Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
- Mówisz, masz- odparła, nie mając specjalnie sił by się kłócić, szczególnie w tak blachym temacie. Przez chwilę nawet zastanawiała się, czy faktycznie czegoś nie skopała, rzucając zaklęcie i była niesamowicie zaskoczona, że slizgon od razu założył wystąpienie problemu związanego z zakłóceniami.
- Wszystko, co mówisz brzmi całkiem przekonująco, ale... Nie uważasz, że twoja rodzina coś by o tym wiedziała? Myślałam, że slizgoni maja wszędzie kontakty? - przekomarzała się nieco, sięgając do torby po własny podręcznik z zaklęć. Otworzyła go i dla pewności przejrzała, czy wszystkie podjęte przez nią kroki były prawidłowe. Były. Chyba faktycznie nie mogła się winić za niepowodzenie.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
- Widocznie wciąż mają tych kontaktów zbyt mało. Jest jeszcze jedna możliwość, nadchodzi magiczna apokalipsa i wszyscy staniemy się mugolami. W takim przypadku powinniśmy spalić ten piekielny zamek i wracać do domu. I zacząć płacić mugolskie podatki - ironizował Avery, przyglądając się jak dziewczyna wertuje księgę zaklęć. Jeśli powoli nadchodził zmierzch magii, co stanie się z ich światem? Co stanie się z magicznymi stworzeniami, roślinami, potężnymi artefaktami? Czy magiczne budynki runą? Czy wkrótce wariująca magia sprawi, że magicznie powiększane pomieszczenia na powrót skurczą się i brutalnie zgniotą swoich mieszkańców na krwawą miazgę? Jak wiele będzie ofiar jeśli zawiodą zaklęcia nałożone na ministerstwo magii i inne wielkie gmachy i wymiary się nałożą? Zginą mugole, zginą czarodzieje. Jeśli zakłócenia dotykały całego kraju, kontynentu, czy świata, czy w tej chwili właśnie ludzie masowo umierali pod różdżkami uzdrowicieli, którzy nie mogli wydusić z siebie zaklęć?
Wciąż nie wierzył, że to magia oszalała. Istniała od tysięcy lat i nie sądził, aby to miało się zmienić, jeśli ktoś obwiniał o to trochę mugolskiej technologii, która w kontakcie z magią głupiała i przestawała działać, był dla niego czarodziejskim "foliarzem". Jednak czynnik ludzki wydawał się o wiele bardziej prawdopodobny. Czy mieli do czynienia z psychicznie chorymi rewolucjonistami o liberalnych poglądach, którzy chcieli doprowadzić celowo do zderzenia obu światów? Jeśli tak, żałował, że ostatni znany Czarny Pan zginął. Być może gdyby tak się nie stało, zachowaliby w dobrym stanie magiczny świat, który dawał im bezpieczeństwo i siłę.
- Cokolwiek by to nie było, gdybym powiedział przy ojcu głośno o porzuceniu szkoły, nie skończyłoby się to dobrze... - stwierdził ślizgon, bawiąc się różdżką i naśladując ruch różdżki potrzebny do wykonania zaklęcia. - Spróbujmy jeszcze raz. Mutabis!
Wykonał w powietrzu kopertowy kształt w kierunku leżących na podłodze koszulek, a te niezgrabnym ruchem wyleciały w górę i składając się w prostokąty, wylądowały na ławce na nierównej stercie. Nie było to dokładnie to, o co mu chodziło, ale nie wyglądało najgorzej.
(Mutabis 1/5)
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
Mało, mało... nosz, typowy Slytherin, wiecznie im mało.
- Wiesz, Ars, niektórzy z nas i tak je płacą - zauważyła z cieniem rozbawienia. Czystokrwiści byli zupełnie odklejeni od rzeczywistości. Nie każdy mieszkał w Dolinie Godryka czy Hogsmeade, nie każdy też miał rodową posiadłość oddzieloną magicznymi barierami od reszty świata. Wręcz przeciwnie - znakomita większość czarodziejów wtapiała się w tłum i starała się żyć w spokoju w sąsiedztwie mugoli.
- Nie sądzę jednak, żeby to wszystko miało skończyć się aż tragicznie. Mugole na ten moment używają coraz większej ilości technologii, która... hm, unosi się w powietrzu, jak magia. Anglia jest najeżona słupami, które przesyłają między sobą dane. Być może w jakiś sposób faktycznie wpływa to na magię... trudno powiedzieć. W najgorszym wypadku, będzie trzeba wyperswadować te pomysły ministrom - albo za pomocą naszego ministerstwa, albo samodzielnie - uśmiechnęła się lekko, a w jej zielonych oczach na chwilę zadrgał psotny, zaczepny błysk.
Przez chwilę przyglądała się, jak Avery rzuca zaklęcie, a t-shirty posłusznie podrywają się w powietrze. Efekt nie był jednak idealny i miała wrażenie, że tym razem nie było to związane z zakłóceniami.
- A gdybyś spróbował odrobinę mniej zamaszyście? - zasugerowała, przypominając sobie własne starania w opanowaniu tego zjawiska.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
- Wszystko sprowadza się do jednego wniosku: problem stwarzają mugole. Przez swoją obecność, czy technologię. Na jedno wychodzi. Nie żebym był za ich brutalną eksterminacją, to zbyt łatwe i oczywiste rozwiązanie, ale im dalej są od nas tym lepiej - odparł zjadliwie. Westchnął ciężko i jednym ruchem ręki zepchnął z ławki poukładane koszulki. Skoro i tak miały zostać poskładane, to po co się tym przejmować. Przejrzał ponownie zapis w podręczniku, starając się zapamiętać każde słowo z osobna.
- Czy idealnie wykonane zaklęcie sprawi, że będą równo poukładane i wyprasowane? Czy gdybym zmiął i związał je w kulę to by zadziałało? - zapytał gryfonki, przeciągając się powoli, aż zaczęły trzaskać mu stawy. czuł się taki zastany. Co prawda starał się biegać każdego poranka przed lekcjami, ale brakowało mu bardziej kreatywnej aktywności fizycznej. Może gdyby znalazł kogoś z kim mógłby tańczyć albo wrócił do trenowania jogi jak na wakacjach. Jego siostra wstawała dużo później, gdy bywali w domu rodzinnym. On wolał zaczynać dzień o świcie.
Odchylił się swobodnie i wykonał mnie zamaszysty znak różdżką, dokładnie tak jak pokazywała Madeline.
- Mutabis - powiedział znudzonym głosem i obserwował efekt, który ani trochę nie przypominał tego, co zamierzał zrobić. Koszulki zatrzęsły się, podskoczyły i zwinięte w niedbałe kule wylądowały na chaotycznej kupce obok niego. - Chyba jednak to nie jest to. Masz jeszcze jakieś wskazówki?
(Mutabis 1/5)
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
- Tak naprawdę, może się okazać, że nie będziemy musieli nic robić. Mugole sami zaczynają protestować przeciwko rozwojowi tych technologii. Boją się chorób... czy nawet kontroli umysłów. Dochodzi wręcz do tego, że sami niszczą maszty i organizują protesty. Pytanie, ile z tego ziarna niepewności zostało zasiane przez czarodziejów - uśmiechnęła się krzywo. Sama nie podejrzewała, żeby nowe możliwości techniki miały zrobić im większą krzywdę, jednak przez potencjalny negatywny wpływ na magię, w duchu kibicowała jak najdłuższym sabotażom.
- Dużych zagnieceń nie usunie, ale efekt powinien być zbliżony do dokładnego złożenia i wygładzenia materiałów. No i przy większej ilości ubrań, choćby przy pakowaniu się, oszczędza sporo czasu - wyjaśniła, obserwując jego kolejną próbę. Niestety, niezbyt udaną. - Mam wrażenie, że tym razem przesadziłeś troszkę w drugą stronę. Spróbuj w ten sposób - zaproponowała, wykonując dłonią dość żwawy, choć niezbyt agresywny w swojej mocy gest.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
- Chciałbym po prostu żeby wszystko wróciło do normy i żeby efekty naszych zaklęć zależały tylko od naszej ciężkiej pracy. Nie po to od tylu lat haruję, żeby osiągać mierne wyniki. Jeszcze tylko rok i trzeba będzie poradzić sobie w świecie czarodziejów. Wybrałaś już co chcesz robić po zakończeniu szkoły? - zapytał dla zabicia czasu. Nie zamierzał grzebać jej teraz w umyśle, nie kiedy musiał skupić się na opanowaniu zaklęcia. Zabawę zamierzał zostawić sobie na później. Co więcej, nie był pewien, czy Madeline dałaby mu to, czego od niej oczekiwał. Postanowił poczekać z deserem. Kto wie, może skrywała więcej tajemnic niż powierzchownie się wydawało. Na pozór była całkiem zwykła. Jedna z typowych szarych dziewcząt, jakich wiele w Hogwarcie. Miła, pogodna, spokojna. Nie widywał jej raczej w tłumach, ale też nie należała do samotniczek, które często skrzętnie obserwował. Może powinien odpuścić sobie swoje gierki.
- Mutabis - powiedział po raz kolejny, kierując różdżkę na stertę zwiniętych po poprzednim zaklęciu koszulek i wykonując identyczny ruch jak dziewczyna. Tym razem poukładały się w nieco lepszy kształt. Właściwie wyglądało to już całkiem zgrabnie.
(Mutabis 2/5)
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
Maddie pokiwała głową, jednocześnie zakładając ręce na piersi. Wiedziała, jak bardzo jej zakłócenia w magii działały na nerwy. Mogła się tylko domyślać, jak przeżywał to przyzwyczajony do wiecznego powodzenia paniczyk.
- Prawdę powiedziawszy, cały czas się waham. Z jednej strony, znam dobrze włoski, więc mogłabym próbować załatwić sobie rolę tłumacza w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. Wiadomo, musiałabym się podszkolić z bardziej, hm, profesjonalnego słownictwa, ale nie brzmi to jak głupi pomysł. Z drugiej strony, rozważałam coś związanego z transmutacją, ale czuję, jakby ta ścieżka była strasznie niepewna. Na razie chyba po prostu spróbuję dać z siebie wszystko i niech wyniki Owutemów pokażą. Praca związana z magicznymi stworzeniami też by mi nie przeszkadzała - tłumaczyła spokojnie, przyglądając się z boku, jak Avery przygotowuje się do rzucenia zaklęcia. Uśmiechnęła się lekko, widząc całkiem już przyzwoite efekty.
- I właśnie o taki wynik walczyliśmy.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Otóż paniczyk przeżywał to potwornie. Była to plama na honorze jakby co najmniej urodził się charłakiem. Czuł jakby nic na świecie nie mogło go wytłumaczyć, bo przecież czysta krew oznaczała moc i sukces. Ojciec zawsze uważał, że są predestynowani do wielkich osiągnięć. Przecież jak ktoś poczęty w miejscu wypełnionym potężną magią podczas publicznych pokładzin ze starannie wyselekcjonowanej dziewicy o krwi czystej jak łza mógłby nie być predestynowany. Może właśnie dlatego matka go tak nienawidziła. Jej wzrok gdy znajdował się w pomieszczeniu był bardziej dotkliwy od ojcowskiego Cruciatusa. Niegdyś zależało mu na jej miłości, ale z biegiem lat uleczył się z tej chorobliwej potrzeby. Właściwie nawet pragnął, by odeszła z domu i odzyskała wolność. Może to by jej pomogło. Zastanawiał się, czy jego siostra za kilka lat będzie równie zgorzkniała. W końcu czekał ją ten sam los.
- A chiński? Zdawało się, że wcześniej kreśliłaś znaki, może się mylę - odparł mrużąc lekko oczy. - Transmutacja daje wiele możliwości, zwłaszcza jeśli jest się kreatywnym. Mogłabyś otworzyć własną działalność. Kto wie, może zbić na niej fortunę.
Nie wspomniał nawet o magicznych stworzeniach. Nie miał do nich serca. Prędzej szlag by go trafił, niż dałby radę nad nimi zapanować. Były ładne, przydatne, ale wolał obserwować je z daleka. Wystarczyła mu sowa.
- Spróbuję jeszcze raz, może efekt się utrzyma - powiedział, mierzwiąc ponownie koszulki i mieszając je jakby gotował z nich zupę. - Mutabis!
I tym razem odniósł sukces przy rzucaniu zaklęcia. Wydawało się, że wkrótce je opanuje.
(Mutabis 3/5)
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
Przechyliła nieco głowę, zaskoczona jego uwagą.
- No, no, spostrzegawczy! I jeszcze rozróżnia azjatyckie pisma - zauważyła, żartobliwie bijąc mu brawo. - Tak, od paru lat uczę się chińskiego, ale zdecydowanie nie jest to poziom, z którym można na razie wiązać jakąkolwiek przyszłość. Zobaczymy, co czas przyniesie, bo nie odpuszczam. I tak jak mówisz, właśnie o tym myślałam - transmutacja kreatywna, artystyczna. Tylko zakłócenia mogłyby skopać naprawdę sporą część projektów - przyznała, ponownie skupiając się na poczynaniach chłopaka. Chyba załapał, ponieważ z każdą kolejną próbą szło mu coraz lepiej. Wyglądało na to, że na coś się przydała.
- A ty, jakie masz plany?
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
- Trochę rozróżniam. Japońskie wyglądają jak przecinkowate bazgroły. Są nierównomierne i wymieszane. Za to najprostsze. Koreańskie to kółka. Koreańczycy to ludzie piszący językiem pączków z dziurką. Chińskie znaki są skomplikowane i ładne. Gdybym któregoś z nich miał używać, to wolałbym chińskiego, poza tym brzmi tak uspokajająco jak szum morza - odpowiedział na jej dywagacje Arsene. Nie sądził aby miał kiedykolwiek opanować tak skomplikowany język, ale lubił go słuchać. W zasadzie hołubił chińską kulturę. Zakochał się w niej, kiedy jako pięciolatek był z ojcem na wakacjach w podróży służbowej w Pekinie. Pamiętał jak potem zamęczał matkę i ojca, żeby pozwolili mu uczyć się grać na chińskiej cytrze i wynajęli nauczyciela. Wziął nawet swój guzheng do szkoły, ale nie pokazywał innym osobom jak na nim gra. To wydawało mu się dość intymne. Poza tym nie był pewien, czy ktoś w ogóle zrozumiałby jego fascynację orientalnym instrumentem. Zwłaszcza inni ślizgoni. Fortepian, flet, czy skrzypce to co innego, były na salonach wręcz pożądane. Podobnie jak szermierka, którą wmuszał w niego ojciec. Nigdy też nie nauczył się w stopniu płynnym francuskiego ku ubolewaniom matki, która kochała ten język. Ona sama ukończyła Beauxbatons. Żaden nauczyciel nie mógł nic na to poradzić. Nienawidził tego języka. Łacinę opanował w stopniu zadowalającym, ale zawsze uważał ją za coś nudnego i archaicznego. Ale guzheng, taniec - to zdecydowanie do niego przemawiało. Marzył, żeby kiedyś wyjechać z tego smętnego, sztywnego kraju, jednak wątpił, aby rodowe obowiązki mu na to pozwoliły. Prędzej podejrzewał, że uda się to jego siostrze.
- Transmutacja artystyczna... mówisz o projektowaniu? Moda, wnętrza, przedmioty? - zapytał z ciekawości, taksując ją wzrokiem. W zasadzie była całkiem niebrzydka, choć mogłaby zapuścić włosy. Przecież były na to zaklęcia, eliksiry i inne różne mazidła.
- Mutabis - powtórzył w przerwie między wymianą kolejnych uwag. Tym razem jednak jego wzrok zbyt długo zatrzymał się na tej jedwabnej niedopiętej koszuli i z zaklęcia wyszło zupełne fiasko. Skrzywił się widząc żałosny i mierny efekt swoich działań. Tak kula ubrań wyglądała jakby ktoś chciał ulepić z tych koszulek bałwana. I zdaje się, że chwilowo to właśnie on był tym bałwanem.
- Wszyscy spodziewają się po mnie, że zostanę kolejnym w rodzinie urzędnikiem ministerstwa... - stwierdził bez szczególnej fascynacji. Prześwitywało spod jego słów wyraźne drugie dno. Nie pałał entuzjazmem do tego pomysłu.
(Mutabis 3/5)
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
- Koreańczycy przynajmniej mają alfabet, zamiast każde słowo opisywać osobnym krzakiem - zauważyła swobodnie. Chociaż była świadoma, że ma azjatyckie korzenie, nie wydawało jej się, aby miała wśród przodków przedstawicieli najpopularniejszych w Europie krajów. Nie wskazywał na to jej wygląd. Na jego podstawie obstawiała raczej Wietnam czy Tajlandię - a może w ogóle jaką szaloną loterię genetyczną. Ostatecznie, kolor jej oczu i struktura ciemnych włosów zupełnie nie odpowiadały krajom dalekiego wschodu. Sama czuła się w stu procentach Brytyjką. Tu się wychowała i tu nabrała charakterystycznego dla Yorkshire akcentu, choć nie aż tak silnego, jak ten występujący na północy hrabstwa. - Ale masz rację, chiński jest po prostu... ładny. I delikatniejszy od koreańskiego czy japońskiego. Zǒng de lái shuō: Zhōngwén zuì hǎole! - podsumowała, nieco przewrotnie kończąc wypowiedź w języku chińskim. Ot, czemu by się trochę nie pojawić, szczególnie, gdy Avery przyznał, że lubił słuchać tego egzotycznego języka.
- Modą lubię się bawić, ale bardziej w zakresie polowania na nowe perełki, niż faktycznych projektów. Za to próbowałam przygotować dla siebie kilka elementów biżuteryjnych. Lubię pracować nad szczegółami tego typu - przyznała, sięgając ku swojej szyi, gdzie miała zawieszony delikatny łańcuszek ukryty pod bluzką. Gdy go wyjęła, na tle opalonej dłoni można było zauważyć wisiorek przedstawiający okoloną cierniami różę. Dumna ze swojej pracy, nawet nie zwróciła uwagi, że gest ten zwrócił dodatkową uwagę na jej niezbyt wyzywający, ale nadal przykuwający męską uwagę dekolt. Cóż. Czasem wierzy się, że faceci myślą mózgiem, a nie zawartością spodni.
- Ale...? - zapytała, po jego tonie i doborze słów natychmiast wyłapując, że nie byłoby to jego spełnienie marzeń. Miała nadzieję, że podzieli się, co faktycznie byłoby dla niego interesujące.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
- Cokolwiek powiedziałaś, brzmiało dobrze - rzucił krótko, licząc, że dziewczyna przetłumaczy swoją wypowiedź. W zasadzie mógłby po prostu bezmyślnie siedzieć i słuchać jak czyta jakiś tekst. To było wystarczające żeby go odprężyć.
Zawartość spodni zwykła rządzić się własnymi prawami u hormonalnie rozbudzonych nastolatków. Zwłaszcza w koedukacyjnej szkole z internatem. Zwłaszcza jeśli poświęcało się za dużo czasu na naukę, a za mało na romanse. Na całe szczęście Avery w przeciwieństwie do swojej młodszej siostry nie był przez rodziców zaangażowany w żaden związek. Najwyraźniej jego ojciec chciał dobrze wybrać nową rodową klacz rozpłodową. Niełatwo było zostać Panią Avery. On sam nie był zbytnio zainteresowany szukaniem. Z całą pewnością prędzej wsadziłby przyrodzenie w gniazdo chochlików kornwalijskich niż ożenił się z taką idiotką jak Travers, która już od najmłodszych lat była wystawiana przez rodziców jako potencjalna idealna pani domu. Budziła jego obrzydzenie swoimi tanimi umizgami i słodkimi uśmiechami. Chciał kogoś normalnego, albo przynajmniej posiadającego wysoki iloraz inteligencji mimo wszelkich odchyleń. Nie lubił się nudzić.
- Biżuteria to świetny pomysł. Jeśli nawiązać współpracę z goblinami to może być złoty interes. Sam chętnie zostałbym kiedyś inwestorem na tym rynku - przyznał Arsene, kiwając z uznaniem głową, nieco rozkojarzony. Niestety rozpięte guziki wcale mu nie pomagały. A te długie nogi... Zdecydowanie chętnie zostałby inwestorem na tym rynku, jakkolwiek znajdowałby się on między tymi nogami... ZAKLĘCIA!
- Mutabis! - wypowiedział nasty raz Avery, niemal dźgając koszulki różdżką. To zdecydowanie nie spodobało się jego magii, bo koszulki wyskoczyły w powietrze jak dzikie i wylądowały radośnie na ich głowach.
- Poddaję się! - powiedział, rozkładając bezradnie ręce w teatralnym geście, wcale nie ściągając z głowy białej jak francuska flaga w czasie wojny koszulki. - Chyba jest mi przeznaczone żyć w wiecznym nieładzie i liczyć że wszystko za mnie zrobią skrzaty domowe.
Liczył, że zapomni o co pytała. W końcu jego plan nie należał do zbyt popularnych wśród ślizgonów. Poza tym wciąż utrzymywał swoją rodzinę w myśleniu, że podąża za ich cudownym nieomylnym planem.
(Mutabis 3/5)
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
- Nie powiem, żeby była to najambitniejsza wypowiedź. Ot, wyrażenie wyższości chińskiego nad resztą języków azjatyckich - stwierdziła z lekkim rozbawieniem, nadal obracając między palcami wisiorek. Lubiła się nim bawić i zahaczać palcami o wszelkie szczegóły i wypukłości.
- W takim razie wiem, do kogo się zwrócić - zaśmiała się i chwyciła w dłonie brzegi swojej spódniczki, dygając nieco zbyt teatralnie. Wiedziała, że nie wszyscy przedstawiciele domu węża byli źli, ale nie spodziewała się, że Arsene, z którym przez ostatnich siedem lat zamieniła może trzy zdania, będzie tak w porządku.
Kiedy tylko chłopak rzucił po raz kolejny zaklęcie, a jego próby spełzły na zabawnym w skutkach wypadku, Maddie po prostu... wybuchnęła szczerym, głośnym, wręcz histerycznym śmiechem, a głupawka była na tyle duża, że przerosła nawet ją samą.
- Masz rację, praca w ministerstwie może ci się udać lepiej, niż kariera gosposi - stwierdziła, kręcąc z rozbawieniem głową i sięgnęła dłonią w kierunku białej koszulki, by ta pociągnięta, prześlizgnęła się po plecach ślizgona i wpadła w jej ręce. - Załóżmy jednak, że to po prostu zakłócenia. No, spróbuj jeszcze raz i opowiadaj, jak mógłbyś utrzeć wszystkim ciotkom nosa.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
Yhyyym, o jakie jeszcze inne wypukłości mogłaby zahaczyć tymi palcami... "Kurwa mać, Avery, nie jesteś śliskim stulejarzem z lochów jak ten mały, krzywy członek o żenującym imieniu, narzeczony twojej siostry" - warknął w myślach sam do siebie, z lubością wyobrażając sobie jak ubliża Burke'owi, który traktował jego drogą Aspasię jak drażniący strup na łokciu. Obiecywał sobie, że dorwie go w jakimś ciemnym korytarzu i wytłumaczy mu dogłębnie na czym polega szacunek. Jego siostra mogła mieć kogoś dużo lepszego. Jedynym jego atutem dla ich ojca był rzadki dar metamorfomagii, który chciał wprowadzić w geny swoich wnuków. Przehandlował jego siostrę jak bydło dla takiego miernego, zadufanego w sobie dziwadła. Niech tylko zobaczy, że jego siostra znowu płacze z powodu tego nietrafionego mariażu, a wszystkie te ich wspólne obiadki staną się dla niego piekłem na ziemi.
Śmiech Madeline oderwał go od gniewnych przemyśleń. Miała ładny śmiech, donośny i bezwstydny. Nie hamowała się jak większość czarodziejskiej elity. Gryfoni nigdy nie umieli się pohamować, zwłaszcza Ci, którzy nie dorastali w ich świecie.
- Dzięki Merlinowi, kiedy pójdę na rozmowę kwalifikacyjną na stanowisko sprzątaczki w ministerstwie, pokażę im to zaklęcie. Jestem pewien, że zrobię piorunujące wrażenie - podsumował, parskając śmiechem.
Kiedy dziewczyna ściągnęła koszulkę z jego głowy, zobaczył jej zarumienioną od śmiechu twarz. Wyglądała zupełnie inaczej niż wtedy, gdy tu przeszedł. W zasadzie nie widywał jej takiej na korytarzach, a może po prostu nigdy nie zwrócił na to uwagi. Przecież była... szalmą. Prawdopodobnie. A przynajmniej nie słyszał, żeby miała czystokrwistych przodków. Tacy jak on nie zadawali się z takimi jak ona. To było zupełnie oczywiste dla ścisłej arystokracji, choć ich społeczeństwo powoli się liberalizowało.
- Weź się w garść - burknął cicho sam do siebie, bynajmniej nie myśląc w tym momencie o swoich niepowodzeniach. A może również i o nich. - Jeszcze raz. Mutabis!
Porozrzucane po całej komnacie ubrania poszybowały w górę i nareszcie utworzyły idealny, równy stos. Były jak wyprasowane i mógł odczuwać z tego powodu dumę!
(Mutabis 4/5)
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
Przechyliła nieco głowę, dostrzegając przebiegający przez ułamek sekundy grymas na twarzy Ślizgona, który niemal natychmiast zniknął. Co też kotłowało się pod tą czupryną?
- No, bez śmieszkowania, tylko do roboty. Postaraj się, jakbym co najmniej była komisją rekrutacyjną. Żeby żona nie musiała na ciebie narzekać - parsknęła, ocierając z kącika oczu łzę i wskazała dłonią na stertę koszulek. Niechże się chłop wykaże, skoro już tak mile zaskoczył ją dystansem do siebie i poczuciem humoru.
I w końcu, udało mu się! Ubrania były idealnie, ciasno złożone, gotowe by wsadzić je do szafy lub kufra. Maddie wyciągnęła dłoń i poklepała go po ramieniu. - Gratuluję, ma pan tę robotę!
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
- Kochany tatuś będzie ze mnie taki dumy. Zawsze marzył o tym, żebym pracował dla ministerstwa, nigdy jednak wyraźnie nie wskazał na jakim stanowisku - odpowiedział sarkastycznie, cmokając z udawanym zachwytem, po czym położył się na świeżo ułożonych koszulkach. Rozburzył je przeciągając się leniwie i układając się na boku w nonszalanckiej pozie jakby chciał żeby Leonardo DiCaprio namalował go jak jedną ze swoich francuskich dziewczyn - Żona będzie zachwycona, że ma takiego PORZĄDNEGO, POUKŁADANEGO faceta. Wchodząc do rodowej łożnicy będę mówić: chcesz zobaczyć jak to robię jeszcze raz, kręci cię to? Mutabis!
Skierował swoją różdżkę za głowę, a koszulki ponownie poszybowały w górę i ułożyły się w idealną stertę na ławce. Wszystko zgodnie z planem. Czuł, że już wie o co chodzi w tym zaklęciu.
- A Ty jakim zaklęciem chciałabyś wszystkim zaimponować? - zapytał Arsene z rozbawieniem na twarzy, chwytając leżący w pobliżu podręcznik i wertując go pobieżnie.
(Mutabis 5/5 - sukces!)
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
Oho. Wszystko wskazywało na to, że Arsene nie miał najlepszej relacji z rodziną. Czyżby zbuntowany młody arystokrata? To tłumaczyłoby, dlaczego w ogóle zdecydował się z nią rozmawiać.
Z nieukrywanym rozbawieniem obserwowała jego pajacerkę. Tak... wszystko wskazywało na znudzonego życiem bogatego chłopca. Ciekawe, jak potrafił się bawić po Ognistej?
- Prawdziwa chluba rodu. Kobiety będą się o ciebie zabijały - stwierdziła z udawanym entuzjazmem i niemalże zazdrością, jak gdyby sama właśnie zobaczyła najgorętszy towar w okolicy. Nie, żeby Arsene'owi czegokolwiek brakowało - ot, ładna buzia nie oznaczała, że należało się od razu zachowywać jak dzikie zwierzątko.
- Zaraz zobaczymy, bo wydaje mi się, że mam kilka nieodrobionych zaległości - przyznała, siadając na ławce i biorąc w dłonie własny, odłożony tam podręcznik i przejrzała pobieżnie spis treści. - Tak, partis temporus zupełnie mi nie szło i jakoś tak się zniechęciłam. Tylko na czym by tu... - Energicznie wstała z ławki i oparła zgięte w palcach dłonie na biodrach, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie znalazłszy niczego odpowiedniego do ćwiczeń, co nie wymagałoby ścinania biednych roślin, sięgnęła do torby, szukając tam czegokolwiek, czego nie byłoby szkoda wykorzystać do nauki. Ostatecznie, znalazła w torbie bloczek kolorowych karteczek samoprzylepnych. Chyba by się nadało. Oderwała kilka z nich i położyła koło siebie na ławce.
- Partis Temporus - rzuciła bez większych nadziei, celując w karteczki końcem różdżki. Zgodnie z oczekiwaniami, zamiast rozdzielić się, nadal sklejone skrawki papieru poderwały się odrobinę w powietrze, jak gdyby ktoś w nie dmuchnął. Mało zabawne.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
- Zabijają się tak skutecznie, że nadal żadnej nie mam - roześmiał się cynicznie Arsene. - Może po prostu jestem zbyt toksyczny...
Takie drobne aluzje były u ślizgonów na porządku dziennym. Nie omieszkał ich użyć samodzielnie. W końcu poniekąd były całkiem prawdziwe. Wstał z podłogi i usiadł z powrotem na ławce. W jednym z podręczników wyszukał wymienione przez dziewczynę zaklęcie, żeby przypomnieć sobie teorię. Pamiętał że opanował je dłuższy czas temu. Odświeżanie jednak mogło być pomocne.
- Źle się do tego zabierasz - stwierdził, obserwując działania Madeline. Omiótł wzrokiem komnatę, a jego uwagę zwróciła jedna z doniczek, a dokładnie znajdująca się pod nią duża, masywna podstawka. Nie chcąc ryzykować upuszczenia jej, nie użył czaru lewitacyjnego, a zwyczajnie podniósł ciężką ceramikę z rośliną i przestawił ją w inne miejsce. Odzyskaną podstawkę przeniósł na środek pomieszczenia i postawił na podłodze.
- Aquamenti - powiedział pewnie, a podstawka wypełniła się po brzegi wodą. - To powinno pomóc Ci się skupić. Zgodnie z teorią jest to Czar Rozstąpienia. Trudno jest rozstąpić kartki. Łatwiej jest tego użyć na ogniu, wodzie, dymie, wysokiej trawie. Musisz wyobrazić sobie ten efekt i nakreślić kształt podobny do litery V. Ważne jest skupienie.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
średni |
Hetero |
Pióra: 43
- Nikt nie mówił, że sława jest prosta, miła i przyjemna - ciągnęła z rozbawieniem. - Toksyczny? A może jednak jadowity?
Słysząc uwagę chłopaka speszyła się, mimo, że ani przez chwilę nie próbował być względem niej nieprzyjemny. Tak to jest, kiedy przegląda się tylko tytuły rozdziałów, bez skupiania się na samym opisie zaklęcia. Cóż... życie w chaosie i karuzela spierdolenia nie odpuszczały ani na chwilę.
- Dzięki - powiedziała dość cicho, wyraźnie zbita z tropu i usiadła wygodnie na podłodze, naprzeciw naczynia. Siedziała po turecku, świecąc nieco kolanami, a wycięta z koła spódnica ładnie opłynęła jej ciało, chroniąc ją przed dostarczaniem Avery'emu zbyt wielu widoków. Przymknęła na chwilę oczy, próbując wyobrazić sobie pożądany efekt i machnęła różdżką, wypowiadając odpowiednią formułę. Tym razem... nie wydarzyło się zupełnie nic, jak gdyby wcale nie wypowiedziała zaklęcia.
- Chyba jesteśmy siebie warci - rzuciła z cieniem rozbawienia w głosie, które z trudem zakrywało pierwsze oznaki irytacji. Miała sporo cierpliwości do bardziej skomplikowanych projektów, ale niekoniecznie do własnych niepowodzeń.
- Accio podręcznik - westchnęła, próbując przywołać książkę, która wylądowała kilkanaście centymetrów poza zasięgiem jej rąk, zmuszając ją, aby zgięła się i naciągnęła w kierunku podręcznika. Przewertowała go, by odnaleźć odpowiednią stronę i przypomnieć sobie wszelkie informacje związane z zaklęciem.
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 0
- Nie gryzę, mam wybredne kubki smakowe - odpowiedział ironicznie i wzruszył ramionami.
Avery wciąż tkwił z nosem w podręczniku, wertując kolejne działy teorii zaklęć. W międzyczasie zaznaczył stronę z zaklęciem ćwiczonym przez gryfonkę. Miał wrażenie, że czyta ten podręcznik dosłownie setny raz, ale może takie właśnie utrwalanie pomagało w skutecznym opanowaniu zaklęć w praktyce, kiedy nie musiał próbować sobie czegoś przypomnieć, tylko miał to wryte w mózg aż do porzygu. Kątem oka śledził pełne frustracji starania Madeline.
- Nie przejmuj się, czasem takie ćwiczenia są naprawdę mozolne. Każdy z nas by chciał, żeby wychodziło za pierwszym razem. W końcu to nasza magia i powinna nas słuchać, prawda? - stwierdził, nie odrywając wzroku od tekstu. - Mutabis było chyba trochę prostsze, bo efekt był łatwiejszy do wyobrażenia. Musisz naprawdę chcieć rozdzielić tę powierzchnię i czuć, że jest ci to potrzebne.
|