmiechnął się szerzej. Nic nie powiedział. Nie potwierdził, ani też nie zaprzeczył jej przypuszczeniom. Jedynie kiwnął lekko, jakby z uznaniem przyjmując te słowa.
Nawet jeśli w głowie formowała mu się myśl, którą miałby wyartykułować, to czmychnęła spłoszona, kiedy w polu widzenia pojawiła się dłoń Ori. Bardzo blisko. Coraz bliżej. Choć nie odrywał wzroku od jej roześmianych czekoladowych oczu - które tak wspaniale dopełniały jej wizerunku - to drobne palce znajdujące się centymetry od twarzy nie umknęły jego uwadze. Zastygł w oczekiwaniu i za chwilę poczuł na nosie dotyk tak delikatny, jak muśnięcie skrzydła motyla w locie. Poczuł to subtelne połączenie aż w barkach i karku, gdzie pod warstwą materiału bluzy z pewnością pojawiła się gęsia skórka. Ten króciutki kontakt niósł w sobie niebywały ładunek energetyczny, który w nieodpowiednim momencie był w stanie wywołać sztorm na spokojnym do tej pory morzu. I jednocześnie był tak uroczy i niewinny, jak pąk otwierający się na wiosnę. Jakichkolwiek nie ciągnąłby za sobą konsekwencji, pozostał w pamięci. I Noah był kompletnie świadom, że nie zawsze będzie mógł z taką łatwością prowadzić wielopłaszczyznową konwersację z atrakcyjną koleżanką, która doskonale rozgrywała swoje karty. Mowa jej ciała, spojrzenia, uśmiechy, wszystko świadczyło o znajomości zasad tej gry. Nie narzekał, że dał się w nią wciągnąć. A może od początku świadomie zajął pozycję gracza? Miał jedynie nadzieję, że będzie w stanie uniknąć spotkania, kiedy to właśnie niuanse mogą zaważyć na jego powściągliwości.
Powoli, jakby nie chciał jej spłoszyć zbyt gwałtownymi ruchami, zwiększył dystans między nimi, wracając niemal do pionu. Uśmiechał się nieprzerwanie, jakby w jej towarzystwie było to zupełnie naturalne.
- Szkoda byłoby zachowywać to piękno dla siebie. - Czy wciąż mówił o ogrodzie? Nie był to już szept, ale nadal cichy, ciepły i miękki ton. W końcu oderwał wzrok od jej oczu i powoli przemierzył w dół twarzy. Podążył za linią kształtnego nosa, na moment zatrzymał się na ustach, zauważając uroczą dysproporcję warg - tę górną niemal zanikającą w kącikach, i tę dolną pełniejszą, bardziej ponętną siostrę. Przez kształtną brodę, smukłą szyję, ramiona ukrywające się pod rękawami, dotarł do jej dłoni. Tej opartej o brzeg fontanny. Palce delikatnej kobiecej dłoni zatrzymały się kilka centymetrów nad krystaliczną taflą migoczącą odbijanym światłem wpadającym przez witraże. Oparł się pokusie ponownego spojrzenia w oczy Oriane. Przeniósł wzrok na swoją dłoń, którą zanurzył w przyjemnie chłodnej wodzie. Poruszał delikatnie ręką, przesuwając nieco zanurzonymi palcami po powierzchni, przez co zaczął im towarzyszyć cichy plusk. To wystarczyło, żeby otrzeźwić niektóre zmysły.
- Masz wybrany ulubiony gatunek kwiatów, Oriane Boleyn? - Spojrzał na nią z nieukrywanym zainteresowaniem. Bez ciekawości życie byłoby nudne. A jeśli przez to trafimy do piekła, to czy ostatecznie nie będzie to tego warte?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Zaśmiała się na jego słowa aksamitnie, odrzucając z lekka głowę, na co poruszyła się białozłocista grzywa. Przeniosła dłoń z podołka do nasady własnej szyi, jakby ułożeniem palców w okolicy obojczyków oraz wklęsłości między nimi chciała przyciągnąć uwagę do gładkości własnej skóry. A może, tak zwyczajnie, uznała że podobny gest doda jej kolejnej drobnej nuty powabności. Cóż, nie można się kłócić, że jest coś pociągającego w ładnej kobiecie dotykającej własnej skóry w okolicach wrażliwych na najdrobniejsze nawet muśnięcia.
- Nie da się z podobnymi słowy nie zgodzić, monsieur - odparła, wciąż rozbawiona podobną kontrą.
Och, monsieur Davenport! Ciekawość nie jest destrukcyjna ani grzeszna, ani nawet, sama w sobie, szczególnie interesująca! Dopiero to, czym może skutkować, przyspiesza serca bicie. I za tym wzrostem ciśnienia, za zastrzykami emocji, Oriane goni odkąd pamięta: flirty z lewa, prawa i na wprost, wygrywanie dużych sum na hipodromie i przegrywanie w karty pierścionków wartych nieraz małą fortunę; branie konno najwyższych terenowych przeszkód i gnanie cwałem przez polany a doliny; taniec z przystojnymi nieznajomymi od wieczora po poranek i śpiew po zdarcie gardła!
Och, monsieur - jeśli twoja ciekawość kiedykolwiek doprowadzi do Oriane, żadna destrukcja nie jest jej straszna. Ona igra z ogniem i ma to za niewinną rozrywkę. Gdyby tylko świadoma była, że Noah chciał przy niej pozostać powściągliwym spytałaby: "Ale po co, mon amie?". Czemu odmawiał jej dreszczyku emocji, realnego wyzwania? Chciałaby doprowadzić do sytuacji kiedy nie będzie mógł już nad sobą panować! Kiedy ona będzie górą: jedyna posiadająca wciąż samokontrolę.
Nie brała nawet pod uwagę, że też jest po prostu osobą i też mogłaby nie tylko stracić kontrolę ale nawet poczuć coś autentycznego. Że istnieją rzeczy, które mogą pokonać jej drobną figurkę o ognistej co prawda osobowości, wciąż jednak względnie kruchej i jedynie szesnastoletniej. Nawet jeśli przetrwała już rzeczy, które miały potencjał zniszczyć ją nim zakwitła.
Nie uszło uwadze Ori, że odsunął się - i sposób w jaki to zrobił. Świadomy, przemyślany. Zdecydowanie coś niezwykłego było w tym jakże interesującym czarodzieju.
- Ale czy to taki grzech: zachować odnalezione piękno na własność? - Odparła, jak zawsze przewrotna, sugerując tym samym, że nie tylko chce utrzymać Zimowy Ogród we wspólnej tajemnicy, ale że istnieje też szansa dla Noah: gdyby tylko chciał, gdyby spróbował, mógłby i ją pochwycić.
Nietrudno było zobaczyć, że tym razem to on śledził wzrokiem jej usta - i, mon dieu, nie tylko usta. Zbyt ostrożnie, zbyt pełen namysłu. Fascynujące!
Im bardziej zdawał się być w stanie oprzeć jej urokom - tym bardziej miała ochotę go złamać. Ha! Noah będzie teraz jej prywatnym projektem! Uwieść go będzie jej flirciarskim zwycięstwem stulecia. Poznać jego sekrety, mechanizmy jakie nim wiodły - zwycięstwem stratega. Zajmie to wiele więcej czasu niż jedno spotkanie. Nie wiedzieć czemu miło się Orianie robiło na myśl, że jeszcze kiedyś z nim porozmawia. Bo już wiedziała, że tak będzie - specjalnie doprowadzi do takiej sytuacji, jeśli będzie musiała!
- Hmm... - zasznurowała w skupieniu usteczka, traktując niespodziewane pytanie całkowicie poważnie; mrużąc jedno oko rozejrzała się po kwiecistej okolicy - orchidee są piękne - rzuciła z namysłem, delikatnie gładząc gardło palcem wskazującym w niezdecydowaniu.
Dostrzegła jakiś złocący się, niewielki kwiatek. Nie był to co prawda kwiat, który miała na myśli, jego kolor jednak przypomniał jej poszukiwaną nazwę.
- Ach, oui! Ruta! - Bogowie, jak mogła nie pomyśleć o rucie od samego początku? Niby drobna a skromna, ale zwracała na siebie uwagę intensywnością zapachu; przywodziła na myśl dzikość pośród natury. Rutą pachniała Oriane wolność.
Wszystkie wycieczki na łono natury z wilami jej życia, każde polowanie, czy to z psami czy sokołem, najdrobniejsza przejażdżka; to wszystko miał w sobie zapach intensywny, przez wielu uznawany za cierpki i nieprzyjemny, przez tę dziwną Francuzeczkę zaś uwielbiany.
Piekło? Najpierw musimy umrzeć, mon amie. Do tego zostało wiele jeszcze czasu - czas całego świata na ciekawości zaspokojenie.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Te kontrasty między nimi, tylko pobudzał tę psotną ciekawość, która z taka naturalnością prowadziła do tych pożądanych reakcji chemicznych: do zastrzyków adrenaliny, wybuchów endorfin i gwałtownego wzrostu oksytocyny. Ona - żądna przygód, nieustraszona nastoletnia dama, która wciąż z dziecięcą niewinnością nie przestała wierzyć w swoją śmiertelność. Gotowa zmierzyć się z niebezpieczeństwem twarzą w twarz, okiełznać bestię i to z przekonaniem, że nie dozna żadnej szkody. I z drugiej strony on - stroniący od konfrontacji i sytuacji, w których traci kontrolę. Nauczony doświadczeniem, że nie może pozwolić sobie na luksus opuszczenia gardy, bo nie chce poddać się ciemności drzemiącej tuż pod powierzchnią świadomości. Znający kruchość życia i jego wartość, przez każdego mierzoną według innej skali. Świadomy jak wielkie brzemię niesie za sobą każda nieodpowiednia decyzja, jak niebezpieczne jest mierzenie się z chaosem mającym na celu jedynie destrukcję.
Nie, droga Oriane. To wyzwanie mogłoby się skończyć tragicznie. Nie tylko dla jednej ze stron.
Posłał jej pozornie oburzone spojrzenie - Panno Boleyn, czy to przystoi? - w którym jednak zaigrały rozbawione iskierki. Pod wpływem uśmiechu rozkwitającego z wolna na ustach, powieki zmrużyły się nieznacznie. Nie ważne jak bardzo by nad sobą panował, nadal był nastolatkiem. I nie ważne jak dojrzale do życia podchodził, wciąż pozostawał mężczyzną. Podatnym na kobiece piękno i zalotne gesty. To miłe być czyimś obiektem zainteresowania i nie mógł temu zaprzeczyć. Tym bardziej kogoś z taką gracją i klasą, wcale nie tak często spotykaną wśród młodego pokolenia. Ba! Jemu samemu daleko było do takiego poziomu.
- Nie mogę zachować na własność czegoś, co ma swoją wolność. To wbrew moim zasadom. - Tak, jak nie zabroniłby nikomu wstępu do Ogrodu Zimowego - którego piękno jest dostępne dla wszystkich - tak też nie potrafiłby ograniczać wolności jakiejkolwiek istoty żywej. To właśnie ta wolność jest nektarem życia, naturalną siłą, esencją piękna. Ścięty kwiat w końcu uschnie. Ograniczona wolność to powolna śmierć. Nie chciałby być przyczyną usychających płatków dzikiej ruty.
Z cierpliwością czekał, aż Ori pozwoli swoim myślom na odnalezienie odpowiedzi na jego dość nietypowe pytanie. Nie przerwał, kiedy w zastanowieniu wspomniała orchidee. Eleganckie kwiaty, lubiące uwagę. Ale o zbyt tajemniczym zapachu, to nie był jeszcze ten.
Ruta. Cytrusowo-balsamiczny aromat. Tak, Noah zdecydowanie był w stanie bez problemu połączyć tę drobna osóbkę z tak interesującym kwiatuszkiem.
- Interesujący wybór. Dość niespotykany. - Nie każdy miał okazje obcować z kwiatami, czy mieć na tyle rozwinięte powonienie, żeby nauczyć się rozróżniać wiele nut zapachowych. Ale czy spodziewał się czegoś konwencjonalnego po tak niekonwencjonalnej Oriane? - Podoba mi się.
Kwiat? Wybór? Oriane? A może wszystkie trzy odpowiedzi są prawidłowe?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Dwie skrajnie różne osobowości, tak bardzo sobie przeciwne, że żadna z nich nie miała prawa powiedzieć: "Racja jest po mojej stronie.". Uważaj zbyt wiele - nie przeżyjesz ani chwili z długiego życia; bądź zbyt nieostrożny w gonieniu za przygodą a pożyjesz krótko.
- Noah, mon amie! Czy ty naprawdę mówisz o wolności osobistej ogrodu? - Zaśmiała się słodko i niewinnie, jakby całkowicie nieświadoma, że jego słowa odnosiły się do ukrytego pytania, co to sama mu je podrzuciła w zestawie z tym powierzchniowym - całkiem zwyczajnym.
Czy naprawdę ograniczeniem jest trzymanie w dłoni wolności, którą ktoś w niej dobrowolnie złożył? Czyżby zachowanie w sekrecie położenia Zimowego Ogrodu wymazywało go z mapy szkoły? Wzbraniało innym uczniom odnalezienia tego wonnego, utkanego z kwiatów i wielobarwnego szkła, zakątka? Ha! Odbić nawet można piłeczkę i podważyć wartość moralną milczenia o wilkołactwie. Bo czym, jeśli nie ograniczeniem wolności, jest odebranie komuś możliwości podjęcia świadomej decyzji na temat potencjalnego ryzyka?
Moralność i wolność - tak bardzo względne, tak bardzo istniejące w życiu Boleynówny bardziej jako idee warte dyskusji niż aktualne wartości. Jak wiele by się o nich nie rozmawiało - każdy skończy z inną interpretacją. A interpretacja nie jest nigdy prawdą, nie jest faktem, jest dyskusyjna: moje milczenie jest moją wolnością versus twoje milczenie jest moim zagrożeniem; uwodzenie mnie zagraża nam obojgu versus jeśli mi tylko o ryzyku powiesz a może uznam, że jesteś go warty.
Czy rzeczywiście dużo wiedziała o kwiatach? Nigdy tak nie sądziła.
Z drugiej strony - Beauxbatons pełne było ogrodów i nie brakowało ich także na terenach rezydencji Boleynów. Wchłonąć musiała tę wiedzę bez własnego udziału, podsłuchując przypadkowo ogrodników czy szkolnych rówieśników dużo bardziej zainteresowanych barwnymi klombami. Ha! Poza tym - będąc panienką z dobrego domu - nieraz tłoczono jej do głowy jakie kwiaty na jaką sytuację się nadają; którymi ozdobić można stół, które bardziej nadają się na ozdobne girlandy. Jakie można podarować komuś z okazji urodzin, co wybrać na pogrzeb?
Podoba mu się. Uśmiech stał się mały choć wciąż był równie przyjazny; dużo mniej niewinny, jakby usta zachęcały w pełni świadomie do pocałunku. Ponętne jak miód, kusiły podkreślonym w podobnym uśmieszku kształtem. Obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
- Moi aussi - odparła równie niejednoznacznie.
Wolała bawić się granicami wolności i moralności niż się nad nimi zastanawiać. I jej zachowanie udowadniało to w pełni.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Nie mógł nie zawtórować jej śmiechem. Nie tak słodkim i dźwięcznym, jak to miały w zwyczaju zadowolone z obrotu spraw kokietki. Raczej stonowanym i ciepłym, nie angażując w to zbyt wielu decybeli. Przez moment przyglądał jej się z nieco szerszym uśmiechem, przygryzając lekko wargę w zastanowieniu. W końcu odruchowo przesunął językiem po skubanym przez zęby miejscu i nabrał nieco więcej powietrza w płuca, przez co wyprostował się nieco bardziej.
- Nie tyle ogrodu, co jego odwiedzających. - Mógł mówić o pozostałych uczniach mających wolność wyboru w sprawie wstępu do ogrodu, ale miał na myśli ją. I siebie. Czyż nie byli w tej chwili jedynymi gośćmi tego jakże urokliwego zakątka zamku? - Gdybym wcześniej odpowiedział, że wolałbym zostać sam w mojej samotni, to nie byłaby to samolubna próba ograniczenia twojej wolności wstępu do tego miejsca? Tym bardziej, kiedy sama przyznałaś, że ci się tutaj podoba. - Nie mógłby odmówić jej możliwości przebywania w miejscu, które lubi. Do niej należał wybór gdzie chodzić i spędzać czas. Skoro Ogród był ogólnodostępny, z jakiego tytułu ktoś miałby go sobie zawłaszczyć? - Ale tak, zgadzam się, im mniej osób zna niektóre sekrety, tym lepiej. - Posłał jej niejednoznaczne spojrzenie. Czyżby miał to być ich... sekret? Miejsce pozornie przypadkowych schadzek? Czy może azyl, gdzie obydwoje mogą umknąć przed resztą świata i ukryć się przed ciekawskimi spojrzeniami? Prośba, czy propozycja?
Nie umknęła jego uwadze ta subtelna zmiana uśmiechu. Czuł wciąż tę dziwną energię krążącą między nimi. Miał wrażenie, że prześlizguje się zalotnie po ramionach, jakby każde pojedyncze spojrzenie miało moc dotyku. Chwilami przybierała na sile, jakby chciała go omotać niewidzialną wstęgą, zaraz znów wycofywała się prowokująco.
Zjawisko, którego nie potrafił wytłumaczyć. I które z jakiegoś powodu chciał pochwycić. Zrozumieć. Oriane intrygowała go bardziej, niż chciałby to móc przyznać. Może nawet w jakimś stopniu fascynowała. Niebezpieczne połączenie.
Przez krótki moment zawiesił wzrok na leciutko, ponętnie wydętych ustach dziewczyny. Uniósł delikatnie jeden kącik własnych ust, w niesymetrycznym, nieco zaczepnym uśmiechu. Jakby coś w nich dojrzał, jakby właśnie zdradziły mu słodką tajemnicę. Z nieznacznym ociąganiem w kocu spojrzał jej w oczy. Rozświetlone figlarnie w promieniach słońca wpadających przez szklane witraże.
- Powiedz mi coś o sobie. Coś, co chciałabyś żeby inni o tobie wiedzieli. - Mimo że nie użył formy proszącej, to rozbrzmiało to wyraźnie w jego tonacji. Chciał móc dowiedzieć się choć jeszcze jednej rzeczy więcej, którą chciałaby się podzielić. Coś, co odkryłoby nieco więcej tajemnicy. Nie za dużo, żeby móc mieć pretekst do kolejnej rozmowy. Bądź intymnego spotkania, którego doświadczali teraz zupełnie przypadkiem. Może to nie przypadek, tylko powszechnie znany los skrzyżował ich ścieżki w takim, a nie innym miejscu? Prawie jakby skumulowana magia miejsca pchnęła ich ku sobie, nie oferując żadnych wyjaśnień.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Czy specjalnie podrażnił skórę ust, żeby nabrały nieco barwy dzięki pobudzonej do życia krwi? Zwilżył je aby miała na co sobie popatrzeć? Ha! Wszystko jedno, co nim kierowało - chętnie wchłonęła przedstawiony obrazek. Była w końcu miłośniczką wszelkiej estetyki, także tej oddychającej i dwunożnej, szczególnie kiedy miała także coś ciekawego do powiedzenia. Ach! Takie połączenie było iście niebiańskie!
- Ależ oczywiście, że nie. Byłoby to wyrażenie opinii, którą miałabym wolność wziąć pod uwagę bądź zignorować - odpowiedziała wyzwaniem jego światopoglądu na pojedynek z zadziornym błyskiem oka.
Gdyby mogła wybrać: czym ma być dla ich dwójki Zimowy Ogród, wybrałaby opcję zakładającą miejsce schadzek całkowicie nieprzypadkowych. Nie zamierzała informować Noah - nie w tamtej chwili przynajmniej - ale był pierwszym Hogwartczykiem, co aktualnie pochwycił jej uwagę. Nie było to łatwym zadaniem nawet jeśli, gdy popatrzeć z jak wieloma chłopcami flirtuje w przeciągu dnia, sprawiała wrażenie zainteresowanej każdym napotkanym przedstawicielem płci przeciwnej.
Och! Zaczepny uśmieszek! Monsieur Noah, czyżbyś był sprawniejszy w sprawach flirtu, niż z początku dałeś po sobie poznać?
Czy po prostu to wpływ Oriane?
Nie żeby Ori miała narzekać na którąkolwiek z opcji. Oj, monsieur, dalsza rozmowa? I kolejne trudne pytanie? Przygryzła usta zastanawiając się nad odpowiedzią, jakby rzeczywiście zamierzała jakiejś udzielić. Lubiła swoje sekreciki - aura tajemniczości była prawdziwym atutem we flircie. Miała niby genetyczne uwarunkowania dające jej i tak sporą przewagę, ale jaki by z niej był miłośnik hazardu, gdyby nie próbowała przeważyć szali na swoją stronę? A każdy sekrecik odkryty zdecydowanie ujmował jej wagi a zaradnej osobie nawet mógł dać oręż przeciwko niej. Jak jadowity był monsieur Noah? Nie wiedziała - nie mogła wiedzieć. Musiała więc pilnować swoich tajemnic zazdrośnie. Na całe szczęście jej umysł był miejscem głośnym od wiecznej aktywności, nietrudno było wynaleźć kąt z jakiego mogła się odgryźć nie odsłaniając się w zamian.
- Coś, co chciałabym, żeby inni o mnie wiedzieli? Czy może coś, co ty chciałbyś wiedzieć ale próbujesz się dowiedzieć okrężną drogą?
W naturze nie ma przypadków.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
- Prawdopodobnie nasza rozmowa wyglądałaby wtedy inaczej. W razie sprzecznych interesów musielibyśmy znaleźć kompromis. Cieszę się, że nie wybrałem samotności. - Bardzo możliwe, że w tej równoległej rzeczywistości, gdzie ich decyzje były inne, Ogród Zimowy nie byłby dla nich niczym specjalnym. Nie byłoby tej rozmowy nie ograniczającej się jedynie do słów. Tych uśmiechów i emocjonującego dreszczyku.
Oriane wyraźnie odznaczała się na tle damskiej społeczności Hogwartu. Nie tylko przez tą dziwnie intensywną i magnetyczną aurę, ale przez sam styl bycia. Pełna gracji, elegancka, świadoma swoich atutów i pewna siebie. Wiele z jej gestów było wyuczonych i nie ulegało wątpliwości, że otrzymała w dzieciństwie zupełnie inną edukację. Prawdziwa młoda dama, ale czego innego spodziewać się po potomkini królewskiej krwi? Może i Noah nie był wybitnie wprawnym flirciarzem i tez jakoś niespecjalnie szukał okazji do praktyki, ale też nigdy wcześniej nie miał okazji zaangażować się w taką konwersację, jaka między nimi rozkwitła. Miał szczęście mieć wykształconych rodziców, którzy dobrze go wychowali. I jako ambitny i oczytany młody człowiek, który miał nie do końca zaplanowaną okazję poszerzyć troszkę swoją wiedzę o innych kulturach, potrafił grać w tę grę. Nie zawsze był w stanie się tak opanować, ale doskonale wiedział kiedy nie powinien prowokować podobnych sytuacji.
Dzisiaj z przyjemnością podjął się tego wyzwania, choć z początku niezupełnie świadomie.
Jego pytanie zawisło w powietrzu, dając mu możliwość obserwacji jej chwilowej zadumy. Kiedy zgrabnie odbiła piłeczkę, unikając odpowiedzi, nie mógł powstrzymać ponownego chwilowego poszerzenia uśmiechu. Nawet na moment oderwał od niej wzrok, jakby tym razem nic go to nie kosztowało. Wyciągnął dłoń z wody i lekko otrzepał z nadmiaru kropel, po czym podparł się o brzeg fontanny podobnie, jak Ori była podparta wcześniej.
- Raczej coś, co ty chciałabyś żebym wiedział. - Będąc mniej więcej w połowie zdania, znowu spojrzał jej w oczy. Na jego ustach tańczył powstrzymywany łobuzerski uśmiech, ukrywający się pod drżącymi z trudu utrzymania go wargami. Starał się utrzymać go w ryzach przyjaźnie zainteresowanego wyrazu. Nie wątpił, że to wyłapała. Może nawet był to w jakimś stopniu zamierzony ruch?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Zbyła milczącym, tajemniczym uśmieszkiem jego odpowiedź. Czy naprawdę ktoś sądził, że Oriane zadałaby podobne pytanie gdyby istniała szansa na konflikt interesów? Przecież ta słodka gra była już w pełnym toku - przynęta połknięta razem z haczykiem. Młoda Boleynówna zbyt była zaznajomiona ze wszystkimi drobnymi zagrywkami i sztuczkami. Nie ryzykowała wtedy ani odrobinę. Och, zadała pytanie jedynie po to, by chłopak usłyszał jak rozkosznie brzmi jego imię kiedy ona je szepce.
Uśmiechając się wciąż niczym sfinks obserwowała uważnie ten jakże przyjemny dla oka egzemplarz homo sapiens - przykładała uwagę do każdego, najdrobniejszego nawet szczególiku jego zachowania. Zastanawiała się nad pewnym, och, jakże prowokującym, ruchem; próbowała zgadnąć czy przynęta załapała wystarczająco mocno i czy Noah jest zaangażowany w rozgrywkę w stopniu odpowiednim na podobne posunięcie.
Gdyby była nieopierzoną, płochą panienką - na to jego spojrzenie, kiedy to zajrzał wpół zdania wprost w jej oczy, przechwalając się mniej lub bardziej świadomie niebieskością własnych tęczówek - pewnie by umarła: serce zaczęłoby cwałować w przeciągu sekundy, tak by się podekscytowało, i pękłoby rozsadzone nagłym zawałem.
To spojrzenie odpowiedziało na jej małą rozterkę dotyczącą pewnego pomysłu: mogła wprowadzić go w życie. Chłopak nie tylko był receptywny na flirt z jej końca ale sam zaczął przejawiać nieco odważniejsze flirtu oznaki. Wystarczająco się musiał czuć pewnie, by nie spłoszyło go małe przedstawienie jakie naszykowała już, krok po kroku prawie, w swojej głośnej od myśli główce.
Zamiast więc umierać na zawał, Oriane uniosła dłoń całkiem swobodnie, gestem palca zachęcając nowego znajomego by nieco się zbliżył - pochylił - jakby miała mu zdradzić jakiś sekret. Cóż, miała mu zdradzić sekret - i to taki całkowicie dla niej bezpieczny w danej sytuacji; bo trudno byłoby wywnioskować ze słów jakie zaplanowała, że jej umiejętności manipulatorskie sięgają głębiej niż sprawność w uwodzeniu. Więc kiedy zrobił o co poprosił dziewczęcy paluszek, ona pochyliła się także, pozwalając sobie nawet musnąć policzkiem jego policzek niby przypadkowo a jakże celowo! Przysunęła usta do jego ucha szykując się na najcichszy z ich dotychczasowych szeptów, jakby nawet woda w fontannie była zbyt gadatliwa, by ryzykować głośniejsze słowa. Jakby ten sekrecik mógł, wypowiedziany choćby o decybel głośniej, zniszczyć czasoprzestrzeń albo przynajmniej jej calutką reputację.
- Wiedziałam, monsieur Davenport, że mnie nie przegonisz - wyznała ten swój przeogromny sekret: coś, co chciałaby żeby wiedział.
Nawet jeśli niemal stykali się twarzami, jeśli prawie dotykała wargami jego ucha - wciąż dzieliły ich milimetry i było to bardziej chyba elektryzujące niż aktualny dotyk. Niepewność małej odległości, jakaś pociągająca niecierpliwość. Oriane miała nadzieję, że tętno przystojnego kolegi wzrosło wystarczająco, by słyszał jego szum w uszach, tętent w skroni.
Był to chyba najprzyjemniejszy z flirtów w jakie miała przyjemność kogoś wciągnąć! Och, jak smakowicie było rozmawiać na miliardach płaszczyzn z młodym mężczyzną, któremu nie groziło wpadnięcie do fontanny w odpowiedzi na upajający wilowaty czar. Zdecydowanie musiała wkrótce przerwać tę sytuację. Nie mogła go przesycić, przekarmić, nawet jeśli sama miała ochotę pożreć całą tę sytuację i poprosić o dokładkę. Musiała pozostawić go nieco głodnawym, chętnym na deser...
Nawet jeśli tym samym samej sobie odmówi słodkości.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Przywołany tym drobnym gestem, Noah zawahał się tylko momencik. Pochylił się w kierunku Ori niespiesznie, świadomie zatrzymując się na tyle daleko, żeby nie naruszyć jej przestrzeni osobistej i na tyle blisko, żeby usłyszeć jej szept. Bo właśnie tego się spodziewał. Nie przypuszczał, że dziewczyna skróci ten pozostały między nimi dystans, niemal całkiem go zamykając. Śledził wzrokiem jej oczy, przelotnie i młodzieńczo instynktownie zerkając na jej usta, aż znalazły się tak blisko, że stracił je z pola widzenia. Elektryzujący i przelotny dotyk jej delikatnego policzka wywołał przyjemny dreszcz biegnący od karku aż po krzyż. Zmrużył odrobinę powieki, czego z pewnością nie mogła w tej chwili zauważyć. To znajome już uczucie naciskające na podświadomość stało się tak silne, że przez krótką chwilę poczuł nieopisaną chęć złączenia ich jakże blisko znajdujących się twarzy. Jej oddech, opuszczający kształtne usteczka wraz z każdym wypowiadanym słowem, podrażnił delikatną skórę ucha i wywołał gęsią skórkę na moment odznaczającą się na szyi. To wyznanie wywołało chwilowy zamęt w jego myślach. Nieświadomie nabrał nieco więcej powietrza w płuca, przekręcając głowę w kierunku Oriane o pozornie nic nie znaczące trzy milimetry. Szybko wyłapał gamę zapachów towarzyszącą bliskości dziewczyny, teraz tak cudownie uchwytne.
Niezwykła ruta zwyczajna.
Owszem, tętno wzrosło. Poczuł znajome uczucie ciepła rozlewające się po karku, barkach i klatce piersiowej. Lekkie spięcie mięśni ramion, prowadzące do odruchowo mocniejszego zaciśnięcia palców dłoni opartej na brzegu fontanny. Ale nie zamroczył go szum krwi pulsującej w żyłach. Oparł się temu kuszącemu przyciąganiu i ochocie wtulenia twarzy w jej szyję i poczucia miękkości skóry. Podążył jednak za jej przykładem i zbliżył usta do jej ucha, zachowując te nieznaczną odległość między ich niemal stykającymi się policzkami. Odezwał się równie cichym szeptem, jak wcześniej Ori.
- Nie śmiałbym. - Mówił to ze względu na nią? Czy ze względu na swoje poglądy? Cała otaczająca ich atmosfera, naładowana elektryzującą energią mogłaby jasno wskazywać na jedno.
Odsunął się, powoli. Niedużo. Na tyle, żeby móc nieco ukosem spojrzeć jej w oczy. Nie błądził wzrokiem po jej twarzy, w pełni świadomie zatrzymał się na założonym sobie celu.
Choć uśmiechał się delikatnie, jakby zupełnie niezobowiązująco, to w jego spojrzeniu pojawił się ten sam błysk, który może udało jej się wyłapać kilka chwil temu. Jakby impulsy elektryczne przepływające między nimi na tak niewielkiej odległości, znajdywały odbicie w tęczówkach.
Może nawet nie była to stosowna odległość jak na pierwszą rozmowę?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Nawet jeśli spodziewała się podobnych słów i sposobu w jaki będą przekazane - w końcu sama spreparowała zastaną sytuację - poczuła delikatny, przyjemny dreszczyk, co zrodził się wraz z jego ciepłym oddechem na uchu. Przyjemne uczucie popłynęło w dół: bokiem szyi ku szczytowi ramienia, zaczepiając też o krawędź szczęki; dreszczyk tak rzadki, niemal nieznany dziewczynie, aż wstrzymał na sekundę jej oddech.
To nie była już gierka półwili z młodym mężczyzną. Och, z pewnością był czymś więcej. Zbyt dobrze nad sobą panował - nie odpowiadał jedynie na bodźce, które mu podsuwała. Świetnym dowodem na to było to drobne odsunięcie się od niej, odnalezienie tymi niesamowitymi, niebieskimi oczami jej własnych, ściemniałych poszerzonymi źrenicami. Ta świadomość jakby zdarła z niej nonszalancką warstewkę i pozostawiła tę szczerze zainteresowaną.
Mniej uwodzicielską - bardziej badawczą, zaintrygowaną; autentyczną. Oczywista, naukowa strona jej świadomości nie mogła mimo wszystko przejąć władzy nad sytuacją bez pozwolenia. Ale och, miała ochotę posadzić go na krzesełku, wyciągnąć skądś veritaserum i dowiedzieć się absolutnie wszystkiego. Jakim był człowiekiem, skąd brała się jego odporność na uroki?
- Qui tu es vraiment? - wyszeptała w rodzimej francuszczyźnie lekko mrużąc oczy.
Bezmyślnie wręcz, wciąż skosem odwzajemniając jego spojrzenie, podniosła dłoń. Zaczerpnęła powietrza nim dotarła palcami do jego twarzy - niemal dotknęła go delikatnie, z dziecięcą wręcz ciekawością. Pierwszy raz w życiu widziała kogoś, coś podobnego. Szczęśliwie złapała się wpół drogi i zdążyła powstrzymać. Chyba dobrze, że w Ogrodzie Zimowym nie było krzeseł - bo jeszcze, z równą bezmyślnością, zaczęłaby ważyć w wolnych chwilach veritaserum. Tak na wszelki wypadek kolejnej schadzki.
Och, odległość między nimi była zdecydowanie niewłaściwa - nie tylko jak na pierwsze spotkanie. Podobna odległość - przepełniona taką intensywnością - jest odpowiednia jedynie między zakochanymi.
Gdyby tylko ich tu kto przyłapał - jeśliby nawet nie założył po bliskości ich twarzy, że robią coś więcej niż tylko patrzenie sobie w oczy - z pewnością nie pomyślałby: "O! Tych dwoje dopiero co się poznało!".
Nie zadając sobie trudu przetłumaczenia ostatniego pytania zdecydowała się na kolejne słowa.
- Et tu, monsieur? Co chcesz żebym wiedziała?
O ile za pierwszym razem nie zobaczyła tego nieznanego błysku - tym razem nie uszedł jej uwagi. Odważnie go napotkała, chcąc wiedzieć czym był: wyzwaniem? Pragnieniem?
Żarem lampy, co przyciągał ją - małą ćmę - żeby zaigrała sobie z prawdziwym ogniem?
Zaznała już potwora, nie bała się stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Wiedziała że je przetrwa, nawet jeśli wydrą z niej kolejny kawałeczek człowieczeństwa. Dajcie jej piekło!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 17
Nieznacznie i tylko na ułamek sekundy, ściągnął brwi w krótkim geście niezrozumienia. O ile w jakimś stopniu rozumiał francuski, te najbardziej podstawowe i popularne słówka i zwroty, to tego pytania nie zrozumiał. Nie poświęcił temu w tej chwili uwagi, bo choć nie dotknęła jego twarzy, to zakonotował obecność jej dłoni tuż obok. Tak blisko, że pod skórą poczuł delikatne mrowienie. W oczekiwaniu obserwował subtelnie malujące się zaintrygowanie na jej obliczu. Rozszerzone źrenice, które innego dnia mogłyby wywołać gwałtowną burzę instynktów i błyskawicznie rozerwać z trudem utkaną siateczkę powściągliwości, dziś jedynie przyprawiły o nieco intensywniejsze kilka uderzeń serca.
Kiedy Oriane powstrzymała się przed zniwelowaniem tych ostatnich milimetrów dzielących jej palce od jego policzka i odsunęła rękę, Noah powoli wypuścił powietrze z płuc. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że wstrzymał oddech na te kilka elektryzujących chwil.
Choć ta bliskość może i powinna być zarezerwowana jedynie dla romantycznie zaangażowanych, to ciężko nie ulec rosnącej fascynacji i... zakochać się w chwili. Nie w osobie, nie w miejscu, a w tym niematerialnym połączeniu pełnym niewypowiedzianych słów, intensywnych spojrzeń i zaczepnych uśmiechów. Jakby każda ze stron sprawdzała teren, badała granice. Fascynacja, która nieodpowiedzialnie traktowana w nieodpowiednim momencie może okazać się zgubą dla zdrowego rozsądku.
Przez chwilę jego myśli wybiegły nieco w przyszłość i poczuł budzącą się ochotę spotkania jej innego dnia, w zupełnie innych okolicznościach. Jakby chciał sprawdzić, czy wtedy też nie podda się tej ciekawości.
Świadomość tego, co mogłoby to oznaczać otrzeźwiła zmysły. Odsunął od siebie tę niebezpieczną chęć konfrontacji z Oriane na krótko przed pełnią. Nie mógł do tego dopuścić. Nie mógł pozwolić sobie na świadome dążenie do kreowania sytuacji, w której mieliby okazję ponownie odkrywać swoją wzajemną fascynację.
W trakcie tej krótkiej walki myśli, panna Boleyn mogła zaobserwować chwilowy zanik uśmiechu. Jednak wrócił szybko, przyjazny i łagodny. Bez tego łobuzerskiego drgania kącika ust.
- Zanim przyszłaś, pojawiłaś się w moim śnie. - Nie mijał się z prawdą. Nie pojawiła się jako ona, w swojej drobnej, blondwłosej postaci o sarnich oczach. Pojawiła się jako ulotny aromat, ukrywający się pod płaszczem tych intensywnych zapachów dominujących w podświadomym marzeniu. - Ruta. - Nawet jeśli wtedy tego nie wiedział, to zrozumiał to w momencie, kiedy przyznała, że to jej ulubiony kwiat.
|