Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Pagórek Choć nie wygląda zbyt stromo, to właśnie ten pagórek jest miejscem wielu wypadków. Szczególnie zimą dochodzi tutaj do kolizji sankowych, natomiast w porze bardziej dżdżystej, czyli wiosną i jesienią, nietrudno się tutaj poślizgnąć i sturlać na sam dół niewielkiego wzniesienia na zamkowych błoniach. Nie brak tutaj szaleńców, którzy lubią walczyć z siłami fizyki i próbują zbiec z samej góry bez stracenia równowagi.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 90
wtorek, 15 września, 17:25
Po wydarzeniach wczorajszej nocy i poranka Alan potrzebował zdecydowanie się wyciszyć. Nie tylko psychicznie zmęczyło go rozmawianie z bezczelną prefektką, ale także dochodzenie przeprowadzone przez Zandera. I te jego głupkowate pytania i docinki… naprawdę, biedny Alan miał tego po dziurki w nosie i żeby nie trafić ani na Cassandrę, ani na swojego przyjaciela postanowił wybrać się na spacer po błoniach. Nie było to może najprzyjemniejsze doznanie, bo ostatnie kilka dni padało i niemal wszędzie można było natknąć się na wielkie kałuże. Tym bardziej Badcock mógł spodziewać się upragnionej samotności; niewiele osób było w stanie zaakceptować taką pogodę.
Nic dziwnego, że chłopak niezupełnie zwracał uwagę na swoje otoczenie. Po prostu pozwolił swoim stopom się gdzieś ponieść, ignorując zupełnie fakt, że znowu zaczyna mżyć. Niemal go to ucieszyło, bo tylko tacy desperaci jak on mogli szukać teraz odosobnienia na dworze, a wątpił, by był w zamku ktoś w takiej samej sytuacji jak on.
Pewnie gdyby zwierzył się Zanderowi to przyjaciel powiedziałby, że Alan po prostu przesadza. Tymczasem on nie był straumatyzowany jak utrzymywał (trochę jednak to było w żartach), a po prostu w głowie mu się nie mieściło to co zaszło. I spokoju nie dawały mu słowa Zandera – co, jeśli Cassandra naprawdę zrobiła to specjalnie? Ale z drugiej strony, czego by miała u niego szukać, przecież praktycznie się nie znali. Nie, wersja Riversa zdecydowanie bardziej pasowała do jakiegoś słabego pornola!
Krukon spacerował wśród coraz mocniejszych strug deszczu. Bluza, którą miał na sobie powoli przemakała, ale Alan na to aktualnie zupełnie nie zważał.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 83
Każdy, kto znał Cassie wiedział, że dziewczyna miała niebywałe szczęście, jak również ponadprzeciętne umiejętności do pakowania się w różnego rodzaju kłopoty. Aż dziw ogarniał człowieka na samą myśl o tym, jak ktoś taki ostatecznie skończył z odznaką prefekta, mając obowiązek czuwania nad innymi. Najwidoczniej jednak dyrektor miał jakiś cel, skoro postanowił nagrodzić właśnie ją.
Tego dnia, tuż po zajęciach, pomimo niezbyt przyjemnej pogody panującej za oknem, postanowiła zażyć trochę świeżego powietrza, szukając przy tym inspiracji do swojego kolejnego rysunku. Wena gdzieś uleciała i chociaż Krukonka uwielbiała szwendać się po szkole, pragnąc odkryć kolejne to zagadki zamkowych murów tak czuła, że to właśnie na błoniach uda jej się znaleźć coś, dzięki czemu kolejnych kilka godzin spędzi pochylona nad papierem szkicownika.
Wybiegła ze szkoły owinięta zaledwie cienką kurtką pozwalając by delikatna mżawka lądowała na jej włosach. Miała na ich punkcie lekką obsesję, ale liczyła, że nikt jej później nie zobaczy.
Skierowała się na błonia, kawałek dalej od dziedzińca, w miejsce, w którym istniało małe prawdopodobieństwo spotkania kogoś właśnie w tym czasie, w którym ona postanowiła tam być. Uczniowie raczej trzymali się bliżej dziedzińca, co najwyżej udając się tutaj, by polatać na miotłach. Ach, na samą myśl o Quidditchu poczuła ekscytację. Potrzebowała gry i treningów.
Westchnęła, rozkoszując się urokiem otoczenia. Nie było pięknego widoku, wszystko zostało bowiem zniszczone przez pochmurną, deszczową pogodę i lekką mgłę unoszącą się nad dolinkami. To jej jednak nie przeszkadzało.
Wspięła się na jeden z pagórków, rozglądając dookoła. Zaraz, czy ona dostrzegła jakiś ruch niedaleko siebie? Gdzieś w trawie biały kształt dał się we znaki.
Zmarszczyła lekko brwi. Kot czy coś innego? Wiedziona ciekawością popędziła za owym czymś nie biorąc pod uwagę, że trawa za sprawą deszczu była mokra i nie sprzyjała hamowaniu.
Tym oto sposobem Montrose pognała w dół nie mogąc się zatrzymać, póki coś nie postanowi jej pomóc. Liczyła, że mimo wszystko nie będzie to drzewo.
Dostrzegła samotną postać u podnóży niewielkiego wzniesienia, która mogła okazać się zbawieniem.
-Łap mnie! - krzyknęła, jednak zanim postać zareagowała, uderzyła w nią ze sporym impetem sprawiając, że oboje poturlali się kawałek niżej.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 90
Spokój zapewniony przez paskudną aurę był dla Alana naprawdę zbawienny. Chłopak rzadko raczej tracił nerwy, a przynajmniej nieczęsto to okazywał. Tym razem jednak szczególnie Zander potężnie go zdenerwował. Nawet jeśli słowa przyjaciela były tylko przekomarzaniem się i docinkami, to trzeba było mieć nerwy ze stali, by sprostać wyzwaniu i nie dać się zawładnąć wkurwieniu.
Nic, co dobre nie trwa jednak wiecznie, ale Alan jeszcze nie wiedział, w jak brutalny sposób jego ponura przechadzka zostanie zamieniona w kolejne koszmarne zdarzenie. Póki co nadal zastanawiał się, czy Zander nie miał trochę racji w swoich pseudo-mądrościach. Przecież skoro Cassandra faktycznie tak często odwiedzała swojego przyjaciela w dormitorium, to chyba musiała doskonale znać drogę? Jak mogła pomylić piętra, skoro była stałym bywalcem w męskiej sypialni szóstego roku? Jakkolwiek to brzmiało, tak utrzymywała sama zainteresowana, więc nie było nic złego w myśleniu w ten sposób. A jednak Alan nie potrafił uwolnić się od rozważań, czy faktycznie Montrose była taka rozwiązła. Przez Zandera przestał myśleć o jej nocnych wizytach u rzekomego Alexa jako o niewinnych wyprawach spowodowanych koszmarami (co przecież utrzymywała Cassandra), a raczej zaczęło mu się to jawić jako dzikie harce nastolatków z burzą nieokiełznanych hormonów.
Jego intensywne rozmyślania nagle przerwał dźwięk, który brzmiał trochę jak tętent kopyt, a trochę jak… mlaskanie? Zanim zdążył zauważyć, co wydaje tego typu hałas, dołączył do tego jeszcze jeden dźwięk. Dziewczęcy krzyk, który początkowo nie wydawał mu się znajomy. Odwrócił się na pięcie i jedyne co zdążył zobaczyć to burza wilgotnych, rudych kosmyków, które wkrótce zasypały mu twarz, gdy sczepiony z drobną postacią turlał się w dół zbocza, czując, jak woda i błoto z kałuż dostają mu się we wszystkie możliwe zakamarki.
Ludzka masa złożona z Alana i – jak się okazało po chwili – Cassandry stoczyła się na dół pagórka i zatrzymała z pluskiem w wielkiej kałuży. — Au… Żyjesz? — wysapał Alan, który jeszcze nie wiedział, że jego spokój ponownie zaburzyła ta sama osoba i to w ciągu zaledwie dwóch dni!
zt przedawnienie
|