16-09-2021, 10:48 PM
Leah Macavity Rosier
Data urodzenia
19 listopada 2004
Dom i klasa w Hogwarcie
Slytherin; V klasa
Status krwi
100%
Status majątkowy
b.bogaty
Miejsce zamieszkania
Anglia, Brighton
Orientacja
hetero
Wizerunek
Zendaya Coleman
Freeform
Packed it up and crossed the state
You left behind more than memories
Now when I sleep I'm only dreaming of your face
Narodziny Leah były wyczekiwane, jednak tylko przez jedną ze stron. Jeszcze wtedy Lavena Rosier nie podejrzewała jak ogromny wpływ będzie miał brak ojca na jej córkę i nie żałowała braku kochanka u jej boku zarówno w trakcie porodu, jak i potem. Miała potrzebną pomoc - nieliczną służbę, lojalną jej rodzinie, pomocną, jak i pomagającą jej z pozostałymi dziećmi. Bardzo mocno kochała Leah od samego początku i otaczała ją miłością by mała nie odczuła, że brakuje jej czegokolwiek. Mieli duży dom, choć teraz tak okropnie pusty po wojnie, mieli duży majątek… Było dobrze. Względnie.
Utrata statusu w oczach innych rodów była bardzo dotkliwa dla Laveny. W końcu niemalże z dnia na dzień została całkowicie sama, z dwójką dzieci, teraz trójką. Jej mąż i wszyscy dorośli biorący udział w wojnie czy też po prostu otwarcie popierający Voldemorta - zatem wszyscy - skończyli w Azkabanie lub zostali zabici zanim sąd się odbył, czy to na bitwie, czy po. Ogromna tragedia, której sama kobieta uniknęła jedynie wyparciem się działań rodziny, choć wbrew swojej moralności, i dobrym alibi, jako że była w ciąży zaawansowanej i nie mogła nawet faktycznie brać udziału w aktywnościach rodziny. Przeżyła dla swoich dzieci, jednak ogromną cenę przyszło jej płacić, nie tylko samotności i musu uniesienienia pozostałości rodziny samodzielnie, ale i bycia wraz z dzieciakami obiektem napiętnowania i wygnania społecznego. Więc była całkowicie sama, ona, dzieciaki i jej służba, jej lojalna część, która została dobrowolnie u jej boku. Była to jedna osoba, gospodyni Greta, skrzaty zostały zwolnione ze służby, jako że Lavena nie znosiła od zawsze niewolnictwa i udręczania tych biednych stworzeń. W akcie wdzięczności i sympatii został też jeden skrzat, Tobby. Zatem gdy wszyscy odeszli, zatrudniła kucharkę okazjonalnie pomagającą gospodyni i Tobby'emu, i tak zostało ich czworo, i dzieci.
Kilka lat później, gdy zdawało się, że jakoś to idzie powoli do przodu i była szansa na to, że chociaż chłopcy będą mieli lepszą przyszłość, Lavena poznała przyjezdnego wdowca - Abraham Beckett. Nawiązał się między nimi krótki romans, jako że oboje byli samotni, a ten zdawał się nie przejmować jej koszmarną renomą. Mimo to nie był zainteresowany niczym więcej i wrócił do USA, do zostawionej tam rodziny. Lavena, choć żałowała tylko odrobinę, nie była w nim jakkolwiek zadurzona, zatem nie przyjęła tego ze szczególną dramaturgią. Co jednak zdziwiło ją bardziej ostatecznie, to niedługo rozpoznana ciąża, której owocem była właśnie Leah.
Mogła napisać naturalnie do mężczyzny, że ma córkę. Mogła porozumieć się, mieć oczekiwania, żądania. Nie zrobiła tego jednak, nie chcąc pomocy mężczyzn i będąc bardzo sceptyczną nie tylko do ich dobrych chęci, ale i konkretnie jego chęci. Kto by potrzebował takiego ojca? Albo partnera, jeszcze gorzej! Zatem nie wyszło na światło dzienne kto był jej drugą połówką genów.
You never got the chance to hold me
I learned to love your selfish way
I still believe in you
And in this burning room
I'll suffer through the pain
Początki życia Leah były zwyczajne - dużo płaczu, równie dużo śmiechu, pieluch, biegania wokół niej. Odczuwała zdecydowanie jak dużo miłości ją otacza, nie tylko ze strony matki i dwójki braci, ale i kucharki i gospodyni. Nie zadawała niewygodnych pytań, nie myślała za dużo, że czegoś jej brakuje. Nie sądziła, że brakuje, nawet podświadomie.
A potem zaczęła dorastać, a wraz z tym przyglądać się temu, jak wyglądało jej życie. Zwróciła uwagę na brak ojca i zaczęła dociekać kto nim jest. Nie przeszłoby w końcu, że ojciec jej braci, skoro nie było go dobre lata przed jej narodzinami i było to mówione i znane od zawsze. Nikt nie ukrywał tragicznego losu mężczyzny i reszty rodziny. Co więcej, w całym domu wisiały ruchome oraz statyczne zdjęcia wszystkich, przypominające o ich istnieniu, mające być okazaniem szacunku dla nich. Ale w takim razie kto?
Mama mówi, że to skomplikowane i powie mi jak będę starsza. Uważam, że mogłaby powiedzieć mi już teraz, ale nie chciała mnie słuchać. Denerwuje się zawsze jak poruszam ten temat, więc przestałam. Szukałam za to jakichkolwiek śladów w domu, pytałam Dorothei i Gretę, ale żadna z nich nie chciała mi nic powiedzieć.
---
Wciąż próbuję. To dla mnie ultra ważne. Kocham moją rodzinę, ale czy to złe, że chcę znać też drugą część siebie? Czuję się taka… Niepełna. Jakby było we mnie tylko połowę mnie. Nikt zdaje się tego nie rozumieć, a sama nie umiem znaleźć prawdy. Co mam zrobić?---
Wyobrażam sobie często jaki musiał być mój ojciec. Może jest jakimś bogatym biznesmenem? Albo coś fajnego, jak hodowla zwierząt, albo sportowiec. Albo to ktoś zwyczajny, ale jakoś nie widzę przy mamie nikogo przeciętnego. Mógłby być poetą, albo kimś szalenie inteligentnym. Na pewno za to kimś czystokrwistym, a to zamyka nieco krąg poszukiwań.---
Coraz częściej mam wrażenie, że czegoś mi brakuje. Może to dlatego, że ciągle siedzimy w domu albo wychodzimy tylko na zakupy. Chciałabym mieć znajomych, nie mam nawet się z kim pobawić, a chłopcy nie chcą. Zastanawiam się czy mam może rodzeństwo w moim wieku? Może mam siostrę? Zawsze chciałam mieć siostrę.---
Zastanawiam się dlaczego właściwie nas zostawił. Czy nas nie kochał? Albo mnie? Może mnie nie chciał? Chciałabym być chłopcem, może wolał mieć chłopca. Bardzo staram się dobrze zachowywać, uczyć dużo, ale jak mam mu pokazać, że może być ze mnie dumny? Tak strasznie chciałabym żeby to wiedział i wrócił do nas.So I cried out
But my voice could not be heard aloud
For held here safe in my mouth
The bird was done
W końcu Leah trafia do Hogwartu, gdzie jest z miejsca piętnowana za bycie z domu Rosier. Zyskuje wielu wrogów, o których istnieniu nawet nie wiedziała, w większości czystokrwistych. Spodziewano się po niej najgorszego i choć z początku bardzo starała się zachowywać i zdobyć znajomych, okazało się to niemożliwe. Każdy najmniejszy błąd traktowano z potrójną surowością, a niedługo dzieci oficjalnie zaczęły być agresywne wobec niej, nawet fizycznie.
Nie rozumiem dlaczego to wszystko się dzieje. Chciałam tylko zdobyć przyjaciół, znajomych. Chciałam się pobawić, poznać, nie być tak koszmarnie samą jak była w domu. Teraz marzę żeby być samą, bo jeśli nie jestem, to znaczy, że mam kłopoty. Dlaczego mnie tak nienawidzą? Co zrobiłam, że nie chcą zostawić mnie w spokoju?
---
Dzisiaj złapali mnie we troje. Starsze dzieciaki, chyba z trzeciej klasy. Na pewno nie z mojej. Nie wiem czego się spodziewałam, ale skończyło się na siniakach i krwotoku z nosa. Nie wiem czy bardziej boli mnie całe moje ciało od kopniaków, czy ogromna nienawiść w ich oczach. Nie rozumiem tego. Słyszę dużo okropności, których nie chcę słyszeć, że jestem córką niczyją, że ojciec wstydził się mnie, że życzą mojej rodzinie śmierci. Jak można w ogóle tak mówić? A to nawet nie wszystko.---
Matka stara się mi pomóc, wyjaśniła mi też w liście dlaczego to się dzieje. Jestem wściekła, na nią, na wszystkich. Ja nic złego nie zrobiłam, ale to nie ma znaczenia, bo nikt nie chce mnie słuchać. Nawet nauczyciele wydają się zdystansowani. Boję się. Jeszcze siedem lat i boję się tego, co się ze mną stanie. Nie zniosę tego dłużej.---
Naprawdę się staram żeby było lepiej. Za każdym razem im bardziej się staram, tym gorzej wychodzi. Większa agresja, złośliwości. Nie wiem już co robić. Za to znalazłam w końcu koleżankę, która zdaje się, że dała mi szansę. Nie chcę jej zawieść. Postaram się nie.---
Mam dość. Poddaję się. Jedyna osoba, jaka była mi przyjazna, dostała dziś wciry, tylko dlatego, że się ze mną zadaje. Nie chcę krzywdzić ludzi, nie chcę być taka. Ale nie dają mi wyboru. Jeśli nie jestem w stanie udowodnić nikomu, że jestem lepsza, będę taka, jaką mnie malują. Jeszcze się zdziwią.---
Okazuje się, że całkiem nieźle umiem się bić. Nie wspominając o pyskowaniu, ale w zasadzie to już wiedziałam. Najważniejsze, że działa i część dzieciaków zostawiła mnie w spokoju. Dobrze więc, chcą zrobić ze mnie wroga? Proszę bardzo.I sweat it out, I'm not OK, and I'm shaking on the floor
I lie awake, and I count the days, and I wait beside the door
Choć Leah zaczęła się bronić i minimalizować napaści na siebie, jak i zdawała się coraz bardziej znieczulona na powtarzające się obelgi, wcale nie było jej lepiej. Nienawiść do ojca rosła z każdymi kolejnymi obelgami, za to, że ją porzucił, że jej nie kochał, za to, że w ogóle ją stworzył tak bezmyślnie zostawiając na pastwę losu. Tłumiła w sobie strach przed rówieśnikami, powtarzając sobie, że przecież jej nie zabiją, a jeśli się im nie da, jeszcze pożałują nękania jej. W drugiej klasie jednak pojawiły się pierwsze ataki paniki świadczące o tym, jak źle znosiła pobyt w Hogwarcie.
Wczoraj na zajęciach stało się coś strasznego. Nie wiem dlaczego, i co to znaczy. Było jak zawsze, siedziałam z tyłu, słuchałam profesora. I nagle nie mogłam oddychać. Im bardziej desperacko walczyłam o oddech, tym mniej miałam wrażenie, że go było. Jakbym nagle znalazła się w próżni, jakby... Jakby każdy kolejny oddech był moim ostatnim. Czułam jak panika rośnie, byłam pewna, że to koniec. Ktoś mnie otruł, musiał, prawda? Pociemniało mi przed oczami.
Następne, co pamiętam, to twarze wiszące nade mną w klasie. Nie wiem kiedy upadłam, ale zaraz nauczyciel podniósł mnie i skończyłam w skrzydle szpitalnym. Dostałam jakiś eliksir czy coś, obrzydliwe i gorzkie. A potem zrobiło mi się ciepło. Nie gorąco, przyjemnie ciepło. Nigdy w życiu nie czułam się tak... Bezpiecznie. Jakby nigdy wiecej nie miało mi się stać nic złego. Jakbym mogła wrócić do domu.
Dopiero następnego dnia, dzisiaj, powiedzieli mi co się stało. Atak paniki, tak to nazwali. Moim zdaniem panika nastąpiła dopiero jak zaczęłam się dusić, ale nie kłóciłam się. Pierwszy raz poczułam się zaopiekowana, nie chciałam nikogo zniechęcić moim sceptyzmem. Za to już teraz wiem, że nigdy nie darują mi tego w klasie. Wracając do dormitorium widziałam tylko spojrzenia jak na dziwaczkę, albo pogardę i prześmiewczość, pożałowanie. Niektórzy udawali, że się duszą, jak ich mijałam. Ale chyba już mi wszystko jedno. Jestem zmęczona. Cholernie. Zmęczona.
---
Mogłam się spodziewać, że przyjdą po mnie po tym, co się stało. Starałam się bronić, ale ja byłam jedna, ich było dwoje. Z mojego roku, te same obrzydliwe gęby. Tym razem jednak powstrzymał ich ktoś. Myślałam, że wszyscy się już poddali. Jakbym w końcu umarła to pewnie nawet by poczuli ulgę, że problem z głowy. Już nic im nie zrobię. JA. IM.Ale Camden jest inny. Może dlatego, że jest starszy i ma mózg pod kopułą, gdzie u tych kretynów panuje przeciąg. Pomógł mi wstać i wcale nie bał się tego, że jestem, kim jestem. Nie było w nim pogardy. Może jest dla mnie jakakolwiek nadzieja? Martwię się tylko, że pożałuje tego znacznie szybciej, niż zdecydował się na pomoc.
In my head, in my heart
I feel great, I feel lost
And I want you to know:
It's my life, I am "pro"
I know things you shouldn't know
W tym wszystkim, co się działo, wciąż brakowało jej jednego - ojca. Po części dlatego, że przypominano jej o nim od czasu do czasu, po części po prostu liczyła na to, że może ta druga połowa jest "lepsza" i mogłaby przy tym pomóc jej zostać zaakceptowaną. Może to byłaby szansa na lepsze jutro, gdyby tylko raczył się ujawnić. Chyba że ją obserwował, wiedział, i patrzył jak daje się skopać od czasu do czasu. Może wcale nie chciał jej znać? Może to była próba?
Koło trzeciej klasy zaczęła wykorzystywać swoją renomę i straszyć dzieciaki swoimi korzeniami. Zachowywać się dokładnie tak, by wzbudzała niepokój. Od początku kuła OPCM, ciężko ją było w tym zaskoczyć. Zaczęła ubierać się trochę mroczniej, choć od zawsze lubiła ciemne barwy. Poważny makijaż tez pojawił się na jej twarzy, sprawiając, że wyglądała groźniej. Z każdym miesiącem pozwalała sobie na więcej, ostatecznie uchodząc za nieco szaloną. Jeśli ludzie się bali, nie krzywdzili jej, i to okazało się kluczem. Kiedyś usłyszała, że zachowuje się jak kolejna Bellatrix Lestrange. Uśmiechnęła się szeroko, mając świadomość, że to przecież członek jej rodziny.
- Z tym, że ja nie umrę tak szybko. - Powiedziała szeptem. Szczęknęła zębami na delikwenta, po czym śmiejąc się z lekka histerycznie, poszła w swoją stronę, zostawiając osłupiałego barana za sobą. Z czasem znęcanie się ustało, przechodząc w zdystansowaną ostrożność, a ona obiecała sobie, że nigdy więcej nie wróci do tej słabej, wrażliwej strony, jaką teraz w sobie zdusiła.
All these ghosts won't fight for their souls
I know we can break them out
Is anybody real enough?
I am not what you thought
I love hate, it gets me off
W wakacje przed V klasą, Leah w końcu dowiedziała się od matki kto jest jej ojcem. Po tylu latach szukania, domyślania się, marzenia, ba, wyobrażania sobie, że ten człowiek się jej wstydzi, wypiera, że nienawidzi jej, chwilami razem z nim siebie nienawidząc... Dowiedziała się, że ojciec o niej NIE WIE. Nie ma pojęcia, że ją spłodził, że się urodziła, jak ma na imię, jak wygląda. Nie ma jej w drzewie genealogicznym, przynajmniej nie świadomie. Ale co ważniejsze, nie nienawidzi jej.
Nigdy nie była tak wściekła na matkę, jak wtedy. Nie mogła na nią patrzeć. Pozwoliła jej wmawiać sobie, że jest niekochana, że w oczach ojca jest niczym. I była, ale w cholernie innym znaczeniu. Matka zakazała jej mówić komukolwiek o tej prawdzie. Dopiero gdy Leah się uspokoiła i po wielu dniach milczenia i ponownie porozmawiała z matką z mniejszymi emocjami (a przynajmniej lepiej powstrzymywanymi), dowiedziała się więcej. Że ma brata, starszego. Siostry niestety nie. Że jej ojciec jest interesownym bucem, to jednak zdecydowała się sama sprawdzić, o czym naturalnie nie wspomniała matce.
So you think you can stop me and spit in my eye
So you think you can love me and leave me to die
Nienawiść okazała się kluczem. Miała jej ostatecznie w sobie tak cholernie dużo. Na mattkę, na rówieśników, nauczycieli, na ojca, na życie. Nienawidziła wszystko tak mocno, że gdyby mogła, postawiłaby świat w płomieniach. Przestało jej zależeć na czymkolwiek, bo zakładała, że i tak prędzej czy później to straci, a człowiek się na nią wypnie. Camden uniknął zupełnego odrzucenia jedynie przez zyskane jeszcze przed tym wszystkim zaufanie. Wszyscy inni mogli spłonąć w piekle, a ona sama była gotowa podłożyć ogień.
Nienawiść stała się jej paliwem, esencją, tym, co było nią. I nie zamierzała już dawać się robić w chuja nikomu i niczemu. Teraz to jej należało się obawiać.