Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Restauracja Levis Jedna z kilku pomniejszych restauracji, acz serwująca dania smaczne i wysokiej jakości. Stąd wywodzi się naturalnie tez dość wysoka cena za nie, przez co raczej bogatsze rodziny stołują się w tym miejscu. Mimo to warto nawet chociaż raz w sezonie odwiedzić te ciepłe 4 ściany ze szlachetnym wystrojem i godnymi szlachty obiadami czy deserami!
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
18 sierpnia 2020; 14:00
Naturalnie był znacznie wcześniej niż się z Oriane umówił. Zarezerwował odpowiednio wcześniej stolik w restauracji, kupił bukiet kwiatów, ale nie za duży, bo trzeba udawać skromność. Ale drogi, z najpiękniejszymi kwiatami, jakie były, naturalnie. W garnitur się nie ubierał, bo to nie tego typu spotkanie, ale koszula naturalnie musiała być, jak i najnowszy płaszcz. To nie tak, że aktualnie był "zakochany" w Oriane, którą widział ostatni raz wieki temu, ale nie spotykali się teraz żeby grać w szachy. Ich rodziny miały plan, ONI powinni mieć plan co do swojej przyszłości. I nie wiedział jak Oriane, ale wierzył, że podchodziła do tego tak samo poważnie jak on sam.
Gdy zatem się pojawiła, skłonił się dżentelmeńsko, ujmując jej dłoń i prawie przykładając ją do swoich ust w geście przywitania. Gdy się wyprostował z przyjaznym, choć oszczędnym uśmiechem, wręczył jej bukiet, który i tak zaraz miał trafić do jej przyzwoitki.
- Dzień dobry. Pięknie wyglądasz, panno Boleyn. - Uprzejmości to jedno, ale znali się i nie widział powodu żeby być aż tak oficjalnym. Mimo to samo mu to przyszło, element wychowania. Miał nadzieję, że Oriane tak samo wolałaby zachowywać się bardziej ludzko, jak i on. - Zarezerwowałem nam stolik, zapraszam. - Otworzył jej drzwi, naturalnie, by pokazać jej wkrótce czekające na nich miejsca. Dwa, przyzwoitka sama musiała sobie poradzić, jak zawsze. Gdy w końcu zasiedli - oczywiście, że Raphael odsunął dla niej krzesło i podstawił je, nie szurając jak niewychowany bałwan, a unosząc je nieznacznie - posłał jej ciepły uśmiech. Choć zdawał się bardzo sztywny i oficjalny, uważając na każdy swój gest, słowo, spojrzenie, nawet na drgnienie ust, w rzeczywistości przy bliższym poznaniu był naprawdę wesołym, ciepłym, przyyjacielskim mężczyzną. Miał tylko nadzieję, że Oriane będzie chciałą się poznać i dać im szansę.
- Oczywiście, proszę, wybierz jakiekolwiek danie ci odpowiada. - Co znaczyło tyle, że on płaci, i choć to oczywiste, wolał o tym wspomnieć pośrednio. - Przyznaję, że bardzo się zmieniłaś przez ostatnie lata kiedy widzieliśmy się ostatni raz. Ile mieliśmy lat, sześć? - Zagaił ciepło z oszczędnym, przyjaznym uśmiechem i ciepłem w oczach sugerującym sympatię. Była zjawiskowa, niemal zapierała dech w piersi. Czuł się nieco jakby miał lekkie zawroty głowy. Czy to tak działa wpływ wili? Matka wspominała, że są takie podejrzenia, jednak niewiele tak naprawdę to zmieniało w obecnej sytuacji.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Oczywiście. Ledwie sprowadzili się do Anglii a rodzina już zaczynała nastręczać potencjalnych kandydatów na męża. Nie żeby Oriane się tego nie spodziewała. I co do ich pierwszego wyboru także nie miała większych zastrzeżeń - z tego co pamiętała, choć nie pamiętała wiele, Raphael był przyjemnym w obyciu chłopcem. Mógł się jednak zmienić nie do poznania. W końcu kiedy ostatnio się widzieli jej wilowata krew jeszcze na niego nie działała - taki urok dzieciństwa, że nikt nikogo nie czaruje urodą; i wciąż jeszcze nie przeżyła swojego epizodu z Humbertem Humbertem. Właściwie, jeśliby o tym głębiej pomyśleć, to ona zmieniła się pewnie więcej niż on - doszła do takiego wniosku przesuwając mały filcowy kapelusik odrobinę bardziej w kierunku czoła zanim przypięła go ostrożnie do włosów paroma szpilkami do kapeluszy. Pogoda - chmurna i bura - zdecydowanie wołała o pelerynę oraz kapelusz zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę jak padało poprzedniego dnia.
Traktowała to spotkanie dużo bardziej jak biznes niż romans. W końcu małżeństwa bogaczy są w gruncie rzeczy umowami biznesowymi. Oczywiście, normalne małżeństwa też są umowami - ludzie często o tym zapominają podpisując swoje urzędowe papiery - te jednak związują dwie osoby, których rodziny nie liczą na wynikający z nich prestiż.
Oceniła się w lustrze z purpurową peleryną w dłoniach. Obcisła, czarna skórzana spódnica za kolano zapinana na całej długości guzikami, wpuszczona w nią dzianinowa bluzka ze stójką - dla załagodzenia snobistycznego efektu spódnicy; buty na kanciastym obcasie z czarnymi napiętkiem oraz paskiem zapinanym na kostce, z palcami przysłoniętymi haftowanym w kwiaty fioletem, obowiązkowe pończochy w odcieniu nie-udającym skóry. Doprawdy, te wszystkie brązowe i cieliste skarpety, pończochy - okropność. Cóż - orzekła Oriane zapinając łańcuszek łączący poły peleryny sięgającej za łokieć - jakoś to wygląda. Złapała przygotowaną torebkę i wyszła z sypialni niemal wpadając na młodą czarownicę zatrudnioną jako pomoc domowa, tego dnia zaś oddelegowaną by pełnić rolę przyzwoitki.
Najbliższy kominek, puf! i Londyn. Przyzwoitka okazała się być dobrą przewodniczką - Oriane pojawiła się perfekcyjnie spóźniona o cztery minuty, z przyjaznym uśmiechem już wymalowanym na urokliwej buzi. Pogłębił się nawet odrobinę na widok przystojnego chłopca, co tak szarmancko się przywitał.
- Dzień dobry - odparła tym samym przywitaniem, dokładnie jak należało. - Ty również prezentujesz się doskonale, monsieur Keighley. - Odbiła piłeczkę i nawet była w tym szczera, po czym zbliżyła otrzymany bukiet do twarzy. Zaciągnęła się rozlicznymi woniami z lekka mrużąc oczy. - Bukiet jest przepiękny, merci mille fois.
Uwielbiała kwiaty. Ciągle - jak za dziecka - je uwielbiała. Pamiętał? Mała szansa. Mimo wszystko prezent, choć mało zaskakujący, był cudny.
Z delikatnym skinieniem głową w podziękowaniu za podtrzymanie drzwi wkroczyła do restauracji. Cóż, była typem osoby co wkracza - nie wślizguje się chyłkiem ani tym bardziej nie wchodzi ot tak, po prostu. Zwracała na siebie uwagę i było jej z nią do twarzy. Jeszcze przy stacji menedżera sali zaproponowano jej wazon na bukiet - jakże mogłaby odmówić? Tak więc kiedy oboje zasiedli przeznaczony im kelner, jak na dobrego kelnera przystało, przyniósłszy bukiet w wazonie oraz dwie karty, przedstawił się i zniknął pozwalając im rozmawiać w czasie do namysłu.
- Postaram się nie opróżnić zamówieniem skrytki Keighleiów! - Rzuciła żartem z cichym, krótkim śmiechem i delikatnym potrząśnięciem głowy.
Przymrużyła nieznacznie oko na jego pytanie. Zerknęła skosem ku górze, usiłując przywołać wspomnienia. Co to była za okazja? Kiedy to było?
- Mon dieu, nie jestem pewna - potrząsnęła znów głową, tym razem dla podkreślenia własnego braku konkretnej wiedzy. Przeniosła wzrok, przenikliwy i czarny w delikatnym półmroku restauracji, na twarz rozmówcy. - Jednakże zdaje mi się, monsieur, że miałeś długie nogawki. To by wskazywało bardziej na późne siedem albo nawet osiem lat, non?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Uśmiechnął się pociesznie na jej komplement, jak i również widząc jej zadowolenie z bukietu. Podobał jej się, zdecydowanie, a to sprawiło, że i jemu zrobiło się cieplej na duszy. Wypadało kupić kwiaty, ale sam z siebie też przecież chciał ją jakoś uszczęśliwić. Nie wiedział, że uwielbiała kwiaty, ale właśnie się dowiedział. I zapach jej odpowiadał! Dobrze wiedzieć. Mniej dobrze bezczelnie podsłuchiwać jej myśli, ale nie miał na to wpływu, czego bardzo żałował. Choć pogodził się w większości z "hałasem" każdego dnia, nadal nie uważał za poprawne i właściwie by nawet wbrew woli słuchać czyichś myśli. Czasem starał się rozpraszać samego siebie, byle nie podłuchiwać. Matka wiedziała zawsze dokładnie kiedy to robił, zdawał się odpływać wtedy w inne rejony kraju i nie kontaktować co się w ogóle do niego mówi.
Pamiętał już sprzed lat wstawki francuskiego, jakie prezentowała Oriane mówiąc cokolwiek. Pojawiały się dość często na końcu zdań czy jako przerywniki, zwroty grzecznościowe nadające wypowiedzi nieco bardziej szlachetnego wydźwięku, tak jakby jej postawa, gest i ton już nie były maksymalnie perfekcyjne. Uważał to za urocze. I naturalnie skoro spotkali się tu w jasnym celu, mianowicie poznania się jako możliwie przyszli mąż i żona, Raphael nie mógł powstrzymać się od myślenia jak by to było, gdyby byli razem. Czy dogadywaliby się? Czy lubiłby ją? A może byłby w stanie nawet ją pokochać i mieć w niej nie tylko żonę na papierku, ale partnerkę w życiu? Był romantykiem, oczywiście, że takie myśli się pojawiały.
- Cieszę się niezmiernie, mademoiselle. - Skłonił się nieznacznie tylko, by zaraz poprowadzić ich do restauracji.
Zaśmiał się krótko, lekko, wręcz uprzejmie, choć był to niezamierzenie gest bardziej wykuty niż spontanicznie szczery. A to tylko dlatego, że po prostu nie wypadało parskać przy stole, musiał się powstrzymywać! Poza tym to zdanie z lekka zabrzmiało jak krypto szpiegostwo na ile fundusze jego rodziny są godne. Nie miał tu nic do ukrycia, w zasadzie chyba też po to się spotkali? Chociaż ich rodzice już sami tę kwestię dogadali, a jednak to nie wykluczało ich własnych dociekań. Chociaż nie wątpiła w jego bogactwo rodzinne, inaczej by już o tym wiedział, chociażby z jej głowy. Głupio mu było szalenie, że w ogóle do niej zaglądał, ale co mógł zrobić? Nie chciał się rozpraszać żeby nie wyjść na olewczego wobec niej, absolutnie.
- Bez obaw, to nie byłoby możliwe nawet gdybyś miała niemoralnie wielki apetyt - odpowiedział z uśmiechem, a nawet rozbawieniem, wizualizując sobie w głowie dzikie żądze dziewczyny. - Wydaje mi się, że mogło być koło ośmiu. Bardzo dawno, mam wrażenie, że drugie życie temu.
Zaśmiał się lekko, wodząc wzrokiem po jej twarzy. Była przepiękna, taka... Aż nienaturalnie perfekcyjna. Czy to właśnie jest cecha wili? A może po prostu ma niezwykłą urodę? I czy miał prawo oceniać ją wobec jej przypadłości kiedy sam miał swoje za uszami?
- Mówiono mi, że wyrosłaś na piękną kobietę, jednak uważam, że piękna to lekkie niedopowiedzenie. - Uśmiechnął się do niej szczerze, bez podtekstu, a jedynie z uroczą pogodą ducha w oczach, kiedy to naprawdę po prostu cieszył się, że ją widzi. - Do zeszłego roku uczyłaś się w Beauxbatons, oui? Opowiesz mi jak tam jest?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Cóż, podobny żart mogący sugerować, że dziewczyna usiłuje wywiedzieć się jak głębokie są kieszenie Keighleyiów, byłby nawet w głowie Oriane kompletnie niewłaściwy, ponieważ po dłuższym namyśle mógł postawić również sytuację materialną Boleynów pod znakiem zapytania. Mógł, po tym namyśle, poddać w wątpliwość czy przypadkiem ten stary, stary ród nie próbuje oddać swojej jedynej dziedziczki w ręce bogaczy bo, być może, jego własne kieszenie potrzebują zrzucić ją i jej potrzeby finansowe na cudzą głowę. Oriane czuła się jednak bezpieczna pod tym względem - wiedziała, że nie wygląda biednie, wciąż też istniał fakt niedawnego zakupu aktualnego zamku oraz jego częściowej przebudowy. Jeśli ktoś ma wystarczająco złota, by zamek kupić i przerobić, i się przeprowadzić z kraju do kraju wciąż pozostając w posiadaniu poprzedniej nieruchomości? Cóż, nie ma tu zbyt wiele miejsca na wątpliwości.
Zaśmiała się bezgłośnie, leciutko mrużąc oczy w szczerej aprecjacji komplementu.
- Mam nadzieję, że niedostateczna pochwała mojej urody to najgorsze, co się o mnie mówi - odparła przewrotnie, leciutko unosząc jeden z kącików ust nieco wyżej, błyskając swoim szachrajskim podejściem do słownych potyczek.
Uwielbiała podobne sytuacje: gdzie swoją odpowiedzią sugerowała tak wiele, choć rzuciła tylko jednym zdaniem! Bo podobnym uśmieszkiem kobietki słodko-kwaśnej i podobnymi słowy nie potwierdzała, że również uważa się za bardziej niż po prostu piękną ale próżno w nich szukać zaprzeczenia; takimi słowami niby ciągnęła go za język, by zareagował na sugestię plotkowania w jakiś interesujący ją sposób a jednocześnie dodawała sobie tajemniczości: bo może rzeczywiście jest za tą prześliczną buzią coś mroczniejszego, fascynującego, czego nie wie nikt i och! może właśnie ON miał szansę ją pociągnąć za język, dotrzeć do tej ledwie zasugerowanej tajemnicy?
Lubiła mieć na sobie uwagę mężczyzn. Nic dziwnego więc, że wiedziała jak ją prowokować.
Na wspomnienie o Beaux uśmiech Ori złagodniał. Spuściła wzrok na kartę dań, przesunęła po jej brzegu kciukiem, przełykając sprawnie tęskne westchnienie. Wiedziała, że zmiana szkoły była powinnością wobec której próżno było dyskutować; że niepotrzebnie usiłowała wykłócić powrót do akademii, w końcu co by przyszło z przeprowadzki młodej Boleynówny do Anglii gdyby nie miała szansy dać się poznać Angielskiej puli potencjalnych sojuszników i wrogów?
- Nie sądzę, bym była w stanie powiedzieć coś, czego już nie opisują rozliczne teksty na temat szkoły - rozpoczęła, delikatnie unosząc brwi, jakby dla zaznaczenia, że oto właśnie chce wciągnąć Raphaela w nieco poważniejszą dyskusję. - Potrafię jednak, po godzinach studiów nad tekstami o Hogwarcie, wskazać główną różnicę, której dostrzeżenie jedynie zwielokrotniło mój szacunek wobec Académie de Magie Beauxbâtons. - Po tych słowy uniosła czarne, badawcze spojrzenie na twarz rozmówcy. Chciała dostrzec reakcję malującą się na jego obliczu w chwili zrozumienia, że widzi w Hogwarcie jakiś grzech, co jedynie ją do Angielskiej szkoły dodatkowo zniechęca.
Wbrew pozorom ta reakcja była ważna pod kątem ich potencjalnej wspólnej przyszłości. Czy młody Keighley ma otwarty umysł gotów usłyszeć potencjalnie podkopujące jego światopogląd słowa? A może jest zatwardziały w swoich drogach, antagonistyczny wobec wszelkich słów mogących ściągnąć pod kopułę jasnych włosów choćby ślad dysonansu rozpoznawczego? W najnudniejszym przypadku mógł też okazać się w swojej reakcji pustą muszlą, nudnym dzbankiem, którego zawartość stanowią cudze opinie, których ani nie uznaje za świętości do obrony ani za prawdy co mimo wszystko można podważyć?
Jednocześnie samą siebie przedstawiała jako dziewczę dyplomatyczne ale i śmiałe, posiadające własne zdanie. Nie była potencjalną domową kurą, milczącym a uśmiechniętym dopełnieniem obrazka, co jednocześnie mogło odstraszyć chłopca gdyby chciał kiwającą głową partnerkę bez opinii lub zachęcić jeżeli pragnął równorzędnej sobie partnerki bizneso... Ekhym. Potencjalnej żony.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Uśmiechnął się do niej ze szczerym rozbawieniem, choć nadal uważał by się nie szczerzyć bardziej niż wypada. Skłonił się po sekundzie lekko w uznaniu.
- Zapewniam, że nie słyszałem złego słowa w twoim kierunku, pani.
Umiał być urokliwą osobą! Umiał się zachować i być niemalże szarmancko sympatycznym dżentelmenem. Niech tylko Oriane poczeka i da im szansę, a wkrótce będzie jej recytował wiersze i zabierał na romantyczne spacery w urokliwe miejsca, jak brukowane uliczki Pokątnej w półmroku zachodzącego słońca, czy przedmieścia pachnące świeżo wyrośniętą trawą, lasem majaczącym w oddali i kwiatami wyglądającymi zza kępek zieleni. Raphael doceniał piękno otoczenia, jak i piękno chwili, niczym rasowy poeta romantyk opiewający ciepło promieni słonecznych i tchnienie wiatru.
Pokiwał głową z większą powagą niż dotąd, słuchając jej wypowiedzi. Rozumiał jej słowa, nie tylko poprzez zwyczajnie obraz francuskiej szkoły z jej głowy, ale i po prostu znając zmianę, z jaką mogła się teraz mierzyć. Wielu uczniów Hogwartu zdawało się uważać, że jest to jedyna właściwa szkoła i nie godzi się zarówno chwalić innych szkół, jak i w ogóle tolerować stwierdzenia, że może Hogwart jest w czymś gorszy. Raphael nie należał do tych osób. Szkoła jak szkoła, każda miała swoje plusy i minusy, nie uważał żeby któraś była lepsza albo gorsza. Tak naprawdę to była kwestia personalnych oczekiwań i światopoglądu, zupełnie subiektywna ocena i należało uszanować każdą. Naturalnie, on uwielbiał Hogwart, ale też nie znał innych szkół. Jak więc mógł powiedzieć, że woli coś od czegoś, jeśli nie zna obu stron? To zupełnie niewłaściwe i ograniczające.
- Jaka to różnica? Poza tym, jak sądzę, że Beauxbâtons jest zdaje się znacznie bardziej skupiona na nauce manier i generalnie obycia w społeczeństwie, podczas gdy w Hogwarcie liczy się przede wszystkim wiedza z dziedzin magicznych i niewiele poza tym.
To była prawda, przykra, ale prawda. Absolutnie nie brzmiał jakoby uważał, że to coś dobrego, bo wolałby jednak żeby i takie zajęcia się odbywały. To nie była szkoła, do której szło się nauczyć poprawnego zachowania w grupie czy tego, co wypada, a co nie. To była szkoła, gdzie trzeba się nauczyć rzucać zaklęcia i rozpoznawać istoty magiczne. A potem ci wszyscy uczniowie wychodzili doskonale radząc sobie z magią, ale zupełnie nie potrafiąc zachować się w towarzystwie, które zwraca uwagę też na takie szczegóły. On miał szczęście, był uczony tego w domu i potrafił poradzić sobie doskonale w sztuce dyplomacji czy ot spotkania towarzyskiego jak dzisiejsze, co nie było takie znowu proste i oczywiste dla pewnych osób, jak było dla niego. Niewiele osób potrafiło zachować się poprawnie, najpewniej prowokując ogrom skandalicznych sytuacji.
Dobrze jest mieć dobre wykształcenie i unikać podobnych niezręczności.
- Plusem jest to, że w tym kierunku chociażby my mamy wykształcenie ze strony naszych rodzin, ja indywidualnie. Minus to niestety fakt, że mało kto w Hogwarcie ma pojęcie o manierach.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Jeśli miała poczekać - mogła poczekać, nigdzie się jej nie spieszyło. Zwłaszcza jeżeli nagrodą miało być wspólne czytanie poezji w pachnących kwieciem ogrodach czy filozoficzne dyskusje o stanie społeczeństwa podczas spacerów w mieniącym się różowością oraz miedzią świetle wieczornym. Tak, to brzmiało jak romans na jaki mogłaby się pokusić. Żadnych wybuchów namiętności, hormonów, tajemnic. Jedynie słodycz wspólnego dorastania do dojrzałego związku oraz czystość komunikacji.
- O, brak manier to zdecydowanie część różnicy o jakiej myślę. Jej niefortunny skutek uboczny - przyznała rację Raphaelowi, zdecydowanie pozytywnie odebrawszy jego podejście do potencjalnej krytyki.
Być może jego ta różnica nie dotknie, kto wie? Istniała także szansa, że ze względu na swój społeczny status był więcej winny różnicy poprzez same koligacje niż się oboje mogli spodziewać. Miał także całkowitą rację wytykając między słowy drobną winę Beaux - że wyrzucało w świat czarodziejów dużo mniej wszechstronnych, skupionych na pojedynczych sztukach magii. Nie na darmo Francuscy czarodzieje słyną z tworzenia zaklętych przedmiotów; tak, nacisk na doskonałość w zaklęciach był silny. Nacisk na perfekcję w wybranej dziedzinie był znakomitą, mimo wszystko, w oczach Oriane zaletą. Tworzył perfekcjonistów, osoby ambitne z dużą szansą by ich nazwiska zapisały się w historii magicznego świata jako wynalazców tego czy tamtego. Jak alchemik Nicholas Flamel, na ten przykład.
Miała już kontynuować, zagłębić się w swój wywód, kiedy pojawił się obok nich kelner. Widać było, że chłopiec z całych sił próbował pokazywać taki sam szacunek im obojgu a mimo to uśmiech oraz wzrok kierowały się głównie w stronę Oriane. Życie półwili bywało w ten sposób uciążliwe i rozkoszne naraz.
Jakieś grzeczności, którym pozwoliła przepłynąć mimo uszu, oraz wyczekiwane w końcu pytanie o posiłek.
- Proszę przekazać szefowi kuchni, że chcę być uwiedziona - posłała wraz z tymi słowy zalotne spojrzenie spod rzęs Raphaelowi, chcąc mu nieco zamieszać w głowie. - Oczekuję niespodzianki. Oraz lampki wina do głównego dania - tym razem to kelnerowi posłała uwodzicielskie spojrzenie, skupiając nawet wilowatą krew, by nawet nie pomyślał o podważaniu jej prawnej możliwości jeśli chodziło o alkohol.
By chciał zadowolić prześliczną klientkę, by stanął na głowie w tym celu. Dlaczegóżby nie? Niech myśli, że ma szansę stanąć w szranki z Raphaelem.
- Och! Tylko żadnych krwistych puddingów. Zbyt krótko jestem Angielką, by mieć do nich zaufanie - zaśmiała się cicho, aksamitnie, zwracając twarz ku rozmówcy. - Raphael? - Dała mu tym samym znać, że skończyła składać swoje jakże niekonkretne zamówienie.
Odczekała kulturalnie aż potencjalny kandydat na męża złoży swoją część zamówienia, starając się jednocześnie strzelać oczami za okna czy dyskretnie zerkać na innych patronów restauracji - byle żeby nie rozpraszać Raphaela ani, tym bardziej, kelnera co przedłużyłoby tylko jego obecność przy stole.
- Wracając do tematu różnicy jaką dostrzegłam - zawiesiła na moment głos, spauzowała, dając młodemu mężczyźnie chwilę by wrócił do gry i skupił się na rozmowie. - Académie de Magie Beauxbâtons nie oferuje zajęć ze sztuk oraz literatury, i nie nakłada na uczniów pierwszych lat wymogu uczęszczania na zajęcia z savoir-vivre, jedynie dla znajomości tychże tematów czy obycia - rozpoczęła, lekko pochylając się ku monsieur Keighley'iowi; chciała wciągnąć go w aktualną dyskusję, zobaczyć jak poradzi sobie z argumentami. - Sztuki uczą kreatywności, uwieczniania własnego punktu widzenia. Literatura uczy interpretacji, wolnomyślenia, buduje podstawy dla logiki oraz rzeczowej argumentacji. Savoir-vivre, jak sam zapewne zauważyłeś, daje czarodziejowi swego rodzaju pewność siebie. - Uśmiechnęła się nieco szerzej, skinęła na te słowa głową ku Raphaelowi, na znak, że jego maniery nie pozostają niezauważone. - Słowem, mon amie, Beaux dba by wypuścić w świat ludzi pewnych siebie, intelektualistów szanujących tak piękno jak krytyczne myślenie. Indywidualistów. - Podniosła dłoń, jakby chcąc przerwać chłopcu odpowiedź zanim cokolwiek zdążył powiedzieć. - Wiem: brzmię jakbym swojej poprzedniej szkole śpiewała hymny pochwalne. Jak mogę jednak tego nie robić, kiedy z każdym kolejnym tekstem traktującym o Hogwarcie widzę coraz więcej szkodliwych dla społeczeństwa oraz tworzących go jednostek praktyk szkodliwych?
Opuściła dłoń by spleść palce na podołku; przechyliła leciuchno głowę, uciekła gdzieś spojrzeniem, jakby nie mogąc uwierzyć że i ona wkrótce będzie tych praktyk przedmiotem.
Uniosła spojrzenie na Raphaela - nagle prześwietlające, jakby gdzieś w ich ciemnej barwie krył się rentgen. Mówiła przez dłuższy czas, zakończyła pytaniem zanim podjęła tę małą pauzę - pozwoli mężczyźnie zdecydować czy chce poznać dalszą część jej myśli; a może po prostu nie chciała powiedzieć na głos swoich obaw, jakby milczenie pozwalało wierzyć, że się myli.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Pokiwał głową lekko. Wiedział, że ma rację i choć nie uważał wcale Hoogwartu za najgorszą szkołę, to miała wady. Tak jak i francuska szkoła, nie miał zamiaru idealizować żadnej strony. Miał jednak pojęcie co do tego ja to widziała Oriane, choć wolał zdecydowanie jak sama mu o tymm opowiada. Ale jej myśli były głośne, naturalnie, bo nie miała pojęcia, że są słyszane. I niestety, nie miała głosu w tej sprawie i był przekonany, że by mu nie uwierzyła, że on też nie chciał tego wszystkiego słyszeć. Nie z pogardy czy pożałowania, zupełnie nie takie kierowały nim uczucia, a z szacunku do jej prywatności. Koszmarnie jest tak podle komuś ją odbierać, nawet jeśli i on nie był decyzyjny.
Jego uwaga skupiła się na kelnerze, przez co, a może dzięki czemu, myśli jakoś się rozproszyły i na chwilę było ciut ciszej. Sekunda, może dwie, kiedy po raz milionowy miał cień nadziei, że może uda się mu utrzymać trochę dłużej ten stan rzeczy, by zaraz przekonać się, że nie ma na to szans. Za to urok blondynki sprawił, że jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu gdy przyglądał jej się nieco badawczo. Przyglądał się jak układa usta składając zamówienie i mruga ponętnie, a jego serce na chwilę zgubiło schodek. Zaraz jednak wrócił na ziemię gdy odezwała się miękko bezpośrednio do niego. Zamrugał, odchrząkując i nikle marszcząc brwi, po czym spojrzał na kelnera przyjaźnie.
- Poproszę to samo, włącznie z winem, a na deser Classic Victoria Sponge.
Kelner zapisał pospiesznie zamówienie, by skłonić się i zniknąć w amoku pracy, dzięki czemu para ponownie została zostawiona w spokoju. Czy Raphael przejął się maślanym spojrzeniem chłopaka na swoją towarzyszkę? Nieszczególnie. Ani nie czuł zagrożenia z jego strony, jakkolwiek by to nie brzmiało, ani nie uważał, by nie miał racji - Oriane faktycznie była kobietą iście wybitną w swej urodzie, niemal sam sobie zazdrościł, że to jemu przyszło spędzać dzisiejszy dzień w jej towarzystwie.
Skupił się na potencjalnej narzeczonej bez problemu, w zasadzie odkąd tu byli, niewiele jego uwagę potrafiło rozproszyć. Nie zwrócił nawet uwagi jak niewielką wagę przykładał do otoczenia, które tylko on słyszał, tym samym poniekąd odcinając się od innych. Ironicznie, jako że to Oriane myśli nie chciał z szacunku słuchać. Posłał jej nawet przyjazny, nieco szerszy uśmiech gdy wspomniała o jego manierach. To miłe, że aktualnie jeszcze się przed nią nie wygłupił. Choć wierzył w swoje wychowanie, bywało, że przez samo rozproszenie robił z siebie przypadkiem debila. Modlił się w duchu żeby dzisiaj to nie nastąpiło...
- Les chefs-d’oeuvre ne sont jamais que des tentatives heureuses. - powiedział z lekkim uśmiechem, na chwilę zawieszając wzrok za oknem. To zdanie, które padło z ust niejakiej pisarki George Sand: arcydzieła nigdy nie są niczym innym, jak tylko szczęśliwymi próbami. - Hogwart ma wiele wad w istocie, chociażby brak zajęć humanistycznych i o charakterze prospołecznym, a ogrom obowiązkowości zajęć z naciskiem na ot "trzeba, bo trzeba" zniechęca wielu do wysiłku. Skupia się na tym żeby czarodzieje potrafili sobie poradzić jak najlepiej w każdych warunkach, przy czym od trzeciej klasy każdy uczeń może się częściowo ukierunkować na dziedziny, które są według niego najbardziej interesujące. To może być coś pozytywnego, jako że wielu uczniów przejmuje potem stanowiska w Ministrstwie Magii pod kątem wyuczonych dziedzin i wykonuje swoją pracę lepiej niż zadowalająco. Jednak jeśli się temu przyjrzeć, przyznam, że brakuje strony rozwoju intelektualnego i kreatywności w poszukiwanych rozwiązaniach, ale i przede wszystkim zapału i chęci nauki w ogóle. Nie bez powodu nacja francuska jest wzorem do naśladowania pod względem savoir-vivre chociażby, po prostu wykazuje się znacznie większym zaangażowaniem w tym kierunku. - Odchrząknął lekko, posyłając dziewczynie nikły uśmiech. - Wiele naprawiają zwyczajnie chęci, biblioteka szkoły zawiera nie tylko podręczniki i encyklopedie, ale też literaturę naprawdę wysokiej klasy, to mogę zapewnić. Niestety polega to tylko na chęciach więc nie umknie na pewno Twojej uwadze, że wielu uczniów z tej możliwości nie korzysta.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
- Ha! Et un peuple malheureux fait les grands artistes. - Skontrowała jego cytat własnym, zaczerpniętym z życia niejakiego Alfreda de Musset.
W tak okrężny sposób wyraziła swoją niezgodę ze słowami Sand. Bo żeby stworzyć arcydzieło nie wystarczył przypadek, potrzebny był także znakomity artysta a na tego trudniej trafić niż na zwykłą udaną próbę. Gdyby sztuka była jedynie zbiorem udanych prób świat opływałby w arcydziełach: a oboje wiedzieli, jako stworzenia karmione aprecjacją dla sztuk, że sprawa się tak nie ma. Szczere arcydzieła wciąż osiągały zawrotne ceny, nie mówiąc już o całym spreparowanym show jakim był rynek sztuk wysokich. Oriane po koniec swoich dni będzie prychać na niesamowicie drogi obraz przedstawiający czarne koło. Oczywiście, dało ono wraz z resztą obrazów z tej samej serii początek nowemu ruchowi w zakresie abstrakcji ale, na brodę Merlina, było to tylko czarne koło na białym tle!
Nie dała sobie jednak dać się pochłonąć własnym dywagacjom. Wręcz przeciwnie - z pełnym skupieniem, poświęcając całą swoją uwagę Raphaelowi, słuchała jego przemyśleń powiązanych w mniej lub bardziej wyraźny sposób z jej uprzednimi słowami. Przymrużyła nawet lekko lewe oko, swoim zwyczajem sięgającym najwcześniejszych dziecięcych lat, co zawsze świadczyło o szczerym rozmyślaniu i skupieniu. Cóż, mając pół roku do siedemnastki była w pełni świadoma tej oznaki, nauczyła się ją więc kopiować - tym razem był to jednak odruch w pełni naturalny.
- Hm, wymaganie wszechstronności jako zniechęcenie do skupienia się nad edukacją samą w sobie. Interesująca obserwacja, muszę przyznać. - Skomplementowała po chwili namysłu ze skinieniem głowy pełnym uznania.
Nie miała wciąż szczęścia bądź nieszczęścia - wkrótce się przekonamy którego - być aktywną uczennicą Hogwartu. Dopiero co została nią na papierze, i z papieru też miała całe na temat nowej szkoły doświadczenie, co oczywiście nie miało prawa rzutować się na pełen obraz. Jak na przykład na powyższą obserwację co wymagała bardziej intymnej znajomości szkolnej przestrzeni, bardziej osobistej.
Uśmiechnęła się jak sfinks, zadowolona, że mimo wszystkich swoich dywagacji nie odkrył do czego dążyła. Dawało jej to satysfakcję, jakby znajdowała się w intelektualnym wyścigu. Uwielbiała odwracać cudze światopoglądy do góry dnem dla samego efektu szoku, że tak urocze stworzenie jest aż tak rozmyślne. W końcu media nie są łagodne dla bogatych i prześlicznych blondynek, często malując je barwami głupoty.
- O ile twoje słowa niosą ze sobą wyjątkowo celne spostrzeżenia, et encore une fois znajdujesz się jedynie w odległej orbicie sprawy do jakiej dążę - przyznała tak z uznaniem dla nowej perspektywy, którą jej ukazał, jak z odrobiną rozbawienia dla tego jak udawało mu się tańczyć wokół sprawy bez celowego choćby o nią zahaczenia. - Choć, przyznam, że przez sekundę nie byłam pewna czy sam już nań nie natrafiłeś - zaśmiała się niemal bezgłośnie zasłaniając usta koniuszkami palców pozwalając rozbawieniu się rozpłynąć nim podjęła znów wątek. - Jak powiedziałeś, monsieur, uczniowie Hogwartu zajmują po szkole stanowiska wyspecjalizowane i wykonują świetną pracę, non? Tego się tyczy moja krytyka Hogwartu: że kształtuje czarodziejów potulnych. Sam podział na domy jest bardzo wyraźnym pokazem praktyk z dziedziny psychologii społecznej. Z tego, co rozumiem, podział ten nie służy niczemu poza kreowaniem konfliktu między arbitralnie stworzonym grupom młodych czarodziejów, oui? - Spauzowała na moment z lekkim, pretensjonalnym wydęciem usteczek, które samo w sobie pokazywało jej niesmak wobec podobnej struktury. - Pojedynczy uczniowie odpowiedzialni za przewiny wobec regulaminu cofają tym samym cały dom w rywalizacji o puchar, co skłania uczniów o silnie kompetytywnych zaciągach do ostracyzacji osób, które dane punkty straciły. Nie tylko warunkuje to przemoc emocjonalną między uczniami ale i niechybnie wspiera przymykanie oczu na łamanie regulaminu wewnątrz grupy określonej domem. - Zacisnęła usta, potrząsnęła ledwie widocznie głową, jakby mówiąc: "A to tylko czubek góry lodowej!".
Szczerze obawiała się podobnego środowiska. Brzmiało na niezdrowe, stresogenne i pełne niesnasek mogących przerodzić się w aktualną agresję. Nie zdziwiłaby się gdyby na miejscu się okazało, że uczniowie regularnie pojedynkują się ze złości albo krzywdzą na jakieś nieprzyjemne sposoby.
- Podobne podejście daje przyzwolenie na przemoc. Ofiary stają się agresorami, bo strach jest silniejszy niż empatia. Kolejny krok: desensytyzacja. Siedem lat podobnego traktowania młodego człowieka o wciąż kształtującej się osobowości? - Tym razem wyraźniej potrząsnęła głową, cicho parsknęła pojedynczym akordem pogardliwego, pozbawionego wesołości śmiechu. - Rezultatem mogą być jedynie zaszczute osoby podążające za głównym nurtem. Pokolenie po pokoleniu straumatyzowanych czarodziejów. Quelle horreur.
Może nie miałaby aż tak wiele niesmaku wobec całego procederu gdyby nie fakt, że literalnie niespełna tygodnie ją dzieliły od stania się jego częścią. A czego jak czego, ale traumy to ona już miała dość na jedno życie, merci.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Słysząc jej odpowiedź na jego cytat, uśmiechnął się szerzej. Bardzo dobra odpowiedź, i prawdziwa. Wiedział to bardzo dobrze, starczyło nawet przejrzeć historie najznamienitszych artystów - życia pełne udręk i cierpienia, prób, tęsknot. Pełne emocji i chwil trudnych, po prostu.
Słuchał nie tylko jej słów, naturalnie, zatem jego przemyślenia były nieco szersze niż sama zdawała sobie z tego sprawę. Miał w końcu nieco więcej informacji niż przekazała i jego zaufanie rosło zdecydowanie gdy tak obserwował, że dziewczyna myśli i mówi to samo. Zatem nie była wobec niego fałszywa i zwodząca, nie prowokowała go dyskusją, a rozmawiała z nim po prostu o wspólnych przemyśleniach i opiniach. Nie było to oczywiste ani w zasadzie zbyt częste, tym bardziej doceniał takie podejście i to, że widać miała do niego szacunek na tyle, by nie robić z niego durnia. Nie to żeby się czegoś takiego obawiał, ale nie widzieli się tyle lat, kto wie? Nie znali się już, jedynie z widzenia czy dalekich wspomnień. Poza tym, przekleństwem jego daru, jednym z wielu, była bardzo duża świadomość tego, jak dwulicowi i wstrętni są ludzie, i jak wielu z nich ukrywa w sobie te podłe strony pod maską fałszywej przyjaźni. Obrzydliwe.
Słuchał jej z największą uwagą, a w jego umyśle rodziło się coraz większe zdziwienie jak daleko i skomplikowanie poszły rozmyślania dziewczyny. Właściwie, faktycznie brzmiały logicznie i niczym koniec świata, gdyby nie to, że... No, nie było tak. Uczył się od zawsze w tej szkole i wiedział, że po prostu było zupełnie inaczej i czarny scenariusz napisany na podstawie książek i drzewka następstw przy obecności szkodliwego otoczenia niekoniecznie w pełni się realizował w szkole. A potem zorientował się, że... No właśnie, on się tego nie bał, bo wiedział jak wygląda szkoła, jak tam jest. Ona nie wiedziała. Może bała się, że tak będzie z nią? I nagle jej pełne napięcia zachowanie nabrało sensu, choć z lekką podpowiedzią jej głowy.
Patrząc na nią z pełnią sympatii i ciepła niczym wschodzące letnie słońce, uśmiechnął się przyjaźnie, lekko. Nawet odczuł chęć ujęcia ją za dłoń, zmniejszenia dystansu i powiedzenia, że wszystko będzie dobrze, jednak powstrzymała go myśl wpojonych zasad i faktu, że na pierwszym spotkaniu po latach nie przystoi, zdecydowanie.
- Wszystko ma jak najbardziej sens naukowy, psycholog by się zgodził z pewnością. Tylko w praktyce tak niekoniecznie jest. - Odetchnął, zastanawiając się chwilę, przesuwając lekko zamyślonym wzrokiem gdzieś za oknem. - Gdyby tak się działo, na pewno by to zmieniono. Wierzę, że poza tradycją, która sięga bardzo daleko, w stosunku do podziału na Domy, idzie za tym też pewien komfort dla uczniów. Tworzy bezpieczeństwo, miejsce ludzi, którzy są jak ty, mają podoby styl bycia, mentalność, charakter. Naturalnie, wszyscy są bardzo różni, ale w zbliżony sposób. To pomaga w znajdowaniu swoich przyjaciół czy spaniu spokojnie, z kimś, kto masz chociaż zarys tego, jaki jest, aż poznacie się wszyscy i w ogromnej większości okazuje się, że po kilku latach to twoja druga rodzina. Punkty domów... Chyba przeceniasz ich wartość. Oczywiście, każdy się stara, jednak też nie reaguje ostracyzacją jak coś pójdzie źle. Czassem tak bywa, a Puchar poza satysfakcją nie daje nic. Nie ma służyć walce o wygraną, ale zniechęcić do tego, żeby wykraczać poza regulamin, by nadać karę dodatkową od szlabanów. A odnośnie chęci podporządkowania sobie grupy, oczywiście, na pewno w pewnym stopniu taka próba jest, jednak uważam, że jest tak wszędzie. Zależy wszystko od nas, czy mamy tego świadomość i dokonujemy wyborów własnych i świadomych, czy też nie.
Tu zamilkł na chwilę, by zawiesić na Oriane ciepłe spojrzenie.
- Wierzę, że się odnajdziesz w Hogwarcie, Oriane. W zasadzie, nie uważam żebyś miała z tym większy problem, może poza potrzebą przywyknięcia, że manier takich jakich nas uczono, niewielu zna i stosuje.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Widząc jego uśmiech na jej cytatową ripostę sama uśmiechnęła się odrobinę szerzej. Zrozumiał co miała na myśli! Świetnie - ich umysły musiały nadawać na podobnych falach, skoro tak łatwo dogadywali się nawet w cudzych słowach. Jeśli miałaby ocenić w tamtej chwili Raphaelowy potencjał na męża powiedziałaby, że jest najlepszym kandydatem jakiego do tej pory miała okazję poznać. W końcu ważne jest w małżeństwach tego konkretnego typu, by oboje potrafili współpracować. O ile łatwiej współpracować z osobą, która komunikuje się w podobny sposób? Komunikacja to pół drogi do sukcesu, można by stwierdzić w napływie odwagi.
Uśmiech zniknął jednak za kolejnymi słowami Raphaela, ustępując miejsca delikatnemu sznurowaniu ust w pełnej skupienia minie świadczącej nie tylko przymrużeniem oka, że dziewczyna słucha z ogromną uwagą. O ile łatwo byłoby uwierzyć w gładkie słowa - Oriane nie była typem wierzącym.
Kiwała delikatnie głową na co ważniej brzmiące fragmenty wypowiedzi, skutecznie zmuszając się, by nie zacząć formułować odpowiedzi zanim chłopak przestanie mówić. Mogłaby wtedy rozproszyć się, nie zrozumieć całości przekazu - a ten chciała poznać cały. Skupiała się na Raphaelu tak bardzo, że nie dostrzegła w pierwszej chwili jak przy ich stoliku pojawił się kelner, najwidoczniej uznając ich stolik za bardzo ważny, skoro najwidoczniej popędził kucharza aby wziął ich jedzenie za priorytet.
Kelner zastał Oriane nagle rozpogadzającą się, łagodniejącą na buzi w wyrazie wdzięczności za miłe słowa.
- Dziękuję za wiarę we mnie - odparła, co prawda wciąż mając w głowie śladowy plan na odpowiedź, przenosząc jednak uwagę na rozkoszne zapachy dobiegające z tacy oraz młodego kelnera.
- Pozwoliłem sobie przekazać szefowi kuchni, że mamy do czynienia z młodą damą dopiero co zamieszkałą w Anglii - kelner zaczął mówić z szerokim uśmiechem, według Oriane nieco głupkowatym - zdecydował się więc uwieść panienki zmysły daniami wywodzącymi się z Wielkiej Brytanii - skończył swój wstęp stawiając przed nią talerz z pewnością siebie osoby, która robi to nie pierwszy raz.
Elegancko przystrojone danie z trzema jakby mięsnymi koreczkami na ciepło? Idealnej wielkości na przystawkę i och! pachniało przerozkosznie. Oriane pozwoliła sobie uśmiechnąć z rozmarzeniem na ten słodkawy zapach.
- Na przystawkę diabły na koniu. Drylowane daktyle nadziewane serem asiago wprost z Włoszech, owinięte szynką parmeńską. - Wyjaśnił, jak na kelnera w podobnej restauracji przystało.
- Oh la la, brzmi smakowicie.
Kiedy kelner przeniósł się ku Raphaelowi, by i jemu przedstawić jego danie, Oriane zaczęła konkretniej formułować swoją odpowiedź. Ale potem spojrzała dokładniej na rozmówcę. Nie, nie zrobi mu tego. Nie ma potrzeby wciągać go w bardziej zaangażowaną dyskusję o tym, że kiedy nauka stoi za jedną konkluzją a on się z nią nie zgadza być może jest to znak, że musi zrobić krok w tył i obejrzeć sprawę na chłodno. Że być może pokolenia zindoktrynowanych czarodziejów nie będą widzieć w podobnym systemie nic złego a on sam także w podobnym systemie pozostawał zbyt długo, zbyt głęboko weń zaangażowany, by zobaczyć wady. Że być może jest po prostu ofiarą bezsilności wyuczonej i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy - bo nikt nigdy tego nie wytknął.
Nie spyta nawet czy nie uważa za oznakę indoktrynacji faktu, że brzmiał w swojej odpowiedzi jakby nigdy wcześniej o tym nie myślał.
Odczekała po prostu aż kelner się oddalił by uśmiechnąć się ładnie, sięgnąć po pierwszy z kor... pierwszego z diabłów i rozpłynąć się z rozkoszy na kęs, który wzięła. Westchnęła błogo.
- Mon dieu, jeśli pozostałe dania będą równie cudowne zdecydowanie będę musiała tu wrócić! - skomentowała przełknąwszy oczywiście, żeby nie być - gasp! - niekulturalną.
Tym samym zasugerowała zmianę tematu. Na lżejszy. Dotyczący jedzenia. Może i z tego się coś rozwinie? Coś z mniejszym potencjałem na wywołanie gorącej dyskusji?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Uśmiechnął się do niej pociesznie, acz nieco oszczędnie, by nie szczerzyć zębów jak niewychowany baran, po czym skłonił krótko głowę. Dla niego nie było niczym dziwnym prawienie komplementów, ani niespotykanym. Taki był, trochę czaruś i szarmant, acz jeszcze w dobrym guście, nie tak jak obleśni, jedynie myślący, że są czarujący, faceci, którzy zasad dobrych manier nawet z daleka nie widzieli i w pierwszej chwili obśliniali biedne grzbiety dłoni kobiecych swoimi rozochoconymi ustami. Największa i najczęstsza niestety wtopa, a przy tym jaka potworna.
Słuchał kelnera w milczeniu, czekając aż przedstawi im obu dania - i zwracając uwagę, że przy Oriane bardziej się zaangażował. Nie złościł się, wręcz uznał to za naturalne, że mu się podoba. No, może trochę niesmaku budziło, że powinien się zachowywać dla każdego tak samo, ale miał z tyłu głowy ostrzeżenie matki o genetycznym pochodzeniu Oriane. Krew wili nie była łaskawa nawet dla tych, którzy mieli tego świadomość. Nawet dla niego, choć nie w pełni chciał się z tym zgodzić. Acz czy nie są w ten sposób "kwita"? To sprawiało, że z samym sobą jakoś było mu lepiej i swobodniej.
- Dziękujemy. - Powiedział uprzejmie do kelnera, który wkrótce odszedł wykonywać swoją pracę gdzieś indziej. I w czasie gdy on odchodził, myśli Raphaela zakołowały wokół myśli Oriane, a dokładnie przemyśleń dotyczących Hogwartu, jak i jego współistnienia w tej społeczności. Trochę go to uraziło, to prawda. Nie tak, by chować uraz zbyt długo, ale na tyle, by go to zakłuło. Nie uważał by to, jak przedstawiała to Oriane, miało się faktycznie w takim stopniu, jak to, jak to było w Hogwarcie. Uważał siebie za dość wykształconego by zauważać pewne rzeczy i nie twierdził, że wie wszystko, ani że Hogwart jest bez wad, jednak też nie czuł się i nie uważał, by był ofiarą celowego zabiegu kontroli tłumu. Gdyby tylko byłą w Hogwarcie, w zasadzie szybko najpewniej by uznała, że ten tłum cięzko kontrolować. W ogóle młodzież ciężko kontrolować, w momencie kiedy połowa przechodzi czas buntu nastoletniego i robi wszystko po swojemu. Poza tym, Nie widział nic złego w potrzebie nauki wielu dziedzin. Uważał to za potrzebne i pożyteczne, i niekoniecznie rozumiał dlaczego brak takich zajęć jak literatura czy savoir vivre, podział na domy, który był tak ekscytujący i nie dzielił, a łączył wielu uczniów wbrew pozorom... Jak to miało być czymś tylko i wyłącznie złym, czy w większości złym? Czy jej zdaniem każdy w Wielkiej Brytanii jest zmanipulowany tylko dlatego?
Może trochę też przejął się jej myślą, nawet w głowie zaangażował się w obronę Hogwartu i siebie, jednak powstrzymywało go jedno - oficjalnie nic z tych rzeczy nie wie i absolutnie nie mógł sobie pozwolić nawet na bycie podejrzanym o legilimencję. Bywał impulsywny, jednak tym razem faktycznie potrafił trzymać język za zębami i zachować zimną krew, choć przez chwilę wewnętrznego monologu ciśnienie lekko skoczyło mu w złości.
- Jedna z lepszych tutejszych restauracji. - Powiedział uprzejmie, posyłając jej oszczędniejszy nawet niż wcześniej uśmiech, choć nadal przyjazny. - Na Pokątnej, mam na myśli. Zachęcam, byłem tu już kilka razy i nigdy się nie zawiodłem.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Od czasów Humberta Humberta była wręcz paranoiczką; nastawiona na odbiór wszelkich potencjalnie negatywnych sygnałów musiała wychwycić zmianę w Raphaelu. Coś się w nim zmieniło - nie była pewna co, jednak... Podskórnie wyczuła zmianę. Albo może zobaczyła coś, czego świadomość nie potrafiła w jasny sposób zarejestrować, choć podświadomość to wychwyciła. W każdym razie Oriane poczuła jak spinają się mięśnie karku wraz z barkami, jak krew odrobinę przyspiesza natleniając mózg ze zdwojoną siłą. Czyżby potencjalny narzeczony miał jakąś ukrytą złą intencję, której ślad się ujawnił? Czy może uderzyła go krytyka Hogwartu bardziej niż przypuszczała? Jeżeli tak właśnie było musiała o tym wiedzieć; potrzebowała mieć w przyszłym mężu partnera, nie widownię. Potrzebowała osoby przy której czasem będzie mogła zarzucić perfekcję i być swobodna: czasem chora, czasem zmęczona, czasem zwyczajnie poirytowana.
Jeżeli udawał otwartość umysłu jak niby łatwiej by było przełamać aktorską grę niż wprawić w ruch odziedziczony urok magicznego stworzenia? Niesione przezeń rozkojarzenie w parze z nagłą bezmyślnością złamią skupienie na podtrzymaniu maski w parę jedynie chwil. Tak więc skupiła się odrobinę mocniej na swojej czarowności; ciało wiedziało co robić tak samo jak dziedziczna magia. Nie na darmo bardziej była wilą niż czarownicą dzięki dwóm pokoleniom czystej wilowatej krwi wplecionej ciasno w krew Boleynowską.
- Czyżbyś zachowywał najlepszą Londyńską restaurację w tajemnicy z nadzieją na kolejne spotkanie? - Zaśmiała się cicho, niemal samym wydechem, kokieteryjnie zerkając ku młodemu mężczyźnie spod rzęs i, niby w bezmyślnym odruchu, przesuwając wierzchem palca od czubka brody po połowę długości szyi.
Tak, drogi chłopcze, pozwól sobie pomyśleć o tym, że dziewczyna dotyka samej siebie; pozwól sobie patrzeć. Aby przedłużyć chwilę Oriane wsunęła w usta kolejny koreczek, niesymetrycznie uśmiechnięta jak lisiczka-szachrajka. Odłożywszy wykałaczkę na talerz przerwała swoje aktywne wilowate wpływy, co zapewne oczyściło nieco umysł nie tylko Raphaela ale i pobliskich osób interesujących się kobietami.
Pozwoliła ciszy trwać; pozwoliła Raphaelowi skupić się na nowo, wykorzystując ostatni koreczek jako wymówkę dla milczenia. Z lekkim przechyleniem głowy zastanawiała się o co następnie zahaczyć. Stała bowiem na rozstaju dróg, jeśli szło o temat rozmowy, i obie drogi zdawały się być ważne. Jedna lżejsza, druga bardziej za to związana z sytuacją...
Hm. Zdecydowała, że zanim zdecyduje, pozwoli mu odpowiedzieć na jej żartobliwy zarzut. Może odpowiedź pozwoli zgadnąć jak Raph widzi ją w kontekście biznesowo-małżeńskim - a to zdecydowanie będzie drogowskazem.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Czasami bywało bardzo trudne wiedzieć więcej niż wszyscy dookoła. A jeszcze trudniejsze było pilnowanie by inni nie zwrócili uwagi i nie wiedzieli, że on wie więcej. Z reguły nie musiał się na tym skupiać nadto o tyle, że niemal całe życie tak miał i weszło mu to w nawyk. Nadal jednak jego impulsywność i emocjonalność sprawiały, że przy trudniejszych tematach czy w sytuacjach w jakiś sposób testujących jego cierpliwość naprawdę potrzebował się bardzo skupić żeby nie oszaleć albo nie popełnić bardzo dużego błędu.
Teraz było to szczególnie trudne. Po części dlatego, że bardzo mu zależało żeby dobrze wypaść, ale i żeby po prostu dogadać się z Oriane, dać szansę ich relacji na coś więcej niż umowa małżeńska o podłożu czysto ekonomicznym. Po części dlatego, że frustrowało go gdy nie panował nad sobą, co paradoksalnie sprawiało, że panował mniej. Zdając sobie sprawę z tego, że Oriane zwraca uwagę na mniejsze gesty, drgnienia konkretnych mięśni, na mimikę zmieniającą się nieznacznie pod wpływem pewnych emocji, nie mógł powstrzymać spięcia. A zawieszając na niej wzrok na dłużej, chcąc jakoś się może wbronić, okazać, że jej się wydaje i wcale nie powstało żadne spięcie w powietrzu, pomimo sygnałów świadczących przeciwnie, zderzył się z rzeczywistością układania się z kobietą wilowatej krwi.
Nie żeby ją dyskryminował, absolutnie. W sumie przeciwnie, matka ostrzegła go przed Oriane już wcześniej i miał na uwadze żeby po prostu być możliwie czujnym. Ale okazywało się właśnie, że mógł sobie tą czujność wsadzić głęboko, bo blondynka po mistrzowskiemu na chwilę zupełnie rozproszyła jego skupienie. Patrzył na jej leniwie przesuwający się po ciele palec, na jej kokieteryjny uśmieszek i czarujący w istocie byt, i póki nie wycofała się ze swojego zdecydowanie dalekiego od niewinnego zabiegu, na chwilę trochę zgłupiał. Może nie był od razu psem z wywieszonym jęzorem, bez przesady, ale skutecznie na chwilę przestał nawet nerwowo wertować jej myśli i porządkować swoje żeby naprowadzić rozmowę na lepsze tory. Poniekąd, zrobiła to za niego. I to w pełni świadomie i specjalnie, co z jednej strony było imponujące, z drugiej go to wkurzyło. Poczuł się nieco... Jakby zwyczajnie sobie z nim pograła, choć przy tym nadal jej urok osobisty działał dość by nie dać się tej złości pochłonąć i pozostać pomiędzy nią, a respektem do tej pięknej, a zarazem niebezpiecznej kobiety przed sobą.
Odetchnął, odwracając wzrok w lekkim zmieszaniu, trochę zerkając po sali, a trochę po swoim daniu przed sobą. Uśmiechnął się uprzejmie, trochę w zmieszaniu, dopiero zaraz podnosząc znowu na nią wzrok, łagodniejszy, ale też bardziej... Ostrożny, jeśli było to widać.
- Może nie w tajemnicy, ale przyznam, że uznałem ją za miejsce docelowe na wspólne wyjście w przyszłości, bliższej lub dalszej w zależności od Twojej dostępności i preferencji. Aczkolwiek sama restauracja jest bardzo ekskluzywna, a też nie chciałem wywierać zupełnie niepotrzebnej presji w pierwszym spotkaniu bez naszych rodzin i przodującego tematu naszych planów na przyszłość.
Bo jednak lepiej poznać się na jakimś swobodniejszym gruncie niż w okolicznościach sztywnych i jak na galę rozdania nagród. Nie to żeby oboje nie umieli się w takich realiach odnaleźć, w zasadzie to całkiem łatwo, jednak czasem dobrze po prostu odpuścić dla dobra relacji może koleżeńskiej, a nie tylko "interesownej". Nie wyjaśniał tego szerzej jednak, nie będąc przekonanym do tego czy wypada aż tak wylewnie objaśniać to jak sobie to wszystko skrzętnie przemyślał, paradoksalnie już na tym etapie planując bardziej niż potrzeba i trochę właśnie zbyt roboczo do tego podchodząc.
- Mam nadzieję zaoferować ci jednak coś więcej niż drogie restauracje, jeśli tylko mi pozwolisz. - Dodał z nieco bardziej szczerym uśmiechem, bo naprawdę ogromnie się starał żeby ta relacja jakoś działała. Mimo że chwilowo był odrobinkę zdystansowany i zbyt ostrożny. - Co lubisz robić w wolnym czasie, Oriane? - Zapytał ze szczerym zainteresowaniem, przyglądając jej się uważnie i czekając na odpowiedź na rzecz tak prostą i przyziemną jak ot, hobby.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Ogłupiła go a mimo to podjął zaraz poprzedni wątek bez wielkiej zmiany w zachowaniu; miało to dwa potencjalne wyjaśnienia: był wyjątkowo uzdolnionym aktorem socjalnym lub wątek jego myśli był wystarczająco spójny i szczery, by chwilowe zawirowanie myśli go nie mogło zaciemnić a przerwać. Jedyna zmiana jaką dostrzegła? Większe zmieszanie, być może nawet opadło jego poprzednie zaaferowanie niezgodą, zaćmione odczuciami jakie swoim zabiegiem wyciągnęła z głębi jego ciała nieco bliżej powierzchni; słowem: nic, czego by się nie spodziewała po szczerej w intencjach osobie. Oczywiście, brała zapas na błąd, jednak wiedziała także, że czasem trzeba było podjąć ryzyko by coś osiągnąć. Potencjalne zyski powodzenia warte były potencjalnych konsekwencji porażki.
Uśmiechnęła się promiennie, przyjacielsko, na jego słowa o ekskluzywnej restauracji oraz niechęci wobec wywierania na jej małej osóbce presji.
- Nie mówiąc już o tym, że w podobnej restauracji trudniej byłoby zapomnieć o mojej przyzwoitce, non? - Zaoferowała przewrotny żarcik z wesołym błyskiem w oku, czekając tylko na dogodną sytuację pozwalającą na skok wiary.
Wysłuchała kolejnych słów z uśmiechem co złagodniał w zrozumieniu, skinęła główką lekko na znak, że owszem, pozwoli; że byłaby nawet chętna a nie tylko przyzwalająca. Zdecydowała zahaczyć właśnie o te jego słowa, zaraz po tym jak odpowie na pytanie o własne zainteresowania: bo było niewinne i delikatne, i idealne żeby ją nieco uczłowieczyć zanim przedstawi propozycję brzmiącą jak biznesowa transakcja. Bo była w końcu, w gruncie rzeczy, po prostu człowiekiem - nawet jeśli jedynie w ćwierci - i nie chciała wypaść jako jedynie rozrodna krowa szukająca byka; robot bez duszy wypełniający zaprogramowane weń linijki kodu.
- Kiedy byłam młodsza uwielbiałam polowania z sokołem - odparła przenosząc wzrok gdzieś na skoś w bok, jak człowiek, co wspomina coś miłego.
Bo polowania z dziadkiem zapisały się w pamięci jako bardzo przyjemne chwile. Chwilka milczenia, nie obliczona, niezamierzona, szczera i zbyt krótka by Raphael mógł coś wtrącić. Wróciwszy z krainy wspomnień przeniosła znów oczy ku rozmówcy.
Kelner pojawił się jak wiatr, bez słowa zbierając puste naczynia. Najwidoczniej zrozumiał, że nie miał wielu szans z dziewczyną, co tak zapaliła się do rozmowy ze swoim towarzyszem.
- Teraz jednak bardziej się skłaniam ku konnej jeździe, jeśli chodzi o aktywność fizyczną. Och! I taniec. Szczególnie towarzyski oraz dworski! - Nietrudno było zobaczyć w niej człowieka kiedy mówiła o swoich zainteresowaniach. Aktualnie zdawała się być bardziej czarująca, w tej swojej gadaninie, niż kiedy była całkowicie kalkulująca. Kalkulowany czar miał podbitkę seksualną, uwodzicielską - ten rodzaj czaru jednakże był bardziej niewinny, dziewczęcy. -Poświęcam też dużo czasu grze na cytrze oraz pianinie - pominęła bezwiednie śpiew, całkowicie o nim nie pomyślawszy.
Wiedziała, że powinna zapytać o zainteresowania Raphaela. Ale miała ważniejszą misję na głowie - zanotowała jednak w pamięci powrót do tematu.
Kelner postawił przed nimi ich główne dania: Oriane przypadło cudownie wyglądające casserole z wolno gotowanej łopatki jagnięcej sparowane z lampką rozkosznie intensywnego Chateau Batailley Grand Cru. Ach, Bordeaux. Widać było, że szef kuchni znał się na rzeczy.
Milczała póki kelner nie zniknął po czym westchnęła leciuchno.
- Wybacz mi, - celowo wybrała angielszczyznę by uniknąć wszelkich niedopowiedzeń - że nie kontruję twojego pytania o hobby równym zainteresowaniem. Jestem zainteresowana, przysięgam. Czuję jednak potrzebę krótkiego powrotu do, powiedzmy, wpół poprzedniego tematu.
Może i brzmiała nieco biznesowo ale czuła się nieco niepewnie: stała na krawędzi, wystawiała nogę wprzód, podejmowała ryzyko. I miała nadzieję, że nie wybuchnie jej to w twarz. Liczyła na to, że brak modulacji głosu przemawiał dobitnie o szczerości - bo była w tamtej chwili całkowicie szczera.
Czekała na reakcję - przyzwolenie kontynuacji bądź tej odrzucenie - nie dotykając swojego posiłku.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Hetero |
Pióra: 99
Uśmiechnął się nieco tylko szerzej na jej odpowiedź, bardziej po prostu właśnie z uprzejmości niż faktycznie rozbawiony. Czuł i słyszał nieufność dziewczyny i starał się to zrozumieć. Naprawdę starał się też zrozumieć to, że mogła próbować jakoś go sprawdzić, na takie sposoby, jakie znała i potrafiła. Zamiast tego jednak jakoś nie był gotowy tak szybko się na to zgodzić i był zwyczajnie urażony, jak i trochę też się przestraszył. Nigdy nie spotkał kobiety takiej, jaką była Oriane i nie można powiedzieć, było to wymagające i trudne żeby zrobić na niej jakiekolwiek wrażenie, a przy tym nie dać się ogłupić. To drugie już zwalił, choć przecież nie było to jego winą ani wolą.
- Tak, to również. Chociaż jestem przyzwyczajony akurat do towarzystwa. - Albo masy głosów wszędzie, rzadko kiedy bywał sam i czuł się sam, niestety. Poza tym faktycznie w domu trochę służby mieli jednak, samo to sprawiało, że ciągle gdzieś ktoś był.
Nie wiedział czego spodziewał się po Oriane. Może czegoś artystycznego, jak pianino, i to faktycznie się potwierdziło. Malowanie zdawało się zbyt brudne, rysunek nie w punkt. Cytra może też go zaskoczyła, ale nie jakoś bardzo, po prostu nietypowy był to instrument. Taniec tez zdawał się czymś, do czego blondynka pasowała, jakoś tak... Miała odpowiedni wdzięk i aurę. Za to powolanie, pierwsze, co powiedziała Oriane, absolutnie go zaskoczyło jak tylko mogło. Nie spodziewał się zupełnie akurat tego. Sam nie lubił polowań, choć jazda konna była absolutnie najwspanialsza na świecie i tylko dlatego sobie często wybywał z domu jak miał okazję. Chyba mimo to był za łagodny żeby strzelać do zwierząt w lesie. Nie oceniał jednak, wiedział, że ludzie to robią i nie jest to niczym szczególnie niespotykanym. Jedynie nie jego bajka, zdecydowanie.
Pokiwał głową, przyjmując do wiadomości i nawet tworząc w głowie stosowny komentarz. Zanim jednak go wypowiedział, Oriane sama zdecydowała się odbiec jeszcze od tematu, jaki poniekąd narzucił. Popatrzył na nią nieco pytająco, z zainteresowaniem również. Czy miał jej jakoś za złe? Absolutnie, wyraxnie chciała o czymś porozmawiać i zasygnalizowała to w bardzo subtelny, uprzejmy sposób. Mimo to raczej się zmartwił, choć jeszcze nie był pewien skąd takie odczucie i starał się go nie pokazać.
- Absolutnie nie chowam urazy. - Powiedział łągodnie, posyłajac jej łagodny uśmiech mający ją w tym utwierdzić. - Nie krępuj się. - Skinąwszy głową lekko tylko, z szacunkiem, dał ejj sygnał, że słucha co też Oriane miała do powiedzenia.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Być może kiedy ich spotkanie się skończy i Raphael wyjdzie poza zasięg ogłupiającej obecności Oriane będzie miał szansę na mniejsze zdziwienie polowaniem. Ori była groźną osóbką, jak na swoją nieumiejętność walki oraz niemalże karłowaty wzrost, i polowanie było niemal jak metaforyczne przedstawienie jej osobowości: widziane w tych współczesnych czasach jako droga rozrywka bogaczy, wywodzące się jednak wprost z konieczności przetrwania. Rzecz mroczna za elegancką fasadą.
Taka mała myśl, całkiem prawie nie na temat: jakże łatwo znaleźć metafory a przenośnie w całkiem przyziemnej sprawie jaką jest hobby!
Bardziej na temat byłoby wytłumaczenie obojga mroku oraz fasady. Wytłumaczenia jednak są tak banalne, nieprawdaż? Jak krowie na rowie, na srebrnej tacy. Mało rozwijające. A jeśli Oriane coś lubi poza polowaniami oraz muzyką, zdecydowanie są to zagadki ludzkie. Drobne znaki: mimika, stan butów, mowa ciała; wskazówki pomagające w dedukcji. Potem jeszcze aplikacja brzytwy Ockhama i nagle okazuje się, że niewiele ludzie potrafią ukryć.
Szczęściem Raphaela w tej sytuacji zdaje się być fakt, że Oriane nie chciała wiele kryć jeśli chodziło o jej małą zagwozdkę.
Mówiąc szczerze, gdyby połączyć jego umiejętności wciąż Oriane nieznane oraz jej wyuczone zdolności dotyczące manipulacji i odkrywania intencji, byliby wspólnie na drodze do zostania najbardziej wpływową politycznie parą czarodziejów swoich czasów.
Uśmiechnęła się więc ze szczerą wdzięcznością na przyzwolenie. Wyprostowała nieco mocniej plecy, jakby jej odwaga zależna była od sztywności kręgosłupa, mrużąc naraz oczy i nabierając odrobinę głębszego oddechu. Nie potrzebowała kryć, że zbiera odwagę. Wręcz przeciwnie: chciała by Raph widział, że jej propozycja jest równie trudna do wypowiedzenia jak zaakceptowania.
Wypuściła przetrzymany oddech. Spojrzała otwarcie w twarz rozmówcy.
- Podział na domy, w moim szczególnym przypadku, ma apetyczną zaletę - po raz pierwszy od dawna miała wrażenie, że z trudem odnajduje odpowiednie słowa. - Czystokrwista młodzież jest rozsypana, rozdzielona, co zapobiega tworzeniu ekskluzywnej kliki jaką mieliśmy w Beaux. Podobna grupa może wydawać się ekskluzywna, jednak kiedy się w niej było... - Potrząsnęła głową zaciskając lekko usta. - Każdy był owcą i wilkiem naraz, każdy był szpiegiem i szpiegowanym.
Sięgnęła po lampkę wina. Upiła drobny łyk. Potrzebowała drobnej chwili by odnaleźć na powrót główną oś swojego małego wywodu, nie dać wspomnieniom ani galopującym myślom wypluć słów niepotrzebnych w danej sytuacji.
- Brak podobnej ekskluzywności daje szansę Pascalowi oraz mnie na odrobinę swobody. Nie mówiąc już nawet o tym, że nasz ród pośród angielskiej czystej krwi wciąż jest jedynie nazwiskiem, które powróciło z wygnania a nie znanymi twarzami. W pewnym sensie dostaliśmy szansę na odrobinę normalności. Carte blanche żeby przyjaźnić się z każdym, żeby przeżyć pierwsze zauroczenia i rozczarowania, żeby popełnić parę błędów - odetchnęła, zdając sobie nagle sprawę, że zaczęła mówić szybciej. Bardziej emocjonalnie.
Cóż, nie trzeba było ani Raphaelowych ani nawet Orianowych zdolności, by zobaczyć jak bliski był sercu dziewczyny ten temat.
- Zastanawiasz się zapewne dokąd z tym zmierzam, oui? - zadane pytanie wyraźnie było retoryczne. Uśmiechnęła się znów, czując się nieco lżej ze świadomością, że połowę swojej gadaniny miała już za sobą. - Zarówno moja rodzina jak i ja, osobiście, uważamy cię za najlepszego z kandydatów do mojej ręki. - przyjęła biznesowy ton. Musiała jakoś ukryć ukłucie zażenowania. - Nie jestem wprawdzie pewna swojej dedukcji, sądzę jednak, że moja kandydatura przoduje po stronie Keighleów - niby powiedziała to jako stwierdzenie jednak drobne podwyższenie tonu w końcu zdania brzmiało niemal jak pytanie.
Spuściła wzrok, w końcu wyglądając na nieco speszoną. I tak długo udało się ukryć wstyd jaki jej biznesowa propozycja ze sobą niosła. Palcami chwyciła brzeg serwetki leżącej na kolanach.
Nadgryzła dolną wargę, przygotowując się mentalnie do wypowiedzenia słów. Jak to powiedzieć? Jak? Uch. Krótko i do sedna. Tak, dokładnie tak będzie najlepiej.
- Proponuję zaręczyny. Z zawieszeniem do ukończenia szkoły.
Bała się podnieść oczy na Raphaela. Może gdyby był całkowicie obcą osobą byłoby to wszystko łatwiejsze. Ale myśl, że znał ją kiedy była ciągle niewinna i wesoła, dziecięca? Z drugiej strony: obcej osobie pewnie nigdy by podobnego układu nie zaproponowała...
/zt wszyscy - przedawnienie
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
|