Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 55
Uniosła brwi na jego pierwsze słowa, jednak mimo jawnej groźby, że ten szlaban dostanie, w sumie ją rozbawił. Trochę spodziewała się, że może jednak zostać ukarana. A jednak póki była szansa, że uniknie polerowania pucharów czy cokolwiek, co i tak odwali byle jak, to warto jeszcze się poprzymilać! Plus, w sumie trafne spostrzeżenie, to on musiałby kiblować z nią.
- No widzisz, wszystko ma swoje dobre strony. Aczkolwiek chciałabym zauważyć, że jeśli musisz kiblować na szlabanie ze mną, co jest wizją całkiem pozytywną, to trochę jakbyś ty też miał szlaban. W końcu mógłbyś w tym czasie robić cokolwiek innego, ciekawego, na przykład spędzić ze mną czas niekoniecznie polerując puchar domów.
Pociągnęłaby dalej rozważania o tym co właściwie mogliby robić, ale biorąc pod uwagę, że w chwili obecnej miała co nieco do ukrycia, w swojej kieszeni konkretnie, wolała stawiać kroki znacznie ostrożniej i uważniej. Może i Philip nie był niewiniątkiem, ale jednak był prefektem i dla samej satysfakcji bycia kimś lepszym mógłby ją wkopać. Spodziewała się tego po nim i nie sądziła by sekundę się chociaż zawahał gdyby przyszło co do czego. Zarówno on, jak i jego brat, mieli konkretną wyrobioną renomę w tej szkole, niezbyt pochlebną w jej mniemaniu, i choć sama miała wiele gorszą, zależało od tego czego ona dotyczyła. I nie zmieniało to też faktu, że nie można mu było ufać.
- Najgłupszy? A kiedy ty spacerujesz, w dzień jak opieszałe pierwszaki depczą cię na korytarzu co chwila? - Zauważyła luźno, z lekkim rozbawieniem. - A zresztą... W nocy wbrew pozorom może więcej się dziać niż ot w ciągu dnia. Duchy mówią więcej, zauważa się więcej niecodziennych zjawisk, boginy chętniej wyłażą. Jak masz częste dyżury to musisz o tym wiedzieć, nie? - Spojrzała na niego jakby faktycznie oczekiwała potwierdzenia. - Podobno dementor też się kręcił przy szkole. Nie w środku, ale słyszałam, że jakiegoś przeganiali przy Zakazanym Lesie. Tylko nikt nie chce nic mówić z nauczycieli, bo przecież jak to brzmi, ostatni raz dementora ta szkołą widziała jak wojna była. Idę o zakład, że niedługo będą zajęcia Patronusa. Jeśli tak, znaczy, że to prawda i jak zwykle nic nam nie mówią.
Czy mówiła prawdę? Nie, zupełnie ściemniała, ale kłamała tak często, że rzadko dało się odróżnić czy akurat jest szczera, czy nie. Nawet jak była szczera... Może kwestia tego, że miała gdzieś co inni myślą i po prostu szła na żywioł, nie okazywała ni grama skruchy czy poczucia wyrzutów sumienia, że nie jest szczera. Nie miała ich nawet.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
W normalnych okolicznościach miałaby całkowitą rację... Jednak ostatnio akurat wręcz usilnie starał się znaleźć sobie coś, co zajęłoby jego myśli. I nie, tym czymś nie mogłaby być nauka. Na tym nie potrafiłby się skupić. Ale takie szlabany? Właściwie wcześniej nie myślał o tym w ten sposób, ale może właśnie tego potrzebował! Po krótkim namyśle, obdarował Ślizgonkę kolejnym lekkim uśmiechem.
- No nie wiem, ostatnio czuję się, jakbym i tak miał aż za dużo czasu... Może najwyższy czas zająć się rzeczami, dla których rozdają te odznaki, co?
Zaraz jednak udał jeszcze chwilę zastanowienia, wznosząc wzrok ku sufitowi.
- Chyyyyba że... - zaczął składając ręce przed sobą i zaraz wycelował w nią palcami wskazującymi zwracając ku niej wzrok. - Przekonasz mnie?
Cóż, zaczęła, ale na razie nie była przekonująca. Pytanie, ile mógł się po niej spodziewać... Z pewnością spodziewał się więcej. Co najmniej podjęcia rzuconego przez niego wyzwania.
- Mnie pierwszaki jakoś nie depczą - odparł unosząc lekko brwi z rozbawieniem.
Owszem, miał swoje powody, by spacerować nocami, nawet przed uzyskaniem statusu prefekta, ale z pewnością nie było to spowodowane faktem, iż ktokolwiek go deptał. A z pewnością zdarzało się... Tylko raczej starszym i wyższym... Albo tylko wyższym. Ale tego już nie dodał.
- Dementor? - spytał, łapiąc się na tę historię może przez sekundę, czy dwie.
W końcu też był przyłapywany przez prefektów, nauczycieli, czy innych pracowników szkoły... Też zagadywał ich byle czym i też wychodziło mu raz lepiej, raz gorzej... Ale dlaczego ta historia o dementorze miałaby go urzec?
- I nie wpierdoliłby stałych bywalców? - spytał ironicznie, choć w rzeczywistości miał na myśli jednego, bardzo konkretnego chyba-stałego bywalca. A żeby jego tak coś w końcu spotkało... Teraz to już nawet bez różnicy.
Slytherin |
100% |
Klasa V |
15 lat |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 55
Uniosła kącik ust nieco zadziornie, przyglądając mu się z ukosa. Czyli jednak mogła go przekonać? Musiałaby tylko zaproponować jakiś fajny sposób spędzenia razem czasu, ciekawy dostatecznie by odpuścił jej szorowanie łazienki. I może nie stricte nielegalny, bo choć sądziła, że Philip absolutnie nie oczekuje niewinnego spacerku po błoniach - nawet ją sama myśl już nudziła i wręcz sądziła, że byłoby to ogromnie niezręczne spotkanie - to aktualnie robiąc coś nielegalnego, głupio proponować inną zakazaną rzecz. Musiała jakoś to wypośrodkować.
- Mówisz zupełnie jakby przekonanie cię do czegokolwiek było dziecinnie proste. - Rzuciła z rozbawionym uśmiechem. - Mogę pozwolić ci wygrać pojedynek, jakbyś chciał komuś zaimponować. Albo zaprosić cię na coś dobrego przy najbliższym wyjściu do Hogsmeade. Naturalnie, wtedy ja stawiam.
Może nie powinna tak beztrosko operować kieszonkowym od matki, ale faktem było, że zwyczajnie mogła sobie na to pozwolić. Gdyby była bardziej odpowiedzialna to by każdy galeon chowała na swoją przyszłość, mimo że była zabezpieczona z konkretną zakładką, bo lepiej w jej sytuacji być gotowym na wszystko, ale zwyczajnie nie miała na to ani ochoty, ani dostatecznie dużo wspomnianej odpowiedzialności. A Philip brzmiał jej na kogoś, kto by poszedł na darmowe piwo kremowe czy jedzenie. Kto nie lubił w końcu mieć rzeczy za darmo?
- Jak to nie depczą, każdego depczą. - Obruszyła się. - Dyskryminacja, teraz ja je zacznę deptać.
Nie żeby czasem faktycznie jej się nie zdarzyło po złości podłożyć nogę czy właśnie nadepnąć na nogę jakiegoś nieświadomego dzieciaka. Albo i nie dzieciaka, zależy na ile miała akurat humor na prowokowanie kłopotów, które i tak się jej trzymały na porządku dziennym.
Wzruszyła ramieniem na pytanie Philipa, który zdawał się niekoniecznie jej wierzyć. Nie zależało jej żeby uwierzył, ale nie zamierzała też przyznawać się, że celowo kłamie.
- Słyszałam o tym kilka dni temu, może nie zdążył. Albo po prostu nas straszą, ale bez sensu utrzymywać coś w sekrecie jeśli chce się przestraszyć tych, co tam chodzą. Ewentualnie woźny wszedł na wyższy poziom desperacji w odstraszaniu uczniów od lasu, jest pojebany więc bym się nie zdziwiła.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
- Ale przekonanie mnie jest dziecinnie proste - odparł jakby się oburzył, z powagą, której efekt jednak zdradzał lekki, nieproszony uśmiech na jego twarzy.
Nie było. A przynajmniej dla większości osób nie... Dla tych, którzy nie rozumieli Philipa, albo tych których nie darzył szczególnym zainteresowaniem. Rosier stała pod znakiem zapytania. W pewien sposób miała jego zainteresowanie. W pewien sposób była interesująca, choć ciężko było mu zdecydować, na jaki to konkretnie sposób. Może po prostu lubił dziwaków - nie umniejszając w tym Ślizgonce.
Parsknął krótko.
- Ale ja rozwaliłbym cię w pojedynku. Chcesz sprawdzić? - spytał od razu, kiedy jego duma została do tego sprowokowana. Nie było innego wyjścia. Może i dziewczyna nie chciała rzucić mu wyzwania, ale właśnie to zrobiła, a on był zdeterminowany, by udowodnić jej swoje... Może nie w tym momencie, ale przecież mieli wystarczająco dużo czasu, by umówić się na pojedynek!
A propozycja wspólnego wyjścia do Hogsmeade nie brzmiała właściwie tak źle. Zwłaszcza, że ta ostatnia... Cóż, zdaje się, że nie poszła po jego myśli. Nie patrząc z pewnej perspektywy czasu.
Wytknął ją jeszcze na moment palcem.
- O tym pomyślę - zdecydował luźnym tonem.
Wydawanie cudzych pieniędzy nie brzmiało tak źle. Tak samo jak towarzystwo na kolejną wycieczkę do Hogsmeade. Nawet jeśli w tej chwili nie planował żadnych wypraw, to głupio byłoby całkowicie zamordować swoje życie towarzyskie przez coś tak... Kogoś... Przez głupie sytuacje.
Wzruszył lekko ramionami.
- Może jesteś za niska.
Nie przeszkadzał mu tu absolutnie fakt, iż w rzeczywistości była o cały centymetr wyższa! Oczywiście, że tego nie dostrzegł. Co więcej, był przekonany, że to on musi być nieco wyższy. Co najmniej tak właśnie się czuł.
- Dobra, super. To chcą nas straszyć, informacją, o której prawie nikt nie słyszał? Albo ta popularna informacja nie doszła do uszu prefektów? - dopytał unosząc brwi.
Osobiście sądził, że wie troszkę więcej, niż przeciętny uczeń Hogwartu... Może nie był najlepiej poinformowaną osobą w zamku, ale chyba coś takiego by usłyszał! No, może tylko na moment poczuł jakieś ukłucie zwątpienia w własną wiedzę, skoro tak naprawdę czas wolny ostatnich dni spędził zakopany pod kołdrą w dormitorium. Z tym, że o tym nie musiała wiedzieć.
z/t x2
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
19 października, około godziny 15:00
W trakcie lunchu - choć Pascal nie umiałby jednoznacznie stwierdzić kiedy dokładnie - zauważył pewną zmianę koloru swojej nowej bransoletki, którą zaledwie dwa dni temu podarowała mu Sophie. Co prawda kolory zmieniały się co jakiś czas i starał się śledzić z opisem co oznaczają, to akurat teraz utrzymywała się w niepokojącym odcieniu. Nie szukał koleżanki w trakcie lunchu, bo przecież i tak mieli mieć jeszcze razem jedną lekcję, więc uznał za znacznie bardziej stosowne i łatwe zaczepić ją w klasie lub złapać po zajęciach, bo wtedy to w ogóle będą mieć więcej czasu na ewentualne pogaduszki.
Na zajęciach nijak nie było sposobności, począwszy od faktu, że Sophie usiadła z kimś ze swojego domu i dość oddalona, skończywszy na tym, że profesor zdecydowanie roztaczał wokół siebie aurę skutecznie uciszającą wszelkie rozmowy w zarodku. Mógł więc jedynie obserwować Krukonkę z odległości i tylko utwierdzać się w tym, że faktycznie coś jest nie tak, jej mina mówiła bardzo wiele. Okej, może nie znali się jakoś super dobrze, ale przygnębienie i ogólny brak towarzyszącej jej radości był bardzo jasno widoczny.
Po zakończonej lekcji możliwie szybko zebrał swoje rzeczy, wszelkie zagadujące go osoby grzecznie odprawił wymawiając się pośpiechem na tę chwilę i i tak wyszedł z sali za blondynką. Nie musiał się na szczęście za bardzo rozglądać w poszukiwaniu jej, bo akurat nie szła w żadnej zbitej grupce uczniów. Szybkim krokiem (ale nie biegnąc!) ruszył w kierunku schodów prowadzących na pierwsze piętro, gzie akurat i ona zmierzała.
- Sophie! - Będąc już oddalonym zaledwie parę kroków od niej, łagodnie i nie przesadnie głośno zawołał jej imię, żeby zwrócić jej uwagę i nie przestraszyć nagłym pojawieniem się obok. Przyspieszył kroku i wszedł te parę stopni w górę, aż się z nią zrównał. Uśmiechnął się przyjaźnie, nie chcąc dodatkowo podjudzać jej złego nastroju. - Masz coś przeciwko, żebym cię odprowadził? Wasz pokój wspólny i tak jest po drodze do wieży Gryffindoru. - Nie chciał od razu zarzucać jej pytaniami o samopoczucie, zawsze było miejsce na uprzejmości i wychowanie.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Oczywiście, że coś czuła. Tylko sama nie była w stanie określić, co dokładnie.
Być może dlatego, że na przemiennie czuła smutek, złość, trochę wstyd?
Stosunkowo wcześnie, bo już przed pierwszymi zajęciami, "życzliwe" koleżanki zdążyły ją złapać, próbując dowiedzieć się co łączy ją z Pascalem- na przemian z żartami, żeby sobie nie robiła nadziei i co on w niej widzi.
Początkowo nie wiedziała o co chodzi, ale na szczęście któraś z nich zlitowała się nad nią na tyle, by dać jej gazetkę szkolną. Z której to dowiedziała się, że najwyraźniej ma romans z Pascalem i że jest Rolniczką Szukającą Męża. Nawet nie próbowali zapisać nazwiska. Choć, może to i lepiej.
Dlatego przez cały dzień kłębiły się w niej przeróżne myśli. Co zrobić? Napisać do gazetki? Pobić ich? A może właśnie wyjaśnić? Ale co wyjaśnić? Co na to Pascal? Czy ma z tego powodu problemy? Pewnie jego rodzice i siostra, jeśli oczywiście uwierzą gazecie, to nie będą zbyt zachwyceni że się spowinowaca z plebsem? No ale się nie spowinowaca? No i z drugiej strony teoretycznie Zosia nie jest plebsem? Ale woli być? Co teraz? Unikać go? Albo właśnie pojawiać się bardziej z nim? Pokazywać publicznie, że to nie to?
Gdyby myśli biegające po jej głowie zostawiały trwałe ślady na mózgu, jej byłby już doszczętnie zdeptany. Na tyle, że mimo najszczerszych chęci nie była w stanie dać z siebie wszystkiego na lekcjach. Jej notatki nie były tak dokładne a odpowiedzi troszkę bardziej chaotyczne.
Unikała ludzi. Wolała do nikogo nie podchodzić, póki nie poukłada wszystkiego w głowie i nie obierze jakiegokolwiek planu działania. Dlatego tym bardziej była zaskoczona, gdy nagle, po wyjściu z ostatnich zajęć, usłyszała swoje imię wypowiedziane znanym jej głosem.
- O, h-hej- powiedziała, jednocześnie rozglądając się wokół. Próbowała oszacować, co dzieje się wokół, czy jest "bezpiecznie" czy nie. Cóż, to korytarz pełen ludzi. Więc raczej nie.
- J- jasne, jeśli tylko... chcesz się ze mną pokazywać, czy coś. - dodała ciszej, jakby nie chciała, żeby ktoś poza nim usłyszał. Jednocześnie spuściła wzrok, patrząc mniej bądź bardziej pusto w podłogę.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Bardzo możliwe, że powinien interesować się opinią publiczną i tym, co się o nim i o jego siostrze mówi, ale Pascal zdecydowanie wolał skupiać swoją uwagę na innych rzeczach. W końcu dopiero tutaj, w Wielkiej Brytanii, zaczął naprawdę rozwijać towarzyskie skrzydła, bo miał na to czas i to był chyba ten moment dorastania, kiedy fascynował go szum wokół własnej osoby. No i oczywiście chciał rozwijać siatkę znajomych, mieć przyjaciół, móc spędzać czas wolny nie tylko na nauce i praktykowaniu nabytych umiejętności. Niezależnie od tego jaką przyszłość mu zaplanowano, rodzice podkreślili, że czas szkoły może wykorzystać towarzysko na eksplorowanie siebie. Oczywiście pod warunkiem, że nie będzie do szkodliwe dla rodziny, z czym zgadzał się w pełni. Znajomość z Sophie w żadnym wypadku nie uważał za szkodliwą, a wręcz przeciwnie. I przede wszystkim bardzo ją polubił. Dlatego zmartwiły go kolory pojawiające się na bransoletce i ze szczerej troski chciał wybadać co się działo. Po to też przecież dostał tę bransoletkę, prawda?
Jej sugestia, że może nie chciałby się z nią pokazywać totalnie go zaskoczyła, aż odchylił nieco głowę i spojrzał na nią z lekkim zmarszczeniem brwi w geście niezrozumienia.
- Co to za nonsensowna sugestia, że miałbym nie chcieć się z tobą pokazywać, Sophie? - Zaproponował jej nawet własne ramię, żeby prawdziwie dżentelmeńsko odprowadzić ją te kilka pięter w górę. Dodatkowo trochę bardziej zmartwiło go jej poddenerwowanie, którego wcześniej nie zaobserwował kiedy rozmawiali. - Wszystko w porządku? Wyglądasz na zmartwioną. - Było to oczywiście niedopowiedzeniem, bo również kolor bransoletki sugerował coś zgoła innego.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
W jakiś sposób była słowami chłopaka... zaskoczona. Choć trudno jej było namierzyć myślami, którym dokładnie aspektem. Na pewno jednak, w jakiś pokrętny sposób było jej miło, że jednak chce się z nią pokazywać, i że w jakiś sposób się o nią martwi.
- Wiesz, myślałam że po tym co nabajdurzyli w gazetce... - zaczęła, jednocześnie badając jego minę. Przez chwilę próbowała znaleźć w jego twarzy jakieś zakłopotanie, może opamiętanie? Albo jakikolwiek przejaw zrozumienia o czym mówi. Nic takiego nie znalazła- chłopak wpatrywał się w nią zaskoczony i... delikatnie poirytowany?
- ... ojej- westchnęła po chwili, zdając sobie sprawy z tego, co się właśnie wydarzyło- ... ty nic nie wiesz, prawda? O gazetce szkolnej?
To miało sens. Przecież gdyby wiedział, mógłby zareagować inaczej.
Machina natłoku myśli znów ruszyła, zaczynając zalewać Zosię masą niepotrzebnych i przykrych gdybań. Jedna, jedyna myśl- najtrzeźwiejsza z nich wszystkich- nakazała jej wygrzebać z dna torby stronę gazetki szkolnej, poświęconą nowoprzybyłym uczniom. Gdy tylko ją pochwyciła, podała ją Pascalowi.
- Zostaliśmy wzięci na tapet. Ktoś widział nas w Hogs i na jarmarku, no i wysnuł przypuszczenia że my coś ten tego- powiedziała, spuszczając wzrok. Nie było to spuszczenie wzroku w płochym zawstydzeniu, a raczej... smutku.
Bała się. Bardziej niż bycia obiektem drwin i podśmiechiwań, bała się że w jakiś sposób straci jedną z niewielu osób, z którą ma kontakt. I gdy już myślała, że zaczyna się układać, i że znajduje sobie powoli własne miejsce w Hogwarcie, to nagle musieli rzucić kłody pod nogi.
- Przepraszam, nie chciałam być problemem- powiedziała ciszej, zerkając to raz na niego, to potem znów na okolicę, a potem znów wracała liczyć wzrokiem kostki w podłodze holu.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Nabajdurzyli w gazetce...
Totalnie nie miał pojęcia o czym Sophie mówiła. Jakie bajdurzenie? Jaka gazetka? Powinien wiedzieć? Po reakcji krukonki miał wrażenie, że chyba owszem, powinien wiedzieć. Ale z drugiej strony dlaczego? Nie przejmował się tym, co mówią inni, bo doskonale wiedział, że nie zachował się w żaden sposób skandalicznie, nie zrobił nic, co mogłoby w jakiś negatywny sposób paść cieniem na nazwisko. O co więc chodziło?
Nie dopytywał, bo nawet nie zdążył mieć potrzeby dopytać, Sophie sama niemal od razu zrozumiała skąd jego niezrozumienie. Pokręcił przecząco głową na jej pytanie.
- A powinienem wiedzieć? W sumie nie interesowałem się tym, co wypisują w tym szkolnym plotkarskim brukowcu. - No bo co wartościowego mogą zawierać szkolne gazetki? Raczej nie materiały naukowe, ani sensowne artykuły ze świata kultury, zamknięte w ścianach zamku nastolatki będą pisać tylko i wyłącznie o plotach krążących po korytarzach. I tak naprawdę jedyne co można było zrobić w momentach publikacji takich plot, to damage control. W przypadku Pascala było to nieprzejmowanie się opinią innych uczniów i poinformowanie rodziców o tym, że w Hogwarcie najwyraźniej wszyscy się nudzą i gadają o życiu innych, dopowiadając własne historie do niewinnych sytuacji.
Wziął podaną mu przez Sophie gazetkę i zatrzymał się nawet na moment, żeby przeczytać ten artykulik, który tak zmartwił blondynkę. Może spodziewała się po nim innej reakcji, ale w pewnym momencie zaśmiał się krótko, wyraźnie rozbawiony i do końca już uśmiech mu towarzyszył. A po przeczytaniu spojrzał na koleżankę z już większym zrozumieniem, ale ani trochę nie przejęty. A może tylko udawał? Nie mniej, nie było po nim widać zdenerwowania.
- Sophie, na jarmarku była prawie cała szkoła, oczywiście, że widziała nas nie jedna osoba. Tak jak i nie byliśmy jedynymi, którzy kupili bransoletki i podzielili się nimi z przyjaciółmi. - Złożył gazetkę i podał ją krukonce, jeśli chciała ją zachować. - Jak dla mnie ten artykuł wygląda jak narzekanie kogoś, kto jest na tyle plebsem żeby nie mieć w ogóle odwagi zagadać do nowych uczniów i spróbować ich poznać. Albo jest zazdrosny, że nie otrzymał uwagi nikogo z nas, wiec próbuje się zemścić. - Wzruszył lekko ramionami i znowu podał Sophie własne ramię, żeby mogli powolutku ruszyć sobie schodami w górę. Szkolni plotkarze chcieli plotek? Proszę bardzo, mogą nadal snuć przypuszczenia o tym co jest między nim i blondynką. Miał tylko nadzieję, że uda mu się przekonać koleżankę, że nie ma się czym przejmować.
- Z doświadczenia wiem, że ludzie gadają, bo albo się nudzą, albo sami są nudni i nieinteresujący, albo próbują odwrócić uwagę od siebie samych, bo prowadzą skandaliczne życie godne znacznie większych plotek. - Zamilkł na moment, spoglądając na Sophie kontrolnie. - Masz znacznie więcej wartości i odwagi, niż ktokolwiek, kto to napisał, Sophie.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Podczas tych kilku minut padło dużo różnych zdań, które Zosia próbowała chłonąć pomimo wielkiej burzy w głowie. Zastanawiało ją, dlatego tak spokojnie to przyjął. Pewnie ma większe doświadczenie w takich sytuacjach- Zosia wyobrażała sobie bowiem, że to nie pierwszy i nie ostatni przypadek, kiedy Pascal znajduje się w podobnej sytuacji. Może to ona zbyt pochopnie zareagowała? Może nie powinna się była tak martwić, skoro on- osoba która akurat najwięcej może stracić w tej sytuacji- nie przejmuje się tego typu plotkami aż tak bardzo?
Nie mogła jednak jeszcze zapanować nad emocjami, szczególnie nad uczuciem kłującego serca. Bo koniec końców, było jej po prostu szczerze przykro. Jak można robić takie rzeczy? Czemu ludzie plotkują, rozpowszechniają jakieś niepotwierdzone gdybania? Nie zdają sobie sprawy jak ich słowa mogą wpływać na innych? Do czego ich słowa mogą doprowadzić? Szczególnie, że nie był to miły artykuł, podszyty był dziwnym, pasywnoagresywnym tonem i cwaniactwem. I to nie tylko oni padli ich ofiarom, ale też masa innych, nowych uczniów. Czemu to robią? Jakby nowi uczniowie nie byli wystarczająco zagubieni rozpoczynaniem roku szkolnego w nowej szkole, w połowie swojej edukacji. Jaki mieli w tym cel? Ośmieszyć? Pokazać dominację już na samym początku? Kontrolnie zdeptać nasze mniemanie i pewność siebie, która dopiero zaczynała kiełkować na nowym podłożu?
Jest wiele rzeczy, których w zachowaniu ludzi Zosia nie była w stanie pojąć, a to była jedna z nich. A samo myślenie o tym teraz sprawiało, że ciśnienie zaczynało jej się podnosić, a oddech robił coraz płytszy. Zosia, spokojnie, oddychaj.
Najważniejsze jednak, że Pascal nie był zły. Nie obwiniał jej za to, nie chciał się odciąć, zasygnalizował, że niezbyt go plotki obchodzą. To troszeczkę uspokoiło Zosię- ale tylko troszkę. Dalej pozostawała kwestia planu- co dalej? Jak powinni reagować? Czy chcą podjąć działania w tym kierunku?
Na podaną przez Pascala ponownie rękę, skinęła głową i oparła się na niej delikatnie, być może trochę mocniej niż potrzeba zaciskając dłoń na jego ręce. Mimo, że próbowała się uspokoić, poukładać wszystko, widać było, że jeszcze nie jest całkowicie przekonana. Jeszcze walczyła z wizjami wytykających ją palcami uczniów, szeptów, ukradkowych spojrzeń i zasłyszanych rozmów. Ale próbowała, próbowała przemówić sobie do rozsądku- to nie twoja wina, nie zrobiłaś nic złego, nikt nie jest na ciebie zły, to nic takiego.
I w tym momencie z zamyślenia wyrwały ją słowa Pascala - Masz znacznie więcej wartości i odwagi, niż ktokolwiek, kto to napisał, Sophie.
Słowa te dziwnie dzwoniły jej w uszach, wyrywając ją z zamyślenia. Spojrzała na niego wzorkiem, będącym trochę połączeniem sarny na szosie a trochę dziecka, któremu przedstawiono prawdę objawioną. Rzadko kiedy słyszała takie słowa. Od biologicznego ojca słyszała dokładnie odwrotne określenia, a jej mama dopiero wychodziła z cienia i uczyła się życia na nowo. Najwięcej komplementowali ją tato i babcia, ale od czasu wyprowadzki zdążyła już trochę zapomnieć, że w sumie nie jest najgorszym co się przytrafiło.
Uśmiechnęła się delikatnie, w ten charakterystyczny sposób jakby próbowała się też trochę nie rozpłakać. Bo to była jednak jedna z milszych, jeśli nie najmilsza rzecz, jaką usłyszała od przyjazdu do Hogwartu.
- Może masz rację... - dodała cicho, odpowiadając na pierwszą część zdania chłopaka, jednocześnie wracając wzrokiem do podłogi- I, ty też masz, że wartości, więcej- dodała, dalej się nie patrząc.
Brawo Zośka, niesamowity z ciebie dyskutant, władasz językiem jakbyś zajmowała się tym zawodowo. Wcale nie odpowiadasz na tego typu podniosłe słowa zdaniami na poziomie rozwojowym ucznia szkoły podstawowej.
Ale powoli. Bodźce, za dużo bodźców.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Nie tyle miał osobiste doświadczenie z takimi sytuacjami, co cała rodzina Boleynów od zawsze borykała się z przeróżnymi plotkami i insynuacjami ze strony społeczeństwa. Czy to przez nazwisko, czy może przez fakt zachowywania wysokiego procenta krwi wil w rodzinie, ale zawsze coś się działo, zawsze mówiono. Rodzice przygotowali zarówno Kena, jak i Oriane oraz Pascala do życia w świetle reflektorów i funkcjonowania w towarzystwie bzdur, jakie ludzie mogą o nich wymyślać, więc szkolne plotkarskie artykuły w żaden sposób nie były im straszne. Rodzice zostaną poinformowani, żeby nie dowiedzieli się od kogoś innego i pewnie w sposób bardzo wyolbrzymiony, będzie po problemie.
Przynajmniej dla Pascala, bo Sophie nadal wydawała się bardzo artykułem przejęta. I Gryfon nie musiał nawet patrzeć na bransoletkę i jej kolor, żeby zorientować się jak mocno wpłynęły na nią te zupełnie nietrafnie napisane słowa. Położył dłoń na jej dłoni opartej na zagięciu swojego ramienia, chcąc ją troszkę w ten sposób uspokoić, okazać wsparcie i zapewnić, że wszystko jest w porządku. A na oddany chyba w onieśmieleniu komplement, uśmiechnął się lekko, chociaż sama Sophie nie mogła tego widzieć, skoro patrzyła w podłogę.
- Dziękuję. - Oczywiście, że grzecznie podziękował! I zrobił sekundową pauzę, żeby oddzielić tematy, bo kontynuował dalej. - Sophie, nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć. Takie perfidne rozpoczęcie plotek może mieć też na celu prowokację do protestów, w wierze ogólnie przyjętej prawdy, że tylko winny się tłumaczy. Również jest możliwym, że wycelowano to w moje nazwisko, a użycie przy tym ciebie zostało uznane za szkodę kolateralną. Nie mówię, że jest to w porządku, bo absolutnie nie jest, ale niestety społeczeństwo opiera się na pewnych wyuczonych strukturach i systemach działania, które nie służą jednostkom. - Westchnął powoli, bo jakoś nie był pewien czy zmierzał w dobrym kierunku w próbie poprawienia koleżance nastroju. - Spróbuj to ignorować, Sophie. Ja chcę się nadal z tobą kolegować, więc jeśli komuś to przeszkadza, to jest to problem tych osób, a nie nasz. To nasza decyzja co chcemy zrobić z tą relacją. - Nie sugerował nic konkretnego, jedynie to, że nie zamierzał traktować jej inaczej, bo komuś zdaje się, że znajomość szlachcica ze znanym nazwiskiem i innej nowe uczennicy z jeszcze innego kraju może być potencjalnym źródłem skandali.
Jeśli tak myśleli, to decydowanie nie wiedzieli nic o skandalach.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Na jego wywód podniosła wzrok nieco zdziwiona i machnęła drugą, wolną ręką.
- A tam ciul ze mną! - powiedziała, zupełnie niespodziewanie pewnie, w porównaniu do tonu jej wcześniejszych słów- Tam o mnie to najmniej chodzi, jestem "dziewczyną ze wsi" to wiadomo, że sobie będą robić żarty, i pewnie jeszcze więcej powodów wynajdą na przestrzeni lat.
No bo taka prawda, akurat jakby trafiła na jakiś skurczybyków, to bardzo łatwo znaleźliby miliony powodów, żeby jej dokuczać. I wtedy, przez większość czasu Zosia byłaby po prostu wkurzona. Zła. Może nawet doszłoby do prób rękoczynów (w zależności, jakie byczki żyją w Hogwarcie). Byłoby jej też oczywiście, przykro. Ale bardziej byłoby to podyktowane nierozumieniem, dlaczego ludzie są niemili i źli, a nie tym że są niemili i źli do niej.
Jej martwienie się, tak w zupełnej szczerości, było spowodowane tylko i wyłącznie Pascalem.
- To o ciebie się martwiłam. To ty masz najwięcej do stracenia takimi plotkami. Szczególnie, że z tego co rozumiem, to tu jest dużo "ważnych ludzi z ważnych rodzin", więc dostanie żółtym gęstym od gazetki szkolnej na samym początku roku może być przesądzające na kolejne lata.
Z każdym słowem, tempo jej wypowiedzi rozpędzało się, jak dzieciak po odpięciu pomocniczych kółek, zjeżdżając pierwszy raz z górki. Na tyle, że ostatnie słowa mówiła już na całkowitym wydechu, więc potrzebowała kilku dodatkowych sekund, by przekazać resztę, napędzanego emocjami, monologu.
- Nie mówiąc już o tym - zaczęła znowu, trochę pewniej - że mogłeś- bo są tacy ludzie- w formie "minimalizacji szkód" uznać, że lepiej się odciąć - przerwała na chwilę, ostatnie słowo mówiąc już mniej pewnie. Zamknęła na chwilę oczy, które od początku były w niego wlepione. Wdech i wydech Zosiu, wdech i wydech - I wtedy to już w ogóle zaczęłabym gadać do drzew w parku. Mam naprawdę mały krąg znajomych. Póki co, to mam jedynie ciebie i Aidana. Jeśli przez moją nieuwagę i głupie plotki przestałbyś się do mnie odzywać to bym sobie nie wybaczyła.
W jej głosie Pascal mógł usłyszeć szczere przejęcie. Trochę strachu, zmartwienia, ale też wszystko podszyte takim dziwnym, bojowym nastawieniem.
Każdy ma prawo do nauki. Każdy ma prawo do szacunku i do bycia traktowanym tak, jak sobie na to zasłużył. Więc to, że ktoś z zasady obrał sobie jego, wróć, ich, jako cel plotek sprawiało, że Zosia czuła rzeczy.
Nieprzyjemne. I jeśli będzie trzeba, i jeśli tylko padnie słowo klucz, to jest gotowa zdublować to i dać kolejnej osobie.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Zupełnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi i zmiany nastawienia. Był przekonany, że Sophie było przykro i czuła się źle, że ktoś napisał o niej te wszystkie rzeczy, nic o niej nie wiedząc i jej nie znając. Ale nie, najwyraźniej zmartwiła się czymś zupełnie innym. Zmartwiła się tym, jak przyjmie to on, Pascal.
Uniósł brwi, przyglądając się jej kiedy tak rozpędzała się w swojej wypowiedzi niebezpiecznie. Całe szczęście trzymała się jego ramienia, bo zacząłby się obawiać, że przez ten nagły wzrost emocji Sophie zaraz potknie się o schodek, wyrżnie orła i pogubi zęby.
Machnął ręką w zbywająco-lekceważący sposób, kiedy w końcu mógł odnieść się do jej wypowiedzi.
- Och, Sophie, nie musisz się mną przejmować, naprawdę. Plotki ze szkolnej gazetki nie są w żaden sposób zagrożeniem, nie takich kul Boleynowie unikali. A i te "ważne osoby z ważnych rodzin" znam spoza szkoły, z różnych bankietów i spotkań, wierz mi że gdyby ktokolwiek zamierzał w jakikolwiek sposób wykorzystać ten artykuł przeciwko mnie lub Ori, to mamy w zanadrzu dużo bardziej skandaliczne informacje i cały front rodzinny do obrony. - No nie, nie przejmował się tym, co myśleli o nim inni "ważni ludzie". Jego życie ani przyszłość nie zależała od relacji z nimi, Boleynowie sami sobie byli kowalami losu, dbali o siebie i o swoich, bo rodzina (również ta z wyboru) była najważniejsza.
Przyjrzał się Krukonce nieco uważniej, próbując wybadać, czy aby na pewno nie była po prostu zraniona tym, co o niej napisano.
- Wyglądałaś na bardzo poruszoną tym artykułem, na pewno wszystko w porządku? To, że pochodzisz ze wsi, wcale nie znaczy, że nie jest ci przykro. Nawet jeśli to tylko głupie plotki... Chcesz żebym ci pomógł znaleźć odpowiedzialne za to osoby? - Nie mówił nic bezpośrednio, ale z pewnością byłby w stanie pociągnąć autora tekstu do konsekwencji. I był pewien, że Oriane by mu pomogła, jeśli tylko by ją o to poprosił. W końcu są bardzo zgranym, dynamicznym duo i lepiej nie nadepnąć im na odcisk.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Pascal nie był zły, nikt nie ma problemów że Zosia istnieje, sytuacja opanowana, odbiór.
Z każdym jego słowem, zarówno tym teraz jak i tymi, które już padły, czuła, że zaczyna się denerwować mniej. Po prostu, uwierzyła mu, że nie ma dramatu. Na tyle, że bransoletka z jej emocjami zmieniła swój kolor na bladożółty.
- Wiesz, teraz to wiem. Pół godziny temu jeszcze tego nie wiedziałam - zaczęła, już trochę wolniej, a na jej twarzy pojawił się nawet uśmiech - Z doświadczenia wiem że ludzie różnie reagują, i spanikowałam po prostu że możesz mieć z mojego powodu jakieś problemy.
Osłuchała się, swego czasu, o tym co powinna robić, czego nie powinna, z kim się zadawać, z kim nie. Wiedziała, że ludzie w jej otoczeniu takie problemy robili- i po ludzku się bała.
Natomiast, jej wychowanie w "dobrej rodzinie" jeszcze kilka lat temu nie miało podjazdu do bycia rodziną pochodzącą od królów. I to miałoby sens- ci szlachcice, którzy nie są tak pewni swojej pozycji będą się takimi rzeczami przejmować- on w sumie nie musi.
I ty, szczęśliwie też, Zosiu.
Na jego pytanie musiała dać sobie chwilę na przemyślenie.
- ... nie wiem. Szczerze- zaczęła powoli, zerkają na niego- nie wiem czy umiem nazwać to co czuję, nie mówiąc o nazywaniu tego w języku angielskim.
Chaos, może? To słowo było, zdaje się, takie samo w języku polskim i angielskim, no nie?
- może... irytację? I przykrość, ale nie że ktoś to kierował do mnie, tylko że ktoś... po prostu uznał że to zrobi? I że wykazał się przy tym taką ignorancją w kontekście kim jestem, skąd pochodzę, cokolwiek? Skołowanie, bo nie wiedziałam co robić? Nie wiem jak to nazwać... - zaczęła powoli, ze względu na to że więcej czasu potrzebowała na znalezienie w głowie odpowiednich słów w tym języku- Złość też, ale tekstami, które padały w moim kierunku przez ten artykuł, a nie przez sam artykuł... wiesz, nie wszystkim się podoba że gadasz ze mną a nie... cóż, z kimkolwiek innym, I guess.
Bała się też, a raczej zasmuciła ją, jedna specyficzna rzecz. Przestała być anonimowa- a tamten stan rzeczy jej pasował. I o ile nowa łatka "dziewczyny ze wsi" nie była może najwspanialszą, tak dawała jej jakąś dziwną namiastkę bycia losowym człowiekiem...
Zośka, i tak byś była l o s o w y m człowiekiem, w tej szkole jest prawdopodobnie pół na pół ludzi z "normalnych" domów czy innych farmerów jak i wyższych sfer- spojrzeli na ciebie tylko bo jesteś już trochę za stara na Tiarę Przydziału. Odpalił ci się nagle mental jakbyś była jakąś Hannah Montaną, podwójne życie, uspokój się. - pomyślała, mówiąc do siebie w głowie. Przynajmniej jest samoświadoma.
- Głównie jednak to się bałam waszej reakcji, ale, to już mówiłam. Chyba. - dodała, bo w sumie próbując sobie przypomnieć czy dokładnie ten statement padł.
Pozostawała jeszcze jedna kwestia, którą niejako Pascal poruszył, to jest- co teraz. Czy szukać tej osoby? Jak się zachowywać? Ukrywać się? Dowalić do pieca?
- Z jednej strony chciałabym wiedzieć... ale chyba tylko po to, by wiedzieć, jaka osoba reprezentuje takie... wartości? - zaczęła, zastanawiając się nad jego pytaniem w trakcie odpowiedzi. W pierwszym odruchu, oczywiście, to miała wiele różnych planów na sekundę- wpadnie do siedziby gazetki, wysadzi brokatem siedzibę, ucieknie ze śmiechem. Postawi im na środku sali kozę. Ukradnie im wszystkie pióra. Skopie ich tam, że już nigdy nie spróbują nawet przeczytać na głos jej nazwiska.
Ale tak z perspektywy czasu, co było lepszym rozwiązaniem? Albo, co było fajniejszym rozwiązaniem?
- No, i to zależy od tego, czy obieramy jakiś plan działania, czy coś. A raczej, jakie opcje zakłada twój plan postępowania w takich sytuacjach. Jestem otwarta na propozycje.
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Uśmiechnął się łagodnie, tak... dobrodusznie. To było urocze, że Sophie aż tak martwiła się o niego i potencjalne problemy, jakie w jego życiu mógłby wywołać artykuł sugerujący jakikolwiek skandal. Poklepał jej dłoń zahaczoną na swoim przedramieniu.
- To bardzo miłe, że tak się martwisz, ale żeby zaoszczędzić ci nerwów na przyszłość... Boleynowie są gotowi poradzić sobie z każdą sugestią domniemanego skandalu, a ja osobiście pomogę również chronić ciebie, żeby nikt nie sprawiał ci przykrości przez takie głupoty, jak zostały wypisane w tym artykule. - Zależało mu, żeby nie czuła się zostawiona z tym problemem sama. Więc jeśli Sophie chciała znaleźć winnego - Pascal zdecydowanie jej pomoże. Jeśli chciała puścić to w niepamięć - Pascal nie będzie drążył tematu. Gdyby dotyczyło to tylko jego, poinformowałby jedynie rodziców i zignorowałby temat, okazując kompletny brak zainteresowania plotkami, bo to najczęściej wzbudzało dalszy brak zainteresowania osób próbujących wszcząć skandal. To awantury podjudzały do dalszego drążenia, wytykania i wbijania szpili.
Ale teraz nie chodziło tylko o niego i jakąś losową osobę, a o Sophie, którą naprawdę zdążył polubić.
- Może poczekajmy aż emocje opadną i za kilka dni zdecydujemy co robimy? Albo raczej co ty chcesz zrobić, masz w pełni moje poparcie i pomoc. - Uniósł nieco brodę, niczym nastoletni superbohater obiecujący chronić przyjaciół. - A w międzyczasie... hm, możemy jak najbardziej zachowywać się normalnie, z subtelną dozą nieco głębszej zażyłości, żeby wodzić ciekawski tłum za nos, niech sobie myślą co chcą. Nic bardzo, jakby to określić, intymnego, ale na przykład spacerki tak jak teraz trzymając się pod rękę, wspólna nauka siedząc blisko, wspólne wyjścia do Hogsmeade. Niech ludzie dopowiadają sobie co chcą, a my nic nie potwierdzimy i niczemu nie zaprzeczymy, za to będziemy bardzo ostentacyjnie ignorować wszelkie sugestie i zbywać je prostym pytaniem "a co, zazdrościsz?". - Jak już pogrywać, to tak żeby się przy tym dobrze bawić! Aż się Pascal podekscytował perspektywą wprowadzania zamętu społecznego.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Może te głupie, ale na jego słowa poczuła, że robi jej się ciepło na sercu. Jeszcze ledwo godzinę temu sądziła, że może być uznawana za problem, a teraz dostała obietnicę niejako opieki, przed tymi i potencjalnymi, przyszłymi plotkami.
Tak, to zdecydowanie było miłe.
Im dłużej nad tym myślała, tym bardziej się uspokajała, a kolor na jej bransoletce zyskiwał intensywności. Nie był to co prawda jeszcze pięknie nasycony żółty, ale nie dało się go już pomylic z innym kolorem.
- Masz rację, lepiej się zastanowić na spokojnie - odpowiedziała po chwili na jego słowa. Tak szczerze to naprawdę, nie wiedziała co chciała zrobić. Wizja pokrycia brokatem wszystkiego w sali redakcji gazetki powoli odchodziła w zapomnienie. Ciekawość co do autora może nadal była żywa, ale też nie była pewna co zrobiłaby z taką informacją.
Jednak kolejną wypowiedzią Pascal całkowicie ją zaskoczył. Co prawda ta myśl przeszła - choć bardziej przemknęła, przeleciała, sprintem- przez jej głowę, ale nie miała odwagi brać jej nawet pod uwagę.
Wodzić za noc. Lać wodę na młyn kolejnym plotkom?
Spojrzała na niego z zaskoczeniem, unosząc brwi do góry. Potrzebowała może z trzy sekundy, bo zaraz potem jej mina zmieniła się całkowicie- bardziej niż łania na szosie, Zosia wyglądała jak mały chochlik, zastanawiający się jak przeprowadzić na gospodarzu jakiś mały, niewinny żarcik. Uśmiechnęła się od ucha do ucha, delikatnie mrużąc oczy.
- Oh, panie Boleyn!- powiedziała teatralnie, ale nie głośno. Na to jeszcze przyjdzie czas- Z Pana to jest widzę niezłe ziółko! Nie spodziewałam się, doprawdy.
Po czym zaśmiała się, rozbawiona trochę tą teatralnością, a trochę wizją tego, jakie sytuacje mogą z tego wyjść.
- Czemu nie? - dodała po chwili, już całkowicie normalnie- skoro chcą sensacji, czemu by nie zadowolić tłumu?
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Podzielanie jego chęci do zamącenia w głowach wygłodniałego plotek tłumu sprawiły, że Pascal aż wyprostował się bardziej - niezależnie od tego, że i tak zawsze utrzymywał nienaganną sylwetkę - jakby urósł, uniósł wyżej brodę z dumą, wypiął pierś i mało brakowało by jego ego zmaterializowało się w formie dużego, puchatego, dostojnego kociska mruczącego z satysfakcją.
- Jeszcze mało o mnie wiesz, ma dame Sophie. - Pochylił się nieznacznie w jej kierunku, jakby tymi słowami rzucał zanętę, sugerując złożoność swojego charakteru i zaskakujące jego sploty, zakręty i wyboje. Nawet puścił jej oczko i uśmiechnął się łobuzersko, dopasowując do jej chochlikowatości w równie entuzjastycznym stopniu.
- Wspaniale! to jedna z najprzyjemniejszych form kontroli tłumu, jestem pewien, że będziemy się przy tym bawić wyśmienicie! - Oczywiście tak długo, jak to Sophie będzie się dobrze bawić. Jeśli tylko zauważy u niej dyskomfort wywołany prowokowaną sytuacją i opinią, nie zawaha się wycofać z tego planu i w inny sposób radzić sobie z plotkami. Jeśli w ogóle nadal będą chcieli jakkolwiek na nie reagować celowo.
Jak tylko doszli na piąte piętro, Pascal czuł nie tylko satysfakcję, ale i ulgę, bo wyraźnie udało mu się chociaż w jakimś stopniu uspokoić Sophie, poprawić jej humor. Całe szczęście ten spacerek wystarczył. Oczywiście to nie znaczyło, że nie będzie teraz codziennie sprawdzał jak się czuje, po prostu na tę chwilę mógł pogratulować sobie sukcesu. Tym bardziej, jak przy pożegnaniu przed wejściem do Pokoju Wspólnego Krukonów Sophie znowu się uśmiechała.
Ruszył wyżej schodami w dużo lepszym humorze.
/zt x2
|