Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Mglisty Strumień Magiczny strumień znajdujący się w głębi Zakazanego Lasu. Płynąca w nim woda do złudzenia przypomina mgłę mienią się wszystkimi odcieniami niebieskiego. Z pozoru zachwycająca, jednak uważaj - nigdy nie wiesz, co tak naprawdę się w niej czai.
Rzuć kostką:
1 - Ruch po lewej stronie skupia twoją uwagę, tym samym ratując cię przed marnym końcem. Twoje szczęście sprawia, że znajdujesz 2 czekoladowe żaby.
2 - Potykasz się o jeden z kamieni, a kiedy twoja noga ląduje w wodzie, utykając w niej. Czas zastanowić się, jak uwolnisz się z pułapki, zanim zrobi się gorzej.
3 - Kiedy tylko pochylasz się bardziej nad wodą, chcąc dotknąć jej tafli, coś wciąga cię pod wodę.
4 - Nie widzisz w tym miejscu niczego szczególnego. Woda, jak woda, chociaż trochę mglista. Nic się nie dzieje, możesz iść dalej.
5 - Uparcie wpatrujesz się w wodę, która hipnotyzuje cię swoim pięknem. Tracisz przytomność, lądując w strumieniu.
6 - Napicie się wody nie było najlepszym pomysłem. Szybko odczuwasz skutki zatrucia. Lepiej udaj się jak najszybciej do pielęgniarki.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
2 września, godzina 17:30
Czuła się… Źle. Po prostu źle.
Po tej całej awanturze w Perle było tylko coraz gorzej.
Sądziła, że da sobie radę i będzie twarda. Nie da się sentymentom i wyrzutom sumienia. Przetrzymała nawet awanturę matki o stłuczony wazon, który wyrzuciła z pokoju i roztrzaskała o sąsiednią ścianę w ramach drobnego ataku szału… Dała radę wytrzymać nawet wtedy, kiedy teleportowali się do Londynu i wsiedli do pociągu. Szczęśliwym trafem natknęła się na Aidana i z nim spędziła podróż.
Ale to wcale nie pomogło jej w radzeniu sobie z problemami. Obrażenie się na Argosa wcale nie sprawiło, że wszystkie jej obawy zniknęły. Miała wręcz wrażenie, że było przeciwnie – jeszcze bardziej obawiała się, co będzie, kiedy jego zabraknie, no i… jakkolwiek nie chciała się przed sobą przyznać, zaczynała trawić ją tęsknota za jego bliskością i towarzystwem. I… ogółem. Wszystkim. Tylko przy nim w końcu czuła się bezpieczna i choć przez chwilę mogła odetchnąć od trawiącego ją ciągle strachu.
Może… może powinna była powiedzieć mu od razu o tym, co ją zamartwiało. Jak na osobę, która była dla niej w zasadzie wszystkim, potraktowała go co najmniej jak kogoś obcego. Albo innego niż on. Argos przecież zawsze potrafił ją zrozumieć. Zawsze poświęcał jej uwagę. Dlaczego więc mu nie powiedziała?
A teraz w dodatku nie potrafiła zebrać się w sobie i po prostu podejść, powiedzieć, że nie miała racji.
Brakowało jej go. Tak diabelnie jej go brakowało i chociaż mogłaby po prostu zaczekać w Pokoju Wspólnym, i tak nie miała odwagi.
Zamiast tego, po ostatniej lekcji i obiedzie, gdy już zrzuciła z siebie szkolną szatę i zostawiła torbę, zabierając ze sobą tylko różdżkę (na wszelki wypadek), nogi poniosły ją w jedno miejsce, do którego drogę znała na pamięć. Lubili tutaj przychodzić, pomimo iż było niebezpiecznie i prawie zawsze zdarzał się jakiś wypadek. Ale mieli siebie. Mieli szansę zareagować, wyciągnąć się z małego strumienia, którego woda przypominała mgłę.
Była taka… dziwna. Mleczna. Niewyraźna. Przypominała jej… nastrój, w którym obecnie pogrążona była Aspasia. Biały, jak symbol żalu, i gęsty, jak emocje, których doświadczała tak intensywnie, że miała chęć się rozpłakać. Chyba nawet po policzkach popłynęło jej kilka łez, ale nawet ich nie zauważyła. Chciała przysiąść nad strumieniem, jednakże woda wyglądała dziś tak pięknie, że nachyliła się nad nią, a widok zdawał się hipnotyzować jej umysł. To niesamowite, ale powoli odpływał ból, znikał strach, rozmywała się tęsknota, a dziwne uczucie pustki, z którym zmagała się na co dzień, dzisiaj było nad zwyczaj przyjazne, niczym ramiona przyjaciela… albo brata…
Argos… Zapewne nie znajdzie jej tutaj. Zapewne jej już nienawidzi. Ale w tym momencie, z jakiegoś powodu, nawet nie czuła żalu. Nic nie czuła.
Po chwili już nawet nic nie widziała. Poczuła tylko przyjemny chłód wody obmywający jej ciało. Możliwe, że wpadła do rzeki, ale nie pamiętała… Nic już nie pamiętała. Nic już nie myślała.
Była tylko ciemność.
Kostka: 5
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Chujowo. Było chujowo, a Argos chyba nie mógł specjalnie temu zaradzić - nie dość, że musiał znosić atmosferę panującą w tej budzie, to na dodatek jego ego było zbyt duże, żeby przeprosić siostrę. Fakt, nie tylko on zawinił, ale znał charakter Aspasii, znał też swoje możliwości i doskonale wiedział, że po prostu dał się głupio złapać na jej pułapkę.
Co więc mu pozostało? Bez niej było dziwnie pusto. Choć brzmi to okrutnie, to czasem myślał, że przydałaby im się taka przerwa, ale teraz - gdy nie miał z kim szczerze porozmawiać - czuł się dziwnie. Zupełnie jakby brakowało jego drugiej części! Takie uczucie zdecydowanie nie ułatwiało mu nauki: już sam fakt konieczności zapamiętywania nudnych dat wprawiał go w wystarczająco podły nastrój, a dodatkowe wyrzuty sumienia tylko go potęgowały.
Nic więc dziwnego, że wkrótce postanowił coś z tym zrobić. Na przykład przeprosić! Tylko najpierw należało ją znaleźć. Zaczął od przeszukania Pokoju Wspólnego zajęło mi zaledwie chwilę - nigdzie jej nie znalazł. Zadanie pytań piętnastoletnim Ślizgonkom z klasy Aspasii również nie przyniosło żadnych rezultatów - nie poznał jej położenia. Gdzie mogła być Aspasia Avery?
Mglisty Strumień wydawał się najbardziej oczywistym miejscem. Choć odkrył go już na swoim pierwszym roku, to zaczął bywać tam częściej dopiero na trzecim, gdy w Howgarcie pojawiła się Aspasia. Zabrał ją tam w trakcie jednej z pierwszych nocy siostry w Hogwarcie, narażając ją i siebie na utratę kilku punktów, ale przynajmniej umożliwiajac im zobaczenie miejsca jeszcze bardziej magicznego niż zamek.
Wędrował więc sobie, wędrował i... w końcu dotarł na miejsce. Był jeden problem! Przez chwilę nigdzie nie mógł dostrzec Aspasii. Dopiero po chwili, gdy wytężył już wzrok i przyjrzał się lepiej dziwnie niespokojnej tafli strumienia, zauważył zanurzającą się pod nią postać.
Nie myślał długo. Właściwie wcale nie musiał myśleć - od razu wiedział, że to Aspasia. Przez chwilę całe ciało mu zesztywniało, ale za ułamek sekundy - gdy tylko w głowie rozbrzmiało mu jej imię - puścił się biegiem w kierunku brzegu strumyka.
Wszyscy w Perle powtarzali, że nie możesz się wahać. Nie wahał się więc i w jednej chwili zanurzył się pod taflą strumienia, wkładając jak najwięcej energii w znalezienie Aspasii. Dziewczyna nie mogła spaść dlaeko, bo już po chwili wzrokiem odnalazł połyskującą w świetle księżyca pobladłą twarz.
Szybka decyzja - chwyt za bezwładną dłoń, i poderwanie się ku górze. W głowie dalej miał połowiczną pustkę - choć tak naprawdę nie wiedział, co się dzieje, robiąc więc wszystko jak automat, to ciągle słyszał imię siostry.
Zaraz potem widział ją w pełnej okazałości. Dość brutalnie wyrzucił ją na twardy grunt, samemu wyczołgując się na powierzchnię i natychmiast sięgając za pazuchę szaty, gdzie spoczywała różdżka. Jedno spojrzenie na dziwnie spokojną, jakby pogrążoną w śnie twarz siostry: to jedno spojrzenie wystarczyło do podjęcia kolejnej decyzji.
Uniósł różdżkę. Dopiero wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości i pierwsze lęki - nagle zdał sobie sprawę, że Aspasia jest zagrożona, a on jedyną deską ratunku. Kolejne spojrzenie, tym razem skierowane na drżącą dłoń, utwierdziło go w przekonaniu, że to sytuacja najwyższej wagi.
Przełknął głośno ślinę. W stresie zapomniał nawet odpowiednich formułek! Z pewnym trudem przypomniał sobie lekcję o pierwszej pomocy, więc użył różdżki dopiero po upływie kilku chwil
— Rennervarte. — powiedział, a choć zabrzmiało to stanowczo, to sam wyczuł dziwne drżenie. I choć bardzo nie chciał, to czekał - sekundę, dwie, trzy... Czy coś bylo nie tak? Źle poruszył dłonią? Może powinien powtórzyć zaklęcie? Choć od wypowiedzenia zaklęcia upłynęło zaledwie kilka bardzo krótkich chwil, to miał wrażenie, że spędza tam całą wieczność.
Kolejne spojrzenie, już nie na dłoń, a na buzię Aspasii. Wciąż spokojna, dziwnie smutna, blada... W jednej chwili poczuł, że ucieka z niego cała energia, że jest dziwnie słaby, bo nie potrafi nawet dobrze rzucić zaklęcia. Wiedział tylko, że musi działać, a więc przymierzył się do wzięcia ją w ramiona - chciał jak najszybciej znaleźć się w gabinecie pielęgniarki. Nie mieli czasu do stracenia.
Nagle jednak wszystko wróciło do normy. Doskonale usłyszał łapczywe łapanie tak trudno dostępnego pod wodą tlenu. Rzucił kolejne spojrzenie - znowu powędrowało do twarzy siostry, wciąż leżącej na ziemi, choć głowę miała już pod jego ręką.
— Merlinie. — westchnął. Nagle zdał sobie sprawę, że wszystko w porządku i zwrócił oczy ku niebu, jak gdyby dziękował gwiazdom za ratunek.
— Byłaś martwa. — dodał nagle, wplątując przy tym dłonie w mokre od wody włosy, jakby z pomocą włożonej w to siły chciał się obudzić z złego snu. Jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że Aspasia mogła umrzeć, a on mógłby zawieść.
Choć Aspasia się obudziła, to zaklęcie nie było wystarczająco silne, żeby mogła poczuć się w pełni dobrze. Nie chciał jej też przemęczać, więc szybko ułożył jej głowę na swoich nogach - miał wrażenie, że właśnie w ten sposób powinien postąpić.
— Jak się czujesz? — zapytał wciąż lekko drżącym głosem.
Kostka: 4
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Pustka. Towarzyszyła jej od zawsze. Odkąd tylko pamiętała. Była jak natręt, który podążał za nią krok w krok i nie pozwalał jej odetchnąć ani na moment. Na co dzień oplatała ją i pochłaniała, powodując nieustanny ból. I strach. Strach przed tym, że kiedyś, może całkiem niebawem, zostanie kompletnie sama. Wszyscy z jej otoczenia nareszcie przejrzą na oczy i dostrzegą Aspasię taką, jaka była naprawdę. Słabą. Zagubioną. Niepewną. Błądzącą niczym małe dziecko we mgle. Krzykiem akcentująca swoją wolę, bo nigdy nie miała tak wiele sił, aby walczyć o swoje. Zawsze ulegała. Nigdy nie mogła być czegoś pewna. Nawet relacji, które też mogła stracić, w każdej chwili…
I jednocześnie to wszystko powodowało u niej ból. Poczucie samotności i wyszukiwanie powodów, dla których inni mieliby ją zdradzić, zostawić. Ból tak uciążliwy i tak nie do zniesienia, że aby z nim sobie poradzić, umysł Aspasii pogrążał się w… nicości. Codzienność była tak okrutna i tak przytłaczająca, że czasami nie docierało do niej, że w ogóle istnieje. To powinno jej przynieść ulgę… ale tak się nie stawało. Zrozumiała już, że nigdy nie ucieknie od nieustannego cierpienia i jedynym pragnieniem, jakie jej pozostawało, było… nieistnienie.
Teraz tak się czuła. Jakby nie istniała. Ta pustka, w której pogrążony był jej umysł, była przyjemna. Nie raniła. Jej objęcia nie były zimne, lecz ciepłe i czułe. Wręcz szeptała jej, że jest bezpieczna i może z nią zostać – i po raz pierwszy Aspasia czuła, że naprawdę chce. Że znalazła w końcu ukojenie, którego tak bardzo pragnęła. Które nie rani. Z którym mogłaby zostać na dłużej… Na zawsze…
Nagły przebłysk światła rozproszył tę przyjemną nicość, a ukłucie w płucach i pod żebrami sprawiło, że wzięła głęboki oddech i otworzyła oczy.
Była w Zakazanym Lesie. Nie było już przyjemnej nicości, nieistnienia – była wciąż nieopodal Hogwartu, w swoich ubraniach, leżąca między drzewami. Po chwili do jej mózgu zaczęło docierać coraz więcej bodźców – woda cieknąca po jej skórze, przylepione do ciała przemoczone ubranie, przeraźliwe zimno i… ciepła dłoń gdzieś pomiędzy swoimi włosami. Zamknęła raz jeszcze oczy, a gdy je otworzyła, skupiła się, aby ujrzeć coś… bardziej wyrazistego i…
— Argos…
Mogła się spodziewać, że znajdzie go tutaj. Był jedyną osobą, która trzymała ją w tym stanie, dla której jeszcze mogła się trochę przemęczyć, która przynosiła jej odrobinę ulgi… i jednocześnie nie pozwalała odejść raz na dobre.
Tym razem była pewna, że nie przyjdzie. Że jej nie znajdzie. Lecz i tym razem się nie zawiodła. A raczej – to on nie zawiódł jej.
Nie rozumiała z początku, co mówił. Czy mówił w ogóle do niej, czy do siebie, czy do kogoś innego? Słyszała tylko nieco wystraszony, pełen emocji głos. Nie od razu zauważyła też, że on również jest cały przemoczony. Jak to możliwe? Co takiego się stało? Chciała sobie przypomnieć, ale nie pamiętała…
Chciała powiedzieć, że jej zimno – jej ciało zaczęło nawet lekko się trząść z wychłodzenia – jednak pierwsze, co jej przychodziło do głowy, to:
— Myślałam, że mnie już nienawidzisz…
Chyba nigdy mu nie powiedziała, z czym borykała się tak naprawdę. Że był jedynym powodem, dla którego chciała jeszcze próbować dać sobie radę z ciągłym strachem, dla którego codziennie budziła się i mierzyła z koszmarami na jawie… I że niejednokrotnie myślała już, aby to zakończyć. Ale jego obecność, jego akceptacja, wszystko zmieniała.
Jednak gdyby jej zabrakło…
Poczuła pod powiekami piekące łzy. Uniosła wciąż nieco osłabioną dłoń i próbowała znaleźć jego dłoń. Nagle zapragnęła się przytulić, poczuć ciepło bijące od drugiej osoby. Choć raz jeszcze przez chwilę poczuć się dobrze…
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Nie przypuszczał, że wypowiedzenie jednego słowa - konkretnie jego imienia - może przynieść mu tyle radości. Naprawdę żyła! Naprawdę żyła i pomijając fakt, że ledwo konatktowała, to nie umarła - wypowiedziała przecież jego imię, patrzyła na niego i choć przez chwilę przypominała topielca, to jej oczy coraz bardziej przypominały oczy Aspasii. Były żywe! Ludzkie.
Towarzyszące mu zdezorientowanie było porównywalne do tego, które dopadło Aspasię. On sam nie do końca zdawał sobie sprawę, że przed chwilą ją stracił! Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążył nawet przeanalizować sytuacji. Wszelkie czynności wykonywał jakby mechanicznie. Po prostu wiedział, że musi wskoczyć do tej wody, wiedział też, że musi ją wyłowić... i chyba się opłaciło, bo teraz mógł na nią spojrzeć - na żywą i względnie bezpieczną.
I wtedy wypowiedziała kolejne słowa, tym razem układające się w zdanie, którego wolałby nie usłyszeć. Poczuł kolejne już ukłucie winy, jeszcze większe od poprzedniego, bo nagle zdał sobie sprawę, że to przez niego - przez jego cholerne ego i dumę, przez głupie zachowanie... przez niego mogła utonąć! Przecież wiedział, że powinien obchodzić się z nią ostrożniej. Inaczej. Dlaczego tego nie przemyślał? Mogli uniknąć tej sytuacji. Mógł znaleźć ją dawno temu, jeszcze zanim sama wyruszyła w stronę strumienia.
W jednej chwili zrozumiał, że milczy zbyt długo, więc przełknął głośno ślinę i pokręcił z niedowierzaniem głową.
— Nienawidzę? — zapytał tonem pełnym niedowierzania. — Nie bądź głupia. Nie pozwalam ci tak myśleć. — dodał, nie dopuszczając do siebie myśli, że taka głupota rzeczywiście mogła zawitać w głowie Aspasii. Patrzył więc na nią trochę z niedowierzaniem, bardziej z lękiem, a głównie z dziwną ulgą, bo powoli docierało do niego, że jednak była bezpieczna. Że nie zawiódł.
Przyglądał się jej w ten sposób do momentu, w którym nie zauważył, że jej ciało dziwnie drży, a pobladła i osłabiona dłoń wędruje w kierunku jego dłoni. Nagle poczuł się winny - potwornie winny, że nie dostrzegł tego wcześniej, więc uniósł ją wyżej, przytulając do swojej klatki piersiowej, zupełnie zapominając o tym, że sam jest mokry. I wszystko było dobrze.
— Wybacz. Nie pomyślałem, że będzie ci zimno, więc wskoczyłem do wody w ubraniach. Powinniśmy zabrać cię do gabinetu pielęgniarki. — wyjaśnił. Powoli odzyskiwał świadomość - zaczynał myśleć logicznie, racjonalnie, odpowiedzialnie. Trzeba było działać szybko.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Nie wiedziała, czy podobają jej się jego słowa, lecz mimo to uśmiechnęła się nieco, kiedy pokręcił z niedowierzaniem głową i dał jej do zrozumienia, że jest zupełnie inaczej. Że wcale jej nie nienawidzi.
Jej uśmiech nieco się poszerzył, a ona odetchnęła cicho z ulgą, zamykając oczy. Czuła się spokojniejsza – z myślą, że wszystkie jej obawy były jedynie wytworem jej chorego, przerażonego umysłu. No bo… bo w zasadzie zachowała się nie w porządku, wyrzucając go z pokoju i jeszcze rzucając za nim wazonem, więc… każdy na jego miejscu nie chciałby już mieć z nią do czynienia.
Tylko że Argos nie był każdym. Był tym jedynym, który zawsze przy niej zostawał. Mimo wszystko.
Delikatnie oplotła go ramionami, kiedy podniósł nią nieco, aby mogła się przytulić. I chociaż oboje byli cali mokrzy od wody, nie przeszkadzało jej to w tym momencie – ważniejsze było, że miała jego i mogła odnaleźć swoją stabilność.
Pokręciła tylko lekko głową. Ratował jej życie i jeszcze ją przepraszał, że nie pomyślał i jest jej teraz zimno? Czym sobie zasłużyła na kogoś takiego jak on?
Drgnęła dopiero, kiedy powiedział, że powinni pójść do pielęgniarki. Pokręciła wtedy tylko dość szybko i żywiołowo, jak na jej stan, głową.
— Nie, nie chcę. Nic mi nie jest – dodała, starając się nieco podźwignąć o własnych siłach przynajmniej do siadu. – Chcę tutaj zostać. I… posiedzieć z Tobą… - dodała nieco ciszej, zerkając na jego twarz.
Normalnie, gdyby na jego miejscu był ktoś inny, starałaby się unikać jego spojrzenia – lecz skoro już powiedział jej, że wcale jej nie nienawidzi, to chyba nic takiego nie miała do stracenia.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Aspasia nie chciała udać się do skrzydła szpitalnego, a on - choć niespecjalnie mu się to podobało - postanowił pozwolić jej tutaj zostać. Właściwie to powinien zabrać ją tam siłą, ale może rzeczywiście nie potrzebowała pomocy pielęgniarki? Najwidoczniej nie, bo zaczynała kontaktować.
I musiał przyznać, że każde wypowiedziane przez nią słowo sprawiało, że zapominał o towarzyszącym chłodzie. Przynosiło ciepłe uczucie ulgi, które przyćmiło wszelkie negatywy tego spotkania.
— Więc posiedzimy. — zgodził się, kiwając przy tym głową. — Wiesz, to chyba najwyższy czas, żeby urządzić ci lekcje pływania. Jeśli następnym razem wpadniesz do wody, to przynajmniej będziesz potrafiła z niej wypłynąć. — wyszczerzył ząbki. Chciał ją w jakiś sposób pocieszyć, a żarty wydawały się najlepszym pomysłem.
Właściwie to nie wiedział, co więcej jej powiedzieć, więc przez chwilę po prostu milczał, nie oferując jej nic więcej poza swoją obecnością. Może skoro jemu jej obecność wystarczyła, to działało to i w drugą stronę? Taką przynajmniej żywił nadzieję.
— Wiesz, przegapiłaś bójkę jakichś niewychowanych trzeciorocznych. Podpalili krzesło w Pokoju Wspólnym... chyba zaliczyli pierwszy szlaban. — powiedział, bo nagle wydało mu się to niezwykle stosowne. — Pamiętasz jak rodzice kazali nam wkuć na pamięć całe drzewo genealogiczne Blacków, bo wywołaliśmy pożar w jednej z komnat Perły? — dodał, a wypowiedź zakończył cichym śmiechem.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Mogła odetchnąć z ulgą, kiedy Argos postanowił się z nią nie wykłócać i pozwolił jej po prostu tutaj zostać. Co im się może stać? W najgorszym przypadku będą trochę zziębnięci... Może się przeziębią… ale mogą też po powrocie wziąć prysznic i wymknąć się do kuchni, skrzaty na pewno zaparzą im herbatę albo ciepłe kakao.
I chociaż wiedziała, że Argos żartował, nawet nieco się uśmiechnęła, to jednak powiedziała:
— Akurat chyba nie byłam już przytomna jak się znalazłam w tym strumieniu… Nie pamiętam, żebym do niego wpadała…
W zasadzie niewiele pamiętała, a z każdą sekundą zdawało jej się, iż pamięta coraz mniej. Ale może tak było lepiej? Może dzięki temu nie będzie miała traumy… miała przynajmniej taką nadzieję.
Zerknęła na Argosa, nie wiedząc, czy mówi teraz na poważnie czy też nie. Jednak tą karę i naukę całego drzewa genealogicznego Blacków pamiętała i to doskonale. Wywróciła oczami i chyba chciała się zaśmiać, ale coś jej nie wyszło.
— Chyba wolałabym już dostać szlaban od woźnego.
Odetchnęła głęboko i raz jeszcze, odrobinę mocniej, wtuliła się w brata. Chociaż przydałoby się zaklęcie, które wysuszyłoby ich ubrania, i tak się nie przejmowała. I tak było dobrze. Przymknęła oczy, nim otworzyła je na nowo, gdy zebrała się na odwagę, aby zadrzeć głowę i spojrzeć na jego twarz, i niemalże szeptem powiedzieć:
— Przepraszam za to wszystko w Perle.
Nie chciała, żeby już więcej się na nią gniewał. Potrzebowała go. Za mocno go potrzebowała.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Wzruszył delikatnie ramionami. Przypuszczał, że w rzeczywistości potknęła się na śliskiej skale, może straciła przytomność i w jakiś sposób do niego wpadła: nie przyszło mu do głowy, że woda mogła mieć jakieś dziwne właściwości. Spędzili tutaj tak wiele chwil, że ufał temu strumienowi. Do dzisiaj.
Zaśmiał się na wzmiankę o szlabanie u woźnego.
— Ja nie wiem. Przynajmniej teraz jestem w stanie wymienić wszystkich członków wymarłego rodu... Czyż to nie godna pochwały umiejętność? Może nawet uda mi się ją wykorzystać na egzaminach? — zażartował.
I w jego głowie zakwitła myśl o zaklęciu suszącym ubrania - znał jednak tylko jedno, które mogłoby się im przydać. Mógłby wyczarować mały strumień ognia, choć wolał nie ryzykować. Wystarczyło im na dzisiaj żywiołu wody - nie chciał walczyć z ogniem.
Odwzajemnił jej spojrzenie i cicho się zaśmiał. Wciąż przepraszała? Nie dbał o kłótnie w Perle. Nie był na nią obrażony. Po prostu cieszył się, że może z nią teraz normalnie porozmawiać! Nie chciał dłużej rozpamiętywać głupich sprzeczek rodzeństwa.
— Daj spokój. Zapomnij o tym. Ja też przepraszam... — dodał. — Musimy po prostu więcej rozmawiać. Teraz będziemy mieli na to więcej czasu... będzie lepiej, obiecuję. — wyjaśnił.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Zaśmiała się na jego wspomnienie o jakże przydatnej umiejętności wymienienia wszystkich członków wymarłego już rodu.
— Jakoś nie sądzę, że na OWUTEMach będą pytać akurat o ród Blacków – stwierdziła z uśmiechem, chociaż po chwili tenże uśmiech z jej twarzy zszedł. Tak bardzo nie lubiła historii magii… - Pewnie będą pytać o jakieś wojny z trollami czy czymkolwiek tam jeszcze innym – dodała, wywracając oczami.
Naprawdę, nie znosiła historii magii, i pewnie gdyby nie pomoc Dextera, nie poszłoby jej to tak dobrze. Albo wcale. Powinna mu jeszcze jakoś podziękować. I, na szczęście, kiedy już go nie będzie w szkole, nie będzie musiała się męczyć dalej z tym przedmiotem z piekła rodem…
Uśmiechnęła się na moment, kiedy też ją przeprosił. Poprawiła się nawet nieco, żeby usiąść już bardziej o własnych siłach, aczkolwiek wcale nie zamierzała oddalać się od niego na jakąś znaczną odległość i…
Uśmiech z jej warg zszedł, kiedy powiedział, że muszą więcej rozmawiać.
Właśnie.
— Właśnie o to wszystko mi chodziło. Wcześniej – powiedziała cicho, spuszczając głowę. – Że po tym roku już nie będzie na to czasu.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
— No co ty nie powiesz? — odparł rozbawiony, choć na widok grymasu Aspasii i on nagle przestał się uśmiechać. Też nie przepadał za Historią Magii, ale jakoś zdać ją musiał, zresztą - podobnie jak Aspasia, od której rodzice wyczekiwali wysokich wyników. Niby chcieli zrobić z niej żonę-trofeum, a jednak wymagali dobrych ocen! Dziwne.
Pozwolił jej wygodniej się ułożyć, po czym wysłuchał kolejnych słów. I nagle tego pożałował, bo tej odpowiedzi się obawiał - nie chciał toczyć tej rozmowy. Nie był na nią przygotowany, nie wiedział co jej powiedzieć... nie potrafił uchronić jej przed swoją nieobecnością. Mógł tylko przygotować ją do życia u boku ludzi, na których zostanie skazana.
— Mamy jeszcze tyle czasu, że... — zaczął, w jakimś stopniu chcąc skrócić ten temat, choć powstrzymał się w chwili spojrzenia w oczy siostry. Nie można było tego odkładać. — Wiem, że się tego obawiasz... ja trochę też, ale przecież wiesz, że nigdy nie stracimy kontaktu. Poza tym szkoła beze mnie może okazać się jeszcze ciekawsza... nikt nie będzie cię pilnował! — dodał, choć doskonale wiedział, że Aspasia o te pilnowanie nie dbała. Była zbyt grzeczna, by mogło jej na tym zależeć.
Właściwie to nie wiedział jak zapewnić ją, że wszystko będzie dobrze. Sam nie miał pojęcia, czy rzeczywiście będzie dobrze. Jak jedno poradzi sobie bez drugiego?
— Potraktuj tę przerwę jako jeden z punktów na grafiku rodziców. W Perle też często byliśmy rozdzielani... tutaj przerwa będzie trochę dłuższa, ale przecież nasza relacja przetrwa wszystko. Prawda? — zapytał, ciągle utrzymując z nią kontakt wzrokowy.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Zaśmiała się tylko na jego komentarz, ale nie ciągnęła już tematu. Skoro oboje doskonale wiedzieli, że historia rodów szlacheckich nijak im się przyda na egzaminach z historii magii… Mogli się już tylko z tego śmiać. Albo płakać. Ale chyba lepsze było to pierwsze.
Jednakże wyczuła, że coś było nie tak, kiedy powiedziała mu, o co tak naprawdę chodziło. I… wcale jej się to nie spodobało. Wręcz przeciwnie, poczuła, jak całe jej ciało się spina i nagły, ciągły lęk powraca do niej. Jeśli przez ten moment czuła się lepiej, to teraz znowu jej się pogorszyło.
Argos nie umiał jej odpowiedzieć. Sam nie wiedział, jak to będzie. Nie umiał jej jakoś sensownie pocieszyć… mimo że próbował, wcale nie dała się przekonać. Skoro on nie wiedział – jak miała poradzić sobie ona? Co z tego, że nie stracą kontaktu… i żart o niepilnowaniu wcale jej się nie podobał. Gdzie miała pójść, kiedy będzie potrzebowała pomocy? Z kim miała porozmawiać przez te dwa lata, kiedy jego zabraknie?
— Ale nie będzie Cię obok – dodała, kompletnie ignorując jego kolejne słowa. Starał się, ale to wcale jej nie pocieszała. – Nikomu nie ufam tak, jak Tobie. Nikt mnie tak nie zna. Do kogo mam się zwrócić, kiedy Ciebie nie będzie? Ja… - uciekła spojrzeniem, przerywając ten ciągły kontakt wzrokowy, który chyba miał jej dodać pewności. Nie dodał. – Ja nie dam rady sama…
Jestem zbyt słaba, dodała w myślach. Słaba, mizerna, łatwa do manipulacji. Brak jej było wszystkiego. Stabilności. Sensu życia. Akceptacji siebie.
Jak miała więc sobie poradzić?
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Bolało go to, że po raz pierwszy w życiu naprawdę nie będzie w stanie jej pomóc. Zawsze gdzieś tam się przewijał - towarzyszył Aspasii w Hogwarcie czy w rodowej Perle, dotrzymując jej towarzystwa, gdy tylko tego sobie życzyła. A teraz uświadomiła go w fakcie, że już niedługo nie będzie mógł sobie na to pozwolić! Co z tego, że istnieje sowia poczta? Gdyby ponownie wpadła do tego zdradzieckiego strumienia, to on - znajdujący się z dala od Hogwartu - nie dowiedziałby się o tym na czas.
To chyba moment, w którym zrozumiał, że nie może zawsze być tym dobrym starszym bratem, którego od dawna zgrywał. Czas płynął, a wraz z nimi napływały nowe obowiązki. I nawet ten kochany starszy Argos nie mógł tego cholernego czasu zatrzymać!
— Ty nie dasz sobie rady? — rzucił w końcu, przerywając tym samym ciszę, która nastąpiła po jej ostatnich słowach. — Aspasia Avery nie da sobie rady? Ta Aspasia, która przetrwała wszystkie lata w Perle? Aspasia, która zna na pamięć całe drzewo genealogiczne Blacków? Wiem, że będzie ciężko, ale z drugiej strony jestem pewien, że dasz sobie radę w każdej sytuacji. Do tego nas przygotowano. — dodał.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Wiedziała, że tymi żartami sam sobie chce dodać w jakiś sposób otuchy. A teraz jeszcze dochodziła do tego świadomość, że sam nie wiedział, co będzie później. To wszystko ją po prostu przerażało… Skoro on nie wiedział, to kto powinien? Ona przecież nie da sobie rady… I nawet jego największe poczucie humoru niczego nie mogło w tej sytuacji zmienić.
— Ja jestem poważna, Argos – powiedziała w końcu, bo chyba nie miała już sił udawać, że jest zupełnie inaczej. Nie chciała mu jedynie powiedzieć, jak bardzo źle jest naprawdę. – Może Ty dasz sobie radę. Ciebie na takiego wychowywano. Masz mieć cudowne, poukładane życie, karierę w Ministerstwie Magii, piękny dom, piękną żonę i gromadkę pięknych dzieci. Twoja przyszłość jest pewna. Ale moja…?
Odetchnęła głęboko i odsunęła się od niego – paradoksalnie, bo w tym momencie miała chęć przylgnąć do niego bardziej i znaleźć gdzieś spokój. Zawsze znajdowała go w jego ramionach. Tylko, że tym razem zdawało jej się, że będzie zupełnie inaczej…
— Ja nie chciałam w ogóle kończyć tamtego roku. Teraz mnie czeka tylko więcej stresu, jak chociażby brak Ciebie w przyszłym roku. Albo dobre zdanie SUMów. A po sumach muszę wybrać przedmioty, które mi się przydadzą dalej. Ale jak mam je wybrać, skoro nawet nie wiem, co chcę robić po szkole? Nie chcę być kurą domową. Nie chcę być drugą wersją naszej matki.
Pociągnęła kolana pod brodę, jak robiła to zwykle w chwilach smutku i bezradności, i odgarnęła mokrą jeszcze grzywkę z wilgotnego czoła. Zaczynało jej się robić coraz zimniej…
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
— Wiem, wybacz... — rzucił z pewną skruchą, choć musiał przyznać, że jeszcze przed chwilą liczył na to, że po prostu się roześmieje i znowu zapomni o problemach, nie dając mu kolejnych powodów do smutków. Bo widok smutnej siostry naprawdę go przytłaczał! Szczególnie mocno, gdy wiedział, że sam nie może temu zaradzić. Było chujowo. Znowu.
Na razie mógł jedynie jej wysłuchać. I słuchał! Najpierw wizji jego przeszłości, właściwie niedalekiej od prawdy, bo chociaż brzmiało to arogancko, to Argos zawsze wiedział, że sobie poradzi. Zdawał sobie sprawę, że zdobędzie - nieważne czy przez koneksje rodzinne, czy talent - świetną pracę, że założy wspaniałą rodzinę... ale wiedział też, że to wszystko wyjdzie też Aspasii. To mógł jej zapewnić. Przynajmniej tak myślał - może naiwnie, ale naprawdę marzył, że uda mu się przekonać rodziców do pozostawienia planów małżeńskich Aspasii. Bo ciągle wierzył w to, że jednak w jakiś pokrętny sposób ich kochali, że nie traktowali siostry jak karty przetargowej...
Odsunęła się od niego, a chociaż w tej chwili bardzo chciał mieć ją blisko, to nie zareagował. Spojrzał się na nią z dziwną pustką w oczach, po czym wreszcie - po dłuższej ciszy - zabrał głos.
— Choć zabrzmi to skrajnie nieodpowiedzialnie, to oceny powinny być twoim ostatnim zmartwieniem. Nie przejmuj się zanadto wynikami egzaminów... świetlana przyszłość nie ucieknie, a kurą domową z pewnością nie zostaniesz. Wiem, że to marne pocieszenie, ale przecież nikogo nie zdziwi, gdy otworzysz własny biznes, choćby sklep z biżuterią. Masz dużo możliwości. Zresztą, zostaw wszystko mnie. Jeśli ktokolwiek spróbuje uczynić z ciebie służącą, to Argos Avery rozniesie go w pył. I mówię poważnie. — zapewnił ją, wypowiedź zaś kończąc krótkim i słabym uśmiechem.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Spojrzała na niego nieco uważniej, kiedy również spoważniał. Uśmiechnęła się jedynie kącikami ust, ale nadal czuła się przytłoczona. Szczególnie tą ciszą, która zapadła między nimi, gdy wyrzuciła z siebie prawie wszystko to, co ją dręczyło.
Tylko czy jego słowa przyniosły jej ukojenie…? Chyba nie… Nie mogła się nie przejmować. Jeśli zda źle SUMy, zostanie zrugana przez rodziców. Czy Argos ją przed tym uchroni? Nie przypuszczała. Jeśli spróbuje, dostanie się także i jemu, i jeszcze zaczną narzekać, że jego także źle wychowali, skoro dopuszcza, aby członek jego rodziny nie był jednym z najlepszych. Natomiast sklepik z biżuterią… no może miał swój urok, ale jakoś nie widziała się w tym. Może marudziła i kręciła nosem, ale… No nie.
Przyszłość nadal była niepewna. I nie potrafiła się przekonać, że będzie inaczej. Nawet jeśli Argos chciał ją zapewnić, że będzie dobrze.
Chciała się do niego uśmiechnąć. Uniosła nawet kąciki ust, kiedy dłonią delikatnie zakryła jego dłoń, chcąc poczuć się nieco bliżej. Ufała mu i chciała wierzyć, ale…
— Właśnie problem w tym, że nie zawsze będziesz mógł być przy mnie – powiedziała niemal szeptem, wzrok wbijając w ziemię, jakby mówiła coś wręcz bluźnierczego. – Już w przyszłym roku będę musiała sobie radzić sama. Będziesz miał swoje życie. Może weźmiesz ślub… Założysz swoją rodzinę… Nie będziesz mógł być przy mnie tak, jak jesteś teraz.
Zamknęła oczy. Grymas jej twarzy i to, jak delikatnie kąciki jej ust drgały, zdradzały, jakby za moment miała zanieść się płaczem. Ale jakkolwiek jej gardło się nie ściskało, starała się z tym walczyć.
Mimo że była przerażona. I nie widziała żadnego światełka w tej ciemności.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Argos wiedział, że jej nie pociesza, jednak nie był w stanie znaleźć słów, które pomogłyby jej zrozumieć, że życie wcale nie musi być okropne. Może i łatwo było mu mówić - w końcu był dziedzicem, który w przyszłości miał zarządzać życiem samodzielnie, ale ona... wydawało mu się, że jest zbyt silna, żeby pozwolić sobie na życie kury domowej. A przynajmniej - naiwnie lub też nie - starał się w to wierzyć. Chciał wierzyć, że jego siostra sobie poradzi, że będzie dobrze.
Uśmiech Aspasii powinien poprawić mu humor, ale jej następne słowa uświadomiły go w przekonaniu, że rzeczywiście jest w tej sytuacji bezradny. Że pozostało mu tylko jej pomóc, nauczyć żyć samodzielnie, bez jego pomocy... Czy potrafił?
— Och, nie skreślaj mnie tak szybko. Mam jeszcze dużo czasu na znalezienie żony i założenie rodziny... a poza tym zawsze będę twoim bratem. I co z tego, że nie będę obok ciebie? Przecież ta rozłąka nas nie zabije. Jesteś silna. Poradzisz sobie beze mnie, może nawet lepiej... tak jak wtedy, gdy pierwszy poszedłem do Hogwartu. Poradziłaś sobie, no nie? — wyjaśnił, choć sam nie wiedział czy wierzyć w swoje słowa.
Kolejny grymas, kolejne drganie ust... Zacisnął usta w wąską kreskę, przez chwilę starając się dobrać odpowiednie słowa, a potem - gdy był już gotowy - zabrał się do wypowiedzenia kolejnych słów.
— Aspasia, będzie dobrze. Zaufaj mi. — dodał głosem stanowczym, ale łagodnym. Musiało być dobrze, czyż nie?
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 121
Wiedziała, że Argos bardzo się starał, ale… to przecież nie było to samo. Wtedy była małym dzieckiem, które jeszcze nie poznało tak naprawdę niczego innego poza życiem domowym. No i wciąż miała nadzieję, że niebawem się spotkają, musiała tylko zaczekać… A może też ich relacja nie była aż tak zażyła? Sama nie wiedziała… Wiedziała na pewno, że to nie było to samo, co teraz. Zmieniło się praktycznie wszystko.
Mimo wszystko… chyba nie chciała już go dręczyć. Coraz bardziej dostrzegała w nim bezradność. On sam również nie wiedział, co będzie dalej. Może nawet się bał? Tego nie wiedziała… Wiedziała na pewno, że wszystko się zmieni i żadne z nich nie było na to tak do końca przygotowane.
Ale był dopiero początek września. Może jeszcze zdążą…?
Z cichym westchnięciem, objęła go nieco mocniej i wtuliła się w niego ponownie, zamykając oczy. Tak bardzo chciała mu zaufać. Naprawdę chciała wierzyć, że wszystko jeszcze będzie dobrze…
Ale czy na pewno będzie?
Chciała nawet coś mu odpowiedzieć, ale zamiast głosu, z jej ust wydarło się ciche kichnięcie przypominające jej po raz kolejny, jak bardzo zimno jej było. Oboje byli przemoczeni i… to był kiepski sposób, żeby zacząć rok szkolny. Nie chciała nabawić się przeziębienia, nawet jeśli nie miała najmniejszej ochoty chodzić na zajęcia, ani tym bardziej przeżywać tego roku.
— Chyba powinniśmy już wrócić… - szepnęła, zadzierając nieco głowę, aby spojrzeć na twarz Argosa. Wcale nie chciała wracać, ale… - I się przebrać. – Tak by było najrozsądniej…
zt przedawnione
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
|