Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Most nad dolinką Cokolwiek robi tu ta nagła dolina V-kształtna, lepiej z niej nie spaść. Kilkanaście metrów w dół, a tam ostre kamienie i rwący strumień. Cokolwiek tam spadło kiedykolwiek, z pewnością nie żyje. Dlatego więc postawiono tu mostek, choć wygląda mniej stabilnie niż powinien. Jeśli mimo to chcesz przekroczyć dolinę,
Rzuć kostką:
1 - Trochę skrzypi, trochę trzeszczy, ale docierasz na drugą stronę w jednym kawałku. No i super!
2 - Trzeba było być ostrożniejszym! Jedna z desek niemal rozsypuje się pod twoją stopą i wpadasz w dziurę aż po udo. Druga deska też się łamie. Niebezpiecznie, działaj! Może ktoś ci pomoże? O ile nie jesteś sam.
3 - Choć podłoże jest stabilne, ledwo dotknąłeś barierki, a ta odpadła i ot tak spadła, roztrzaskując się o kamienie na dole. Ups... Oby cały most nie poszedł za jej przykładem.
4 - Nie wiesz jak to się stało, szedłeś tylko jak normalny człowiek, ale zaczepiłeś stopą i wyłożyłeś się jak długi. Czy ten most tak specjalnie? Przecież jest płaski! Tak czy siak, masz guza na środku czoła najbliższe dwa wątki. Głupio...
5 - Zwykły most, pf. Przeszedłeś bez żadnego problemu.
6 - Pierwsza deska, na jaką stanąłeś ostrożnie, pękła zjedzona przez korniki i spróchniała. Druga równie łatwo zarwała się i odpadła prawie całkiem. Nie ryzykuj, może po prostu poszukaj innego mostu?
Hufflepuff |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 116
5 września, sobota, 12:36
Kitty była z natury człowiekiem bezproblemowym. Nie była fanką kłótni, nie pakowała się specjalnie w kłopoty, które większość szkoły zdawała się nad wyraz ubóstwiać. Ot, zwyczajna (nie licząc neonu na głowie w postaci różowych włosów) uczennica, skupiająca się na pochłanianiu wiedzy w ilości i jakości wystarczających do zaspokojenia własnych ambicji.
Niestety, bywały jednak takie dni, w które nawet ona wstała z dziwną myślą, że trzeba coś zrobić. Coś, co nie miało niczego wspólnego z przebywaniem z przyjaciółmi, czy ślęczeniem nad kolejną pracą domową, którymi nauczyciele zasypali ich zaledwie po pierwszym tygodniu nauki.
Tym czymś miała być przygoda. Jaka? Nie wiedziała, czując w kościach, że wydarzy się coś niespodziewanego, a ona będzie brała w tym udział.
Po zjedzeniu śniadania, krótkiej rozmowie z koleżanką z domu, chwilowym odpoczynku na parapecie w pokoju wspólnym, wyszła na zewnątrz, nie potrafiąc się pozbyć tego wrażenia. Było upierdliwe, bo ani trochę nie wiedziała, o co może w tym chodzić. Jak, kiedy, z kim? Przecież nie mogła całego dnia w niewiedzy spędzić, zastanawiając się, czy to właśnie teraz nadeszła pora.
I wtedy go zobaczyła. Pięknego, majestatycznego i kurewsko szybkiego. Zbliżał się do Zakazanego Lasu, niknąć pomiędzy drzewami.
To był znak.
Niewiele myśląc, bo czemu by miała, skoro ewidentnie czekała ją przygoda, dziewczyna pobiegła za białym kotem, na którego sierści chwilę wcześniej tańczyły promienie słońca. Nie obawiała się Lasu (może jedynie pająków, które tam mieszkały), nie dostrzegając w nim niebezpieczeństwa. Zapewne dlatego, że nigdy specjalnie się tam nie pchała. Teraz sytuacja była inna, musiała zobaczyć, co takiego sprawiło, że kot tak szybko tam uciekł. Na dodatek chciała mieć pewność, że nic mu się nie stanie.
Nie przejmując się tym, iż prawdopodobieństwo znalezienia zwierzaka pomiędzy drzewami było nikłe, parła przed siebie, rozglądając się na boki.
Ponownie zobaczyła go dopiero, kiedy znalazła się przy podejrzanym moście.
Siedział po drugiej stronie, myjąc się, nic sobie nie robiąc z tego, że ktoś chciał go złapać.
- Jak ty tam… - zaczęła, ale przecież to był kot. Nie odpowie jej. - Mniejsza - mruknęła do siebie, stając na pierwszej desce. Mało stabilne.
Usłyszała pęknięcie, łapiąc za poręcz. Wolałaby nie spaść.
Druga z desek zdawała się też nie mieć litości, co zmusiło ją do cofnięcia się na początek.
Frustrujące.
- Kocie, Las jest podobno niebezpieczny, chyba lepiej wrócić do właściciela, co? - rzuciła, nie oczekując odpowiedzi.
Kostka: 6
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
~5~
Zmiana barwy jak kameleon
U młodu padnę jak Amadeo
Jaka rzecz znajduje się w każdej dużej szkole? Plotki! Po dwóch latach nieobecności zapewne zebrało się ich milion i drugie tyle zostało rozgromionych przy przykrym zetknięciu się z rzeczywistością. O tym zaś Teodor nie wiedział, a zaczytany w podręcznik od zielarstwa, idąc korytarzem wieczoru poprzedniego rejestrował tylko urywaki co głośniejszych rozmów. Tak też zanim Nicolai odprowadził go do lochów, pilnując, by Teo nie wjebał się nosem w cudze rozgniewane lico w głowie Prusa zaistniała myśl. Składowa kilku usłyszanych półsłówek, wymieszanych z monologiem ziomka oraz czytanym rozdziałem z podręcznika. Mianowicie Zakazany Las miał w sobie skrywać niesamowitą, magiczną roślinę, której każdy boi się zerwać. Brzmiało to jak jakaś nieśmieszna szkolna legenda, ale chęć zbadania sprawy przejęła racjonalne myślenie.
Gdyby nie to chłop zapewne domyśliłby się, że jego wymyślna przygoda była fanaberią powstałą w jego główce po tym jak złączył historię Nico o schadzce w Lesie, pogaduszki dwóch jakiś trzeciorocznych, którzy bali się zagadać do dziewczyn oraz treść przeczytanego akapitu. Mieszanka fenomenalna, niezaprzeczalnie.
Następnego dnia Teosiek już wędrował po zakazanym lesie pod postacią kameleona. Głupie i niebezpieczne? Owszem. Ale jakże owocne, kiedy rozchodzi się o poszukiwanie specyficznych roślin. Na nich zaś Puchon spędził sporo godzin, specjalnie dla nich przekroczył granicę zaraz po tym jak skończył śniadanie i snuł się tak godzinami. Bez powodzenia. Zapewne naoglądał się jakiś straszliwych scenek rodzajowych z życia maluczkiej fauny, ale to proponuję pominąć, pozostawiając w domyśle.
Siknął sobie jeszcze pod postacią kameleona, zmierzając w stronę czegoś na kształt drogi, jak mu się zdawało. Usłyszał jakieś słowa i z zainteresowaniem po ukończonej potrzebie wygramolił się z krzaków w pełni swojej aparycji. Wytarł rączki o ubranie z obrzydzeniem myśląc, że to chyba dalej podlega pod jakieś higieniczne standardy. Podszedł w stronę Kitty, jakby bezczelnie uznając, że skoro ta stoi jakoś przy pomoście to jest bezpiecznie. Ano i zrobił to tak dzielnie, że deska poszła do drewnianego raju, a jej truchło upadło w nieskończony dół poniżej ich stóp. Kolejna deska prezentowała się niewiele lepiej, a stopa Teodora zdawała się momentem niebezpiecznie zwisać nad przepaścią.
- Um, chciałem cie tylko poprosić, żebyś rzuciła mi jakieś Aquamenti - w ogóle pominął przywitanie czy rozważanie powodów czemu znajdowali się w tak osobliwym miejscu Zakazanego Lasu. Gdyby to było zabronione, Bóg by tego nie wymyślił - czy coś w ten deseń. Wtedy też pojawiło się miauknięcie z drugiej strony mostu, a kociak zdawał się ich prowokować do działania. Teo spojrzał na Puchonkę i machnął znacząco głową w stronę stworzonka. - To twój? - Zdawało się logiczne, ale warto dopytać.
Kość: 6
Hufflepuff |
50% |
Klasa VI |
16 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 116
Nijak nie podobało jej się, że nie miała dostępu do kota. Obawiała się, że zwierzak nie będzie miał jak wrócić do swojego właściciela, skoro most, po którym z pewnością cudem udało mu się dostać na drugą stronę, był tak mało stabilny. Co, jeśli tam utknie? Co, jeśli próbując przeskoczyć po gałęziach spadnie w otchłań, umierając? Scenariusz co prawda skrajny, ale prawdopodobny, jak wszystko w Hogwarcie.
-Powinieneś być osłem, wiesz? Wtedy upartość bardziej by do ciebie pasowała - westchnęła. Czy przypadkiem nie zwariowała, mówiąc do kota, który zerknął na nią jedynie z obojętnością, myjąc sobie niecenzuralne miejsca. To pokazywało jedynie, gdzie dokładnie miał wszystko, co do niego mówiła.
Niespodziewanie, w chwili, w której jej stopa niemal dotknęła kolejnej mało stabilnej deski na moście, obok pojawiła się postać. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się nie wzdrygnęła, co jedynie zachwiało jej osobą. Mało bezpiecznie, ale cała ta wyprawa była wątpliwa pod względem jakichkolwiek zasad mających uchronić przed potencjalnymi obrażeniami.
-Zakradanie się w takim miejscu w taki sposób jest mało miłe, wiesz? - rzuciła, zerkając na kolegę z domu. Czy mogła spodziewać się po nim czegoś innego? - Mało stabilne, co? - zauważyła, kiedy i jemu deski uciekły spod nóg. Może to jakieś magiczne zabezpieczenie? Jeśli tylko nie było się zwierzakiem, nie można było przejść dalej. Przynajmniej takim futrzastym, jak ten siedzący po drugiej stronie.
-Na co ci Aquamenti? Niespecjalnie pomoże w dostaniu się na drugą stronę - lekko brwi zmarszczyła, przyglądając mu się z mimo wszystko rosnącym zainteresowaniem. Nikt często nie prosił o tego typu zaklęcia.
-Nie. Przyszłam tu za nim, by mieć pewność, że bezpiecznie wróci. Nie chcę, by jego właściciel później ubolewał, że stracił kota - odpowiedziała. Brzmiało logicznie, prawda?
Odgarnęła z twarzy różowe kosmyki włosów, wzdychając.
-Szkoda tylko, że on tej pomocy nie docenia. Szukasz roślin? - rzuciła randomowo. No tak, typowe.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
On się wcale nie zakradał! Był wielce daleki od czegoś takiego, chociaż na miejscu Puchonki zapewne sam wystraszyłby się niemało, upadając na ostatnią stabilną deskę mostku i na niej dokonałby żywota. O ile jakieś korniki nie wyręczyłyby czasu, zapadając ciałko Prusa w dół z głuchym hukiem. Szczęśliwie nikt go tutaj nie straszył. Co najwyżej zajście było nieporozumieniem.
- Przepraszam - dodał od razu z wielką pokorą. Uciekł wzrokiem w swoje niewypastowane buty i podrapał się niezręcznie po karku. Chociaż czy miał na to czas, gdy mostek mu się zapadał pod stopami, a adrenalina podbiała serce, które niemalże utknęło mu w gardle? Gdzieś w tak zwanym międzyczasie znalazła na niezręczności momencik. - Raczej stare, ale nie wiem. Nie na moje umiejętności. Jest zbyt rano jak na sport - chociaż swoją drogą... Czy kiedykolwiek był dobry moment na sport? Raczej nie. Może gdyby jeszcze się miało do tego chęci lub chociażby ambicje. A Teo ze sportem łączyła piękna historia. Jedynie historia. Uwielbiał czytać o grach miotlarskich przed czasów Quidditch, o samej ewolucji tego sportu oraz z nieukrywanym zapałem chodził kibicować szkolnym drużynom. O ile sposobność pozwalała to robił z tego grę pijacką, ale najczęściej kończyło się zaparzeniem miłych ziółek w czymś na kształt termosu.
- Żeby umyć sobie rączki, huh? - Zapytał jakby z niedowierzaniem, iż musi to wyjaśniać. Brunet miał zgoła osobliwy sposób funkcjonowania, którego nie należało rozumieć, dociekać czy dopytywać się. Wystarczyło akceptować. Szczególnie, gdy nikt przez Teośka nie cierpiał. Tym samym Polaczek odsunął się kilka korków od mostu, zerkając na niego podejrzliwie.
- Biegłaś za nim ze szkoły aż do Zakazanego Lasu? - Nie wiedział czy bardziej jest tym zachwycony czy przerażony. - Zajebiście - czyli jednak podziw. Oczywiście, bieg milion metrów za nieznajomym zwierzakiem jest czymś totalnie normalnym i nie powinno wzbudzić to w nikim podejrzeń. Absolutnie nie. - Szukam, ale dzień jest taki jakiś jałowy w ciekawe roślinki - żachnął, rzucając koślawe spojrzenie za plecy. Zmarnował tyle godzin na nic, a mógłby odrobić pracę domową. Nawet machnąłby zadanka Nicolaia z rozpędu. Stało się też tak, że Prus zamiast użalać się nad zmarnowanym porankiem, oddał wyższość dla zadania. Misji! Pojmaniu kota. Czy też przysposobieniu kota, co zawsze brzmi jakoś łagodniej.
- Mogę go zmienić w puchar - szepnął do Kitty, aby zwierzak nie usłyszał i się nie wystraszył. Chociaż zajmował się lizaniem przyrodzenia, a był to zacny poziom wyjebania w rzeczywistość. - Wtedy pomartwimy się jak się dostać na drugą stronę i znajdziemy mu właściciela. To jest, kurwa, plan - pomachał nawet sugestywnie brwiami, aby zaznaczyć jakże idealny pomysł jest to. Problem polegał na tym, że Teo wlałby nie wymacać swojej różdżki brudnymi łapami, gdyby sam miał rzucać na siebie zaklęcie to jego narzędzie magicznej pracy wylądowałby zapewne obok połamanych desek na dnie doliny. Liczył na łaskę Puchonki.
zt przedawnione
|