Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Dobrze. Może kobieta nie uznała, że miło ją poznać, ale z rodziny Saoirse nikt nie robiłby o to afery! W najgorszym wypadku skończyłoby się na śmiechu i wytknięciu jej, że zabrzmiało to co najmniej wyniośle.
Piękne rozpoczęcie pierwszego dnia roku szkolnego.
Wzięła głębszy wdech, w myślach licząc sobie do dziesięciu, żeby jednak nie wygarnąć chłopakowi w naprawdę dobitny sposób, że nie miała na myśli nic złego.
- Wiesz, o dziwo to nie słowo "też" było problemem, bo w sumie chyba faktycznie podzielam w takim, nie wiem, ostatecznym rozrachunku... - odparła zaraz równie spokojnie, choć nieco ciszej niż przed chwilą.
Następnie zamilkła na chwilę patrząc na chłopaka, kiedy rosło w niej poczucie winy.
- Okej, przepraszam, nie wiedziałam, okej?! - podniosła głos, a jej ton wbrew pozorom był pozbawiony pretensji.
Naprawdę nie chciała, by zepsuło to cokolwiek między nimi...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
W zasadzie trochę puścił jej słowa mimo uszu, nie chcąc wszczynać kłótni, która była zbędna i nic by nie zmieniła w tej sytuacji. Wyszło słabo, ale też niczego lepszego nie spodziewał się po Isidore, ona każdego potrafiła zgnoić jeśli tylko miała na to ochotę. A dzisiaj zdecydowanie miała.
Dopiero jak Saoirse się na niego niemal wydarła, drgnął wyrwany z zamyślenia, mrugając i patrząc na nią w lekkim zagubieniu.
- Spoko, a ja nie ostrzegłem, z kolei matka jest słodka jak sok z cytryny. To nie mogło skończyć się dobrze.
To chyba ten etap kiedy godził się z tym, że ma przypał, i przyjmował na klatę konsekwencje. Może to fakt, że znajdowali się już sami, sprawiał, że nerwy powoli odpuszczały i odzyskiwał nieco senowniejsze myślenie, serce z kolei uspokajało się powoli wraz z jego rozszalałą metamorfomagią. Gdy odetchnął, już nawet wyglądał normalnie!
- Teraz zastanowisz się dwa razy zanim powiesz, że JA jestem ponury, huh? - zapytał, siląc się na nieśmiały żarcik, choć okazał to ledwie lekkim uniesieniem na chwilę kącika ust. - I pomyśleć, że to ja jestem tym najweselszym z najbliższej rodziny... Ale dobra, mniejsza, zresztą napiszę jej potem list po portugalsku to się nie będzie wkurzać.
Czyli w pełnym zaangażowaniu bagatelizował tą sytuację, podsumowując wzruszeniem ramieniem od niechcenia, zupełnie jakby to zupełnie nie była najbardziej przerażająca rozmowa ostatniego... Cóż, zależy u kogo, ale wierzył, że Saoirse raczej jeśli już, to dawno prowadziła gorszą wymianę zdań. Ironicznie, w zasadzie to pewnie było właśnie z nim...
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Ja w sumie i tak jej nie widziałam i jakoś sądziłam, że już na peronie będziesz sam, nie wiem - dodała, by dodatkowo się usprawiedliwić.
Faktycznie, co jej po tym, że by wiedziała? I tak nie widziała kobiety!
- Wiesz, są pewne prawdy, o których nie trzeba na szczęście mówić na głos, więc nie ma nad czym się zastanawiać - odparła z lekkim uśmiechem, choć wciąż zdawała się nieco przygaszona, jak na siebie.
A jednak jego sposobu rekompensaty już całkowicie nie rozumiała. Bo co takiego jest w portugalskim? Dlaczego miałby być istotny? Czy ma to jakiś związek z jego pochodzeniem? Zmierzyła go nawet wzrokiem, ale nijak nie kojarzył jej się aparycją z Portugalią... Właściwie niczym jej się tak nie kojarzył.
- Po portugalsku, bo...? - zaczęła pytanie niepewnie. - Coś jest w portugalskim takiego, czy to jakoś ironicznie?
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 lat |
ubogi |
Bi |
Pióra: 240
Oczywiście, że Heather nie była zupełnie przejęta uwagą żadnej z koleżanek. Była tylko szczera! To naprawdę brzydka bielizna jej zdaniem, i to nie dlatego, że jest całodupna. No, znaczy nie tylko dlatego. Przewróciła oczami na komentarze obu dziewczyn. Zupełnie nie rozumiały tego DLACZEGO tyle dziewczyn fankuje przystojniaków z mediów, celebrytów, sportowców. Eh, co za gamonie. Kochała je, a w każdym razie April, bez obrazy, ale czasem aż nie wierzyła w tych ludzi. Westchnęła niemal ostentacyjnie.
- Nie. - zaczęła cierpliwie. - Kochane moje, przede wszystkim nie lubię nawet quidditcha. Nie interesuje mnie ten sport, interesuje mnie przystojniak, co ma pieniądze i jest światowy. A przez co to mniejsza, może równie dobrze uprawiać ziemniaki.
Doprawdy, czy one się wszystkie znały od wczoraj? Czy ona kiedykolwiek mówiła w ogóle o czymś takim jak miłość czy zauroczenie? A do diabła z tym, absolutnie nie wierzyła w takie pierdoły, a w każdym razie nie ze swoim udziałem. Może inni mieli na to czas i przestrzeń życiową, ona miała jedynie rok i wizję życia pod mostem jeśli matka się dostatecznie wścieknie na jej bytowanie z nią w domu. Nie to żeby to była przyjemność i bez tego...
- Na przykład? Widzisz kogoś, kto aktualnie jest zainteresowany? Kochana, ja szukam męża, nie numerku na jeden raz, to mnie zupełnie nie urządza. - Westchnęła z niezadowoleniem, rozglądając się dookoła. Jej wzrok dopiero po chwili padł na Noah, na co nieco odebrało jej mowę. Po pierwsze, jej serce zgubiło schodek na sam jego widok i chciała pobiec od razu go przytulić i przywitać. Widziała jednak, że jest coś dziwnego w jego zachowaniu, i to wobec pewnej dziewczyny niedaleko. I sama nie wiedziała co dokładnie jej się nie podobało, to, że wgapiał się w Oriane, którą przecież Heather poznała przypadkiem w te wakacje, czy fakt, że było w tym coś... Dziwnego.
A może...?
Zmarszczyła brwi. Nie była pewna jaka jest teraz faza księżyca. W wakacje nie trzymała się tego tak religijnie jak w szkole, będąc trochę aniołem stróżem przyjaciela i kochanka. Aż czuła się teraz ze sobą koszmarnie. Ale czy to możliwe, że miałby mieć aż takiego pecha?
Spojrzała na April znowu, marszcząc w zamyśleniu brwi. Nie zapyta ich o fazę księżyca, bardziej można chyba tylko zdradzić tajemnicę Krukona mówiąc im wprost. Szlag by to. A może jest w gazecie pogoda? Zaczęła wertować kartki, aż na samym końcu faktycznie znalazła okienko z pogodą i danymi najbliższego tygodnia. I odpowiedź na pytanie, jakie ją dręczyło. Biedny Noah...
Zadanie: [5] Razem raźniej
Uczestnicy: Cassandra, April
Progress: done!
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Skrzywił się lekko na jej pytanie, zerkając na nią z odrobiną winy w oczach.
- Bo olewałem w wakacje i mam zaległości, wkurza się na mnie o to. Ale nie lubię portugalskiego. - Wzruszył znowu ramieniem. - Nie to żeby miał mi się przydać, może poza wprawianiem ludzi w zakłopotanie, bo kto na boga mówi po portugalsku? Też mi coś.
Oczywiście, podobno mieli dalekich krewnych w Portugalii, plus to (oczywiście) niezbyt powszechnie znany język, więc bardziej wartościowy i "będzie ważną korzyścią w przyszłej pracy". Tylko Romilly nie był w tym wszystkim przekonany do tego pomysłu, ale przecież to nie tak, że miał cokolwiek do gadania. Poza tym nie miał talentu do języków i musiał naprawdę dużo pracy wkładać w naukę tego jednego. I choć uczył się od lat i porozumieć się umiał, matka wymagała perfekcji.
- Wiesz, to jedna z tych moich wakacyjnych rozrywek. - posłał jej kwaśny uśmiech. - Zaraz obok zajęć tańca i innych pierdół. Co rodzina to tradycja, jak widzisz.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
No właśnie. Kto mówił po portugalsku? Poza Portugalczykami, oczywiście, ale czy to oznaczało, że Romilly miałby tam wyjechać? Ostatecznie jakoś niewiele magicznych zawodów wymagało znajomości języków... Czarodzieje mieli raczej tendencje do poznawania jakkolwiek języków magicznych stworzeń, a nie ludzi z zagranicy. Właściwie to zdawało jej się niesamowicie nieciekawe, ale najwyraźniej rodzina Burke musiała widzieć w tym jakieś korzyści... A jeśli Saoirse nie było dane tego zrozumieć, wcale nie ubolewała.
- No to brzmi jakby było przydatne dla ludzi w Portugalii... Znaczy, ogólnie chyba fajnie znać inny język, ale... No właśnie, na ile to użyteczne, czy coś...
Ale czy podkreślenie, że robi coś bezużytecznego było miłe?
- Znaczy, pewnie znajdzie się jakieś użyteczne zastosowanie, no bo nigdy nie wiadomo i jest to w sumie atut i super.
Tylko że nie do końca symetrycznie super do włożonej w to pracy...
Szybko odrzuciła też myśl o tańczącym Romillym, który mówi po portugalsku, bo wyglądało to w jej głowie dosyć komicznie...
- No ale hej, teraz trochę od tego odpoczniesz... Nie? - spytała z lekkim uśmiechem.
Bo przecież na pewno nie uczył się w szkole tańczyć... Ani portugalskiego. Kto miałby go tam uczyć? Ktoś właściwie znał u nich w szkole taki język?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Przyglądał się jej kiedy się plątała, czekając dosłownie aż przyzna mu rację, że to bezsensowne, i wcale nie miałby za złe. Jednak ta zaczęła próbwać być uprzejmą, na co po chwili słuchania jej wypocin... Parsknął lekko śmiechem. Od razu udał kaszel, próbując zamaskować rozbawienie. Nie chciał w końcu dostać w łeb za obśmiewanie się z jej prób bycia miłą, starała się! A to, że tu akurat widział bullshit, bo sam podzielał tą opinię, to już inna sprawa.
Pokręcił głową, patrząc na nią z lekkim, pozytywnym grymasem delikatnie ukazującym dołeczki na jego policzkach.
- Nope. Teraz naukę wiozę ze sobą, wersja kompaktowa nazywana powszechnie książką. Nie mówię biegle po portugalsku, a według matki powinienem. Więc no, mam dodatkowy przedmiot tegoroczny. - Prychnłą lekko. - Dobrze, że chociaż nie muszę napierdalać walca, przysięgam, jak tylko wyniosę się z tego domu, nigdy więcej nie wejdę na parkiet. Tańczyłaś kie-, dobra, nieważne, oczywiście, że nie. Normalni ludzie tego nie tańczą.
Przewrócił oczami, chcąc odruchowo schować ręce do kieszeni, jednak jego marynarka nie była do tego stworzona, więc jego łapki opadły smutno wzdłuż ciała. O jak niewygodnie...
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 116
Bum.
Właśnie taki dźwięk usłyszała w głowie, kiedy jej ciało zderzyło się z innym. Oczywiście nie rozległo się to donośnie, ot, jedynie w jej głowie, jednak zmusiło nastolatkę do reakcji.
Zachwiała się, zaskoczona, że w ogóle coś stanęło na jej drodze, kiedy zależało jej jedynie, by jak najszybciej dostać się do swoich przyjaciół, z którymi miała zamiar spędzić czas w pociągu.
Uniosła lekko głowę, by dowiedzieć się kogo staranowała albo kto staranował ją. Nie wiedziała nawet kto tu właściwie zawinił, bo sama się spieszyła. Co prawda wydawało jej się, że jej droga jeszcze chwilę wcześniej była czysta i można było spokojnie ją pokonać, ale wiadomo, że w takim tłumie wszystko było możliwe. Chwila nieuwagi i można było na kogoś wpaść. Jak ona teraz.
Zanim jeszcze dokładnie zlustrowała twarz osoby poczuła, jak jej dłonie znalazły się na jej talii. Dobrze, to akurat jej się nie spodobało. Chociaż wcześniej mogło się wydawać, że winę rozłożyłaby na obie strony, tak teraz coś jej podpowiadało, być może błędnie, że jegomość, do którego dłonie należały, chciał sobie po prostu zmacać jakąś pannę. Z tym, że Kitty, chociaż przyjacielska i pogodna, podobnego zachowania nie tolerowała.
Chłopak powiedział coś do niej w języku, którego nie rozumiała, co jeszcze bardziej wydawało jej się nie na miejscu. Czy to miał być nie wiem, jakiś podryw na burczenie z wadą wymowy litery r?
- Nie wiem, co tam do mnie mówisz, ale bierz ze mnie ręce - powiedziała, odpychając go od siebie dość mocno. - Obłapianie dziewcząt na peronie nie jest wyrazem elegancji, wiesz? - zmarszczyła brwi, mało zadowolona. Wiedziała, że bywały panny, którym coś podobnego się podobało, ale po raz kolejny nie była to Katherine. - Następnym razem jeśli zechcesz uratować jakąś przed upadkiem, który sam zainicjowałeś, przynajmniej wcześniej upewnij się, że nie będą miały niczego przeciwko podobnym gestom. Profilaktycznie polecam łapać za ramiona - dodała, bo oczywiście mówić lubiła. I tak miał szczęście, że przy tym nie była specjalnie agresywnym stworzeniem, bo już dawno dostałby w twarz.
Obróciła głowę, kiedy odezwała się dość wysoka dziewczyna stojąca obok chłopaka. Wysłuchała potoku słów, który z siebie wylała i złagodniała. No, przynajmniej blondynka zdawała się być tutaj ogarnięta.
- Katherine Conners. Po prostu następnym razem pilnuj brata. I wyperswaduj mu pomysły macania panien, które wcale tego nie lubią, bo kiedyś trafi na taką, która może wyjątkowo niemile potraktować jego delikatną buźkę. Miłej podróży - rzuciła jedynie, ogarniając swoje rzeczy. by następnie obrócić się z myślą o dołączeniu do Arthura, którego siostra chwilę wcześniej go zawołała.
- Naprawdę jeszcze jakiś chłopak uważa, że wpadanie na kogoś z premedytacją jest super motywem na podryw? - zerknęła na chłopaka, wzdychając.
Zadanie:[5] Razem raźniej
Uczestnicy: Arthur Crawford
Progress: 1/2
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Zamilkła dostrzegając jego słabo zatuszowane rozbawienie i choć z początku popatrzyła na niego pytająco, zaraz sama uśmiechnęła się czując sporą ulgę. Nie miałaby mu ani trochę za złe, gdyby zdecydował się teraz wyśmiać to, jak się plątała wprost! Ostatecznie zamierzony efekt został osiągnięty - jakoś poprawiła mu humor. Chociaż na chwilę.
A jednak gdy posłuchała go chwilę dalej, uśmiech z powrotem zszedł jej z twarzy.
- Znaczy że będziesz uczył się teraz sam?
Pytała nie dlatego, że nie rozumiała... Raczej uważała to równocześnie za trudne, jak i niesamowicie obciążające. Jeszcze na piątym roku nauki?
- Ani walca, ani chyba w gruncie rzeczy nie czegokolwiek, co ma nazwę - odparła wzruszając ramionami. - Ale tu w sumie jeszcze bardziej nie rozumiem, czemu ma to służyć, jeśli ktoś tańczyć nie lubi.
Jakby nie patrzeć, język portugalski służył do porozumiewania się z Portugalczykami. Taniec nie służył niczemu, jeśli nie liczyć zabawy... Ale element przymusu zdawał się całą zabawę wykluczać.
- Powiedziałabym jeszcze, że ej, możesz mnie w razie czego nauczyć, ale chyba nawet nie chciałabym ci tego robić - zażartowała ponownie z lekkim uśmiechem.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Wzruszył ramieniem, kiwając głową, wyraźnie nie czując się jakby to było zupełnie niewłaściwe czy trudne. Po prostu miał materiał do przyswojenia i tyle, trzeba się było wziąć w garść i go przyswoić. Nie ma że boli, nie miał prawa narzekania, w zasadzie na żadnym etapie swojego życia.
- No tak. Mam podręcznik i materiał, jaki muszę przyswoić. Znaczy nie muszę i w zasadzie priorytetem jest nauka szkolna, ale byłoby idealnie jakbym nadrobił to, z czym nawalam od wakacji, bo moja motywacja do nauki czegoś zbędnego zdechła.
Posłał jej nieco ironiczny uśmiech, choć ostatecznie nie wyglądał na szczególnie ubolewającego, za to zdecydowanie jakby pogodził się ze swoją sytuacją. I tak było, nie od dzisiaj, zatem coś, co dla Saoirse było nowe i straszne, dla niego było znaną codziennością i nie robiło na nim wrażenia. Tyle.
- Musiałbym być naprawdę niespełna rozumu żeby z własnej woli tańczyć to gówno i jeszcze kogoś uczyć. Doprawdy, bez obrazy, ale nie.
Mimo wszystko mówił jednak z pewną dozą lekkości i rozbawienia, nie traktując po prostu tego "zaproszenia" na serio. Bo raz, że nie sądził by Saoirse była typem osoby, która potrzebowałaby czy chciała uczyć się czegoś tak niepotrzebnego, oraz też po prostu nie widział jej jakoś wirującej w tym szlachetnym, podobno, tańcu. Raczej widziałby u niej coś szalonego, czego on z kolei nie potrafiłby najpewniej powtórzyć. Każdy miał swoje? Chociaż on i walc też brzmiały sprzecznie, i były, według niego. Nienawidził tańca, szczerze i namiętnie.
- Ale ja też tego nie rozumiem ogólnie. Po prostu tak jest, tyle. - Sad but true.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Chyba w sumie trudno się tak zmotywować do roboty, a konkretnie nauki właśnie w wakacje... Znaczy, ściśle takiej w sumie, nie wiem, książkowej, teoretycznej.
Już widziała, jak to by wyglądało w jej przypadku... Przecież nie byłaby w stanie spędzić przy książce więcej niż pół godziny, a i przy tym niesamowicie by się rozpraszała. W szkole panowała nieco inna atmosfera i już prędzej była w stanie się skupić - choć wszyscy jej znajomi wiedzieli, jak to wygląda nawet tam.
- Już nie mówiąc o tym, że potykałabym się o twoje nogi, swoje nogi i wszystkie niewidzialne demimozy, które akurat znalazłyby się jakimś cudem na parkiecie. Stadnie, tak sądzę.
Może i radziła sobie w takim swobodnym tańcu, ale walc nie brzmiał, jak coś dla niej...
- Hmm... To masz z kim siedzieć w pociągu? - spytała jak gdyby nigdy nic.
Dopiero po krótkiej chwili zmarszczyła lekko brwi. Czy to zabrzmiało, jakby sugerowała, że nie ma i jest życiowym przegrywem? Nie, nie o to chodziło...
- Znaczy to bardziej propozycja, niż pytanie - dodała zaraz, przekrzywiając głowę i wzruszając lekko ramieniem.
Oczywiście nie obraziłaby się, gdyby odmówił... W końcu na pewno byli ludzie z jego domu, z którymi chciał się zobaczyć... Tak?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Cóż, zależy. Jemu nie było trudno się zmotywować, z wielu powodów. Po pierwsze, raczej nie miał problemów ze skupieniem, chyba że naprawdę skrajnie coś go nudziło. Acz nawet wtedy raczej skupiał się żeby odwalić szybko i mieć z głowy. Po drugie, stojąca nad nim matka będąca stale postrachem w domu dostatecznie mocno motywowała żeby przypadkiem się jej nie narazić za bardzo. Po trzecie, tak naprawdę nie miał zbyt wiele do roboty w czasie wolnym, nie miał przyjaciół i zbyt wielu zainteresowań, na które miałby czas, przez co po prostu nie marudził, przynajmniej szybciej mijał czas i zaraz znowu kończyły się wakacje. Bądź co bądź to i tak tylko dwa miesiące.
- Jakoś daję radę.
Uniósł z rozbawieniem kącik ust, nawet dając radę bez większego problemu sobie zwizualizować podobną scenę.
- Tak, to byłoby okropne. Powiedzieliby, że się biliśmy, a to tylko próba tańca.
W zasadzie na jej pytanie nie wiedział do końca co odpowiedzieć. Nie dlatego, że nie znał odpowiedzi, ale po prostu nie był pewien szczerze czy to kolejne zainicjowane droczenie się, czy faktyczne pytanie, czy krypto propozycja. Więc musiał wyglądać na lekki zawiech, póki nie dopełniła swojego pytania. Uniósł brwi w niemym "ah".
- Nie mam. - A jednak ogarnęło go zwątpienie. Bo jeśli Saoirse, to pewnie i jej znajomi, a jeśli jej znajomi, obawiał się darcia ryjów przez całe kilka godzin gnicia w pociągu i oficjalnie musiałby stracić rozum. Problemo... - A co, nie planujesz spędzić podróży z energiczniejszymi z twoich znajomych? - Smooth.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Uśmiechnęła się szerzej i wytknęła go palcem.
- I właśnie wtedy wchodzą zalety dobrej reputacji, bo nawet jeśli faktycznie byśmy się bili - i tak swoją drogą, jak już bym wygrała - no to chyba jasne, że byłoby na ciebie, a ja jestem niewinna.
Oczywiście nawiązywała do ich wakacyjnej rozmowy, kiedy to Romilly chyba wspominał, że bycie Ślizgonem i związana z tym reputacja ponurego hejtera w niczemu nie szkodzi. Otóż szkodziła i jeśli Saoirse chciałaby to wykorzystać, była na idealnej pozycji!
- Nie no, nie wiem, właściwie jeszcze z nikim nie gadałam. Znaczy nie tak długo, w każdym razie, jeszcze pewnie będę musiała złapać parę... - mruknęła, rozglądając się nieznacznie na boki. - Więc raczej zobaczymy, jeśli o mnie chodzi... Ale w sumie ci bardziej energiczni, to tacy, z którymi i tak częściej się widywałam, albo tacy, z którymi dzielę dormitorium. Zobaczymy. A i tak w sumie w pociągu będzie zamieszanie i znalezienie kogokolwiek...
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
Choć wiele rodzin zdawało się urządzać sobie całe spotkania na peronie tylko po to, by na koniec się wyprzytulać i hamować wzruszenie przy pożegnaniu na kolejne miesiące z bliskimi, Lucas tak nie miał. Nie dlatego, że miał skrajnie złe relacje z ojcem i marzyli o spokoju od siebie i rozstanie było prawdziwym zbawieniem... To znaczy, mężczyźnie na pewno przeszło to przez myśl parę razy w ciągu wakacji, kiedy to Lucas decydował się namiętnie wykłócać, kiedy tylko wchodzili na nieodpowiednie tematy - zaczynając od poważnego problemu nieładu panującego w pokoju Krukona. Jednak czy było to ważne teraz? Nie ma mowy, rozstali się jak zwykle w zgodzie, jeszcze przy wejściu na stację kolejową. Dalej przecież i tak poradzi sobie sam. W dodatku, nie oszukujmy się, był bardziej zainteresowany osobami, których nie widział w czasie wakacji, niż ckliwą rozmową z rodzicem i machaniem mu z okna w przedziale. Na to mieli czas na pierwszym roku.
Samotnie pchając wózek przed siebie, kiedy znalazł się już na odpowiednim peronie, zaczął wypatrywać kogoś znajomego. Najlepiej kogoś, za kim stęsknił się najbardziej oczywiście...
W końcu dostrzegł Yannisa, z którym nawet starał się nawiązać kontakt w czasie wakacji, ale to nie wyszło. Nie wspominając już o tym, że przy okazji zrobił z siebie idiotę, zadając mu pytanie, na które odpowiedź była banalna, żeby tylko ten poczuł się ze sobą lepiej i aby nakarmić jego i tak ogromne ego! Całkowicie niepotrzebnie! Cóż, teraz przyszedł czas na odbudowanie swojego honoru... Dziś, czy tam któregoś dnia w ciągu kolejnych miesięcy szkolnych. Ewentualnie codziennie, kiedy będzie udowadniał mu swoją wartość. W międzyczasie mógłby być może próbować dowiedzieć się też o nim nieco więcej.
- Hej, Yannis! Evemer Kerrain, co myślisz? Pierwsze skojarzenie - zaatakował szybko kolegę i tylko jemu znany był tu motyw...
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Yannis również przyszedł na peron sam. Zresztą, większość uczniów starszych klas raczej darowało sobie wielce uroczyste pożegnania i robienie z początku roku wydarzenia jakby mieli nigdy więcej się nie zobaczyć. Doprawdy, bez przesady, w wakacje w większości pewnie nawet nie spędzają ze sobą czasu, może poza pierwszym tygodniem kiedy bycie znowu razem zdaje się na nowo świeże i niesamowite, do pierwszej sprzeczki. On pozwalał sobie nawet ten tydzień odpuszczać, może dlatego, że i tak to rekordowy czas żeby z ojcem czy bratem nie ściąć się słownie chociaż kilkoma zdaniami.
W zasadzie nie mógł się doczekać szkoły w każde wakacje, bo poza dobrym dostępem do prasy - każdej, bez wyjątku - nie miał większych korzyści z gnicia w domu. Czasem spotykał się ze znajomymi ze szkoły, jednak w większości jednak mieli swoje życia, co sprowadzało się do zarywania większości czasu na studiowaniu prawa czarodziejów i nieco (bardzo) obsesyjnego poszukiwania sprawiedliwości w każdych sprawach jej pozbawionych. Tak czy inaczej, szkoła dawała mu zajęcie i możliwość skupienia się na rzeczach codziennych zamiast pogrążać się w przeszłości i przyszłości, co tylko pogarszało jego już i tak dużą obsesję na punkcie śmierci matki.
Nie spodziewał się jednak, sam nie wiedział czemu dokładnie, że pierwszą z osób, jaka w ogóle do niego podejdzie zagadać, nie będzie ktoś z jego przyjaciół, tylko jego osobista nemesis - Lucas Remington. Zatrzymał się z wózkiem, patrząc na niego z początku zupełnie bez zrozumienia, za to z ogromną konsternacją, przetwarzając zadane pytanie.
- Hej - odpowiedział w końcu po może kilku krótkich sekundach zawieszenia. - Quidditch?
Bo naturalnie wiedział, że był to zawodowy gracz quidditcha, i to nie przez ostatni artykuł w Czarownicy na temat jego życia prywatnego - nie żeby kogoś to obchodziło poza dzikimi fankami, bez sensu, chcemy czytać o sporcie! - a po prostu dlatego, że bardzo interesował się tym sportem i poza nauką i obsesją, ogrom czasu spędzał na śledzeniu całego światka sportowego z tej dyscypliny.
- A co? - Czy Lucas też czyta Czarownicę? Ale nie zapyta pierwszy, bo pewnie go czymś wkurzy, na przykład głupim komentarzem na temat podziału pracy na męską i damską, co jeśli chce się być doinformowanym w tym, co się dzieje na świecie, jest zupełnie durne.
- Czytałeś może ostatni artykuł Proroka? Ten o mugolu w Dziurawym Kotle?
Nie to żeby nie miał z kim o tym rozmawiać, skoro to jego wróg, ale oprócz tego był też dobrym kumplem, co było szalenie dziwne. Po prostu zależało od kontekstu, a choć kłócili się w zasadzie non stop, Lucas był przy okazji jedną z niewielu osób wśród jego bliskich znajomych, która aktualnie nie tylko była oczytana, ale umiała dyskutować na różne tematy zamiast przyjmować wersje, jakie opisano w książkach czy gazetach bez zastanowienia dlaczego tak właśnie, a nie inaczej. I to naprawdę w nim cenił, był bardzo inteligentny. Szkoda, że przy okazji uparty jak osioł, nie dało mu się nic przetłumaczyć i czasem lepiej by się z nim spędzało czas gdyby był jednak niemową.
Zadanie: [13] Na bieżąco - Wariant 1
Uczestnicy: Lucas Remington
Progress: in progress
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 62
A przez te kilka sekund Lucas patrzył na Yannisa wyczekująco i gdyby potrwało to choćby jedną więcej, upomniałby się, że zajmuje mu to za długo i miało być przecież spontanicznie. Nawet otworzył już usta, jednak ponownie zdążył je zamknąć przy odpowiedzi chłopaka. Dopiero po chwili cicho cmoknął, odwracając wzrok.
- Aha, ciekawe - odparł tajemniczo, jednak zdawał się przy tym nie widzieć w swoim zachowaniu nic dziwnego.
Jeśli chodziło o Kerraina, istniały dwie reakcje... Część osób wzdychała do niego, inna część komentowała jego grę - zresztą też dosyć pozytywnie, w końcu grał naprawdę dobrze! Inni zdawali się zgadzać z obiema stronami, a z takimi, którzy zdawali się wcale nie wiedzieć kto to, Lucas praktycznie nie rozmawiał. Nie dlatego, żeby uważał, że śledzenie na bieżąco, kto jest popularny było najwyższym celem... Po prostu tak wyszło. W każdym razie Yannis zdawał się nie doceniać tego, jak Evemer się prezentował. Chyba że ta krótka pauza przed odpowiedzią to uniknięcie bardziej zadowalającej odpowiedzi? Trudna sprawa. Od zawsze ciężko było rozgryźć Yannisa, a Lucas szczerze próbował! Od pierwszego roku!
Oczywiście zbył pytanie kolegi powyższymi słowami i był gotowy płynnie przejść do innego tematu, nijak niezażenowany swoimi sposobami dowiedzenia się od Yannisa rzeczy ważnych... Jak chociażby orientacja, czy w ogóle gust.
Szybko uznał jego pytanie za dużo dziwniejsze, niż własne, co jasno zakomunikował wysoko uniesionymi brwiami.
- Wszyscy już o tym słyszeli, serio... Z pierwszej strony czytają nawet dzieci - pokręcił głową niemal z dezaprobatą.
Dobrze... Być może Lucas miał skłonność do myślenia o większości rzeczy tylko i wyłącznie z własnej perspektywy. Chociaż przeglądanie Proroka było codziennością - według niego każdego czarodzieja. A może każdego czarodzieja, który nie był idiotą? Oczywiście Krukon nie wierzył ślepo we wszystko, co było tam napisane, niemniej warto było być na bieżąco! Bo nawet w największym kłamstwie kryje się prawdziwa informacja. A przynajmniej na łamach Proroka.
- Słaby moment, tak właściwie. Musieli sporo zarabiać na pierwszym września. Tylko że to brzmiało trochę jakby ktoś chciał przy okazji wygryźć obecną właścicielkę - skomentował zaraz, wzruszając lekko ramieniem.
Czy współczuł tu Hannie Longbottom? Nie, niekoniecznie. Nie był tak empatyczny. Dla niego była to informacja, jak każda inna, która nie dotyczyła osobiście jego, ani nikogo z jego kręgów. Smutne, ale cóż... Życie było smutne.
|
50% |
Absolwent |
41 |
średni |
Hetero |
Pióra: 1
Choć nie dla każdego z nauczycieli obowiązkiem było podróżować do Hogwartu pociągiem, Logan nie przepuszczał tej okazji. Uwielbiał podróżne na tyle, że co roku ekscytowała go możliwość spędzenia dziewięciu godzin obserwacji widoków z okna pędzącego ekspresu Londyn-Hogwart. Niemalże tak samo, jak za swoich lat szkolnych.
No dobrze, to nie tak, że tylko siedział w przedziale z nosem przylepionym do szyby, bo rzetelnie spełniał swoje profesorskie obowiązki, ale nie przeszkadzało mu to w cieszeniu się tym poczuciem powrotu do lat uczniowskich.
Na peron przybył niemalże na styk, mając wszystko wykalkulowane na tyle, żeby nie wskakiwać na ostatnią chwilę do odjeżdżającego już pociągu, ale z pewnością nie mając też zbyt wiele czasu na pogaduszki z rodzicami, czy nadgorliwymi studentami swojego przedmiotu. Przyzwyczajony do tego, że zwracał na siebie uwagę nie tylko nowych uczniów, ale i wielu starszych, tak jak i rodziców, parł przez tłum podróżnych, niczym lodołamacz. Nie żeby się rozpychał, po prostu jakoś tak naturalnie ludzie rozstępowali się przed nim, niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem, czy co to za legendy sobie tam mugole opowiadają.
Mogąc widzieć większość gawiedzi z góry, wcale nietrudno było dojrzeć znajome twarze. Tu komuś machnął, tam komuś skinął, uśmiechnął się szerzej, a w pewnej chwili jego wyrośnięta sylwetka zniknęła. Znaczy się nie tak, że całkiem zniknęła, po prostu schylił się, chcąc tym samym nieco schować się w tłumie.
Dla większości otaczających go uczniów i rodziców było to dość zaskakujące zachowanie, a niektórzy nawet zaczęli odchodzić w popłochu, odciągając soje pociechy od przyczajonego Logana przemykającego wyjątkowo zwinnie - jak na swoje rozmiary - pomiędzy podróżnymi. Po chwili tajemnica jego "skradania" rozwiązała się dla tych, którzy może zastanawiali się co też takiego do cholery robi ten niespełna rozumu profesor (zdawało mu się, że usłyszał komentarze typu "TO jest/ma być nauczyciel mojego dziecka?!", ale jakoś zupełnie się tym nie przejął). Logan podbiegł niczym dziki zwierz - uśmiechając się równie dziko - do niczego nie spodziewającej się Beatrice stojącej do niego akurat tyłem i bez najmniejszego wysiłku porwał ją w ramiona, unosząc na moment w niedźwiedzim uścisku. Równie szybko i niespodziewanie odstawił ją na ziemię, przytrzymując stabilnie zanim sama nie złapała równowagi.
- Oto właściwa kobieta na właściwym stanowisku, pilnująca porządku już na peronie. - Nikt go w sumie nie pytał, ale tyle zdziwionych spojrzeń teraz ich obserwowało, że wypadało wyjaśnić sytuację. Dobrze wiedział, że to zaskoczenie to z zupełnie innego powodu, ale po co miał na to zwracać uwagę? Nawet jeśli bywał młodzieńczo niepoważny w przeróżnych sytuacjach, to lepiej brać go na poważnie na lekcjach, bo konsekwencje mogą niektórych bardzo niemile zaskoczyć.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Może to nie tak, że Philip nie lubił swojej rodziny, niemniej jednak rozstanie się z nią na peronie było priorytetem. Nie miał jedenastu lat, by potrzebować żegnać się z rodzicami, nie chciał utknąć na dłużej z młodszym rodzeństwem, a szczerze mówiąc miał ich wszystkich serdecznie dosyć. Hogwart zdecydowanie przyzwyczaił go do tego, że każdy ma swoją przestrzeń. Z całej rodziny najmniej drażnił go Ian i to też w dużym stopniu dlatego, że przecież dzielił z nim pokój cały rok i... Właściwie całe życie. Kontakt listowny z rodzicami oraz ich towarzystwo od święta było w porządku. Podobnie kontakt z młodszym rodzeństwem - codzienne interakcje doprowadzały tylko do częstszych spięć i choć zwyczajnie kochał swoją rodzinę, zdecydował się uwolnić od nich już w pierwszych krokach po przejściu na peron. Strategicznie udał się też w innym kierunku niż Ian, żeby przypadkiem nie przyszło komuś do głowy ich zatrzymywać. Chyba mało wygodnie byłoby gonić swoje dzieci w dwóch kierunkach, prawda?
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Chociaż zostało jeszcze sporo czasu na rozmowy ze znajomymi, wygłupy oraz porządne pożegnania z rodziną, niektórzy uczniowie zaczęli zbierać się do pociągu. Nie bez powodu ciężko później znaleźć samotny, czy nawet luźny przedział! Kto pierwszy, ten lepszy. Oczywiście ostatecznie każdy znajdzie dla siebie kącik, jednak niektórzy nie lubili czekać. Z drugiej strony to właśnie teraz dochodziło do pierwszych przepychanek przed wejściami... Jedna z grupek trzeciorocznych niemalże szarżą rzuciła się ku pociągowi, najwyraźniej nie zwracając przy tym uwagi na to, kogo akurat zdołali staranować. Jeśli przypadkiem znalazłeś się na ich drodze, nie oczekuj przeprosin - trzeba było się orientować! A przynajmniej właśnie takie zasady wyznawali wspomniani trzynastolatkowie.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 159
Tymczasem odpowiedź Yannisa nie podsunęłaby Lucasowi żadnych wskazówek gdyby nawet drążył temat. Dlaczego? Bo zanim doszedłby do czysto osobistych odczuć względem Kerraina jako przeciętnego człowieka, a nie sportowca, najpierw opowiedziałby wszystko o jego grze. Pozytywne spostrzeżenia, negatywne przemyślenia i komentarze, trochę generalnych opinii i uwag na temat całej drużyny i możliwe, że jeszcze przy okazji innych drużyn quidditcha. Poza tym mężczyzna nie był zupełnie w typie Yannisa, pomijając już sporą różnicę wieku jeszcze dość mocno odczuwalną kiedy się ma ledwie szesnaście lat, więc Lucas nie doczekałby się zupełnie komentarza odnośnie jego aparycji. Prędzej by skomentował na sucho jego prowadzenie się, choć nie miał tu też wiele do powiedzenia. Może lepiej więc, że Lucas nie brnął w temat, tylko by się niepotrzebnie sfrustrował... Bardziej.
I w zasadzie nieszczególnie przykuło jego uwagę dziwne pytanie od rzeczy, jakie mu zadano, i brak odpowiedzi na własne dociekanie. Zwyczajnie uznał, że Lucas jest sobą i po prostu jest dziwny.
- Może część z nich... - mruknął, wzruszając ramionami po tym. I tak był ciekawy opinii więc cierpliwie czekał aż Krukon ją wygłosi. Bo naturalnie, choćby jednak poprosił o milczenie, usłyszałby jakieś zdanie i komentarze, to oczywiste, wiedział z kim rozmawia. A skoro tego aktualnie oczekiwał, zdał się na swoją intuicję i poziom znajomości chłopaka, co zaraz zostało nagrodzone.
- Może tak. Chociaż to byłby dość śmiały ruch. - Rzucił, i nawet chciał powiedzieć coś dalej gdy kilku znacznie młodszych dzikusów, to znaczy dzieci, przebiegło tuż obok, tylko ledwo go nie popychając. Odsunął się krok, marszcząc brwi z lekką irytacją, oglądając się za nimi gdy już znikali w przedziale pociągu. Ciekawe czy i gdzie jest reszta ekipy, z jaką się trzymał na codzień? - Zjeby. - Mruknął, wracając wzrokiem do Lucasa.
- Chociaż tak naprawdę jakby się zastanowić, to to ta lepsza opcja. Bo jeśli to nie byłby czyjś plan, to jak to byłoby możliwe?
To nie tak, że nagle snuł teorie, ot rzucił swobodną myśl, która pojawiła się wraz z przeczytaną treścią artykułu. Zastanawiał się jak byłoby to możliwe, a w mordędze siedzenia w domu w pewnym momencie to było całkiem ciekawe wyzwanie - dojść do tego jak to byłoby możliwe. Odetchnął, zerkając na pociąg znów, przy tym podnosząc swój kufer. - Chyba faktycznie wypadałoby się ruszyć i znaleźć przedział zanim bachory się rozlezą.
Jaki milutki. I bogowie wiedzą czy to była propozycja pójścia razem czy nie, jako że Yannis niedługo po wypowiedzeniu tego zdania skierował się do pociągu, sam czy też z Lucasem.
|