Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Skrzypiące łóżka Mniej więcej w połowie sali znajduje się kilka łóżek, które są tak samo wygodne jak pozostałe, niestety jednak nieco irytują skrzypiącymi częściami. Czasem to jakaś sprężyna, czasem złącze ram, jednak coś w nich musi ciągle się odzywać gdy się intensywniej poprawiasz. Wszyscy będą tego w nocy słuchać, lepiej nie mieć lekkiego snu jak się tutaj trafi.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 |
średni |
? |
Pióra: 23
30 września, środa, po zajęciach
Był wyjątkowo zmęczony całym zajściem z chochlikami. Nie dość, że był cały podrapany przez te cholerne stworzenia, tak dodatkowo miał złamaną rękę, która wyjątkowo mu spuchła. Wolał nawet nie wyobrażać sobie jak musiała wyglądać jego kość.
Winił za to wszystko Aidana. Gdyby nie on, zapewne nie byłby tak uszkodzony. Czy on zawsze musiał się pchać tam, gdzie nie powinien? Co próbował udowodnić? Że jest w stanie sam poradzić sobie z bandą magicznych stworzeń? Jeśli tak, wyszło mu dość marnie, bo nie dość, że skończył ostatni, tak sam sobie coś złamał. Był trochę w gorszej sytuacji, bo jednak kuśtykanie na jednej nodze było znacznie bardziej męczące, niemniej Milo nie miał mu zamiaru współczuć.
A przynajmniej usilnie wmawiał sobie, że nie ma zamiaru tego robić, bo gdzieś tam bardzo, bardzo głęboko było mu szkoda kolegi. I gdyby tylko nie łączyły ich takie, a nie inne stosunki, pomógłby mu, zamiast iść obok niego jak gdyby nigdy nic.
Co jakiś czas jedynie zerkał ukradkiem, czy ten się nie wywala, ale większość drogi wypominał mu, że sam jest sobie winien i jeszcze wciągnął w to Lee.
- Może chociaż to cię nauczy, że nie warto kozaczyć jak się nie ma później szans - skomentował, wchodząc do skrzydła szpitalnego. Całe szczęście nie było specjalnie wielu osób, dzięki czemu mógł leżeć daleko od Aidana. Zresztą liczył, że pielęgniarz poda mu leki i za kilka godzin będzie mógł wrócić do dormitorium.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Nie oczekiwał od Milo żadnego rodzaju pomocy, a jednak czuł narastającą wściekłość oraz niechęć do niego. Z natury unikał konfliktów - nie były mu do niczego potrzebne, były stratą czasu. Tu jednak czuł się bezsilny. Bez względu na to, co robił, drugi Krukon zawsze znalazł sposób na to, by się do niego przyczepić. Nawet nie czuł jakichkolwiek wyrzutów sumienia, wiedząc, że gdyby nie chochliki, chłopak znalazłby sobie inny powód do narzekań na niego. I jak zwykle wszystko byłoby jego winą! Czy on nie widział, że to nie było już nawet ciekawe?
W drodze do Skrzydła Szpitalnego zdawało się, że Aidan całkowicie odpłynął, ponownie przestając odpowiadać na odzywki Milo. I faktycznie bardzo chciał się wyłączyć i nie słyszeć go przynajmniej póki nie wydobrzeje, jednak słyszał i przeżywał wewnętrznie każde z jego słów. Na tyle, że nawet on był o krok od jakiegoś napadu agresji. Był jednak dużo bardziej świadomy swoich uczuć, a jego hamulce działały bez zarzutu. Czasem nawet żałował - może lepiej byłoby pokazać idiocie, gdzie jego miejsce.
- Nawet jeśli chciałbym się z tobą o to pokłócić, to trudno, kiedy wszystko co mówisz jest całkowicie pozbawione sensu... - odparł słabo, zmęczony zarówno jego gadaniem, jak i nieustającym bólem.
Gryffindor |
50% |
Absolwent |
30 |
średni |
Homo |
Pióra: 4
Naiwnie myślał, że będzie miał chwilę spokoju od uczniów, którzy pojawiali się ciągle z różnego rodzaju przypadłościami. Na wiele z nich patrzył z politowaniem, bo nie rozumiał, jak właściwie można było się dać pogryźć sowie, czy roślinie, która z założenia jest łagodna. Najwidoczniej istniały persony w szkole, którym udawało się robić wszystkie głupoty, które innym nawet nie przyszły na myśl.
Niestety, w momencie, w którym w szpitalu pojawiło się dwóch młodziaków, którzy wyglądali jakby podeptało ich stado centaurów (może by w to uwierzył, ale gdyby coś podobnego miało miejsce, zapewne by tego nie przeżyli), Ezra wiedział, że o spokoju może zapomnieć. Podobnie, jak o pysznej porcji ciasta, którą dostał od jednej z nauczycielek. Wyglądało idealnie i aż prosiło się o to, by zatopić w nim zęby.
Wstał z krzesła, wychodząc z gabinetu na spotkanie z uczniami.
-Nielegalna bójka? Za to należy się szlaban, a nie opatrunek - stwierdził, przyglądając się ich ranom. Wystarczył rzut oka, by domyślić się, że się połamali - ręka jednego zwisała bezwładnie, a noga drugiego, cóż, wyglądał co najmniej jakby ją ciągnął za sobą przez całą drogę, niczym zombie. - Na łóżka, już. I bez marudzenia, bo nigdy nie wiecie, czy eliksir nie zawiera trucizny - uśmiechnął się milutko. Trochę creepy.
-I z łaski swojej nie rzucajcie się za bardzo, bo te łóżka niebywale skrzypią - dodał, prowadząc ich chamsko do dwóch wyjątkowo głośnych legowisk, obok siebie. - I macie się stąd nie ruszać, jestem pewien, że się rozumiemy - dodał i na chwilę zniknął, by przynieść odpowiednie eliksiry. Zadrapania na ich kończynach nie mogły być spowodowane zaklęciami, domyślił się, że chodziło o magiczne stworzenia.
-Porcja dla pana i dla pana - wręczył im niewielkie kubeczki. - Randka wam się chyba nie udała. No chyba, że lubicie takie sadystyczne gierki - wzruszył ramionami.
Machnął różdżką, doprowadzając ich złamania do porządku.
-Do rana was wypuszczę, nie wcześniej. Może to oduczy was kozaczenia - stwierdził, by zniknąć u siebie. Miał zamiar ich obserwować, bo to napięcie jedynie świadczyło o tym, że daleko im do przyjaciół.
|