08-06-2021, 12:00 PM
Perła
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
Avery; Llanfaelog, Walia
|
08-06-2021, 12:00 PM
Perła
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
25-07-2021, 02:34 PM
Miała serdecznie dość! Tego wszystkiego, tego całego pakowania, szykowania kupionych książek, kociołków, szat, wertowania, szukania, doboru ubrań, po prostu – wszystkiego! Według niej, mogli w ogóle nie opuszczać tego cholernego Hogwartu! Każde cholerne wakacje zaczynały i kończyły się tak samo – stresem, niepewnością i zdenerwowaniem. A te dodatkowo ją dobijały! Chciała zostać w tamtej klasie, z tamtymi doświadczeniami, bez niepewności, że te kilka miesięcy rozłąki zmieni wszystkich jej znajomych i znów będzie musiała spędzać czas zupełnie sama! Dlaczego nie mogła? Dlaczego nie mogła zatrzymać czasu i chociaż RAZ, jeden jedyny RAZ być zupełnie szczęśliwa?! — Co to jest? – syknęła na skrzatkę domową, która akurat przenosiła starannie poskładane ubrania na piętro, prawdopodobnie do jej pokoju. Stworzenie zamarło i spuściło wzrok, prawdopodobnie wiedząc, co oznacza ten ton. — Ubrania panienki naszykowane na jutrzejszą podróż… - powiedziała cichutko i niepewnie, na co Aspasia tylko zmarszczyła brwi. — Nie ubiorę się w nie. Miałaś przynieść coś ładnego, a to? – spytała, podnosząc pierwszą ze sterty bluzkę. – To mógłby założyć jakiś błazen z tego sklepiku Weasleyów! — Ale matka panienki kazała… — NIE OBCHODZI MNIE, CO POWIEDZIAŁA MOJA CHOLERNA MATKA, NIE BĘDĘ TEGO NOSIĆ! – wrzasnęła ze wszystkich sił dziewczyna, ciskając gdzieś w kąt bluzkę i zaciskając dłonie w pięści. Nawet nie starała się pohamować, ale jej gniew był tak diabelnie wielki, że waza nieopodal niej, stojąca na pięknie przystrojonym biureczku, zaczęła drżeć, nim potłukła się na kawałki, czego sama Aspasia nawet nie zauważyła, ani tym bardziej nie usłyszała. – PRZYNIEŚ COŚ INNEGO JAK CI KAŻĘ! Skrzatka domowa patrzyła na dziewczynę ze szczerym przerażeniem i nawet zapominając o jakimkolwiek skinieniu głową, czym prędzej uciekła razem z ubraniami, byleby tylko zejść z oczu Aspasii. — Cholerna, stara pinda! – syknęła pod nosem dziewczyna, mając na myśli bardziej swoją matkę niż domowego skrzata, ale interpretacja w tej sytuacji mogła być bardzo dowolna. I w tym wszystkim wcale nie chodziło jej o niedopasowane ubrania na jutro. Była po prostu wściekła, bo nie chciała wracać do Hogwartu. A nawet – nie chciała nawet kończyć tamtej klasy. Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
25-07-2021, 03:21 PM
Choć jeszcze kilka lat temu zrobiłby wszystko, żeby skrócić przerwę wakacyjną i wcześniej wrócić do Hogwartu, to teraz - gdy miał te siedemnaście lat i bagaż doświadczeń na karku - zrobiłby jeszcze więcej, żeby je wydłużyć.
Nie miał ochoty po raz kolejny wsiadać do tego samego niewygodnego pociągu. Nie chciał też oglądać tych samych nudnych i fałszywych twarzy, a przede wszystkim pragnął uciec od konieczności wkuwania kolejnych nudnych i nieprzydatnych formułek. Na Merlina! Miał pracować w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, po co mu do tego wszystkie te niepotrzebne podręczniki? Niestety, był tylko uczniem, a do pracy w Ministerstwie potrzebował nie tylko wykształcenia, ale także OWUTEM-ów. Musiał więc zrobić wszystko, żeby opuścić Hogwart z jak najlepszymi wynikami - takimi, które pozwolą mu rozpocząć świetlaną przyszłość, i które nie przyniosą rodzinie wstydu. Jego siostra miała chyba podobne obawy, bo od początku dnia musiał wysłuchiwać jej krzyków. Wkrótce zrezygnował więc z prób zawiązania krawatu, i ruszył w stronę jej pokoju, opierając się o framugę drzwi idealnie w momencie największego wybuchu Aspasii. Wysłuchał w spokoju wszystkich bluzg i rozkazów skierowanych w kierunku matki i skrzatki, po czym - gdy ta druga minęła go niezauważenie w drzwiach - zabrał głos. — Cholerna, stara pinda? Jeśli aż tak tęsknisz za drogą babcią Brigitt, to może powinienem posłać po nią sowę? Z pewnością chętnie zobaczyłaby swoich ukochanych wnuczków. — zażartował i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. Od niechcenia oddalił się od framugi, po czym zrobił kilka kroków w kierunku rozwalonej wazy. — Zrozumiałbym, gdybyś doprowadziła do takiego stanu tę niereformowalną skrzatkę, ale - na Merlina - co zrobiła ci biedna waza? To pamiątka rodzinna z domu pani matki. Nie do naprawienia. — westchnął zrezygnowany, bo tak przepełniony magią przedmiot z pewnością nie nadawał się do potraktowania zwykłym Reparo. — No, ale już się tak nie denerwuj. Swoją drogą, chciałem poprosić cię o zawiązanie krawatu, ale ręce trzęsą ci się gorzej niż staremu Addingtonowi. — dodał spokojnym głosem. — To jak, zdradzisz bratu, co jest powodem twojego humoru, a może pominiemy temat przeklętego Hogwartu i zajmiemy się zatarciem śladów zbrodni? — zażartował, przenosząc wzrok to na oczy Aspasii, to na resztki wazy.
25-07-2021, 03:51 PM
Zamknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać. Postanowiła nawet policzyć… coś. Skrzaty domowe skaczące przez płotki. Może to ją w jakiś sposób uspokoi. Jeden, dwa, trzy… cztery… pięć… Każdy jej kolejny oddech był głębszy, ale nie dane jej było zakończyć tę chwilę samoświadomości i starań uspokojenia się, kiedy nagle usłyszała za sobą głos brata.
Odwróciła się natychmiast i momentalnie zrobiło jej się nieco głupio, że prawdopodobnie był świadkiem całej tej sceny. Ale Argos zdawał się kompletnie niewzruszony i nawet się do niej uśmiechał. Nawet chyba próbował zażartować, ale samo wspomnienie babki Brigit tylko zdenerwowało ją z powrotem. Jakby mało miała powodów, żeby nie chcieć wracać do szkoły, to jeszcze przypomniał jej o jakże przyjemnych wycieczkach do Hogsmeade, kiedy obowiązkowo będą musieli odwiedzać tę zrzędzącą staruchę… — Nawet mi nie przypominaj – mruknęła tylko markotnie, nawet na niego nie patrząc. Zerknęła na niego dopiero, kiedy oddalił się od framugi i podszedł do zniszczonej wazy. Dopiero wtedy Aspasia zauważyła, że jej wybuch złości doprowadził praktycznie do eksplozji i, no cóż… zbyt łatwo się tego nie pozbiera. — Wcale nie chciałam jej zniszczyć – odpowiedziała markotnie na swoje usprawiedliwienie, trochę jak karcone dziecko, które właśnie przez przypadek stłukło szklankę. W chwili, kiedy Argos przyglądał się rozbitej wazie, Aspasia przeszła kilka kroków, aby zgarnąć swoją różdżkę i wymierzyła nią w wazę. Ona jednak wierzyła, że Reparo coś może tutaj dać – albo nie była świadoma, że może być tutaj potrzebne jednak coś więcej. Kiedy Argos nadal mówił, wycelowała różdżką w wazę i wymówiła zaklęcie: — Reparo. Waza nawet nieco drgnęła i odrobinę się poskładała, ale wciąż były widoczne na niej rysy po potłuczeniu i… nie była już taka, jaka była wcześniej. Aspasia westchnęła tylko głęboko, bo jeszcze bardziej się zdenerwowała i miała ochotę rzucić różdżką w cholerę, ale mimo wszystko – szkoda jej było. Zresztą, już odbyli swoje zakupy na Pokątnej, matka nie byłaby szczęśliwa, zastając i zniszczoną wazę, i różdżkę do odkupienia. — To wszystko jest do dupy – podsumowała, krzyżując ramiona pod biustem. – I ta waza, i ta cholerna szkoła. I… po co chciałeś krawat wiązać, wybierasz się gdzieś? – spytała, zawieszając nagle spojrzenie na jego koszuli. Czternasta i pora poobiednia to nieco dziwna godzina, żeby się gdzieś stroić… chyba że się wychodziło. A ona o tym nie wiedziała! Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
25-07-2021, 04:41 PM
Chociaż bardzo chciał siostrę pocieszyć, to nie potrafił powstrzymać krótkiego parsknięcia. Waza wyglądała paskudnie!
— No cóż... gdybyś była artystką, to mogłabyś powiedzieć, że taki był zamysł. Wszyscy by uwierzyli. — westchnął. — Ale ja proponuję inne rozwiązanie. Po prostu zrzucimy wszystko na skrzatkę! I tak nie wypełnia swoich obowiązków, a nam przyda się nowa służba... co ty na to? — dodał, podchodząc do niej i kładąc dłoń na jej ramieniu, zupełnie jak ojciec próbujący poprawić humor naburmuszonego dziecka. A trzeba przyznać, że Aspasia trochę jak takie dziecko właśnie wyglądała! Przynajmniej w tamtej chwili - z nietęgą miną i Chyba była zbyt delikatna, bo choć znał jej humorki i możliwości, to wypowiedziane "do dupy" kompletnie nie pasowało do jej wizerunku ułożonej damy! I tutaj nie potrafił się powstrzymać, tym razem jednak nie ograniczając się tylko do parsknięcia. — No wiesz? Młodej damie nie przystoi wypowiadać się w taki sposób. — zamodelował głos ich dawnego nauczyciela etykiety, po czym przeniósł wzrok na swój strój, zupełnie jakby zapomniał, że miał na sobie nieco odstające od normy ubranie. — Ach, to. Ojciec stwierdził, że najwyższy czas przedstawić mnie najbliższym współpracownikom... Wiesz, chodzi o tę fuchę w Departamencie Przestrzegania Prawa. Myślisz, że wyglądam wystarczająco przystojnie, by nie przynieść mu wstydu? Sama rozumiesz, panicz Avery powinien prezentować się nienagannie i z klasą. — dodał, po raz kolejny szczerząc zęby, zupełnie jakby pozował do rodowego portretu. Wkrótce jednak - gdy przyjrzał się jej trochę uważniej - uśmiech zniknął, a z ust chłopaka wydobyło się ciche westchnięcie. — Hej, głowa do góry. To tylko głupia szkoła... a jeśli martwisz się SUM-ami, to pomyśl sobie, że twój głupi brat też je zdał!
25-07-2021, 05:08 PM
Uniosła brew. Chyba powinna się obrazić za taki komentarz! No dobra, waza wyglądała paskudnie, ale… no mógł ją chociaż trochę pocieszyć, że wcale nie jest tak źle! Do artystki akurat jej było daleko… generalnie do wszystkiego było jej daleko, bo nie miała pojęcia, co chciałaby robić w życiu. Być kurą domową jak matka i wypluwać kolejnych potomków Burke’ów? Wolałaby już chyba sprzątać i gotować, byleby robić coś, poza patrzeniem na własne paznokcie…
Zaraz jednak zmarszczyła nieco brwi. W zasadzie… skrzatka nie była niczemu winna, Sia wyżyła się na niej tylko dlatego, że akurat była pod ręką… Wcale nie chciała, żeby miała jakieś nieprzyjemności, ani tym bardziej, żeby matka ją zwalniała. Chyba że zwolnienie było równoznaczne z uwolnieniem, ale jakoś nie wydawało jej się, żeby faktycznie tak miało być. — Nie wiem, czy to dobry pomysł – stwierdziła dość markotnie, wymownie patrząc na wazę. – Jej się oberwie bardziej niż nam. O ile w ogóle to przeżyje. Może skorupa Aspasii była strasznie choleryczna i mogło się wydawać, że niewiele ją obchodziło – ale tak naprawdę nie chciała dla nikogo źle. A odkąd poznała Dextera, przestała dzielić tak bardzo wyraźnie stworzenia na lepsze i gorsze. Każde, które miało potencjał, było wartościowe, bo wnosiło coś do tego ponurego świata. Zmieniało go na swój sposób. Spojrzała za moment na Argosa z uniesioną brwią. Kochała, kiedy był opiekuńczy i dawał jej poczucie stabilności, ale nie znosiła, kiedy jej tak ojcował. Już tym bardziej, że potrafiła wyrażać się o wiele gorzej. — Nie jestem już takim małym dzieckiem – rzuciła mu w odpowiedzi. Powiedziałaby, że on na pewno wyraża się czasami jeszcze gorzej, ale za moment jej myśli zajęły się kolejnymi słowami brata. Ojciec miał zabrać go do Ministerstwa. Czemu znowu nic nie wiedziała? Poczuła niespodziewanie dziwny niepokój rosnący w sercu. Nawet jeśli przez moment czuła się w porządku, teraz znów zaczęła się stresować. Nie była na to przygotowana, myślała, że chociaż ostatniego dnia Argos zostanie w domu i… i po prostu zostanie w domu. Chciał chyba poprawić jej humor żarcikami, ale wcale nie było jej do śmiechu. Zamiast tego podeszła i powoli, starając się panować nad dłońmi, zawiązała starannie jego krawat. — Nie powiedziałeś mi w ogóle, że gdzieś wychodzisz – stwierdziła tylko z wyrzutem słyszalnym w głosie. Odeszła kawałek, celowo unikając jego spojrzenia i stając do niego bokiem. Ramiona skrzyżowała pod biustem, wzdychając z poirytowaniem. – Nie chodzi mi o głupie SUMy. Ani o zdanie ich jakoś. Po prostu… - była bardzo bliska powiedzenia, o co chodzi. Że chodzi konkretnie o niego, że to był ostatni rok, kiedy miała widzieć go w Hogwarcie i czuć jego towarzystwo… ale zamknęła oczy i zamiast tego, powiedziała tylko: - Jak zwykle nic nie wiem. Wszyscy traktują mnie jak popychadło, nie jak członka rodziny. Może nigdy nim nie byłam, może wszyscy zawsze uważali mnie bardziej za część rodziny mojego przyszłego męża niż tej, w której się urodziłam. Była markotna, była marudna, była sarkastyczna – ale to wszystko jej się tak cholernie nie podobało! A przede wszystkim – było strasznie zaniepokojona i zestresowana. Miała na głowie tak wiele problemów, których nikt nie potrafił zrozumieć! I celowo poruszyła temat, który wiedziała, że drażnił Argosa. Niech on też się trochę podenerwuje, skoro nie był łaskaw nawet poinformować jej wcześniej o swoich planach! Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
25-07-2021, 07:23 PM
Chociaż przeciętny słuchacz stwierdziłby, że gwałtowna zmiana nastawienia Aspasii jest co najmniej dziwna, to Argos dawno zdążył się do tego przyzwyczaić. W jednej chwili krzyczała na skrzatkę, w drugiej nie chciała wyrządzać jej krzywdy... cóż mógł zrobić? Pozostało mu jej posłuchać.
— Racja. Pamiętasz, co stało się z naszym ostatnim skrzatem? Jak mu było? Łobuz? — odparł, przypominając sobie ostatni dzień służącego w Perle. Ojciec tak bardzo zdenerwował się na pięciominutowe spóźnienie w przygotowaniu jedzenia, że więcej już Łobuza nie zobaczyli. Jego skrzacia rodzina też nie. Szybko wyrzucił te myśl z głowy, w pełni skupiając się na jej pełnej powątpiewania i irytacji minie. — Nie pyskuj, gdy starszy cię poucza. — wyszczerzył się, choć pomimo uśmiechu cofnął się - zupełnie jakby obawiał się, że zaraz skończy jak ta waza. I wcale by się nie zdziwił! Ale nie. Na szczęście jeszcze nie wybuchła, a nawet pomogła mu zawiązać krawat! Co prawda na początku - gdy postawiła w jego stronę kilka kroków - sądził, że zaraz spróbuje posłać mu bolesnego kuksańca. Nie. To jeszcze nie ten moment. Jeszcze nie wtrącił z jej równowagi. Jeszcze. Musiał przestać się wygłupiać! — Nie jestem już takim małym dzieckiem, żeby mówić ci, że gdzieś wychodzę, matko. — zażartował. Dziewczynie chyba jednak nie podobały się jego żarty, bo nagle się od niego odwróciła. I skrzyżowała ręce pod biustem, a to wyrażało więcej niż tysiąc słów. Wysłuchał uważnie jej następnych słów, ale pomimo nadziei, że wreszcie usłyszy o jej prawdziwych zmartwieniach, spotkał się z kolejnym zawodem. Znowu mówiła o tym głupim małżeństwie! Teraz, gdy szykował się na ważne spotkanie i zdążył już choć na chwilę wyrzucić je z głowy. Korzystając z faktu, że nie mogła tego zobaczyć (choć siostra mogła ogarnąć!) przewrócił oczyma i wbił wzrok w tył jej głowy. — Wiesz, wspominasz o tym na tyle często, że czasem mam wrażenie, że serio chcesz zostać pieprzoną Panią Burke. Może powinniśmy zaaranżować małżeństwo trochę wcześniej? Jak mu tam było? Roman, Romeo? W każdym razie na pewno się ucieszy. — powiedział z wyrażnym wyrzutem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że może zrobił to trochę za głośno. — Zresztą, dlaczego tak mówisz? Przecież masz mnie. Rodzice też nas kochają... Na swój własny sposób, ale na pewno kochają. — powiedział, po raz kolejny pokazując jak zagubionym i ogłupionym był człowiekiem. Ogłupionym przez rodziców, przez ród i przez samego siebie. Bo mimo tego, że regularnie niszczono im życie, Argos ciągle ich kochał, a nawet w jakiś sposób usprawiedliwiał. Nagle jednak zrobiło mu się głupio, więc postawił ostrożnie krok w jej stronę. A co jeśli to on będzie powodem jej złego humoru? — Wybacz, nie powinienem tak mówić. — powiedział z skruchą w głosie.
25-07-2021, 07:49 PM
Mogła chyba odetchnąć z ulgą na myśl, że Argos wcale nie zamierza się z nią wykłócać o zrzucenie winy na skrzatkę. Chyba obawiała się, że może zrobić jej awanturę, że nie powinna przejmować się takimi stworzeniami, bo są brudne, albo że to tylko głupie zwierzęta, albo że to tylko służba i nie w ogóle zwracać na nie uwagi… Tymczasem nic takiego nie nastało i Aspasia cieszyła się w duchu, że nie musi się tłumaczyć, skąd ta nagła zmiana nastawienia wobec takich istot.
Gorzej, że nadal pozostawała kwestia tego, co powiedzą matce na temat rozbitej wazy. Jakoś to wszystko zeszło na zupełnie inne tematy… Zresztą, miała już inne zmartwienia na głowie. Na przykład buzujące w niej nerwy, kiedy mówił jej, niby żartobliwie, żeby nie pyskowała. Albo zwracał uwagę, że nie jest jego matką, żeby miał jej mówić, gdzie i kiedy chodzi. Może nie była jego matką, ale była jego siostrą! A jako siostra miała prawo wiedzieć! Poczuła kolejny przypływ złości, i zacisnęła palce na rękawach swojej bluzki. Może Argos dzisiaj był w wyśmienitym nastroju na żarty, ale ona – ani odrobinę! Miała chęć kogoś udusić i gdyby tylko nie fakt, że był jedyną osobą, którą naprawdę darzyła jakimś cieplejszym uczuciem, padłoby na niego! Miała za to ogromną satysfakcję, kiedy widocznie nacisnęła mu na odcisk, wspominając o swoim narzeczeństwie. I nawet kolejne słowa na temat tego, że niby spieszy jej się do ołtarza, wcale jej nie zabolały. O nie, czuła pełną radość, że mu dopiekła za te wszystkie wredne żarciki i dziwne poczucie humoru. I brak jakiejkolwiek informacji, że, do cholery, wychodzi! — Niektórzy w ramach swoich życiowych obowiązków idą z ojcem do Ministerstwa Magii, inni mają obowiązek wychodzić za mąż i rodzić dzieci facetowi, którego nie znosisz. Nazywa się Romilly – dodała z naciskiem i dziką satysfakcją. A przy okazji zaskoczeniem, bo nie sądziła, że istnienie Burke’a i obecność w jej życiu kiedykolwiek przyniesie jej aż taką radość. Zaraz jednak prychnęła, zanim zdołała się powstrzymać. Zapomniała przy tym, że Argos miał zupełnie inne spojrzenie na rodziców i naprawdę jeszcze wierzył, że ich kochają. Nie tak, jak się kocha inwestycję na przyszłość, a jak własne dzieci. Odwróciła się w jego stronę, choć ani jej się śniło puścić zaciśnięte przez jej dłonie rękawy. — Jeśli darzysz mnie taką samą miłością, jak nasi rodzice nas, to nie mamy już o czym rozmawiać. Po prostu wyjdź. Nie była w nastroju. I nawet zapomniała w tej całej plątaninie nerwów i strachów, że tak naprawdę w tym wszystkim chodziło o… niego. O to, że może go w przyszłym roku nie zobaczyć w szkole. I o to, że może nie wiedzieć, jak poradzić sobie sama. Bez niego. Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
25-07-2021, 09:31 PM
Komentarz o obowiązkach skwitował krótkim parsknięciem śmiechu. Ona śmiała mówić mu o obowiązkach? Choć zawsze rozumiał, że miała w życiu ciężej od pozostałych, to w tamtej chwili - gdy panowały nad nim emocje - nagle poczuł, że zachowywała się jak zadufana księżniczka.
— Dobrze wiesz, że to nie jest takie proste. — powiedział siląc się na jak najbardziej spokojny ton. — I co za różnica? Romeo czy Romilly, i tak jest jedynie kolejnym popychadłem. No, ale jestem pewien, że stworzycie szczęśliwą i kochającą się rodzinkę... przyniesiesz mu potomka i spełnisz się jako wspaniała kura domowa. W wolnych chwilach może będziesz handlować w tym ich podejrzanym sklepiku na Nokturnie? — dodał, choć teraz nie ukrywał już irytacji. Z jednej strony wiedział, że denerwowała go celowo, a z drugiej nie potrafił dopuścić do siebie myśli, że jakiś małolat może nazywać się jej narzeczonym. Nie była jego własnością. Ale nie była też jego własnością, co udowodniła za chwilę. Czy ona właśnie skończyła rozmowę? Spojrzał na nią z uniesionymi brwiami, po czym po raz kolejny parsknął śmiechem. — Rzeczywiście dałem ci powód, żebyś mogła tak myśleć. W każdym razie życzę dobrego życia z Romeo! — rzucił, po czym odwrócił się na pięcie i wbiegł po schodach prowadzących do jego pokoju. Przedtem jednak zatrzymał się na jednym ze stopni, i wrzasnął: — Wybacz, z Ronaldo! — warknął jak obrażone dziecko i kontynuował wspinaczkę. Cholerny Romilly! Powinien zamknąć się w tym rodzinnym sklepie z pojebanymi czarnomagicznymi artefaktami i zostawić jego siostrę w spokoju.
25-07-2021, 09:52 PM
Jasne. To nie takie proste. Pójście do Ministerstwa Magii, żeby ładnie wyglądać przy ojcu, wcale nie było proste. A powiedzenie o tym siostrze już w ogóle było diabelnie skomplikowane!
Prychnęła jedynie, słuchając, jak obrażał Romilly’ego. Tak naprawdę, było jej kompletnie wszystko jedno, co na jego temat powie, bo i tak nie była w żaden sposób emocjonalnie do niego przywiązana. Ale lubiła drażnić brata. Tak, jak teraz. I skoro znała ten jego czuły punkt, to zamierzała go wykorzystać. Do samego końca! — Może przynajmniej moje dzieci będą mnie kochały bardziej niż mój rodzony brat – syknęła, perfidnie patrząc mu w twarz i dając do zrozumienia, że faktycznie przyjmuje opcję, że może urodzić i w dodatku chcieć wychowywać te dzieci. W praktyce, nie miała nic przeciwko, ale chciała się też realizować. I być jednak nieco lepsza niż własna matka. Jednakże Argos, jak to bywa w przypadku wyjątkowych osób w życiu, doskonale wiedział i jak ją uspokoić – i jak podnieść jej ciśnienie. A kolejne słowa, włącznie z życzeniami dobrego życia u boku Romeo sprawiły, że tylko jeszcze bardziej zacisnęła dłonie w pięści, kiedy postanowił wybiec z jej pokoju i zbiec po schodach. Odwróciła się i może sprawa by się zakończyła, gdyby nie postanowił jeszcze do niej odkrzyknąć. Z wściekłym wrzaskiem złapała przed chwilą ledwie naprawiony wazon matki i cisnęła nim wściekle o ścianę. Za drzwiami. W praktyce rozbił się gdzieś dalej na piętrze. — PIERDOL SIĘ! – krzyknęła za bratem, zanim zatrzasnęła z impetem drzwi i zaryglowała je. Kolejne brzydkie słówka, których Argos nie zniesie. I bardzo dobrze! Dlaczego wiecznie tylko ona ma cierpieć?! Niech się chrzani! Dlaczego w ogóle przejmowała się jego obecnością w szkole i tym, że za rok go w niej nie będzie?! z/t x2 Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I? |
« Starszy wątek | Nowszy wątek »
|