Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Ani przez chwilę prze myśl nie przeszło mu, żeby się wycofać. Zdecydowanie czuł już wpływ wypitego alkoholu nie tylko przez ilość, ale również przez wyjątkowe tempo już pierwszej szklanki. Nie był jeszcze pijany, czuł po prostu niebywałe rozluźnienie i zadowolenie. Tym bardziej z ochotą polewał kolejną kolejkę sobie i Rose, bo zaskakująco miło spędzali wieczór, rozmawiali jak cywilizowani ludzie, nie skakali sobie do gardeł, no i wprost proporcjonalnie do ilości spożytego alkoholu, jego irytacja faktem, że Gryfonka jest w porządku i jest naprawdę ładną dziewczyną, jakoś tak... znikała.
A skoro irytacja znikała, to i jej przekomarzanie się odnośnie swojego wyjątkowego talentu do całowania przybierało na atrakcyjności i odbierał je coraz bardziej sugestywnie. I chociaż jego wzrok znowu na moment zatrzymał się na jej ustach i pozwolił sobie na zastanowienie jak mogą smakować (poza whisky), to nadal nie był w takim stanie upojenia, żeby tak łatwo wpaść w pułapkę gry słów i przejść do czynów. Jakoś tak bawiło go to przeciąganie liny, nawet jeśli skończy się na samym gadaniu.
Uniósł jedną brew i uśmiechnął się łobuzersko, nawet odrobinę pochylił się w jej kierunku, jakby z zamiarem osobistego sprawdzenia tegoż jej talentu. Zatrzymał się jednak kilkanaście centymetrów od jej twarzy.
- Trust me, I could handle even more than just a kiss... - Pochylił się jeszcze odrobinę. - Or maybe you're just bluffing and don't want me to find out? Anyway, suit yourself. - Wzruszył lekko ramieniem, po czym wyprostował się i trzymając nadal w jednej dłoni szklankę pełną whisky, palce drugiej zaczęły powoli wygrywać melodię, jakby nieco od niechcenia, odrobinę leniwie. Dexter kątem oka zerkał na Rose, nie odwracając od niej swojej uwagi prawie w ogóle, jedynie pozornie, żeby wypełnić ciszę pomieszczenia kilkoma tonami, które również dodawały atmosferze trochę więcej rumieńców.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Pijęcie bycia pijaną było dla Rose względne. Była pijana, ale nie nawalona, ani nie jakoś niespełna rozumu. Była pijana do stopnia, gdzie narzucone sobie granice nieco się przemieszczają, dając znacznie więcej swobody, oddechu. Do stopnia uśmiechu szczerego i po prostu rozluźnienia mięśni spiętych stresem i obowiązkami. A już z pewnością do stopnia, gdzie dwuznaczności nawet z Dexterem nabierają nieco głębszego znaczenia, jego zerknięcia są zauważane i wcale nie traktowane z pobłażaniem, a kiedy zbliżył się, jej zawadiacki uśmieszek powoli słabł w zawieszeniu na jego oczach, które okazały się niezwykle ciepłe, duże, ładne.
Odsunął się, a Rose zamrugała absolutnie zbitaa z tropu. Cholera, miał ją. Aż nawet mimo alkoholu jej się głupio zrobiło... Zaczął grać dalej śliczną, lekką melodię, którą dopiero po chwili poznała. Każdy ją chyba znał? Klasyk. Wraz zagrały jej w głowie słowa, na które jakoś dopiero po chwili poczuła dziwny zbieg okolicznosci w momencie. Przeniosła podejrzliwy wzrok na Ślizgona. Upiła spory łyk alkoholu, chociaż na tyle dyskretnie i powoli by nie wyglądała jakby w panice chciała wypić napój razem ze szlanką. Po tym odstawiła naczynie na pianino, próbując zachować gardę, zbędnym mówić, że raczej nie perfekcyjnie. Po chwili dopiero zmarszczyła na chwilę brwi, po czym unosząc dumnie brodę, spojrzała na niego z zaskakującą, acz właściwą sobie pewnością siebie, niemal wyniosłością.
- Challenge accepted, even after some solid amount of alcohol I'm just brilliant at it.
W zasadzie faktycznie tak uważała i widać było, że zupełnie się z tym nie kryje. Tylko reszta była bardziej skomplikowana i nie była pewna jak się do tego zabrać, ale skoro miała mu coś udowodnić (tak, jasne, tylko o to chodziło) to nie mogła się ślamazarzyć. Przełożyła jedną nogę przez siedzisko by okrakiem siedzieć przed nim - żadna z niej dama, zresztą i tak miała spodnie, proszę nie nadreagować! - i jeśli tylko aktualnie się ku niej spojrzał, zbliżyła się maksymalnie, ujmując jego twarz. Zatrzymała się jednak może centymetr przed nią, prawie stykali się nosami.
- Za ujmę na honorze nie odpowiadam. - zadeklarowała po sekundzie zawahania, choć na usta cisnęło jej się coś zupełnie innego, co akurat im dwojgu chyba nie przystoi. A potem? Cóż, jeśli tylko nie oponował, pokazała mu jak wygląda prawdziwy, DOBRY pocałunek. Nie powstrzymywała się i nawet nie próbowała ani nie chciała. Wbrew przyztykom i obrażaniu siebie nawzajem, nie mogła powiedzieć żeby jego usta nie smakowały świetnie. To pewnie whisky.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Nawet jeśli wybór akurat tej melodii nie był świadomy, to z pewnością gdzieś w tyle głowy coś nakazało mu zagrać właśnie ją. I choć nie bardzo znał kinematografię mugolską, to utwory filmowe już tak. Niekoniecznie z tekstem, ale melodia niosła w sobie wystarczający ładunek emocjonalny, żeby podświadomość wybrała sama.
Zaśmiał się przez nos, kiedy to tak niebywale pewna siebie stwierdziła, że nawet po alkoholu była świetna w całowaniu. Nadal ciężko było mu uwierzyć na słowo i potrzebował dowodu. Mimo że trochę się spodziewał (bardziej miał nadzieję), to zaskoczyła go tą zmianą pozycji i nagłym przysunięciem się bliżej. Nawet spojrzał w jej stronę pytająco, nie przerywając brzdąkania melodii, chociaż znacznie zwolnił tempo.
Nie zdążył nic odpowiedzieć zanim poczuł nie tylko jej ciepłe dłonie na twarzy, ale po chwili i miękkie wargi na swoich własnych. Przez maleńki ułamek sekundy chciał zaoponować i się odsunąć, bardziej na przekór niż z autentycznej niechęci do pocałunku. Ale nie zrobił tego, a wręcz przeciwnie. Palce dłoni do tej pory wygrywające melodię zupełnie niespodziewanie nacisnęły kilka randomowych klawiszy na raz, urywając tym samym muzykę. Niemal od razu ramię objęło Rose mniej więcej na wysokości talii, a druga ręka na oślep sięgnęła do szczytu pianina, żeby odstawić bardzo przeszkadzającą w tej chwili szklankę. Jak już szkło stuknęło o drewno, Dexter przekręcił się odrobinę na taborecie, żeby zwrócić się możliwie najbardziej w kierunku dziewczyny. Zaangażował się w ten pocałunek dużo bardziej, niż sam by siebie podejrzewał, for the science oczywiście!
Tak jak podejrzewał, usta Rose smakowały whisky, którą przed chwilą piła. Ale poza tym czymś zupełnie innym, co pobudziło zmysły i chęci na dalsze rozsmakowywanie się w tym pocałunku. Przestał zwracać świadomą uwagę na to, że obejmuje Gryfonkę coraz ciaśniej, jedna z rąk nawet zsunęła się powoli z jej pleców na udo, aż dotarła do zagięcia pod kolanem tylko po to, żeby je lekko unieść i oprzeć sobie na nogach. Dla wygody, dla bycia bliżej.
Po kilku kolejnych sekundach przerwał pocałunek tylko dlatego, że zaczynał tracić dech w piersi, co sugerował teraz przyspieszony oddech i dudniące w uszach bicie serca. Mimo to nie odsunął się za wiele, jedynie na tyle, żeby móc spojrzeć Rose w oczy z mieszaniną zaskoczenia, fascynacji i... chęcią na jeszcze.
For the science?...
- Jest potencjał... Ale mogę potrzebować jeszcze trochę dowodów... - Rzucił to cicho, sugestywnie, z wyraźnym zadowoleniem malującym się w roześmianych oczach.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Generalnie może to nie tak, że spodziewała się by siedział jak kołek, nawet wycofania się nie spodziewała, bo był na to zbyt dumny, a sam sprowokował to wyzwanie. Nie, nie zrezygnowałby, teraz już sam właśnym charakterem zatrzasnął się w tej sytuacji. Ale może niekoniecznie spodziewała się takiego aż zaangażowania. Właściwie, jeśli to ubrać w słowa, absolutnie zatraciła się w tej chwili gdy tylko ją objął i zamiast wyzwania zrobiło się s tego po prostu coś cholernie miłego i wciągającego.
Może trochę wolności też dawała jej myśl, że w razie co wszystko zrzuci na alkoho. Nawet to było prawdą o tyle, że na trzeźwo nie posunęłaby się tak daleko, szczególnie z Dexterem. Miała swoją godność! I ładnie zapakowaną odkładała podczas picia na bok żeby poczekała aż Rose znowu będzie trzeźwa. Nie miała nic więcej na swoje usprawiedliwienie, szczególnie gdy sama, czując pewne dłonie trochę badajace jej ciało w emocjach, otoczyła Dextera ramionami za szyję, minimalizując przestrzeń między nimi praktycznie do zera. Właściwie, jakby mieli być jeszcze bliżej siebie, chyba musiałaby wspiąć mu się na kolana, co na szczęście w jej pozycji było słabo wykonalne. Chyba na szczęście.
Wątpliwość pojawiła się gdy Dexter przerwał pocałunek, przy czym oboje mogli złapać oddech, którego nieświadomie (przynajmniej dla Rose) brakowało. Oddychała teraz głęboko, próbując wyswobodzić umysł rozpaczliwie z czegokolwiek, co właśnie powstawało względem Dextera. Jednak gdy zwróciła na niego wzrok i zobaczyła tak cudownie blisko jak jego oczy lśnią radością, a usta wykrzywiają się w uśmiechu. Kurwa. To jedyne co zabrzmiało w jej głowie gdy i ona uśmiechnęła się mimowolnie. Nawet nie rozluźniła objęcia zbytnio, ba, nie pomyślała nawet o tym, jakby to nnie była jedna z opcji, jakie potencjalnie mogłaby wybrać. Nah.
- Potencjał? - rzuciła z rozbawieniem na lekkim bezdechu. - Convince me that you're better.
Bo może nie był!!! W zasadzie nie była w stanie powiedzieć nic poza tym, że było zajebiście i że jakoś nie była tak całkiem zdziwiona na te uczucia, które się w niej odkorkowały.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Alkoholiczne zawroty głowy bardzo skutecznie wyciszały wszelkie wątpliwości i zaprzeczenia, jaki mogły pojawić się w głowie Dextera w obecnej sytuacji. Nie mógł nie przyznać, że ten pocałunek był zaskakująco przyjemny. Raczej po tylu latach sprzeczek o byle pierdołę i otwartej wrogości względem siebie nawzajem, podejrzewałby próby zagryzienia się nawzajem. Whisky bywa magiczna, z wrogów potrafi zrobić namiętnych kochanków. Chociaż wziąwszy pod uwagę jak cienka jest granica pomiędzy nienawiścią, a...
To na pewno działanie alkoholu, bez dwóch zdań.
Słysząc prowokacyjną nutkę wyzwania w jej głosie, nieświadomie uśmiechnął się bardziej łobuzersko. Och, potrzebowała więcej dowodów, tak jak i on? Nie miał nic przeciwko dalszemu argumentowaniu, może nawet nazbyt entuzjastycznie poczuł, jak robi mu się gorąco na myśl o posmakowaniu jej ust ponownie.
- It's not me who claims to be a great kisser. - Nawet jeśli Rose siedziała względnie wygodnie, to jego własna pozycja - połowicznie przekręcona w jej kierunku, ale nadal jakby bokiem - na dłuższą metę była niekorzystna. Dlatego też wciągnął sobie Gryfonkę na kolana, uważając przy tym, żeby nie zrobiła sobie krzywdy, bo to z pewnością zepsułoby atmosferę. A tego bardzo mocno nie chciał. - But I do claim being a judge right now. And I need more evidence, miss Blackwood. - Obejmował ją jednym ramieniem tak, że spoczywająca między jej łopatkami dłoń mogła teraz przyjść z pomocą i naprzeć lekko, żeby trzymać dziewczę blisko. I bez poświęcania temu kolejnej myśli, bez wahania, jak już złapał nieco więcej oddechu, pocałował ją ponownie. Dudniące w uszach serce zadudniło jeszcze mocniej, a miejsca na ciele gdzie spoczywały jej dłonie zaczynały palić żywym ogniem. Ale nie bolesnym i nieprzyjemnym, a pobudzającym.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Uśmiechnęła się z niemym "oh really?" wymalowanym na twarzy, choć była wyraźnie w szampańskim nastroju. Nawet miała odpowiedzieć, ale z jej ust wydostało się tylko westchnienie gdy niespodziewanie Dexter przełożył ją sobie na kolana. Raz, że zrobiło jej się gorąco, a brzucch wywrócił się chyba na lewą stronę. Dwa, że mimo że jakoś żadne z nich nie było do tej pory w korzystnej pozycji, nie umknęło jej uwadze, że choć zdecydowanie, Dexter nie miotał nią brutalnie na własną korzyść, a zwrócił uwagę żeby być w tym delikatnym, nie urwać jej nogi czy cokolwiek. To nie było oczywiste u większości facetów, którzy dbali tylko o siebie i swoje ego. Spodziewałaby się i Dextera w takim wydaniu, jednak zaskoczył ją pozytywnie.
Nie pozostało jej przestrzeni na żadne słowa, jednak też nie cierpiała z tego powodu. Były zbędne, a nawet gdyby chciała jednak wtrącić swoje pięć groszy, zaraz zmieniła zdanie, gdy tylko Dexter wrocił do argumentowania teorii, jaką snuli we dwoje. Teraz mając już więcej przestrzeni na ruch, jako że nie byli niewygodnie powykręcani, przylgnęła do niego pewniej, niewiele miejsca między nimi zostawiając na wszelką iluzję przestrzeni osobistej, której widać już nie mieli niemalże. Ale co by nie mówiła, czy to o nim, ich relacji do wczoraj, albo jej charakterze do dzisiaj, o tym jak do tej pory go widziała, nie mogła nie podsumować tej chwili szczerym stwierdzeniem, że cholernie jej się podobała, a Dexter też wcale źle nie całował. Ba, świetnie całował, chociaż może to był efekt tego, że oboje mieli swoje sztuczki i jak to połączyć, po prostu wychodziło arcydzieło.
Nie miała pojęcia ile czasu minęło, ani jak daleko sama zaszła w sympatii do Dextera. Nie myślała też o tym i wcale nie hamowała się szczególnie ani w pocałunkach, ani w nieco bezczelnym może wodzeniu dłońmi po jego ciele, głównie plecach, bokach, jakoś przy okazji jedną z dłoni wsuwając pod jego koszulkę w okolice kręgosłupa, jedynie widać sprawdzając dotyk skóry.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Obydwoje mieli doskonałą okazję do uświadomienia sobie jak mało wiedzą o tym drugim i jak bardzo dali się przez lata ponosić przedwczesnym osądom. Bo teraz - w upojeniu nie tylko alkoholem, ale również wyjątkowo naładowaną atmosferą - każde z nich co chwilę było ofiarą zaskoczenia. I to pozytywnego zaskoczenia!
Gdyby ktoś kilka dni temu zasugerował Dexterowi, że nie tylko będzie pił z Blackwood, ale będą się całować, to odesłałby takiego delikwenta do Munga na badania pod kątem urojeń. Prędzej podejrzewał, że Gryfonka rzuci mu się do gardła i wyrwie tchawicę - w najlepszym wypadku - niż w nawet spojrzy na niego przychylniej. A tu taka niespodzianka! Nie dość, że faktycznie się całowali - i to całkiem bez pamięci, wziąwszy pod uwagę to, jak bardzo byli obydwoje chętni do kontynowania po tej krótkiej przerwie - to na dodatek wciągnął ją sobie na kolana nie tylko dla wygody. Chciał jej bliskości w tej chwili dużo bardziej, niż byłby w stanie przyznać nawet przed samym sobą.
Wciąż pozostawała jednak między nimi pewna granica, dzięki której Dexter wmawiał sam sobie, że they're doing it for science, żeby wydać wyrok odnośnie wyłożonej przez Rose teorii odnośnie swojego talent. I gdyby tylko chciał, to mógłby przerwać tę wyjątkowo przyjemną chwilę.
Ale nie chciał.
Tym bardziej pod wpływem wędrującego dotyku jej ciepłych dłoni, które zostawiały za sobą rozgorzałą ścieżkę. To i tak było nic, bo jak poczuł delikatne palce przesuwające się bezpośrednio po skórze na dole pleców, poczuł nie tylko jak robi mu się gorąco, ale też jakby nagle całe ciało zaczęło drżeć w oczekiwaniu na więcej. W odruchu nieco wyprężył kręgosłup i pomiędzy pocałunkami nabrał gwałtowniejszy haust powietrza. Jeszcze przed chwilą istniejąca granica zaczęła błyskawicznie zanikać.
Ani myślał w tej chwili oderwać się od Rose, tak niewielkim dotykiem odblokowała jakąś tamę wstrzymywanych emocji i chciał więcej.
Taboret stał na tyle blisko pianina, że wystarczyło że odrobinę przesunął się na taborecie, napierając na Blackwood wciąż w tej samej siedzącej pozycji i zaraz oparła się o klawiaturę. Nie było wątpliwości, że to klawiatura, bo kilka randomowych dźwięków przerwało ciszę pokoju w dramatycznym proteście na tak nagły nacisk. Żeby nie wbijały jej się w plecy, za moment jego dłoń wsunęła się pomiędzy brzeg instrumentu i kręgosłup, a druga ręka zacisnęła się na moment na udzie, żeby za chwilę powędrować w górę i zatrzymać się tuż pod biustem, oparta na żebrach, czując pod materiałem koszulki kancik bielizny.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Faktycznie, nawet pewnie wielu by sobie wyobraziło jak Rosemary wyrywa tchawicę Dexterowi. Ba, nawet ona potrafiła to sobie zwizualizować! Ale jakoś teraz nawet nie przyszło jej to do głowy, za to w ogóle co innego z pewnością jej przyszło. Ale może jednak powinna trochę się powstrzymać?
Nah.
Nie był aosobą z granicami, nie była kimś, kto myślał dwa razy kiedy miał swój czas wolny. Myślała po pięć razy jak zajmowała się sobą ORAZ innymi, ale kiedy przychodziło do imprezy... Cóż, niech się dzieje. Zabezpieczała się, bo wiedziała, że odpowiednie chwile przychodziły w najmniej oczekiwanych momentach. Poza tym, naturalnie, potrzeby miała, ale i dzieci już niestety miała. Nie trzeba jej było dodatkowego bagażu na ten moment.
Tak czy inaczej jej umysł najwyraźniej już teraz szedł w jednym, jednoznacznym kierunku, i czuła, że Dextera też gdy tylko zabrzmiały przypadkowe dramatyczne klawisze. Trochę tylko na to wyrwał się jej cichy, zduszony chichot pomiędzy pocałunkami, jednak mimo to wcale nie hamowała. Jeśli Dexter by to zrobił, uszanowałaby, nie była obłapiaczem, ale jakoś nie sądziła by tak było. To facet! Miał narzeczoną, było to jej wiadome, ale jak to mawiała... What's got a dick, it ain't loyal. Inna też sprawa, że troską o jej kręgosłup tym razem już w ogóle ją wygrał.
Jej dłonie na chwilę tylko nie wiedziały gdzie się podziać w emocjach, jednak jak tylko znalazły brzeg koszulki, była dość odważna (i pijana) by zacząć ciągnąć ją w górę nieco niezdarnie, ale jasno chcąc się jej pozbyć. Cholera z nią! Chciała bliskości w najszerszym tego słowa wydaniu i miała oczekiwanie od Dextera by albo pooszedł w to z nią, albo nie i zakończył to tu i teraz, zanim wybuchną z emocji oboje.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Nawet jeśli Dexter też nie należał do osób przesadnie powściągliwych i pruderyjnych, to jednak "sypianie z wrogiem" w ogóle nie leżało w jego naturze. A przecież Rose przez tyle lat była jego nemesis, że powinien w tej chwili nie tylko przerwać tę całą sytuację, ale jeszcze ją opierdolić, tak dla zasady. Dlaczego więc nie był w stanie tego zrobić, ba, w ogóle nawet nie chciał próbować? Czuł się zbyt komfortowo w tej chwili, wszystko sprawiało wrażenie tak bardzo... właściwego, że ostatnim co teraz chodziło mu po głowie było odsunięcie się ,wyjście, powrót do PW jakby nigdy nic.
Okej, miał jakieś tam rodzinne obowiązki, narzuconą narzeczoną, z którą miał wziąć ślub jak obydwoje skończą Hogwart, ale dopóki byli w szkole... cóż, czego oczy nie widza, tego sercu nie żal, dopóki pewne rzeczy działy się za zamkniętymi drzwiami, to nie było problemu. Dopóki publicznie ani on, ani Mia nie przynosili wstydu swoim rodzinom, to Dexter tak naprawdę nie miał nic przeciwko temu, żeby i ona korzystała z życia dopóki może, bo po ślubie może to być nieco bardziej skomplikowane.
Nie ważne. To wszystko było teraz tak bardzo nie ważne, że Beckett ani przez moment nawet nie pomyślał świadomie o swojej narzeczonej i o rodzinnej reputacji. Drzwi były zamknięte i wyciszone, niech się dzieje wola nieba - z nią się zawsze zgadzać trzeba!
Dlatego nie protestował, ani nie zawahał się choćby przez moment, jak poczuł zdecydowany ruch rąk Rose podciągający jego koszulkę w górę. Oderwał się od jej ust tylko na chwilę, żeby jednym ruchem zdjąć z siebie zbędny fragment garderoby (oczywiście przy jej pomocy) i rzucić za siebie. Nie pozostał jej dłużny, bo choć wrócił do przerwanego pocałunku jak tylko materiał poleciał w tył, to jego dłonie od razu zabrały się do roboty - wyciągnęły koszulkę Rose zza paska spodni, żeby zdecydowanie podwinąć w górę, palcami przesuwając po jej odkrytej skórze i delektując tym uczuciem porażenia prądem, które teraz właściwie trwało cały czas.
A jak już materiał odleciał gdzieś w przestrzeń, dłonie odnalazły biodra, a zaraz i pośladki, zacisnęły się na nich delikatnie i uniosły bez większego wysiłku, żeby posadzić na klawiaturze pianina. Znowu mieszanina randomowych dźwięków przerwała ciszę, ale jakoś nawet nie zwrócił na to uwagi. Podniósł się z taboretu w tym samym momencie, co "przeniósł" Rose na klawisze i w zniecierpliwieniu odepchnął siedzisko nogą gdzieś w tył. Z pewnością wywróciło się, bo nagły stukot zmieszał się z kakofonią pojedynczych nut.
Te kilka sekund przerwanego pocałunku wystarczyło, żeby Dexter spojrzał na Rose z pożądaniem, którego przed chwilą jeszcze w jego wzroku z pewnością nie było. A może było, ale zakamuflowane pod postacią innej emocji?
Słowa były tu zbędne, ale to jedno spojrzenie niosło za sobą pytanie, czy powinni brnąć w to, co tak beztrosko rozpoczęli. Jakby tylko Gryfonka chciała się wycofać, to miała ku temu ostatnią szansę.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Dawała się prowadzić jak tylko Dexter kierował, mógł ją nosić po calej sali jakby chciał i pewnie nawet by nic nie powiedziała. Za to, co aktualnie skupiło jej całą uwagę poza samym całowaniem, zapachem, bliskością, to jego skóra gdy po pozbyciu się koszulki zaczęła wodzić po jego ciele dłońmi, badając kaażdy możliwy skrawek. Chciała wiedzieć wszystko, bez wyjątku, całe jego ciało bez najmniejszej skrytej części.
W zasadzie nie spodziewała się przerwania czułości i kiedy tylko Dexter się na chwilę odsunął, spojrzała na niego pytająco. A potem jak zrozumiała, że się waha, uśmiechnęła się szeroko. Nie prześmiewczo, a zwyczajnie szczęśliwie, aż jej zalśniły oczy. Nie, ona nie miała wątpliwości. Ani godności dość dużej żeby obawiać się odrzucenia. Raz w życiu może na dobre jej wyszło, bo zamiast psuć chwilę, zbliżyła twarz do Dexterowej, patrząc mu w oczy z nieskrywanym pożądaniem i zsunęła dłonie do jego rozporka, rozpinając go jeśli tylko nie miał zamiaru jej powstrzymywać. Cholera, raz, że zwyczajnie jej się chciało seksu, dwa, że BOGOWIE, jaki ten człowiek był przystojny, jak mogła nie zwrócić uwagi?! Albo wypierać nawet, ale teraz nie wierzyła żeby dało się coś takiego wyprzeć. Pewnie ubierał się chujowo, tak żeby nie było widać... Cóż, tego wszystkiego.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
+18 i guess xD
Noszenie po całej sali to by była przesada - tyle czasu by stracili! A pianino było tuż obok, bardzo poręcznie i wygodnie i na względnie dobrej wysokości. Nie było czasu na takie pierdoły, alkohol i upojenie buzującym hormonami zawróciły w głowie bardzo skutecznie i cały świat poza drzwiami sali muzycznej przestał istnieć. Cała ta obustronna nienawiść, sprzeczki, przytyki i wyniosłość również przestały istnieć.
Nie, nie wahał się, po prostu w tym całym ekstatycznym stanie odnalazł w sobie wyuczone maniery i najzwyczajniej w świecie chciał upewnić się, że obydwoje tego chcą tak samo. I, oh boy, jakże niemożliwie bardzo chcieli.
Jakby miał jeszcze jakiekolwiek wątpliwości, to Rose rozwiała je jednym niepozornym ruchem. Cichy charakterystyczny dźwięk rozsuwanego zamka błyskawicznego i dodatkowo to zdecydowane, pełne pożądania spojrzenie dziewczyny wywołały nieco głupawy, szelmowski uśmiech na twarzy Dextera. Nawet spojrzał w dół na własne spodnie, jakby w zaskoczeniu. Ale jak ponownie podniósł wzrok na ciemne oczy Rose, to nie było w nim żadnego zdziwienia, żadnego zawahania ani choćby cienia zwątpienia. Sam też wsunął palce za pasek jej spodni i pociągnął krótkim, gwałtownym ruchem do siebie, akurat tak żeby pod wpływem impulsu oparła się o niego ponownie, ale nie zjechała z klawiatury pianina.
- Jeśli próbujesz w ten sposób przekonać mnie, że faktycznie masz talent do całowania... - Jakby dla podkreślenia swoich słów pocałował ją żarliwie, choć krótko, jednocześnie pozwalając własnym palcom na rozpięcie jej spodni i zdecydowane zsunięcie ich z jej bioder na tyle, na ile pozwalała w tej chwili pozycja. -... to jesteś na dobrej drodze... - Przygryzł własną dolną wargę, uśmiechając się sugestywnie, kiedy odsunął się na pół kroku. Obydwie dłonie, które do tej pory spoczywały na biodrach Rose, przesunęły się nieco w górę, aż przeniosły się na łokci i stamtąd przesunęły w dół do nadgarstków, aż finalnie złapał jej dłonie i pociągnął delikatnie, żeby też odsunęła się odrobinę od pianina. I tylko po to, żeby zaraz móc samymi palcami przesunąć po całej długości jej ramion do barków, na łopatki i w dół, aż wsunęły się pod materiał spodni i bielizny, tym samym zsuwając je coraz bardziej z pośladków.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
+18 ZDECYDOWANIE
Nie mogła powiedzieć, określić w słowach, jak bardzo cieszył ją każdy dotyk, każde spojrzenie, tego człowieka. Z wieloma sypiała, choć nie było się czym chwalić, ale w Dexterze było coś... Więcej. Nie wiedziała co, ale czuła jak cholera, że było naprawdę wiele więcej. Z jej piersi wydobyło się krótkie, drżące westchnienie gdy z mocą Ślizgon przyciągnął ją do siebie. Sama była dominantką, ale w tym momencie Dexter okazując swoją siłę i kontrolę, nawet jak oboje nie mieli jej wiele, sprawiał, że choć była i tak na niego otwarta, otwierała się jeszcze bardziej. Jakby się dało, to by nawet okazała.
Zachichotała cicho między pocałunkami, odwzajemniając każdy jeden z równie dużą mocą. Za jego sugestią zeszła z pianina, które zdawalo się wydać kilka nut ulgi, że prawie naga dupa z niego zlazła. Wcale nie zamierzała stać i czekać aż Dexter wszystko zrobił. Może damulki leżały i czekały na gotowe, ale ona kochała mieć swoje "ale", inicjatywę i jakikolwiek wkład we wszystko, co było wokół niej aktywne. Dlatego gdy tylko poczuła jak jej dolna część ubrań zaczęła powoli znikać, sama wcale nie czekała by zsunąć spodnie Dextera, może nawet szybciej niż on sam inicjował. Fuck it, though. Or should I say, fuck him.
Zsunęła jego spodnie na tyle, na ile sięgała, ale co najważniejsze, było teraz w zasięgu jej rąk, co tylko ekscytowało bardziej. Przesunęła dłonią mocno po jego brzuchu, podbrzuszu, ocierając się grzbietem o jego przyrodzenie i paznokciami znacząc drogę po wewnętrznej stronie uda. Chciała go tu i teraz, w zasadzie w tym wszystkim była dostatecznie podniecona i pełna napięcia seksualnego by przyjąć go "od zaraz", choć przy tym w jej głowie dzwoniła ogromna potrzeba by się nim nacieszyć i chcieć go jak najbliżej przy sobie, w pieszczotach, dotyku, pocałunkach i wszystkim, co mógl zaoferować.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
+18
Dzień pełen wrażeń z wieczornym zaskakującym i emocjonującym zwieńczeniem. Największym zaskoczeniem dla Dextera był on sam i to, z jaką łatwością poddał się chwili i zapomniał o całej irytacji, wrogości i nielubieniu Rose, bo jedyne o czym w tej chwili myślał, to jak niewyobrażalnie mocno ją uwielbiał. Nie tylko przez jej nietuzinkową urodę, ale i przez charakter, który dotychczas z jakichś niewyjaśnionych powodów mu przeszkadzał. Ooo nie, w tej chwili jej charakterek i typowe pokazywanie pazurków były tym, co tylko bardziej pobudzało zarazem umysł i ciało.
Może i każda (lub większość) inna dziewczyna, nie parłaby tak gorączkowo i bez ogródek ku temu, co właśnie w tej chwili chciała, ale Blackwood coraz bardziej podbijała Dexterowe serce inicjatywą, która wcale nie była cechą tak bardzo popularną, ale zdecydowanie jedną z najbardziej podniecających. Przynajmniej dla niego. Cenił to, że nie czekała na niego, chociaż dawał jej margines czasowy na oswojenie się z sytuacją. Po co? Chyba w sumie tylko z przyzwyczajenia i wpojonych manier. Ale, no cóż, Rose otrzymała zdecydowanie inne wychowanie, co teraz było dodatkowo widoczne.
Wydał z siebie gardłowy pomruk, jak tylko jej dłoń przesunęła się tak zdecydowanie przez najbardziej erogenne strefy jego ciała. W odruchu przytłumienia jednego ze zmysłów, przymknął trochę oczy, na moment skupiając się na wirującym w podbrzuszu uczuciu napięcia. To wystarczyło, żeby bez dalszych podchodów zepchnął jej całkowicie z bioder spodnie wraz z bielizną, gdzieś tak do połowy ud, w międzyczasie skopując swoje własne w gorączkowych, odrobinę niezdarnych ruchach. A jak już uwolnił się z nogawek, objął Rose jednym ramieniem gdzieś na wysokości talii, postąpił te pół kroku w jej kierunku, aż poczuł jej nagą skórę na swojej własnej. Uniósł ją tylko odrobinę, żeby jej stopy oderwały się od podłogi i tym samym żeby mógł znowu posadzić ją na klawiaturze pianina. Zrobił to w konkretnym celu, żeby mogła oprzeć się względnie wygodnie, jak niecierpliwie uniósł nieco jej nogi i całkiem zdarł z nich spodnie i całą resztę zbędnej odzieży. Nie tracąc czasu na kontemplacje - pokontempluje jej urodę później - przesuwając dłońmi po wewnętrznej stronie jej ud, rozsunął je na tyle, żeby mógł pomiędzy nimi stanąć bardzo blisko, żeby czuć ciepło jej skóry na własnym ciele i utonąć w nim w zapomnieniu.
O nie, nie spieszył się aż tak, żeby od razu brać się do rzeczy, odrobina droczenia się, przeciągania przez kilkanaście sekund, dodatkowego pobudzenia z pewnością spotęguje tę potrzebę bliskości, jaka znienacka się między nimi obudziła. Dlatego też jedna z dłoni pozostała między jej udami, przez kilka sekund spoczywając w bezruchu, ale jak tylko druga niecierpliwa ręka odnalazła zapięcie stanika - jedynej pozostałej bariery pomiędzy całkowitą możliwością cieszenia się niezmąconą materiałem bliskością - palce przesunęły się wyżej. I wyżej... Odważniej, ze zdecydowaniem i wprawą pianisty.
Och, nie tylko potrafią śmigać po klawiszach, nauczone zwinności potrafiły wydobywać dużo bardziej ponętne melodie z dużo bardziej kompleksowego instrumentu, jakim było kobiece cało.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
+18
Choć nie podejrzewała Dextera o zbyt rozwiązłe prowadzenie się, jakoś było dla niej oczywiste, że zna się na rzeczy. nie mogła powiedzieć dlaczego, ale też jak mogła wyobrazić sobie tego człowieka w sytuacji, gdzie krępowałby się czy patrzył pytająco, nie wiedząc jak się zachować? Był arogancki, to nie wchodziło w grę. Chociaż wcześniej mówiłaby podobe rzeczy z wyrzutem, teraz nie mogła nie widzieć tego jako zaletę.
Choć nie rzucili się do rzeczy jak króliki w okresie godowym, to też najwyraźniej żadne z nich nie chciało aż tak przeciągać. Tak samo jak Dexter pewnie przemierzał palcami jej ciało, tak i ona pozwalała sobie w zasadzie na wszystko, gdy jej dłonie przesuwały się po jego bokach, biodrach, pośladkach. W zawrotach głowy nie tylko w uniesieniu alkoholowym, ale i emocjonalnym i fizycznym, erotycznym, jakoś miała wrażenie, że w jednej chwili miała spodnie, w drugiej nie. Jak taki skok w czasie, ale na szczęście pozytywny i cholera, ten Ślizgon rozpalał ją tak bardzo.
Zarzuciła jedną rękę za czyję chłopaka, drugą, po zniknięciu stanika, nakrywając jego dłoń i prowadząc ją ku swojej piersi. Chciała dokładnie każdy jego dotyk, każdą pieszczotę i choć dopiero miała się o tym przekonać, chciała jego całego, dla siebie. Wiele kobiet może miało swobodniejsze podejście, jednak Rosemary się nie dzieliła. A przynajmniej nie kiedy już przyjęła do wiadomości, że jest coś lub ktoś dla niej ważny. Teraz była zbyt pijana i rozpalona żeby to analizować, i całe szczęście.
Po chwili niemalże zsuwała się już pianina by tylko mieć go bliżej, zupełnie jakby instrument jej przeszkadzał. Głęboki oddech łapany pospiesznie między pocałunkami i rozgrzane ciało potęgowały poczucie, że potrzebuje wyładować tą energię w pełni, teraz, zaraz.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
+18
Nawet jeśli nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad tym jak wygląda życie seksualne Rose, to z automatu jakoś tak po prostu wiedział, że z pewnością cnotliwą dziewicą to ona nie jest. Co prawda wziąwszy pod uwagę jak bardzo wkurwiał go jej charakter, mógłby brać pod uwagę posuchę i trudności ze znalezieniem partnera mającego to gdzieś, ale z drugiej strony to nie z czyimś charakterem się człowiek pieprzy bez zobowiązań. A akurat urodę miała wartą grzechu.
Jej zdecydowanie i stanowczość w dotyku i inicjowaniu pieszczot były dodatkowo podniecające, jakby nagle te wszystkie wkurwiające cechy stały się jednymi z najatrakcyjniejszych.
Uśmiechnął się przelotnie w pocałunku, jak tak bezpruderyjnie poprowadziła jedną z jego dłoni do do swojej piersi. Czuł, jak pod wpływem jego dotyku, pod palcami przesuwających się po delikatnej skórze sutek twardnieje, podkreślając jak bardzo była w tej chwili rozpalona. Nie pozostając jej dłużnym, wolną ręką odnalazł jedną z jej dłoni i skierował ją bezpośrednio pomiędzy ich stykające się ciała, na wysokość bioder. Z pewnością bardzo wyraźnie mogła czuć, że nie ona jedna jest rozochocona i w tej chwili po prostu napalona. Chciał ją już, teraz. I dlatego jego palce - jak już puścił jej rytmicznie poruszającą się dłoń - zanurkowały miedzy jej uda, gdzie poczuł znajome gorąco i wilgoć uderzające do głowy niczym najsilniejszy afrodyzjak.
Wcale długo nie bawił się w te podchody. W pewnym momencie przerwał pocałunek żeby odwrócić ją do siebie tyłem. Cóż, taboret przewrócony, krzesło ma podłokietniki, na pianinie trochę wąsko, a nie było jakoś czasu na szukanie dogodnego miejsca na dogodniejszą pozycję. Nie odsunął się jednak i zaraz przylgnął do jej pleców, objął jedną ręką na wysokości bioder, pozwalając dłoni przesuwać się po jej podbrzuszu. Druga odgarnęła ciemne długie włosy na jedno ramię, odkrywając nieco szyję i kark, gdzie złożył kilka gorących pocałunków, nawet kąsnął lekko, przesuwając zębami po wrażliwej skórze.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
+18
Faktycznie Dexter nie był pierwszym jej facetem, ani nawet blisko pierwszego. To nie tak, że każdy między jej nogami był, ale w zasadzie w szczególności w domu rodzinnym jej imprezowanie było z lekka patologiczne i po prostu jakby świat miał się jutro skończyć. Ale jakoś trzeba sobie było odkuć bycie rodzicem od szóstego roku życia... Tak?
Nie potrzebowała zachęty wcale żeby samej zbadać pozostałe, jeszcze nieznane kawałki ciała Dextera. Alkohol, przyjemność ciepła i dotyku drugiej osoby, to znajome poczucie jakby była przez chwilę wolna i mogła oddychać, jakby właśnie zdjęła gorset i po prostu tlen pojawił się na nowo w jej płucach. Cholera, potrzebowała tych chwil i szczególnie po dzisiejszym wydarzeniu Dexter spadł jej z nieba. A czując jego podniecone przyrodzenie, przyszło jej do głowy, że nie tylko samą jego osobą jej się poszczęściło... Cóż, im oboje, w zasadzie.
Bez problemu dała się obrócić, również chcąc go już, tu i teraz, bez dalszego przeciągania. Może wcześniej starałaby się być ciszej przez lekko niedokładnie rzucone zaklęcie, ale teraz ani jej nie przeszkadzały jęki rozkoszy, jakie uchodziły z jej ust, ani generalnie to, że po prostu wcale cicho nie byli. Nie wspominając o wcześniejszym znęcaniu się na pianinie... Przymknęła oczy w oddaniu się czułościom, chłodnąc nie tylko samą bezpośrednią przyjemność z seksu, ale i dotyk dłoni Dextera, jego ust raczących jej szyję pocałunkami, ciepła jego ciała i siły jego ramion. Poczuła się... Bezpiecznie. Może to było to, czego szukałą w partnerach dominujących, poczucia, że raz to nie ona nad wszystkim panuje i przede wszystkim nie musi tego robić. Zupełnie jakby do tej pory trzymała na ramionach ogromny, fizyczny ciężar, a teraz mogła się na chwilę wyprostować bez niego.
Gdy doszła, z jej ust wydobyło się westchnienie ulgi i spełnienia. Jej ciało rozluźniło się znacznie gdy oparła głowę o ramię Ślizgona, wciąż z zamkniętymi oczami, dając sobie czas na wyrównanie oddechu i po prostu bycie w tej chwili gdy wszystko było jakoś mninej straszne, mniej przytłaczające, a Dexter przyjemnie blisko. Nie chciała go dalej, tym jednak miała się zmartwić dopiero później. Dopiero po pewnym czasie gdy oboje złapali oddech, obróciła się przodem do Dextera, ze spokojniejszym, wygładzonym w odprężeniu obliczem i lekkim, szczerze zadowolonym uśmiechem. Założyła ręce za jego szyję w przytuleniu, choć patrzyła mu wciąż w oczy pogodnie.
- I think I can agree for a draw. - Powiedziała cicho, miękko.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
+18
Zupełnie zapomniał o tym, że przecież nie tak dawno temu wyciszyli salę, żeby może zaczarować instrumenty do grania jakiejś muzyki w tle. Ale nawet jeśli by nie wytłumili drzwi, to chyba w ogóle w tej chwili nie przejąłby się tym, że ktoś może ich usłyszeć i wejść w dość zawstydzającym momencie. Zawstydzającym dla potencjalnego przypadkowego obserwatora, bo akurat Dexterowi chyba nawet specjalnie by to nie przeszkodziło. Nie miał się czego wstydzić przecież! A jeśli ktokolwiek w Hogwarcie wierzył, że uczniowie grzecznie spędzają czas tylko na nauce, to musiał być największym naiwniakiem jakiego świat nosił.
Dlatego nie tłumił żadnych westchnień ani jęków, czerpiąc nieopisaną satysfakcję z tego zbliżenia. I czuł, że nie był w tym sam. Gorąc ciała Rose, jej jęki i te bezustanne impulsy przebiegające jego własne ciało za każdym razem kiedy jej mięśnie spinały się dla spotęgowania przyjemności, zawróciły mu w głowie kompletnie i w otumanionym rozkoszą umyśle widniał tylko jeden na tę chwilę cel - dotrzeć na szczyt razem, doświadczyć wybuchu ekstazy.
Wcale nie musieli na to długo czekać. Obydwoje byli tak rozpaleni i podnieceni już samym z początku niewinnym pocałunkiem, że rytmiczne i nabierające tempa ruchy bioder wyswobodziły ciała z nakumulowanego napięcia w nieuniknionym orgazmie.
Dex oparł czoło o ramię Rose, czując jak i ona opiera odchyloną nieco głowę o jego bark. Uśmiechnął się sam do siebie, oddychając nieco głębiej dla uspokojenia dudniącego serca i buzującej w żyłach krwi. Obejmował ją jednym ramieniem gdzieś w talii, pozwalając żeby dłoń spoczywała na jej brzuchu, druga zaś wciąż lekko zaciskała się na biodrze, które jeszcze przed chwilą stabilizował dla wygody zbliżenia w tej pozycji. Było mu tak wyjątkowo... dobrze, że niekoniecznie chciał się gdziekolwiek ruszać, odsuwać choćby na pół kroku, wypuścić Gryfonkę z objęć. Zupełnie tak, jakby jej miejsce było właśnie tu, w jego ramionach, tak bardzo blisko, jak to tylko fizycznie możliwe.
Kiedy się poruszyła w celu jedynie odwrócenia się przodem, przez moment przeraził się, że chce umknąć. Wtedy ta cudowna bańka spokoju, spełnienia i relaksu pękłaby zbyt szybko. Całe szczęście te obawy zniknęły niemal natychmiast, kiedy pozostawszy blisko jedynie odwróciła się przodem i objęła go za szyję. Jego ramiona automatycznie objęły ją tak, że ich ciała wpasowały się w tym przytuleniu niczym dwa kawałki puzzli.
Zaśmiał się przez nos i uniósł brwi na jej słowa. Przez pierwsze dwie sekundy nie skojarzył o czym dokładnie mówiła, bo cudownie oczyszczony z wszelkich zbędnych myśli umysł dryfował w tej chwili wokoło tego, jak dobrze mu z nią było. Po szybkim przejrzeniu ostatnich wydarzeń wstecz przypomniał sobie w czym właściwie mogli remisować.
- It may be the only reasonable verdict. Yet... - Zmrużył odrobinę oczy i uśmiechnął się szelmowsko, całkowicie rozluźniony, wyraźnie zadowolony. - ... I am still not that sure about your kissing talent... - Prowokował? Owszem. Z premedytacją.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Podobało jej się to miejsce, w jego ramionach. Podobało jej się to jak idealnie pasowali, jak było to wygodne, a z jakiegoś powodu i wzrostek pasowali na tyle by nie musieli kombinować w żaden sposób nie tylko w przytuleniu, ale po prostu byciu blisko i patrzeniu sobie w oczy, a nie czubek głowy i splot słoneczny. Byli tacy... Dobrani. Choć nie takie określenia jaśniały w jej umyśle, to jednak po prostu tak się czuła. Dobrze, wygodnie, pasująco.
Widząc jego uśmiech jakoś tak nie mogła się oprzeć by lekko nie pogładzić jego policzka i lekkiego zarostu dłonią. Delikatnie, jednak jej wzrok przesuwał się wraz z palcami w niemej niemal fascynacji i poczuciu jakiegoś rodzaju ulgi, że ten ich spokój nadal trwał. Cieszyło ją, że zwykle poważne, może jakoś spięte codziennymi stresami oblicze Dextera było tak... Spokojne. Niezmącone. Po prostu łagodne i bardzo dobrze mu z tym było. Przyszło jej też do głowy czy ją kiedykolwiek ktoś tak postrzegał, czy zawsze ma minę styranej czterdziestolatki z trzema pracami i szóstką dzieci na karku. A co ważniejsze, czy ktokolwiek aktualnie chciał by poczuła się lepiej? W końcu odkąd pamiętała, wiecznie ona latała za wszystkimi, a za nią nikt, nigdy. Ba, nawet cholernej herbaty raczej nie dostała jeśli nie poprosiła.
Uśmiechnęła się szerzej, przestając go głupio głaskać po twarzy i po prostu opierając luźno rękę na jego ramieniu. Wcześniej przekomarzanki były seksowne, teraz dodatkowo głupio urocze. Zaśmiała się krótko, odrobinę tylko głupkowato, czy to przez alkohol, czy spełnienie seksualne, gdzie po prostu matka endorfina uderzyła jej do głowy. Zbliżyła twarz do jego, niemalże ocierając się ustami o jego usta, jednak powstrzymując pocałunek.
- I think I'm exceptional. - Wyszeptała z uśmiechem, by po tym dopiero odsunąć twarz odrobinę, nie dając mu mimo wszystko pocałunku jeśli sam po niego nie sięgnął. - Are we gonna sit somewhere and have some more whisky? - And maybe another round, why not?
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
18 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 30
Nawet jeśli nie spodziewał się tak czułego dotyku z jej strony, to przecież jeszcze kilka godzin temu nie spodziewał się nawet, że będą uprawiać seks w sali muzyczne. Hell, wczoraj nie spodziewał się choćby tego, że będą razem pić whisky! Nawet przez myśl mu takie rzeczy nie przechodziły, bo było to po prostu niewyobrażalne. Zawsze była dla niego wyszczekaną awanturnicą jedynie szukającą powodów do kłótni, irytowała go samą swoją obecnością w tym samym pomieszczeniu. A teraz... teraz widział ją z tak diametralnie innej perspektywy i w tak bardzo innym świetle, że mógłby pomylić ją z kimś innym, gdyby nie wiedział, że to właśnie ona. Dużo spokojniejsza, rozluźniona i taka... ciepła i czuła. Uśmiechnięta. Chyba nigdy wcześniej nie widział jej uśmiechniętej. A może po prostu nie zwrócił uwagi?
Jak tylko zbliżyła się w odpowiedzi na zaczepkę, spodziewał się poczuć jej usta na swoich własnych, ale dostał jedynie powietrzny pocałunek, drażniący nieco zmysły, zostawiający bardzo dużo chęci na więcej. Przygryzł własną wargę, jak tylko się odsunęła i po pół sekundy zawahania pokręcił z rozbawieniem głową i sięgnął po to, czego mu nie dała. Pochylił się tylko odrobinę, żeby pocałować ją niespiesznie - przecież nikt ich nigdzie nie gonił.
- I might be willing to admit, that your kissing talent is on similar level as my ability to play piano. - Może i sam nie uważał się za nie wiadomo jak wielce utalentowanego, ale z pewnością wiedział, że dobrze go tego nauczono i świetnie tę naukę przyswoił.
Obejrzał się za siebie, kiedy Rose wspomniała o siadaniu. Jakoś nie chciał wypuszczać ją z ramion, ale też nie będą stać jak te dwa słupy soli. Wypadało więc podnieść taboret leżący na boku, przewrócony wcześniej w gorączce. Zaraz po tym przeniósł wzrok na stojące na pianinie szklanki wypełnione alkoholem i butelkę zawierającą jeszcze trochę whisky.
- Skoro zarządzamy remis, to w końcu możemy się Ognistą podelektować. - Zażartował, bo wcześniej też się nią delektował, tylko że wlewał ją w siebie szybciej, niż zazwyczaj. Przez moment zawiesił jeszcze spojrzenie na oczach Rose, żeby w końcu westchnąć krótko, pocałować ją delikatnie i niechętnie odsunąć się na tyle, żeby postawić siedzisko znowu na czterech nogach. I pewnie najpierw zaprosiłby ją do zajęcia miejsca, jak na dżentelmena przystało, ale uznał, że obok to za daleko. Dlatego usiadł, po czym przyciągnął Blackwood i posadził sobie na kolanach, już stęskniony do jej dotyku, jakby to gwałtowne zbliżenie pozostawiło po sobie nadal niedosyt bliskości.
Gryffindor |
25% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
Hetero |
Pióra: 195
Można bylo na spokojnie powiedzieć, że oboje zmienili o sobie mniemanie w ogromnym stopniu, i to nawet dość świadomie. Nie chodziło nawet o uczucia, po prostu zobaczyli siebie w zupełnie innym świetle, innych emocjach i bez rzucania się sobie do gardeł. Dali sobie szansę, o dziwo, choć w bardzo skrajny sposób, i może nawet miało im to wyjść na dobre.
Nawet nie oczekiwała, że Dexter odpowie na jej zaczepki i sięgnie po pocałunek, jednak gdy to zrobił, nie mogła powstrzymać zaraz zadowolonego, głupio wręcz szczęśliwego uśmiechu. Trochę w sumie chciałą w tym zostać, tak na zawsze na przykład. Bez zobowiązań, bez odpowiedzialności, zmartwień, niechcianych obowiązków. Bez złego, tylko ta upojna chwila po prostu czułości i nie myślenia za dużo.
- Oh, now that's a compliment. - Zauważyła z uznaniem, kiwając głową w aprobacie.
Bo faktycznie, niezależnie od tego, że "bywają lepsi", była szczerze zaimponowana jego pokazem muzycznym i jeśli jej pocałunki budziłyby podobne odczucia, mogła czuć się wyjątkowo. Bardziej niż już się czuła będąc tak miło i troskliwie traktowaną!
Spojrzała razem z Dexterem za szklankami. Podelektować? Znaczy, on mógł, ona zwyczajnie nie potrafiła. Nawet nie chodziło o to, że "musiała pić jak chlejus", po prostu nie lubiła smaku whisky na tyle by się nim raczyć. Tak jak dla innych rumy czy inne takie, dla niej był to alkohol do wypicia jako szot, kilka kielichów na dobry humor, dodatkowych kilka na obie nóżki, i do przodu. Mimo to nie zamierzała z nim wcale dyskutować, bo i nie było takiej potrzeby. Bardziej miała chęć zaprotestowac gdy Dexter się od niej odsunął, na co ogarnął ją okropny, wszechobecny chłód. Nie podobało jej się to i jakoś zbyt mocno kojarzyło się z codziennością, której tak nienawidziła. Dexter jednak nie pozwolił jej zatrzymać się w tym nawet na dłuższą chwilę, bo ani się obejrzała, już siedziała znów u niego na kolanach. Czy narzekała? Ależ skąd! Sięgnęła nawet dla nich po szklanki z alkoholem, podając jedną Dexterowi, a jej na chwilę zaburzone trwogą oblicze znowu wpłynął spokój, tak błogi, jednak tak niestety ulotny. Uniosła lekko szklankę w geście toastu, przy czym w porównaniu do Dextera, ona wzięła konkretny łyk, wcale nie racząc się smakiem, a bardziej mocą. Po tym odstawiając szklankę, bo niewygodnie ją tak trzymać, oparła głowę o jego ramię, wolną ręką przesuwając po jego klatce piersiowej delikatnie, niespiesznie, tak ot badając sobie jego ciało bez skrępowania.
- Who would have thought, huh? - rzuciła z lekkim rozbawieniem, cicho.
|