Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Wiele razy zdarzało mu się przychodzić do tego miejsca. Było dla niego idealne, ostatecznie nie kręciło się tutaj zbyt wiele osób, zwłaszcza pod osłoną nocy. Kto z własnej nieprzymuszonej woli chciałby się szwendać koło szopy, która znajdowała się tak blisko granic Zakazanego Lasu, który już na wstępie, kiedy tylko zaczynało się naukę w szkole, wyrabiał sobie opinię mrocznego i bardzo niebezpiecznego. Moon był w nim zaledwie kilka razy, ale nigdy nie zdarzyło mu się natrafić na nic godnego uwagi, toteż z eskapad zrezygnował nie widząc sensu, by tracić na nie czas. Zamiast tego zawsze mógł znaleźć inną alternatywę, którą teraz było chociażby prześladowanie Philipa. Nie tyle osobiście, co był niemal pewien, że chłopak zaprząta sobie nim głowę. Idealnie, bo czy właśnie nie na tym zależało mu najbardziej? Zasiał już w nim ziarenko niepewności, teraz wystarczyło zobaczyć, co z tego wszystkiego wyrośnie.
Nie miał jej za złe, że nie komentowała wszystkiego, co powiedział. Sam robił podobnie, bo chociaż ta dwójka nie rozmawiała ze sobą za często i z pewnością nie za wiele, łączyło ich więcej, niż mogli podejrzewać. Co prawda sam fakt, że dziewczyna była czystokrwista sprawiał, że nie potrafił zapałać do niej innym uczuciem, niż tolerancja (jak zresztą w przypadku chyba każdego w tej szkole), ale jakoś mógł to przeboleć. Wydawała się być trochę inna, niż te wszystkie panoszące się dzieciaki ze wspaniałych domów, które widziały jedynie czubek własnego nosa.
-Nie więcej, niż normalnie. Ale czy ktokolwiek o tym wie? - wzruszył ramionami, spoglądając na nią. Zaciągnął się wydmuchując dym tak, aby ona na tym nie ucierpiała. Pierwsza oznaka łaski. - Ale niezależnie od tego, czy ci się to podoba, czy nie, już złamaliśmy z kilkanaście. Nie przeraża cię szlaban? - ostatnie zdanie zabrzmiało dość drwiąco, nie krył się z tym. Osobiście mało zwracał uwagę na to, czy ktoś go przyłapie, chociaż jak każdy wolałby tego uniknąć. Sprzeczanie się z prefektem było uciążliwe, a z nauczycielem nawet tego nie robił, jedynie kiwając głową.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 28
Meredith jakoś nigdy nie miała problemu ze statusem krwi. Może i jej nazwisko miało bardzo bogatą historię sięgającą całe stulecia wstecz i zawsze było związane z tą ciemniejszą stroną magii, ale ona to nie tylko Lancaster. Meredith ma dużo więcej do zaoferowania i doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Niestety nie każdy miał okazję się tego dowiedzieć, bo ocenianie jej przez pryzmat nazwiska jest dużym błędem. Na szczęście były jeszcze na tym świecie ludzie, którzy woleli najpierw kogoś poznać, zanim ocenią. Aaron miał uprzedzenia przez czystość jej krwi? W tej chwili to jego problem. Dopóki jawnie jej nie obrażał z tego tytułu, nie było problemu i mogła podzielić się nocną chwilą na papierosa. Nie mówił za dużo, więc był całkiem w porządku towarzystwem na nielegalną eskapadę.
- Zamierzasz mnie wydać? - Zabrzmiała w tym wyraźna nutka ironii. Nie mniej obróciła się w jego kierunku, więc teraz o ścianę opierała się jednym ramieniem. Czy bała się szlabanu? Miała świadomość, że coś tak niewinnego, jak zapalenie papierosa o północy poza zamkiem, nie wpędzi jej w zbyt wielkie kłopoty. Gdyby dyrekcja dowiedziała się o tym, że tworzy substancje o przeróżnych działaniach, niektóre wielce kontrowersyjne i prawdopodobnie niebezpieczne, to Meredith groziłoby coś znacznie poważniejszego niż szlaban. Bała się? Ani trochę. Czuła potrzebę odpowiedzenia na pytanie choćby z grzeczności? Jakoś nie. On miał swoje gierki, ona miała swoje. On lubił onieśmielać ludzi? Och, Meredith robiła to bezustannie. Niekoniecznie z przyjemności, po prostu taka jest jej natura. Dlatego też nie każdy lubi z nią przebywać i wielu może uważać ją za trochę przerażającą. Aaron jednak na takiego nie wyglądał. Nie wątpiła, że doskonale wiedział jak rozgrywać swoje karty. Czy może raczej jest typem szachisty?
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Uraz z dzieciństwa pozostał, a osoby czystokrwiste tym samym zostały przez Aarona przekreślone. Narodziła się do nich niechęć, narodziła się niemal nienawiść, jeśli tym bardziej ktoś czymś podpadł. W jego mniemaniu ci, którzy mogli się pochwalić czystością, skazani byli na zagładę, czy to sami przez siebie, czy przez ich wrogów. A mieli takich, niezależnie od tego, co mogło się im wydawać. Jak bardzo postrzeganie ich uległoby zmianie, gdyby jego dziadek nie postanowił zamordować jego rodziców i nie katował Aarona wszystkimi tymi bzdetami, do których wagę przywiązywali jedynie ci szlachetni? Czy byłby taki jak oni? Na litość wszystkiego, w co być może wierzył, oby nie.
Meredith różniła się od tym ludzi, dlatego z nią rozmawiał. Chociaż miała czystą krew, nie przejawiała cech typowych dla tego gatunku, jak nazywał ich Moon. Odrębna rasa.
Nie musiał dużo z nią rozmawiać, aby ją tolerować. Prawdę powiedziawszy w ogóle mu nie przeszkadzało, że praktycznie milczeli, bo częściej cenił sobie coś takiego. Rozmowę można było prowadzić z każdym, milczeć tylko z kimś odpowiednim.
-A przekonywałabyś mnie w jakiś kreatywny sposób, bym tego nie zrobił? - spojrzał na nią, a jeden z kącików ust uniósł się nieznacznie, czego zapewne nie dostrzegła przez panujący mrok. Może to i lepiej. Jeszcze doszłaby do wniosku, że Aaron wcale nie jest taki zły. Nie był, był dziwny. To wszystko. Samotnik, to tyle. Nie widział jednak potrzeby, aby się do ludzi zbliżać, bo po szkole i tak wszyscy mieli stracić kontakt. Dodatkowo miał wrażenie, że gdyby tylko ktoś się do niego przywiązał, mógłby próbować wybić mu z głowy plan, dzięki któremu jeszcze tu był. A on nie chciał niczego zmieniać.
Zaciągnął się raz jeszcze, wydmuchując powoli dym. Zmierzył ją spojrzeniem, zaledwie zarys jej sylwetki widocznej na tle ciemności.
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Tej nocy Aaron i Meredith nie byli jedynymi, którzy postanowili wymknąć się z dormitorium i spędzić swój czas w innym, niekoniecznie dozwolonym o tej porze miejscu. Z tym, że w przeciwieństwie do nich, Fenella była tu całkowicie legalnie.
Po drodze pogroziła palcem jakimś Gryfonom z drugiego, które uznały że to genialny pomysł, by podłożyć łajnobombę w wejściu do sali Zaklęć, bo po weekendzie miały mieć kartkówkę. Cóż za owocny pierwszy patrol w karierze Fenelli-prefekta!
Zamierzała jeszcze przespacerować się po błoniach i wrócić do dormitorium, bowiem wyglądało, że jest tu całkiem pusto. Być może to z powodu temperatury, która nie sprzyjała nocnym eskapadom. Na szczęście, Fenelli nie przeszkadzało zimno - zahartowany organizm był przyzwyczajony do dużo gorszych warunków pogodowych.
Właściwie już miała wracać do zamku, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk rozmowy. Przystanęła, spoglądając w kierunku szopy gajowego. I nasłuchiwała. Dla własnego spokoju postanowiła tam podejść, nawet jeżeli miałoby się okazać, że to jej umysł płata jej figle i czas iść spać.
Gdy zbliżyła się do budynku, dostrzegła dwie sylwetki.
- Lumos. - mruknęła, będąc wystarczająco blisko Ślizgonów. Momentalnie oświetliła ich i ujawniła swoją obecność.
Westchnęła.
- Czy jest jakiś szczególny powód, dla którego szlajacie się poza zamkiem o tej porze? - zapytała, zerkając to na Meredith, to na Aarona. Szybko dostrzegła papierosy, które trzymali w dłoniach. Wskazała na nie palcem. - I nie, palenie tego gówna nie jest wystarczającym wyjaśnieniem.
Była czarownicą i jak mugole i ich wynalazki byli jej kompletnie obojętni, tak papierosów po prostu nie trawiła.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 28
Ciemność skutecznie ukrywała wszelkie gesty, które w świetle dnia mogłyby mieć duże znaczenie i wpłynąć na przebieg ich rozmowy. Dlatego też ta rozmowa była tak interesująca. Odbiór informacji mogli oprzeć jedynie na zmyśle słuchu, a najwyraźniej obydwoje bardziej cenią sobie ciszę od słów.
- Może. - Wzruszyła lekko jednym ramieniem, tym wolnym od podpierania ściany, ale wcale nie musiało to zostać zauważone. - A może wydałabym cię pierwsza. - Gdyby głos mógł się uśmiechnąć, to właśnie coś tego pokroju rozbrzmiało w jej tonie. Nawet jeśli fizyczny uśmiech Meredith był białym krukiem i tylko nielicznym dane było do zobaczyć, to głos częściej odpowiednio się modulował, żeby dać wydźwięk odpowiedniej emocji. Tym bardziej pod osłoną nocy.
W momencie kiedy obok nich rozbłysło światło przywołane zaklęciem Lumos, Meredith przymknęła powieki i osłoniła oczy. Tak nagłe rozjaśnienie mrocznego pomieszczenia było niemal bolesne dla oczu przyzwyczajonych do innych warunków. Nawet jeśli nie było intensywne, to przez kilka sekund wydawało się oślepiające.
Zanim spojrzała na intruza, usłyszała damski głos żądający wyjaśnień. Jak już wzrok przyzwyczaił się do tej niewielkiej ilości światła, mogła przyjrzeć się dziewczynie. Na jej piersi widniała odznaka prefekta - błyszcząca pod wpływem odbijających się promieni wychodzących z różdżki. Nie trudno było rozpoznać kolory Hufflepuffu. Gorzej już było z imieniem dziewczyny - Meredith była przekonana, że go nie zna. Odruchowo spojrzała na trzymanego przez siebie papierosa, wypalonego jedynie do połowy, po czym wyciągnęła go w kierunku nieznajomej.
- Spięta jesteś. Zapal. - Może i było to podwójnie bezczelne, skoro Fenella właśnie wyraziła swoją postawę wobec palenia w jednym krótkim słowie, ale czy Meredith jakkolwiek zwracała na to uwagę? Nie. Przyłapano ją. Nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni. Nie widziała sensu w wykłócaniu się, bo i tak nic by tym nie osiągnęła. Zamiast tego mogła się przynajmniej pobawić.
Slytherin |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 10
Był mistrzem w dopowiadaniu sobie przeróżnych rzeczy - czy to czyichś myśli, czy gestów. Teraz, kiedy nie widział dokładnie twarzy Meredith (a szkoda, bo była kusząca), wyobraźnia mogła działać mu na pełnych obrotach pod każdym możliwym względem. Czy starał się ją opanować? Oczywiście, że nie. Po co odmawiać sobie przyjemności, kiedy można było z niej skorzystać i wycisnąć ile się dało. Ślizgonka mu to umożliwiała, chociaż z pewnością nie zdawała sobie z tego sprawy. Jeszcze nie.
-Kusząca propozycja, wiesz? Może w takim razie powinienem spróbować, by zobaczyć, na co właściwie cię stać? - skomentował. Słysząc jej kolejne słowa zmienił lokalizację, stając naprzeciwko Ślizgonki. Widział żarzącego się papierosa, który mu to umożliwił. - Nie byłabyś w stanie. Bo ja, w przeciwieństwie do ciebie, zrobiłbym wszystko by odpowiednio cię przekonać - powiedział, znacznie zniżając ton głosu. Brzmiał tego bardziej gardłowo, mrukliwie. Nachylił się nawet lekko, niestety nie mogąc tego pogłębić. Nie chciał jej uderzyć własną głową, a tak to się mogło skończyć.
Niespodziewanie rozbłysło światło, które było tak natarczywe, że Moon musiał zmrużyć przyzwyczajone do ciemności oczy.
-Kurwa, serio? - powiedział, patrząc na postać, która postanowiła się tu - lekko mówiąc - wpierdolić. No i na co, skoro we dwoje tak świetnie się bawili?
Kiedy już przywykł do jasności, zlustrował postać Puchonki. No wspaniale, jeszcze im tu prefekta trzeba było.
Niemniej papierosa nie zgasił, a tym bardziej nie odsunął się od Ślizgonki, przy której stał naprawdę blisko. Proszę, czyli udało mu się wyczuć.
-Szybki numerek z dala od wścibskich oczu. Niestety, nie udało się. Ale możesz się przyłączyć - skomentował. - Ewentualnie zapalić. To też dobrze działa. Teraz prefekci mają takie hobby? Śledzą w nadziei, że zobaczą coś co będzie im się śniło po nocach?
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Bezczelność raczej nie była niczym nowym ani zaskakującym wśród Ślizgonów, ale mimo wszystko wzbudzała zawsze złość. Przynajmniej u niektórych. No bo kto to widział tak jawnie śmiać się w twarz komuś, kto mógł im nie tylko nagadać, ale również wlepić szlaban, odebrać punkty?
Fenella aż zacisnęła na moment szczęki, żeby nie zniżyć się do poziomu tej dwójki i nie odpowiedzieć im czegoś, czego później mogłaby żałować. Miała pełne prawo - a nawet wręcz obowiązek! - zareagować na tak jawne łamanie szkolnych reguł.
- Każde z was minus pięć punktów za palenie. I kolejne minus pięć za bezczelność. I jakby chodziły Wam po głowie jeszcze jakieś inne durne odzywki, to na zapas obrywacie też szlaban. Chcecie dalej testować moją cierpliwość? Jazda do zamku i niech was więcej nie zobaczę, bo te odjęte dwadzieścia punktów będzie najmniejszym z waszych zmartwień. - Odsunęła się na tyle, żeby mogli ją spokojnie minąć. Kiedy tylko wyszli, niemalże deptała im po piętach do samego lochu, upewniając się tym samym, że poszli do swojego pokoju wspólnego, a nie gdziekolwiek indziej łamać prawo.
/zt wszyscy
|