17-01-2021, 09:00 PM
Noah Davenport
Data urodzenia
8.05.2001
Dom i klasa w Hogwarcie
Ravenclaw VII
Status krwi
50%
Status majątkowy
średni
Miejsce zamieszkania
Isle of Skye
Orientacja
hetero
Wizerunek
Aaron Taylor-Johnson
Freeform
Nie mogąc przyjmować wywaru tojadowego, zaczął się interesować alternatywnymi sposobami łagodzenia symptomów przed pełnią i bólu w trakcie przemiany. W taki sposób trafił na hinduskiego jogina w turbanie, który przedstawił mu tajniki poznania tej bestii, której tak się boi. Choć z początku podszedł do tego sceptycznie, to ostatecznie medytacja okazała się całkiem pomocna. Zaczął ją więc praktykować, starając się spotkać tego wewnętrznego wilka. Doszedł do etapu czucia jego obecności i nawet coraz częściej go słyszy, ale jeszcze nie udało mu się spotkać z nim oko w oko. Wciąż boi się swojej klątwy, ale zaczyna powoli zmieniać podejście do zwierzęcej strony swojej natury. Nadal czeka go długa i wyboista droga, ale małymi kroczkami zmierza w dobrym kierunku.
Poniższe informacje nie są nikomu znane, bo jedyny naoczny świadek zginął tragicznie.
Podczas pełni Noah usuwa się do podświadomości, a świadomość przejmuje drzemiący przez większość miesiąca wilk. Nie jest to potulny szczeniaczek, który zamerda na twój widok ogonkiem, a krwiożercza bestia, która poznała smak ludzkiej krwi i nie zawaha się zaatakować. Jeżeli komukolwiek kiedykolwiek udałoby się zbliżyć do zwierzęcia, mógłby zauważyć, że jest zdecydowanie wyższy od zwykłego wilka, ma dłuższe i nieco potężniejsze łapy. Sierść jest krótsza i nieco rzadsza. Ogon osiąga może 2/3 długości ogona standardowego wilka. Za to pysk wyposażony jest w ostrzejsze zęby zdolne do roztrzaskania kości jednym kłapnięciem potężnych szczęk. Szare futro gdzieniegdzie przecina blizna i tylko niezwykle niebieskie oczy wyglądają ludzko. Mimo to spojrzenie wyraźnie należy do zwierzęcia.
Jednostka wysoce niebezpieczna i nieobliczalna, sprowokowana zaatakuje żeby zabić, NIE ZBLIŻAĆ SIĘ! GROZI ŚMIERCIĄ!
Noah urodził się o miesiąc za wcześnie, jako pamiątka po dobrej zabawie w sylwestra. Od dziecka miał problemy z płucami, był chorowity i bardzo… delikatny. Nie był rozbrykanym brzdącem, którego nie sposób okiełznać. Wręcz przeciwnie, preferował spokojne zabawy, w których aktywny miał być umysł. Bardzo szybko nauczył się mówić, pisać, czytać, ale ciężko było go wygonić z domu, żeby zażył trochę słońca i świeżego powietrza. Jego magiczne zdolności objawiły się pewnego słonecznego lata, kiedy to rodzice uparli się, że powinien wyjść z nimi przynajmniej na spacer. Jak tylko otworzono drzwi, nad domem zebrała się ciemna chmura, z której od razu zaczęło bardzo mocno padać. To zjawisko pojawiło się tuż nad dachem i jedynie nad ich domem. Co więcej po zamknięciu ulewa zniknęła i słońce znów pięknie oświetlało okna. Na próbę otworzono raz jeszcze i powtórzyło się to samo. Jonathan rozpoznał w tym manifestacje magii syna. Ucieszyło go to zdecydowanie bardziej, niż małżonkę. Pomimo akceptacji tego, że jej mąż jest czarodziejem, wciąż miała trochę nadziei, że syn okaże się po prostu człowiekiem. Miała bardzo duże opory przed puszczeniem go do Hogwartu, bo daleko od domu, bo sobie nie poradzi, bo będzie chorował. I nalegała, żeby uczęszczał do szkoły dla niemagicznych dzieci, skoro i tak lubił się uczyć. Z kolei Noah był podekscytowany możliwością zgłębiania wiedzy o świecie magicznym, otwierało to przed nim tak wiele ścieżek. Tata zawsze opowiadał mu historie o Hogwarcie i wielu rzeczach, których mógł doświadczyć. Dlatego ekscytowała go wizja porównania mugolskiej nauki z nauką magiczną. To ostatecznie zmieniło nastawienie rodzicielki i pojechał. Ku swej uciesze. Uczył się bardzo dobrze i nie pakował się w problemy z własnej woli - to one zawsze go znajdowały. Szczególnie, jak obok pałętało się dwóch przyjaciół lubiących kłopoty. On zawsze był tym trzecim, niknącym w ich cieniu. Tym bardziej, że był od nich młodszy o rok. Z jakiegoś powodu obydwaj postanowili zakumplować się z nim już w pierwszym miesiącu szkoły. Może dlatego, że wyglądał jak łatwy cel dla potencjalnych agresorów, a swoich trzeba chronić? A może dlatego, że inne dzieciaki w jego wieku niekoniecznie dzieliły jego pasję do nauki i wolały spędzać czas na świeżym powietrzu? W każdym razie nigdy nie czuł się pomijany przez przyjaciół, po prostu dla pozostałych był… mniej interesujący. I właściwie wszystko byłoby bardzo super, Noah byłby nadal sumieniem dwóch pozostałych rozrabiaków, ich głosem rozsądku i czasem hamulcem przed robieniem głupot, ale los miał zupełnie inne plany. Zaczęło się od śmierci ojca jednego z przyjaciół Noah. Mama zmarła lata temu, więc strata drugiego rodzica była dla nastolatka dewastująca. Przeszedł pod opiekę ciotki, i choć ukończył rok, to od tego momentu słuch o nim zaginął, nie wysłał nawet jednego listu.
Niedługo po końcu roku szkolnego, kiedy Davenport Senior zabrał syna na męski wypad gdzieś w gęsty las, mieli nieszczęście natknąć się na wilkołaka w trakcie pełni. Udało się uniknąć ofiar śmiertelnych dzięki magicznej interwencji Johnatana, ale niestety nastoletni Noah został ugryziony.
Całe to zajście sprowadziło burzliwe chmury nad horyzont przyszłości. Zadecydowano o zmianie miejsca zamieszkania i padło na wyspę Skye. Tam, gdzie nie ma zbyt wielkich skupisk ludzi, można z łatwością nie mieć sąsiadów i łatwiej jest ukryć nastoletniego wilkołaka. Choć dla nie magicznej Mayi cała ta sytuacja była totalnie abstrakcyjna i początkowo nie była w stanie zaakceptować w ogóle istnienia wilkołaków (nawet jeśli wcześniej o nich słyszała, to wciąż nie czuła, że to może być realne), to strach o rodzinę doprowadziły do szybkiej zgody na cokolwiek było potrzebne. W końcu to Jonathan jest czarodziejem, to on lepiej wie jak radzić sobie z problemami jego świata, ona była w tej kwestii bezsilna i musiała mu zaufać.
Pierwsza pełnia miała być jednym z najgorszych wspomnień Noah. Pomimo umiejętności i wiedzy ojca, nie było sposobu na złagodzenie objawów, bo młody Davenport okazał się mieć silną alergię na tojad i jego zażywanie mogłoby go nawet zabić. Musiał więc zmierzyć się z bestią sam, bez pomocy. Zamknięto go w przygotowanej specjalnie dla niego piwnicy, przerażonego i na granicy załamania. Wiedział, że nikt nie mógł z nim zostać, bo zabiłby ich bez skrupułów, ale i tak to nie pomagało. Pierwsze uderzenie nieopisanego bólu zgięło go w pół i wyrwało mu z gardła przeraźliwy krzyk. Kości łamały się, zrastały, wydłużały. Skórę od wewnątrz trawił ogień, żołądek wykręcał się raz po raz, aż Noah zwymiotował kilkakrotnie. Gdzieś pomiędzy przeraźliwym piskiem w uszach i zaćmieniem wzroku, chłopak stracił przytomność.
Obudził się cały obolały, zakrwawiony, brudny, w strzępach ubrań. Pierwsze co zrobił, to zwymiotował. Nie był w stanie się ruszyć i tylko z jękiem próbował zmieniać niewygodną pozycję. W takim stanie znalazł go ojciec. Zapewniając, że wszystko jest i będzie w porządku, okrył syna i wziął go w ramiona, żeby zabrać do domu. Po drodze młody Davenport zaobserwował ślady po szponach znaczące wszystkie ściany, powyginane i niemal wyrwane z zawiasów metalowe drzwi i ogólne zniszczenia dokonane przez bestię i przeraziło go to jeszcze bardziej, niż przed przemianą, bo nie pamiętał zupełnie nic z ostatnich kilkudziesięciu godzin.
Po długich kłótniach i dyskusjach, w końcu zapadła decyzja - Noah nie może wrócić do Hogwartu, jest zbyt niebezpieczny.
Po tej pierwszej pełni klątwa okazała się być też w czymś w rodzaju ratunku. Wilczy gen w jakiś sposób naprawił to, co do tej pory nie funkcjonowało dobrze. Davenport przestał chorować, zniknęła astma i jakoś tak… zmężniał. Niestety okres dojrzewania i nowo nabyta futerkowa przypadłość okazały się mieszanką wybuchową i Noah zaczął mieć problemy z agresją.
Pierwsze plany zamykania chłopaka w piwnicy musiały zostać zmienione i na próbę wynajęto jedną z niewielkich wysepek w okolicy, gdzie nie było żadnych mieszkańców ani przypadkowych odwiedzających, bo żadne łodzie tam nie kursowały, tylko prywatnie opłacony transfer dla wynajmujących wyspę. Najcięższym momentem było patrzeć na rodziców znikających w oddali, kiedy łódź odpływała w kierunku portu. Przynajmniej w tym miejscu nie mógł nikogo skrzywdzić. Od tej pory wyspa miała być miejscem na spędzanie pełni.
Futerkowym problemem spędzał również sen z powiek Johnatana. Za wszelką cenę starał się znaleźć środek, który mógłby zastąpić wywar tojadowy i umożliwić synowi nieco normalniejsze funkcjonowanie w społeczeństwie, kontynuowanie edukacji. Jedna z prób odkrycia eliksiru zakończyła się bardzo fatalnie. Przeżył, ale skończył w Świętym Mungu w stanie dziwnej śpiączki, z której do tej pory się nie wybudził. Odkąd go zabrakło, Noah został sam z mamą. Niedługo po tym dotarły do niego również wieści o śmierci jednego dwóch najlepszych przyjaciół. Młody gniewny chciał na własną rękę znaleźć morderców ojca i sam podzielił jego los. Z kolei drugi, próbując od wielu tygodni skontaktować się z Noah, oznajmił że wybiera się w odwiedziny. Pech chciał, że wieść o śmierci miała miejsce tuż przed najbliższą pełnią. Davenport stanął u progu najmroczniejszych chwil w swoim życiu. Rozżalony i sfrustrowany uczuciem bezsilności, pełen wyrzutów sumienia uciekł z domu. Na dwa dni przed pełnią.
Obudził się w górach, bardzo daleko od miejsca, które pamiętał jako ostatnie. I co gorsza ziścił się jego najgorszy koszmar. Znalazł ciało poszarpane do takiego stopnia, że nie dało się określić płci, a wiek jedynie w przybliżeniu, ale nie było wątpliwości, że ofiarą padł człowiek. I to nie randomowy człowiek, a drugi z najlepszych przyjaciół, który jeszcze kilka dni temu oznajmił, że wybiera się w odwiedziny. W tej okolicy nie było zwierząt, które mogłyby doprowadzić do takiej masakry i istniała tylko jedna możliwość. Zabił swojego jedynego pozostałego najlepszego przyjaciela. I tego nie pamiętał. Nie pamiętał też w jaki sposób wrócił do domu. Wciąż miał przed oczami krwawą miazgę, która od teraz miała nawiedzać go w koszmarach. Nie powiedział rodzicielce co zrobił, nie był w stanie skazać jej na dźwiganie tego brzemienia. Już i tak przeżyła zbyt wiele i bohatersko znosiła najgorszą stronę magii, z jaką mógłby mieć do czynienia ktoś niemagiczny.
Wpadł w dziwny stan otępienia. Rozrywające od wewnątrz przerażenie i zagubienie wyłączyły go. Właśnie tak się czuł - wyłączony. Stan ten nie mógł trwać długo, bo zbliżała się kolejna pełnia. Świadomość czego dopuścił się ostatnim razem i teraz już bardzo realny dowód na to, do czego zdolna jest bestia, pchnęły go do działania. Ledwo skończył piętnaście lat i musiał błyskawicznie dojrzeć, nie było czasu na nastoletni bunt.
Teoretycznie pogląd na wilkołaki zmienił się wraz z odznaczeniem Remusa Lupina Orderem Merlina. Niestety teoria nie miała takiego przełożenie na praktykę jakby się wydawało. Ministerstwo nie zostało poinformowane o przypadku Davenporta, było to zbyt ryzykowne - wciąż był tylko nastolatkiem i mieszkał z nie magiczną mamą. I wciąż był krwiożerczą bestią. Urzędnicy mogliby podejść do sprawy w mało pomocny sposób.
Powrót do Hogwartu pozostawał niemożliwym, bo zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa na jakie naraziłby mieszkańców szkoły i okolic. A dyrekcja musiała wiedzieć o jego przypadłości i o braku możliwości kuracji tojadem. Dlatego z ciężkim sercem pogodził się ze świadomością, że póki co nie może wrócić. Tak bardzo bolała go ta trudna decyzja, że jako życiowy cel postawił sobie zbadać naturę wilkołaczą. Miał idealny materiał do pracy - samego siebie. Nie mógł polegać na jedynym znanym eliksirze, który choć trochę pomagał; czuł się potwornie w swoim własnym ciele i nie mógł zaakceptować tej ogromnej zmiany życia, do jakiej go zmuszono. I to było motywatorem do szukania odpowiedzi gdzieś indziej. Przecież zawsze był dociekliwy i ambitny, czemu teraz miałby nie wykorzystać swojego intelektu?
Nie ograniczał się do rzekomo wiarygodnych i sprawdzonych źródeł, sięgał również po pozycje o dyskusyjnym pochodzeniu. I tak od artykułu do artykułu, od słowa do słowa, po cieniutkiej niteczce dotarł do interesującej informacji. Zaczął drążyć temat. Znalazł coś, co uznał za warte wypróbowania. Jedyną przeszkodą był przymus opuszczenia Wielkiej Brytanii i udania się do jej byłej kolonii - Indii. Ale jeśli miało mu to pomóc nauczyć się żyć z klątwą i umożliwić bezpieczne ukończenie Hogwartu, nie zawahał się. Wszystko kilkakrotnie przedyskutował z rodzicielką, zorganizował listownie ze swoim przyszłym opiekunem w Indiach i jak zwykły śmiertelnik wsiadł w samolot i poleciał do Mumbaju. Spotkał się ze swoim opiekunem, który miał pomóc mu pracować nad swoją przypadłością i na prawie dwa lata zniknął w środku dżungli.
Stara hinduska świątynia była idealnie położona - z dala od wścibskich turystów, otoczona niebezpieczną puszczą, w której roiło się od niezbyt przyjaźnie nastawionej fauny i flory, co zmniejszało prawdopodobieństwa napotkania zbłąkanego wędrowcy. Nie był jedyny, wszyscy obecni byli wilkołakami. Niektórzy dopiero pobierający nauki, inni doświadczeni przez lata życia z księżycowym piętnem. Tak zaczęła się jego bardzo duchowa podróż w głąb siebie. Poznał techniki medytacji, które miały za zadanie pomóc mu na komunikacji ze zwierzęcą stroną swojej natury. Zaczął zgłębiać ideologię zrozumienia “bestii”, która tak tęskniła do księżyca. Przecież wciąż tam była, uśpiona pod osłoną nocy. Budziła się cyklicznie i znowu zasypiała. Ale wciąż tam była. Hindusi wytłumaczyli mu, że kluczem do pełnej kontroli jest nawiązanie kontaktu z wewnętrznym wilkiem i ostateczne oswojenie zwierzęcia. Jednak nikt ze zgromadzonych do takiego stopnia nie dotarł. Podobno ci najstarsi nawiązywali kontakt ze zwierzęciem i potrafili zachować świadomość w trakcie pełni - zupełnie jakby zażywali wywar tojadowy.
Noah wcale nie poszło łatwo. Przez długie miesiące medytacja nie przynosiła zamierzonych skutków, ale za to zaczynał się czuć bardzo dobrze w tej niezwykłej duchowej watasze. Okazało się, że wspólne spędzanie pełni pomaga zbudować więzi z pozostałymi, a to z kolei pozwala na stopniową akceptację swojego stanu. W końcu wilki to zwierzęta stadne. Dzięki tej świadomości w końcu pojawiły się pierwsze oczekiwane efekty. Davenport zaczął czuć obecność wilka, kiedy bardzo mocno się skupił. Zaczął też świadomie zauważać wpływ faz księżyca na swoje samopoczucie. Przez pierwszy tydzień po pełni był wykończony, obolały, blady, wyglądał jakby trzy dni nie spał. Następne dwa tygodnie czuł się niemal w stu procentach człowieczo, jedynie miał wrażliwszy węch i słuch. Natomiast na tydzień przed pełnią odczuwał pewien rodzaj nerwowej ekscytacji. Wtedy też stawał się bardziej drażliwy, niespokojny, dużo łatwiej się dekoncentrował i ulegał prowokacjom. I miał wrażenie, że wszystkie zmysły wyostrzają się i odbiera nieco więcej bodźców. Z łatwością tracił wtedy nad sobą kontrolę. Stało się to jego codziennością i powoli nauczył się to monitorować. Pomocny okazał się wysiłek fizyczny, bo w ten sposób mógł zdrowo wyładowywać nadmiar energii. Dlatego do codziennej rutyny dołączyło bieganie, pływanie i naukę Lathi - indyjskiej sztuki walki z kijem (jak się kijem w drzewo ponaparza, to od razu się człowiekowi lepiej robi) i bez. To ostatnie mogło się również okazać pomocne w sytuacji, kiedy nie miał przy sobie różdżki. Tak jak właśnie w ciągu pobytu w Indiach. Różdżka została na Skye, bezpiecznie ukryta i czekająca na jego powrót.
Po prawie dwóch latach z dala od cywilizacji zdecydował się podjąć próbę powrotu do Hogwartu. Nie miał pewności, czy mu na to pozwolą, ale musiał spróbować - chciał ukończyć edukację. Dla siebie, dla rodziców i dla nieżyjących przyjaciół. W końcu już raz dyrektor Hogwartu nie odmówił nauki wilkołakowi, czemu więc obecny dyrektor nie miałaby zrobić tego samego? Tym bardziej, że po tych paru latach sam Noah czuł się wystarczająco silny, żeby zmierzyć się z życiem wśród ludzi.
Ostatecznie udało się dojść do porozumienia i ustalić jak działać w trakcie pełni – postanowiono umożliwić mu podróż do domu za pomocą sieci Fiuu. Aktywowano połączenie z Hogsmeade do jego domu. Okazało się to być efektywne, bo w ten sposób był z dala od innych uczniów i jego sekret był bezpieczny. No i nie miał możliwości zaatakowania przypadkowych wędrowców. Jednak dla bezpieczeństwa lepiej było zachowywać tę tajemnicę dla siebie.
I tak nie miał komu o tym powiedzieć. Nieodwracalna strata dwójki najlepszych przyjaciół wciąż ciąży i wpędza w przekonanie, że może lepiej nie zawierać zbyt bliskich znajomości. Tym bardziej, że kiedyś mógłby ich nieświadomie skrzywdzić, czy nawet zabić. Przecież nadal daleki był od kontroli, czy choćby świadomości w trakcie pełni. Poświęcił się w zupełności nauce. Zawsze lubił zdobywać wiedzę. Skoro już otrzymał drugą szansę na ukończenie Hogwartu, to nie zamierzał jej zmarnować. Teraz podwójnie przykłada się do studiowania, nie zapominając o aktywności fizycznej i o systematycznych próbach poznania ukrytej bestii wyjącej do księżyca.
➤ Naprawdę uwielbia czytać!
➤ Zapach biblioteki go uspokaja
➤ Boi się zwierzęcej części swojej natury, ale poznał techniki medytacji, które pomagają mu w samoakceptacji.
➤ Nie znosi czekolady. NAPRAWDĘ.
➤ Nawet jeśli nie zapamiętuje czyjegoś imienia, to zapamiętuje ulubione kwiaty danej jednostki. Ma to chyba coś do czynienia z pamięcią powonienia.
➤ Uwielbia rozgwieżdżoną noc i dałby się pociąć za możliwość oglądania księżyca w pełni bez niebezpieczeństwa, że kogoś może przy tym rekreacyjnie rozszarpać na strzępy.
➤ Kiedyś nosił okulary. Ale już ich nie potrzebuje. Czasem z sentymentu zakłada zerówki.
➤ Czuje się bezpiecznie w lasach i puszczach wszelkiej maści. Prawdopodobnie związane jest to z drzemiącą wilczą naturą.
➤ Boi się latać i nigdy tej sztuki nie opanował. Kibicuje drużynie z bezpiecznych trybun.
➤ Ma uczulenie na tojad, w związku z czym nie może przyjmować wywaru tojadowego. Czyli nie jest potulnym psiskiem, tylko zawsze niebezpiecznym drapieżnikiem, łowcą z silnie rozwiniętym instynktem mordercy. Nie głaskać.
➤ Nie ma nic przeciwko kotom, to one go unikają. Zupełnie jakby wiedziały z kim mają do czynienia. Czasem jakiś odważniejszy osobnik zaszczyci go swoim towarzystwem, ale nie jest to częstym zjawiskiem.