Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Kamienny klif Malowniczy klif znajdujący się po jednej ze stron jeziora, znacznie bardziej oddalony od popularnych terenów zielonych. Miejsce idealne do spokojnego odpoczynku z dala od szkolnego gwaru. Zdecydowanie polecane dla samotników, którzy w ciszy pragną napawać się pięknem natury. Trzeba jednak uważać, bo jeden nieodpowiedni krok i kąpiel w jeziorze murowana.
6 WRZESIEŃ, PÓŹNE POPOŁUDNIE
Wyruszyła w błonia w konkretnym celu. Nauka metamorfomagii cały czas ją pochłaniała, a póki jeszcze nie było tyle nauki postanowiła z tego po prostu skorzystać. Pogoda co prawda nie sprzyjała na spędzanie wiele czasu na zewnątrz, ale w tej sytuacji to był akurat wielki plus, bo raczej nie spodziewała się kogokolwiek marznącego w obrębie szkoły, ale zdawała sobie sprawę, że jednak uczniowie stęsknili się za tymi widokami, które im towarzyszyły przez lata kiedy to uczą się w szkole. Postanowiła jednak szukać miejsca gdzie faktycznie będzie sama i tyle. Ruszyła przed siebie. Założyła szkolną szatę, oraz opatuliła się szczelnie szalikiem w barwach Ravenclaw'u. Ku jej zdziwieniu co rusz jakieś pary młodocianych czarodziejów spędzała czas na dworze. Serio? Może to Phoebe przesadzała i pogoda jednak była optymalna? Ona należała do osób, które lubią ciepło i każde powiew wiatru sprawiał, że najchętniej wrzuciłaby się w otchłań pościeli.
Gdy tylko znalazła się na Kamiennym klifie nie spodziewała się, że i tu kogoś zastanie, ale para, która spędzała tutaj czas właśnie miała zamiar się zbierać i tak też uczynili. Nie kojarzyła ich więc pewnie należeli do innego domu i nie wyglądali na jej rówieśników. Poczekała aż ulotnią się stąd i zaczęła kontynuować naukę, która towarzyszy jej od młodzieńczych lat. Czasami uważała to za jakąś karę, bo irytowało ją to, że mogła w każdej możliwej chwili zmienić swój wygląd. Więc póki co było jej ciężko utrzymać tę tajemnicę tylko dla siebie. Co prawda jej brat o tym doskonale wiedział, ale to brat. On miał do tego prawo.
Oparła się o drzewo i skupiła się by z swoich ust zrobić coś w podobie dziuba kaczki. Nie zawsze jej się jednak udawało wykonać zamierzony efekt, ale jednak próbowała. Nienależała do osób, które się poddają. Ona już z tym walczy od najmłodszych lat, więc nic innego jej nie pozostało jak tylko to kontynuować.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
8 września, godzina 15:05
Odetchnęła głęboko, gdy wyszła na świeże powietrze. Dzisiejszy dzień był dla niej kompletną porażką. Więcej – obecny tydzień był drogą przez mękę i zdecydowanie wolałaby, żeby go w ogóle nie było.
Gdyby ktoś zapytał ją o zdanie, powiedziałaby, że chciałaby, aby poprzedni rok szkolny w ogóle się nie skończył. Nie musiałaby przebywać w domu z rodzicami. Nie musiałaby znosić stresu związanego z powrotem. Nie musiałaby żyć z przeświadczeniem, że to już ostatni rok, w którym widzi swojego starszego brata w Hogwarcie i następnym razem, gdy tu wróci, będzie musiała radzić sobie sama. I wreszcie – nie musiałaby rozstawać się ze znajomymi, którzy teraz w dużej części mieli jakieś… „inne sprawy” o których Aspasia nie wiedziała i których nie rozumiała
Czuła się beznadziejnie.
Bez większego namysłu ruszyła prosto przez błonia w stronę stromego klifu, gdzie obiecała czekać na Saoirse. Cała ta sprawa przybrała strasznie nieoczekiwany obrót i skończyła się… chyba nieźle. Chociaż nadal nie wiedziała, co powinna o tym wszystkim myśleć. Zdawało jej się, że kiedyś było zupełnie inaczej i Puchanka nie olewałaby jej nawet „nie umyślnie”…
Poczuła chłodny powiew wiatru na swojej twarzy. Odetchnęła głęboko i zamknęła oczy, stając tuż przy samej krawędzi klifu. Rozłożyła delikatnie ręce, pozwalając, aby rześki powiew porywał odrobinę jej ubrania i łopotał o materiał. Było jej teraz szalenie przyjemnie. Jakby ktoś wylał lodowatą wodę na wrzącą powierzchnię jej mózgu. Mogła teraz stać i zatopić się w nicości…
Lecz ta nicość była zupełnie inna od tej, którą czuła na co dzień. Ta przyjemnie ją oplatała i sprawiała, że czuła się lekka i bezpieczna. Ta przynosiła odprężenie i sprawiała, że nie musiała czuć się tak okropnie każdego dnia – jakby to nie ona żyła własnym życiem, jakby była tylko obserwatorem rozgrywającej się sztuki.
Nie miała pojęcia, ile tak stała, ale mogłaby tak stać cały dzień bez przerwy…
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Spóźnienie na dzisiejsze zajęcia nie wyszło najlepiej, a jednak Saoirse nie była tak do końca przekonana, czy był to błąd... Bo właściwie co jest ważniejsze? Ludzie, którzy nas otaczają oraz to, jaki mamy na nich wpływ, czy pojedyncze zajęcia szkolne? Puchonka akurat szczerze ceniła ludzi, z którymi miała stały kontakt i chciała, by to wiedzieli. I choć zwykle ganiła w myślach samą siebie za swoje spóźnienia, czy zapominalstwo, teraz nie przeszło jej to przez myśl. Oczywiście żałowała, że nie była punktualnie! W dodatku były to zajęcia, które uważała za stosunkowo ciekawe, mimo że nie wszystko wychodziło jej na nich tak, jakby tego chciała... Rzecz w tym, że jeśli tylko udało jej się załagodzić sytuację oraz uspokoić nieco Aspasię, było warto. Tak po prostu.
Oczywiście tuż po zajęciach i krótkiej dodatkowej rozmowie z nauczycielem wróżbiarstwa, ruszyła w umówione miejsce! Szybko wypatrzyła Ślizgonkę - raczej trudno byłoby jej nie zauważyć - i charakterystycznie dla siebie, zaraz po zasygnalizowaniu swojej obecności głośnym "hej", objęła ją na przywitanie. Teraz przynajmniej nie była już w pośpiechu i mogła to zrobić tak, jak należało.
- To jak tam? Jak się czujesz? - spytała dopiero po odstąpieniu o kroczek, licząc że było choć trochę lepiej w porównaniu do ich pierwszej dzisiejszej (czy właściwie tegorocznej, jeśli chodzi o rok szkolny) rozmowy.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Zamrugała nagle, nieco wyrwana z tej melancholijnej ciszy, w której się zatopiła, stojąc tutaj niewiadomo ile czas i myśląc o… niczym, kiedy niespodziewanie koło swojego ucha usłyszała głośne hej, a za moment czyjeś ramiona objęły ją niespodziewanie. Jej ciało kompletnie zesztywniało, jakby nagle zapomniała, jak się kogoś przytula, a zanim w ogóle zdołała unieść ręce, żeby cokolwiek odwzajemnić, Puchonka odsunęła się od niej.
Odetchnęła głęboko i zwróciła się w jej stronę. Chyba nie spodziewała się takiego powitania. W sensie, przed chwilą praktycznie się kłóciły, a teraz Saoirse zachowywała się tak, jakby nic się nie stało… Było jej z tym… dziwnie.
Ale tak chyba było lepiej. Gdyby miała rozmawiać o tym wszystkim i zachowywać się jak obrażona dalej, byłoby jej chyba ciężko.
Lecz wcale nie było jej lżej, kiedy Saoirse zapytała ją, jak się czuje.
— Nie wiem – wypaliła, chociaż to chyba była najlepsza odpowiedź, jakiej mogła udzielić.
Jak miała jej opowiedzieć, że czuje się pusta? Jakby czegoś jej brakowało, i bardzo ją to bolało. Że czuje się tak, jakby nie istniała? Chociaż nie-istnienie nie wydawało jej się wcale takim złym stanem. Przynajmniej wtedy nie czułaby tej przeraźliwej, przygniatającej pustki.
— Mówiłaś, że sporo się u Ciebie działo – postanowiła nieco zmienić temat, bo mówienie dalej o samopoczuciu chyba by ją tylko dodatkowo przygnębiło.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Brak przyzwyczajenia do przytulania się, czy też brak reakcji na podobne gesty nie przeszkadzały Puchonce ani trochę. Bo czy takie osoby zasługiwały na to mniej? Absolutnie nie, nie zamierzała traktować ich inaczej! A przynajmniej póki sami otwarcie tego od niej nie wymagali.
Odpowiedź Aspasii jednak wydała jej się dziwna. Jak to nie wiedziała? Nie była pewna, jak się czuje? Czy raczej zwyczajnie nie chciała o tym mówić i to jedynie dyskretna sugestia? Ale czy wcześniej nie sugerowała też, że potrzebuje trochę uwagi? Przecież jej zachowanie sprzed godziny było nieco niepokojące... A jednak, czy aby na pewno nie spłoszyłaby jej, gdyby tylko dopytywała?
Ślizgonka szybko zmieniła temat, jednak Saoirse nie chciała wcale tak płynnie przejść do czego innego.
- Ale chcesz o tym pogadać? - spytała, sądząc, że to całkowicie jasne, iż mówi o samopoczuciu dziewczyny, a nie własnym zamieszaniu. Do jej sporo-się-działo mogły w końcu wrócić w dowolnym momencie. To raczej temat, który nie ucieknie...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Najwidoczniej nie dane jej było uniknąć tego tematu do rozmowy, a Saoirse nie dała się nabrać na szybką zmianę tematu na coś znacznie bardziej przyjemnego. Sama już nie wiedziała, czy to dobrze czy źle. Z jednej strony chciała zainteresowania ze strony swoich przyjaciół. Z drugiej, coś ją wewnętrznie blokowało przed opowiedzeniem jej o swoich problemach i o tym, co aktualnie przeżywała.
I sama już nie wiedziała, czy lepiej było zbyć Puchonkę czy jednak z nią pogadać o problemach.
Chyba o wiele bardziej wolała usłyszeć, co takiego się działo w jej życiu.
— Chyba nie – odezwała się w końcu cicho, obejmując się ramionami, jakby miała tym gestem sama sobie dodać odrobinę ciepła, bo niespodziewanie zrobiło jej się dziwnie zimno. – Chyba wolałabym pogadać o tym, co u Ciebie słychać.
Aspasia rzadko mówiła o tym, co się działo u niej. Głównie dlatego, że nie było o czym opowiadać. A jeśli było o czym, to nie potrafiła tego wyrazić.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Chyba nie... To nie brzmiało szalenie przekonująco, ale Saoirse nie chciała naciskać. Nie po wybuchu złości Aspasii, jakiego doznała jeszcze na schodach. Dziś planowała być ostrożna. Przynajmniej na tyle, na ile potrafiła - a to też nie był tak łatwy temat. Przecież nie zawsze potrafiła najpierw myśleć, a dopiero później mówić. To sztuka, którą chociaż ćwiczyła, nie opanowała jej jeszcze do perfekcji. Miała nadzieję, że wszystko jeszcze przed nią.
- No dobra - mruknęła, po czym usiadła na ziemi tuż obok Ślizgonki, licząc że właściwie zrobi to samo.
Jakkolwiek by to nie brzmiało, ona sama była przyzwyczajona do siedzenia na ziemi. Uwielbiała spacery, a przecież te nie zawsze gwarantowało ławki dookoła. Jak dzisiaj. A to że mogła się pobrudzić? Cóż, trudno. Później mogła się przebrać! Albo nie zauważyć i przechodzić tak resztę dnia... Ostatecznie nie było to przecież to tylko trochę ziemi, z której mogła się wytrzepać.
Zastanowiła się chwilę, patrząc w stronę jeziora.
- No to nie wiem... Pod koniec wakacji w sumie mieliśmy tak zajebiście dużo zjazdów rodziny i w ogóle. Znaczy, u mnie to chyba dosyć normalne, mimo wszystko, ale dużo osób się dziwi, no bo mówiłam ci nawet kiedyś, że to w sumie tak, że praktycznie codziennie ktoś jest i to niekoniecznie z zapowiedzią, ale nie wiem, dla mnie to dosyć spoko... No, to w każdym razie każdego dnia coś się działo, mieliśmy koncert, no bo przyjechał mój kuzyn, a on ma zespół, Ryk Krakena, może słyszałeś. I to właściwie była końcówka rok-... Nie, czekaj. Wakacji. A potem wiesz, w sumie było dużo takich małych rzeczy. I to w sumie bardziej tak, że wpadałam na różne osoby i... No wiesz, nie wiem, chyba się mijałyśmy? Ale ja głównie siedziałam ostatnio na zewnątrz, nie wiem, jak ty? I na przykład któregoś dnia pływałam z Aurorą w jeziorze, póki nie złapał nas deszcz... Ale kurwa, jak teraz o tym myślę, to jednak fart, że nie dostałyśmy żadnego szlabanu na dzień dobry, to byłoby głupio. A z drugiej strony i tak potem poszłam do biblioteki, bo była ta praca z... Nie, nie wiem, nawet nie pamiętam już z czego. Z czego nam ostatnio zadawali? No to potrzebowałam i... Kurwa, chyba powinnam ją jakoś niedługo oddać, bo będzie mi zalegała w dormitorium pół roku, a nawet nie jestem pewna, czy... Ale wiesz, w każdym razie ten nowy bibliotekarz wyjebał mnie za drzwi, bo niby miałabym zamoczyć mu książki, zepsuć, zniszczyć, no bez przesady. Znaczy, okej, może miałam wtedy jeszcze trochę mokre włosy, ale bez przesady, nie?
Cóż, Aspasia sama prosiła się tego typu monologu... Znała Saoirse wystarczająco, mogła spodziewać się, jak to się skończy.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Sia odetchnęła odrobinę z ulgą, kiedy Saoirse postanowiła jednak nie piłować tematu i odpuściła. Usiadła na ziemi, a Ślizgonka popatrzyła na nią przez chwilę z lekkim powątpiewaniem, zanim też, ostrożnie, do niej dołączyła. W sumie i tak nie było tutaj gdzie usiąść, a sama wybrała takie miejsce, więc… Siedzenie na ziemi też mogło być urokliwe.
Zerknęła na dziewczynę, kiedy zaczęła swój wywód i uśmiechnęła się nawet lekko. Saoirse zaczęła ciągnąć monolog, i dobrze, bo przynajmniej może w ten sposób odciągnie myśli od ponurej rzeczywistości i zajmie się czymś innym. A miały przecież nadrabiać czas. Więc może nawet się to uda?
Za każdym razem, kiedy słuchała o jej rodzinie, dziwiła się. Dziwiła się, że może być tyle czułości i frajdy w tak bliskich relacjach. Ona miała tak naprawdę tylko brata. Oczywiście, często spotykali się z innymi członkami rodziny, często też z osobami spoza własnego rodu – ale to były takie strasznie sztuczne pokazówki. Nie takie spotkania i zjazdy, o jakich opowiadała jej Puchonka. Wspólne pójście na koncert? Może muzyki klasycznej, żeby ładnie powyglądać. Nie było mowy o beztroskiej zabawie czy wygłupach. Nie było na to miejsca.
Uśmiechnęła się nieco, kiedy opowiadała też o Hogwarcie. Chociaż trochę jej było przykro, że ona nie nadaje się do takich szalonych rzeczy, jak pływanie w jeziorze – i może przez to ludzie ja tak bardzo omijają, albo zwyczajnie wybierają innych znajomych do wspólnej zabawy, to i tak fajnie było posłuchać o życiu Saoirse. To była taka zupełna odmiana od tego, co doświadczała na co dzień Aspasia.
Chętnie zamieniłaby się z nią życiem. Chociażby na jeden dzień. Żeby chociaż jeden dzień nie czuć strachu i ogarniającej pustki, bezsensu.
— To naprawdę sporo się u Ciebie działo – stwierdziła z lekkim uśmiechem Ślizgonka, pomijając osąd, czy bibliotekarz miał może słuszność czy nie. – Aż Ci chyba zazdroszczę tych przygód i fajnych chwil z przyjaciółmi. Chociaż gdyby moi rodzice dowiedzieli się, że pływałam sobie z kimś w jeziorze, chyba by mnie wydziedziczyli…
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Saoirse może i zdawała sobie sprawę z tego, że życie dziewczyny różni się od jej własnego, ale nigdy nie myślała jak bardzo... Nie sądziła, że to życie pełne ograniczeń na każdym kroku - może dlatego, że sama po sobie spodziewałaby się buntu, gdyby tylko znalazła się w podobnej sytuacji. Niemniej jednak ogromny wpływ miało przecież wychowanie. Rodzice Puchonki nie mieli tylu oczekiwań. Oczywiście liczyli na jak najlepsze stopnie, ale wiedzieli też, że ich córka zwyczajnie nie jest dobra ze wszystkiego - to naturalne. Poza tym przyzwyczaiła ich też do nieco innych standardów. Musieli mierzyć się przecież z takimi wiadomościami, jak tamta, że ich dziecko na pierwszym roku nauki zdecydowało się wybiec z zajęć, bo zobaczyło coś ciekawszego za oknem... Jednak na ten moment była to już tylko śmieszna historia do opowiadania czasem przy gościach, nie powód do wstydu. A zabawy takie jak ta ostatnio, w jeziorze z Aurorą? Cóż, pewnie faktycznie nie byliby zachwyceni taką wiadomością, ale na szczęście nikt nie przyłapał dziewczyn i nie musieli wiedzieć... Z kolei Saoirse nawet nie zastanawiała się nad potencjalnymi konsekwencjami, kiedy podjęła taką decyzję - to też ważna różnica. Pomyślała o nich dopiero teraz, kiedy Ślizgonka zdecydowała się o tym wspomnieć.
- Nie no, wiesz... Moi też pewnie nie byliby zachwyceni, ale ostatecznie nikt nie musiał się dowiedzieć - wzruszyła lekko ramionami, myśląc po raz pierwszy o ich potencjalnej reakcji na taką wiadomość. - To znaczy, to i tak dosyć głupie. W wakacje i tak pływałam prawie codziennie, no to chyba nic mi się tu nie stanie, a takie jezioro to w sumie jest tylko po to żeby ładnie wyglądało?
To prawda - jej dom stał praktycznie na środku jeziora... Potrafiła bardzo dobrze pływać i nie sądziła, by stworzenia zamieszkujące jezioro miały coś przeciwko takiej małej wizycie raz na jakiś czas. I tak trzymały się raczej głębin! Co im za różnica?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Sia uśmiechnęła się lekko, zerknąwszy na Saoirse. Tak. Nikt nie musiał się dowiedzieć.
W zasadzie od jakiegoś czasu żyła w ten sposób. Że „nikt nie musiał się dowiedzieć”. W końcu jej rodzice nie pochwaliliby znajomości z kimś takim, jak Teddy Gilmore – jednak kiedy otworzyła swój umysł również na dzieci z mugolskich rodzin i postanowiła dać im szansę, okazało się, że wcale nie musieli mieć racji. Że takie osoby też mogą być wartościowe, również jako czarodzieje!
Już od jakiegoś czasu wiedziała o tym, że wartości rodziców niekoniecznie muszą być prawidłowe. Ale nadal – jeden głos dzieciaka to za mało, żeby zmienić ich zdanie. Więc tak, nikt nie musiał się dowiedzieć powinno zostać oficjalnym hasłem Aspasii w ostatnich czasach.
— Niektórzy mają takie jeziora, i nie tylko, przy swoich domach tylko dla dekoracji. I całą masę służby, która o nie dba – wzruszyła ramionami Aspasia. Takie były fakty, takie były realia. Bogaci ludzie, a zwłaszcza czystej krwi czarodzieje, musieli borykać z wieloma ograniczeniami. Ale za to mogli sobie to rekompensować w pieniądzach. – Wiesz, przynajmniej tyle mogą zrobić, kiedy nie mogą nic, bo nie wypada.
Zamiast pływać, gapić się na jezioro. Cóż, zawsze jakieś rozwiązanie.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Zmarszczyła lekko brwi. No dobrze, jeziora wyglądały ładnie, ale przecież miały więcej zastosowań. Miałyby się tak marnować? Dlaczego nie mogły spełniać paru funkcji na raz?
- Ale jak to? Że niby nie wypada pływać? Co w tym... Nietaktownego?
Naprawdę starała się zrozumieć swoich czystokrwistych, bogatych znajomych, ale czasem realia, w jakich żyli tak bardzo się różniły i co najważniejsze tak bardzo nie miały sensu...
- To może przyjechałabyś do mnie jakoś w przyszłe wakacje? Na święta raczej nie byłoby sensu, no bo za zimno byłoby pływać... Zresztą w święta to tak głupio, też się sporo dzieje i raczej każdy chyba woli... Woli, albo wypada spędzić czas z rodziną, nie? Ale wakacje? Bo wiesz, w sumie mamy dom, który jest w całości otoczony jeziorem i hmm... Pewnie wygląda dużo mniej wow niż twój, no bo wiadomo, ale wydaje mi się dosyć fajnym miejscem. Nawet jakbyś wpadła na weekend, czy coś. Albo dzień?
Nie była przekonana, czy Aspasia w ogóle byłaby zainteresowana taką wizytą. Czy mogłoby jej się spodobać, czy przyzwyczajenie do innych warunków by zwyciężało? Z drugiej strony, Saoirse nie mogłaby też powiedzieć, że żyła w biedzie! Żyli bardzo stabilnie i chociaż na pewno nie mogli sobie pozwolić na tyle, co rodzina Aspasii - czy nawet na połowę tego wszystkiego - było po prostu dobrze.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
— No… chyba tak – mruknęła dość niepewnie, bo tak naprawdę sama nie wiedziała, co nietaktownego może być w pływaniu.
Czy chodziło o same kostiumy kąpielowe? Sama nie wiedziała. Odkrywanie ciała chyba nie było aż tak karalne, chyba że była to ostra przesada, jak na przykład noszenie jakichś miniówek z pończochami czy generalnie ubieranie się jak kobiety lekko się prowadzące. Więc to chyba nie o ubiór chodziło…
— Może chodzi o miejsce – powiedziała po chwili zastanowienia. – W sensie, jak pływasz u siebie w prywatnym basenie, albo jacuzzi, to jest w porządku, bo wiesz, to nie jest publiczne miejsce, tylko Twoje, luksusowe. A w takim jeziorze może pływać każdy. Może to po prostu kwestia… potrzeby czucia się lepszym.
Nie miała pojęcia, czy o to chodzi, ale to jej w tym momencie wydawało się najbardziej logiczne. O ile mogła w jakikolwiek sposób diagnozować i oceniać swoich rodziców, to powiedziałaby, że przede wszystkim patrzą na wizerunek, żeby dobrze się prezentować w oczach innych.
Zerknęła na nią jednak z odrobiną zainteresowania, kiedy wysunęła propozycję, aby przyjechała do niej na wakacje. Chociaż na parę dni. Tak naprawdę, to mogłaby tam zostać i na całe dwa miesiące, i czułaby się wręcz rewelacyjnie, nie musząc chodzić na te wystawy psów czy innych własnych dzieci…
— Ja… nie sądzę, że rodzice by mnie puścili – powiedziała zgodnie z prawdą. Rzadko kiedy wychodziła gdzieś w ogóle bez nich. Chyba nawet do Romilly’ego nie mogłaby pójść bez jakiejś przyzwoitki w postaci matki albo brata. – Raczej nie odwiedzam znajomych w wakacje. A jeśli już, to razem z rodzicami. Narzeczonego też odwiedzam razem z rodzicami, na bankietach – wzruszyła ramionami, cicho wzdychając. – Ale gdybyś pytała mnie, ja bym mogła przyjechać nawet i na całe wakacje.
Nie powinna tego mówić… ale jednak, siedziały tutaj zupełnie same, i rozmawiały tak… po prostu. Chyba raczej nie powinno obrócić się to przeciwko niej.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Saoirse jakoś nie czuła różnicy pomiędzy prywatnym basenem, a jeziorem, w którym pływała co wakacje. I jak właściwie można było czuć się lepszym ze względu na wybieranie basenu? Zdecydowanie nie potrafiłaby żyć w rodzinie o takich standardach... Na szczęście wcale nie musiała i nic nie wskazywało na to, że miało się to jakkolwiek zmienić!
Pokiwała jedynie głową. Nie widziała tu poprawnej odpowiedzi. Rzadko decydowała się cokolwiek przemilczeć, ale do tak absurdalnego zachowania nie pasował jej żaden komentarz.
Dalsza odpowiedź tylko bardziej ją zdziwiła i... Cóż, w pewnym stopniu nawet zdenerwowała. Dlaczego miałaby nie móc odwiedzać znajomych? Doskonale rozumiała, że niektórzy dzielą ludzi na pewne kategorie, ale przecież nawet z takiego interesownego punktu widzenia, dobrze jest mieć dużo przyjaznych sobie osób i znajomości w najróżniejszych miejscach, prawda? Zdawało jej się, że jeśli ktoś jest już tak bardzo zorientowany na sukces, powinien o tym wiedzieć. Ale nie był to czas na wylewanie własnych przemyśleń na temat wielowymiarowej problematyce zamykania się na ludzi z innym tłem niż własne... Zresztą, powinna przyzwyczajać się do podobnego nastawienia. Matka Romilly'ego też wyraziła się bardzo jasno, gdy wpadła na nią jeszcze na peronie. Straszna, straszna kobieta...
- To właściwie przejebane... - mruknęła z wyraźnym niezadowoleniem, udowadniając tylko dodatkowo, że sytuacja nie była jej wcale obojętna. - No to... Może po ostatnim roku szkoły? Wiesz, na przykład tak dla uczczenia zakończenia właśnie?
Przecież jak będzie pełnoletnia nie zabronią jej wychodzić, prawda? I nie będzie musiała tłumaczyć się z każdego wyjścia... Prawda?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Zerknęła kątem oka na Puchonkę i nawet jeśli jej empatia kulała, a właściwie się czołgała, to widziała po twarzy wyraźnie, że nie była zbyt zadowolona z odpowiedzi Aspasii.
Ślizgonka tylko westchnęła głęboko i zwiesiła głowę. Tylko tyle mogła zrobić. Teraz to chyba nawet zaczynała rozumieć, dlaczego rody czystej krwi tak bardzo trzymały się tego, aby w gronie znajomych mieć tylko innych arystokratów. Bo najwyraźniej tylko oni potrafili zrozumieć świat, w jakim żyli. I ten świat daleki był od wolności, która dla innych była najwidoczniej prawem podstawowym.
Jedynym przywilejem należącym do takowej rodziny, były pieniądze. Można było pozwolić sobie na wszystko, nowiutkie książki, piękne ubrania i całą masę bibelotów, które nigdy w życiu nie okażą się przydatne. Ale w zamian za ten luksus, wszyscy żyli w klatce. Pięknej, lśniącej, złotej klatce wymagań i narzuconych norm, aby tylko utrzymać w sobie poczucie bycia lepszym.
Mało kto to umiał zrozumieć. Może mogłaby się na ten temat dogadać z Romillym, gdyby tylko faktycznie była w stanie z nim rozmawiać, a nie rzucać wściekłe spojrzenia i planować rychłą asasynację. Poza tym… zostawał jej już chyba tylko brat. Brat, który zawsze rozumiał.
Zerknęła na Saoirse i uśmiechnęła się dość cierpko. Pytanie Puchonki dało jej do zrozumienia, że prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie pojąć świata, w jakim żyła Aspasia. I mogłaby mydlić jej oczy, że tak, na pewno będzie wtedy dobrze, a życie to jedna, wielka, kolorowa tęcza – ale tak nie było. Avery zbyt dobrze wiedziała, że życie pozbawione jest barw. Jest tylko czarne albo białe. Nie ma innej możliwości.
A w tym momencie przyszła relacja o’Donovan i Avery wydawała jej się bardzo czarna.
— Saoirse, to naprawdę nie jest takie proste. Chciałabym mieć taką wolność, jaką masz Ty, ale w tym momencie odpowiadam przed rodzicami. Rodzicami, których nie chciałabyś zobaczyć, kiedy przestają być zadowoleni. A oni odpowiadają przed całą społecznością takich jak my, i każde powinięcie nogi będzie im wytknięte. Ten świat, w którym ja się urodziłam, jest… okrutny. I daleki od wolności. Myślisz, że gdyby było inaczej, rodzice zaręczyliby mnie w wieku dziesięciu lat, jeszcze zanim poszłam do szkoły? – zerknęła na nią ukradkiem. To było chyba pierwsze takie emocjonalne wydarzenie, jakie miało miejsce… w ogóle. Emocjonalne pod względem szczerości i intymności wyznania. – Nigdy nie będę miała pełni władzy nad sobą i swoim życiem. A jeśli będę miała, to nie będę miała rodziny, bo mnie wydziedziczą i wyrzucą z domu. Chciałabym, żeby było inaczej. Ale ten świat jest okrutny. Chociaż chciałabym, żeby był taki, jakim Ty go opisujesz.
Odwróciła głowę gdzieś w bok. Nie miała ochoty płakać, raczej pogodziła się już z prawdą, którą właśnie przedstawiła Puchonce. Z tym, że… czasami nadal była dla niej bolesna. Ale już nie tak, jak kiedyś. Aspasia już dawno wyzbyła się nadziei, że może być inaczej. Teraz przynajmniej jej to nie rani.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
- Myślę, że... - zawahała się przed dokończeniem tej odpowiedzi i wyraźnie zmodyfikowała ją w tej chwili. - Myślę że nie spodobałoby ci się to, co ja myślę.
Cóż, to najszczersze, co mogła jej powiedzieć, bez wytykania jej, ile rzeczy jest z jej rodziną nie tak. Na pewno sama miała trochę pomysłów, jednak Saoirse znajdująca się obiektywnie w dużo lepszej sytuacji, patrzyła na wszystko z nieco innej perspektywy. Co jeśli dowaliłaby jej parę nowych pomysłów? I czy aby na pewno nie zdążyła tego zrobić opowiadając o pływaniu, czy koncercie?
Wypowiedź Aspasii dała jej też trochę do myślenia. Co prawda to ona przyszła do niej dzisiaj z pretensjami, że urwał im się kontakt, ale... Czy to nie do tego to wszystko prowadziło? Brzmiało to zupełnie tak, jakby właśnie to miało stać się po szkole.
- Ale co, to myślisz, że po Hogwarcie kontakt całkowicie nam się urwie? - spytała ponownie marszcząc brwi.
Do tego miały prowadzić te wszystkie rodzinne oczekiwania? I dlaczego? Czy ktoś naprawdę patrzył na poczynania tych wszystkich dorosłych czarodziejów należących do rodów?
- W sensie, jasne, to jakby oczywiste, że każdy będzie miał jakieś swoje obowiązki i nie widywałybyśmy się codziennie, no bo jak właściwie... Ale raczej sądziłam, że po ogarnięciu teleportacji, no i w ogóle, to nie wydawałoby się takie niemożliwe... Dla mnie.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Kącik jej ust drgnął, chociaż daleko jej było do uśmiechu. Naprawdę nie musiała jej tego mówić. Aspasia od zawsze wiedziała, że jest ptaszkiem w złotej klatce obowiązków i przymusów. Kąpanie się w pieniądzach jakoś wcale nie pocieszało w niej myśli, że, po pierwsze, jej życiowe zadanie ograniczy się do wydania na świat dzieci, a po drugie – jej wolność i dobór znajomych w ogóle nie będzie istniał.
Tym bardziej, że Saoirse zdawała się bardzo zawiedziona, że nie będzie się już mogła z nią widywać. Ile w praktyce było takich osób? Nawet Romilly wolałby jej na co dzień nie spotykać. Mogła wyliczyć tylko swojego brata i… i ją.
— Wiesz… wydaje mi się, że jak wyjdę za mąż, będę miała trochę większą wolność. Paradoksalnie – powiedziała dość niepewnie, zerkając na Puchonkę.
Chociaż się niby mawia, że małżeństwo to podcięcie skrzydeł, to wydawało jej się, że w tym przypadku będzie odwrotnie. O ile w ogóle zwrócą na siebie uwagę. I któreś dostrzeże, że to drugie sobie gdzieś poszło. I będzie się interesowało, gdzie mogło zniknąć.
— Moi rodzice bardzo pilnują tych wszystkich manier, przywilejów, kontaktów, obowiązków… A wydaje mi się, że mój narzeczony by nawet nie zauważył, gdybym nagle zniknęła – stwierdziła, wzruszając ramionami. W sumie nawzajem. Do tej pory nie interesowało jej, gdzie on się pałętał po tej szkole. – Więc chyba kontakt tak zupełnie się nie utnie. No i nikt też nie będzie sprawdzał moich listów, prawda?
Naprawdę starała się dostrzec jakiś pozytyw. Powinna to zapisać gdzieś w kalendarzu.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Teraz to Aspasia mówiła jakby to było takie proste... Jakby małżeństwo było proste. Jak w ogóle można było myśleć o tym w tym wieku? To znaczy, zdaje się, że niektóre z koleżanek miały jakieś wizje i marzenia odnośnie własnego ślubu, ale Saoirse? Nie, to był bardzo odległy temat. Może dlatego, że na tę chwilę nikogo nie miała? Może to wszystko miało się jeszcze odmienić? Szczerze wątpiła, jednak nie można przewidzieć wszystkiego.
- No ale chcesz wychodzić za mąż? Za kogoś, kogo ci wybrali... Kiedy, mówiłaś? Jak miałaś dziesięć? W sensie, jeśli jesteś zainteresowana, to chyba nie aż taki problem, ale... Jesteś w ogóle?
Właściwie Puchonka zdecydowanie wolałaby przejść przez życie samotnie, niż spędzić je z kimś, kogo nawet nie lubi.
- Niby tak to chyba brzmi... - przyznała niechętnie.
Jakoś mimo wszystko brak możliwości widywania się ze znajomymi ze szkoły po jej skończeniu wydała się przerażająco dołująca. Jasne, miała ich na pęczki, a tych czystokrwistych ledwie dwójkę i niektóre kontakty po prostu zacierały się z czasem, wszystko to wiedziała, ale miło byłoby mieć w tym wszystkim coś do powiedzenia.
Ale zdaje się, że za bardzo to przeżywała. Jakby nie patrzeć czekały ich jeszcze trzy długie lata nauki w ciągu których mogło zdarzyć się wszystko! Rozsądniej byłoby zostawić sobie martwienie się na ostatni rok nauki - i to też dopiero jego końcówkę.
- No, tak czy inaczej, to chyba jednak sporo czasu. Znaczy, ja na przykład nawet nie jestem jeszcze przekonana, co będę robić po szkole, a co dopiero o myśleniu ogarniania spotkań ze znajomymi, czy listów i takich tam...
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Saoirse zadała jej pytanie, na które nie potrafiła nawet odpowiedzieć. Bo, szczerze mówiąc, nawet się nad tym nie zastanawiała… Czy chciała w ogóle wyjść za Romilly’ego?
Przez te wszystkie lata nie sądziła, że ma nawet taką opcję. Chcieć albo nie chcieć tego. Od lat zawsze było tak, że postawili ją przed faktem dokonanym i nie było dyskusji w tym temacie. Jedynym, kto zgłaszał sprzeciw w tej sprawie, był Argos, ale jakoś nigdy go nikt nie posłuchał. Poza tym, sam miał narzeczoną. Więc czy miała w ogóle wybór…?
— Ja… - odezwała się cicho, nawet nie za bardzo wiedząc, gdzie powinna patrzeć. Podciągnęła tylko kolana pod brodę. To wszystko zaczynało ją powoli przerastać… - Ja nie wiem. Nie sądziłam nawet, że mam jakiś wybór albo jakiś głos w tej sprawie.
Czy chciała wyjść za Romilly’ego? Może by chciała, gdyby między nimi nic się nie zmieniło. Ale zmieniło się wszystko i dzisiaj już nawet nie za bardzo chcieli ze sobą rozmawiać. Najłatwiej było omijać się w korytarzu, zrzucając gdzieś na tył głowy myśl, że po szkole będą musieli się znosić codziennie jako małżeństwo.
Teraz wydawało jej się to zupełnie przerażające…
Zerknęła jedynie na Puchonkę, gdy wyznała jej, że ona też nie wie, co będzie robić po szkole.
— I jak sobie z tym radzisz? – zapytała w końcu cicho, patrząc na nią tak, jakby miała jej rzucić właśnie ostatnią deskę ratunku. – Z tą myślą, że jeszcze nie wiesz, co będziesz robiła, jak skończysz szkołę?
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Hufflepuff |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 135
Oczywistością było to, iż Aspasia powinna mieć wybór... Co nie oznaczało też, że powinna wybierać sobie narzeczonych w tym wieku!
- No wiesz, niby można się potem rozstać, ale mówi się, że to decyzja na całe życie i w sumie to po co się decydować, jeśli wiedziałabyś, że to nie wypali... Ale w sumie skąd miałabyś wiedzieć już teraz? To chyba trzeba czasu... Chociaż, nie wiem, może sobie to źle wyobrażam, no bo to też nie tak, że macie wyznaczoną datę ślubu i takie tam... Nie?
Właściwie niczego nie mogła być już pewna. Czy właśnie palnęła coś głupiego? Może mieli zaplanowany ślub? Wesele? Listę gości? Może to też wszystko wybierali ich rodzice i zaangażowali się już wystarczająco? Może tylko dobiła ją tym pytaniem.
- Znaczy, nie wiem, jeśli tak, to pewnie też jakoś dałoby się ogarnąć, chyba, nie wiem - dodała pospiesznie, nie dając tym samym Ślizgonce szansy na odpowiedź. - I może to trochę dziwne, ale ej, nie ma nic czego nie dałoby się odkręcić, albo jeszcze dużo może się zmienić, albo może do tego czasu spodoba ci się ten pomysł, albo przynajmniej będziesz pewna, czego chcesz i ostatecznie jakoś się ułoży po twojemu, w sumie dużo się zmienia na bieżąco, czemu miałoby nie to?
Przesadziła? Może i tak, ale chciała naprawić swój potencjalny błąd z wypowiedzi przed chwilą.
Temat jej własnej przyszłości był naturalnie dużo prostszy. Wiedziała, czego chce, ale nie dała się ponieść marzeniom. Wiedziała, że wybrała sobie zajęcia, do których nigdy mogą jej nie przyjąć, a wtedy musiałaby uruchomić plan B, C, D i tak dalej... A najpierw, rzecz jasna w ogóle je wymyślić.
- Znaczy, ja właściwie wiem, co bym chciała. Bo chciałabym albo zajmować się fotografią, najlepiej byłoby być fotoreporterem, ale to zdaje się nie tak łatwo dostać... A z drugiej strony zawód komentatora na meczach brzmi po prostu zajebiście, ale to też... Hmm... Chyba mam parę pomysłów, dlaczego mogłoby to nie przejść, ale pracuję nad tym!
Konkretnie nad tym, jak łatwo czasem się rozpraszała i jak potrafiła kilkakrotnie zboczyć z tematu podczas jednego monologu...
- Ale raczej też myślę, że nawet jeśli nie to, to znalazłoby się coś innego... - dodała, niezrażona właśnie przedstawiona perspektywą własnej porażki i wzruszyła lekko ramionami. - Poza tym wydaje mi się, że radzę sobie całkiem nieźle z eliksirami, na przykład, więc może coś w tym? Ale to też chyba taka bardzo luźna myśl i w sumie pewnie po prostu co się trafi, to będzie... No i już wiem, że w karierze nie przebiję raczej brata, czy kuzyna, no bo wiesz, gra w profesjonalnej drużynie Quidditcha, albo w zespole muzycznym? No kurwa, tak mnie urządzili, że cokolwiek nie zrobię, to nie będzie aż takie wow.
Do końca mówiła to wszystko z lekkością i uśmiechem na twarzy. Nie miała szczerze za złe członkom swojej rodziny. Wręcz przeciwnie, była z nich dumna!
|