Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Zwodniczy korytarz Mało przyjemny korytarz biegnący w niższych częściach lochów. Niewielu się tutaj zapuszcza, głównie z powodu niepochlebnej opinii na temat tego miejsca. Krążą plotki, że ten korytarz wyjątkowo nie lubi uczniów, wprowadzając ich w błąd podczas niewinnego spaceru, złośliwie nie pozwalając im stąd wyjść. Pytanie jeszcze, skąd właściwie bierze się tutaj światło. Zanim się tu zapuścisz, lepiej się zastanów, czy warto.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
~2~
W piątki leżę w wannie
Nie mam siły tańczyć ani chlać
11 września, 18:20
Każdy ma swoje priorytety czy nawet jakieś wyjątkowe myśli. Chociaż Teodor cały dzień zajęć przesiedział tępo wpatrując się w notatki to z całą pewnością miał w swojej główce ów myśli. Jeszcze na Historii Magii udawał zaangażowanego, ale skupienie zamiast na wojnie troli uciekało mu się w kierunku profesora Salvatore. Miłostki i szczenięce zauroczenia, wielce zabawny temat. O ile Prus nie wyparłby się jakiś sprośnych myśli o wykładowcy, tak zwyczajnie zastanawiał się czy facet jest zajęty. Próbę odgadnięcia stanu cywilnego rozłożył na wszystkie co urokliwsze twarzyczki, a prowodyrem tego zachowania była poranna sowa z zaproszeniem na ślub znajomej, która skończyła Hogwart trzy lata temu. Dziewczyna ledwo dwa lata starsza od Teo, a już zmierzała do ślubnego kobierca. Jak? Szybko, jak Polakowi się zdawało.
Od śniadania to przeżywał, umierając wewnętrznie przy każdym niepewnym kroku. Gdyby mógł to na zajęcia przyszedłby w szlafroku, a tak dusił się w gryzącym swetrze od mundurku. Strój ten nawet lubił, tylko po tak wstrząsających wieściach nie można zwyczajnie wejść do sali, walczyć o odpowiedź na każde łatwiejsze pytanie, bo zamiast zakuwać w nocy wolał dziś spać. Po tym jak wrócił od Nico. Nieważne. Istotne, że pójdzie na pierwsze swoje wesele. Nie jako towarzysząca ze względnie dobrą prezencją do cudzej rodziny. Nie jako siostrzeniec ciotecznego kuzyna panny młodej na ślub w Zabrzu. Tylko jako on plus jeden do swojej znajomej.
Kiedy, kurwa, dopadła mnie starość?
Jedyna myśl na ostatnich zajęciach, gdzie wpatrywał się niemrawo w kociołek z jakąś cieczą. Nie wiedział nawet jaki eliksir ważyli. Może zajęcia były tylko teoretyczne? Teodor spędził je w innej gęstości, starał się jedynie, by nic nie wybuchło mu w twarz. Miał z tym niekoniecznie pozytywne doświadczenia. Należy przyznać mu też jedną rzecz: przez cały dzień jego nastrój wyewoluował z życie jest do dupy do gdzie moja siła i niezależność? Tutaj pojawia się wielki minus szkoły czarów: odcinała dzieciaki od HBO! A był piątek, on był smutny, powinien pocieszać się wyrobem lodopodobnym, oglądać Seks w Wielkim Mieście. Albo jak posiadacz penisa: zachlać mordę przy maratonie szklanej pułapki. Mugole umieli się pocieszać, bez zwątpienia. Tego nauczył się Teo dzięki życiu.
- Sky! - Krzyknął do swojej Pani Prefekt, gdy znalazł ją na korytarzu. Zapewne zmierzali w jednym kierunku, skoro byli już w lochach. Brunet nie zauważył jej dziś na zajęciach. Czemu się nie dziwił, skoro ledwo rejestrował bytność prowadzących. Uśmiechnął się, trochę smutno, ale wąs zaczął dziwnie śmiało emanować resztkami radości. - Nie chcesz zostać moim Panem Darcy? - Usłyszał jak to brzmi dopiero, gdy to usłyszał. Nie ma co ukrywać. Zatrzymał się przed dziewczyną, poprawiając uchwyt z podręcznikami. Albo torbę z podręcznikami, cokolwiek. - Chyba potrzebuję udać, że jestem na randce.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Może piątki nie były jej najbardziej ulubionymi dniami (głównie przez bardzo długi plan i zajęcia aż prawie do osiemnastej!), ale nie narzekała. Bądź co bądź, ostatnie miała eliksiry, za którymi przepadała prawie jak za gotowaniem. To w końcu było coś podobnego, prawda? No i coś, co łączyło ją z Merry! Merry miała zawsze swoje miksturki i w eliksirach była zawsze o wiele, wiele lepsza, ale to nadal stanie nad bulgoczącym kociołkiem i przyrządzanie odrobiny magii. Magia w końcu mogła kryć się i w miksturze, i w dobrym cieście. Nic tak nie stawiało na nogi, jak gorąca zupa, nic tak nie poprawiało humoru jak odrobina czekolady!
Po lekcjach jakoś tak sama z siebie przestała liczyć czas. Może dlatego, że nie ograniczało jej już praktycznie nic (poza zbliżającą się kolacją, którą w sumie mogła sobie zrobić sama, albo po znajomości odwiedzić skrzaty, które by ją porządnie nakarmiły), a w dodatku akurat dzisiejszej nocy nie musiała stawiać się na patrol korytarzy – prefekci w końcu też kiedyś musieli odespać, żeby skupić się na nauce, lub zwyczajnie odpocząć, dlatego nie przejmowała się upływającymi kolejno minutami. Pod salą od eliksirów zagadała się najpierw z siostrą, później z jedną z koleżanek i tak jakoś zeszło, że… no, zeszło.
Kiedy już pożegnała się praktycznie ze wszystkimi znajomymi, uznała, że to najwyższy czas, żeby wrócić do dormitorium i przebrać się w jakieś zwykłe ubrania, zrzucić z siebie szkolny mundurek. Po całym dniu noszenia go, tylko o tym marzyła!
Poprawiła jeszcze tylko kociołek w torbie, zarzuciła ją na ramię i dość radosnym, sprężystym krokiem ruszyła w stronę pokoju wspólnego Puchonów.
Nie spodziewała się, że dołączy do niej kolega z klasy. Widziała go już dzisiaj – cały dzień kręcił się jakiś taki… smętny. I w sumie jakoś nie znalazła czasu, żeby spytać się, co się stało, bo może mogłaby mu jakoś pomóc. Jeśli nie rozmową, to szarlotką albo kawałkiem czekolady!
Ale słysząc pytanie, aż przystanęła i zamrugała ze zdumienia.
Chyba mniej ją dziwiło, że w Hogwarcie usłyszała nazwisko wywodzące się z mugolskiej literatury – a zdecydowanie bardziej, że miałaby być panem Darcy. Och, nie, absolutnie do niego nie pasowała! Jeśli już, to sama chciałaby znaleźć własnego pana Darcy, ale… jakoś jej się jeszcze nie trafił. Ale nie była wybredna. Równie dobrze mogła poczekać na jakiegoś Aladyna, księcia Filipa, Bestię, czy… jakiegoś innego księcia z bajki.
Zdanie rzucone przez Teodora było dla niej tak szokujące, że jeszcze przez dobre kilka sekund stała w osłupieniu, próbując w myślach zinterpretować jego słowa na wszystkie różne możliwe sposoby. Cóż, znalazła dwa.
Albo sam chciał się z nią umówić – a to było dziwne, bo przecież nigdy nie dawał jej żadnego znaku! Albo…
— Czemu? Ktoś Cię prześladuje? – spytała typowym dla siebie, przyjaznym głosem, ale naprawdę była przejęta! Może generalnie starała się nie ingerować w durne pomysły innych uczniów, ale kiedy działa się komuś krzywda, to przecież nie mogła przejść obojętnie! Tym bardziej, gdy ktoś się zwracał do niej po pomoc!
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Nie zamierzał wpędzać Puchonki w osłupienie, ale tak chyba najprędzej można określić to, co z dziewczyną się odczyniło. Nieczęsto wprawiał ludzi w podobne stany, więc gdy Skyler tak milczała przez te dłużące się w nieskończoność sekundy Teo zdążył przeżyć cały emocjonalny kalejdoskop. Począwszy od stresu, który mimowolnie włożył palec w usta Polaka. Między zębami znalazł się już paznokieć, który chciał zostać obgryziony. W ostatnim momencie brunet wezbrał na sile woli, szybko zabierając rękę, aby nią gdzieś niezręcznie machnąć. No i zakładam, że wyglądało to jak propozycja wspólnego spaceru mniej zatłoczoną drogą, więc tak też ich dójka znalazła się w osławionym zwodniczym korytarzu. Prus tego nie zlustrował. Zbytnio drżała mu noga, tym razem z obawy, że pierdolną taką głupotę, iż Sky nie odezwie się do niego przed końcem semestru. Optymistycznie patrząc na sprawę, oczywiście. Aż dreszcz ulgi spłyną nań błogo, kiedy tylko słowa adeptki magii rozlały się swoją słodyczą po długości korytarza.
Wtedy to nawet Todora zamurowało, robiąc wymowną minę jakby scenariusz jego prześladowań zdawał się nierealny. Czy tak było naprawdę? Nie był pewien. Młodszym rocznikom chyba nigdy się nie naraził, wręcz przeciwnie - zawsze starał się wspierać młodszych uczniów jakimś cieplejszym słówkiem. Teraz z niektórymi uczył się zaklęć, więc złowrogie widmo prześladowań powinno być widoczne na tymże szkolnym horyzoncie. Ewentualnością było prześladowanie przez Starość, ale to chyba dotyczyło wszystkich. Chociaż właśnie rozmawiał z nastolatką. Nastką. Sam nie miał dwudziestki dłużej niż rok, ale przysiągłby, że kwietnia ma już objawy artretyzmu czy innych dziwactw naznaczonych wiekiem. Swoją drogą wiedział, że przesadza, ale z drugiej strony. Czasem budziły go w nocy okropne skurcze. A w ciąży nie był!
- Nie! - Rzucił prędko, szukając jakiś dłuższych słów. - Chociaż, nie wiem, dopadło mnie przemijanie - umilkł smutno. Zapadła cisza, której nie chciał przerywać przez kolejne kroki. Cisza nie z rodzaju tych niezręcznych, raczej dających czas na przemyślenie słów. Nie chciał oddawać pałeczki Sky, miał dla niej setki słów, ale każde milkło w gardle. Wyjął i pokazał jej zaproszenie na wesele. Miało się odbyć za siedem miesięcy. Wysyłanie zaproszeń pół roku wcześniej było miłym zwyczajem, a Teo dziękował znajomej, że zrobiła mu tę nikłą przyjemność, kiedy jeszcze dobrze nie wdrożył się w swój system nauki.
- To nie jest problem. Chodzi o coś innego. Wiesz kiedy byłem na randce ostatnio? - Był tym przejęty, dramatyzował nazbyt niżeli powinien. Uspokoił się prędko, ale wyłącznie dlatego, że odpowiedź na pytanie brzmiała: miesiąc. Znośnie, ale to dalej była randka z mugolką Ostatnie dwa lata opierały się na randkach z mugolami, dość niezobowiązującymi. - Na randce z wiedźmą. - Poprawił się przygryzając wargę i odwracając wzrok na ścianę. - Bardziej chodzi mi, o wiesz... miłe spędzanie czasu i zapoznanie się z obyczajowością. Gdyby urządzano zajęcia z magicznej etykiety dla młodych czarodziejów to uwierz mi, chodziłbym. A tak, um, chcę się zdać na ciebie - spojrzał znów na Sky, przeczesując sobie włosy, pozostawiając je w rozwichrzonym nieładzie. Tak pewnie zrobiłaby Brigide Jones, a skoro pani prefekt miała zostać Panem Darcy to Teo czuł dziwne pozwolenie na głupotki.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Gdyby była w jakimś filmie albo innej kreskówce, zapewne wokół jej głowy zacząłby latać cały szereg cyferek i działań matematycznych, kiedy tak wsłuchiwała się w to, co Teodor miał jej do powiedzenia. Bo było tego tak wiele, i to w dodatku tak bardzo chaotycznego! Nie, żeby Puchoni należeli kiedykolwiek do poukładanych ludzi, ale nadal… I w tym wszystkim nie wiedziała w końcu, czego kolega od niej potrzebował.
Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się z uwagą. I nieświadomie zrobiła przy okazji dzióbek z ust, tak odruchowo, jako oznaka wysokiej konsternacji!
Puchon na samym początku zabrzmiał, jakby dopadła go albo depresja, albo kryzys wieku średniego. A ponieważ pochmurnego widziała go w sumie tylko dnia dzisiejszego, a do czterdziestki mu jeszcze jednak trochę brakowało, to żadna z tych opcji nie wydawała jej się możliwa. Więc jedyne, co przychodziło jej do głowy, to to, że albo ktoś mu coś nagadał… albo że go zabolało kolano i pomyślał, że dopada go starość. Opcjonalnie, że zorientował się, że otaczają go same nastolatki i praktycznie wszyscy są młodsi od niego, tak, to mogło też trochę zaboleć, mogła to sobie wyobrazić!
Zaraz jednak zerknęła na zaproszenie weselne, a potem z jeszcze większym zdziwieniem spojrzała na jego twarz. Okej, teraz istniały jeszcze dwie opcje – ktoś go zaprosił na ślub, a on nie miał z kim iść i się zdołował, albo żenił się jakiś jego znajomy w podobnym wieku i dopadła go presja, że on też powinien zakładać rodzinę.
W każdym z tych dwóch przypadków chyba bała się pomyśleć, co ona miała do rzeczy w tym wszystkim.
Nie zdążyła wymyślić, bo potem było jeszcze tylko ciekawiej.
Wiesz, kiedy ostatnio byłem na randce?
No… nie wiedziała, bo ją to generalnie do tej pory nie interesowało. Powinno? W sumie on też nie wiedział, kiedy ostatnio to ona była na randce. Co lepsze, sama tego nie pamiętała…
— Czarownicą – poprawiła go dość uprzejmie, chociaż każda inna czarownica mogłaby się nieco obrazić na taką pomyłkę! – Wiedźmy to takie stare, przykurczone czarownice pokryte brodawkami, które władają magią elementarną, podobną do magii trolla, żywią się dziećmi i surową wątrobą – wyrecytowała, bo dobrze pamiętała i lekcje na temat tych stworzonek, i bajki z rosyjskiego folkloru, które czytała jej niegdyś mama. – Nie nazywaj tak czarownic na przyszłość – rzuciła z uśmiechem, ale naprawdę to było teraz istotne! W końcu mógł niechcący urazić jakąś kobietę, po co miałby sprowadzać na siebie dodatkowe problemy?
Poczekała, aż skończy swoją opowieść o strachach, wątpliwościach i… całym szeregu innych rzeczy, i ani trochę lepiej nie rozumiała tego, co Teodor tak na dobrą sprawę miał z nią do załatwienia.
— Czyli… - odezwała się nieco sceptycznie – chcesz zaprosić mnie na wesele – tutaj wskazała palcem na trzymane przez niego zaproszenie – desperacko próbujesz znaleźć sobie własną żonę, bo dopadła Cię jakaś presja – tutaj raz jeszcze skinęła palcem w stronę zaproszenia – próbujesz umówić się z kimkolwiek, bo myślisz, że stracisz umiejętność randkowania, albo Ci się nudzi, czy potrzebujesz przewodnika, który Ci przypomni jakieś podstawy savoir-vivre do czasu tego wesela? – uniosła brew i wsparła dłoń o biodro. – Albo założyłeś się z kolegą, że się ze mną umówisz. Jeśli tak jest, to przysięgam, że i on, i Ty dostaniecie ode mnie szlaban.
Co jak co, ale wykorzystywać się do głupich zabaw dawać nie zamierzała! Tym bardziej, że była prefektem. I tym bardziej, że gdyby Merry się dowiedziała, poskładałaby ich o wiele bardziej niż szlaban dany przez Skyler.
— Jest jeszcze jedna opcja. Próbujesz serio zaprosić mnie na randkę, ale Ci głupio – zerknęła na niego dość podejrzliwie.
W sumie to już sama nie wiedziała, o co dokładnie chodzi i byłaby wdzięczna za odrobinę konkretnych informacji. No bo jak to miała interpretować?
— Chyba że jeszcze coś innego, ale to powiedz to wprost, zamiast tak kręcić – dodała, posyłając mu uśmiech na znak, że się nie irytuje. Cóż, jeszcze.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Czy on coś mówił o nieumiejętności w zachowaniu się w towarzystwie magicznego społeczeństwa? Chyba tak, a jak się okazuje to niepotrzebnie, gdyż brak ogłady wyszedł z niego całkiem naturalnie. Nie należałoby się z tego cieszyć, ale chłopak poczuł w tym wszystkim jakąś swoją rację. Miłe uczucie. Bardziej podległe pod wyzwanie, o! Zajęcia piętrzące mu się w ostatnim roku nauki po niekrótkiej przerwie, poważne egzaminy końcowe oraz przystosowanie się do panujących warunków społecznych. Ostatnie z wyżej wymienionych nie uśmiechało się do niego, raczej wykrzywiało mordę kwaśnym półgębkiem. Zasady towarzyskie były przecież łańcuchem, który trzymał na swoim jarzmie frajdę z życia. W większości głupich i niepraktycznych, ale Tosiek lubił się uczyć. Częściej zaś lubił wiedzieć jak bardzo przesadzić nie wypada, ze względu na Nico rzecz jasna. Tylko tutaj należy sobie coś wyjaśnić: Prus nosząc swoje nazwisko zdawał sobie sprawę, że czasy hulanek kiedyś się skończą, a on będzie musiał zacząć egzystować w kotle szarych spraw magicznego życia codziennego. Ku temu miał jakiś rok, mógł otoczyć się wszelkimi powinnościami. Na początek powinien nauczyć się rozmawiać. Jak widać zatracił takową umiejętność. Tyle szczęścia, że postanowił wybrać ku swoim fanaberiom dobrotliwe serce Puchonka. Kochał ten dom oraz swoją przynależność do niego. Byli tacy dalecy od krzywdzenia się wzajemnie, co było piękną myślą o mocy stopienia lodowatego serca statystycznego człowieka z lodowatym sercem.
Cała postawa Teo krzyczała o tym mówię, jestem dzikusem, kiedy Sky uraczyła go swoją radą. Uniósł wzrok do nieba czy tam do ziemie skoro byli w lochach. Trochę liczył po cichu na zmiłowanie, bo nie chciał urazić dziewczyny w żaden sposób. Chociaż może trochę celowo użył słowa wiedźma? Zaś nie w kontekście swojej pani prefekt, a tych z podręcznikowego opisu. Wolał o tym nie myśleć. Bycie w tu i teraz zdawało się ratować jego zacny zadek. Ta myśl natomiast była niemądra w kontekście tego jak przeżywał głupawe zaproszenie.
- Przepraszam, jeśli tak pomyślałaś - zrobił kilka kroków w stronę przeciwległej ściany, drapiąc się po karku. Czego on tak właściwie chciał? Chyba zostać wysłuchanym. Z każda minutą rozmowy robiło mu się dziwnie lżej względem swojej porannej chandry. Gorze było ze wzgląd na to, co mówił do Sky. Czasem przerażało go jak dziwny umiał być. Chociaż niezaprzeczalnie to lubił. Przynajmniej się z tego pośmieje za jakiś czas. Jeśli się upije, bo inaczej może być ciężko. - Od czwartego roku nie wchodzę w głupie zakłady, może od piątego. Ale chce powiedzieć to, co ty już powiedziałaś. Ja nie umiem się zachować. Albo inaczej: nie umiem rozmawiać. Co z tego, że wiem jak obsłużyć się pełną zastawą stołową jeśli po kwadrancie rozmowy będę miał łąkę dziecka chowanego w zakazanym lesie? Serio nie chciałem cie niepokoić - odwrócił się w końcu do niej, tak też należało zrobić, aby było kulturalnie. Chciał być miły, zdawało mu się, że jest miły. - Tylko to zupełnie nie jest mój dzień, a nawet teraz egoistycznie rozmawiamy tylko o mnie. - Wziął głęboki wdech, później wydech i spokój zaczął napełniać jego płuca. Opanowanie to podstawa, tak sobie powtarzał zanim nauczył się zmieniać w zwierzę. Spokój mógłby go już dziś nie opuszczać skoro zawitał. Wraz z bladym uśmiechem.
- Gdybym miał jakiś podtekst to zacząłbym inaczej, poprosiłbym o wspólną naukę. Wiesz, że nie umiem zaklęcia lumos? Tak chociażby bym cie zagadał, ale tego nie zrobiłem, bo nie jestem osobą, która jest sugestywna czy daje komuś złudne nadzieję. Po prostu czegoś nie umiem i chciałem poprosić o pomoc osobę, którą szanuję. - Nie wiedział czy to brzmiało klarowanie. Bardziej niż to o czym paplał wcześniej. Ale Teo już tak miał, jak się stresował to bredził od rzeczy. I najczęściej bredził dużo. - Chce umieć wrócić do życia towarzyskiego to klarowne, prawda?
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Och, wiedziała, że Teo nie miał nic złego na myśli. Znaczy, przynajmniej w to wierzyła, a patrząc na to, jak głupio mu się zrobiło, kiedy go poprawiła, upewniła się, że faktycznie miała rację i dobrze myślała. Niemniej, uwaga mu się jak najbardziej należała, bo co, jeśli trafi kogoś mniej wyrozumiałego niż ona? Albo kogoś z kompleksami na punkcie swojej urody? To mogło zakończyć się bardzo, bardzo źle!
Jakoś nie za bardzo chciało jej się wierzyć, że faktycznie z zakładów już wyrósł, ale no – nie jej należało to oceniać. Dopóki nie robił nikomu krzywdy, mógł sobie robić, co tylko chciał, nawet chodzić na rękach po szkolnym korytarzu. Ba, gdyby chciał, mógłby nawet i lewitować, gotując przy okazji jakiś eliksir, czy lizać wszystkie klamki i ściany!
No co, w sumie uczniowie wpadali na tak dziwne pomysły, że te przestawały już ją dziwić…
No ale w porządku, to, co mówił do niej Prus, zaczynało nawet nabierać sensu. Zrozumiała, co do tego wszystkiego miało zaproszenie na wesele, oraz jego rozpaczliwa prośba. No i faktycznie, ta wpadka na samym początku utwierdzała ją w przekonaniu, że Teodor faktycznie mógł coś niechcący chlapnąć, co by bardzo zbulwersowało innych towarzyszy.
Tylko gdzie on się uchował przez te wszystkie ostatnie lata? Przecież nawet Tarzan w miarę wiedział, jak się powinno rozmawiać! A nie sądziła, że ktoś taki jak Teodor wychował się wśród małp, i to w dżungli…
Nieważne.
Przy okazji dowiedziała się też, że nie chciał jej naprawdę zaprosić na randkę. No w porządku – na taką prawdziwą niekoniecznie akurat miała ochotę iść i przynajmniej nie musiała łamać mu w jakiś sposób serduszka. Czy potrafiłaby? Mogłoby być ciężko i mogłaby mieć okrutne wyrzuty sumienia. Ale nie musiała tego zrobić!
W takim razie co to wszystko miało do braku umiejętności komunikacji, i o co chodziło z tą udawaną randką?
— Okej… - zgodziła się ostrożnie, patrząc na niego spod zmarszczonych lekko brwi. – Ale wiesz, że dziewczyny służą też, na przykład, do zwykłej rozmowy, nie tylko do randek?
No bo zdawało jej się, że Teodor tego nie wiedział, skoro zamiast poprosić o rozmowę, prosił o udawaną randkę!
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Uniósł wysoko brwi, oczy rozszerzyły się wyżej w dziwny skupieniu podziwiając jakaś cegłę. Minę miał bardzo nietęgą i przerażoną. Ostatnio czuł się tak niepokojący dziwnie, gdy był małolatkiem w okresie "dziewczyny ble" i usłyszał o łuszczeniu się macicy. Wtedy był obrzydzony i bał się oglądać koleżanek w sukienkach. Teraz bez problemu poleciałby na miotle, nawet do Londynu, gdyby którakolwiek znajoma poprosiła go o podpaski. Nawet wziąłby coś przeciwbólowego! Chociaż czarownice zapewne miały swoje sposoby na te dni, ale ten temat już pozostawiam, gdyż leży daleko poza moją kompetencją.
- Zwyczajne rozmowy są łatwe, bo nie wiążą się z niedomówioną presją i odchodzi od niech ciężar roli społecznej spoczywającej na jednostce. - Teodor oparł się ciężko o kolumnę, zjeżdżając placami w dół. Mundurek mu się podwinął niechlujnie osłaniając nerki. Tyłek głośno osiadł na ścieżce i w momencie refleksji chłopak poprawił swoją prezencję. - Bo z facetami jest łatwiej, wiesz? Chcą to wsadzą ci język w gardło, nie chcą to nawet będą udawać przyzwoitych. Najczęściej cie nie słuchają, więc rozmowa to mniejszy problem - wsadził ręce we włosy. Czy właśnie wyszedł na mizogina, które generalizuje wszystkich? Wspaniale! Z pewnością o to mu dziś chodziło. Chociaż ludzie już tak chyba mieli: czuli się ze sobą okropnie i sami pogrążali się w większej rozpaczy zamiast postawić się do pionu.
- Mówię ci to wszystko, bo jest mi przykro. Chyba dlatego, że jeśli w ogóle czeka mnie kiedyś własny ślub z kobietą, którą znajdzie mi rodzina. Taką, która będzie przy mnie ładnie wyglądać i spłodzi mi dzieci. To beznadziejne, bo dalej będę wspierał schemat pieprzonego, polskiego patriarchatu. - Podrapał się po brwiach. - Przepraszam, że ci to mówię. Nie powinienem - przyznał, myśląc teraz o Nicolaiu. Oby chłop chował ruską wódkę w jakiejś skarpecie, bo inaczej ciężko będzie dotrwać do poniedziałku. Wypadałoby też przeprosić Sky, ale to już plan do późniejszej realizacji.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Przechyliła lekko głowę, teoretycznie słuchając jego wyjaśnienia, ale w praktyce widząc to wszystko zupełnie inaczej, niż on. Już miała mu nawet powiedzieć, że randki to raczej nie wiążą się z rolą presji społecznej i już nawet otwierała usta, kiedy ten kontynuował, zjeżdżając dramatycznie w dół po kolumnie. Gdyby byli w jakiejś bajce, jeszcze by uwierzyła, że rzuci się na poduszki i zacznie szlochać jak księżniczka!
— Wiesz… - zaczęła dosyć sceptycznie – nie chcę Cię oceniać, ale jeśli otaczasz się właśnie takimi mężczyznami, to chyba coś jest nie tak…
Nie przeczyła, że tacy nie istnieli! Ale zwyczajnie nie trzeba było utrzymywać z nimi znajomości. Przecież w relacjach powinni szanować się siebie nawzajem, a nie, że chce to zrobi, nie chce to nie zrobi, jak ma dobry humor to Cię nawet wysłucha. Nie, nie! Znała przecież niejednego mężczyznę, starszego czy młodszego, i takie zachowanie u każdego uważałaby za drastycznie nieuprzejme. I wyrażające absolutny brak szacunku do swojego rozmówcy czy towarzysza.
Z cichym westchnięciem położyła powoli torbę na ziemi, bo rozmowa zapowiadała się chyba jednak na trochę dłuższą niż przypuszczała, i przykucnęła powoli naprzeciwko chłopaka. Poniekąd rozumiała jego rozterki na temat małżeństwa.
— Okej, potrafię zrozumieć, że chcesz sobie odświeżyć podstawy savoir-vivre, żeby dobrze wypaść na weselu – tutaj skinęła w stronę zaproszenia. – Ale dlaczego przejmujesz się szukaniem przez rodziców narzeczonej? To przecież absurd, żeby zmuszać kogokolwiek do poślubienia osoby, której się nie kocha, tylko dlatego, że jest dobrego pochodzenia i może przedłużyć ród – wywróciła oczami. – To strasznie przedmiotowe traktowanie i mężczyzn, i kobiet! Gdyby mnie dziadkowie chcieli z kimś zaręczyć, byłabym strasznie wściekła i od samego początku powiedziałabym im, że się na to nie zgadzam. Jeśli Ty też nie chcesz przyjmować na siebie takiej roli, po prostu to powiedz – wzruszyła ramionami. – To Twoja rodzina. Powinni Cię zrozumieć, prawda? I wspierać. Tak powinna funkcjonować normalna rodzina.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
- Ten dzień jest nie tak - burknął, ale nie w sposób złośliwy. Czy w taki, który miał być jakimś pasywno-agresywnym przytykiem. Szedł w stronę rozładowania złości i frustracji. Zdenerwowaniem na banał sytuacji w jakiej się znalazł i do której wplątał niewinną Skyler. Zaś nie było tutaj czasu na litość i współczucie. Poważna rozmowa była prowadzona. Nawet pozostawiała gorzą refleksję, którą należy przemyśleć. Bo czy toksyczny faceci w życiu Teo nie są jego własnym wyborem? Jakby chłopak nie pozwalał sobie na wartościowe znajomości. Albo inaczej. Jego jedyne znajomości ze znaczeniem, które niezaprzeczalnie były zdrowymi relacjami, z których cieszył się całym serduchem to przyjaźnie. Jeśli coś mu w życiu wyszło to ziomki, tego był pewien i chwalić się będzie tym błyskotliwym faktem przez pół życia.
W milczeniu wysłuchał pani prefekt. Spojrzał na nią z jakąś nadzieją. Niczym dzieciak z pierwszego roku, który pierwszy raz zobaczył w spojrzeniu nauczyciela zrozumienie, gdy jakieś zaklęcie nie wyszło mu za dziesiątym razem. Moment wart wielu innych chwil. Pełen szczerości, optymizmu i nadziei. Ta ostatnia była szmatą, nie da się ukryć. Ale umierała ostatnia! Niezaprzeczalnie należało to do plusów.
Prus oparł głowę o kolumnę, wyginając przyjemnie kark w tył. Gdzieś na twarzy zebrał mu się nieśmiały uśmiech, który tłumił już wszystkie złe rzeczy, o których ich dwójka miałaby rozmawiać. Tyle negatywnych emocji to zbyt dużo jak na jeden piątek. Teo podchodząc do Sky miał zupełnie inny plan, a ta rozmowa przybrała bardzo dziwny tor, z którego należało szybko zjechać. Śluby, normalność, rodzina. Udawanie dorosłego. Był ledwo wrzesień i zadręczanie się takim syfem... Przerastało go to. Zwyczajnie go przerastało.
- Myślałem też, że podejdę do ciebie i pójdziemy na herbatę, rozmawiając o ostatnim spotkaniu klubu naukowego z historii magii. A nawet nie zapytałem się jak ci minął dzień. Przepraszam cie, że musiałaś mnie takiego znosić, Sky. Naprawdę mi głupio - pociągnął nosem. Alergicy nienawidzili wiosny, bo wszystko zaczynało pylić. Teodor w jesieni upatrywał taki minus, że zaczynał mu się katar sienny.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Puściła trochę mimo uszu komentarz kolegi, bo na dobrą sprawę wcale nie musiał jej tego mówić – zdążyła już zauważyć, że dzisiejszy dzień go w jakimś stopniu przytłaczał. I nawet mu nieco współczuła, nawet jeśli za grosz nie rozumiała, dlaczego go to wszystko przytłacza. No bo w porządku, chęć odświeżenia sobie savoir-vivre, rozmowa z innymi ludźmi, to wszystko brzmiało super, więc czym tutaj się dołować? Myśl o przyszłości i planowaniu narzeczeństwa była już nieco mniej optymistyczna, ale nadal – nic, z czym nie dałoby się czegoś zrobić!
Westchnęła głośno, po ostatnich słowach czując się już kompletnie zagubiona. Pomijając już fakt, że do klubu z historii magii przecież i tak nie chodziła, to i tak miło, że chłopak się przejmował faktem, że nawet nie zapytał, jak minął jej dzień. Nie czuła się za to obrażona – ba, nawet by tego nie zauważyła, gdyby o tym nie wspomniał! Po prostu miał problem, chciał podejść i o nim pogadać, Skyler zawsze była otwarta na pomoc. Jeszcze pewnie by mu wcisnęła czekoladową babeczkę, gdyby akurat jakąś miała – ale że dopiero skończyła zajęcia i nie zdążyła się nawet jeszcze przebrać, to tym bardziej nie zahaczyła jeszcze o kuchnię po swoje zapasy czy nowe wypieki…
Westchnęła głęboko i zamknęła na moment oczy.
— Okej, pójdę na tą… udawaną randkę. Pod warunkiem, że mi powiesz, czym się różni od prawdziwej randki – odpowiedziała, przyglądając mu się uważnie.
Bo w sumie naprawdę nie wiedziała! Nie miała zbyt wielkiego w sprawach damsko-męskich, większość pozostawała nadal jedynie w świecie jej marzeń, więc tym bardziej… czym miała być udawana randka jak nie spotkaniem dwóch znajomych?
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Więc... doszło do pytania, które właściwie mogło paść wcześniej, ale teraz zmieniło dynamikę rozmowy z chaosu na mniejszy chaos i może jakąś młodocianą niezręczność? Pozornie, Teodor był dobrej myśli. Wszak od ów udawanej randki zaczął rozmowę i teraz gadka szła w stronę jakiś przyjemnych niedorzecznych planów. Prus bardzo chciał się uznawać za mistrz w takich działaniach. Obiektywnie bliżej było mu do dziwaka, ale to prawdopodobnie dlatego, że znów oddaje się socjalizacji w magicznym społeczeństwie. Takim w szerszym pojęciu niżeli Nicolai.
- To zależy czy znasz takie pojęcie jak kicz - nie ma udawanej randki, jeśli nie jest przepełniona szaloną abstrakcją. Głowa Puchona zaczęła podrygiwać w rytm jego myśli, słodko jak psiak z kiwającą główką na blacie latającego samochodu. Proces myślowy zachodził, a brunet raczej należał do tych, którzy nie potrafią usiedzieć długo w bezruchu kiedy szare komórki są wytężane. Kilka lat temu oblał egzamin z teorii eliksirów, bo zamiast spokojnie oddać się zadaniu dodatkowemu, on podskoczył podekscytowany na krześle. Dwa razy. W ciągu kwadransu. Z lekka wtedy przesadził.
- Randka to spotkanie dwóch osób, które chcą rozwinąć relacje. Inicjowane z zamiarem umocnienia relacji emocjonalnych na tle romantycznym. Albo seksualnym. Tak bym zdefiniował prawdziwą randkę. Udawana jest pozbawiona tych dwóch ostatnich, bo mamy się na niej bawić i sprawdzić kiedy przejdą nas ciarki żenady. - Uniósł swoje łapki, aby wykonać w powietrzu gest buchających fajerwerków z cichym "wow". Wszak udawana randka to taki instruktaż, gdzie można przetestować tak wiele głupich, urokliwych chwytów z powieści chwytających za serca młode adeptki magii. Adeptów zapewne też. Niech pierwszy rzuci kamieniem kto nie przejmował się losem słodkiej Diany, która powróciła po latach nauki w mury Beauxbatons na praktyki u boku profesora, którego niegdyś darzyła płomiennym uczuciem, a który był dla niej dupkiem ze względu na szkolny etos. A po tych latach ich uczucie rozkwitło dziwnym żarem: absorbującym i zagadkowym przez kolejne trzy tomy.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Pierwotnie uniosła brwi, słysząc słowo kicz. Och, nie, chyba zaczynała żałować, że się zlitowała nad chłopakiem… Bo o ile mogła poświęcić mu czas i porozmawiać o nim na różne tematy, tak nie miała najmniejszej ochoty robić jakichś dziwnych rzeczy!
Cóż, to, co mówił dalej, jak najbardziej oddawało naturę prawdziwej randki. Różnica była tylko taka, że ta miała być udawana i za nic w świecie nie miała pojęcia, na czym miała niby polegać. Bo na nawiązywanie relacji romantycznych to jednak wcale nie miała ochoty. A już tym bardziej tych drugich!
Czyli normalne spotkanie, przeszło jej przez myśl w ramach komentarza do krótkiego wyjaśnienia. Bez romantyzmu, bez podtekstów, jedynie wspólna zabawa, rozmowa… tylko dlaczego zażenowanie? Okej, o ile to spotkanie wydawało jej się nawet całkiem logiczne, to to ostatnie…
— I to w jakiś sposób pomoże Ci w opanowaniu savoir-vivre? – zapytała, już coraz mocniej wątpiąc w to, że Puchon miał jakiś logiczny plan i chodziło mu o coś konkretnego…
Jego zachowanie było strasznie losowe i o ile nie miała problemów, żeby porozumiewać się z najróżniejszymi ludźmi, tak tego akurat nie umiała zrozumieć! Nic w tym, co powiedział, nie było sensowne, a gdy już myślała, że łapała już jakiś sens – ten znowu rzucał jakimś hasłem, które kompletnie ją wybijało!
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Skyler chyba spodziewała się po Teodorze jakiejś mistyfikacji, którą większość osobników nazywa "planem". Ku gorzkiemu rozczarowaniu pani prefekt - on nie miał planu. Skąd? Wpadł na jakiś głupawy pomysł i bez pomyślunku zakatował nim dziewczynę, popadł w histerię, z raz prawie nawet się popłakał. Może dalej niż prawie, ale stosunek do lekkiego załamania zdawał się niedaleki. I teraz z tego wszystkiego należałoby wykrzesać sens? Logiczną całość? Będzie ciężko. Prus zazwyczaj z pomysłem zaczynał swoje działania, a teraz z rozgardiaszu, który sam zrobił, miał utkać jakieś składowe. Słowa jak ciągi liczb, a on nie ułoży z nich równania.
Chociaż poniekąd pytanie Sky miało oczywistą odpowiedź, wychodzącą z naturalnego ciągu rzeczy. Dialog był sekretem relacji oraz porozumienia. Bardzo zaskakujące, prawda? Niby dwadzieścia lat na karku, a Teo dalej zaskakiwał się jaką moc kryje za sobą dobrze przeprowadzona rozmowa. Zaś brunet chyba nigdy nie był najbardziej charyzmatycznym Puchonem.
- To zależy od twoje uprzejmości i tego jak bardzo nie będziesz bała się na mnie krzyczeć - uśmiechnął się niepewnie. To chyba miał być żart, wszak Sky nie krzyczałaby na niego. Miły literat nazwałby to najpewniej hiperbolą. Puchon uważał to za swoją osobliwą werbalizację. - Bo wiesz, byłaś kiedyś na kolacji w ciemności? Ja nie, a to może być takie fascynujące. Dowiemy się czy odpowiada nam towarzystwo z odciętym zmysłem, zatracając swój aspekty wizualny. Ale to bardzo jednostronne i nie chce, żebyś czuła się wykorzystywana. A nie wiem czy mam coś, co wyraziłoby moją wdzięczność. Jeśli się zgodzisz - złapał się rękami za kolana, dosuwając je do siebie. Czuł się tak bezpieczniej. Gdyby pani prefekt miała zaraz uznać go za wariata. Takiego konkretnego.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Skyler rozchyliła lekko wargi, jakby to miało jej pomóc w wyobrażeniu sobie kolacji w ciemno. W sensie, że nie wiedziałaby, z kim je kolację? Nie, to odpadało, przecież wiedziała, że z Teo. Czyli chodziło o kolację pozbawioną świateł, tak w kompletnej ciemności?
To chyba nie był najlepszy pomysł…
— Wiesz… słyszałam kiedyś, że kiedy je się coś w ciemno, to nie czuje się smaku tej potrawy, nie umie się go rozróżnić spośród innych smaków – stwierdziła w końcu, wracając spojrzeniem do Puchona.
To było w końcu bardzo ważne, żeby poczuć smak! Po co miało się jeść, kiedy się go nie czuło? Żeby tylko napchać żołądek i nie czuć się głodnym? To zaprzeczało wszelkiej naturze kulinariów, zaprzeczało ich sensowi, było prawie jak herezja! Za coś takiego Skyler mogłaby się naprawdę obrazić!
Bo w końcu po co gotować, jeśli ktoś nie mógł poczuć przyjemności ze smakowania przygotowanych potraw?
— A poza tym jestem bardzo przywiązana do swoich oczu – rzuciła żartobliwie. – Wolałabym nie trafić w nie przypadkiem sztućcem.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Hogwart chyba nie uczył teorii odczuwania zmysłami. A nawet jeśli to chyba musiała stać się coś bardzo złego pokroju Nicolaia na Skrzydle Szpitalnym, aby Teodor przegapił takie zajęcia. Albo odbyły się w ramach przypadkowego fakultetu w latach jego szkolnej nieobecności. Nie wydawało się to prawdopodobne, ale może jakiś szalony praktykant w ramach zajęć z eliksirów rzucił się z takim tematem na głęboką wodę? Nieważne.
- To ciekawe. Ja pół życia trwam w przekonaniu, że odczuwany smak pochodzi od węchu. Nie od wzroku, ale to chyba tylko świadczy o tym jak prosto można oszukać nasze zmysły. - Mruknął coś pod nosem w zastanowieniu. - Warto sprawdzić to empirycznie - Puchon bardziej rzucił słowa w eter niżeli skierował je do Sky. Trochę jakby miał to zapisać w kajeciku swojej pamięci. Zapewne ów myśl umknie mu z główki zanim dojdzie do Pokoju Wspólnego, ale teraz może poświęcić prędko chwilkę na rozważenie takiego eksperymentu. Przede wszystkim czy przekładałoby się to w jakikolwiek sposób na ważenie eliksirów. W zielarstwie zdawało się to względnie mniej potrzebne.
Zaśmiał się. Pierwszy raz dziś się zaśmiał szczerze i urokliwie, odpędzając od siebie wszelkie złe myśli. Jeśli jego twarz tego nie zdradzała to odgłos, który rozniósł korytarzem z pewnością oddawał gamę ciepłych emocji z wdzięcznością na czele.
- Tak, gdybyś straciła oczy to razem z Puchonami opłakiwalibyśmy je cały, długi semestr - wyznał, wciąż rozbawiany słowami Sky. Może nie powinien się śmiać, bo sprawa poniekąd mogła być poważna, ale w tym momencie hipotetyczna, a dziewczyna i tak zdawała mówić się tonem nieco żartobliwym. Teo czuł się nieco rozgrzeszony. - To też idziesz do pokoju wspólnego? - Dodał nieśmiało. Ta farsa mogłaby się skończyć zanim Prus odkryje, że się upokarza.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Czy smak pochodził od węchu? Cóż, może było w tym ziarenko prawdy, ale węch bywał często bardzo zwodzący – najpewniejszy był jednak wzrok i umiejętność rozpoznanie na podstawie spojrzenia na jadalne i niejadalne. No a poza tym, co z produktami, które nie wydzielały żadnego zapachu? To logiczne, że na podstawie bodźców wizualnych można było je rozróżnić – ale od samego węchu? O, nie!
I w sumie to nawet uśmiechnęła się na myśl, że mogła w jakiś sposób przekazać część swojej wiedzy dotyczącej kulinariów Puchonowi… Dopóki nie stwierdził, że warto sprawdzić to empirycznie! Zamrugała w zdumieniu oczętami i spojrzała na niego w głębokim zdumieniu.
— Wiesz, że to trochę ryzykowne? A nawet trochę bardzo? – Sądząc po szalonych brakach planu w dniu dzisiejszym, mogła spodziewać się wszystkiego ze strony Teo. Również tego, czego się nie spodziewała!
Uśmiechnęła się, chociaż odrobinkę krzywo, bo jednak wcale nie widziało jej się tracić oka…
— To miłe, ale chyba to nie przywróciłoby mi w żaden sposób wzroku – rzuciła bardzo uprzejmym tonem, pomijając zgrabnie fakt, że opłakiwanie jej tylko przez semestr w porównaniu z bolączką na całe życie bez jednego oka to jednak była słaba kalkulacja!
Uniosła lekko brwi. No cóż… Tak, właśnie tam szła, generalnie. Co innego miałaby robić po skończonych zajęciach?
— Tak, wybierałam się przebrać z mundurka przede wszystkim – stwierdziła i z lekkim uśmiechem wyprostowała się, bo w końcu odczytała komentarz Teo jako małe pogonienie jej do dormitorium i zakończenie tego spotkania.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Zrobił bliżej nieokreślony ruch głową, marszcząc brwi na tej swojej skalanej myślą twarzy. Bardzo się dziwił Skyler, że jeszcze z nim rozmawiała. On zapewne na miejscu pani prefekt już dawno zrezygnował, odchodząc w wymownej ciszy jedynie ku zastanowieniu dla czyjego dobra warto przemyśleć ów osobliwe spotkanie. Albo znów przesadzał, widząc w sobie nieodkrytego bydlaka. Zaś dziwił się głównie dlatego, że chciał już powiedzieć coś wręcz nader ryzykowanego. No, o czymś ryzykowanym. Mieli zjeść obiad bądź kolacje, a nie bić się z tygrysem za pomocą shurikenów. Chociaż może nielegalne walki uczniów przypadkową bronią z mugolskimi zwierzętami to pomysł na biznes? Pokręcił głową, oddalając od siebie te myśli. Chociaż pod nosem uśmiechał się niemało.
- W moich stronach mówi się: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana - powiedział to po polsku. Głównie dlatego, że nie znał angielskiej frazy, która oddałaby sens tej wypowiedzi. Chociaż teraz Sky go w ogóle nie zrozumiała. - Co znaczy tyle, że nagroda przychodzi po tym jak odejdzie od nas strach - wytłumaczył się zakłopotany swoim językowym brakiem wdzięku. Teodor zdawał się niekiedy typowym przykładem, iż Polak może wyjechać z Polski, ale Polska z niego nigdy. Przynajmniej chłop emanował tymi dobrymi i niedocenianymi cechami: potrafił upić innych oraz plótł wspaniałe wianki z polnych kwiatów.
- Akurat na uznawaniu się nie znam - podniósł ręce do góry w poddańczym geście. Nie wiedział też już na czym stoją. Zaczęło się od... niecodziennego pytania o Pana Darcy, a teraz mieli oko na widelcu. Mieli dynamikę rozmowy! To już chyba jakieś plus jeden do relacji międzyludzkich.
- To chodźmy razem - stęknął okropnie, podnosząc się z podłogi po czym od razu wyciągnął rękę do pomocy dla Puchonki. Pozbierał nawet jej rzeczy z podłogi jeśli takowe tam zostawiła! Zaproponował spacer z lekkością, na którą nie zdobyłby się przy początku rozmowy. Sky chyba miała swoją własną magię, która działała jak budyń. Czy Prus był kiedyś smutny po zjedzeniu budyniu? Nigdy!
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
17 |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 40
Uniosła brwi w zaciekawieniu, bo słowa, które wypowiedział w obcym języku, brzmiały dla niej nawet dość znajomo, chociaż głównie ze względu na akcent. Od dziecka miała w końcu do czynienia z kulturą rosyjską, włącznie z językiem, a powiedzenie, które właśnie wymówił Teo, bardzo przypominało jej jedno, które kojarzyło...
I krótkie wyjaśnienie, jakim ją obdarował, upewniło ją w przekonaniu, że właśnie o to chodziło!
— Och. Czyli Кто не рискует, тот не пьет шампанского (ktOh ni riskUyet, tot ni pyot shampAnskava) - powtórzyła za nim po rosyjsku, w sumie nawet nie wiedziała po co, ale jakoś tak... zrobiło jej się cieplej na sercu z myślą, że nie tylko ona jest w tym zamku słowianką. No, może pół-słowianką.
Uśmiechnęła się do niego uprzejmie i podała mu dłoń, kiedy sam się podniósł i sam do niej rękę wyciągnął. Sama by nawet nie zasugerowała, żeby zbierał ją z podłogi, ale skoro był na tyle uprzejmy... Zabrała od niego torbę z jeszcze szerszym uśmiechem i ruszyła lekkim, sprężystym krokiem w stronę dormitorium. Co prawda sądziła, że Puchon chciał już zakończyć i tę konwersację, i całe towarzystwo, ale najwidoczniej się pomyliła.
— Kiedy będziecie mieli to wesele? - zagadnęła, żeby nie iść w ciszy, a Teodor jej chyba tego nie mówił. A może mówił, a jej w tej całej plątaninie wiadomości uciekło to z pamięci?
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Uśmiechnął się głupkowato, słysząc jakieś niby to znajome a jednak tajemnicze słowa. Może ukraiński? Albo inny z języków, które czerpały z prasłowiańskiego. Nie chciał dać po sobie poznać zakłopotania czy braku zrozumienia. Chociaż Teo rozumiał, no, bardziej zgadywał, iż powtórzona fraza była ludową mądrością.
Zatem ruszyli też chyżo wgłąb korytarza, w stronę swojego lochu. Wymieniając tam jakiejś już pewnie nagle zabawne słówka, kiedy padło ów cięższe pytanie, co do terminu zaślubin znajomej Prusa. Szczerze? Nie przyglądał się dacie dokładnie, może jakieś 17. dzień miesiąca, z pewnością roku następnego i jedynym słusznym wyjściem było wyjaśnienie jakiś kulturalnych wymagań względem zaproszeń.
- Tradycja mówi, że zaproszenia wysyła się na w pół roku przed ślubem. Zgaduję, że jakiś marzec albo kwiecień - wykrzywił się do swoich rzeczy oraz tobołków, bo nie mógł nagle odnaleźć tej cholernej koperty z zaproszeniem. Po chwili mocowania ozdobny papier i kaligrafowane literki znów ujrzały półmrok korytarza. - Będzie w kwietniu. - Oznajmił, doszli do wspólnego pokoju Puchnów, zapewne nawet miło się pożegnali, wracając do swoich przed weekendowych spraw.
/zt x2?
|