Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Słabo oświetlony korytarz Teoretycznie ot jeden z masy korytarzy przewijających się w zamku. Nic specjalnego na nim nie ma poza słabym światłem, jakie nie zawsze dostatecznie pokazuje drogę. Jednak jakby się zastanowić, to całkiem romantyczne miejsce, gdyby nie chłodna, kamienna podłoga. Może znajdziesz tu chwilę ukojenia przy jednym z szerokich parapetów? Wszystkie są osłonięte częściowo cienkimi, kremowymi zasłonkami, dając chociaż odrobinę prywatności. Można też się schować w nocy przed patrolem, fajnie, nie?
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
6 września 2020
Słabo oświetlone korytarze były doskonałymi miejscami na wycinanie numerów pozostałym uczniom Hogwartu. A tak się zdarzyło, że pomimo początku roku, jeden ze Ślizgonów zdołał już wkurzyć Malcolma. Ten oczywiście nie mógł pozostać dłużny, jednakże zemsta podobno najsłodsza jest w postaci zimnego deseru, dlatego zamiast rzucić się na kolegę ze szkoły, w głowie uknuł przebiegły plan. Podobno to Ślizgoni byli przebiegli i sprytni, jednakże Malcolm nigdy tak nie uważał. W zasadzie sądził, że przynajmniej połowa tego domu trafiła tam tylko dlatego, że mieli bogatych rodziców oraz jednocześnie byli aroganckimi dupkami. A przecież na takich można było doskonale wykorzystać pokłady kreatywności w czarach i robieniu kawałów.
Malcolm McGonagall był chłopakiem, który większość czarów w tej szkole wytrenował poprzez wycinanie psików, niekoniecznie przez lekcje, na które oczywiście chętnie uczęszczał i poszerzał wiedzę. Teraz z kolei, zamiast szykować się na kolejną lekcję, stał w rogu korytarza, w mocno zacienionym miejscu i wyglądał zza krawędzi czekając, aby Ślizgon, który go dziś wkurzył, zaraz się pojawi. Śledził go od pewnego momentu i domyślał, że się, że powinien zaraz przechodzić tym korytarzem. Na szczęście nauczyciele się tutaj tak często nie zapuszczali, nic więc dziwnego, że korytarz ten często był wykorzystywanym miejscem na randki lub przez takie osoby, jak Malcolm, które planują zemstę. Co zaś przygotował?
W pewnym sklepie na ulicy Pokątnej, jeszcze w wakacje, zaopatrzył się zestawy do robienia kawałów. Jednym z nich był zestaw materiałów wybuchowych, nie omieszkał także kupić kilku łajnobomb oraz kieszonkowego bagna. W tej chwili były potrzebne mu jedynie pierwsze dwa przedmioty, które tylko czekały na detonację w odpowiednim momencie.
Kiedy tylko zauważył skrawek zielonek szaty, szybko kucnął i pachnął oba przedmioty w kierunku, jak sądził, swojego dzisiejszego nemezis. I pomimo tego, że był inteligentnym facetem, to jednak nie przewidział, że Ślizgon, którego sobie obrał na cel, ostatecznie zatrzyma się, aby porozmawiać z pewną osobą. Z kolei materiały wybuchowe wraz z łajnobombą zmierzały w kierunku innego Ślizgona. Dosłownie chwilkę przed tym, jak oba przedmioty zostały zdetonowane, Malcolm wyrwał się zza zakrętu, aby uratować Quentina Wooda przed zmasowanym atakiem. Niestety było za późno.
Materiały wybuchowe narobiły sporo hałasu, z kolei łajnobomba, rozerwana przez wybuch sprawiła, że zawartość jej rozbryznęła się nie tylko na ubraniach Quentina ale także na ubraniach Malcolma, podłodze, ścianach oraz pobliskich firankach.
- O kur... de... - powiedział jedynie Malcolm i z przerażeniem spojrzał na Quinna. - To on! - zawołał i wskazał biednego pierwszoroczniaka, który zrobił głupia minę nie widząc, co się właśnie stało.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Spacerował spokojnie, nie spodziewając się niczego szczególnego na jednym z raczej mniej uczęszczanych, szkolnych korytarz. Oczywiście, nie był on wyludniony znajdowało się tam kilka osób, które jednak nie byli dla młodego mężczyzny godni najmniejszej uwagi. Pogrążony był we własnych myślach, które od jakiegoś czasu niesamowicie mocno zaprzątały jego głowę. Może w tym wypadku był to jego błąd, istniała możliwość że gdyby był bardziej zainteresowany całym otoczeniem, dostrzegł by nadlatujących pocisk. Być może był by wtedy nawet cień...malutki cień szansy na uniknięcie ataku. A tak, jedynym i pierwszym kogo zdołał zobaczyć był krukon - Malcolm McGonagall. W pierwszej chwili nie miał zielonego pojęcia o co mu chodziło, do w chwili w której niesamowicie cuchnąca breja, eksplodującą tuż przednim opryskała jego szkolny mundurek.
W pierwszych sekundach szoku nie był w stanie nic powiedzieć, jedynie patrzył na drugiego chłopaka, a ten bezceremonialnie próbował zwalić winę na jakiegoś pierwszorocznego dzieciaka niemającego pojęcia o co właściwie chodzi. Być może gdyby nie znał wyczynów siódmoklasisty i nie miał okazji niejednokrotnie obserwować go w akcji, być może nawet by uwierzył. Lecz nie z nim takie numery. Gdy tylko miną chwilowy szok, twarz Quinna przybrała wyraz złości. Zacisną dłonie w pięści i zbliżył się do równie brudnego kolegi, w oczach mając chęć mordu.
- McGonagall co ty do cholery jasnej wyprawiasz? - Starał się brzmieć w miarę spokojnie, jednakże ciężko mu było z tego względu, że atak chłopaka na jego osobę był niczym nie uzasadniony. Nie przypominał sobie by ostatnim czasem miał jakieś spięcie z Malcolmem. Zmrużył powieki lustrując go od góry do dołu.
- Wstydziłbyś się zwalać winę na pierwszaka. - Wykrzywił usta w lekko drwiącym uśmiechu, który nie oznaczał niczego konkretnego. Po prostu trochę rozbawiła go reakcja chłopaka, wskazującego na niewinnego.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Jak w tej chwili swoje szanse oceniał Malcolm? No cóż, w myślach już się szykował na noc spędzoną w skrzydle szpitalnym, gdzie prawdopodobnie zapisze się jako rekordzista. Kto by pomyślał, że ktoś kto miał za ciotkę byłą dyrektorkę tej szkoły, będzie sprawiał takie problemy? Prawdopodobnie jedynie renoma jego nazwiska jeszcze go tutaj trzymała, no i to że był diabelnie dobry z pewnych przedmiotów. A dlaczego tak nisko oceniał swoje szanse w ewentualnym starciu z kolegą, który grał w drużynie zielonych? Chociażby ze względu na grubo ponad dwudziestocentymetrową różnicę w ich wzroście! Poza tym słyszał plotki, jakby Quinn nie potrzebował różdżki, żeby spuścić komuś porządne lanie.
-Ups? - skomentował jednie wpatrując się w Quinna. Kiedy ten się do niego zbliżył zadarł głowę do góry, tak żeby patrzeć mniej więcej mu w oczy, a nie chociażby na szyję... lub niżej. Tak, to naprawdę musiało komicznie wyglądać i w tej chwili Malcolm przeklinał wszelkie siły wyższe, które rządziły tym światem, że poskąpiły mu tych kilku centymetrów, naprawdę Malcolm byłby wdzięczny chociażby za dodatkowe dziesięć więcej! - Wstydziłbym? To jest święte prawo starszych, żeby zwalać wszystko na nowych - odparł. Sięgnął dłonią ku tyłowi głowy i podrapał się zakłopotany. - A tak serio to przepraszam no Myślałem, że to inny Ślizgon, który mnie ostatnio wkurwił - odparł. - Naprawię to, czekaj! - Wyciągnął swoją różdżkę i zanim się ktokolwiek zorientował, machnął nią pewnie wymawiając przy tym inkantację zaklęcia Tergeo. Końcówka różdżki zrobił w powietrzu krótki wir, błysnęło i zarówno on, Quinn oraz wszystko wróciło do czystości. Zadowolony z siebie rozejrzał się wokół. - Ha! I kto tutaj jest mistrzem zaklęć? - rzucił w przestrzeń. Może jednak uniknie dziś wizyty u pielęgniarki szkolnej? Pierwszak, na którego zrzucił winę, zdołał się już ulotnić. Poza niewielką garstką uczniów, pozostali tutaj głównie Ślizgon i Krukon. - Ej, tylko nie mów nikomu, że chciałem wywinąć numer komuś innego, okej? - Postanowił upewnić się, że Quinn nie przekaże komuś swojego tajemniczego i wyjątkowo przebiegłego planu.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Spojrzał na krukona, dość oczywiście nad nim górując jeśli chodziło o różnicę w ich wzroście. Nie było się co oszukiwać, ale akurat te niecałe dwa metry robiły sporą robotę. Czasami wzrost wystarczył, by potencjalny rywal wycofał się lub chociaż zastanowił się czy w ogóle warto zaczynać. Ponad to, bardzo dobrze opanowana sztuka walki wręcz mogłabyć naprawdę sporym zaskoczeniem dla niejednego czarodzieja. I być może jego ruchy były by szybsze i bardziej skuteczniejsze, niżeli zastanowienie się nad jakimkolwiek zaklęciem. Nie chwaląc się miał już kilka takich przypadków, iż szybciej znokautował atakującego, niż ten zdołał wyciągnąć różdżkę.
Wracając jednak do obecnej sytuacji. Quinn na razie miał ubaw z reakcji chłopaka, którego nazwisko było znane i jak sądził dzięki temu po częście jeszcze nie wyleciał za numery jakie wykręcał. Ślizgon znał jego możliwości i skalę na jaką mógł działać, to też uznał za zabawne w pewien sposób ponabijać się z niego mając w sumie podkładkę ku temu. Jednak najpierw dał mu jeszcze kilka chwil na wytłumaczenie się i uzasadnienie swoich działań.
- Zgadza się - przyznała mu rację, ale szybko dodała - ale jeśli już kłamiesz, kłam tak żeby nikt odrazu nie domyślił się, że kłamiesz - Założył ręce na piersi prostując się jeszcze bardziej, tym samay tworząc aluzje bycia jeszcze wyższym i większym niż w rzeczywistości. Nie przeszkadzała mu widownia w postaci kilku mało znaczących osób, które przyglądały im się z pewnego dystansu.
- Och, ale ja się wcale nie gniewam - powiedział odrobinę sztucznie wesołym głosem, gdy w między czasie McGonagall rzucał na nich zaklęcie czyszczące. Quinn wykorzystując okazję jaką ten mu stworzył trzymając różdżkę na odpowiedniej wysokości i nadal paplajac o tym aby nikomu nic nie mówił, chwycił ją i uniósł wysoko ponad swoją głowę.
- Ja tylko wykorzystuje okazję i nie bój się jeśli zabierzesz mi swoją własności nikomu nie pisnę ani słowa - To było jawne wyzwanie, które krukon mógł przyjąć lub uznać za niewykonalne. Wszystko zależało jak bardzo chciał by jego nieudany psikus został przemilczany przez Wood'a.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Dwa metry Quinna to jeszcze nie było coś wielkiego, w zasadzie może różnicy tej by się tak nie odczuwało, gdyby Malcolm miał te chociażby dziesięć centymetrów więcej w nogach. Problemem było bardziej te trzydzieści mniej w porównaniu do Quinna, które sprawiały, że sięgał mu do... no cóż, nieco niższych partii ciała niż by sobie w tej chwili marzył. Nie żeby coś, klata Quinna prezentowała się serio dobrze, tylko wolał mu jednak patrzeć w oczy jak równy równemu, a nie jak dziecko w przedszkolu proszącego nauczyciela o odprowadzenie do toalety. Pomijając pozostałe umiejętności walki Quinna, Malcolm zdecydowanie wolał widzieć w nim przynajmniej kogoś neutralnego niż wroga.
- Ej, zazwyczaj jestem wiarygodny. A tamten pierwszak mógł przecież to zrobić, ja za to mogłem lecieć ci na ratunek, ale nie zdążyłem tego zrobić. Poza tym też oberwałem! - Żachnął się Malcolm. I pewnie nadal by się tłumaczył, gdyby nie to, że nagle Quinn, po tym jak Malcolm wykonał zaklęcie, postanowił zabrać mu różdżkę. Zdecydowanie możliwość czarowania bez jej użycia byłaby w tej chwili bardzo użyteczna, niestety jakoś zaniedbał naukę tej umiejętności, dlatego też miał mały problem. W zasadzie ten problem osiągnął nieco więcej niż trzydzieści centymetrów, kiedy tylko Quinn uniósł nad głowę rękę, w której dzierżył twardo różdżkę McGonagalla. Chłopak jęknął.
- Ej no... to nie fair! Jesteś ode mnie wyższy! - Zawołał. Oczywiście było to dość oczywiste stwierdzenie.
Malcolm podskoczył ale jedynie gdzie jego dłoń zdołała dosięgnąć to mniej więcej na wysokość łokcia Ślizgona. Z jego ust wyrwało się przekleństwo, za które pewnie jakiś nauczyciel wytargałby go za uszy, tym bardziej, że tego bardzo mocno cenzuralnego określenia użył w obecności przechodzących w pobliżu dzieciaków.
- Myślisz, że nie jestem w stanie się na Ciebie wspiąć? - Powiedział i zanim Quinn zdołał cokolwiek odpowiedzieć złapał się rękami za jego szyją, a następnie nogami owinął wokół jego bioder, co tym bardziej wyglądało bardzo, ale to bardzo dziwnie. Szczególnie kiedy to działo się w miejscu publicznym... i to na korytarzu, który słynął raczej z romantycznych schadzek.
Nie chcąc się ześlizgnąć z Quinna nadal się jedną ręką trzymał za jego karkiem i starał się sięgnąć po swoją różdżkę, nadal jednak trochę do niej mu brakowało...
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Ślizgon przewrócił oczami, krukon dość mocno go zaskakiwał. Podobało mu się jak brnął w temat swojego nieudolnego kłamstwa. Sam nie wiedział, czy chłopak tak bardzo wierzył w pierwszoroczniaków, czy uważał Quinna za totalnego durnia, którego można tak łatwo zmanipulować. Trudno było sprecyzować co siedziało temu niepozornemu chłopcu w głowie. Pozostawało jednak pytanie, czy w ogóle chciał to wiedzieć, czy może wolał żyć w słodkich objęciach niewiedzy.
- Oberwałeś przez własne gapiostwo, to nie przystoi krukonowi - wyszczerzył białe równe ząbki w stronę rozmówcy. - Po za tym obserwując twoją reakcję to musiałeś być ty - Nadal złowieszczy uśmieszek nie schodził z jego pełnych ust.
- To, że jestem wyższy nie oznacza, że mam ci dawać fory.
Po tym jak zabrał mu różdżkę Malcolm zrobił coś czego całkowicie Quinn się nie spodziewał. Nie mowa tu o podskokach i próbie wyrwania z jego dłoni różdżki, która w gruncie rzeczy była własnością krukona. Bardziej zszokował go moment kiedy ten zaczął wspinać się po koledze niczym małpa po pniu drzewa. W pierwszej kolejności wolną ręką próbował oderwać go od siebie. Jednak jak na tak niepozornego chłopaka, Quinn musiał przyznać był silny, ale nie na tyle by GO pokonać. Panicz Wood nie próbując nawet odpowiedzieć na zaczepkę o wspinaczce w kilku chwiejnych krokach dotarł do najbliższej ściany, o którą dość mocno oparł ciało wspinającego się po nim chłopaka. Po pierwsze, nie chciał stracić równowagi, a po drugie tak mu było łatwiej kontrolować całą sytuację. Nie obchodziło go to, jak obaj muszą wyglądać...chodź na pewno było to baaardzo nieodpowiednie. Podchodzące o czyny niemal lubieżne...
Szybkim i energicznym ruchem złapał nadgarstek tej ręki, którą Malcolm usilnie wyciągał po swoją własność. Na twarzy wyższego pojawił się nagle przebiegły uśmiech, w sumie nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak ich twarze były blisko siebie. Spojrzał krukonowi w oczy i powiedział:
-To nie będzie takie proste, musisz się bardziej postarać
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Ogółem Malcolm mógł uchodzić za czarodzieja, który bardzo zaskakiwał ludzi wokół, jak teraz na przykład Quinna. I na pewno nie uważał go za durnia, chociaż zwykle nie wyrażał się zbyt pochlebnie o uczniach ze Slytherinu. Z oczywistych względów, przede wszystkim z powodu zabrania różdżki, nie odpowiedział już na uwagę o tym, że takie zachowanie nie przystoi krukonowi. Cóż, z całą pewnością Malcolm nie wpisywał się w stu procentach w ten dom. Nie bez powodu tiara przydziału zastanawiała się ponad sześć minut podczas wyboru dla niego domu. W innym przypadku trafiłby do Huffelpuffu. Malcolm jednak wolał widoki jakie rozciągały się z pokoju wspólnego Ravenclaw niż siedzenie w podziemiach zamku. Serio, nie wiedział jakim cudem Ślizgoni tam wytrzymują.
Walka trwała w najlepsze, chociaż z boku wyglądało to pewnie bardziej jak bardzo stęskniona za sobą para, która nie widziała się całe wakacje. Malcolm sapnął, kiedy tylko uderzył plecami o mur ale to nawet mu trochę pomogło. A już na pewno bardzo ich do siebie zbliżyło. Póki co Krukon tego zdawał się nie zauważać tylko cały czas starał się sięgnąć po swoją własność. W zasadzie otrząsnął się dopiero wtedy, kiedy Quinn chwycił go za nadgarstek. Kiedy Ślizgon odezwał się, Krukon poczuł na ustach jego oddech i przełknął ślinę. No musiał przyznać, że z tej perspektywy jego wyższy kolega wyglądał całkiem przystojnie.
- Phi, bardziej? To dopiero początek - odparł Malcolm. Bardziej zacisnął nogi wokół pasa chłopaka, wyciągnął się i starał się drugą ręką chwycić różdżkę, którą Quinn nadal dzierżył w dłoni. Jedyne co udało mu się przez to zrobić to stracić równowagę przez co... oparł się o Ślizgona tak, jakby go... przytulał. Sapnął ze zmęczenia.
- No dobra - zaczął. Oparł dłonie na jego ramionach i również spojrzał mu w oczy... no dobra, tylko na sekundę zerknął na jego usta. - Co miałbym zrobić, żebyś oddał mi różdżkę? - Spytał chcąc wybadać, czy bardziej opłaca się walczyć, czy może jednak uda mu się w inny sposób odzyskać swoją własność. Uniósł nagle brew. - Ej ładny zapach. Jakich perfum używasz? - Pewnie nic nie byłoby dziwnego w tym pytaniu, gdyby nie to, że nadal obejmował go nogami w pasie.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Posiadanie Pokoju Wspólnego w lochach miało swoje zalety, ale trzeba było potrafić je dostrzec. Czasami brak okien, które miałby wychodziły na ponure krajobrazy szkolnych Błoń nie było takim złym wyjściem. Według młodego mężczyzny, ślizgoni mieli w sobie coś co pozwalało im czuć się komfortowo w podziemiach zamku. Przynajmniej Quinn miał takie odczucia co do umiejscowienia jego PW.
Instynktownie zwilżył lekko spierzchnięte usta, wpatrując się w swojego przeciwnika. O ile to, co teraz wyczyniali można było nazwać rywalizacją...Z całą pewnością gdyby teraz złapał ich jakiś profesor nie obyło by się bez wykładu na temat moralności. Mimo, że jakaś część rozsądku Wood'a krzyczała by zaprzestał tej farsy, zrzucił z siebie Malcolma, nakrzyczał na niego i przełamał mu różdżkę. To jednak nie mógł/nie chciał tego zrobić. Dobrze bawił się będąc w takim ułożeniu, które było zainicjowane przez krukona. Oczywiście, nie zamierzał niczego robić pochopnie, a przynajmniej taki miał plan. Jednak nie mógł przewidzieć jak to wszystko się potoczy i w pewien sposób, ta niewiedza sprawiała mu niesamowitą satysfakcję.
- Początek? - wymruczał zbliżając twarz do policzka chłopaka, jednocześnie pozostawiając minimalną odległość ust od jego skóry. W tym samym momencie poczuł jak nogi chłopaka oplatają jego ciało jeszcze bardziej, a ciało mocniej napiera na niego, cofnął głowę odrobinę by móc spojrzeć na twarz krukona. Musiał przyznać w myślach, że McGonagall był przyjemnie ciepły. Kolejne pytanie zadane przez chłopaka sprawiło, że usta Quentina wygięły się w kapryśnym może nieco figlarnym uśmieszku.
- Musisz dać mi w zamian coś równie cennego, jak ona lub po prostu próbuj zabrać mi ją siłą, wybór należy do ciebie - Ślizgońska natura wypłynęła z mężczyzny, który podczas mówienia zaczął sugestywnie machać dłonią, w której mocno ściskał magiczny patyk drugiego.
Już myślał, że nic go nie zaskoczy do momentu, w którym usłyszał pytanie o perfumy. Było ono na tyle dziwnie, że sylwetka Quinna wyprostowała się, a palce dłoni w której trzymał nadgarstek Malcolma nieco się poluźniły.
- Spodziewałem się po tobie wszystkiego, ale nie pytania o moje perfumy - W pierwszej chwili pomyślał, że to kolejny żart z jego strony to też nie pomyślał by odpowiedzieć, a tylko doszukiwał się w nim jakiejś marnej próby zbicia go z tropu.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Malcolm wolał odzyskać swoją własność. W końcu różdżka była istotnym wyposażeniem każdego czarodzieja. Jednakże musiał przyznać (oczywiście nie na głos), że próby jej odzyskania były wyjątkowo satysfakcjonujące i naprawdę Quinn mógłby ją potrzymać nieco dłużej. Ot tak, dla zabawy. Z drugiej strony bycie pozbawionym możliwości czarowania nie napawało chłopaka entuzjazmem, dlatego musiał postawić na swoją drugą magię.
Przełamanie różdżki z całą pewnością nie wchodziło w grę. W sensie Malcolma było na nią stać, ale wolał pozostać przy obecnej, jakoś zdołał się do niej przywiązać, jak do pieska, którego miał w domu. Z drugiej strony Quinn nadal był Ślizgonem, a po nich nigdy nic nie było wiadomo, co w sumie można było zaliczyć do plusów oraz minusów.
Przełknął ślinę, kiedy poczuł gorący oddech Wooda na skórze swojego policzka. Czy zaczynało się robić tutaj trochę nazbyt gorąco? Zdecydowanie. Niektórzy spoglądali na nich z zainteresowaniem, pewnie gdyby Malcolm zwrócił większa uwagę na ich otoczenie, mógłby śmiało stwierdzić, że plotki dotarły już do rejonów zamku, których jeszcze nie miał okazji odwiedzić. Nawet postaci z pobliskich obrazów coś między sobą szeptały wskazując na Quinna i Malcolma. Jakaś dama z obrazu zasłoniła zawstydzoną twarz wachlarzem, jednakże nadal z wielką uwaga obserwowała całą scenę.
- Wood - zaczął i przyjrzał mu się bardzo dokładnie. - Co masz na myśli? Bo jeśli chodzi moje dziewictwo to żeś się tak z rok czasu spóźnił - skomentował z przekąsem. No cóż, Malcolm do tej pory miał dwóch chłopaków, a biorąc pod uwagę jego usposobienie, trudno było podejrzewać go o wstrzemięźliwość w pewnych obszarach. W tych obszarach Krukon zdawał się być aż nazbyt liberalną osobą, a przynajmniej jak na kogoś pochodzącego z względnie konserwatywnej rodziny.
- Yhym ale nadal nie otrzymałem odpowiedzi - odparł jedynie na uwagę chłopaka. Poczuł, że uścisk Quinna się rozluźnia ale jakoś nie śpieszył się do tego, żeby wyrywać mu swoją różdżkę. - W ogóle byś mi trochę pomógł, fajnie się na tobie wisi ale już mnie mięśnie nóg bolą - skomentował i poruszał stopą, jakby chciał rozciągnąć napięte mięśnie. Co jak co ale w udach chłopak miał całkiem sporo siły, zupełnie tak jakby jego niski wzrost zmuszał go często do podobnych wspinaczek po wysokich osobach.
- No dobra, proponuję taką wymianę. Ty mi dajesz różdżkę a później mnie zapraszasz do Gospody pod Świńskim Łbem na randkę, gdzie płacę za butelkę ognistej whiskey Blishena. I jakby co to mogę jutro, akurat żeby odkacować w niedzielę - powiedział. Wygodniej oparł się o ramiona Quinna i posłał mu jeden ze swoich najsłodszych uśmiechów. Fakt, że w tej chwili ich twarze niemalże się stykały, zdecydowanie nie pomagał w racjonalnym podejmowaniu decyzji, tak samo jak pozycja, w której się znajdowali.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Uśmiechnął się krzywo, musiał przyznać słowa chłopaka rozbawiły go, ale jednocześnie nieco otrzeźwiły jego umysł, pozwalając jednocześnie zacząć bardziej trzeźwo przeanalizować całą sytuacje. Powoli zaczął dochodzić do wniosku, iż to co działo się na tym korytarzu między nimi powoli zaczynało dochodzić do granicy. Czuł, że za moment może zdarzyć się coś czego obaj mogli by żałować w późniejszym czasie.
Odchrząkną cicho, nadal uśmiechając się przekornie do chłopaka.
- Nie miałem tego na myśli, ale dobrze wiedzieć - Zapewne gdyby był mniej ułożonym młodym mężczyzną pokazał by mu język, a może nawet zdobył by się na coś więcej. Jednakże powstrzymał się, za co niezmiernie dziękował sobie w duchy, ciesząc się jednocześnie, iż ma nad sobą tak dużo samokontroli.
Quinn raczej nie przywykł do rozmowy na intymne tematy w tak bezpośredni sposób, tym bardziej z osobami które nie były w żaden konkretny sposób z nim związane. Z resztą w jego domu nigdy nie mówiło się zbytnio o seksie, nie był to temat tabu, ale jakoś tak nie było ku temu okazji. Oczywiście lubił tworzyć aluzje nasączone erotycznym podtekstem, to chyba było normalne dla chłopaka w jego wieku, jednak nigdy tak bezpośrednio.
- Hermes Terre d'Hermes - mruknął tylko w odpowiedzi, odwracając na chwilę wzrok od twarzy Krukona. Rozejrzał się dookoła, cóż widownia choć nie liczna nadal stała w znacznej odległości, dopiero teraz zwrócił uwagę również na portrety. Przewrócił oczami, wracając wzrokiem do chłopaka.
-Pomóc, dobre sobie jeśli nie masz siły wystarczy ze mnie zejść - wymamrotał, wyciągając w jego stronę szyję tak by mógł oprzeć, na krótką chwilę brodę na jego ramieniu. Tym samym kompletnie zamykając przestrzeń między nimi. - Nikt nie każe ci na mnie wisieć McGonagall - Zadrwił ponownie prostując się, zlustrował uśmiech cwanego Krukona, gdy ten proponował mu randkę z Ognistą w roli głównej. Wood zaśmiał się kurtko, a po chwili odezwał się:
- Nieźle się targujesz, jednak ze mną nie pójdzie ci tak łatwo, tym bardziej że góruje nad tobą w obecnej chwili - ściszył głos, tak by nikt inny nie był w stanie go usłyszeć, puścił Malcolmowi oczko w geście drażnienia się z nim. Pewnie normlanie by się zgodził, ale czuł że może mieć z tego wszystkiego znacznie więcej. Różdżka to różdżka nie odda jej za pół ceny znając wartość jaką ma dla każdego czarodzieja. Wolną dłoń położył na policzku chłopaka i przyciągną jego twarz do swojej, pozostawiając jedynie kilka milimetrów odstępu.
- Próbuj dalej chłopcze lub puść mnie - szepną. On w porównaniu do drugiego miał siłę by stać z balastem.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Jak można było zauważyć, chłopak w pewnych tematach potrafił być bezpośredni. Oczywiście wtedy, kiedy było trzeba potrafił być tajemniczy, jednakże w tej chwili chyba nie było ku temu potrzeby. Malcolm był czarodziejem, który lubił przekraczać granicę i to nie tylko w kwestii robienia żartów pozostałym uczniom w szkole. Nie, również innego rodzaju granice zwykle nie stanowiły dla niego problemu. Oczywiście, kiedyś natrafiał na swoje bariery, których nie sposób było pokonać, niemniej lubił eksplorować zakątki magii życia, niektóre podejmowana przez niego działania były kontrowersyjne. W końcu kto by wskoczył przypadkowemu, no może nie tak do końca przypadkowemu, mężczyźnie w ramiona tylko po to, żeby odzyskać, coś do czego był bardzo mocno przywiązany.
Uniósł brew zerkając w twarz Ślizgonowi. Na moment również przyjrzał się wyjątkowo równej linii jego brwi, później uwagę przykuły dobrze podkreślone kości żuchwy Quinna. Po tym ponownie wrócił do jego oczu.
- Dobrze widzieć? W sensie, co? Wolisz doświadczonych? - zaśmiał się, a w jego spojrzeniu zatańczył iskierki rozbawienia. Nawet w kącikach jego oczu pojawiły się drobne zmarszczki mimiczne.
Oparł podbródek o ramię Quinna i nieco bardziej zaciągnął się powietrzem, a zarazem zapachem jego perfum. Malcolm był bowiem prostym mężczyzną w pewnym względzie. Zapach, piękna woń, zawsze działała na niego pociągająco. Podobno ładny zapach sprawiał, że wyglądało się dla kogoś atrakcyjniejszym. Odkąd Malcolm poczuł zapach perfum Quinna, z całą pewnością bardziej doceniał jego aparycję, którą miał zresztą do dyspozycji bardzo blisko siebie.
- No wiem, że nikt nie każe, dlatego na tobie wiszę i możesz sobie co najwyżej pomarzyć, że z Ciebie zejdę, a przynajmniej dopóki nie dojdziemy do kompromisu - odparował jedynie. Jakby na potwierdzenie swoich słów wbił stopę w pośladek Quinna a następnie uroczo się do niego uśmiechnął ukazując tym samym dwa rzędy wyjątkowo białych i zadbanych zębów.
- Yhym, czyli jak rozumiem wolisz górować? Okej, nie ma sprawy, ja tam się dostosuję - odparował z chytrym uśmieszkiem. Zerknął na swoją różdżkę i ponownie próbował po nią sięgnąć, jednakże jedyne co udało mu się osiągnął, to złapać Quinna mniej więcej pod nadgarstkiem. Pozycja, w której się znaleźli, z całą pewnością była nietypowa - bardzo ale to bardzo dziwna.
- Naprawdę? Pogardziłeś jedną z najlepszych ognistych whiskey? Jeju, twardy z ciebie gracz - odparł unosząc brwi. Zaskakujące było to, jaki nacisk w swojej wypowiedzi położył na słowo "twardy". - No dobra, ustaliliśmy, że nie jesteś łatwy. Więc co byś chciał poza przebywaniem z moją wyjątkową osobą, jakby to już nie wystarczyło do oddania mi różdżki? - spytał. W myślach już planował naukę magii bezróżdżkowej, następnym razem na pewno zaskoczy Quinna, kiedy chłopak będzie chciał zabrać mu jego magiczny patyk!
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Chłopak miał ochotę roześmiać się rozbawiony słowami Krukona. Sam nie wiedział czy tematy na jakie powoli wkraczali były właściwe, nie mówiąc już o samej etyce, którą w sumie już dawno trafił szlak. Quinn może i był ułożonym, dobrze wychowanym młodym człowiekiem jednak jak każdy młody miał swoje słabości i pokusy. Nie był świętoszkiem, tak samo jak jego ojciec. Nie miał zamiaru czekać na księżniczkę, bądź księcia. Korzystał z życia tyle ile tylko mógł, zwłaszcza iż był po za zasięgiem rodziny. Był drapieżnikiem, nigdy ofiarą. Miał w sobie dużo z wężowej natury. Bywał podstępny, wiedział czego chce i jak ma działać by to dostać lecz postawa Malcolma nieco burzyła działania jakie miał na celu podjąć. Intrygowało go to, sprawiając że chciał więcej.
- To zależy jak bardzo jesteś doświadczony - Niemal opierał brodę na jego ramieniu, nieznacznie wbijając ją w ciało chłopaka i szeptał do ucha, tak by nikt poza nim nie był w stanie usłyszeć słów Ślizgona. Gdy tylko skończył mówić wrócił do poprzedniej pozycji. Możliwe, iż poszedł by o krok dalej jednak nie w tak publicznym miejscu.
Kiedy chłopak oparł się o niego, poczuł jak jego ciało przeszywa dreszcz. Kolejne słowa ponownie wywołały uśmiech na twarzy młodzieńca, cóż nie sądził iż Krukonowi będzie się tak dobrze na nim wisiało. Musiał przyznać miał siłę, jakby nie patrzeć stali tu już dość długo i raczej nogi powinny dawać drugiemu chłopakowi o sobie znać.
Drgną gdy poczuł, że coś uderzyło go w pośladek, spojrzał lekko zaskoczony na twarz Malcolma.
- Jeśli chcesz leżeć zaraz możemy do tego doprowadzić. - Zadrwił, ale mimo to na jego ustach błąkał się dziwny, może nawet figlarny uśmieszek, którego McGonagall mógł nie dostrzec.
Kolejna próba wydobycia różdżki z dłoni Quinna skończyła się niepowodzeniem, jednak przezorny Ślizgon naprężył rękę i jeszcze odrobinę zwiększył dystans dłoni Malcolma do różdżki. Była to bardzo nieznaczna odległość i dość niekomfortowa pozycji jednak Wood nie miał zamiaru się jeszcze poddawać. Coś czuł, że jego nagroda za oddanie magicznego patyka może być naprawdę sowita.
- Dam ci jeszcze jedną szansę na wykupienie jej - machną nadgarstkiem, pokazując patyk - zaskocz mnie propozycją, myślę że się dogadamy. - Znowu wyszeptał nachylając się nad nim i próbując musnąć językiem płatek jego ucha. Czemu by nie zagrać ostrzej - przebiegło mu przez myśl.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Malcolm był młodym czarodziejem, który chyba dawno temu zapomniał, że istnieje coś takiego, jak etyka. Nie żeby był jakiś zły, ale jednak widząc teraz jego zachowanie, trudno powiedzieć, żeby mógłby sobie zarzucić jakąkolwiek skromność. Ba! Wręcz odwrotnie, bardzo chętnie flirtował, kusił i robił wszystko, aby tylko tylko przyciągnąć sobie jakiegoś faceta. Musiał przyznać, że Quinn był całkiem przyjemnym celem, a przynajmniej bardzo przystojnym. Widząc okazję, która ich do siebie zbliżyła, Malcolm zwyczajnie nie mógł odpuścić. Nogi z kolei miał całkiem wyćwiczone, to racja. To z czego wynikała siła oraz kondycja mięśni ud, postanowił pozostawić jednakże dla siebie. Chociaż kto wie? Może za niedługo Quinn odkryje, co stoi za tą jego słodką tajemnicą.
Parsknął słysząc odpowiedź swojego kolegi z zielonej drużyny. A więc już przeszli na tematy, które całkowicie odbiegały od ukradzionej jeszcze chwilę temu różdżki. Słowa te sprawiły także, że Malcolm już się całkowicie przekonał, co do tego, aby rozmowę skierować na nieco innego tory. Chociaż właściwie on tego nie musiał robić, bardzo dobrze szło to samemu Quinnowi, o co całkiem by go nie podejrzewał.
- Wiesz, wprawdzie nieobecne mi są poza łóżkowe klimaty jednakże nie wiem czy pewne rzeczy warto robić w dzień na środku korytarza szkolnego ryzykując przy tym, że ktoś ciebie nakryje. Lub mnie... lub nas - ostatnie słowo przerodziło się w szept a dotarło do ucha Quinna w towarzystwie ciepłego podmuchu powietrza. Przez chwilę miał wrażenie, jakby skóra ucha Ślizgona dotknęła ust Malcolma, możliwe jednak, że było to tylko przelotne, nieprawdziwe uczucie. Sam nie wiedział czy w tej chwili negocjuje odzyskanie różdżki, czy jednak pracuje nad uzyskaniem nieco innej nagrody, do której w obecnej chwili nie miał wcale tak daleko.
- Wood, wiem doskonale, że dałbyś mi wiele szans na odzyskanie tej różdżki - zaczął. Poprawił się nieco i tym razem nonszalancko jedną rękę przewiesił na jego ramieniu. Leniwie przesunął palcami po jego włosach, z kolei drugą ręką powoli, niespiesznym ruchem pogładził jego policzek. Palcem wskazującym powoli zmierzył odległość od zakończenia szczęki aż po sam podbródek. Nie musiał mieć w sobie krwi magicznej istoty, aby kusić i podrywać, jak widać całkiem dobrze mu to szło. W jego oczach odbijała się pewność, ale coś jeszcze... ten dziwny błysk, jakby wkraczał na wody zupełnie dla siebie obce. Jakby był podekscytowany możliwością nowej podróży. Podróżował, a jak. Wędrował po meandrach nieznanego sobie umysłu Quinna. Kto wie, jakie jeszcze sekrety będą kryły się w jego oczach?
- Wiesz, możemy ominąć randkę przy ognistej whisky - wymruczał mu wprost do ucha. Jego usta wykrzywiły się w tajemniczym uśmiechu. - Przejść od razu do nieco ciekawszych... sposobów spędzania czasu. A wierz mi, pod pewnymi względami jestem bardzo kreatywnym czarodziejem. I nie do końca grzecznym - dodał. - No chyba, że mam być grzeczny. - Tym razem na pewno dotknął jego ucha. O jego płatek zahaczył dolną wargą, a następnie nieco się odsunął, aby spojrzeć ponownie w jego oczy. Czy temperatura o tej porze roku powinna być aż tak wysoka?
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Im dłużej przebywał w towarzystwie chłopaka i czym dłużej z nim rozmawiał, tym bardziej dochodził do wniosku, iż Tiara niesamowicie bardzo pomyliła się z przydziałem domu w jego przypadku. Ślizgon niemal od zawsze uważał Krukonów za raczej ułożonych zakopanych po czubki głów w książkach. Nie interesujących się niczym więcej jak nauką. Jednak niemałe ogarniało go zdziwienie, iż Malcolm był jakby to określić całkowitym przeciwieństwem ,,standardowego'' w mniemaniu Quinna Krukona. Oczywiście, nie chciał wkraczać na tematy stricte erotyczne, jednakże kuszony swą młodością nie mógł nic poradzić na bieg całej rozmowy. Na początku miał ochotę złamać różdżkę chłopaka. Być może gdyby zrobił to na samym początku teraz nie działoby się to, co właśnie miało miejsce. Czy to dobrze, czy nie miał się wkrótce dowiedzieć. Na razie chciał pozostać na krawędzie neutralności i...w sumie nie wiedział czego, ale lepiej było mu bez tej wiedzy. Mogło wydawać się jego rozmówcy, że przekroczył granice jednak w tych tematach granice Quinna były dość mocno naciągnięte. Wood przez chwile miał złudne uczucie, iż Malcolm dotknął wargami jego ucha, ale nie był na sto procent tego pewny. Cicho odchrząknął by w końcu przemówić:
- To zależy co chcesz robić, bo jak na razie nic konkretnego nie robimy. Po za tym, że to TY wisisz na MNIE - zaakcentował młody mężczyzna patrząc na drugiego z krzywmy uśmieszkiem. Czyż nie miał racji? Przecież on biedny uczeń siódmego roku nie robił nic czego miałby się wstydzić, to nie on napastował broń Merlinie drugiego ucznia. W sumie gdyby się tak mocno nad tym zastanowić, to ten wiszący był napastnikiem. To też panicz Wood był czysty niczym łza; czysto teoretycznie rzecz jasna.
Na kolejne słowa rozmówcy zaśmiał się cicho, acz bardziej z rozbawienia niż złośliwości. Giesty jakie wykonywał McGonagall były miłe, stanowiły dla arystokraty zaproszenie będące wstępem do czegoś ciekawego i z całą pewnością niegrzecznego. Jednak to tylko od Quinna zależało czy je zaakcentuje, czy odrzuci licząc na coś innego. Sam zainteresowany tego nie wiedział, na razie. Otwartość towarzysza wydawała mu się kusząca, mógł to wykorzystać jednak cała ich pokręcona rozmowa odpowiadała mu, była zabawna.
- Lubię Ognistą - powiedział, być może nieco wybijając drugiego z rytmu rozmowy - Może chciałbym poznać twoje sposoby na spędzenie czasu wolnego, ale obawiam się czy dotrzymał byś mi tępa, a co gorsza czy byś w ogóle je wytrzymał. Nie wiem czy wiesz, ale jestem bardzo aktywnym czarodziejem.- Tak, tym razem był pewien że chłopak go dotknął jednak ta informacja dotarła do jego mózgu ze sporym opóźnieniem. Można powiedzieć, że w chwili gdy ten na niego spojrzał. Fakt, między nimi robiło się coraz goręcej było to przyjemne i niosło za sobą obietnicy czegoś być może przyjemnego.
-Jeśli masz jakieś propozycję to mów, nie możemy spędzić na tym korytarzu całego dnia - Chciał w ten sposób wymusić na Krukonie wyjawienie swoich intencji.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 0
Bycie przewidywalnym nigdy nie pasowało Malcolmowi. Zamiast tego wolał umykać schematom, nie dawał się zamykać w granicach, a zamiast tego poddawał się woli losu, który niczym wiatr szarpiący chorągiewką, rzucał Krukona na drogi, których się nawet on nie spodziewał. Tak samo zaskoczeniem było dla niego, że zwykły kawał podyktowany zemstą, przerodzi się w flirt. Inaczej w końcu nie było można nazwać tego, co iskrzyło między nim a Quinnem Woodem, wyjątkowo czarującym uczniem Hogwartu. Wtedy Malcolm musiał przyznać, że Ślizgoni mieli jednak w sobie coś, co go trochę pociągało. A co jak co, Quinn zdawał się mieć na przykład bardzo dobry gust, co do stosowanych perfum.
- Oh, ah tak? W takim razie kto trzyma mają różdżkę? - Odparował, a na jego ustach od razu zawitał ten złośliwy uśmieszek. W oku z kolei pojawił się pewnego rodzaju tajemniczy błysk. W końcu gdyby ktokolwiek ich nakrył, bardzo szybko wyszłoby, czyją różdżkę trzyma w swoich dłoniach Wood. Ślizgoni tez chyba nie mili nadal zbyt dobrej sytuacji w szkole. I chociaż każdy tutaj znał Malcolma, to jednak przecież nadal był tym dobrze uczącym się Krukonem z wyjątkowo znanym w świecie czarodziejów nazwiskiem. W najlepszym wypadku oboje skończą na szlabanie, chociaż z perspektywy czasu spoglądając, szlaban w towarzystwie Quinna mógłby się okazać wyjątkowo kuszącym doświadczeniem.
- Skoro lubisz ognistą to czemu jeszcze nie dałeś się na nią namówić? - spytał, chociaż natura pytania oczywiście była retoryczna. W końcu nieco opadł z sił, poddał się i opadł na wyprostowane nogi. Skądinąd Quinn był dość wysokim chłopakiem, różnica wzrostu między tą dwójką w tej chwili nieco się powiększyła. Malcolm oparł się plecami o chłodną ścianę zamku i zaczepił palcem o materiał koszuli, którą Wood skrywał pod swoją szatą. Oj tak, zdecydowanie to co było między nimi mogło nosić znamię flirtu i to całkiem gorącego, jakby się zastanowić.
- Naprawdę uważasz, że nie dotrzymałbym twojego tempa? Muszę przyznać, że mnie zaintrygowałeś i bardzo chciałbym poznać, jakie masz to... tempo - odparł. Ostatnie słowo sprawiło, że sugestywnie spojrzał nieco niżej niż powinien, zaraz jednak skupił się ponownie na wyjątkowo przystojnej, wręcz szlachetnej twarzy Ślizgona. - Po co miałbym odkrywać asy z rękawa i mówić ci o swoich propozycjach, skoro niespodzianki są o wiele bardziej intrygujące. - Kolejny raz jego oczach zajaśniały dziwne świetliki. Patrzył na Quinna w ten specyficzny sposób, jakby był nim naprawdę zainteresowany, a już na pewno tempem, które chciał mu narzucić. Malcolm miał niemałe doświadczenie w relacjach męsko-męskich, czy tez takim mógł się pochwalić pan Wood? Krukon zdawał się być wielce zaintrygowany, aby to sprawdzić.
- Naucz się czytać między wierszami Wood. Ale okej, zabierzesz mnie na randkę przy ognistej. A kiedy tylko odrobinę zmiękniesz i będziesz łatwiejszy to zobaczymy czy dotrzymasz mojego tempa. - Powiedział i niby to dla zabawy delikatnie dźgnął Ślizgona w klatę palcem. Zaraz ten palec ponownie wylądował między guzikami koszuli zaczepiając leniwie całą rękę na tej samej wysokości.
z/t x2
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 60
30 września, środa, 10:05
Był człowiekiem raczej ugodowym.
No właśnie - raczej.
Kiedy trzeba było potrafił odpuścić, ale nie potrafił zrozumieć, kiedy ktoś skakał na niego bez większego powodu zwłaszcza, kiedy w niczym nie zawinił. Nie odpowiadał za niepowodzenia innych ludzi, przynajmniej w większości.
Tak było w przypadku Tima, który zaczął na niego warczeć na lekcji zaklęć. Buczał, komentował. Jeszcze trochę, a zapewne piana puściłaby mu się z buzi, niczym wściekłemu psu.
Na zajęciach nie chciał poruszać tego tematu, jednak nie było mowy, aby odpuścił zwłaszcza, że znał się z chłopakiem. Może nie byli przyjaciółmi, ale należeli do tego samego domu, co już samo w sobie niemal zmuszało do utrzymywania stosunków raczej pokojowych.
Dlatego chciał z nim o tym porozmawiać, przy okazji wyrażając swoje niezadowolenie postawą kolegi.
Kiedy nastał koniec lekcji, spakował się i ruszył za drugim Krukonem, śledząc go do miejsca w którym mieli być mniej widoczni dla innych uczniów. Może nie powinien, ale Lloyd miał dla niego taryfę ulgową - postanowił nie robić mu wykładów przy świadkach, którzy później mogliby się z niego nabijać.
- Ej, Han! - rzucił w końcu za nim, by zwrócić na siebie jego uwagę. - Co to miało być? Tam na zajęciach? To nie było miłe, wiesz? - rzucił, zbliżając się do chłopaka, który wyglądał jakby wcale nie był zadowolony z towarzystwa Laviego. Cóż, jego problem, bo to on poniekąd zaczął i teraz musiał liczyć się z konsekwencjami wcześniejszego nastawienia względem młodego Azjaty.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 64
Wyładowywanie własnej złości i frustracji na niewinnych osobach z otoczenia z pewnością było cholernie słabe. Czy to powstrzymywało Timothy'ego? Nie. A czy spał po tym dobrze? Jak dziecko. Nie świadczyło to o nim dobrze, ale w zasadzie z jego mechanizmami, niewiele świadczyło. Nie spodziewał się jednak, że w tym wszystkim, z tylu osób, jakie ewentualnie by mógł podejrzewać o bulwers wobec wspomnianego wyładowania, akurat Lavi się wyrwie przed szereg. Raczej widział go jako bardzo... Grzecznego, to najlepsze słowo. Ugodowego, spokojnego. Na pewno nie takiego, kto by mu się pchał pod nogi nie wiadomo po co.
Nie spodziewał się tym bardziej, że za nim pójdzie kiedy wyszli z sali. Zamierzał po prostu się przejść, szpagatami najlepiej, żeby rozchodzić całą sytuację z zajęć zanim powie coś, czego nie chciałby powiedzieć. Kolejne zajęcia i tak miał dopiero za dwie godziny więc miał czas żeby policzyć do miliona i zastanowić się czy w ogóle chce z Jaysonem ten temat poruszać. Może nie powinien, wolałby nie, bo teraz by mu nawygarniał wszystkie żale, a do wieczora już żałował pięc razy i płakał, że zjebał. I tak całe życie... Zamiast tego wszystkiego jednak usłyszał pełen wyrzutu głos i zatrzymał się, oglądając się w krytycznym zdziwieniu na Laviego. Serio, życie mu niemiłe?
Zlustrował go wzrokiem co najmniej oceniająco i z pewnością nie obawiając się szczególnie jego wyrzutów. Aż go nadal z zajęć telepało z emocji - był upokorzony po niewypale zaklęcia i zazdrosny o całą resztę dzisiejszej dramy. Słaby czas na konfrontację...
- Nie? No co ty, normalnie tak pozdrawiam ludzi, taki gest pojednania - powiedział chłodno, w zasadzie nadal agresywnie, nie wiedząc nawet czego Lavi oczekuje. Przeprosin? To się cholernie zawiedzie. - Jak zamierzasz płakać to szukaj kogoś, kto się tym przejmie, ode mnie spierdalaj.
I kto to mówi, w zasadzie... Aczkolwiek był wkurzony, a ten mu jeszcze robi wyrzuty! Nawet by go z tym zostawił, ale jakaś mściwa cząstka jego chciała jednak zobaczyć jak chłopak traci na pewności siebie, nim odwróci się znów do niego plecami. Normalnie nic do niego nie miał, wydawał się w porządku, choć nie mieli jakoś tak ściśle ze sobą kontaktu, acz właśnie, zły czas i miejsce.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 60
Nie miał najmniejszego zamiaru nikogo wychowywać. Chciał jedynie wyjaśnić pewne sprawy i udowodnić drugiej stronie, że nijak nie powinna na niego naskakiwać tym bardziej, że nie miał niczego wspólnego z porażką Krukona. Ne jego wina, że zaklęcie mu nie wyszło. Może jakby bardziej się skupił, jego myśli nie uciekłyby nie wiadomo gdzie, a tak? Tak teraz Lavi musiał walczyć z jego humorami, które wcale mu się nie podobały.
Dlatego za nim poszedł, chcąc przedstawić mu swój punkt widzenia. Nie zakładał, że Tim wysłucha. W oczach Lloyda jawił się raczej jako osoba, która zwyczajnie w świecie ma wywalone na to, co dzieje się na około, a tym bardziej na tych, którzy na około egzystują.
To go nie powstrzymało.
Zwrócenie na siebie uwagi kolegi było pewnego rodzaju sukcesem. Przynajmniej nie musiał za nim ganiać po całej szkole, ani czekać na spotkanie w Pokoju Wspólnym. I tak oddał mu pewną przysługę tym, że nie wyjaśnił go przy innych. Dał im prywatność, dzięki której Tim mógł chociaż trochę odzyskać w oczach innych uczniów, co z pewnością go nie interesowało.
Wytrzymał jego mało przyjemne spojrzenie, odwzajemniają się tym samym. Co z tego, że w jego wykonaniu na groźne to raczej nie wyglądało.
-Raczej słaby, nie wiem, czy ktoś ci to mówił. Nie możesz swoich porażek zrzucać na innych - skomentował. Jasne, że mówił to co myślał, przez co nie raz pakował się w kłopoty. Do odważnych świat należy, do inteligentnych też. - Nie wyszło ci zaklęcie, spoko. Ale ja nie jestem twoim workiem treningowym czy innym przedmiotem, na którym możesz odreagować. Nie wiem, może zapisz się na boks? - dodał, brnąc w to dalej i jak najbardziej przypominając rozmówcy, że faktycznie na zajęciach nie poszło mu za dobrze.
-Mógłbyś być trochę milszy dla ludzi, to nie boli - odpowiedział, nadal niezrażony faktem, że tamten był znacznie agresywniejszy, niż Lavi zakładał.
Może sam na sam wcale nie było tak dobrym pomysłem.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 64
Normalnie Timothy nie miał permanentnej wśścieklizny, tak w zasadzie. Bywał chłodny i raczej ironia była jego drugim imieniem niemalże, ale zachowywał się raczej ludzko i cywilizowanie. Jedynie czasem mu odwalało, na przykład dzisiaj, teraz, bo wszystko szło nie tak, obudził się już w chujowym nastroju, a teraz dodatkowo był zazdrosny i dopowiadał sobie tysiąc historii o tym, jak Jayson pewnie żartuje sobie z Rosemary z jego odchył, albo że traci przyjaciela, albo cokolwiek w sumie. Możliwe, że też wszystko na raz, bo i czemu nie? Zależało mu, zdecydowanie za bardzo najpewniej, i stresował się, że znowu stracą kontakt, tak jak po zerwaniu.
Acz przynajmniej miał autorefleksję, że faktycznie wtedy może trochę przegiął. Ale cała wina nie była jego!
Aż w pierwszej chwili nie wiedział co powiedzieć, bo z jednej strony, mógłby chłopaka znowu spróbować zgnoić i mu nagadać, z drugiej faktycznie nie o niego nawet chodziło i Tim nie planował nawet odbywać tej rozmowy. Z kolejnej, trochę mu dokręcił śrubę w dumie, że zjebał to zaklęcie pieprzone. Na chwilę zmrużył oczy, odwracając na sekundę wzrok z niemym "what", bardziej do siebie, po czym wrócił spojrzeniem do blondyna.
- Słuchaj, naprawdę nie mam ani dnia, ani humoru, ani nawet cierpliwości i chęci żeby się tłumaczyć albo prowadzić tą rozmowę. Poza tym coś poszło nie tak z zaklęciem, bo dobrze je rzuciłem, nie wiem o co-... - Urwał, bo się ogarnął, że zaczął się tłumaczyć sekundę po tym, jak powiedział, że tego nie będzie robił. Sapnął cicho z irytacją, przecierając twarz rękoma, by zaraz je złożone skierować jakby ku Laviemu. - Poza tym boks to lanie po mordach i dużo krwi, a raczej wolałbym składać ludzi do kupy, a nie ich rozkurwiać na kawałki.
W sumie nawet chyba Lavi nie oczekiwał odpowiedzi dotyczącej boksu, ale co tam. Przynajmniej próbował jakoś nad sobą panować i nie wydrzeć się na niego, że ma dać mu spokój. Choć on mu nie dał na zajęciach, hipokryzja się kłania.
|