Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
wtorek, 13. października 2020 roku; godzina 19:30
Aidan zwykle nie robił rzeczy, które zgodnie z regulaminem szkolnym były nielegalne. To znaczy, nie robił ich bez powodu. Albo może pod warunkiem, że owe zasady nie były niemądre, czy ograniczające... Rzecz w tym, że sam siebie uważał za jednego ze spokojniejszych uczniów, którzy nie sprawiali problemów. Oczywiście, raz na jakiś czas coś mu wybuchło, albo zdarzyło mu się być w miejscu, w którym być nie powinien, ale przecież nie robił tego dla jakiegoś głupiego dowcipu, czy wyzwania! Miał konkretne cele naukowe, a teraz również wspólnika.
Z drugiej strony, jeśli tylko zastanowić się nad tym dłużej, czy aby na pewno był jakikolwiek zapis o tym, że uczniowie nie mogli wchodzić do stajni? Jasne, o tej porze była zamknięta, więc można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że takie wejście do środka, to tak naprawdę włamanie... I z pewnością nikt nie pochwalałby pozbawiania testrali włosów, bo co by było, jeśli każdy decydowałby się tak robić? Ale nikt nigdy wyraźnie nie zaznaczył, że nie wolno...
A jednak, wbrew pełnemu przekonaniu Aidana, że robią słusznie - bo w imię nauki - zdecydowali się zaplanować całe przedsięwzięcie tak, aby zrealizować je podczas kolacji. Zarówno ciemność, jak i sam posiłek działały na ich korzyść. Z pewnością wszyscy będą zajmować się wtedy jedzeniem, a nie poszukiwaniem dwójki zbłąkanych uczniów.
- Chyba zwykła Alohomora wystarczy, prawda? Raczej nie mają potrzeby szczególnie chronić tego miejsca - zagadnął Zofię, kiedy zbliżali się do budynku stajni.
Chwilę później dobył różdżki, by faktycznie wycelować nią w drzwi, które dzieliły ich od cennych składników i rzucił Alohomorę, która... okazała się nic nie zmienić. Aidan skrzywił się, spuszczając na moment wzrok na różdżkę, tylko aby zaraz ponownie popatrzeć na drzwi. Czyżby strzegli jednak to miejsce bardziej, niż podejrzewali?
Rzut na zakłócenia: całe 1
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Plan był dobry. A na pewno logiczny, iść do stajni wtedy, kiedy akurat wszyscy inni są zajęci. Zdecydowanie mniej elementów, które mogą zaszkodzić w wejściu, przebywaniu i w pobraniu włosa z Testrala.
Miał tylko jeden problem- nieobecność na kolacji. Ale, dla nauki było to poświęcenie, które Zosia była gotowa.
Wszystkie inne, w mniej lub bardziej elegancki sposób można było rozwiązać. A potencjalna kara nie blokowała ją w żaden sposób- bo tak naprawdę, czy w tej szkole istnieją jakieś inne kary niż odjęcie punktów z pucharu domów? Albo sprzątanie stajni do której właśnie zmierzają? Gorsze rzeczy działy się w tej szkole i chyba póki co nikt nie został wyrzucony, a skoro tak, to nawet po takiej cenie włos koniowatego to promocja.
Gdy stanęli przed stajnią, była ona- oczywiście- zamknięta. Zastanawiało ją co prawda potrzeba zamykania takich przybytków na kłódkę, babcia przecież swoją stajnię nigdy aż tak nie zabezpieczała; jednak po chwili doszła do wniosku że może chodzić o to że krowy i konie to jednak inna bajka niż hipogryfy czy testrale.
- Chyba tak? Jakby, te zwierzęta raczej umieją się same bronić, wydaje mi się że to bardziej... z takiego czysto administracyjnego powodu? odpowiedziała, patrząc na kłódkę. Nie wydawała się ona jakoś szczególnie magiczna, a na pewno nie szczególnie nowoczesna.
Po chwili Aidan wyciągnął różdżkę, rzucił czar... i nic. Kłódka nietknięta. Czyli jednak była magiczna? A może to kwestia zakłóceń? Sprawdźmy to.
Zerknęła pokrzepiająco na Aidana, jakby podprogowo, mięśniami twarzy próbowała mu przekazać że nic się nie stało. Czy wyszło? Chyba to jego należy się pytać.
- Spróbuję jeszcze ja. Jak nie, to chyba kamień też się nada- powiedziała po chwili, dobywając swojej różdżki. Głęboki wdech, który był bardziej brany z przyzwyczajenia niż z rzeczywistej potrzeby skupienia się, ruch, Alohomora... i kłódka się otworzyła.
Hm, czyli to jednak zakłócenia? Ciekawe od czego to zależy, skoro są w jednym miejscu. Fale okołoradiowe odpadają, dotknęły by ich tak samo. Od rzucającego? A jeśli tak, to od którego aspektu?
Mogła by się zastanawiać, ale nie było na to czasu. Może w innym momencie będzie to dobry temat do dywagacji.
Ściągnęła kłódkę z jednej części zamka i odsunęła drzwi do stajni. Dźwięk był co prawda trochę głośniejszy niż standardowe, domowe drzwi ale nie było dramatu.
Szybkie rzucenie okiem na wnętrze. Zauważyła hipogryfy (jednak te rzucają się w oczy) stojące w pojedynczych boksach przy końcu sali. Kilka zwykłych koni (co było niejako zaskakujące) stających w boksach najbliżej wyjścia; oraz puste boksy. Znaczy, część z nich na pewno nie była pusta.
Gdy i Aidan wszedł do środka, zwróciła się w jego stronę.
- Myślę, że najpierw musimy znaleźć magazyn, siodlarnię lub jakiekolwiek pomieszczenie, w których będzie jakieś jedzenie dla nich. Trzeba je trochę oswoić.
Rzut na zakłócenie: 7
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
A może ktoś zwyczajnie nie chciał, by uczniowie zakłócali spokój zwierząt po zmroku. Na szczęście - przynajmniej dla ich wspólnego planu - Aidanowi nie przeszkadzało to w żaden sposób. Właściwie nie pomyślał nawet, że stworzenia mogą być niezadowolone z niespodziewanego wtargnięcia i zakłócania spokoju. Że być może też należy im się spokojna noc. Nie chciałby dla jakiegokolwiek stworzenia źle. Może nie był takim miłośnikiem zwierząt tak, jak jego brat, ale z pewnością darzył je szacunkiem, a niektóre nawet podziwiał. Brakowało mu jedynie trochę wrażliwości, a przynajmniej póki jeszcze nie oberwał kopytem. To mogłoby zmienić postać rzeczy.
Uniósł brwi, kiedy Zofia wspomniała kamień jako narzędzie, które miałoby im pomóc we włamaniu. Z pewnością był to mniej wyszukany sposób, niż próba rzucenia kilku zaklęć... Ale miał również koleżankę, która pokusiłaby się o Bombardę, jeśli wszystko inne by zawiodło. Skrzywił się, jak tylko pomyślał o tym chwilę dłużej. Nie... W nieodpowiedni dzień Bombarda mogłaby być pierwszą opcją. Szanował rozsądek oraz wyważenie Zofii, którą oczami wyobraźni ujrzał właśnie, walącą kamieniem w kłódkę przy drzwiach stajni.
W międzyczasie, Krukonce udało się otworzyć zamek w prostszy, bardziej konwencjonalny sposób. W dodatku taki, którego sam próbował ledwie chwilę wcześniej, co tylko trochę zakłuło jego dumę. Zakłócenia zakłóceniami, każdy raz na jakiś czas doznawał jakichś problemów ze swoją różdżką, ale wciąż nie czuł się z tym najlepiej. Równocześnie wiedział też, że to bez sensu, dlatego postanowił pozostawić ten fakt bez komentarza.
Postąpił za nią do środka, mrużąc lekko oczy i starając się dostrzec poszczególne zwierzęta w ciemności. Oczywiście szybko zauważył hipogryfy, konie... Oraz ten sam brak testrali, co zwykle. Nie mógł powiedzieć, by ten stan mu nie odpowiadał.
- Z tym, że jeśli zajmują się nimi profesor Lane, albo gajowy, to może być w zupełnie innym miejscu... Trzeba było pomyśleć o zabraniu czegoś ze śniadania, albo obiadu - mruknął cicho, rozglądając się po ciemnych kątach pomieszczenia i uświadamiając sobie jednocześnie, że chyba nie miał pojęcia, czym właściwie żywią się testrale. - Ale może coś się znajdzie.
Przecież właściwie nie znał się tak dobrze na utrzymaniu zwierząt... W szczególności tych z kopytami.
Dobrze, dostrzegali kształty stworzeń - poza tymi, które interesowały ich najbardziej - jednak jeśli chodzi o inne rzeczy, nie chciał zdawać się w jakimkolwiek stopniu na dotyk.
Może czas na kolejne zaklęcie? A raczej próbę.
- Lumos - szepnął, by zaraz jego różdżka rozbłysła nikłym, niezadowalającym światłem...
Zerknął na Zofię z pewną dozą zakłopotania i wzruszył lekko ramionami, jakby w geście przepraszającym za własną niekompetencję.
- Ale może to lepiej, nie spłoszą się tak... Prawda? - dodał, oświetlając różdżką... No, niewiele, ale wystarczająco, by zarysy przedmiotów stały się czymś więcej, niż tylko zarysami. Może nie był zadowolony z wyniku rzuconego przez siebie zaklęcia, ale faktycznie, w obecnej sytuacji mogło okazać się to lepszym wynikiem.
Rzut na zakłócenia: 3...
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Zastanowiła się chwilę. Wzięcie jedzenia z obiadu może nie było takim złym pomysłem. Jeśli nie znajdą nic, to zawsze mogą spróbować jutro. Albo, spróbować bez przysmaka, może akurat ich nie pogryzą. Skoro w końcu są w stajni, na użytek szkoły, to nie mogą być najdziksze, prawda?
- niby tak, ale czy chciałoby im się nosić z chaty gajowego jedzenia dla tylu zwierząt? Zazwyczaj to się trzyma w jednym miejscu....- dodała, stosunkowo cicho. Może i byli tu sami, ale nigdy nie wiadomo. Dodatkowo, nie ma co płoszyć niepotrzebnie zwierząt. Szczególnie, że do jednego z nich Zośka będzie musiała podejść bardzo blisko. Przyjęła, w sumie nawet nie konsultując tego z Aidanem, że to jej przypadnie wejście do boksu i wyrwanie kilku włosów. Choćby dlatego że miała doświadczenie- co prawda z mugolskimi zwierzętami hodowlanymi, ale zawsze to jakiekolwiek doświadczenie. Koniec końców, raczej do obu wersji- magicznej bądź nie- lepiej nie podchodzić od tyłu.
Zanim jednak zrobiła cokolwiek, próbowała dokopać się do lekcji z opieki nad magicznymi zwierzętami, próbując sobie przypomnieć co jedzą Testrale. I jak tak naprawdę wyglądają, w końcu ich nie widać.
Wiedziała, że mają skrzydła, gdzieś na wysokości kłębu. Że mają krótką grzywę (dlatego, włos z grzywy nie nadawał się do różdżki) i chyba są... mięsożerne? Wychodzi na to, że jedyne wegetariańskie stworzenia tu to konie, stojące sobie spokojnie i bacznie obserwujące nowych gości.
- Jeśli gdzieś będzie siano i marchew, to pewnie też będzie i mięso dla nich- dodała, badając - póki co- ciemne pomieszczenie w poszukiwaniu drzwi, korytarza, bądź czegokolwiek co mogło mieć namiastkę składzika.
Nie musiała długo wytężać wzroku, bo po chwili usłyszała "Lumos", a stajnię rozświetliło delikatne światło. Spojrzała na Aidana pokrzepiająco- przecież to nie jego wina że ostatnio magia działa jakby chciała a nie mogła. Raz na wozie, raz pod wozem, jak to mówią.
- Nie, nie powinny. Póki co wystarczy nie robić jakiegoś większego hałasu. No, i się z nimi nie szarpać.
Wykorzystując sytuację, rozejrzała się ponownie po stajni. Mogła się mylić, ale chyba zauważyła coś, co mogło być drzwiami.
Następnie ponownie spojrzała na boksy. Z tych pustych, tylko niektóre były zamknięte. Co, samo przez się sugerowało, że coś się tam jednak znajduje.
- Sprawdźmy najpierw tam - powiedziała, wskazując zaciemnione miejsce, którego ciemność układała się w coś na kształt drzwi- jak nic nie będzie, spróbujemy na partyzanta. Najwyżej odgryzie mi rękę. - dodała, wzruszając ramionami. Chyba żartowała, no nie?
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Może i Aidan chodził na Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami, ale nie była to jego najmocniejsza strona. Jego znajomość zwierząt oraz tego, jak powinno się nimi zajmować kończyła się na kotach, jedynie ze względu na to, że jego brat przygarnął jednego... Mimo to, Krukon nie byłby wcale dobrym opiekunem zwierzęcia. Z pewnością zapominałby o porach karmienia, pochłonięty ważniejszymi sprawami. Jeśli z kolei chodzi o zajęcia szkolne dotyczące magicznych stworzeń, Aidan raczej chłonął wiedzę teoretyczną i nie przyswajał jej najlepiej. Dawał sobie radę z samym przedmiotem, ale nie będzie z niego magizoologa.
- Może masz rację - przyznał, z pełną świadomością, że właściwie nie wiedział, jak wyglądał cały proces karmienia któregokolwiek z tych zwierząt, włącznie z końmi.
Skinął w związku z tym głową, kiedy Zofia poleciła szukać siana, marchwi i mięsa.
- Wiadomo jakie są pory karmienia? Bo chyba nie po zmroku? - spytał zerkając na moment ku niej.
O tym wcześniej nie pomyślał, ale zdecydowanie powinien był dowiedzieć się o zwyczajach żywieniowych testrali. Głupio jednak byłoby wpaść tu na kogoś, kto faktycznie przyszedłby nakarmić stworzenia. Co jeśli właśnie jadały parę razy dziennie? I to w podobnych porach, co oni?
Zaraz, gdy Zofia wskazała ciemny kształt na jednej ze ściany, uniósł różdżkę wyżej, co nie przyniosło spodziewanych efektów, w związku z czym podszedł bliżej, aby wreszcie dostrzec przejście do, jak mieli nadzieję, jakiegoś rodzaju składziku.
- Hmm... To wyjaśniałoby kłódkę - odparł dziwnie beznamiętnie, jednak z powagą, kiedy Krukonka wspomniała odgryzanie ręki.
Chyba te stworzenia potrafiły być agresywne... Ale musiałyby być wygłodniałe, lub rozjuszone, prawda? A jednak tłumaczyłoby to, czemu nauczyciele mogli nie chcieć, by uczniowie szlajali się po stajni, w szczególności po nocy, kiedy nikt tego odgryzania ręki nawet nie usłyszy.
Otworzył drzwi przed nimi i nawet nie zastanowił się nad tym, co robił, ale przepuścił Zofię przodem. Nie dlatego, że kobiety przepuszcza się w drzwiach - o tym, z pewnością by nie pamiętał - i nie dlatego, że jeśli tylko coś miałoby na nich wyskoczyć, to robił sobie z niej tarczę. O nie. On najzwyczajniej w świecie wierzył, że to właśnie ona wie, co powinni robić, na co zwrócić uwagę i jaki powinien być kolejny krok. Dziewczyna nie mogła mieć pojęcia, jak wielki niemy i nieświadomy komplement był to ze strony Aidana. Nie dość, że nie ufał innym, rzadko szanował wiedzę rówieśników na tyle, by zdawać się na nich. A tu proszę. Wystarczyło pojawić się nagle w Hogwarcie z całkowicie obcego mu kraju.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Pory karmienia, pory karmienia...
- Babcia swoje zwierzęta karmiła trzy razy dziennie; Są tu też konie, więc choćby ze względu na nie pewnie ten czas jest zachowany- zaczęła, próbując w głowie przypuścić, ile mniej więcej potrzebują czasu, i ile zeszłoby gajowemu przyjść tutaj- Przypuszczam, że albo nakarmilii przed kolacją, albo będą chcieli nakarmić po, więc nie możemy tu zabawiać niepotrzebnie długo.
W najlepszej sytuacji nie powinno im zająć więcej niż 15 minut. W tej najlepszej, zakładając że Testrale są dobrze ułożone, nie atakują i jest w ogóle miodzio. Problem zaczyna się w momencie jeśli rzeczywiście odgryzą rękę- wtedy czas trwania akcji może się wydłużyć.
To prawda, nie zdawała sobie sprawy jaki to komplement. Prędzej zinterpretowałaby to jako dżentelmeńską naleciałość- niestety Aidan był, mimo jej starań, nadal nieodgadniony, a czas i miejsce w jakim się znajdywali nie pozwalał jej na zbytnią interpretację mowy ciała. Jednak była wdzięczna za to, że w ogóle zgodził się z nią iść. Sama była zaskoczona, że udało jej się znaleźć partnera do eksperymentów. Rozmowa z nim, mimo że wielokrotnie nie mogła odgadnąć co myśli i czuje towarzysz, była czystą przyjemnością- intelektualną stymulacją i jakimś promykiem nadziei, że nie wszyscy czarodzieje chcą po prostu osiąść na laurach i nic nie zmieniać w swoim otoczeniu.
Gdy weszli do pomieszczenia, a światło Lumos oświetliło delikatnie pokój, ich oczom ukazał się... składzik. Kilka uwiązów, siodła dla koni, zdecydowanie więcej par ogłowi w różnych rozmiarach.
- Czyli na innych zwierzętach jeżdżą na oklep? - zapytała siebie pod nosem w swoim ojczystym języku. Nie umiałaby tego nawet przetłumaczyć. Ale ilość siodeł, zdecydowanie mniejsza niż zwierząt w stajni na to wskazywała.
Pod ścianą znajdywał się worek, który póki co Zośka zinterpretowała jako owies dla koni oraz drewniane skrzynie, które obiecywały jej zawartość, której szukała. Bingo? pomyślała, idąc w ich stronę.
Nie były one zabezpieczone kłódką; co wydawało się logiczne, mało kto chciałby kraść jedzenie dla hipogryfów czy testrali, skoro codziennie, w wyznaczonych porach, w Wielkiej Sali podawano przeróżne dania.
Zośka kucnęła przy skrzyniach, szukając palcami otwarcia. Gdy je znalazła, odblokowała zapięcie i podniosła wieka obu skrzyń. W pomieszczeniu rozniósł się niezbyt przyjemny zapach padliny, ale w jej opinii nie był on bardziej drażniący niż zapach siana czy łajna. W wszystkich przypadkach, żaden nie robił na niej jakiegoś wrażenia, ale nie była tu sama. Zerknęła na Aidana próbując w otaczającym półmroku wybadać jego reakcję.
- Przyświecisz mi tu troszkę? Żebym wiedziała, co biorę - powiedziała, uśmiechając się. W końcu udało im się znaleźć to, co zakładali.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Zerknął ku niej ponownie, unosząc przy tym brwi, jednak powstrzymał się od wyrażania swojego zdziwienia na głos. Najwyraźniej nauczył się dzisiaj czegoś nowego... Że konie karmi się trzy razy dziennie. Zofia z kolei wcale nie musiała dowiadywać się, że zdawało mu się to o dwa razy za dużo. Dobrze, że nie planował na ten moment posiadać własnego zwierzęcia, bo kolejna dawka nowości na ten temat mogłaby go powalić.
- Może powinniśmy byli przeznaczyć jeden dzień na obserwacje... Ale już tu jesteśmy.
Faktycznie, teraz już doskonale wiedział, jak powinni byli wszystko rozegrać. Z tym, że wycofanie się w tym momencie byłoby tylko gorszym ruchem. Później ktoś mógłby zorientować się, że doszło do włamania i w związku z tym dokładniej przyglądać się stajni. Nie zdziwiłoby go to, ani nawet nie oburzyło, szczerze mówiąc. Pewnie mnóstwo osób, nawet parę z ich rocznika, byłoby w stanie włamać się tu, tak jak oni, jednak z innym celem... Na przykład dosiąścia takiego testrala, by przejechać się po Zakazanym Lesie czymś, co przypominało co najwyżej powietrze. No, chyba że ktoś widział w życiu więcej, niż oni.
Po wejściu głębiej, Zofia powiedziała coś bardzo dziwnego, co nie pozwoliło Aidanowi skupić się na którejkolwiek z rzeczy, jakie mogli tu zobaczyć.
- Mm... Mówiłaś coś? - zapytał ze zmieszaniem, nie do końca pewien, czy Krukonka powiedziała coś bardzo cicho i niewyraźnie, czy może faktycznie coś, czego nie był w stanie zrozumieć. Wolał się upewnić.
Gdy jednak otworzyła skrzynie, dla odmiany nie mógł się skupić na niczym innym, niż to, co było wewnątrz. Nie dlatego, że widok padliny go przerażał... W końcu na samych eliksirach używali całe mnóstwo dziwacznych składników. Kiedy gałki oczne, ogony i inne takie stają się codziennością, podobne widoki przestają być straszne. Z tym, że owe składniki nie cieszyły się takimi... Cóż, walorami zapachowymi. Niemal od razu opuścił różdżkę, a wolną ręką przytknął do nosa. Może nie byłoby tak źle, gdyby nie wzięło go z zaskoczenia!
Odkaszlnął po chwili, by zdołać wykrztusić z siebie choćby parę słów.
- Nie, tak, jasne... - wymamrotał pospiesznie, bez przemyślenia, czyli zupełnie inaczej. niż zwykle, pochylając się ku niej z różdżką.
Da radę... Zaraz się przyzwyczai... Chyba. Najważniejsze, że to ona brała na siebie całą najbrudniejszą robotę.
Pomyślał sobie nawet, że może Zofia z jakiegoś nieznanego mu powodu pozbawiona jest zmysłu węchu... To by wszystko wyjaśniało. Jednak nie miał zamiaru pytać jej o to teraz. Właściwie w ogóle nie chciał rozmawiać i liczył, że uda się im szybko wycofać.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
- A nie nie, to do siebie, o siodłach - dodała pośpiesznie, gdy Aidan zapytał się czy coś mówiła. W sumie, mogła przypuszczać że się zapyta. Ale szczęśliwie nie było to nic ważnego na tyle, by próbować to przetłumaczyć.
Teraz jednak, była przed skrzyniami. Sama mina Aidana mówiła że on raczej nie był przyzwyczajony, co jest zrozumiałe. No śmierdziało, nie dało się zaprzeczyć. I pewnie jeszcze chwile będzie biorąc pod uwagę, że trzeba to teraz dać testalowi.
Szybkie rozeznanie po skrzyniach. Jeśli dobrze pamiętała (bo jednak przygotowywała się do tej wyprawy mniej bądź bardziej) to testrale żywią się padliną. W drugiej skrzyni więc musiało być, również mięsne, jedzenie dla hipogryfów. To nas nie interesuje - pomyślała, zamykając jedną skrzynię. Ta bardziej śmierdząca niestety to ta, której szukali.
Oh, skoro ten zapach go obrzydza niech patrzy na to.
Zośka podwinęła rękawy, bo ostatnie co chciała to ubrudzić sobie stęchłą krwią i rozkładającym się mięsem mundurek. Ręce umyjesz, a z brudnego mundurka trzeba by się było tłumaczyć.
Podwinęła rękawy mundurka wysoko, aż za łokieć i próbując dostrzec w słabym świetle najlepiej wyglądającą padlinę która w tym przypadku była jakimś ptaszkiem, chwyciła ją w swoją lewą dłoń i wyciągnęła ze skrzyni. Klejące się cielsko nie było przyjemne do trzymania, ale miała nadzieję szybko się go pozbyć.
Równie szybko zamknęła skrzynię, co ograniczyło znacznie fetor gnijącego mięsa. Odwróciła się w stronę Aidana, kiwając na wyjście.
- Mam nadzieje że jedno starczy, najwyżej się wrócimy po więcej - powiedziała, po czym ruszyła w stronę tej części stajni, która najbardziej ich interesowała.
Teraz, trzeba jeszcze raz przemyśleć plan. I wtajemniczyć trochę bardziej Aidana, to jednak kluczowe by wiedział co się będzie teraz działo.
-Teraz trzeba znaleźć boks z testralem. Umiesz otwierać boksy? - rzuciła, badając wzrokiem pomieszczenie. Było kilka pustych miejsc, ale tylko niektóre były zamknięte. Cóż, spróbujmy pierwszy lepszy.
Stanęła na przeciwko pierwszego pustego, a zamkniętego boksu tak w odległości na wyciągnięcie ręki, chwyciła za jedną z rurek; pociągnęła w dół, co wydało z siebie charakterystyczny dźwięk pocierających się o siebie metali i otworzyła okienko.
- Stań za mną - poinstruowała, delikatnie przesuwając go pustą ręką za siebie, sama odsuwając się trochę dalej - jeśli zrobi mi coś strasznego uciekasz i szukasz nauczyciela. Ale liczę że to nie będzie konieczne.
Teraz nasłuchiwała. Próbowała usłyszeć cokolwiek sugerujące, że coś przemieszcza się w ich stronę. Może nawet wystawia głowę poza okienko.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Do siebie i o siodłach... Może na jego twarzy było widać pewne zdumienie, ale ledwie przez chwilę. Przecież nie raz zdarzyło mu się wymamrotać coś pod nosem i wcale nie oczekiwał odpowiedzi - a wręcz przeciwnie, wolałby jej nawet nie słyszeć. To więc wystarczyło.
Zwłaszcza, że już chwilę później zajmowali się czymś ważniejszym... Padliną. Powinien był to przewidzieć. Powinien był wiedzieć, że to właśnie do tego prowadził cały plan. W dodatku, pisałby się na to równie chętnie, ale być może przygotowałby się lepiej mentalnie na uderzenie smrodu, z którym nie wyobrażał sobie, jak można byłoby radzić sobie na co dzień. Bo przecież ktoś - najpewniej gajowy - musiał radzić sobie z tym codziennie. Jeśli tylko kiedykolwiek komuś wydawało się, że ta funkcja, to właściwie miłe stanowisko, takie blisko spokoju i natury, Aidan z pewnością powiedziałby wtedy, co o tym myśli. Krótko i chłodno, jak to miał w zwyczaju i pewnie nawet nie argumentowałby szczególnie swojego stanowiska, ale postawiłby sprawę jasno - to nie był zawód, którego wykonywanie sobie wyobrażał. Przynajmniej jeszcze nie. Kto wie, jakie ochydztwa czyhały na jego dalszej drodze. Być może będzie musiał się z nimi oswoić, jeśli tylko chodziłoby o którąś z jego pasji.
Poczuł też, jak coś robi fikołek w jego żołądku, kiedy Zofia zasugerowała możliwość powrotu po więcej tych przysmaków. Postarał się jednak nie zdradzić po sobie tego uczucia. W pewnym sensie wyszło - nie wyglądał, jakby było mu bardziej niedobrze, niż chwilę temu. W każdym razie, panował nad sytuacją. Przynajmniej aż do kolejnego ptaszka, który być może miałby towarzystwo pawia...
- To już chyba w miarę intuicyjne, prawda? - zapytał cicho, kiedy Zofia zadała podchwytliwie brzmiące pytanie.
Czy potrafił otwierać boksy? Do tej pory był pewien, że tak, ale skoro pytała, być może powinien się jeszcze zastanowić. Był w tym wysatarczająco zainteresowany, że stanął bezpośrednio za nią, by zagladać jej przez ramię - i to pomimo nieprzyjemnego zapachu, jaki jej towarzyszył!
- Ale chcemy tam wejść, czy wyprowadzić go na zewnątrz? - dopytał, mimo że jeszcze niedawno sądził, że ich plan z pewnością był wystarczająco dopracowany. - Chyba mimo wszystko bezpieczniej byłoby na zewnątrz.
Obejrzał się na moment za siebie, oceniając teren do działania.
Zgodnie z jej poleceniem, odsunął się, stając o krok za nią i kiwał głową... Aż na moment zamarł gdzieś pod koniec jej wypowiedzi. Prawda, dostrzegał od początku pewne ryzyko w ich planie, ale teraz stało się dużo bliższe i bardziej realne.
Złapał Zosię z przedramię i odciągnął o dwa kroki w tył.
- Nie, zaraz, możemy to zrobić inaczej... W końcu, jeśli położyć na przykład to... Mięso... Choćby na środku, otworzyć boks, dać mu podejść... Wtedy bylibyśmy w stanie oszacować, jak wygląda i z której strony ma ogon...
Zmarszczył brwi, puszczając wreszcie Zofię i opuszczając rękę, po czym sam odszedł od niej na krok i ponownie rozejrzał się po wnętrzu stajni.
- Myślisz, że któryś boks jest pusty? Tak naprawdę pusty?
Gdyby nie gadanie Aidana, sam mógłby być pewien, że boks, którym zajęli się jako pierwszym nie był pusty. Być może Zofia zwróciła na to uwagę, jednak on założył, że to z pewnością jakiś ruch obok - pewnie konia.
- Byłoby to znaczne ułatwienie... Wystarczyłoby, może... Zachęcić go do jedzenia w innym boksie, tak aby wyjściowo był odwrócony do nas tyłem. Wtedy wystarczyłoby sięgnąć z bezpiecznej odległości, a może nawet w zamknięciu... I nie odgryzłoby ci ręki.
Czy naprawdę trzymaliby na terenie szkoły stworzenie, które skłonne byłoby do odgryzienia ręki? Szczerze mówiąc sam w to wątpił, ale nie potrafił wykluczać teraz podobnej możliwości. Mimo to, był zdeterminowany do wykonania zadania, jakie sobie obrali, do końca. Tylko może z jakimś dodatkowym środkiem ostrożności.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
To było w jakiś sposób... miłe. Gdy chwycił ją za ramię i odciągnął, by nie zrobiła czegoś głupiego w imię "nauki". Westchnęła cicho, zerkając to raz na niego, to na "pusty" boks.
- Nie wiem czy możemy sobie pozwolić na wypuszczenie go. Jakby któreś z nas go widziało to może, ale... znalezienie go potem byłoby szukaniem igły w stosu siana.
Następnie kontynuowała wpatrywanie się w boks, próbując zauważyć jakikolwiek mikro-ruch choćby źdźbła siana, sugerujący, że jest w nim testral, by poprzeć swoje podejrzenia. Gdy zauważyła niewielki ruch siana na podłodze, westchnęła. Tak, w tym boksie znajduje się stworzenie, które ich interesuje.
- Jakkolwiek to nie zabrzmi... nie boję się elementu podejścia do niego. Zaprzęgają je w końcu w bryczki, to znaczy że muszą być... mniej bądź bardziej oswojone z człowiekiem i jego dotykiem. Kwestia problematyczna to jak agresywnie one jedzą. Tylko znaleźć gdzie jego przó... czekaj, no tak!- powiedziała pod nosem, zdając sobie sprawy ze swojej głupoty. A może po prostu z jej przeoczenia spowodowanego adrenaliną i włamaniem do stajni. Przecież to zwykły boks, a skoro tak to powinien mieć...
- Żłoby....- powiedziała do siebie po polsku, nie wiedziała bowiem jakie tłumaczenie jest tego na angielski. Podeszła do boksu i zerknęła w głąb niego. Przy jednej ze ścianek znajdowała się misa służąca do tego by umieszczać w niej karmę. Jak ona mogła o tym zapomnieć?
Prychnęła pod nosem kręcąc głową na własne przeoczenie. To usuwało jeden problem. Teraz tylko tam wejść, wyrwać mu włosy z ogona i nie zostać stratowanym, czyli pestka!
- Dobra! Zmiana planów!- zaczęła, patrząc na Aidana z uśmiechem. Jej głos był dziwnie podekscytowany, jakby naprawdę kwestia miski uprościła większą część tego wariackiego planu.- Wchodzę tam. Wrzucam padlinę do miski. On je z łbem w misce. Podchodzę do niego z boku, wyrywam mu włosy z ogona. Ty trzymasz drzwi i jak wyrwę włosy to mnie wypuszczasz, zanim on ucieknie. Mamy to?
Plan wydawał się prosty. Trochę niebezpieczny, bo opierał się głownie na tym że testrale są względnie oswojone, a tego nie wiedzieli, ale jednocześnie prosty jak budowa cepa jeśli rzeczywiście dadzą się dotknąć.
No i jednak najszybszy, skoro ważną rolę odgrywa tu jednak czas. Nie mogli być pewni, czy za chwilę nie zjawi się tu na przykład gajowy by nakarmić zwierzaki.
W oczekiwaniu na odpowiedź Aidana, zamknęła okienko boksu. Nie będzie ono im jednak póki co potrzebne.
Ravenclaw |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
? |
Pióra: 166
Całe przedsięwzięcie okazało się bardziej skomplikowane, niż początkowo zakładali, jednak nic nie skonsternowało go równie bardzo, co... Sh-... Shlobbeh? S-Slobby? Joe-buh?
Aidan zamrugał parę razy patrząc ku dziewczynie, jakby miało mu to jakkolwiek pomóc w zrozumieniu słowa, które właśnie usłyszał. Otworzył usta, by jakoś na nie zareagować, jednak zamknął je ponownie, by poświęcić dodatkową sekundę, czy dwie na połączenie kropek.
Po tej chwili stało się całkowicie jasne, że dziewczyna użyła swojego języka ojczystego, by siarczyście zakląć. Nie wymagało to żadnego komentarza z jego strony, a więc jedynie kiwnął głową. Zdecydował również, że nie ma potrzeby tłumaczyć jej, że frustracja nic tu nie da. Zofia nie była bowiem aż tak dzika i porywcza. Z pewnością nie wybuchnie tu niczym więcej. Niech ma te swoje chop-buh (za każdym razem, gdy powtarzał to słowo w myślach, zdawało się brzmieć coraz odleglej od oryginału).
Na szczęście, gdy Krukonka wyrzuciła już z siebie nagromadzoną frustrację, wpadła na nowy plan, który... Cóż, może wciąż nie przypadał mu do gustu i mógł być w pewnym stopniu niebezpieczny w realizacji, ale wreszcie mogli posunąć się dalej. Przecież nie będą odbywać podobnych wędrówek, co noc! I tak już dziś mieli szczęście, że nie natknęli się na nikogo, kto zacząłby zadawać problematyczne pytania. W pośpiechu mogliby pewnie wyłgać się jedynie romantycznym, nocnym spacerem, czy czymś podobnym, jednak Aidan z pewnością nie chciałby odgrywać nic podobnego. Choć czego się nie robi w imię nauki...
Skinął ponownie głową z... cóż, jak to zwykle z nim bywało, ze skrywanym entuzjazmem.
Położył dłonie na drzwiach, gotów podjąć się tej próby, jednak przed otwarciem ich, zerknął ponownie ku Zofii.
- Co jeśli coś pójdzie nie tak i... No, wkurzy się na samo wejście kogoś obcego do środka?
Jednak, gdy tylko obrócił się ku niej znowu, poczuł jak mdli go na zapach padliny, do którego nie sposób było się przyzwyczaić. Ponownie zakrył twarz rękawem.
- Nie, masz rację, coś wymyślę. Będzie dobrze. - dodał, gotów posłać ją na pożarcie, jeśli to oznaczało, że testral pomoże im pomóc pozbyć się również tego fetoru.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Nie była świadoma, że ledwo jedno polskie słowo oznaczające końską miskę może być tak niepoprawnie zinterpretowane przez towarzyszącego jej krukona. Jakby wiedziała, to by naprostowała, no ale nie wie.
Do tego mentalnie przygotowywała się do wejścia w paszczę lwa, więc nawet nie zarejestrowała za bardzo i tak nikłej u Aidana zmieniającej się ekspresji twarzy.
- Cóż... nie dowiemy się, bo go nie widzimy! - odpowiedziała Zośka, podnosząc kciuk do góry z uśmiechem gdzieś na pograniczu niezręczności i pozytywnego podejścia.
Zośka z zasady była fanką myślenia, tak? Lubiła sobie gdybać, kminić, filozofować jak to mówiąc. Natomiast w tym przypadku wiadomości było mało by być w stanie wyknuć jakąś teorię, a czasu było niesamowicie mało. Dlatego gdy tylko zobaczyła gotowość Aidana, wzięła głęboki wdech.
- Dobra, jazda.
Aidan pociągnął za rurę, odblokowując drzwi i odsunął je na tyle, by Zośka była w stanie tam wejść. Jej kroki były na tyle spokojne, by nie być interpretowane przez koniowatego jako agresywne, ale nie powolne- w głowie po prostu powtarzała sobie, by traktować stworzenie mniej bądź bardziej jak jednego z koni babci.
Ze względów wiadomych- to jest, brak widzenia konia- trzymała się względnie ściany, by dotrzeć do znajdującego się żłobu- który, w celu komfortowego uzupełniania przez stajennego (którym, pewnie był gajowy) znajdował się na ścianie wejściowej.
Bez ociągania się umieściła padlinę w żłobie i odsunęła się pół kroku, bacznie ją obserwując.
Te kilka sekund było nad wyraz długich; nieproporcjonalnie, w porównaniu do tempa bicia serca Zośki. Natomiast po ich upływie zaczęła widzieć, jak w niewyjaśnionych okolicznościach, z wtórującym dźwiękiem chapnięć, martwy ptak gdzieś znika.
Znaczy, wiedziała co prawda w jakich okolicznościach i gdzie znika, ale i tak wzięło ją to z zaskoczenia. Co nie zmienia faktu, że nie miała zamiaru marnować czasu.
Gdy ptak powoli był jedzony przez niewidzialne stworzenie, Zośka, ostrożnie wyciągnęła rękę przed siebie, szukając po omacku szyi testriala, aż nie natrafiła na niewidzialną siłę, blokującą jej parcie dalej.
Testrial był w dotyku bardzo... dziwny. Nie podobny do konia w żadnym względzie- bliżej było temu do wyprawionej skóry na twardym szkielecie.
Kolejny głęboki oddech, za którym poszło kilka powolnych gestów głaskających kopytnego.
- Dobry konik...- powiedziała, powoli przesuwając rękę - i siebie- w stronę kłębu, grzbietu i zadu.
Na wysokości kłębu wysunęła przed siebie drugą rękę w celu potencjalnej asekuracji- nie wiedziała bowiem w jakim ułożeniu znajdują się testralowe skrzydła, a nie chciała dostać w twarz z niewidzialnego bara.
Powoli, uspokajająco głaszcząc i klepiąc konika poczuła po chwili wzniesienie na jego ciele, sygnalizujące grzbiet. Wzięła kolejny, głęboki oddech, i nadal stojąc u boku konia, położyła na jego zadzie drugą dłoń. Następnie, jedną dalej głaskając, drugą posuwała w stronę czegoś, co miała nadzieję nazwać ogonem.
Nie trwało to zbyt długo. Cały proces zajął może niecałe trzydzieści sekund, ale dla Zośki były to sekundy niesamowicie długie. Które, nagle przyśpieszyły w momencie, gdy ta ujęła krótki ogon w jedną z dłoni, wyszukała palcami kilka włosów (nie była na tyle samobójcza by rwać garść, koń nie koń, ale ma kopyta) i szybkim ruchem ręki wyrwała je z ogona.
Następne kilka sekund przepłynęło jej, paradoksalnie, błyskawicznie.
Nim kopytne zdążyło poczuć cokolwiek, Zośka obróciła się w stronę Aidana i kilkoma szybkimi szusami znalazła się za drzwiami boksu.
- Zamykaj, zamykaj!- Poinstruowała w emocjach, trzymając w dłoni niewidzialne włosy, jakby od tego zależało jej życie.
Po kilku agresywnych, głębokich wdechach, oraz upewnieniu się, że Aidan odpowiednio zamknąć boks, brudną od krwi (bądź czegokolwiek, czym lepił się korpus martwego ptaka) przejechała delikatnie po Testrialowych włosach- może to sprawi, by były choć trochę bardziej widoczne.
Następnie spojrzała na Aidana, który mógł na jej twarzy, oprócz opadającego stresu, zobaczyć też coś na kształt uradowanej ekscytacji i powiedziała nadal lekko zdyszanym głosem:
- Dobra, a teraz spierdalamy.
Kilka sekund później byli już poza stajnią. Aidan, a Zośka za nim- miała w końcu nieco zajęte ręce.
[ z/t x2]
|