Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Przytulny korytarz Jak na podziemia korytarz ten jest bardzo przytulny. Właściwie można śmiało strzelać - bez znajomości całych lochów - że to najlepiej prezentujący się korytarz, jaki można znaleźć na tym poziomie. To stąd najbliżej do Pokoju Wspólnego Puchonów oraz kuchni, jednak sale lekcyjne oraz salon Ślizgonów znajdują się nieco głębiej.
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
5 września 2020, godzina 17:30
Proszę! Więc Romilly jednak przystał na jej propozycję. I choć Saoirse była zachwycona, oby był to ostatni szok, który dzisiaj jej zafundował, bo każdy kolejny będzie powodował tym większe rozproszenie, a chyba wielu osobom już dobrze wiadomo, że była ona sama w sobie zagrożeniem dla życia - głównie swojego. W końcu rozproszenie i roztrzepanie prowadziło do różnych wypadków, a teraz tylko bardziej zastanawiała się nad tym, co się działo w głowie Ślizgona, zamiast liczyć schodki pod nogami. Była pewna, że ostatni miał wypadać trzy wcześniej niż w rzeczywistości, w związku z czym zrobiła niefortunnie głębszy kroczek, po którym szybko straciła równowagę i tylko cudem nie wywaliła się na twarz.
- Erm... No - mruknęła ze zmieszaniem, dopiero teraz stając normalnie, zamiast w dziwnym rozkroku, który uratował jej buzię przed spotkaniem zimną posadzką, najpewniej o funkcji chirurga plastycznego bez prawa na wykonywanie podobnego zawodu, który zapewniałby, że opuchlizna w końcu zejdzie.
- Okej, no to ja zaraz wrócę, tak? - spytała pospiesznie, aby odwrócić uwagę od swoich popisów akrobatycznych. - I zaraz wtedy możemy iść, w sumie może i lepiej, to wezmę też bluzę, a ty poczekasz i no, świetnie, super, to zaraz wracam!
Następnie oczywiście pognała aż do dormitorium, w którym miała oczywiście się przebrać, a przy okazji, tak bez powodu sprawdzić stan swojej kostki, po tym jak udało jej się przeżyć kosztem niefortunnego postawienia stopy. Ale chyba nic takiego się nie stało...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Szedł sobie spokojnie, nie licząc schodków, a nadal utrzymując pion, kiedy to Saoirse... Cóż, wylądowała telemarkiem. Drgnął ku niej nawet, chwytając ją ostatecznie tylko pod ramię kiedy już praktycznie sama się ocaliła. Uniósł brwi, lustrując wzrokiem nawet czy nic jej nie jest i ostrożnie ją puszczając kiedy sama zaczęła się zbierać do ludzkiej pozycji.
- Żyjesz? Cała? - dopytał niepewnie, przyglądając się jej w pełni skupienia na jej zdrowiu. Na chwilę była tylko ona i żadnego świata poza nią.
A jednak zdawało się na szczęście, że wszystko gra i zaraz spłoszona poleciała do dormitorium. Popatrzył za nią kiedy znikała za beczkami.
- ... To dobrze. - Rzucił cicho do siebie. Westchnął, rozglądając się dopiero niezręcznie po otoczeniu, by oprzeć się plecami o ścianę i tak stać jak kołek. Wsadził ręce do kieszeni, zastanawiając się nad... No, czym w sumie? Nad słowami Saoirse, o tym jak wspaniały jest jego dar, i jak świetne jest to, że tak umie? Dobrze to wspominał? Tak. I to nie tak, że nie doceniał, sam uwielbiał tą umiejętność. Tylko bywały z nią problemy i te właśnie, oczywiście, mu nie pasowały.
Zastanawiał się jednak czasem jak daleko może zajść w tych zmianach, i testowął to niejednokrotnie. Może nie jakoś skrajnie, ale na miarę swojej kreatywności i sił. Zastanawiał się czy może przybrać formę zwierzęcia, albo podobnego stworzenia, albo czy może być sobą, ale większym czy mniejszym. Podobno ograniczała go tylko wyobraźnia i siły witalne, ale czy na pewno? Pomyślał o domu, w którym się znalazł wiele lat temu, i o tym jak powinien być ambitny, sięgać daleko. Jak powinien być wężem i zrzucać swoją skórę na rzecz nowej.
Usłyszał otwieranie się drzwi beczek, po dłuższym czasie zastanawiania się, i chichot jakichś dziewczynek. Młodych, jednoznacznie. Przyszła mu złośliwa rzecz do głowy, ot bo był zirytowany tym jak głośne były. Zastanowił sie chwilę, skupił, by zaraz gdy dziewczynki, trzy, dwunastoletnie czy nawet młodsze, wyszły zza rogu, kierując się ku schodom. Widząc starszego chłopaka stojącego pod ścianą skupiły na nim wzrok na chwilę dosłownie, niepewne kto to. Wystarczający czas by Romilly podniósł na nie spojrzenie żółtych, wężowych oczu z pionowymi źrenicami, po czym uśmiechnął się szeroko, ukazując szpiczaste kły i pędzelkowy język.
Zdawało mu się, że małe pozieleniały nieco, a kiedy drgnął w geście niby chęci zaatakowania, sycząc, z piskiem pobiegły po schodach niczym oparzone. Popatrzył za nimi, gdy syk zamienił się w suchy, rozbawiony śmiech, a jego wygląd zaczął się powoli cofać do naturalnego, swojego.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Pognała do dormitorium, a następnie przebrała się w coś wygodnego... Właściwie pierwsze lepsze, co znalazła, a nie było mundurkiem. Od niego zdecydowanie trzeba było czasem odpocząć. Zwyczajne ciemne spodnie, zwykła czarna bluzka, na to obszerna flanelowa koszula w kratę, która należała do ubrań stanowiących definicją komfortu. Nie miała wyglądać ładnie. Nie miała się podobać. Nie myślała o podobnych rzeczach. Przecież to tylko spacer. Do tego przewiesiła torbę przez ramię i zaraz wróciła na korytarz, zapominając powoli o nieco bolącej kostce. Jeśli nie będzie więcej podobnych popisów, powinno być w porządku...
Zatrzymała się na moment za rogiem, zauważywszy co się dzieje i obserwowała rozwój sytuacji aż do pisku dziewczynek. No pięknie. Ona sprowadziła to na biedne Puchonki. I to właśnie ona powstrzymała się od śmiechu. Fakt, iż chodziło o Romilly'ego był już połową całego efektu.
- Wow, jak groźnie - skomentowała z uśmiechem podchodząc do niego. - No... To co, już nie będziesz nosił za mnie rzeczy?
Zatrzymała się na moment przy nim, wystawiając ręce przed siebie, bardziej jakby prosiła go o datek, niż jakiekolwiek źródło wiedzy.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Cóż, nie miał pojęcia, że Saoirse go widzi, choć sam nie wiedziałby czy to wiele zmienia w jego spontanicznym występku. A jednak mimo to kiedy wyszła zza rogu, wyraźnie sugerując, że widziała zajście, spojrzał na nią z mieszaniną zaskoczenia i rozbawienia. To niby niewiele, że nie bała się i nie szkalowała nawet takich jego przemian. Niby niewiele, że nie reagowała na niego w nacechowany negatywnie sposób i akceptowała go niezależnie od formy, jaką przybierał. A jednak komfort i poczucie akceptacji, bycia widzianym w pełni i przyjmowanym w ten sposób... Z jego agresją, dziwactwami, wycofaniem, ponuractwem... Dochodził do momentu, kiedy niemalże czuł, jak go to urzeka, jak z każdym dniem i okazem akceptacji z jej strony coraz bardziej do niej lgnie i tym bardziej jej potrzebuje, tęskni za tym, co mu dawała. Zastanawiał się jak ona z kolei czuła się w jego towarzystwie?
I w tym wszystkim zupełnie nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że jeszcze niedawno oczekiwany atak paniki wycofał się, zwiastując, że dzisiaj będzie miał wciąż spokój w głowie.
- Niech wiedzą, że obcych czających się w pustych korytarzach się unika, a nie gapi. - rzucił luźno, choć lekko się uśmiechał. Sięgnął do torby, wyciągając zaraz książkę dla niej i wręczając jej posłusznie. Nie będzie przecież na siłę trzymał zakładnika, bez sensu. - Ty masz umysł ze stali to ciebie nawet faktyczny potwór nie przestraszy. - Dodał z lekkim rozbawieniem, podążając z nią na dwór jeśli tylko skierowała się ku schodom.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Prychnęła cicho.
- Nie no, serio. Na obcych, takich strasznych i to w ciemnych kątach pustych korytarzy, to jak najbardziej się patrzy i to w pierwszej kolejności, no bo pomyśl tak, wolisz wiedzieć z kim masz do czynienia, tak? Wiedzieć, czy już masz uciekać, czy masz tę drogę ucieczki w ogóle? Opracować jakąś zajebistą strategię przetrwania. No wiesz... Ostatecznie Puchoni jakoś dają sobie radę dzielić swój teren ze Ślizgonami, tak? Bo inni by nie dali?
Nie mówiła tego złośliwie. Po prostu zdawała sobie sprawę z tego, że Puchoni mają szczególną reputację i Romilly zdawał się podzielać zdanie na ich temat. Nie żywiła urazy... Ale jeśli tylko miałaby najmniejszą szansę udowodnić mu, że się myli, rzuciłaby się na nią. Mógł być tego pewien. Jeśli tylko jeszcze nie dostrzegał i nie doceniał tego zapału, niech tylko poczeka!
- Może przestraszy. Może nie przestraszy. Za to na pewno zajebiście sobie z nim poradzę - odparła pewnie, chowając zaraz książkę do swojej torby i faktycznie ruszając powoli po schodach.
Tym razem była wyraźnie ostrożniejsza... Może trudniej spaść ze schodów idąc do góry, ale kostka dawała jej delikatnie znać, że powinna uważać. Tylko dzisiaj...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Zmarszczył brwi. Nie widział tego do tej pory w ten sposób, a miało to sens. Jeśli jest zagrożenie, lepiej je obserwować i faktycznie, zawsze dziwiło go czemu Ślizgoni są obok Puchonów. Sądził, że z Gryfonami byłyby wojny, ale Krukoni by mogli tu być, tak? Ale mieli tam bliżej do biblioteki? Nie wiedział do tej pory. A teraz jakoś tak zaczął odrobinę rozumieć. To nie była rzecz bezmyślna, tak to ułożyć. Ktoś wiedział, że Puchoni po prostu dadzą sobie radę. Jak Saoirse. Jak dziewczynki, które może były przestraszone, ale w życiu nie widział żeby ktoś tak szybko po schodach zasuwał.
Pokiwał w zastanowieniu powoli głową, zatrzymując wzrok na Puchonce obok.
- Może tak. - Powiedział cicho, nie zdradzając żadnych szczególnych uczuć, a będąc chwilowo ot urzeczonym... Nią.
Podąrzył więc za nią bez wahania, po schodkach aż do drzwi głównych.
- Na przykład kopniakiem między nogi?
Bo jeśli miałby szukać potwora w tych lochach, najpewniej w pierwszej myśli doszukiwałby się tego określenia wobec siebie samego. Chociaż nie było to tak jasne z jego wypowiedzi, i nawet nie miało być. Ot nie miał wobec siebie najlepszej opinii i też nie krył się z tym na tyle, i uważał to za tak oczywiste i naturalne, że nie zawsze to zauważano w jego słowach czy gestach.
- Już mi szkoda biedaka.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Szczerze mówiąc, gdyby to Saoirse miała strzelać, powiedziałaby, że umiejscowienie dormitoriów było przypadkowe. To znaczy, sądziła że każdy z założycieli miał jakiś swój plan oraz wizję, ale przy tym raczej nie dogadywali się, jak to rozegrać między sobą... Ale może się myliła.
- Nie wiem, czy to działa na potwory akurat, wiesz? Raczej wtedy pomyślałabym o czymś innym i to raczej szybko, bo w gruncie rzeczy nie planuję takich spotkań i to bliskich... Jeszcze nie, no i zależy co to miałoby być i na ile można byłoby to tak nazwać?
Bo czym właściwie był potwór? Z pewnością mógłby to być jakiś człowiek. Nie Romilly, ale ktoś na pewno. Mogłyby to być też jakieś stworzenia... Chyba. Ale tu też miałaby dużo wyrozumiałości. Przecież większość z nich działała pod wpływem emocji, czy obiektywnych potrzeb.
- No ale... Nie wiem, masz jakieś ulubione miejsce na błoniach, czy raczej po prostu coś się znajdzie, tak jakoś z boku?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Pokiwał głową w milczeniu. W zasadzie też nie wiedział co innego (czy też kogo) niż na przykład siebie miałby nazwać potworem. Swoją matkę? Jej matkę? Nie znał w sumie jej matki... Na szczęście, w zasadzie, jak podejrzewał.
Skinął więc tylko głową z niemą zgodą, trochę też nie wiedząc jaka mogłaby być odpowiedź.
- Nie mam. Raczej po prostu chodzę gdzieś na bok, ale w miarę blisko zamku, bo jestem za leniwy żeby iść dalej.
Nawet nie udawał, że tak nie jest, nie sprawiało mu problemów wytykanie samemu sobie jego negatywnych cech. Miał do siebie dystans, prędzej w drugą stronę, zaniżał swoją wartość, choć w dużej mierze nieświadomie, zatem szczere stwierdzenie faktu, że jest leniwy, tak samo jak mógł z czystym sercem (i bez grama wyrzutów sumienia!) powiedzieć, że był łakomy.
- A tym masz ulubione miejsce?
W zasadzie nie pytał z grzeczności. Nigdy. Nie był tego typu osobą. Jak nie chciał wiedzieć, nie zadawał pytania, po prostu. Tu jednak był szczerze zaciekawiony i jakoś wydało mu się ważne nawet przyszłościowo, by to wiedzieć.
- Na dworze albo w zamku? - Dodał, precyzując pytanie.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Gdyby ktoś podsunął jej pomysł, że potworem, którego szukała w myślach - i w gruncie rzeczy ostatecznie nie znalazła - była matka Romilly'ego, nie zaprzeczyłaby od razu, wyraźnie zastanawiając się nad propozycją... Chwilę później miałaby się speszyć, najpewniej zaprzeczyć i zmienić temat. Mimo wszystko nie było to miłe. A jednak to straszna, straszna kobieta... Ludzie nie odzywają się w ten sposób do niewinnych piętnastolatek. Wiedziała, bo była stosunkowo niewinną piętnastolatką i znała ludzi! Żaden z nich tak nie mówił! Może powinna jeszcze bardziej doceniać własne otoczenie. Miała sporo szczęścia wychowywać się w takiej rodzinie, w takim miejscu na świecie, w takich czasach. Właściwie wszystko się zgadzało. Miała szczęśliwe, dobre życie. Może dlatego nie rozumiała problemów takich osób, jak Romilly. Była jednak zmotywowana, by podzielić się swoim szczęściem.
- Erm... Okolice jeziora? - odpowiedziała ledwie po dwóch sekundach zastanowienia.
Nie była monotematyczna, a cały dzisiejszy dzień nie miał być poświęcony jezioru, ale cóż, tak wyszło. Lubiła przesiadać nad wodą. Może trochę dlatego, że czuła się jak w domu.
- Ale w zamku... To już chyba trudniejsze. Na pewno lubię nasz salon, ale to chyba w założeniu tak powinno być, że wiesz, każdy czuje się w jego okolicach tak najbezpieczniej i ciepło i w sumie tak, jak w domu, bo to właściwie zastępuje dom, nie?
Tak jak w domu... Nie brzmiało fortunnie i zauważyła to chwilkę po tym, jak skończyła zdanie.
- Znaczy... - zakłopotała się chwilę, a w jej oczach dało się zobaczyć pewne zagubienie. Nie miała pojęcia, w jaki sposób powinna wybrnąć. - Nie wiem, w ogóle lubisz wasz pokój wspólny? Bo to chyba też jednak nie tak oczywiste, ja nawet nie jestem tak w pełni pewna, jak wygląda, raczej tylko jakieś ogólniki, no bo jednak ludzie gadają o takich rzeczach.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Pokiwał głową, choć ze spojrzeniem lekkiego rozbawienia (o dziwo! Szczególnie w dniu takim jak ten). Zastanowił się chwilę, bo i jemu skojarzyło się to z opowieścią o jej domu, jaką się podzieliła z nim ledwie dwa, może trzy tygodnie temu, jakoś w wakacje w każdym razie.
- Więc generalnie szukasz w szkole miejsc kojarzących ci się z domem? - dopytał, choć bardziej retorycznie, znając przecież odpowiedź. A przynajmniej samemu już swoją przyjmując.
Nie zraziło go, że uznała dormitoria za próbujące odzwierciedlić dom. Raczej odebrał to nawet jako stwierdzenie ogólnopojętej definicji domu jako miejsca, gdzie jest bezpiecznie, ciepło, gdzie ktoś czuje się na miejscu. A to, że jego osobisty dom mu tego nie dawał, to osobna kwestia. Po prostu nie nazywał tego swoim domem, raczej ot domem, w którym mieszka.
- Lubię. Myślę, że i tobie by się spodobał. Z okien widać głębie jeziora, czasem widać jak trytony albo druzgotki pływają czy cokolwiek robią codziennie te stworki. Poza tym jest... Zielono. I jest kominek, co jest spoko jak mieszkasz w lochach i do poczucia mieszkania w wiezieniu brakuje krat w oknach i szczurów. Chociaż akurat tu też Fabio nadaje klimat.
Ale się rozgadał! I to nawet nie było tak, że sam chciał i potrzebował mówić, ale za to miał ogromną potrzebę, coraz częściej i coraz intensywniej, uszczęśliwić jakoś Saoirse oraz dać jej coś od siebie, co by pragnęła. Coś więcej niż krzywe spojrzenie i ucinanie każdego tematu chłodnym komentarzem. Zasługiwała na znacznie więcej.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Ledwie chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią, mimo że Romilly postanowił trzymać się własnej hipotezy.
- Właściwie to, no, nie? Raczej to się dzieje, wiesz, tak samo z siebie, no bo nie szukam jakoś aktywnie, nie myślę sobie, kurwa, muszę znaleźć jakiś zbiornik wodny, bo zwariuję, tak? - sprostowała wesoło. - Ale jak już coś czujesz, że jest takie, nie wiem, przytulne i dobrze się kojarzy, to po prostu tam wracasz, bez względu na to, czy to miejsce, o którym pomyślałeś sobie, że aha, to jest to, czy raczej znalazłeś się tam przypadkiem?
Szczerze chciałaby zobaczyć salon Ślizgonów osobiście! Na pewno w jej wyobrażeniu nie był on synonimem słowa przytulny... Raczej kojarzył jej się z ich typowo ślizgońskim zdystansowaniem - oznaczałoby to, że w surowym, obszernym pomieszczeniu każdy miałby siedzieć z dala od innych. Bezsensowna koncepcja, ale przecież sami mieszkańcy tego domu nie zawsze robili rzeczy sensowne... I miała na to dowód tuż obok siebie. Nie wspominając już o tym, że zachowanie Romilly'ego ostatnio sprawiało, że okazał się dla niej jeszcze większą zagadką, niż wcześniej. A już sądziła, że go rozgryza!
- Hmm... Czyli nie jest jakoś tak surowo? Mhrocznie?
To nawet nie jej dobór słów! Skojarzyła ten temat z rozmową z April z niedawna...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
- Nie chodzi mi o świadome szukanie domu. - powiedział spokojnie, patrzac przed siebie.
Myślał jednak w zasadzie o czym innym. Myślał o wielu rzeczyach, jak zawsze kiedy przy tej Puchonce był. Teraz krążyło mu po głowie jak to było, że była tak pogodna i optymistyczna mimo wszytkiego, co się działo dookoła? Jak to było, że nic na nią nie wpływało na dłużej? Okej, zdawał się nie przzejmować niczym i w wielu przypadkach tak było, ale jakoś niektórych rzeczy nie umiał zaakceptować ani przyjąć, że ot takie są i tyle. A to było słabe. Między innymi przjął, że on sam jest słaby, skrzywdzony, jakoś inny niż wszyscy w negatywny sposób. A ona po po prostu szła dalej, strząsała takie myśli jak kropelki rosy. A przynajmniej tak mu się zdawało.
- Nie, nie wydaje mi się. - Bo może dla kogoś było, ale dla niego było cieplej niż w domu rodzinnym. - Jest po prostu podziemnie, nie unikniesz mieszkając w lochach. Ale chyba szkoła dba żeby nie czuć się ja więzień.
Chociaż on nigdy się tak nie czuł i nie wyobrażał sobie żeby z taką swobodą, jaką mieli, tak ktoś odbierał to miejsce. Ale różne mieli wizje, może akurat się trafił wrażliwy Ślizgon?
Nie zauważył kiedy jego włosy z blond zrobiły się kruczo czarne, choć zdawało mu się, że czuł się lepiej i względnie normalnie. Chyba?
- Nie rozumiem czemu nie pozwalają na odwiedziny tak w zasadzie. Między domami.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- O... - mruknęła w takim sposób, jakby była gotowa zaraz przeprosić go za nieporozumienie.
Oczywiście nie miała takiego zamiaru, ale faktycznie na chwilę poczuła, że jest jej nieco głupio, iż źle to zinterpretowała. Naprawdę zależało jej na tym, by Romilly miał o niej dobre zdanie. Tylko dlatego, że przecież tyle się napracowała, żeby w ogóle zaczął z nią normalnie rozmawiać! Nie chciała tego tracić. Przywiązała się do niego... To nie moment, kiedy ma okazać się, że znów uważa ją za głupią.
- No to tak, chyba tak... - dopowiedziała nieco ciszej.
Zaraz jednak na nowo miał jej pełne zainteresowanie, kiedy odrzuciła roztrząsanie tak mało znaczącego drobiazgu. Może i tak przejęła się nim nieco za bardzo? W gruncie rzeczy było to do niej trochę niepodobne.
- Hmm... I co, wtedy te stworzenia morskie tak po prostu was ignorują, czy raczej może przyglądają się? Znaczy, tak jak wy im? Bo to właściwie byłoby ciekawe. Znaczy, no tak, niby to dla was, i to w sumie nawzajem, taki codzienny widok... Ale i tak, właśnie, tak całkowicie się wtedy ignorujecie, bo to tak naprawdę jak mieć sąsiadów?
I to sąsiadów innego gatunku! Trzeba przyznać, że to choć trochę ekscytujące. Zwłaszcza po tym, jak Aurora napędziła jej zainteresowanie trytonami.
- No nie wiem... W sumie jak się tak zastanowić, to po co w ogóle podziały? - wzruszyła lekko ramionami. - Znaczy, niby mówią, że dom ma zastępować rodzinę i takie tam, ale to przecież głupio tak się zamykać na w sumie trzy czwarte pozostałych w Hogwarcie? Chyba kiepsko to przemyśleli... Znaczy, może kiedyś miało więcej sensu. Chociaż jak tak sobie myślę nad tym dłużej, to mam wrażenie, że na przykład taka Helga Hufflepuff byłaby okej z takim wiesz, większym luzem? Nie wiem, jak pozostali, ale z tego, co nam o nich mówili, to chyba zdawali się bardziej...
No właśnie, jakiego ładnego słowa mogłaby tu użyć?
- Zamknięci?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Tymczasem Romilly zupełnie akurat nie odebrał tego za jakikolwiek przejaw głupoty. W zasadzie, już od dawna nie przyszła mu taka myśl do głowy, bo poznał na tyle Puchonkę, by zmienić zdanie. Nie uważał jej za głupią, wręcz była bystrą osobą, chociaż nieco roztrzepaną i łatwo tracącą skupienie. Widział ją za osobę czasem ciut naiwną, a przy tym na pewno dającą znacznie za dużo dobra i ciepła osobom, które na to nie zasługują. Jak on na przykład. Ale czy to czyniło ją głupią? Niekoniecznie, nie w znaczeniu mniejszej inteligencji. Właśnie to było najpewniej tym odsetkiem naiwności, o jakiej myślał.
- To całkiem zrozumiałe jeśli dobrze się czujesz u siebie - zauważył, nie zatrzymując się zupełnie myślą przy nieporozumieniu.
Zastanowił się chwilę, przy okazji czekając grzecznie aż Saoirse skończy swój monolog i da mu dojść do słowa. W sumie mu to nie przeszkadzało, on mógł poczekać, lubił też milczeć i jak się okazało w jej przypadku, słuchać. Nawet jeśli to był monolog do zamordowania, rzadko już męczył go na tyle by faktycznie chcieć ją uciszyć. Dzisiaj był ten dzień, jednak zdawało się, że magicznie się to odkręciło w niego lepszym kierunku. Nie wiedział czemu i na jak długo, ale podjął decyzję nie zastanawiać się, a pozwolić sobie na oddech póki miał na niego przestrzeń.
- Raczej ignorują. Po tylu latach patrzenia na stale snujących się ludzi za szkłem, myślę, że się przyzwyczaiły. Chociaż młodsze osobniki czasem bywają jeszcze ciekawskie, a starsze bywają bliżej zajęte sobą, więc można chociaż popatrzeć.
Nie to żeby sam był zainteresowany szczególnie morską florą czy fauną, czymkolwiek wodnym w zasadzie, ale bywało, że faktycznie z czystej nudy i ciekawości przyglądał się żyjącym w jeziorze stworzeniom. Nie z pasji czy fascynacji, a zwyczajnie bo mógł.
- Mnie to tam pasuje. Jest większa szansa na dobre towarzystwo w dormitorium, bo podobne charaktery czy mentalność. Jakby byli wszyscy razem, pewnie w większości wszyscy by się żarli albo coś, a tak... Jest tego po prostu mniej, moim zdaniem.
To co prawda nie był jedyny powód, dla którego był zrobiony podział, i dla którego Romilly się z nim zgadzał, ale pierwszy, jaki wobec argumentów Saoirse przyszedł mu na myśl. Pomijając, że to budziło w uczniach podobno ducha walki o punkty i poziom wiedzy i motywowało do pracy... Podobno. Chociaż chyba wielu by uznało, że jest przeciwnie, albo że nie ma znaczenia.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- A ty... Jak się czujesz? - spytała i przez chwilę patrzyła na niego wyczekująco, nie zdając sobie dobre kilka sekund sprawy z tego, że pytanie to było bardzo mało precyzyjne. - Znaczy... U was? Znaczy, w salonie, czy dormitorium? Tak właśnie jakoś przytulnie, czy raczej meh, mogło być lepiej? Albo jak to w ogóle jest ze Ślizgonami, bo czy wy też jesteście tak... Nie wiem, zdystansowani? No, w swoim gronie?
Ślizgoni byli po prostu... Inni. Nie znaczyło to, że gorsi, czy też że traktowała ich inaczej. Romilly wiedział o tym przecież najlepiej.
- A to nie jest przypadkiem trochę męczące? Wiesz, takie same charaktery? No bo ja na przykład - tu wskazała ruchem ręki na siebie, jakby Ślizgon miał mieć jakiekolwiek wątpliwości, o kim mówi. - Ja bym się wkurwiła. Jakbym miała spędzać czas z kimś właśnie takim samym, jak ja. Ale wiesz, z drugiej strony, to przy bliższym poznaniu każdy jest w sumie inny, no bo tak samo ty.
Zamilkła na chwilę, bo wyraźnie za bardzo zamotała się myślowo w swojej wypowiedzi.
- W sumie to nie, rozumiem - dodała po chwili, wzruszając lekko ramieniem, kiedy to uznała, że jednak jego odpowiedź nie jest w żadnym stopniu konieczna, bo sama do wszystkiego doszła.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Uniósł brwi, zerkając na nią pytająco. Tak, bo było bardzo ogólne pytanie... Jak się teraz czuje? W domu? W dormitorium? W sumie go zamurowało zanim odpowiedział, ale może i lepiej, bo zaraz Saoirse uzupełniła swoje pytanie o konkrety. Uniósł lekko kącik ust, tknięty jedną myślą.
- Jak na kogoś, kto się złości, że traktuję Puchonów jak pusie, zaskakująco często wspominasz o Ślizgonach jako zdystansowanych i chłodnych. - Zauważył spokojnie. To nawet nie tak, że czuł, że coś "wygrał", nie o to chodziło. Ale czuł okruch satysfakcji, że to nie jemu w końcu się coś wyrzuca, co więcej, że może Saoirse jakkolwiek odczuje na ile jego komentarze są ot utartym odczuciem z poznanych osób, a na ile wbitą na blachę opinią. Może było u niego ciężej zmienić takie przekonania, ale też swoje miała, w jego przekonaniu.
- Różnie, w każdym razie. - Powiedział od razu, nie dając jej skomentować uwagi. Nie potrzebował komentarza. - Część raczej ma swoje grupki, a część jak ja, pójdzie gdzie zawieje. Ale w sumie chyba jest normalnie, bywa głośno, zdarzają się weekendowe imprezy... Nie wiem, jak dla mnie jest normalnie.
W zasadzie na jej samodzielnie dorośnięte w trakcie monologu wnioski jedynie skinął głową niby na ponowną zgodę, choć go to nieco rozbawiło. Nie pokazał tego jednak tym razem, trochę znowu chowając się za swoją stałą maską braku emocji na twarzy.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Na moment ją zagiął. Tylko na moment!
Po krótkiej chwili milczenia, kiedy to patrzyła na niego i analizując jego wypowiedź, pyrgnęła go łokciem w bok.
- Tak! Ale ty jakoś nieszczególnie przekonujesz mnie, że nie mam racji, wiesz? Chyba że wiesz, bo może chcesz się postarać i może chcesz udowodnić, że nie mam racji, co?
Zamilkła ledwie na chwilę, dając mu dwusekundowe okienko na wtrącenie odpowiedzi... Nie zdążył? Za późno! Czas się skończył!
- Zresztą ja nie mówię, jacy jesteście wszyscy-wszyscy, ale jak się zachowujecie, jakby, w przestrzeni ogólnej, tak?
Tak. Tak, czuła się atakowana jego wypowiedzią. Nie musiała zawsze mieć racji, ale nie była zbyt oceniająca... Prawda?
Prawda! I tego stanowiska należy bronić!
A jednak na jakiego faktyczną odpowiedź pokiwała głową bez zbędnych komentarzy. Bez wspominania, że nie wyobraża sobie imprezy u Ślizgonów, że mnóstwo jest wśród nich osób, które wydają się zwyczajnie sztywne i... Właśnie, nie mogła tak myśleć, skoro już jej to wytknął.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 219
Cisza sprawiła, że choć nie chciał, kącik jego ust uniósł się wyżej w poczuciu satysfakcji. I tu ją miał. I z racji, że był złośliwą szują, nie zamierzał już jej tego tak łatwo odpuścić. Akurat pamiętliwy był bardzo, szczególnie kiedy mógł komuś przygadać albo coś wypomnieć.
- Sugerujesz, że teraz wszystkich mam oceniać po tym jaka Ty się okazałaś? - Uniósł jedną brew, zwracając na nią wzrok. - Wiesz, że to dokładnie to samo, co ocenianie po faktycznych pusiach, jakie przyszło mi spotkać?
I wcale nie brzmiał agresywnie ani napastliwie! W zasadzie, to było szczere pytanie kiedy w związku z jej roztrzepaniem czy też, jak miał stale wrażenie, idealizowaniem pewnych rzeczy, chciał zwrócić jej uwagę na fakt, który zwyczajnie mogła przeoczyć. Nieświadomie też testował ją na ile radzi sobie z pewnego rodzaju krytyką, choć to było bardziej na poziomie nieświadomego szukania powodów, dla których mógłby ochronić siebie od bliskości i mieć powód do zamknięcia się na kogoś. Saoirse stawiała jednak przed nim spore wyzwanie, musiał przyznać.
- Tak. Dokładnie. I to samo mam na myśli mówiąc o ogromnym pacyfizmie Puchonów. Albo o często skrajnym heroizmie Gryfonów. Wyniosłości Krukonów. Chłód i dystans Ślizgonów. Tak?
Przyglądał jej się z zainteresowaniem kiedy to mówił, trochę drążąc temat, który może i powinien zostać zostawionym w spokoju. Ale nie. Nie był typem, który zostawiał takie rzeczy, chyba że to dla niego było to szczególnie niewygodne.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Nieświadomie wydęła jeszcze usta w odruchu niezadowolenia. Ale nie, nie. To nie ona oceniała! Tylko Romilly jeszcze tego nie rozumiał. Albo może udawał, że nie rozumie! Trzeba było mu to wszystko wyjaśnić. Na przykład... Siłą! Tak, siłą! Pacyfista kto?
- Nie? - zaczęła urażonym tonem, sugerującym, że mówi mu coś absolutnie oczywistego. - No bo ty nie rozumiesz!
Sapnęła kręcąc lekko głową.
- Ja po prostu mówię, że jakby, udowadniam ci, że nie masz racji. A ty właśnie mi nie udowadniasz - dodała tykając go palcem w bok. - No bo nie wiem... Pacyfizm, tak? Ale że co, że powinnam się z tobą bić, czy raczej co?
Tak, widziała dobro w pacyfizmie... A przynajmniej kiedy nie krył się on bezpośrednio pod tą nazwą, która brzmiała w ustach Romilly'ego jak coś... Złego? Jak coś, co nie zasługuje na podziw?
- Zresztą, mówię o tym... Jak. To. Wygląda. Nic więcej, no bo nigdy nie mówiłam, jacy jesteście jacyś głębiej i moralnie i takie tam... Tylko chodzi mi o to, że zachowujecie się trochę podobnie, jak się na to patrzy z boku! Że są pewne podobieństwa, ale to nie tak, że wszyscy jesteście, no nie wiem, chłodnymi macho z romansideł, że mroczny, wysoki i kurwa, nie wiem, jakiś taki zakazany rebel, na którego to należałoby się rzucać, bo to wszystkie wzdychają, czy co? Ale jednak ten niby taki dystans ma być cool, tak? Albo nie mówię, że... Wszyscy... No bo...
Powoli zaczynało do niej docierać, że w gruncie rzeczy Romilly miał trochę racji.
- No ale ty... - zacięła się jeszcze krzywiąc się lekko.
I co, miała mu tu robić wykład o tym, że on utrwala szkodliwy stereotyp Puchonów, których uważa się za nijakich, słabych, beznadziejnych? Oraz że bycie chłodnym i zdystansowanym brzmi raczej jak coś stosunkowo neutralnego i nie wytyka się takim Ślizgonom podobnych cech jako słabość? Jakoś Ślizgoni w zestawieniu Romilly'ego ogólnie wypadali najlepiej.
A może jednak trzeba było zgrabnie przejść od tematu ulubionych miejsc do czegoś jak ulubiony kolor, czy zwierzątko...
- Ja w każdym razie nie mówię o takich rzeczach jak o czymś zlym, no bo przecież pacyfizm, czy co tam jeszcze, że nie jadę po wszystkich równo jak leci? - dodała po chwili ciszej.
|