Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 121
Zaśmiała się lekko na jego odpowiedź, niemal bezgłośnie.
- Stereotypy w końcu nie biorą się znikąd, oui? - skomentowała przyjaźnie, skinieniem głowy i uśmiechem dziękując za nalanie jej kawy.
Sięgnęła po swoją filiżankę, postawiła ją bliżej, by mieć swobodny dostęp do energizującego napoju bogów, do magicznego porannego eliksiru w którym miejsce magii zajmowała kofeina. Oczywista musiała dać jej nieco ostygnąć ale co tam, dużo to nie zajmie!
Stereotypy są zabawną, w gruncie rzeczy, sprawą. Nie brały się znikąd ale bardzo często też nie brały się z prawdy. I wszystko jedno skąd wypełzły na dzienne światło rozpleniały się w powszechnej świadomości jak zaraźliwe choróbsko: trudne do wytępienia, czasem śmiertelne, często krzywdzące, równie często zostawiające za sobą skutki uboczne.
Zaraz po ustawieniu filiżanki w logicznym miejscu, to jest: na lewo od przygotowanych książek, które leżały w górę i na lewo od pergaminu przygotowanego pod referat, sięgnęła po podręcznik najgęściej przetykany świstkami papieru zaznaczającymi strony z przydatnymi informacjami. Otworzyła go po prawej, bezmyślnie przygryzając końcówkę ołówka.
Tak, była ołówkowym żuwaczem. Była też piórowym żuwaczem, długopisowym żuwaczem i zasadniczo żuła rzeczy kiedy była skupiona. Dlatego też często lubiła mieć jakąś drobną, niebrudzącą przekąskę - jak winogrona. Jedząc owocki przedłużała życie swoich artykułów piśmienniczych i na dodatek wrzucała do żołądka coś dobrego, win-win.
Noah jednak nie dał jej zacząć się skupiać - i żuć - swoim pytaniem.
Uniosła na niego ciemne spojrzenie, co zdążyło już powędrować ku zaznaczonemu paragrafowi tekstu, z twarzą ogólnie nie zdradzającą emocji.
Przetoczyła ołówek między palcami, nieco mrużąc lewe oko. Jeśli Noah był równie sprawnym obserwatorem ludzkich przyzwyczajeń, drobnych dziwności, pewnie już zdążył zauważyć, że podobna asymetria w mrużeniu oczu oznaczała zastanowienie.
Bo odpowiedź była bardziej złożona niż "Oui." czy "Non.". Potrząsnęła w końcu głową, jak gdyby w wyrazie dezaprobaty dla samej siebie, dla braku umiejętności dania zwięzłej odpowiedzi.
- Trudne pytania zadajesz, mon ami - rzuciła, w końcu pozwalając twarzy przyjąć jakiś wyraz. To jest: uniosła kącik ust, w tym typie rozbawienia, jakie pojawia się jedynie w poważnych konwersacjach. - Kłamałabym mówiąc, że nie lubię tematu buntów per se. Mam jednak duży problem ze sposobem w jaki się o nich mówi w podręcznikach i na zajęciach. Bardzo jednostronnie, bez namysłu, ze skupieniem na czarodziejach. Irytuje mnie z jaką łatwością malują uciskaną mniejszość jako agresora, tych złych.
Opuściła rękę z ołówkiem na stół, najwidoczniej gotowa się rozgadać o ile Noah ją tylko popchnie do rozwinięcia tematu. Zerknęła ku chłopakowi z jakimś sensem niepewności czającym się w okolicach brwi albo może oczu?
- Ma to jakiś sens?
Pytanie podkreśliła wzruszeniem jednego ramienia.
Bo chyba po raz pierwszy analizowała czy lubi czy nie lubi tematu buntów. Potrzebowała więc ludzkiej ściany o którą będzie mogła odbijać piłeczkę swojej opinii póki nie będzie perfekcyjnie ukształtowana.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 56
Lekko uniósł brwi i skiną głową w niemej odpowiedzi zgadzającej się z tą teorią. Stereotypy zawsze brały się skądś, to prawda.
Nie planował odrywać jej od nauki i pisania referatu, raczej zagadnął jeszcze w ramach przednaukowego small talku, bo jeśli za bardzo odpłyną w konwersację, to ostatecznie nic z tej sesji naukowej nie będzie i okaże się to po prostu spotkaniem przy kawie i herbacie. Ale z drugiej strony był też ciekaw jej toku rozumowania, więc jak całkiem entuzjastycznie rozwinęła temat zamiast go uciąć i wrócić do podręcznika, nie mógł nie odpowiedzieć na jej zadane i również niezadane pytanie.
- Oczywiście, że ma to sens. Niezależnie od tego jak wykłada się ten przedmiot w szkołach, historię spisują zwycięzcy, a to niestety jest bardzo mało obiektywnym spojrzeniem na rzeczywistość. Niestety historie opowiadane przez przegranych - jeśli w ogóle takie mają szansę powstać - mają duży potencjał zostać uznanymi za co najmniej kontrowersyjne, mało wiarygodne, a nawet bluźniercze. - Zgadzał się z jej zdaniem przede wszystkim właśnie z powodu braku lub poważnego ograniczenia materiałów tworzonych przez strony poległe w jakichkolwiek znanych historycznie konfliktach. - Myślisz napisać referat z perspektywy takiego poglądu? - Spojrzał na jej inne przygotowane materiały naukowe. Właściwie to wzbudziła jego ciekawość.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 121
Oriane pokiwała głową na rozmyślne słowa monsieur Davenporta. O ile nie chodziło jej w tym wszystkim o to, kto pisze historię, zgadzała się z jego przemyśleniami oraz wnioskami.
- O ile w pełni się z tobą zgadzam, o tyle miałam na myśli co innego. Jakim cudem mugole, choć nie znają żadnego gatunku dorównującego im inteligencją, rozwojem kulturalnym, stopniem samoświadomości, już zastanawiają się nad problemami związanymi z potencjalną samoświadomością sztucznej inteligencji, nad jej położeniem w świecie, wolnością, prawami, kiedy czarodzieje od wieków, wieków, mają do czynienia z równymi im rozwojowo gatunkami i jedyne co z tym robią to je uciskają, okradają, zniewalają i... - przerwała tyradę poprzez wyrzucenie rąk w powietrze w definitywnie widocznej frustracji, z wcześniejszą irytacją, a może nawet złością, znów zajmującą miejsce w drobnej zmarszczce pomiędzy brwiami.
Wzięła głęboki wdech, wydech. Przesunęła dłońmi od linii włosów ponad czołem po oczy, gdzie zacisnęła na moment palce przy wewnętrznych kącikach oczu wydając z siebie cichy odgłos przypominający zrezygnowane i zmęczone "Urghhh!".
Z podobnym zmęczeniem uśmiechnęła się na kolejne pytanie. Ha, dobry żarcik. Potrząsnęła przecząco głową.
- Bah non, chcę dostać pozytywną ocenę - sparowała nie dodając, że nie jest to jedna z bitew wartych zbrojenia się. - Zamierzam jednak trzymać się twardych faktów.
Te luźne notatki pośród jej materiałów sterczące z podręczników? Głównie kontry; przyczyny i prowokacje, które doprowadziły do danego rozlewu krwi a które pominął podręcznik. Te małe sprawy zapisane przez przegranych.
Szczerym wnioskiem jaki Oriane miała, jeżeli chodziło o bunty goblinów, było rozczarowanie.
Że przestały.
Ktoś powinien nauczyć ludzi z magią, że nie mają władzy nad innymi inteligentnymi gatunkami. Dla skrzatów było już na to od dawna za późno. W końcu nie zawsze były niewolnikami czarodziejów - współcześnie jednak większość z nich oddychała swoim uciśnieniem odnajdując w nim sens istnienia.
Tak, zdecydowanie za późno. Gobliny wciąż miały szansę.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 56
Zastawił się moment nad jej słowami i chociaż nie był aż tak zaznajomiony w mugolskim zaawansowaniu tolerancji tworów technologicznych, to mimo wszystko nadal jego słowa dość mocno wiązały się z tym, o co jej chodziło.
- Tak, sztuczna inteligencja, bo jest tworem ludzkości, w pewien sposób dzieckiem inteligentnych umysłów. Niestety nie są nadal aż tak tolerancyjni wobec inności koloru skóry, wyznań, czy orientacji. Nie mówię, że tkwią z tym nadal w średniowieczu, bo zrobili duży postęp, ale i tak brakuje bardzo wiele, żeby i mugole mogli zostać uznani za bardziej tolerancyjnych niż czarodzieje. - Zamilkł dosłownie na sekundę, jakby chciał w pewien sposób rozdzielić swoją wypowiedź. - Zdecydowanie społeczeństwo czarodziejów jest bardziej... konserwatywne, ale bardzo możliwe że wynika to również z faktu, że jest nas znacznie mniej niż mugoli. Ukrywamy się z wyboru, owszem, ale ten wybór też został czymś argumentowany. Przecież moglibyśmy żyć w pełni obok siebie w zgodzie, tylko że proces łączenia zająłby dziesiątki lat i z pewności wywołałby konflikty. Akceptacja równości innych gatunków nie jest łatwa, bo niestety mentalność społeczna w pewien sposób nakazuje bać się inności, więc i w rezultacie próbować ją stłamsić. - Zamknął na chwilę własną książkę, ale zostawił wetknięty między strony, żeby nie szukać za chwilę ponownie odpowiedniego działu. - Oczywiście trafiają się wyjątki, jednostki myślące inaczej, bardziej otwarte, ale jest nas nadal za mało, żeby z łatwością zmienić przyzwyczajenia i tradycje setek lat. - Owszem, zaliczał się do tej grupy osób bardziej otwartych, bo sam przecież był "po drugiej stronie barykady". Może na co dzień nie mówił o tym otwarcie, nie głosił swoich poglądów na forum, ale to nie znaczy, że tak nie myślał. Miał też swoje powody dlaczego milczał.
Uśmiechnął się na stwierdzenie, że nie przeleje swoich przemyśleń w pełni na referat, bo chce zdobyć pozytywną ocenę. To był jeden z dowodów jak społeczeństwo już przez system edukacji tworzyło masową świadomość przynależności stadnej uwarunkowaną zgodnością poglądów. Myślisz jak każą ci myśleć - będziesz chwalony i uznawany za część społeczeństwa. Myślisz inaczej - będziesz gnojony. I to, niestety, aplikowało się do wszystkich gatunków, wszystkich mniejszości, które miały prawo mieć swoją społeczność, ale wtedy nie były uznawane za równe przez większe grupy.
- Zastanawiam się jak nasz historyk zareagowałby na poglądy stawiające książkową poprawność historyczną w nieprzychylnym świetle. To dość... kontrowersyjna postać, więc może akurat nie byłby nastawiony do tego negatywnie? - Nie namawiał jej do złego, jedynie sugerował, że może nie byłą sama ze swoimi poglądami. Ale nie wiedział tego na pewno, bo i skąd miałby?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 121
Słuchała Noah i widać było, że niekoniecznie się z nim zgadza: przymrużone lewe oko, drobne przechylanie głowy z boku na bok jako oznaka tak rozmyślania, jak subtelne pochylenie w kierunku przeczącego kręcenia głową. W połowie jego kwestii uśmiechnęła się kącikiem ust jak protekcjonalna sucz, którą obiektywnie ujmując często bywała.
Z czym mogła się bardzo zgodzić? Z Noahowym nawiązaniem do syndromu myślenia grupowego. Nie opisywał go, oczywiście, bardziej wspomniał o jego obrzeżach co były łagodne i łatwo zrozumiałe.
Formułując odpowiedź pozwoliła sobie pominąć wzmiankę o wyjątkach z otwartymi umysłami. Rozmawiali w końcu o statystycznym standardzie, szeroko pojętej normie. Odstępstwa były innym, choć powiązanym i równie ciekawym, tematem na konwersację.
- Wybacz, zanim odpowiem, muszę skonsultować swoje notatki - zaczęła swoją refutację z uśmiechem, co teraz był przepraszający. Przysunęła podręcznik historii, opuściła nań wzrok by znaleźć czego potrzebowała. - Jestem koszmarna z datami. Pamiętam historie, ciągi wydarzeń, przyczyny, skutki ale daty? - Potrząsnęła nieco głową wciąż szukając konkretnej daty. Ha! Stuknęła palcem stronę i przeniosła oczy na rozmówcę. - Kodeks użycia różdżki był uchwalony w 1631 roku. Jego trzecia klauzula zabrania użycia różdżek nie-ludzkim stworzeniom. Teoretyzuje się, że jego uchwalenie było jedną z odpowiedzi na bunty goblinów co, między innymi, nie chciały być zniewolone jak skrzaty i domagały się reprezentacji w Wizengamocie - przetoczyła fakty po czym drobniutka pauza, by wsiąkły nieco głębiej. - Mugole w tym czasie kolonizowali Amerykę, traktowali kobiety jako własność mężczyzny nierówną mu w zdolności myślenia, odstępstwa od heteronormatywności były uznawane za bluźnierstwo a niewolnictwo było normą. - Kolejne fakty. Sypała jak z worka! Czy dążyła do celu? Owszem. - Współcześnie mugole traktują zarówno kobiety jak osoby nie-kaukaskie jako równorzędnych członków społeczeństwa, niewolnictwo jest nielegalne i widziane jako niemoralne, i widać postępy w kierunku uznawania małżeństw homoseksualnych. Nie twierdzę oczywiście, że nie istnieją negatywne nastroje wobec tych społecznych postępów. Trudno jest wyplenić wieki uprzedzeń i przywilejów. Spójrzmy jednak na postęp świata czarodziejskiego... - teatralnie zawiesiła głos, oparła dłoń o podbródek, jakby głęboko się zastanawiała. - Kodeks użycia różdżki wciąż stoi jak stał, wciąż mamy niewolnictwo i gobliny wciąż nie mają reprezentacji w Wizengamocie choć są spętane ustalonymi przezeń prawami. - Opuściła dłoń porzucając teatralność, w oczach jakiś poziom rezygnacji. -Mówienie, że mugole nie są bardziej od nas tolerancyjni jest, w obliczu faktów, obiektywną nieprawdą. Nawiązując jednak do homofobii i rasizmu: oczywiście, że świat czarodziejski nie ma z nimi problemu. Sam wspomniałeś mentalność społeczną. Najbardziej nienawidzimy tych, co najbardziej się od nas różnią. Dlaczego czarodzieje mieliby nienawidzić siebie nawzajem za drobne różnice, kiedy pod ręką są perfekcyjnie odmienne gatunki, jak gobliny, do których wciąż wracam ze względu na referat - wypuściła drobny, rozbawiony oddech. - Świat mugoli ma inną strukturę grupy wewnętrznej względem grupy zewnętrznej, wrogiej, niż świat czarodziejów. Są jedynym równym sobie gatunkiem więc walczą wewnątrz gatunku. Czarodzieje nie mają tego problemu.
Niemal prychnęła na ostatnie słowo. Potrząsnęła głową i zacisnęła mocniej palce na ołówku. Irytowało ją to wszystko niezmiernie. Na brodę Merlina, jej własne babka oraz matka nie mogły używać różdżek kiedy ona, jedynie ćwierć mniej wilowata niż one, już to prawo miała.
Dziwnie było być po obu stronach barykady naraz. Jak mało ludzkiej krwi trzeba mieć by już nie być czarodziejem? Jak wiele wilowatej krwi trzeba mieć, by być stworzeniem, maskotką światowo znanej drużyny quidditcha, a nie uczennicą? Czy obawiała się czasami, że zacofanie magicznego świata sięgnie i jej, i zamknie ją w klatce, jako ewenement na szeroką skalę? W końcu jak wiele mogło być na świecie czarownic złożonych w jednej ćwierci z człowieka i trzech ćwierci z wili?
I, oczywista, pewnie dzięki swojemu położeniu w świecie potrafiła zrównać nienawiść wobec odmiennego koloru skóry z nienawiścią wobec goblinów. Bo widziała obie grupy jako równe ludziom.
Kto wie czy wile zawsze były agresywne? Może wyuczyły się morderczej odpowiedzi na bliskość odmiennej grupy by zachować swoją niezależność, pozostać bezpiecznymi? I nawet to im nie pomogło! Maskotki. Maskotki!
Wzruszyła ramieniem niezobowiązująco na wspomnienie o nauczycielu.
- To referat, nie felieton. Nie ma potrzeby zabarwiać go jakąkolwiek opinią.
Osobiście widziała referat szkolny z opinią jako źle wykonane zadanie. Referat szkolny miał przedstawić informacje. Oczywista, gdyby była zaproszona jako referent na jakieś spotkanie, nie widziałaby potrzeby zachowania obiektywizmu. Szkolne zadanie? Gra niewarta świeczki, ot co.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 56
Nie spodziewał się, że jego dno niewinne pytanie wywoła całą dyskusję. I nie miał nic przeciwko temu, lubił intelektualne konfrontacje, ale czy przez to nie stracą całego czasu na coś zupełnie innego niż tutaj przyszli? Jego transmutacja z pewnością ucierpi na tym mnie niż jej historia, to nie on miał referat do napisania.
Słuchał jej z uwagą, gdzieś w pewnej chwili zamieniając palec między stronami książki na kawałek pergaminu i odłożył ją na stół, opierając się nieco wygodniej na krześle. I jak już przyszła jego kolej na mówienie, kiedy Oriane wylała z siebie cały potok informacji i poglądów, uniósł dłoń z wyciągniętym jednym palem wycelowanym ku górze, żeby gestem podkreślić to, co chciał w tej chwili zaznaczyć.
- To wszystko jest też zależne od tego w jakim miejscu na ziemi się znajdujemy. W niektórych krajach i wierzeniach kobiety nadal są uznawane za gorszy gatunek, homoseksualizm jest karany śmiercią, istnieją formy niewolnictwa. I to samo również można zaaplikować społeczności magicznej. W zależności od kraju w jakim się znajdziemy, traktowanie pewnych gatunków magicznych również się różni. Bywają nie tylko uznawane za równe, ale wręcz przyrównywane do bóstw, czczone, ich umiejętności i intelekt cenione do takiego stopnia, że pewne nadzorują pewne prace, czy piastują konkretne stanowiska. - Opuścił dłoń na stolik i zastukał lekko samymi palcami o jego blat. - Jeśli mamy generalizować, to nie możemy zamykać się do samej struktury społecznej Wielkiej Brytanii, chyba że właśnie na bardzo wyspiarskiej i zamkniętej mentalności chcemy się skupić. - Rozłożył na moment lekko ręce na bok, jakby same przedramiona, po chwili wracając do poprzedniej pozycji. -Bo stety niestety, ale zarówno mugole, jak i czarodzieje z naszego kraju, mamy dość ujednolicone pewne... nawyki intelektualne. - Owszem, właśnie krytykował ogół do którego przynależał, ale tak naprawdę bardzo wiele mieszkańców wysp było ograniczonych pewnymi tradycjami i dopiero kiedy ba dłużej wychynęli nosa poza otaczającą ich wodę, to istniała nadzieja i szansa, że zaczynali również myśleć inaczej. Ale ile było takich osób, które wyjechały i wróciły później do kraju, do społeczeństwa w jakim zostali wychowani? A ile z tych osób próbowało wprowadzić zmiany na lepsze? I ilu się udało? To właśnie były te wyjątki.
Oriane, jako osóbka pochodząca z innego kraju, miała zupełnie inny pogląd na historię magii społeczeństwa Wielkiej Brytanii, bo wychowała się w całkiem innym świecie.
A jakby jeszcze Noah wiedział o jej genetycznym pochodzeniu, to z pewnością mógłby się w sporym stopniu z nią utożsamić, bo wilkołaki również nie miały łatwo.
Samym skinieniem głowy, bez słów odpowiedział na jej stwierdzenie, że to referat, nie felieton. Napisze jak będzie chciała przecież, nie ważne co on myślał o nieszkodliwości zawarcia własnej perspektywy w pracy szkolnej.
- Powinienem w końcu pozwolić ci się nim zająć, a zamiast tego wszczynam dyskusje. Chyba że sama nieświadomie uciekasz przed tym wyraźnie niezbyt przyjemnym obowiązkiem i chętnie podejmujesz się polemiki na tematy wybiegające poza samo zadanie. - Uśmiechnął się do niej lekko, przyjaźnie, unosząc odrobinę brwi w nieco zadziornym geście sugestii, że oto Oriane robi zwody i uniki, byle nie pisać referatu. Oczywiście nie było to poważnym zarzutem, jedynie żartobliwym, delikatnym zwróceniem uwagi, że chyba odbiegli od sedna ich obecności tutaj.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 121
Jeżeli Noah przyjął na siebie rolę adwokata diabła powinien się do tego przyznać teraz, zaraz, bo niebezpiecznie zbliżał się do stracenia w oczach Oriane nieco wartości. I jeśli chciał zboczyć z tematu na kultury czczące pojedyncze gatunki magicznych stworzeń powinien był podać konkretny przykład, bo brzmiało to jak być-może-generalizacja? jakiegoś miejsca, jakiegoś gatunku, jakiejś kultury.
Doprawdy, myślała o nim lepiej. Choć, być może, po prostu nie przemyślał całej sprawy tak dokładnie jak ona? Oby. Liczyła na to niezmiernie.
- Mon dieu - westchnęła, bliska rozczarowania. - Jeżeli próbujesz przyrównać nierównomierny postęp społeczny całego globu, bez brania pod uwagę choćby sytuacji ekonomicznej krajów mniej w tym względzie rozwiniętych, do społeczeństwa czarodziejskiego, które tak ściśle przywykło do niewolnictwa, że duża część społeczności nawet go jako takiego nie rozpoznaje to... Nie wiem nawet co na to powiedzieć, mon ami.
Sięgnęła po filiżankę by zająć czymś usta - bo bała się trochę, że w frustracji palnie kompletne głupstwo. Goryczka kawy współgrała z myśleniem doskonale. Patrzyła znad krawędzi naczynia na chłopaka chłodnym, kalkulującym wzrokiem. Próbowała zrozumieć co czai się w jego głowie.
Bo brzmiał jakby próbował usprawiedliwiać istnienie jednego koszmaru innym koszmarem. I to na dodatek koszmarem, który powoli może ale w regularnym tempie, stawał się coraz bardziej znośny i to bez dodatku syndromu Sztokholmskiego. Na brodę Merlina, nawet jeśli mowa by była jedynie o Wielkiej Brytanii! Gdzie jest niewolnictwo pośród mugolskiej społeczności Brytyjskiej? Zwierzęta mugoli miały więcej praw niż skrzaty czarodziejów. Czarodzieje tak głęboko wzięli sobie do serca rolę władców ponad innymi gatunkami, że przemoc wobec skrzacich niewolników nie była w żaden sposób regulowana!
Co z tego, że gdzieś-ktoś czcił jakieś magiczne stworzenia, skoro ludzie wokół nich mieli prawo katować za karę całkowicie samoświadomy gatunek? Gatunek zdolny do myślenia, stworzenia zwyczajów, być może nawet własnej kultury gdyby tylko dać im szansę. Jak wielka różnica była między przemocą wobec zniewolonych a przemocą wobec dzieci?
Jedne i drugie są zależne od przemocowca, zbyt słabe bądź emocjonalnie spętane by się obroić. Jedyną różnicą w gruncie rzeczy był fakt, że zniewoleni nie mieli gdzie się zwrócić po pomoc a na deser wykorzystywani byli dla swojej pracy.
Ostawiła filiżankę i pomimo ponurych przemyśleń o okrucieństwie a ignorancji zaśmiała się lekko na zadziorną zaczepkę.
Czy Noah stracił w jej oczach czy nie, wciąż miała sekret do odkrycia, tak więc trzeba było zachować pogodę ducha podczas socjalizacji.
- Och, jestem zawsze chętna do żywiołowej dyskusji! Ale masz rację, powinnam zacząć zbierać ten referat w całość - dłonią wskazała na notatki i podręczniki.
Widać było, że się przygotowała, tak więc zbieranie w całość nie było bezsensownym zwrotem w tym kontekście.
Podniosła ołówek, przetoczyła go między palcami, rozglądając się po materiałach. Wdech, wydech, skupienie. Tak! Od tamtego świstka z notkami miała zacząć!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 56
Gdyby ich dzisiejsze umówione spotkanie nie było z góry nastawione na naukę i systematyczną pracę nad pewnym założonym materiałem, to z pewnością dyskusja rozwinęłaby się na tyle, że Noah podałby Oriane nie jeden, nie dwa, a kilka przykładów popierających jego tok rozumowania i punktu widzenia pewnych problemów społecznych. Nie mniej dobrze, że jednak nie na to dzisiaj się nastawiali i nie to miało być rdzeniem czasu spędzonego razem w kuchni, bo jeśli rozmowa obrałaby kierunek mniejszości funkcjonujących otwarcie i z pewnymi prawami, ale jednak w jakiś sposób stygmatyzowane przez społeczeństwo, to mógłby przez przypadek powiedzieć zbyt dużo, ze zbyt dużym zaangażowaniem emocjonalnym i niechcący dać Oriane powody do pewnych podejrzeń na swój temat. Bardzo mocno tego właśnie nie chciał.
- Oczywiście, że biorę pod uwagę sytuację ekonomiczną. Ale to wszystko jest tematem na długą i pochłaniającą całą uwagę dyskusję, może lepiej jeśli wrócimy do tego przy mniej zobowiązujących warunkach. - Miał na myśli naukę, jaka ich czekała, leżące wokoło książki, chmarę biegających wokoło skrzatów i względnie ograniczony czas jaki mogli poświęcić na to wszystko. Nie uciekał od rozmowy, nie wycofywał się z niechęci kontynuowania, a właśnie z powodów świadczących o tym, że wiedział jak angażująca będzie ta dyskusja kiedy do niej wrócą.
Miał nadzieję, że wrócą. Rozmowa z Oriane wyraźnie była bardzo stymulująca i na poziomie, jaki trudno było znaleźć w Hogwarcie z różnych przyczyn.
Jej słowa odebrał poniekąd jako sugestię, że nie jest to koniec rozmowy, jedynie przekładają ją w czasie.
Przez moment jeszcze obserwował jak szuka jakiejś konkretnej notatki i kiedy wyłowiła ją spomiędzy innych zapisków, z uśmiechem sięgnął znowu po swój podręcznik i otworzył na zaznaczonej wcześniej stronie. W wyjątkowo dobrym humorze i dodatkowo zmotywowany, skupił się na robieniu notatek chwilowo wyłączając się na otoczenie.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 121
Być może znowu się nie zrozumieli. Być może Noah patrzył na ogół społecznego rozwoju i przypadkowo tłumaczył niewolnictwo jako część tej nierównomiernośc. Może Oriane, jeśli szło o pewne moralne kwestie, pochylała się zdecydowanie zbyt silnie ku moralnemu absolutyzmowi. Cokolwiek się tam stało Ori spodobała się jego odpowiedź. Użyłaby podobnych słów gdyby chciała powiedzieć, że argumenty przeciwnika jej nie przekonały ale jest też zmuszona przyznać jego wygraną w danej potyczce bez jednoczesnego uznania własnej pozycji jako przegranej.
Dyplomatycznie się wywinął, ot co.
Jeśli w jakimś punkcie wieczora stracił w jej oczach - wraz z tą dyplomacją wrócił na dawny poziom jeśli chodziło o szacunek. Może nie dokładnie na to samo miejsce ale darowanemu koniowi lepiej w zęby nie zaglądać.
- Très bon - zgodziła się ze skinieniem głowy i spojrzeniem, co zabłysło przekorną czernią. Pochyliła się nieco ku chłopakowi z tym znanym mu już dobrze uwodzicielskim a zawadiackim uśmieszkiem. Pod stołem delikatnie dotknęła jego nogi czubeczkiem buta, buńczuczna zołza. - Będę pamiętać, że obiecałeś w jak najbliższej przyszłości aportować lepsze argumenty, szczeniaczku - dokończyła półgłosem, jakby starała się, by tylko jego uszy miały dostęp do słów.
Nie czekając na odpowiedź ani reakcję wyprostowała się przybierając tak pozycję jak minę perfekcyjnej małej uczennicy i, choć kątem oka podglądała jaki miała na niego wpływ, podjęła pracę z najbardziej widoczną sumiennością.
Zupełnie jakby mały flirt i zaczepne przezwisko nigdy się nie wydarzyło; jakby wcale nie powiedziała prawie wprost, że oczekuje zaproszenia na kolejne spotkanie.
Oczywiście zaraz też sumienność stała się najbardziej realna. W końcu Noah miał rację i zastane warunki zobowiązywały do pracy. Popijała kawę spisując co po kolei zamierzała zawrzeć w swojej pracy. Tworzyła wręcz plan wydarzeń zanim przeszła do aktualnego pisania referatu.
Łatwiej w końcu działać kiedy się ma plan.
Niemal całe aktualne życie podporządkowywała tej zasadzie i wciąż egzystowała ze sprawnością a efektywnością, co z zewnątrz mogły być wręcz godne zazdrości.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 56
Nie mógł zignorować tej jej zalotnej zagrywki zawierającej błysk ciemnych oczu, uśmiech i niewielki, celowo przypadkowy kontakt fizyczny. Może i nie znali się jakoś bardzo dobrze, ale zdążył już zauważyć, że Oriane wykorzystuje swoje atuty i posługuje się pewnymi gestami w pewnych sytuacjach. Może tez nie głupiał przy niej tak jak inni, ale nadal pozostawał po prostu mężczyzną, nie był obojętny na flirty atrakcyjnej koleżanki. Inną kwestią jest, że niekoniecznie skakał w nie na główkę. A przynajmniej nie w tych fazach księżyca, kiedy w pełni potrafił kontrolować swoje instynkty i nie był przez nie zdominowany.
Posłał jej nieco szelmowski uśmiech, nieznacznie asymetryczny, gdzie jeden z kącików ust znajdował się wyżej od drugiego.
- Nie przyszliśmy tutaj poruszać poważnych problemów społecznych. Obawiam się, że gdybyśmy na dobre rozpoczęli tę dyskusję, to moglibyśmy zapomnieć o dobrze przespanej nocy. Bez wątpienia na takiego typu rozmowy powinniśmy umówić się wcześniej. Może w jakiś weekend? - Poniekąd właśnie zaproponował kolejne spotkanie, nie nawiązując do tego szczeniaczka, ale też nie kryjąc lekkiego rozbawienia. Zdecydowanie rozbawienie było bezpieczniejsze, niż odrobina nagłych nerwów ściskających żołądek. Na szczęście minęło bardzo szybko i nijak nie odbiło się choćby w jego spojrzeniu.
Oriane skupiła się na pisaniu swojego referatu, natomiast Noah - z już wcześniej przygotowanym planem nauki - co jakiś czas notował jakieś ważniejsze informacje wraz z adnotacją strony, na której znajdowało się rozwinięcie zagadnienia, jeśli potrzebowałby do niego wrócić. Skupiony był na pracy, ale to nie przeszkadzało żeby przy przerzucaniu strony podręcznika zerkać na siedzącą obok Ślizgokę i uśmiechem doceniać jej ambicję i zaangażowanie w postawione przed sobą zadanie.
Bardzo możliwe, że w ciszy przerywanej jedynie kuchennymi dźwiękami prac kuchennych spędziliby i kilka długich godzin, gdyby czas kolacji nie nadszedł razem z jednym ze skrzatów oznajmiającym, że niebawem będą podawać kolację dla wszystkich mieszkańców zamku.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 121
Uwielbiała te jego asymetryczne uśmiechy. Pokazywały, że jest pod powierzchnią monsieur gentilhomme coś ciekawszego nawet jeśli nie nawiązywało do jego sekretu.
Oriane była gotowa przyznać: widziała w Noah osobę interesującą nawet bez tej tajemnicy na którą polowała.
Nie była jednakże gotowa szczerze się przed sobą przyznać, że aktualnie zwyczajnie lubiła jego towarzystwo; te ich seduktywne konwersacje o wielu dnach i te ciężkie w gabarytach, poruszające społeczne problemy a pobudzające do życia całkiem inne emocjonalne struny.
Ktoś by mógł pomyśleć: więc uważa, że jest interesujący, ale nie przyznaje, że lubi się z nim kontaktować? Jaki to ma sens.
Otóż żadnego. Ale lata nastoletnie nie istnieją w ludzkim po to żeby rzeczy miały sens.
- Cóż, nie wiem jak ty, mon amie, osobiście jednak potrafię wymyśleć na poczekaniu parę wiele przyjemniejszych powodów dla zarwania nocy niż najbardziej nawet stymulujące z dyskusji - zaśmiała się niemal samym oddechem widząc w słowach chłopaka smakowitą kotwicę dla jeszcze smakowitszej dwuznaczności.
Gdyby spytać ją kiedy powinno się dyskutować powiedziałaby: podczas pięciodaniowej kolacji w gronie filozofów i intelektualistów.
Gdy Noah pytał czy spotka się z nim w weekend powie: tak.
- Głosuję na niedzielę, wybierz którąś i się pojawię, by spełniać życzenia. - Nawiązała do ich podgwiezdnej rozmowy sprzed dwóch dni, rzucając dla dodatkowego smaku kolejną dwuznacznością, bo powiedzmy sobie szczerze: nie umiała się powstrzymać; i w taki oto sposób powiedziała swoje tak.
Pewnie byłoby łatwiej po prostu użyć słowa "tak".
Po tej całej rozkoszności a smakowitości flirtu musiała ugasić nieco pragnienie - wszystko jedno czego pragnienie - upiła więc parę łyków kawy i zabrała się do pracy. Plan się rozwijał. Podpunkty zyskiwały notatki, notatki zaczynały przypominać akapity, i kiedy skrzat pojawił się z informacją o kolacji referat zaczynał nabierać kształtu cóż... Referatu.
Spojrzała na skrzata z pewną dozą zdziwienia. Już? Tak szybko?
- Zjem tutaj, jeśli to nie problem, monsieur - odparła z wdzięcznym uśmiechem nim przeniosła wzrok na towarzysza. - Oczywiście nie spodziewam się, że zostaniesz w kuchni na posiłek. Z pewnością masz przyjaciół i przyjaciółki czekających w Wielkiej sali - oznajmiła z przyjemnym uśmiechem, równie wdzięcznie a słodko.
Czy próbowała zarzucić sondę i wybadać istnienie potencjalnej dziewczyny? Oczywista. Nie zamierzała jednak aktualnie zapytać wprost. Życie byłoby zdecydowanie za łatwe i za nudne gdyby się pytało wprost, duh. Poza tym, przy stwierdzeniu tak szerokim, mogła dowiedzieć się dużo więcej. Już nie wspominając o tym, że wypadała na pełną gracji i skromną w swojej wiedzy, że jest nowiutką w jego życiu osobą.
Zaczęła oczyszczać swoje stanowisko pracy zanim skrzat przyniósł jedzenie - bo to nie był pierwszy jej raz w kuchni, nawet jeśli mogło tak to zabrzmieć, gdy mówiła do szkolnej pomocy - i bardzo widoczne było w tym oczyszczaniu, że posiłek to jedynie przerwa w pracy. Książki nie wróciły do torby, papiery schowały się jedynie pod okładkę jednego z podręczników by się nie pobrudziły. Wsunęła ołówek pod koronę z warkocza tuż nad uchem.
Uśmiechała się czasem do Noah jeśli złapała akurat jego spojrzenie.
W sumie rzeczy spodziewała się, że sprzątnie swoje rzeczy i sobie pójdzie. Wolałaby żeby tego nie zrobił. Ale nie była typem człowieka o wielkim zasobie nadziei.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VII |
19 |
średni |
Hetero |
Pióra: 56
Coś błysnęło w jego spojrzeniu przez ułamek sekundy, a mięśnie twarzy drgnęły na tyle, że usta rozciągnęły się w szelmowskim uśmiechu tylko na mgnienie oka. Oczywiście, że również potrafił na poczekaniu wyliczyć kilka ciekawszych sposobów na zarywanie nocy i oczywiście, że w duchu ich bardzo dwuznacznych konwersacji, jego umysł skręcił na chwilę w typowo męskim kierunku. Szybko odzyskał rezon, może nawet Oriane nie zauważyła tej chwilowej zmiany.
- Bez wątpienia jest takich rzeczy bardzo wiele. I gdyby nie nasze plany na dzisiaj, również moglibyśmy wymienić się tymi wizjami. - Czy to była sugestia, czy zaproszenie, może obietnica, a może rzucenie zanęty, niezależnie od tego jak Oriane to odbierze, Noah z pewnością nie będzie narzekał.
- Spełnianie życzeń, czy też nie, pozwól mi skonsultować mój grafik i z pewnością dam ci znać która niedziela będzie dla mnie najodpowiedniejsza. Zakładając, że nie wpadniemy na siebie całkiem przypadkiem w wolnej chwili i bardzo spontanicznie nie rozpoczniemy niezobowiązującej rozmowy, która urośnie do rozmiarów długiej, stymulującej konwersacji. - Mógłby wybrać którąś niedziele w ciemno, ale dużo bezpieczniej było sprawdzić kalendarz księżycowy i dostosować się do niego, bo nie chciałby być pod wpływem wilczych instynktów, lub umierający na ból głowy po pełni.
Pozwolił sobie dać pochłonąć się nauce, z chwilowymi drobnymi spojrzeniami na koleżankę i popijanie herbaty i zupełnie stracił poczucie czasu. Tak naprawdę nos podpowiedział mu, że w kuchni zaczynają się chyba przygotowywania do kolacji, ale nie skupił się na tym wystarczająco, żeby świadomie móc wskazać która jest godzina.
Pojawienie się skrzata przyjął z zaskoczeniem, że nadeszła już pora posiłku. Nie zakładał jedzenia w kuchni, ale właściwie nie zakładał również, że Oriane będzie chciała tu jeść. Spojrzał na nią tak, jakby chciał zadać jakieś pytanie, ale odpowiedź nadeszła sama wraz z bardzo uprzejmym poinformowaniem skrzata, że zje tutaj. Przesunął wzrokiem po swoich rozłożonych podręcznikach i już zaczął je przesuwać, żeby i dla siebie wygospodarować miejsce na talerz, kiedy to do niego skierowane zostały kolejne słowa. Podniósł znowu spojrzenie na Ori i uśmiechnął się do niej łagodnie.
- Nie bardzo mam dzisiaj ochotę na socjalizowanie się z tłumami, więc jeśli nie przeszkadza ci moje towarzystwo przy posiłku, z chęcią również zjem tutaj. - Może i między jego słowami nie dało rady wyczytać tej informacji, na jaką polowała panna Boleyn, ale z pewnością jasnym było, że wolał jej towarzystwo niż spęd całej szkolnej gawiedzi i towarzyszący temu harmider.
Jeśli nie został wygoniony na rzecz samotnej kolacji, to poskłądał podręczniki na kilka bezpiecznych kupek i odsunął bezpiecznie na bok, żeby nie przeszkadzały żadnemu z nich. Dopił również herbatę i miał zamiar odnieść naczynia tam, gdzie skrzaty chciałyby żeby je odniósł, ale zanim w ogóle zdążył wstać, zostały mu zabrane z rąk przez przechodzącą energiczną skrzatkę niosącą w drugiej rączce kilka talerzy, a na głowie tacę z kilkoma szklankami. Imponujące. Usiadł więc znowu w wygodnej pozycji i z lekkim uśmiechem spojrzał na Oriane.
- Często tu jadasz? Skrzaty w ogóle nie wydają się być zaskoczone twoją obecnością i decyzją o zjedzeniu kolacji w kuchni. - Nie wpadłby na to, ze ktoś może faktycznie przychodzić właśnie tu na posiłki.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 121
- Mais oui - skinęła głową na słowa Noah o skonsultowaniu grafiku. Bardzo odpowiedzialna decyzja, wedle jej opinii. Zaśmiała się krótko na wspominkę o ich powoli klarującej się dziwnej tendencji do znajdowania się w najdziwniejszych z miejsc: ogród, szkolny dach - i zagłębiania w rozmowie. - Będę oczekiwać informacji z niecierpliwością żywiąc jednocześnie szczerą nadzieję, że data pozostanie aktualna pomimo potencjalnych spotkań z przypadku.
Referat, referat, zapachy gotującej się kolacji, referat, referat, referat, więcej zapachów.
Ogólnie rzecz biorąc był to przyjemny wieczór, nie można było narzekać.
Och!
Zamierzał zostać. Zamierzał zostać?
Jak miło! Szczerze miłe zaskoczenie!
Nawet jeśli nie dowiedziała się nic - poza potencjalnym drugim znaczeniem słów mówiącym coś w stylu: "Jesteś coś na tyle interesująca, że chętnie tu zostanę." - to, niczym piękne lustro, odbiła jego uśmiech.
- Bah! Oczywiście, że nie mam nic przeciwko, mon ami - potwierdziła słownie, na wypadek gdyby uśmiech nie wystarczał.
Przysłoniła koniuszkami palców usta rozbawiona widokiem przeładowanej skrzatki zabierającej koledze naczynia choć wedle wszelkich praw logiki powinna była już dawno nie być w stanie nieść ani trzymać nawet ziarnka kurzu więcej. Już dawno przekonała się jak bardzo kompetentna była Hogwarcka pomoc domowa. Można wręcz było powiedzieć, że jeśli chodziło o ich umiejętności nic nie mogło jej już zaskoczyć.
- Owszem. Ruch w tle pomaga mi się skupić lepiej niż kompletna cisza biblioteki i kiedy raz się nieco zasiedziałam, jak my dzisiaj, skrzaty zaproponowały żebym zjadła. Zostałam zapytana o moje preferencje i, z ręką na sercu, - położyła dłoń na mostku dla podkreślenia tychże słów - podany mi posiłek nie tylko od razu był skomponowany z wieczorowych wyborów, był też całkowicie perfekcyjny.
Uśmiechnęła się widząc jednego ze skrzatów próbującego ukryć pełen dumy wyraz twarzy.
Nie zamierzała powiedzieć, że samotność posiłku pozwalała nieco opuścić gardę - coś czego nawet by nie rozważała w zatłoczonej Wielkiej Sali - co z kolei pozwalało rozkoszować się smakami zamiast przykładać całość uwagi korzystaniu z właściwych sztućców, elegancji, poprawnej postawie, grzecznym szczerze wyglądającym uśmiechom, już nawet nie wspominając o braku konieczności znoszenia hałasu setek głosów prowadzących setki płytkich konwersacji.
Zamierzała jednak powiedzieć coś innego.
- Muszę też dodać, że ciepełko kuchni jest dużo przyjemniejsze niż przeciągi w Wielkiej Sali albo chłodna wilgoć ślizgońskich dormitoriów. Same pozytywy, non?
Opuściła dłoń, uśmiechnięta. Oczekiwała paru dań. Bywała wokół kuchni na tyle często - i była dużo powyżej wystarczająco grzeczna a pełna szacunku wobec pracowników - by być ugaszczaną hors d'œuvre w postaci jakiejś zupy, potem czymś nieco bardziej sycącym: typowym drugim daniem, i ofertą deseru przyjmowaną bądź nie w zależności od chęci na słodycze.
Okazuje się, że spokojna a niewymagająca osóbka siedząca w kącie kuchni nie jest wielkim obciążeniem, jeśli chodziło o ilość pracy. Zwłaszcza kiedy jedynym jej wymaganiem jeżeli chodziło o jedzenie było: "Coś lżejszego niż typowa angielska kuchnia.".
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
|