Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Łukowy korytarz między wieżami Korytarz pokryty oknami, którego łuk przechodzi od połowy wieży astronomicznej do tej sąsiadującej, gdyby ktoś potrzebował skrótu. Parapety są tu dość szerokie by sobie posiedzieć w miłej atmosferze intensywnie oszklonego przejścia, rozgrzanego przez promienie słońca i będącego idealnym punktem do szukania inspiracji w krajobrazach czy niebie.
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
~4~
Kiedy wieczór zmienia się w świt, coś dobija się do mych drzwi
Kiedy luty zmienia się w lipiec, nie dam rady się przed nią kryć.
23 września, 18:23
Nad wyraz szybko uciekł z kolacji, żeby zająć ulubiony fotel w pokoju wspólnym Puchonów. Niektórzy uczą się gdziekolwiek, inni nie potrafią się skupić na literkach w innym miejscu niż te, które daje im spokój. Teo w tym wszystkim był gdzieś po środku. Lubił rozjebać się jak suka w sieni na fotelu, otworzyć podręcznik i gonić z materiałem. Głównie robił to z przedmiotami pokroju: zapisze się, będzie śmiesznie. Po prawie miesiącu nauki śmiało mógł stwierdzić, że zabawnie nie było. Owszem, nie było też trudno, bo wszelkie zajęcia co najmniej luźno wiązały się z jego zainteresowaniami. A mógł wybrać mugoloznawstwo! Co byłoby totalną porażką. Przynajmniej w założeniu Prusa, który wyobrażał sobie kartkówki z nazywania przyborów toaletowych, sprawdziany z fabuły Gry o Tron a główne zaliczenie zapewne polegało na wymienieniu połowy utworów z Rolling Stone's 500 Greatest Songs of All Time. Zapewne też żaden Polak się tam nie znalazł, a szkoda. Świat mógłby kiedyś usłyszeć o Mandarynie i jej dokonaniach w Sopocie roku pańskiego 2005 albo o tym jak dzielną wojowniczką jest Gosia Andrzejewicz.
Wszystko wyżej jest niczym przy przerabianiu rozdziału o nietuzinkowych roślinach, które niespodziewanie często występują jako składniki eliksirów. Brunet wolałby skupić się bardziej na aspekcie samych eliksirów niżeli tego w jakiej glebie najlepiej czują się dane bulwy magicznej roślinności. Albo na innym interesującym zagadnieniu: czemu czosnek jest dobry na wampiry i równie dobrze sprawdza się w co prawie każdej potrawie? Takie problemy zapewne bywały rozwiązywane w pseudo-naukowych publikacjach, na które szanujący się adept magii nawet nie zerkał. Teo się tym zaintrygował właściwie. Gdyby umiał się zmieniać w nietoperza, mógłby też udawać wampira. Ano i wszystko było ciekawsze niż ten jeden, cholerny rozdział czytany trzeci raz przez ostatni kwadrans.
Z udawanego skupienia wyrwał się, gdy książka wypadła mu z ręki. Nachylił się po nią, ujrzawszy Octavię. Uśmiechnął się nieświadomie tego. Uczennica zdawała się przesłodkim szkrabem, szczerze niewinnym i jeszcze nie zepsutym światem. Przypominała mu te najcieplejsze wspomnienia z pierwszych lat nauki w Hogwarcie. Wszystkie bez siostry, o dziwo. Blondyneczka wyglądała na nieco smętną, ale zdeterminowaną w nauce jakiegoś zaklęcia. Teodor zostawił swoje rzeczy na fotelu i podszedł do niej. Ano i nawet swoją różdżkę zabrał.
- Czego się uczysz? - Zapytał miło, ze szczerym zainteresowaniem. Tutaj sobie pozwolę założyć, iż wszedł dramatyczny dialog o tym okropnym zaklęciu jakim było lumos. Weszła propozycja wspólnej nauki na dachu, na który ich duet nie dotarł z racji, iż dach został już przez kogoś okupowany. Prus zatem zaprowadził Octavię w jeno ze swoich ulubionych miejsc. Widok zza okien przykrywał już jesienny zmrok, a nauka magicznego światełka zdawała się tutaj tak dziwnie akurat na miejscu. - Myślę, że nie należy się przejmować, wiesz? Jak mam dwadzieścia lat tak nigdy się go nie nauczyłem do końca poprawnie, powiedźmy. - Miało to brzmieć jak pocieszenie. Czy nim było? No oby było.
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Generalizując, to Octavia uważała pierwszy miesiąc szkoły za fascynujący. Mimo że gubiła się co chwilę w ogromnym zamku i nie potrafiła zapamiętać drogi do poszczególnych klas, to i tak z entuzjazmem chłonęła wszystkie nowości. Najbardziej spodobały jej się póki co zajęcia z zielarstwa, opieki nad magicznymi stworzeniami i zaklęcia, ale z każdą kolejną lekcją mogła zmienić zdanie.
Na przykład od jakiegoś czasu - a dokładniej od lekcji zaklęć, na której uczyli się Lumos - była trochę sfrustrowana tym, że zaklęcie nie wychodzi tak, jakby tego chciała. Czyli w ogóle. Niby różdżka leciutko rozbłyskała na moment, ale gasła niemalże natychmiast. Chciała poprosić brata o pomoc, albo chociaż Teddy'ego lub Kitty, ale mieli swoje obowiązki i zajęcia i jakoś tak głupio jej było zagadnąć do nich i zabierać czas. Dlatego jak tylko sama nie przebywała z koleżankami albo nie miała akurat pracy domowej do odrobienia, to ćwiczyła zacięcie to przeklęte Lumos z nadzieją, że w końcu samo wyjdzie.
Nie wychodziło.
Tak bardzo była skupiona na ruchu własnego nadgarstka, że nie usłyszała zbliżających się kroków. Pytanie, które padło dość blisko, wyrwało ją z tego małego światka frustracji i aż podskoczyła w fotelu, obracając głowę w stronę... Teodora. Zarumieniła się odrobinę.
Może i nie znała starszego kolegi za dobrze, ale okazał się bardzo pomocny, kiedy potrzebowała małego przewodnictwa. Szczególnie rano, w drodze na śniadanie, jak gubiła się w lochach i nie mogła odnaleźć drogi do Wielkiej Sali. Z początku było jej trochę niezręcznie i głupio, więc nawet się do niego nie odzywała, ale potulnie szła za nim aż do stołu Puchonów, ale jak jego poranne towarzystwo stało się pewnego rodzaju codziennością, to w końcu i zaczęła nawet z nim rozmawiać. I chyba w ten sposób zyskała kolegę będącego te kilka lat wyżej! Chociaż wyglądał, jakby już dawno Hogwart skończył i niesamowicie ją to intrygowało. Chyba tylko cudem jeszcze nie wypaliła z serią pytań dotyczących jego wieku i obecności w szkole.
- O, Teo, cześć. - Spojrzała na własną różdżkę z nietęga miną, zanim znowu podniosła spojrzenie na kolegę. - Lumos. Mieliśmy lekcję już jakiś czas temu i nadal mi nie wychodzi. A przecież jest takie proste! - W frustracji uniosła obydwie ręce do sufitu, jakby wyklinała wszelkich bogów wszelkich religii.
Nie spodziewała się w sumie, że Puchon zaproponuje, że mogą pouczyć się razem, bo... bo on też tego zaklęcia nie umie. Zgodziła się w sumie bez zastanowienia i pozwoliła poprowadzić w miejsce, gdzie mieli mieć więcej ciszy i lepszych warunków do spokojnej nauki. Co prawda trochę niepewnie podeszła do pomysłu siedzenia na dachu, ale jakoś wstydziła się przyznać, że chyba ją to trochę przeraża. Ku jej uldze musieli wybrać inne miejsce, bo tamto było zajęte.
Cóż, sama by tu pewnie nie trafiła, a korytarz łączący wieże miał bardzo ładne widoki. No i szeroki parapet, na którym można było wygodnie usiąść.
Owszem, słowa Teodora pocieszyły Octavię, bo skoro dziewięć lat starszy chłopak nie umiał teoretycznie podstawowego zaklęcia, to może wcale nie było takie proste?
- Ale... w sumie z jakiegoś powodu? No bo Lumos jest na pierwszym roku... - Trochę nie mieściło jej się to w jej małej główce. Spojrzała na własną różdżkę i spróbowała z zaklęciem.
- Lumos! - I ku jej zaskoczeniu, na końcu pojawiło się całkiem mocne światełko, ale po sekundzie zgasło. To i tak więcej, niż do tej pory! - Widziałeś? Prawie wyszło! - Nie ukrywała zdumienia. Może to obecność starszego Puchona jakoś podświadomie ją zmotywowała?
Kostka: 5
Postęp: 1/5
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Z plusów i aktualności: Teodor Prus umiał się z siebie śmiać i słysząc jakiż to lumos jest prosty nie wykrzywił się w dreszczu zażenowania, a jedynie dziarsko uśmiechnął się rozmyślając o tym jakim cudem jeszcze nikt w szkole nie wyegzekwował od niego tego czaru. Jakby, jakoś się rozpłynął w toku jego nauczania. Praktycznie zawsze pod ręką miał swojego ziomka Nicolaia, który uzupełniał magiczne barki Teo. Czy jakiekolwiek inne jego braki. Chociaż zabawnym byłoby nie zaliczyć Owutem-ów z powodu głupiego światełka. Albo inaczej: rzecz ta byłaby jednym z najgorszych okropieństw, ale jaka niesamowita szkolna legenda powstałaby! Lumos mógłby się okryć zabawną sławą, a starsze klasy straszyłyby nim pierwszorocznych. Co byłoby złe właściwie.
Z minusów i nieaktualności: dalej nie umiał obsłużyć się tym zaklęciem, a Octavia pytała o powody. No i pewnie jakieś powody były. Musiały być. Zanim jednak Teo zdążył dziewczynie odpowiedzieć, na twarz wpełznął mu uśmiech. Klasnął od razu w dłonie, przypominając sobie chwile jak to on w zamierzchłej młodości cieszył się wielce z udanej próby jakiegokolwiek zaklęcia. Teraz zdawało się to chlebem powszednim, a euforię przynosiły jedynie trudne zaklęcia transmutacyjne czy co ciekawsze, bardziej ofensywne. Ano i jak się okazuje, na tej wspaniałej liście zabłądził też lumos.
- Gratulacja - oznajmił od razu z akcentem, którego nawet Joanna Krupa powstydzić nie mogłaby się. - Wspólna nauka czasem wydaje się dawać więcej możliwości i pewności w zaklęciach. - Brunet lubił wspólnie praktykować nowe zaklęcia, ale jeśli chodziło o wiedzę teoretyczną, sprawa przybierała innego tępa. Nie lubił uczyć się z wrażeniem, że ktoś siedzi obok w bibliotece, czytając ten sam podręcznik. Najdziwniejsza rzecz świata, wolał przyswajać teorię na własną rękę i egzekwować ją w towarzystwie. Chociażby szybkimi seriami pytań w stylu: "10 magicznych ziół, o których nie wiesz, bo nikt kto się szanuje ich nie hoduje" albo "najgorsze ciekawostki z magicznych dziejów świata, które Krasz Profesor rzuci na egzaminie". Puchon lubił takie zabawy. Z ciepłymi chciał powtórzyć sukces młodszej koleżanki, a gdy uniósł dumnie różdżkę, wypowiadając zaklęcie... Stało się gorzej niż nic. Prus z lekka spąsowiał, ale odpowiedź na zadane wcześniej pytanie klarowała się nagle samoistnie.
- Lumos chyba nie chce, żebym się go nauczył to może być powód - zaśmiał się, pocierając niezręcznie brew wewnętrzną stroną nadgarstka. Oklapł zadkiem na szerokim parapecie, ale nie miał zamiaru się poddawać. - Nie nauczyłem się go na pierwszym roku, bo... Bo nie pamiętam już czemu, a później pochłaniały mnie inne zajęcia i tak zepchnął czar w cień. - Wzruszył ramionami, bo co jeszcze miał powiedzieć? Kiedy pochłania cie nauka takich cudowności jak Evanesco czy Drętwota to jedno miałkie zaklęcie znika w niepamięci. Szczególnie, gdy konkuruje się z siostrą w wyścigu o zostanie animagiem. Co nie było na pierwszym roku, prawda, ale zajmowało sporą większość czasu Teo w późniejszych latach.
Kostka: 1
Postęp: 0/5
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Zaskoczona i zadowolona z efektu próby rzucenia zaklęcia, nieco pewniej spojrzała na starszego kolegę. Miło jej się zrobiło, jak pogratulował tego małego sukcesu. To zdecydowanie poprawiło jej nastrój i motywowało do dalszych prób. No bo może faktycznie po prostu brakowało jej towarzystwa do nauki zaklęcia? Kogoś kto ją w tym wesprze? Chyba powinna poprosić o pomoc wcześniej... Ale jakby poprosiła wcześniej, to nie byłaby tu teraz z Teodorem, który zdawał jej się być dość zabawną osobą.
- Twoja kolej! - I nawet całkiem entuzjastycznie gestem ręki zachęciła go do próby rzucenia Lumos, trzymając kciuki za powodzenie. Niestety, stało się wielkie nic. Różdżka Teo nie puściła nawet marnej iskierki. Chciała go jakoś pocieszyć, ale zanim w ogóle otworzyła buźkę, kolega odpowiedział na wcześniej zadane przez nią pytanie. I zachichotała nawet przyjaźnie, nie prześmiewczo. Nie nabijała się z niego, po prostu rozbawiła ją wizja Lumos wzbraniającego się przed opanowaniem przez Teodora.
- Następna próba na pewno pójdzie lepiej. Może musisz się rozgrzać? Ja już trochę próbowałam w Pokoju Wspólnym. - Pokiwała powoli głową, jakby to faktycznie mógł być powód jego niepowodzenia.
Zastanowiła się przez moment nad tym zwierzeniem, że nie nauczył się zaklęcia w pierwszej klasie z zapomnianego powodu, a później mu umknęło. Hm, czy jeśli nie opanuje Lumos, to też zapomni i do końca szkoły nie będzie potrafiła rozświetlać ciemności? Niby mogła używać latarki, ale czasem baterie siadały w najmniej odpowiednim momencie.
Z tą myślą podjęła się kolejnej próby rzucenia zaklęcia, ale tym razem bez efektu. Zdawało jej się, że przy końcu różdżki pojawiła się jakaś łuna, ale równie dobrze mógł to być refleks słońca.
- Hm, a może pójdę w twoje ślady i też go nie opanuję do starości? - W związku z tym, że Octavia ma tylko jedenaście lat, dla niej dwudziestolatek to już staruch. Poza tym Teo wyglądał dużo dojrzalej niż inni uczniowie, jakby miał znacznie więcej lat, więc to było dodatkowym argumentem.
Kostka: 4
Postęp: 1/5
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Słowa pocieszenia z pewnością rozgrzewały serducha, szczególnie gdy niosła je słodka świadomość szczerości i niewymuszonego zaangażowania. Jedynie jako proste przypuszczenie, ale Octavia nie miała powodu do zawiści, a dzieciaki w jej wieku o ile nie są małymi potworami to zdają się nader urokliwymi, czystymi istotkami. Kiedy zatraca się tak dobre cechy? Trudno stwierdzić, ale z pewnością pokrywa się to z czasem, gdy osoba zaczyna się coraz rzadziej uśmiechać. O ile młoda Puchonka grzała ambicie Teo to niepotrzebnie. Polak już dawno pogodził się z brakiem sukcesu w tej dziedzinie i kolejna, nieudana próba już nie niosła ze sobą kwaśnego smaku porażki. Bardziej śmiech. Wszak obiektywnie sytuacja mogła być zabawna.
- A może jedynie przerastasz mnie z potencjałem? - Uśmiechnął się do młodszej koleżanki z wyzwaniem. Liczył, iż będzie to coś motywującego w dużym stopniu. Adeptów magii należało przecież wspierać, a czy da się lepiej upewnić pierwszoroczniaka w magicznym kunszcie niż poprzez wspólną naukę zaklęcia, będąc na ostatnim roku nauki? Zapewne tak, ale Teodor i tak uznawał, że jego pomoc góruje w rankingach. Też nawet nie "pomoc", a wspólna nauka, bo on sam również Lumosa nie potrafił.
Prus nie zbagatelizował danej mu rady. Może i sama magia zdawała się kapryśna ostatnimi czasy, a magiczna rozgrzewka mogła mieć jakieś sensowne podłoże, ale rozpraszanie się ulubionymi zaklęciami temu Puchonowi nie pomogłoby. Znał się na tyle dobrze, aby umieć to stwierdzić. Zwyczajnie rozgrzał nadgarstek. Zaś kiedy kolejne starania Octavii nie udały się to chłopak zamiast smucić się, zaczął walkę z mięśniami twarzy po usłyszeniu zabawnego komentarza. Oczywiście, nie naigrawał się z zaklęcia, ale z faktu swojej starości. Usta nieposłusznie chciały wykrzywić się w grymasie rozbawienia, a Teodor walczył o zachowanie ich w formie pogodnej kreski.
- Proszę mi nie wypominać wieku, Młoda Panno. Do dyrektora Addingtona jeszcze mi daleko, przynajmniej o pół milenium. A w swojej obronię powiem, że jeszcze w lutym cieszyłem się tytułem nastolatka - nie był tym oburzony, sam nawet starał się jakoś żartować. Zdawał sobie sprawę, iż swoją metryką wyprzedza niektórych uczniów. Sporą większość właściwie. Jak i orientował się, że jego wypadek z eliksirem otaczał go mylną aurą względem wieku. Chociaż kupował alkohol bez dowodu, a to niezaprzeczalnie plus tamtego zdarzenia. Ano i pewnie jedyny.
Może to dzięki wspominkom, może za sprawą aury młodej Puchonki, ale Teosiek rzucił Lumosa poprawnie od niepamiętnych mu już czasów. Różdżka rozbłysnęła pięknym, niebieskawym światłem, przenikającymi swymi promieniami szyby. Może gdzieś, w jakiś sposób światło złamało się, zostawiając odbicie tęczy. Prusa byt to ominęło, gdyż z wrażenia omal nie opuścił przedmiotu z ręki. Zaśmiał się z zachwytem.
- Miałaś rację - przyznał, opierając plecy na framudze okna. - Niewątpliwie teraz twoja kolej na sukces! Pokaż jak czarują dzieciaki - skoro on już został starcem, ona musiała pozostać dzieckiem. Taki urok tych wiekowych przepychanek.
Kość: 6
Progres: 1/5
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Troszkę poczuła się zakłopotana, zawstydzona tym, że mogłaby przebijać Teo potencjałem. Zrobiło jej się bardzo miło, ale też nie bardzo wiedziała jak na to zareagować. Natomiast wiedziała, że właśnie się rumieni, bo czym innym było to pieczenie policzków po tych miłych słowach?
Spuściła spojrzenie na własną rękę, jakby ta miała jej podpowiedzieć co teraz powinna zrobić, ale znikąd odpowiedzi. Odetchnęła więc powoli, głęboko, tak na uspokojenie. Bo przecież nie ma się czym denerwować, prawda? Teo na pewno nie mówił tak całkiem poważnie.
Całe szczęście nie musiała nic na to odpowiadać, bo Puchon nawiązał do jej komentarza odnośnie jego podeszłego wieku. Wdzięczna za przejście gładko do tego tematu, zachichotała jak mały chochlik, zasłaniając usta niewielkich rozmiarów dłonią. Powiedział to tak niepoważnie poważnym tonem, że Octavia nie mogła powstrzymać śmiechu. Poza tym wyobraziła sobie Teo obok naprawdę wiekowego dyrektora i… w sumie uznała, że wcale tak dużo mu nie brakuje! Siwych włosów, ot co!
- Ale dwadzieścia to już dużo! - Nie mówiła tego obraźliwie. Raczej w ten wciąż dziecięcy sposób postrzegania wieku, kiedy to dwójka z przodu oznacza schyłek wieku. Może to był dobry moment, żeby zagadnąć o niebywale intrygującą ją kwestię?
- Hm, właściwie to… czemu nadal jesteś w Hogwarcie? No bo naukę kończy się mając lat siedemnaście, nie? - Może i czuła się odrobinę niezręcznie wypytując o takie rzeczy, ale ciekawość coraz mocniej zżerała ją od środka.
Przez to też chyba nie skupiła się dostatecznie na rzucanym zaklęciu, bo kolejna próba okazała się fiaskiem. Nic, ani iskierki.
- Chyba jednak mój potencjał wcale nie jest większy od twojego. - Pokręciła odrobinę głową. Z jakiegoś powodu teraz nie sfrustrowało jej to tak mocno, jak wcześniej. Możliwość porozmawiania i rozładowywania frustracji pomagał przy radzeniu sobie z nerwami, zdecydowanie.
Kostka: 1
Postęp: 1/5
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Prawdopodobnie też kiedyś uważał, że dwudziestka to dużo. Może nie chciałby mieć znów lat dwunastu, ale oddałby całe królestwo za usłyszenie, że nie jest stary, gdy minie kolejna dekada kroczenia po tym magicznym padole. Wiek to śmieszna rzecz, zwłaszcza kiedy od czasów nastoletnich społeczeństwo widzi w tobie odpowiedzialnego obywatela. W życiu przecież chodzi o to żeby głównie żyć, co nie? Cieszyć się z miejsca, w którym się obecnie znajdujemy. Teosiek się tak czuł, nawet kiedy Octavia nieśmiało pytała się o jego obecność w Hogwarcie. Uśmiechnął się w jej stronę, sugerując, iż nie musi być tym zakłopotana w żaden sposób. Te oraz inne, podobne pytania często przewijały się w dialogach na początkach jego znajomości.
- Standardowo, jak ma się siedemnastkę, tak - zmarszczył brwi, szukając w głowie informacji, która mogłaby to potwierdzić. Może szkołę kończyło się w okolicach osiemnastki? Albo brunet mylił to z polskim liceum. Słyszał o nim straszne historie swojego czasu. Od tamtej pory zawsze doceniał obecność mydła w jakiejkolwiek łazience. - Wszystko zależy też od rocznika, a ja miałem przez ostatnie dwa lata przerwę od nauki na... poznawanie świata w sposób doświadczalny wraz ze swoim ziomkiem. - Chciał wyważyć słowa w sposób odpowiedni, przecież nie powie dziecku, że wybrał się na dwuletnią libację, zostawiając za sobą Hoagwart bez opamiętania. Nie żałował, absolutnie nie. Prus nie chciał być Tym Gorszącym z VII roku. Bynajmniej celowo nie skłoniłby się do aż tak bestialskiego aktu. I była to względna prawda!
- Albo rozproszyłem cie historią - rzucił szybką, aby entuzjazm do nauki Młodej Puchonki nie opadał. - Zaklęcia wychodzą ci lepiej w czasie rozmowy czy w milczeniu? Możemy uciąć na moment pogawędkę, żebyś w spokoju mogła rzucić zaklęcie. Późnej rzucę je ja bez słowa komentarza i porównamy efekty? - W tym momencie sam rzucił Lumos, a na końcu cisowego narzędzia cisowego drewienka zatańczyło światło. Mniej pokaźnie niżeli uprzednio, ale nadzieja, iż po tylu latach dane mu będzie przyswoić ów czar zajaśniała równie pięknie co różdżka. - Ja ewidentnie lubię rozmawiać - zaśmiał się, może nieco nerwowo. Nie chciał deprymować Octavii w żaden sposób, a propozycję wysunął, aby pomóc jej odkryć sposób na naukę. Hogwart uczył jak się uczyć, niezaprzeczalnie.
Kość: 5
Progres: 2/5
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Z pewnością za kilka lat, kiedy sama będzie na ostatnim roku nauki w Hogwarcie, zaśmieje się na wspomnienie dziecięcej perspektywy rozumienia wieku. W tej chwili czuła się na bardzo dojrzałą, bo przecież zaczęła edukację w Hogwarcie, ale czy inne dzieci w jej wieku myślały inaczej? Zapewne nie. A dwudziestka to tak odległy wiek, że nie ma się co dziwić dlaczego dzieciaki uważają to za “starość”. Wszystko po szkole, to “starość”!
Pytała nieśmiało, bo mimo wszystko nie znała Teodora zbyt dobrze, wciaż pozostawał osobą połowiecznie obcą. Jakby miała to samo pytanie zadaćbratu, Kitty lub Teddy’emu, to nie czułaby żadnego zawstydzenia, a jedynie ogromną ciekawość. całe szczęście kolega nie obraził się za taką wnikliwość, co przyniosło Octavii nieco ulgi. Nie chciałaby go urazić! Tym bardziej, że pomagał jej w tej chwili w nauce w jakiś sposób. Albo przynajmniej próbował pomóc.
Zaintrygowało ją bardzo to, co jej odpowiedział. Miał przerwę od szkoły? To tak można? Mama zawsze powtarzała, że edukacja jest bardzo ważna i trzeba się do niej przyłożyć. Czy można było kontynuować edukację poza szkołą jeszcze przed jej zakończeniem? Nagle w głowie pojawiło jej się tak wiele pytań, że nie wiedziała które zadać jako pierwsze - a chciałą zadać każde z nich.
- Poznawanie świata w sposób… jak to robiłeś? Tak można, nauczyciele się zgadzają? - Aż otworzyłą nieco szerzej oczy, wyraźnie zaintrygowana niedaleką przeszłością Puchona.
Na pytanie czy wli uczyć się w ciszy i sugestię, że mogą uciąć pogawędkę, pokręciłą energicznie głową.
- Nie, nie, nie przeszkadza mi rozmawianie. - Bardzo chciałą kontynuowac tę coraz ciekawczą rozmowę! I nawet chciała zademonstrować mu, że pogawędka ani trochę jej nie rozprasza, więc rzuciłą znowu Lumos. Niestety zupełnie nieskutecznie. Ale tym razem ani trochę się tym nie przejęła, bo rozbudzona ciekawość nie ustąpiła miejsca frustracji. Może nawet machnęłaby ręką na naukę, ale obawiała się, że wtedy Teo uzna, że jednak powinni wrócić do Pokoju Wspólnego i uczyć się w pojedynkę. Co to, to nie!
- Na pewno zaraz mi wyjdzie. Daję ci fory. - W ramach żarcika, który miał na celu przekonanie chłopaka, że Octavia chce kontynuować zarówno rozmowę, jak i naukę, zniżyła głos do konspiracyjnego szeptu i pochyliła się nawet w jego stronę odrobinę. Jakby właśnie przekazywała mu jakąś wiedzę tajemną współczesnych jedenastolatków.
Kostka: 1
Postęp: 1/5
Hufflepuff |
100% |
Klasa VII |
20 |
bogaty |
? |
Pióra: 0
Szukał w główce słów, którymi mógłby uroczyć młodą Puchonkę, a przy tym jej nie zgorszyć bądź nie skończyć z jej niewątpliwie urokliwą niewinnością. Wszystkie osobliwe historie oscylowały wokół frazy "obudziłem się w śmietniku na Brooklynie" albo "Kanadyjczycy gonili nas na łosiach". W ogóle Kanada była tak piękną krainą geograficzną, szkoda, iż już nigdy nie będzie dane Teodorowi tam powrócić. Jego uwaga uciekła na kilka sekund, oddając się ciepłu własnej historii. Powrót z marzeń do rzeczywistości, jak zwykle, do rozkosznych nie należał a samym chłopakiem zawładnęła fala konsternacji widoczna na twarzy oraz w niezręcznym obłapianiu różdżki.
- Jak widać, tok edukacji może być osobliwy i indywidualny. Dlatego też od VI roku samemu dopiera się sobie przedmioty. A ja... - zaśmiał się nerwowo, kryjąc w tym jakiś niedopowiedziany urok. Śmiech kojący nerwy niczym letni zefir w upalny dzień. - Podróżowałem trochę. Po Europie i nie tylko. Wiedza książkowa jest super, ale przypadkowe spotkanie z magicznym zwierzakiem w jego naturalnym środowisku czy obserwacja roślinności na innym równiku dostarcza wrażeń wyjątkowych. - Zaś sama Anglia pozwalała poczuć się jak w Europie, z tą różnicą, że wszyscy mówią po angielsku; jakby tak ładnie sparafrazować dawną wypowiedź współczesnej, mugolskiej myślicielki Rihanny.
- Fory? Chyba już niepotrzebne - tym samym chciał ładnie popisać się zaklęciem, które mu nie wyszło. Jak na złość. Z potencjałem powtarzane od lat ruchy nadgarstka dały już nadzieję, iż różdżka rozświetli pomieszczenie ponownie. Skończyło się niemałym fiaskiem i być może wydobyło się coś na kształt magicznego pierda, który pozostawił bladą, świetlistą łunę na pół sekundy swojej egzystencji. Teodor po tym rozdziawił usta i przeniósł spojrzenie różdżki na Octavię. - Żart, jednak potrzebuje forów - zaśmiał się, poprawiając siedzenie na rozległym parapecie. Mógłby być wyższy, bez wątpienia. Teodor lubił oddawać swoje nogi zwisaniu oraz grawitacji, ale spora ilość posiadanych centymetrów na to nie pozwalała.
- Kiedyś chciałem przygotować się do SUM i pomagałem młodszym uczniom w przygotowywaniu eliksirów. Taka wspólna nauka. Dwa eliksiry wybuchły mi w twarz, odbierając mi młodość z twarzy. - Westchnął ociężale, dzieląc się swoją życiową historyjką. Czemu? Aby jakoś podtrzymać rozmowę czy raczej niestrudzenie oddawać się pogawędce przy nauce zaklęcie. - I teraz wiem jak pewnych składników do siebie nie dodawać. Wiem też, że czasem rzeczy wychodzą nam później niż byśmy ego chcieli - miało to zabrzmieć jak: "No dalej, czarujesz, Młoda", ale Teo takich rzeczy na trzeźwo nie wypowiadał.
Kość: 2
Progres: 2/5
Hufflepuff |
25% |
Klasa I |
11 |
ubogi |
? |
Pióra: 31
Może to dlatego, że dotychczas Octavia nie znała zbyt wielu starszych od siebie osób, a może to właśnie ta otwartość Teo na naukę zaklęcia z dużo młodszą od siebie uczennicą, ale zdecydowanie ciekawiła ją historia chłopaka. Dlatego tym bardziej z zainteresowaniem otworzyła szerzej oczy, kiedy wspomniał o podróżowaniu i spotykaniu magicznych stworzeń na żywo.
- Spotkałeś jakieś magiczne stworzenia? Poza zajęciami w szkole? - Nawet wyraźnie brzmiała na co najmniej zafascynowaną tą informacją. Też by tak chciała!
Z tego wszystkiego w ogóle zapomniała na chwilę po co tu przyszli, aż ręka z różdżką opadła jej bezwiednie i jedyne o czym w tej chwili myślała, to jak super musiało być spotkać jakieś niezwykłe stworzenie albo niezwykłą roślinę gdzieś w lesie na spacerze, a nie w szklarni szkolnej albo na wybiegu.
W ogóle Teo zdawał się mieć tak niebywale dużo ciekawych historii do opowiedzenia, że Octavia z wielką chęcią odłożyłaby naukę Lumos na jakiś inny dzień i po prostu posłuchała o jego przygodach, bo skoro podróżował, to na pewno miał ich całe mnóstwo!
I tak naprawdę ku jej uciesze przyszło zupełnie nagłe i nieoczekiwanie... burczenie brzucha! Przecież to już pora kolacji!
- Chyba jednak nie wyjdzie mi to Lumos, dopóki czegoś nie zjem... Też tak masz, że jak jesteś głodny, to nie możesz się skoncentrować? - To nie tak, że nie chciała się uczyć, ale po prostu jej myśli chyba w tej chwili krążyły jednak zbyt daleko od tego, gdzie powinny. A niby rozmowa nie przeszkadzała jej w nauce...
- Może... może coś zjemy i spróbujemy nauczyć się tego Lumosa po kolacji? Mógłbyś mi opowiedzieć o jakimś spotkaniu z magicznym stworzeniem, kiedy podróżowałeś? - Spojrzała na niego z nieco nieśmiałym uśmiechem, ciągnąc zaraz za rękaw w kierunku schodów, żeby może jednak namówić go na zejście do Wielkiej Sali.
I chyba o dziwo nie było to takie trudne.
/zt x2
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
19 października, prawie północ
Poniedziałek - jak każdy inny dzień tygodnia - był dobrym dniem na alkohol i skręta. Przynajmniej w świecie Alexa Dickmana. W związku z tym, że nie było to jego pierwsze rodeo, wiedział gdzie się najlepiej ukrywać, jeśli nie chciało się siedzieć w pozornie bezpiecznym Pokoju Wspólnym. Dzisiejszej nocy jeden z dachów odpadał, bo w takim deszcze odpalenie papierosa, czy skręta, było wyczynem niemal akrobatycznym. A Alex nie chciał utrudniać sobie egzystencji, chciał się po prostu znieczulić.
Wykradł się z Pokoju Wspólnego Gryffindoru już jakiś czas po ciszy nocnej i z zapasami pod pazuchą bluzy, nasłuchując i ostrożnie przechodząc przez najczęściej patrolowane korytarze, w końcu dotarł do swojego celu. Otworzył jedno z okien, usiadł przy nim na szerokim parapecie i na dobry początek wieczoru, odkorkował butelkę jakiegoś tańszego, ale dobrze kopiącego alkoholu. I siedział tak w ciszy, sam ze sobą, pozwalając swoim myślą na spowalnianie i rozluźnianie się z każdym kolejnym łykiem. Pierwszego skręta odpalił po dobrych kilkudziesięciu minutach kontemplowania szumu padającego deszczu.
Powietrze wpadające z zewnątrz było przyjemne i rześkie, kiedy pociągnął pierwszego bucha i zatrzymał dym na chwilę w płucach. Oparł głowę o kamienny murek rozdzielający okna i wpatrując się w ciemność na zewnątrz, w końcu wypuścił powietrze zmieszane z dymem z płuc, pozwalając mu polecieć tam, gdzie sam sobie zażyczył, nie wydmuchiwał na siłę za okno.
Cisza wokół była wyjątkowo kojąca.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Philip nie patrolował zwykle zalecanych korytarzy. Przecież to byłoby nudne! On wolał przejść się bezkarnie po zamku, nazywając to patrolem. Zresztą, sam dobrze wiedział, jak lata temu omijał miejsca, w których łatwo było natknąć się na prefekta. Nie to, żeby wyjątkowo starał się kogoś znaleźć na swojej drodze, choć odejmowanie punktów przedstawicielom innych domów zawsze jakoś poprawiało humor. Troszeczkę.
Ostatnio w dodatku mierzył się z wahaniami nastroju, które być może sprawiały, że podejmował decyzje zbyt pochopnie. Jak w momencie, kiedy natknął się na Gryfona, który cieszył się w Hogwarcie bardzo konkretną reputacją... Jedynie cichy głosik gdzieś z tyłu głowy mówił mu, że może to nienajlepszy pomysł, ale co? Jakby nie patrzeć, nie zginie od tego.
Ruszył więc dalej przed siebie pewnym krokiem - dużo pewniejszym, niż powinien.
- Trzeba było jeszcze zasadzić się w Sali Wejściowej, jak tak bardzo chciałeś szlaban, czy coś - rzucił od razu w jego kierunku, zatrzymując się ledwie parę kroków od niego.
A jednak coś kazało mu trzymać się w tej odległości od Gryfona.
Z pewnością coś zupełnie innego, gdzieś po przeciwnym biegunie, kazało mu wysunąć rękę, jak gdyby oczekiwał, że odda mu kontrabandę. Nie spodziewał się, że pójdzie łatwo. Nie miał złudzeń. Ale to zajmowało jego myśli i poczuł może nawet pierwszą dawkę adrenaliny.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Pewnie gdzieś tam z tylu głowy Alex spodziewał się patrolu. Albo raczej możliwości patrolu w tych rejonach zamku. Czy się tym przejął? Właściwie to niespecjalnie. Oczywiście nie zamierzał robić takiego idiotyzmu jak wystawianie się na środku najbardziej uczęszczanego korytarza, ale też nie brał za pewniaka, że go ktoś nie przydybie. Nie byłby to pierwszy ani z pewnością ostatni raz.
Może dlatego nie zdziwił się słysząc kroki w pewnej chwili przebijające się przez szum deszczu. Nie odwrócił się nawet, czekając aż intruz sam ujawni czy jest prefektem, czy należy do grona pedagogicznego. I nie musiał wcale długo czekać. Po głosie i tonie łatwo było wywnioskować, że nie ma do czynienia z nauczycielem ani woźnym, co też w pewien sposób zmieniało Alexowe podejście do sytuacji. Spojrzał w kierunku ślizgońskiego prefekta, oceniająco i ignorancko zarazem otaksował go wzrokiem, po mistrzowsku olał tę wyciągniętą w swoim kierunku rękę, spojrzał znowu za okno i pociągnął kolejny łyk z butelki opróżnionej mniej więcej do jednej trzeciej, w końcu trochę już tu siedział. Nie zamierzał oddawać nic temu podrostkowi. W ogóle nie poświęcił mu więcej uwagi niż to otaksowanie. Jakoś nie czuł żadnego zagrożenia z jego strony, bo i jak niby miałby mu zagrozić? Utratą punktów i szlabanem? Pf. To i tak dostanie, był tego niemal pewien, żadna nowość. Wrócił więc też do palenia.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Nie to, żeby był to pierwszy raz w jego życiu, kiedy został bezczelnie zignorowany, ale ostatnio zdawał się na to bardziej wyczulony. Na to i na każdy inny rodzaj jasnych komunikatów, że ktoś się z nim nie liczy. To nigdy nie było przyjemne, ale jeszcze jakiś czas temu był czasem w stanie wzruszyć ramionami i iść dalej. Nawet w tej sytuacji mógłby nie być tak uparty, wlepić szlaban starszemu chłopakowi, odjąć mu punkty i zarezerwować mu trochę czasu opiekuna domu na stosowną pogadankę. Nikt w gruncie rzeczy nie sprawdzał, jak dobrze wykonywał swoją robotę. Mógł mieć to za sobą. Nie dyktował nim żaden rodzaj poczucia obowiązku. Gdyby tylko nauczyciele wiedzieli, jak bardzo miał swoje obowiązki gdzieś, szybko pozbyliby się go z tego stanowiska...
A jednak stał uparcie, czekając na reakcję chłopaka. To nie było tego warte, jednak nie zdążyło to do niego dotrzeć. A może chciał tych emocji i jakiegoś drobnego starcia? Może to właśnie teraz miały wylać się z niego te wszystkie emocje, które tłumił tygodniami?
Nie chciał go słuchać? To może zaraz mu się zachce...
Philip prychnął cicho pod nosem.
- Ok, nie to nie - mruknął, sprawnie dobywając różdżki, jednak nie miał jeszcze najmniejszego zamiaru atakować chłopaka.
Nie, to byłoby o krok za daleko... Wystarczyło skupić się na czym innym.
- Alarte Ascendare - wypowiedział inkantację od razu, wskazując ruchem różdżki ku butelce w ręce delikwenta.
I tu miała zacząć się zabawa. Czy butelka, którą wybiło w powietrze miała rozbić się o podłogę i narobić im jeszcze większych kłopotów, czy może miał jeszcze spróbować ją złapać? Szczerze obie wersje odpowiadały Philipowi i nie myślał wiele o tym, jakiej reakcji ze strony Gryfona mógł spodziewać się chwilę później.
kostka na zakłócenia: 8
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Nie oczekiwał, że Philip tak po prostu sobie pójdzie po bezczelnym zignorowaniu jego obecności. Niestety żaden z prefektów nigdy tak po prostu nie odchodził, kiedy już przyłapali kogoś na robieniu rzeczy nieregulaminowych. Zazwyczaj kończyło się utratą punktów, szlabanem, pogadanką z opiekunem domu, cholera wie czym jeszcze, ale droga do tego była... cóż, inna niż w tej chwili obrał Leighton. Ten najwyraźniej chciał pójść na skróty i Merlin jeden wie, czy brakowało mu rozumu, czy adrenaliny, wyrywając Alexowi butelkę z ręki. I to jeszcze w bardzo tchórzowski sposób, bo zaklęciem, zamiast wyhodować jaja i stanąć z Dickmanem twarzą w twarz, ponieść konsekwencje tego kroku.
Oczywiście, że Alex spróbował butelkę złapać! Wyszło gorzej niż słabo, bo alkohol zmieszany z wpływami dymu, już nieco spowolniły percepcję. W rezultacie machnął ręką w górę, nawet nie muskając szkła palcami. Aż wstał i z tego wszystkiego skręt wyleciał mu z drugiej ręki, spadając sobie smętnie za otwarte okno. To wystarczyło, żeby wzburzyć Alexową krew. Spojrzał na tego zielonego gnojka, marszcząc wściekle brwi. Może i niewiele go przewyższał, ale jednak wystarczyło, żeby spoglądać z góry, groźnie zbliżając się powolnymi krokami w jego kierunku.
- Brakuje ci wrażeń, Leighton? - Już Alex mu wrażenia zapewni!
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Może to było głupie. Z pewnością powinien wlepić Gryfonowi szlaban, odjąć mu punkty i załatwić mu rozmowę z opiekunem domu... Następnie powinien zwyczajnie obrócić się i odejść - najpewniej zresztą ku własnemu dormitorium, aby mieć jeszcze jakieś szanse być przytomnym kolejnego dnia.
Ale czy Philip Leighton kiedykolwiek robił to, co powinien? Zależy przed kim, ale dlaczego miałby podejmować rozsądne decyzje będąc sam na sam z kimś... Cóż, potencjalnie niebezpiecznym. Sam nie miał do tej pory większych starć z Alexem Dickmanem, ale ten miał swoją reputację. Reputację, która nie pozwalała losowemu uczniowi wytrącać mu butelkę z ręki.
A jednak znaleźli się tutaj, dokładnie w takiej sytuacji i może właśnie dlatego Philipowi tym bardziej sprawiło niewiarygodną satysfakcję ujrzeć, jak chłopak jeszcze próbuje dosięgnąć butelki, która chwilę po jego wściekłym już pytaniu, opadła na ziemię, roztrzaskując się i tym samym pokrywając podłogę kawałkami szkła i alkoholem.
- Mi brakuje wrażeń? Nie, ja poszedłbym pić, czy palić na sam środek Zakazanego Lasu. Albo to, albo pod gabinet dyrektora. Tu faktycznie z nas dwóch, to ja szukam wrażeń, a ty kiepsko się bawisz - prychnął.
Może i udało mu się zachować pozory i brzmieć pewnie, ale gdy Gryfon zbliżał się do niego, cofnął się o krok, nie opuszczając jeszcze różdżki.
- To jak, odprowadzić cię, czy sam trafisz?
Nie spodziewał się, by to miało zadziałać, ale warto spróbować...
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
17 |
b. ubogi |
|
Pióra: 27
Alex miał całe sześć lat na to, żeby wyrobić sobie taką reputację, jaką się cieszył. I dobrze mu z nią było, bo dzięki temu jakieś durne łebki nie zawracały mu głowy bezsensownym pierdoleniem o dupie maryni. Często za to obrywał ujemnymi punktami, ale to ani trochę go nie ruszało. Szlabany i pogadanki z opiekunem domu lub dyrektorem też nie dawały zamierzonego efektu resocjalizującego, Alex pozostawał nadal tym samym sobą, który gotów był wpierdolić wkurwiającym go gnojkom. A w tej chwili takim wkurwiającym gnojkiem był Leighton, który wyraźnie pchał się w gips.
- Z nas dwóch to chyba prędzej ty przestaniesz się świetnie bawić za moment. - Philip pozbawił go alkoholu, który nie dość, że został wyrwany z jego dłoni, to roztrzaskał się o podłogę. No i skręt, który w procesie wypadł za okno... skoro tak i jeszcze się mądrzył, to Alex sam sobie zaraz doskonale poprawi nastrój, robiąc z gówniaka mielonkę.
- Poleciłbym, żebyś odprowadził sam siebie, ale i tak nie posłuchasz, więc po co strzępić język? - Wzruszył lekko ramionami, prostując i zginając palce obydwóch dłoni, jakby w rozgrzewce. - To co? Odejmujesz punkty? Czy najpierw mam ci przyjebać za bycie wkurwiającym gnojem?
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
U każdej względnie normalnej osoby można znaleźć ten głosik z tyłu głowy, który stanowi instynkt samozachowawczy. Philip zdecydowanie słyszał każdy sygnał do odwrotu. Problem polegał na tym, że bardzo umyślnie starał się go zagłuszyć, robiąc i mówiąc rzeczy, zanim głosik zdołał się przebić.
Tak, wiedział, że starcie z Alexem było beznadziejnie głupim pomysłem. Być może to wcale nie pierwszy raz, kiedy sam robił sobie problemy w podobny sposób, ale nigdy wcześniej nie chodziło o kogoś z taką reputacją. Najwyraźniej musiał być ten pierwszy raz, a jeśli tylko system edukacji pozwoli sobie wypchnąć takiego Dickmana w świat, to ostatnia szansa... Której Philip nadal nie powinien się podejmować, ale z jakiegoś powodu chciał. Może ten typ zaczął działać mu na nerwy. Takich, którzy myślą, że wszystko im wolno. Takich, którzy czerpią z życia tyle, ile tylko są w stanie zagarnąć. Wreszcie takich, którzy mają go za nic.
- Na razie świetnie się bawię i to twoim kosztem. Jakie to uczucie? - spytał od razu, prowokującym tonem, a na jego twarz wkradł się nawet lekki uśmiech.
W chwilę potem pojawiły się myśli.
Po co mu to? Dlaczego to zrobił? Dlaczego to powiedział? I jak bardzo źle na tym wyjdzie?
Powinien się zamknąć.
- Właśnie chyba strzępiłeś już język... Wiesz, mówiąc mi, co byś powiedział, ale że ostatecznie nie warto.
Doskonale wiedział, co Alex miał na myśli. Wiedział też, jaki efekt chciał wywołać i tym bardziej planował tu zostać.
- Możemy zacząć od minus piętnastu, a potem zobaczymy, bo jeszcze nie zacząłem być wkurwiającym gnojem.
I tu faktycznie mówił prawdę. W tym aspekcie było go stać na naprawdę wiele, o czym Alex zwykle nie miałby szans się przekonać. Był w końcu... No, Alexem. Postrachem. Philip zdecydowanie powinien był co najwyżej rzucić na głos parę ujemnych punktów i iść dalej, ale zachciało mu się popisywać przed samym sobą. Miał sobie coś do udowodnienia, choć jeszcze nie do końca wiedział, co to takiego.
/zt wsyscy - przedawnienie
|