Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Słoneczny Korytarz Ten korytarz znajduje się po południowej stronie zamku, co sprawia, że od dwunastej jest tutaj bardzo jasno i przyjemnie. Jeśli nie chcesz wychodzić z budynku, a jednocześnie masz ochotę wystawić buzię na słońce, to miejsce jest bardzo odpowiednie. Kiedy słońce ustawi się pod dobrym kątem, to można się tu nawet opalać, siedząc wygodnie na jednej z ławek.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
2 września, 13:14
Spacer z Philipem okazał się absolutnie przemiły, mimo że chłopakowi chyba mózg wybuchł jak usłyszał o powodzie zmiany szkoły i kraju zamieszkania nawet, z jej strony. W sumie nawet mu się tak nie dziwiła, faktycznie taka tradycja już coraz bardziej wymierała. Mimo to dla niej to była w sumie norma, bo od dziecka była już przygotowana na to, że tak będzie i w sumie to jako że nigdy nie była szczególnie romantyczna, nie pozwalała sobie na to w każdym razie, i prędzej zalewała samą siebie wizjami romantycznego toku wydarzeń małżeństwa aranżowanego, to w zasadzie nie cierpiała ani nie narzekała. I tak ten potencjalny ślub wydarzy się... No, później. Też na pewno nie od razu po szkole, zatem dobre dwa lata miała jeszcze luzu.
Po zajęciach, na które przyszła z Philipem, skoro już ją oprowadził i pokazał od razu gdzie mają wspólne lekcje, w końcu podeszła do Kierana, trochę niepewnie, ale pomyślała, że też cały dzień go zlewać to w drugą stronę słabo. Poza tym zwyczajnie chciała spędzać z nim czas, poznać go. Miała nadzieje dotyczące tej relacji nie tylko względem majątku!
- Hej, masz plany na lunch? - Zagadnęła trochę tylko niepewnie, zatrzymując się przy nim już ze spakowaną torbą. - Jeśli masz to spoko, nie obrażę się. Nasz prefekt pokazał mi gdzie jest Wielka Sala, jak mnie oprowadzał przed lekcją, więc chociaż tyle już może sama ogarnę jak coś.
Posłała mu lekki, przyjacielski uśmiech, szczerze starając się żeby ich relacja kształtowała się w dobrym kierunku. Chciała żeby ją polubił, i ona chciała lubić jego. Ale się nie znali i musieli dać sobie czas, wiadomo. Nie była najbardziej towarzyską osobą na świecie, potrzebowała czasu żeby być swobodną przy obcych, zatem mimo względnej znajomości z Kieranem, w sumie nie była jeszcze pewna na czym stoją, a tym bardziej jak teraz będą się dogadywać widząc siebie nawzajem codziennie.
Relacja z Gemmą była... Osobliwa. Dziewczyna była bez wątpienia dużo lepszym wyborem niż Sforza, jednak mimo narzeczeństwa, Kieran czuł spory dystans. Oczywiście nie znali się za długo, ale mimo wszystko chłopak dawał z siebie wszystko, by nie wyszło jak ostatnim razem. Nie chciał kłótni, złośliwości i podstawiania sobie wzajemnie nóg na każdym kroku. Tym razem miało wyjść tak, jak zaplanowali sobie to rodzice. I może dobrze. Może właśnie tak miało być. Może nie doceniłby jej, gdyby wcześniej nie trafił na taką małpę jak Bianca.
Związek z Gemmą był dla niego na ten moment czymś osobistym, ale nie oznaczało to wcale, że czuł do niej... W gruncie rzeczy cokolwiek. Nawet nie zapowiadało się na to. Najważniejsze było, że ją tolerował, a ona tolerowała jego. W ten sposób będą mogli zbudować wspólne porozumienie.
Zdecydowanie ucieszyło go pytanie świeżo upieczonej Ślizgonki, choć wydawało mu się przy tym też nieco dziwne. Czy miał plany na lunch? Owszem, planował wybrać się do Wielkiej Sali i może tak... Zjeść rzeczony posiłek. I już tutaj pojawiała się pierwsza różnica między poprzednim związkiem, a obecnym. Sforzy bardzo chętnie wygarnąłby, że jest tępą suką i powinna zastanowić się nim zada kolejne durne pytanie, a nawet odezwie się do niego... A Gemmie? Nie, oceniał ją zupełnie inaczej. Pytanie było dziwne, ale jedynie uniósł lekko brwi - w końcu wyraźnie chciała dobrze i propozycja wspólnego posiłku była ostatecznie pożądana.
- Teraz mam - rzucił luźno.
Prawdopodobnie brzmiałoby to nieco lepiej, gdyby przy tym jeszcze się uśmiechnął, ale rzadko się uśmiechał. Było mnóstwo osób, które wewnętrzne cierpienie ukrywały za wesołym uśmiechem przy każdej możliwej sytuacji, ale Kieran do nich nie należał. Miał raczej dosyć ubogą mimikę, choć jeszcze chwilę temu rzucił jej delikatny uśmiech, gdy zdecydowała się do niego podejść. I to nawet nie z przyzwyczajenia!
Zaraz skinął lekko głową w głąb korytarza, jakby pytał, czy jest już gotowa iść we wskazane miejsce i aby mogli zaraz ruszyć.
- Nie mówiłaś, że potrzebujesz oprowadzenia - dodał zaraz głupi komentarz, na moment zatrzymując się przy myśli, czy aby na pewno dobrze, że równocześnie ze swoim nowym narzeczonym poznawała innych chłopaków...
Szybko jednak postarał się odrzucić tę myśl, decydując, że to bezsensu i przecież nie zabroni jej poznawać ludzi. Była nowa, wręcz musiała budować relacje.
Dopiero po chwili zorientował się, że to, co powiedział również nie brzmiało dobrze. To raczej coś, czego w teorii powinien się domyślić.
- To znaczy, też mogliśmy się gdzieś przejść - sprostował po chwili zawahania.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Nie dało się ukryć, że Kieran był ogólnie w swoim zachowaniu chłodny i zdystansowany. To nie tak, że oczekiwała całuśnego nastawienia wobec niej, bo fakt, że znali się ledwo co, dopiero teraz się zapoznawali, choć mieli powiedziane, że czy chcą czy nie, ślub ma się odbyć, bo inaczej oboje mają przesrane. Niby kiedyś będą dorosłymi ludźmi, ale młodymi i bez pieniędzy z uwagi na zagrożenie wydziedziczenia świetlanej przyszłości nie mieli. Gemma bez Kierana nie miała wcale, bo i ona, i jej rodzina, zostaliby z niczym, na bruku jak stali.
Mimo to, pomimo chłodu i generalnego poczucia, że jest kulą u nogi, szczególnie będąc tu zwyczajnie nową i zagubioną, Gemma naprawdę starała się żeby jej relacja z Kieranem szła w dobrym kierunku. Może nie nastawiała się na wielkie romantyczne uniesienia, na miłość, ale przynajmniej na bycie przyjaciółmi w tym, co im zaplanowano. Na dobrej relacji, wspólnie zbudowanej i zadbanej, nie na odwal i nieszczęśliwej.
Nauczyła się już, że Kieran z tonu wypowiedzi brzmiał z reguły jakby trochę albo robił łaskę, że odpowiada, albo nie był najszczęśliwszy, ale akceptował co mu los dał. Na przykład teraz brzmiał na to drugie. Nie zrażała się, sama bywała dość dziwna w ekspresji, choć chyba cieplejsza niż Ślizgon przed nią. Posłała mu więc lekki uśmiech, skinąwszy głową. Mimo tego, że bywały tu serdeczniejsze osoby, z nim czuła się najbezpieczniej póki co, szczególnie, że znała go wcześniej, a teraz w szkole widząc wszystkich pierwszy raz, on był jej kotwicą jedynego poznanego gruntu. Naturalnie, że było to w pewien sposób bezpieczne.
Uniosła lekko brwi na jego odpowiedź. No nie mówiła, ale to w sumie było dla niej dość... Oczywiste. Zamek był niemożliwie wielki, skomplikowany, i jeszcze Philip jej mówi, że są jakieś dzikie niespodzianki. Nie umiała się w tym odnaleźć, trwała w zupełnym zagubieniu. Ale może faktycznie mapa powinna była jej wystarczyć? Nie żeby nie cieszyła się jakby Kieran po prostu chciał spędzić z nią czas...
- Nie lubię zawracać ci głowy jak masz swoje sprawy, znajomych... - Skomentowała wprost, choć zupełnie neutralnym, wręcz może miłym tonem. Nie miała pretensji, że się nie domyślił, raczej po prostu nie rozumiała czemu miałoby to być dziwne, że przydałaby jej się jakaś osoba do, cóż, po prostu wprowadzenia w to nowe życie. Ale też może nie fair oczekiwać wszystkiego od niego, z tego też zdawała sobie sprawę. Poradzi sobie, potrzebowała tylko czasu.
- Poza tym w sumie było miło, dużo mi opowiedział, a też miło znać kogoś ze swojego roku. Był miły, opowiedział mi trochę o dziwnych rzeczach, jakie się dzieją, na przykład wadliwe schody, i ogólnie trochę poopowiadał. Także ogólnie to się nie przejmuj, kwestia czasu jak wszystkich poznam i będę jakoś mogła się odnaleźć w tym miejscu. Póki co mam chyba pozytywne odczucia. - Chyba...
Kieran zdecydowanie miał swoje sprawy - czyli wszystko to, co obejmowało pracę, aby tylko zaspokoić oczekiwania rodziców - jednak nie miał na głowie swoich znajomych. To znaczy, tak jak każdy dogadywał się z częścią rówieśników i potrafili razem miło spędzać czas, ale szczególnie od zerwania zaręczyn ze Sforzą nie był to jego priorytet. Priorytetem natomiast stawała się Gemma... Pomimo całego chłodu Kierana oraz niedomyślności, naprawdę się starał i chciał, by czuła się przy nim dobrze.
- Zdaje się, że teraz jesteś tą jedną z moich spraw - zauważył, nie zdając sobie sprawy z tego, że może to być zrozumiane na dwa sposoby.
On widział w tym stosunkowo miły komentarz, dający jasno do zrozumienia, że są w całym tym bagnie razem i wspólnie mogą radzić sobie z przeciwnościami... Nie widział jednak, że Gemma mogłaby poczuć się spłycona do bycia sprawą. Oczywiście zdecydowanie tak było. Kieran traktował ją jak sprawę. Bardzo ważną sprawę, ale póki co nadal jedynie sprawę.
Skinął głową na jej streszczenie wyjścia oraz zapewnienia, że się odnajdzie. Nie miał wątpliwości, że tak będzie, jednak powstrzymał się od komentarza, że realistycznie może to zająć nawet parę miesięcy. Sam chyba nie chciałby usłyszeć czegoś podobnego...
- A, tak... Wiesz, wbrew pozorom pewnie łatwiej na początek byłoby ci posługiwać się głównymi schodami, niż jakimiś bocznymi.
Z drugiej strony, jak miała nauczyć się szybkiego poruszania się po całym zamku... Ale Kieran obstawiał przy swoim - na bardziej ryzykowne spacery mogłaby już chodzić ze znajomymi.
- To dlaczego są chyba pozytywne? - dopytał, łapiąc się słowa "chyba" przede wszystkim dlatego, że musieli kontynuować tę rozmowę, a nie był jeszcze tak dobry w rozmowach z nią.
Istniała pewna bariera przez to, że znaleźli się w nieco głupiej sytuacji - z dnia na dzień stali się sobie prawie rodziną. Nie zmuszał się też do rozmowy z nią. Szczerze chciał lepiej ją poznać, ale przy tym było to jakieś dziwnie... Ciężkie.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Tak, faktycznie jego odpowiedź była bardzo mocno... Rzeczowa, można tak powiedzieć. Okrojona pod kątem koleżeństwa czy empatii, za to ograniczona do pewnego konkretnego musu przebywania ze sobą. Gdyby nie była zdesperowana żeby do tego ślubu doszło, i gdyby nie była setki kilometrów od domu, z obcymi ludźmi wszędzie, na obcym terenie... Może wtedy by powiedziała mu bardzo jasno co o tym myśli. Ale nie miała takiego przywileju. Była całkowicie sama, mieszkająca u rodziny nieznanej sobie zbytnio, chyba że z pocztówek i bardzo odległych wspomnień, wśród ludzi bardzo chłodnych, potem poznała swojego przyszłego męża i jego rodzinę, wszyscy tak samo chłodni, choć może Kierana rodzice nieco mniej, a potem pojawiła się w zupełnie obcej szkole, z innymi tradycjami i normami życia codziennego, i choć już poznała kilka całkiem miłych osób, to nadal wszystko było obce i zagrażajace.
Potrzebowała Kierana, bardzo mocno. Obawiała się, że jeśli nie on, to zginie tu, nie uda jej się wpasować w te realia. W domu wszyscy byli milsi, cieplejsi. Bardziej ludzcy. Ten kontynent widać rządził się zupełnie odwrotnymi prawami, przynajmniej jak na jej oko do tej pory.
- No tak, faktycznie... - Powiedziała cicho, z westchnieniem przyznając mu rację. Jej uśmiech zrzedł znacznie, bo i sprowadzona nieco na ziemię chwilowo uważała za trudne cieszyć się z tego, co jej na siłę dano. Bardzo próbowała znajdować w tym wszystkim dobre strony, i szczęście, bo bez tego by oszalała. Musiała jakoś przyjąć nowe życie i nauczyć się w nim byc najlepiej nie jako męczennica, a po prostu część tego. Ale początki zawsze są trudne, miała tylko nadzieję, że z czasem będzie trochę lżej.
- Tak, wiem. Philip pokazał mi te główne ścieżki, no i dostałam mapy, ale są tak chaotyczne, że bez nich chyba już lepiej mi będzie gdziekolwiek dotrzeć niż z nimi. I teoretycznie zawsze mogę kogoś zapytać o drogę i liczyć, że nie trafię na buca, który złośliwie wskaże mi zły kierunek.
Zerknęła na niego na jego pytanie. Cóż, on na przykład był tym chyba. Ale tego mu nie powie...
- Wszystko jest zupełnie inne niż znam z domu i Ilvermorny. Wszyscy znają się tu od lat, i wiedzą tyle nie tyle o zamku, ile po prostu o tradycjach i stylu życia. I jestem w tym trochę... - Odstająca, niepasująca, zagubiona? W sumie nie chciała żeby myślał, że obraża Hogwart, bo tak nie było. Ale fakt, że tu na ten moment nie pasowała jak inni. - Po prostu muszę się przyzwyczaić. - Powiedziała w końcu, zerkając na niego z przelotnym, wymuszonym uśmiechem. - Oczywiście to nie tak, że mi się tu nie podoba, jak dotąd jest miło i nic złego mnie nie spotkało. - Ale.
Ale Kieran widział w tym coś pozytywnego! To miało być prawie czułe. Była jedną z jego spraw - a troszczył się o swoje sprawy. To skąd to westchnienie? Powinien był zrozumieć, co zaszło, ale sytuacja najwyraźniej nieco go przerastała.
- To chyba dobrze? - spytał niepewnie, uważnie ją obserwując.
Już coś jej się nie podobało? Może za szybko pozytywnie ją ocenił... Może będzie mu robiła większe jazdy niż Bianca. O nie, chyba byłby to sygnał do zakończenia swojego marnego żywota.
- Mogę odprowadzać cię na te lekcje, które mamy wspólnie... I pozostałe, jeśli nie pokrywają się z moim planem? - zaoferował od razu.
W końcu nie chciałby, żeby jego przyszła żona miała męczyć się z bucami, którzy nie chcieliby nawet podpowiedzieć jej trasy do sali... I szczerze mówiąc nic nie traciłby na tym odprowadzaniu jej. Byłaby to też jakaś okazja do poznania jej bliżej i może zapobiegnięciu sytuacji, w której mieliby życzyć sobie najgorzej, tak jak w tym poprzednim, nieszczęsnym narzeczeństwie.
Zastanowił się chwilę przed kolejną odpowiedzią.
- Niedługo są też zapisy do klubów, jeśli to cię interesuje i chciałabyś jakoś bardziej... Wkręcić się w to wszystko, poznać więcej osób z różnych roczników?
Pytanie czy rodzice wymagali od niej tyle, co od niego oraz czy interesowała się czymś na tyle, by chcieć uczestniczyć w czymś podobnym... Nie był jeszcze pewien.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
To nie tak, że się "nie podobało"! Znaczy, w sumie tak było, ale nie miała pretensji, jedynie może większe oczekiwania i zdawało się, że zaczynała dopiero odczuwać pierwsze rozczarowania. Zerknęła na niego z nieco zmieszanym uśmiechem.
- Tak, dobrze. W sumie jesteś na mnie skazany, pewnie będę cię trochę męczyć co jakiś czas. - Odpowiedziała z uprzejmym, krótkim uśmiechem.
To miłe, że proponował odprowadzanie jej na zajęcia, choć to brzmiało problematycznie dla niego, tak sądziła. Znaczy, dla niej nie byłoby to problemem i gdyby ktoś inny chciał ją odprowadzić to też by nie powstrzymywała, to przemiłe! Po prostu on zdawał się niekoniecznie składać taką propozycję z sympatii, a właśnie poczucia obowiązku. Co nadal nie było złe, po prostu zależało jej żeby nie była samym obowiązkiem. Chciała żeby się dogadali.
- Jeśli to nie będzie problemem, jasne. Generalnie moglibyśmy też się przejść po zajeciach raz na jakiś czas porobić coś razem. Nie wiem co, bo nie wiem jakie ogólnie są tu możliwości, ale póki nie jest jeszcze całkiem zimno, chętnie nawet zwiedziłabym tereny zamku?
Może dziwne, że to ona proponowała wspólny czas, a nie on, ale w sumie był dwudziesty pierwszy wiek, równouprawnienie (prawie) i w ogóle. Poza tym chciała pokazać, że chce spędzić z nim czas. Bo może i ona jest chłodna, ale nie widzi tego, bo jak? Nie zdawała sobie sprawy ze swojego zachowania tak obiektywnie, jedynie to co sama sądziła, że widać, bo tak czuła. A jak było naprawdę, nie wiedziała.
- Oh, a jakie są kluby na przykład? - Zainteresowała się, zerkając na niego w szczerej ciekawości.
Odwzajemnił uśmiech - bardziej wyuczony, niż szczery, ale nie z czasem powinna wiedzieć, że to nic złego. Przy kimś z tak ubogą mimiką? Przynajmniej próbował.
- Po prostu mów od razu, jak będziesz czegoś potrzebowała.
Mówił to szczerze i miał nadzieję, że tak to odbierze. Nie był najlepszy w domyślaniu się rzeczy. To raczej ten typ człowieka, który ma sporo na głowie i jeśli coś się od niego oczekuje, należy mówić, bo inaczej w większości przypadków przeoczy, nawet jeśli tak naprawdę nie chciał.
Skinął głową na jej propozycję. Brzmiała obiecująco. Na pewno miał czas na takie spacery po zajęciach - w końcu nie spędzą na tym całych dni, a warto jednak powoli poznawać się bliżej i na szczęście w nieco bardziej sprzyjających warunkach niż bankiety i inne podobne sztywne spotkania. Niby z Biancą również spędził sporo czasu w szkole, ale... Nie, tej relacji nawet nie chciało mu się budować. Teraz miał ogromne chęci!
- Jasne, tak... Możemy wybrać się na spacer. Co prawda nie ma jakichś ścisłych atrakcji na zewnątrz... Chyba że latasz, albo grasz, ale to dosyć uniwersalne zajęcia na zewnątrz.
Rozmawiali o szkole... Od czegoś trzeba zacząć, ale to on zaczynał się na tym etapie czuć jak przewodnik. Nie to, żeby mu to przeszkadzało, jednak miał nadzieję, że to również do czegoś prowadzi w ich relacji.
- Większość nauczycieli prowadzi klub trochę jak dodatkowe zajęcia z przedmiotu, którego uczą... Jest też klub pojedynków.
Zamilkł na chwilę, uświadomiwszy sobie, jak niewiele o niej wie... Trochę głupio. Zawahał się przed zadaniem pytania.
- Więc... Czym się interesujesz? - brzmiało to niezręcznie, ale chyba to dobry początek.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Cóż, nie była pewna czy Kieran w ogóle kiedykolwiek uśmiechał się szczerze. Ona nie widziała nigdy z jego strony podobnego gestu, który miałby jakkolwiek przekonać ją, że to szczere, a nie świadomy zabieg mający może coś konkretnego pomóc mu osiągnąć, chociażby po prostu rozluźnienie atmosfery. Taki już był, dość ponury, poważny, chłodny, zdystansowany. Nie mogła oczekiwać by z dnia na dzień się to zmieniło, jednak była zdeterminowana by popracować trochę nad tym, żeby może spróbował się na nią otworzyć.
- Jasne. - Odpowiedziała z nikłym uśmiechem, też w sumie nieco wymuszonym, acz w niego bardziej przekonujący sposób. Jej zdaniem.
Pokręciła głową na jego słowa, w sumie nie mając zupełnie ochoty na żadne latania i inne dzikie rzeczy. Szczerze wystarczy jej sam spacer, nie była zbyt wymagająca ani skomplikowana.
- Niekoniecznie ciągnie mnie do latania, może to ci się wyda nudne, ale sam spacer w zupełności mnie satysfakcjonuje. Znaczy, jakbyś miał ochotę na coś konkretnego, to też jestem otwarta, po prostu nie oczekuję nie wiadomo czego.
Posłała mu nawet tym razem szczery uśmiech! Małymi kroczkami, a dadzą radę. Bała się, że jej przyszły mąż będzie wredny, okropny, albo nieprzyjemnie arogancki i myślący o sobie lepiej niż wszystkich dookoła. Generalnie Kieran może nie był spełnieniem jej oczekiwań i marzeń, ale był wystarczający, zdawał się gburowaty, ale mimo wszystko miły i w miarę troskliwy. Chyba. Poniekąd.
Same dodatkowe zajęcia jakoś nieszczególnie ją zainteresowały. Klub pojedynków... Prędzej, ale nadal jakoś to nie było to. W sumie jeśli tylko to się tu działo, była szczerze zawiedziona. Zerknęła w szczerym zaskoczeniu, choć chwilowym, na Kierana kiedy zapytał ją co w ogóle lubi robić. Znaczy, to miłe! Ale niespodziewane. Uśmiechnęła się szerzej nieco.
- Wieloma rzeczami. Najbardziej lubię chyba śpiewać, i ogólnie zajmować muzyką. Może niekoniecznie myślę o tym jako wizji zarobku w przyszłości, ale czysto hobbistycznie. - Wzruszyła ramieniem. - Literatura też jest fajna, mecze quidditcha. A ty? - Spojrzała na niego w szczerym zainteresowaniu.
Właściwie nie miał zamiaru z nią nigdzie latać... Jedynie zauważył, że jest to opcja na spędzanie czasu na zewnątrz. Sam zdecydowanie również wolał spacery. Jednak postanowił nie wyprowadzać jej z błędu. Ostatecznie ta kwestia absolutnie nic nie zmieniała, poza tym, że pozwoliłaby im poznać się nieco lepiej, wraz z ich preferencjami i zainteresowaniami. Ale może na tym etapie miał rację. Może lepiej było milczeć.
Skinął więc głową.
- Po prostu daj znać, kiedy będziesz miała czas i ochotę. Dzisiaj, czy... Kiedykolwiek - zrzucił na nią tą odpowiedzialność.
Ale z drugiej strony, on był raczej elastyczny czasowo... To znaczy, nie potrafiłby spędzać z nią każdej wolnej chwili - w końcu miał całe mnóstwo obowiązków. Ale pojedyncze spacery, czy inne niewymagające aktywności zdecydowanie mogli spędzać razem.
Właściwie dopiero teraz uznał, iż może to nieco głupie, że to teraz dowiadywał się o jej zainteresowaniach... No dobrze, nie mieli zbyt dużego stażu, jeżeli chodzi o ich znajomość, jednak bardzo prawdopodobne, że to powinno być jedno z jego pierwszych pytań, a nie było. Zresztą pierwsze rozmowy wydawały mu się bardziej sztywne, niż chociażby ta. Nie dawał też sobie taryfy ulgowej znajdując powody na usprawiedliwienie samego siebie, a jednak te zdecydowanie istniały. Chociażby to, że poza szkołą, podczas pierwszych spotkań z Gemmą był pod niewyobrażalną presją otoczenia. Teraz byli sami i... I może miał ją nawet polubić.
- Mm... Mamy też chór.
Może chór to nie szczyt marzeń każdej osoby, która zajmuje się śpiewem, ale skoro jakkolwiek ją to interesowało, chyba warto było dać jej o tym znać. Może uzna to za ciekawe!
- Jaki rodzaj literatury? - dopytał jeszcze patrząc na nią z czymś, co mogło nawet przypominać nikłe zainteresowanie! Sukces!
A czym on się interesował? Czym może interesować się osoba w depresji, ślepo dążąca do zadowolenia własnych rodziców i ich chorych wymagań? Jakie zainteresowania mógł mieć, jako osoba pod ciągłą presją, która czuła, że każdy jego fałszywy krok może zostać dostrzeżony... Czy w ogóle można było powiedzieć, że w faktycznym czasie wolnym zajmował się czymś szczególnym? Jego życie było dziwnie puste... A jednak odpowiedzieć trzeba. Bez użalania się nad sobą, bez zbędnych emocji. Po prostu miał dobrze to rozegrać. To i jeszcze resztę swojego życia.
Zastanowił się chwilę.
- Wytwórstwem eliksirów... Literaturą, po części.
Nie było w tym za dużego kłamstwa. Owszem, lubił eliksiry. Raczej nie wiązał z tym przyszłości, bo jednak to wciąż zbyt... Zwyczajnie to nie to. Potrzebował czegoś, czym mógłby bardziej się popisać. Literatura z kolei była bardzo elastyczną odpowiedzią. Każdy, jak sądził, znalazłby coś dla siebie. Tylko nie każdy chce, ale nie jemu oceniać. Jemu samemu też bardzo często wielu rzeczy się nie chciało. Cud, że potrafił się przemóc każdego dnia do każdej kolejnej czynności. Z drugiej strony, zapewniało mu to pewien spokój. Schematy stawały się dobre.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Pokiwała głową bez komentarza, zgadzając się na takie wyjście. Jeśli mu nie przeszkadzało, chętnie by wytargała go na ten spacer. Nie nawet dlatego, że tylko jego tu znała jakkolwiek bardziej i jakoś tak wbrew pozorom czuła się bezpieczniej jak był w pobliżu, ale też chciała zawalczyć o tą relację, a gdy będą sami na Błoniach, w sumie nawet dobrze się złoży, że Kieran nie będzie miał gdzie jej nawiać czy coś. I może uda jej się wtedy trochę go skłonić do... Cóż, większej ilości ciepła to może najlepsze określenie.
Spojrzała na niego w znacznie większym zainteresowaniu kwestią klubów niż do tej pory. W końcu coś ciekawego!
- Chór? To może być super, o ile to nie pieśni religijne czy inne takie. A kto go prowadzi? - Bo nie będzie go ganiać, sama mogła zagadać do nauczyciela. Tylko najpierw musiałaby wiedzieć którego, a potem po miesiącu znaleźć odpowiedni gabinet...
- Mm, w sumie to zależy, ale z reguły po prostu lubię poczytać ciekawe ksiązki, czy to obyczajowe, czy jakieś fantastyczne, cokolwiek akurat wyda mi się ciekawe. Nie lubię kryminałów jedynie. A ty co czytasz?
Była tym szczerze zainteresowana! W zasadzie wszystkim, co by lubił, chciał, jakiekolwiek marzenia czy wartości, chciała po prostu wiedzieć z kim ma do czynienia i czy może jakkolwiek sprawić by żyło im się lepiej wspólnie. Miała dużo do dania, tylko nie zmusi go przecież by to przyjął.
- Eliksiry to też fajna sprawa, chociaż nie powiem żebym była jakoś w tym uzdolniona. Raczej na pewno nie. - Rzuciła z rozbawieniem.
Uniósł nieco jedną brew, zerkając ku niej. O ile to nie pieśni religijne? Do jakiej szkoły ona wcześniej chodziła? Gdzie się wychowała? Jej rodzina była religijna, czy w czym problem? Może nawet przez krótki moment czuł pewne zakłopotanie, szukając sposobu na to, jak najlepiej sformułować takie pytanie.
- W Ilvermorny mieliście pieśni religijne? - spytał pozornie beznamiętnie.
W rzeczywistości naprawdę zdziwiłby się, gdyby odpowiedź była twierdząca. Nie przypominał sobie, aby jakakolwiek z magicznych szkół, o których słyszał, szczyciła się chórem pieśni religijnych... Właściwie, nie sądził, by jakakolwiek szkoła magii w ogóle była nastawiona na jakąkolwiek religię. Sam był niewierzący, ale zdawało mu się, że wiara jest kwestią stosunkowo intymną i chyba stawianie na jedną konkretną wiarę na terenie szkoły, byłoby niedelikatnie i nie na miejscu. Ale może patrzył na całą sprawę z perspektywy uprzywilejowanego Brytyjczyka, w dodatku ucznia Hogwartu.
Pytał jednak, żeby wyczuć, skąd w ogóle u niej takie skojarzenie. Prawie na pewno nie ze szkoły... Było więc coś więcej, co powinien wiedzieć o jej rodzinie, która w końcu miałaby stać się i jego częścią rodziny? Jakkolwiek dziwnie to nie brzmiało... Na co dzień starał się o tym nie myśleć i żyć codziennymi obowiązkami. Tak było łatwiej. W końcu nie mieli brać ślubu w najbliższym czasie. Na razie miał tylko... Radzić sobie w szkole i zatrzymać Gemmę przy sobie. Brzmiało... Łatwo... Chyba.
Zawahał się chwilę przed odpowiedzią na temat swoich gustów literackich.
- Chyba... Wszystkiego po trochu - odparł sztywno, wzruszając lekko ramieniem.
Nie chciał się chwalić tym, co czytał. W ogóle nikomu o tym nie mówił. Wiedział przecież, że czytał między innymi książki, które według jego rodziców byłyby bezwartościowe, może nawet szkodliwe. Nie byli z Gemmą na tym etapie, by ryzykował podobnymi wyznaniami. Właściwie z nikim nigdy nie był na tym etapie. To trochę męczące...
Wyglądało to też tak, jakby miał w ogóle nie odpowiedzieć już na temat eliksirów. Zaczął od skinięcia głową, kiedy zwracał wzrok przed siebie i chyba miał być to koniec rozmowy, ale coś go tknęło i zaraz ponownie zerknął ku dziewczynie.
- Chyba nie mówiłaś, jakie przedmioty dokładnie wybrałaś?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Zupełnie nie o to jej chodziło, jedynie nawiązywała do tego, że chór jej się kojarzył raczej ze śpiewaniem względnie nudnych utworów. Czy to religijnych, czy hymnów, czy "grzecznych", bezpłciowych piosenek, które brzmią według nauczycieli na "odpowiednie do śpiewania w szkole". Ostatecznie jednak nikt nie chce śpiewać nudnych rzeczy...
- Oh, nie. Znaczy bywały takie nie tyle religijne, co... Jakoś umoralniające, grzeczne, czy cokolwiek. Albo hymn, albo jakieś zwyczajnie nudne piosenki, bo są "poprawne do śpiewania w szkole", a takie fajniejsze to co najwyżej pod prysznicem.
Nigdy tego nie rozumiała. Szkoły, jakie by nie były, miały nieprzyjemny zwyczaj odbierania zabawy i zastępowania jej podrobioną, słabą wersją, gdzie raczej mało kto się bawił. Absolutnie musiało to być po złośliwości...
- Nie obrażając Ilvermorny, to wspaniałe miejsce i szczerze uwielbiam tą szkołę. - Albo uwielbiała, w sumie. - Ale ma swoje wady, jak każda. - Wzruszyła ramionami. Jej rodzina religijna nie była. W zasadzie to byli ateistami, a w każdym razie na pewno jej najbliżsi, zatem rodzice i rodzeństwo.
Czekała cierpliwie aż Kieran jej odpowie, w szczerym zainteresowaniu zerkając na niego. Ogromnie zawiodła się zatem odpowiedzią zupełnie nic nie rozjaśniającą, za to bardzo zbywającą. Tak odpowiadało się tylko jak nie chciało się rozmawiać na dany temat, ale chce się to względnie uprzejmie ująć. A przynajmniej ona to tak odbierała. Nie dało się w końcu lubić dosłownie wszystkiego. Nie znała żadnej osoby, co by czytała wszystko jak leci. Albo nawet konkretnie czytała zarówno poezję jak i książki detektywistyczne. Przygasł jej nieco na chwilę zapał w związku z tym. Starała się to ukryć, ale zrobiło jej się w zasadzie zwyczajnie przykro. Nie jakoś bardzo i dramatycznie, bez przesady. Ot ukłucie takiego uczucia, które zaraz zakryła uprzejmym uśmiechem.
- Rozumiem. - Powiedziała nieco tylko ciszej, wodząc wzrokiem gdzieś przed sobą. - Ja lubię obyczajowe, przygodowe albo romanse od czasu do czasu.
W sumie nie wiedziała po co to mówi, bo nie czuła żeby Kierana to interesowało faktycznie, ale chciała przynajmniej się postarać i chyba po prostu zostało jej i tak mu mówić o sobie, nawet jak nie słuchał, i przy tym spróbować wydębić jakiekolwiek fakty o nim samym.
- A, możliwe. Dużo brzmiało fajnie, ale ostatecznie tak: Obrona przed Czarną Magią, Wróżbiarstwo, Zaklęcia, Transmutacja i... - Zastanowiła się ledwie chwilkę, ruchem ust wyliczając jeszcze raz wszystko. - I Starożytne Runy. A ty na co dokładnie chodzisz?
Zdaje się, że Hogwart miał w swojej historii wykonywane różnego rodzaju pieśni realizowane na zajęciach chóru, z tym że Kieran szczerze nigdy się tym nie interesował. Właściwie nie interesowało go całe mnóstwo w szkole, ale większości poświęcał sporo czasu dlatego, że tego się od niego wymagało. Tak naprawdę, gdyby był ze sobą całkowicie szczery, musiałby przyznać, że w ostatnim czasie nie interesowało go dosłownie nic... I być może ta czerwona lampeczka spowodowałaby, że on, czy ktoś z jego otoczenia połączyłby kropki i dotarł do zdiagnozowania depresji, ale na razie pozostawał w oczach innych jedynie bucem, a w rodzinie był... Cóż, niewystarczający, choć liczył, że wychodzi na prostą. To znaczy, w spełnianiu oczekiwań rodziców. Chwilowo to stało się jego priorytetem i może dlatego niemal nic nie sprawiało mu zbyt dużej przyjemności.
- Nigdy aż tak nie interesował mnie chór, ale chyba śpiewają tam... Różne rzeczy - odparł dosyć niepewnie.
W końcu śpiewali czasem na jakieś okazje, ale to nie tak, że Kieran zwracał na to zbyt dużą uwagę. W ogóle nie był szczególnie zainteresowany muzyką. Albo może nie spotkał się jeszcze ze zbyt wieloma utworami, które byłyby idealnie w jego stylu?
Tym samym to również zamykało ten temat. Przynajmniej dał jej znać, że coś takiego istnieje.
Na jej odpowiedź odnośnie książek, zmarszczył lekko brwi, uznając, że faktycznie daleko mu do czytania wszystkiego. Romanse na przykład nie brzmiały interesująco. Co więcej, brzmiały jak coś, co buduje mało realistyczne wizje związku, a ich związek miał być... Cóż, chłodny. To nie tak, że to planował! Tylko jakoś zdawało mu się, że wszystkie relacje w wyższych sferach właśnie takie są - zwłaszcza przy aranżowanych małżeństwach. Oczywiście miał zamiar się starać, ale czy stać byłoby go na romantyzm? Pytanie retoryczne...
Otworzył nawet usta, by sprostować, że czyta wszystko po trochu oprócz romansów, ale nie chciał też gasić jej w ten sposób. A więc przemilczał, i ten temat zamykając skinieniem głową i tym bardziej nie ułatwiając jej kontaktu ze sobą. Chciał, tylko było to... Skomplikowane.
Na moment zmarszczył też brwi, słysząc wymieniane przez nią przedmioty i musiał dwa razy przeliczyć je sobie w myślach, by upewnić się, że nie dobiła do limitu wybranych zajęć... Cóż, on czuł, że musi, w przeciwnym wypadku znów byłby zawodem dla rodziny.
- Eliksiry, Zielarstwo, Historia Magii, Opieka nad Magicznymi Stworzeniami, Obrona przed Czarną Magią, Transmutacja, Zaklęcia... - wyrecytował w losowej kolejności i po raz kolejny zaciął się na chwilę, by przeliczyć, czy wszystko się zgadzało. - Ale próbowałem też kiedyś ze Starożytnymi Runami, tylko jakoś nie sądzę, żeby przydały mi się w przyszłości. O Wróżbiarstwie nie mam pojęcia.
Ostatnie zdania były w gruncie rzeczy próbą otworzenia się na dziewczynę i sprawienia, by ich relacja rozwinęła się choć trochę ku dobremu, ale nie był w tym dobry... Ale kto byłby dobry w poznawaniu swojej narzeczonej?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Gemma nie miała oczywiście pojęcia co się dzieje w głowie Kierana. Z jej perspektywy, patrząc na absolutnie każde ich spotkanie i rozmowę, był zwyczajnie bardzo chłodną i spokojną osobą, zupełnie odmienną od niej. Ona starała się czerpać z życia jak najwięcej, nawet jeśli trudności zdawały się zbyt ciężkie żeby je trzymać na barkach. Nie było łatwo, ale jakoś tak wymuszała na sobie żeby się nie poddawać i szukać dobrych stron wszystkiego. Tak już miała, że odmawiała ot zgodzić się na bycie smutną czy przygnębioną, zupełnie jakby świat miał się wtedy zawalić.
- Zapytam, dzięki. - Podsumowała, kiwając głową i posyłając mu lekki uśmiech wdzięczności.
Po krótce podliczyła w głowie jakie zajęcia im sie pokrywają. Dla niej było to większość zajęć, choć nie wszystkie, i nawet ją to nieco ucieszyło. I to z obu stron, jako że fajnie będzie mieć z nim zajęcia i może siłą rzeczy odrobinę ocieplić ich relację, z drugiej oddech na zajęciach, jakie mają osobno, też jak najbardziej był wygodny i czasem potrzebny.
- Zobaczymy. Mam nadzieję, że mi się przydadzą, ale nawet jesli nie to nie szkodzi, to po prostu ciekawe i równie dobrze mogę się uczyć z przyjemności bardziej niż z potrzeby, jak z resztą. No, i może z Wróżbiarstwem tak samo.
Ostatecznie prowadząc bardzo uprzejmą, oszczędną konwersację, dotarli do pokoju wspólnego, gdzie każde z nich rozeszło się w swoją stronę spędzić resztę dnia na robieniu czegokolwiek, co mogliby robić osobno. Nie brzmi to może obiecująco, ale małymi kroczkami!
Zt. x2
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
3 października, sobota, 10:18
Dzisiejszy dzień nie należał do najpiękniejszych, dlatego Oliver zwlekał z podniesieniem się z łóżka. Planował później zajrzeć do szklarni, w której nauczyciel pozwolił mu zrobić sobie kącik naukowy, ale widząc pogodę za oknem, nie palił się do tego, by pobiec już teraz. Może zamiast tego lepiej było pozwiedzać szkołę, która zdawała się w tym roku znacznie pozmieniać lokalizację niektórych pomieszczeń? Trafił kilka razy do takiego, którego nie znał i nie zawsze mu się to podobało. Nadal pamiętał ten dziwny głos, który mówił do niego z ciemności. Na samo wspomnienie jego drobnym ciałem targał dreszcz. Nie chciał przeżywać tego po raz kolejny.
ubrał się, udając na śniadanie, na które załapał się w ostatnim momencie. Tak to jest, kiedy człowiek nie pilnuje czasu! A przecież zawsze starał się być punktualny.
- Widzisz Kocie? Jeszcze trochę, a nie mielibyśmy co jeść - westchnął, rzucając zwierzakowi na podłogę kawałek pieczonej szynki. Trochę to nielegalne, ale przecież nikomu nie zaszkodzi jeśli trochę nakarmi swojego pupila. Był co prawda wyjątkowo puszysty, ale musiał mieć energię!
Dopił sok pomarańczowy i udał się na krótki spacer w towarzystwie Pana Kota, który prawdę mówiąc był przy nim zawsze.
Niespodziewanie zwierzak ruszył przed siebie, z każdą sekundą przyspieszając.
- Hej! - krzyknął za nim, ale to nie pomogło. Czyżby coś zwęszył? A może chciał zadbać o swoje zdrowie i zdrowie swojego właściciela?
Oliver, nie chcąc by kotu coś się stało, pobiegł za nim, nie zwracając zbytnio uwagi na innych ludzi. Wymijał ich zwinnie, zaskoczony sam sobą.
Taki stan rzeczy utrzymywał się do jednego z zakrętów, na którym nie wyrobił. Jak można było się spodziewać, konsekwencje były opłakane. Odbił się od czegoś, co okazało się być osobą i wylądował na tyłku, boleśnie go sobie obijając.
- Ugh - jęknął, opadając na plecy. Tak było wygodniej.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 15
Sobota sobotą, żaden dzień nie jest złym na chłonięcie wiedzy. Może to krukoński umysł Kevina, a może jego zamiłowanie do posiadania obszernej wiedzy, ale zamierzał wykorzystać ten dzień na jakąś lekką naukę. A przez lekką miał na myśli oczywiście astronomię, numerologię, transmutację lub starożytne runy. Najbardziej kusiła oczywiście astronomia. Tym bardziej, że w Hogwarcie miał możliwość obserwacji nieba przez całą dobę w nieużywanej klasie wróżbiarstwa. Fascynowało go i ogromnie zazdrościł tym, którzy mieli lata temu okazję uczyć się tam od prawdziwego centaura.
Po wyjątkowo wczesnym śniadaniu wrócił do swojego dormitorium po torbę pełną książek (w razie czego wziął nie tylko te astronomiczne) i przygotowany zwój, na którym chciał nakreślić mapę nieba. Tak się ekscytował tym, że po schodach dosłownie zbiegał, a korytarze przemierzał bardzo żwawym krokiem, o mało nie wpadając na innych uczniów.
Niestety nie przewidział, więc i nie udało się uniknąć zderzenia tuż za zakrętem już bardzo blisko celu. Miał skręcić i nawet wyrobił, ale jak tylko pojawił się na rogu, wpadła na rozpędzoną przeszkodę.
- Umpf - Mając samemu pewną prędkość niestety nie udało mu się utrzymać równowagi i wylądował boleśnie na tyłku. - Au... - Skrzywił się trochę, bo cztery litery zabolały, ale po pierwszych dwóch sekundach zaskoczenia przyjrzał się osobie, z którą się zderzył. - Gdzie ci się tak spieszy, Oliver? - Odezwał się przyjaźnie, choć w jego głosie wyraźnie było słychać te nuty sugerujące ból siedzenia. Spróbował się podnieść, masując już kość ogonową. - Wszystko w porządku? Nie zrobiłeś sobie krzywdy?
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 |
średni |
Homo |
Pióra: 28
Jak tak dalej pójdzie, Pan Kot wpędzi Puchona w prawdziwe kłopoty. Nie powinien tak uciekać, kiedy chłopak się tego nie spodziewał. Ba, w ogóle nie powinien myśleć o bieganiu, zwłaszcza po śniadaniu, które całkiem niedawno obaj zjedli.
Oliver zawsze martwił się o swojego pupila obawiając się, że gdzieś się zaklinuje, albo trafi na koty, których właściciele też nie są zbyt przyjaźnie nastawieni do innych osób. To mogło zwiastować kłopoty, a Kang sądził, że Kot i tak wiele w swoim życiu przeżył. Dzielili obaj spory kawałek przeszłości i chłopak chciał, by jeszcze wiele lat spędzili razem.
Dlatego miał na niego oko i dlatego popędził za nim, nie zastanawiając się, że w ten sposób stwarza zagrożenie dla siebie i otoczenia. To nie było istotne. Istotne było dogonienie zwierzaka i upewnienie się, że się nie uszkodzi.
Szkoda, że tak szybko okazało się, że to właśnie Oliver będzie osobą, która poniesie szkody, przy okazji wplatając w to nowego w szkole ucznia.
Odbił się niczym piłeczka, lądując na tyłku. Zimna podłoga dawała trochę ukojenia, ale niestety nie była na tyle miękka, by zamortyzować upadek.
Usiadł gwałtownie, słysząc znajomy głos. Pamiętał go, bo był ładny i sprawiał, że Puchon czuł się całkiem komfortowo. Może nie aż tak pewnie jakby chciał, ale nie było tak źle.
-Oh, Kevin. Przepraszam! Nie chciałem cię uszkodzić. Ja… ja tylko goniłem kota i… nie zahamowałem - rzucił pospiesznie. Co, jeśli Krukon będzie na niego zły po tym wszystkim? Ostatecznie go obił.
Szybko do niego podszedł na kolanach, chcąc upewnić się, że żyje.
- Nic mi nie jest. Chyba… Ale ty… Nie złamałeś niczego? Jeśli tak, ja ci pomogę - pokiwał głową, klękając przy ciele kolegi.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 |
bogaty |
Homo |
Pióra: 15
Jeśli jedynymi kłopotami spowodowanymi przez Kota miało byś wpadanie na Kevina, to jeszcze nie tak źle. Park może i nie był jakoś nadmiernie towarzyski, ale nie przeszkadzało mu przypadkowe spędzanie czasu z osobami, które lubił. A Olivera polubił! I Pana Kota też.
- Nie, wszystko okej, naprawdę. - Uśmiechnął się nawet lekko, chcąc uspokoić wyraźnie przejętego Puchona, po czym rozejrzał się gdzie poleciał jego zwój przygotowany na mapę nieba. Najwyraźniej pergamin był bezpieczny, chroniony przez Pana Kota, sprawcę całego tego zamieszania. - Trochę się obydwaj obiliśmy, to nic takiego. Pewnie poboli przez dwa dni i minie. Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz. - No bo każdemu się w życiu zdarzyła i zapewne nie raz jeszcze zdarzy, że wyląduje na tyłku z różnych powodów.
Dźwignął się z podłogi do klęczek, rozmasowując nadal kość ogonową jedną ręką, a drugą zbierając to, co z torby wyleciało. Nie było tego dużo, jakieś pióra, przyrządy potrzebne do kreślenia mapy nieba, mugolskie kolorowe samoprzylepne karteczki do zaznaczania ważnych rzeczy.
- Urządziliście sobie wyścigi? Pan Kot wygląda na dumnego wygranego. - Wskazał nawet w kierunku zwierzaka i zaśmiał się krótko, bo jakoś tak rozbawiła go niewinna postawa pupila Olivera.
|