Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Schody z obrazami Ot klatka schodowa ze ścianami wyłożonymi całą masą obrazów. Część jest ruchoma, część nie. Niektóre przedstawiają tylko krajobrazy, niektóre to rozgadane bardziej lub mniej portrety czarodziejów sprzed dziesiątek czy setek lat. Schody są tu wyłożone szarą wykładziną, dzięki czemu nawet jeśli przypadkiem się potkniesz i przewrócisz, upadek jest nieco mniej bolesny niż normalnie. Ale postaraj się może nie upadać.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
2 września; 11:00
Pierwszy dzień szkoły był zdecydowanie najgorszy. Wszyscy się znają, a ona była jedna nie znająca nikogo poza Kieranem. Nie chciała się jednak do niego lepić i zamęczać skoro chciałby pewnie zobaczyć się z przyjaciółmi, nadrobić ostatnie tygodnie rozłąki, a ona byłaby niezręczna, stojąc jak kołek albo jakaś durna thophy wife. Zresztą, tak dodatkowo, miał teraz kolejne zajęcia, na które ona sama nie uczęszczała, zatem musiała znaleźć kolejną salę sama. Wcześniej jakoś szła za tłumem, ale teraz tłum się rozpierzchł, a ona została z mapką, która raczej bardziej ją gubiła niż naprowadzała na odpowiednią drogę na zajęcia.
Z pomocą przyszedł jej, jak już zdążyła zwrócić uwagę po samej odznace (a nawet bardziej po prostu po oznajmieniu nauczyciela, że takowym jest), prefekt z jej Domu i klasy, Philip. Odznaka była oficjalnie jej jedynym punktem zaczepienia żeby odróżnić go od jego bliźniaka, bo są doćka w doćkę tacy sami jej zdaniem. Ale nie znała ich, nie widziała jeszcze subtelnych różnic w ruchach, zachowaniu czy chociażby spojrzeniu nawet. I miło ją zaskoczyło gdy chłopak podszedł by zaproponować swoją pomoc w odnalezieniu się w tej szkole. Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
- O tak, bardzo bym była wdzięczna, dzięki. Dostałam co prawda mapki, ale chyba bardziej komplikują sprawę niż faktycznie pomagają, mam takie wrażenie.
Mówiła to z przyjaznym rozbawieniem, krótko unosząc trzymane pergaminy zanim chowała je do torby. Poddała się na nich, może była tępa, a może te mapy zjebane, ale tak czy siak się nie dogadają, to było pewne.
- Szczególnie, że wcześniej szłam za tłumem, a teraz mam okienko i mogę tylko się modlić, że trafię na miejsce w tą godzinę z hakiem. - Dodała zaraz.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Philip miał ochotę być prefektem sporadycznie... Na przykład spacerując po nocy pod pretekstem patrolów, strasząc kogoś szlabanem, czy odjęciem punktów, czy pozwalając sobie na trochę więcej z przeświadczeniem, że konsekwencje go ominą. Nie był najgorszą osobą, ale zdecydowanie nie należał do najlepszych kandydatów na to stanowisko. Niemniej nie miał zamiaru wyprowadzać nikogo z błędu. Posiadanie odznaki było wygodne.
Niewygodny z kolei był obowiązek oprowadzenia nowej uczennicy po szkole... Cóż, przynajmniej nie była to gówniara, którą musiałby znosić, ale i tak podejrzewał, że towarzystwo kogoś nowego jest jedną wielką ruletką. Już przysiągł sobie w duchu, że jeśli tylko zdecyduje się ona nawijać w kółko o celebrytach, czy innych plotkach z kolorowych gazet, zgubi ją przy którymś z podstępnych zakrętów lub z tajnych przejść, aby potem wcisnąć jej kit, że przecież sama gdzieś polazła i nie mógł jej znaleźć. Oczywiście zdawał sobie sprawę, że nie każda dziewczyna jest taka, ale ryzyko było realne.
Właściwie gdy podszedł zaproponować jej pomoc, co było w gruncie rzeczy bardziej wykonywaniem polecenia nauczyciela, niż jego własną dobrą wolą, liczył że dziewczyna uniesie się honorem i odmówi.
Nie odmówiła. Co gorsza, zdawała się być zadowolona z propozycji. A on był na tyle miły, by powstrzymać przewrócenie oczami. No dobrze, więc z nią utknął. Oby chociaż była ciekawą osobą.
Podążył za to wzrokiem za mapkami, które zaraz zaczęła upychać w torbie i przekrzywił lekko głowę.
- I tak będziesz się gubić przez pierwszy miesiąc. Mniej więcej.
Nie był w swojej wypowiedzi ani trochę złośliwy - wyjątkowo nie był to jego cel i mówiąc obiektywnie, brzmiał neutralnie, sucho stwierdzając ten fakt. Zamek był ogromny - na tyle duży, by oprowadzanie kogokolwiek było jednym wielkim absurdem, dziękuję, profesorze... Był na tyle ogromny, że zaskakiwał czasem nawet osoby na ostatnim roku. Ci co prawda potrafili poruszać się po nim na co dzień, ale przecież co jakiś czas ktoś wpadł na jakieś tajne przejście, skrytkę, pułapkę, czy inne mniej lub bardziej przyjemne niespodzianki.
- A chodzenie za tłumem też nie zawsze działa. Nie wtedy, kiedy noga zaklinuje się w jakimś fałszywym stopniu, albo schody uznają, że genialnym pomysłem byłoby przesunięcie się w ostatniej chwili tak, żeby doprowadzić cię na inny korytarz - dopowiedział wzruszając ramieniem.
Cóż, jego to już tak nie ruszało. Zresztą, pewnie każda szkoła była podobna. A przynajmniej zakładał, że miejsce, z którego pochodzi miało podobną szkołę.
- To co masz potem? - zagadnął, by ocenić na ile ich plany pokrywają się ze sobą, ale i zgrabnie zaznaczyć zaraz, że nie ma dla niej wcale całego dnia.
Następnie zmierzył ją krótko wzrokiem uznając, że to odpowiedni moment na zadanie pytania, które jeszcze w jakimś stopniu go interesowało. To już coś.
- I skąd jesteś?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Spojrzała na niego uważnie, trochę sprawdzając czy żartował, czy może faktycznie tak miało być. Zdawało się jednak, że naprawdę miał to na myśli. Nie była typem dodającym do słów swoje nadinterpretacje na szczęście, więc nie odebrała jego słów krzywdząco, zresztą dlaczego niby miałby być złośliwy? Nic złego mu nie zrobiła. Westchnęła tylko cicho.
- W sumie jak na tak wielki zamek miesiąc to chyba i tak nie jakoś bardzo tragicznie. - Skomentowała, prostując się. Dopiero na dalsze słowa popatrzyła na niego ze zdziwieniem. Że co? W swojej rodzimej szkole absolutnie nigdy nie było czegoś takiego! Schody ruchome jeszcze okej, chociaz to trochę dziwne, bo jak dotrzeć do konkretnego miejsca? Ale fałszywe schodki...
- Ee... To jak rozpoznajesz takie schodki? I czemu ich nie naprawią? - Zapytała szczerze nie rozumiejąc. Nawet aż zwróciła większą uwagę na stopnie, po jakich sama stąpała. Może wszystkie są podejrzane? Teraz będą na pewno. Kolejne pytanie ją w sumie zagięło nieco, bo przecież nie znała planu. Grzebnęła w torbie, plan miała na szczęście na wierzchu, i spojrzała na listę, milcząc kilka sekund.
- Obronę przed czarną magią. Na drugim piętrze, to chyba gdzieś niedaleko. Ale to dopiero za godzinę, teraz mam okienko. Ty pewnie też? - Skoro tu był...
Pytanie o pochodzenie było ogólne, ale już przywykła, że jako nowość w szkole, wielu pytało skąd ją przywiało. W sumie się nie dziwiła, jak znali się od lat, nowa koleżanka to nie lada wydarzenie pewnie, a przynajmniej na pewno niespodziewane.
- Ze Stanów. Chodziłam wcześniej do Ilvermony. Bardzo mi się tam podobało. Dziwnie teraz nagle mieć inny Dom, tak zupełnie.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Nie żartował. A samo gubienie się po zamku i odkrywanie jego tajemnic było super, kiedy miał te jedenaście lat - w końcu biegał po całej szkole naprawdę podekscytowany... Teraz z kolei był dumny, że nie tylko potrafi swobodnie się po niej poruszać, ale zna też całe mnóstwo ukrytych miejsc, o których z pewnością nie każdy ma pojęcie. Co nie znaczy, że tymi chciał podzielić się z Gemmą. W końcu wyjątkowość tych miejsc polegała przede wszystkim na odosobnieniu.
- Znaczy, że na lekcje, czy z powrotem do dormitorium - sprostował zaraz, żeby przypadkiem dziewczyna nie narobiła sobie nadziei. W miesiąc nie pozna całego zamku, ale da radę podążać za własnym planem zajęć.
Uśmiechnął się lekko na jej pytanie.
- Nie naprawią ich, bo nie są zepsute - wyjaśnił spokojnie takim tonem, jakby nie było w tym nic dziwnego.
Cóż, dla niego i pozostałych uczniów z odpowiednim stażem faktycznie była to przecież granica normy.
- I to bardziej metoda prób i błędów - choć powiedział szczerze, przeskoczył zaraz jeden ze schodków w drodze na dół, a zaraz potem zszedł dwa kolejne schodki po skosie, zupełnie jakby ułożenie jego stóp miało jakiekolwiek znaczenie.
Oczywiście nie miało. Te schody były absolutnie bezpieczne - a przynajmniej Philip nie zauważył, by działo się przy nich cokolwiek niepokojącego w ostatnich pięciu latach nauki. Niemniej podkarmienie paranoi nowej koleżanki zdawało się na ten moment ciekawym elementem nudnego oprowadzania.
- Może się okazać, że w poniedziałki jest w porządku, w środy utknie ci noga, a w piątek ominiesz to miejsce, ale trafisz na zapadnię. A jak wrócisz dwa dni później i ostrzeżesz kogoś przed pułapką, wyjdziesz na idiotę, bo niektóre rzeczy powtarzają się tylko w dane dni tygodnia, albo godziny.
Nawet młodszemu rodzeństwu tego nie mówił. To była spora podpowiedź, a Sherlocka oraz Hattie chciał tylko straszyć niebezpieczeństwami tego zamku. Gemma jednak miała dwa w jednym - tylko i wyłącznie dlatego, że była pięć lat poznawania szkoły w plecy.
Zaraz pokiwał głową, jednak nie pociągnął tematu lekcji. Za to już wiedział, że jeśli tylko nowa Ślizgonka nie okaże się nudziarzem, będą mieli chwilę na rozmowę o lekcjach w drodze na nie za godzinę.
- To czemu Hogwart?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
A mógłby się podzielić! Nie to żeby zapamiętała jakby ot jej wyrecytował, ale zawsze doceniała podobne podpowiedzi, albo nawet sam fakt, że chce się komuś jakkolwiek postarać. O ile chciał, ale to inna kwestia.
- A. To może nie będę się tułać za dużo póki co sama, bo zaginę na tydzień czy coś. - Posłała mu rozbawione spojrzenie, chociaż to był może słaby żart i miała tego pełną świadomość. Whatever though!
Uniosła brwi na stwierdzenie, że schody, które się zapadają albo robią dziwne rzeczy, nie są zepsute. Co, celowo chcą żeby ktoś sobie krzywdę zrobił? Chyba że nie są aż tak krzywdzące, ale brzmi jakby były. Chociaż fakt, nie spadnie się ze schodów jak noga jest utknięta, chyba że ktoś ma sztuczną odpinaną i mu się odepnie. Ha...
Popatrzyła jak Philip przeskakuje schodek i dziwnie omija kolejne. Sama przeszła jak debil środkiem, ale trochęprzeskakując na paluszkach w odruchu, jakby spodziewała się, że coś ją zaraz za kostki zacznie łapać. Obejrzała się w konsternacji za siebie, po czym spojrzała na Philipa z podejrzliwym rozbawieniem.
- Wrabiasz mnie. - Stwierdziła luźno i może nie wiedziała na pewno czy sobie teraz z niej żartuje, ale ot tak podejrzewała i przy tej wersji została. Nie była naiwną debilką! Może zaraz zapłaci za to utratą nogi, ale... Mimo wszystko zerkała uważniej na schody po drodze, tak w razie W.
Pokiwała głową, trochę lepiej rozumiejąc w sumie co miał na myśli. Takie prankowe schody, i nie mające szczególnej reguły. Najwyraźniej, JEŚLI Philip się nie zgrywał, dzisiaj jest dzień i czas na to, by te schodki za nimi były wredne. Nie stało jej się nic więc nie wiedziała czy ufać czy nie, ale nie będzie wracać i podstawiać głowę pod kosę.
- Okej, to nadal brzmi chujowo, ale nawet o dziwo ma jakiś sens. Pokrętny, ale ma. - Powiedziała, skinąwszy głową. Miała nadzieję, że nauczy się ogarniać niedługo podobne zjawiska, nie na własnej skórze najlepiej.
- Sprowadziłam się tu do rodziny i żeby poznać mojego przyszłego męża, a to po prostu to jedyna szkoła z tego regionu. - Wzruszyła ramionami lekko. - Nie miałam więc wyboru, ale póki co nie jestem zawiedziona. Znaczy, to dopiero połowa drugiego dnia więc może jeszcze zdążę spisać petycję o powrót do domu, ale póki co jest okej.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
- Chyba nikt nie zaginął tu na dłużej niż dzień, czy dwa, góra trzy... - rzucił spokojnym tonem.
Cóż, niewiarygodnie trudno byłoby ocenić, które słowa Philipa były blefem, a co mówił na poważnie. To akurat była prawda. Jak opowiadał o tym młodszemu rodzeństwu, podkręcił to nieco - wspominał im o miesiącu tułania się jakiegoś nieudacznika po ciemnych, odległych korytarzach. Gemma jednak nie wyglądała na osobę, która by to kupiła. Philip jedynie nie pomyślał, że faktów również może nie kupić.
Uśmiechnął się lekko, gdy uznała na głos, że ją wrabiał. Tylko trochę... Wzruszył więc ramionami.
- Zależy z czym, póki co wszystko co mówię, to prawda.
Póki co... A to nawet lepszy zabieg, niż jakby miał nie przyznawać się do tego, że będzie jej ściemniał. Teraz po każdym najmniejszym zdaniu będzie zastanawiała się, czy faktycznie tak jest. W swojej pomocy starał się być jak najbardziej niepomocny.
- To nie ma najmniejszego sensu, na tym polega cały urok.
Jednak zaraz to on poczuł się wrabiany przez dziewczynę. Przeniosła się do Hogwartu, bo miała poznać przyszłego męża? To znaczy, narzeczonego? W wieku szesnastu lat?
- Aha... A tak na serio? - wrabianie innych było zabawne, ale jak teraz to on poczuł, że coś jest nie tak, brzmiał wręcz na zniecierpliwionego. - Sprowadziłaś się do rodziny, to uwierzę, tylko po co?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Pokiwała głową, w sumie faktycznie będąc nieco podejrzliwą. Znaczy, fakt, to naprawdę ogromny zamek i wierzyła, że można się zgubić na kilka godzin, ale ostatecznie chyba znalazłby się ktokolwiek żeby wskazać drogę? Nie da się chyba zagubić na kilka dni i nikogo nie spotkać? Chociaż patrząc na umiejscowienie dormitorium Ślizgonów, faktycznie starczy skręcić nie w tę stronę czy nie ten zakręt i sądziła, że lochy nabierały nowego oblicza.
Póki co... No ładnie, czyli będzie teraz ją wrabiał? Faktycznie zaczęła być bardziej czujna. Chociaż w sumie do tej pory, MIMO WSZYSTKO, zdawał się raczej godny zaufania i jakoś tak... Póki co nie sądziła by miał interes jej gadać głupoty. Ale też nie znała go więc nie przywiązywała się do tej myśli.
Uniosła brwi na jego zdziwienie, po czym zaśmiała się krótko. Yep, zdawała sobie sprawę jak absurdalnie mogło to brzmieć, ale jednocześnie takie były realia, te jej w każdym razie.
- Mówię poważnie. Rodziny czystokrwiste nadal to robią, większość z nich, choć odchodzi się od tego powoli. Ale w moim przypadku akurat tradycja jest nadal ta sama.
Wzruszyła ramionami lekko. Naprawdę nie bulwersowała się ani nie miała pretensji o taki bieg wydarzeń, od małego była na to przygotowana i choć wolałaby zostać w domu, w bezpieczeństwie, poznawać się ze swoim przyszłym mężem na jakimś bardziej znajomym gruncie, bez tej presji, jaką teraz miała, to mimo to po prostu... Przyjęła to. Tak było, trudno. I rodzina na niej polegała, jej ukochane siostry, to było najważniejsze.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Mówiła poważnie... Że co, że przyjechała wyjść za mąż? Była w jego wieku! On w życiu nawet jeszcze nie myślał o niczym podobnym, przecież to jakiś absurd. Ale po co miałaby go z tym wrabiać? Pozostawało mu uwierzyć, ale skrzywił się przy tym, jak dziecko, które jest świadkiem pocałunku.
- Znaczy, ten twój niby też chodzi do Hogwartu, czy...
Jeśli tak, to czemu on jej nie oprowadzał?! Po co zawracali mu głowę? Choć jedno wyjaśnienie wpadło mu do głowy dosyć szybko.
- No nie mów, że jest jeszcze dziesięć, czy dwadzieścia lat starszy? Tak też jeszcze robicie?
Niby powiedział to ironicznie, ale głupio byłoby, gdyby faktycznie okazało się, że odpowiedź brzmi "tak"... Wtedy naprawdę byłby to sygnał do ulotnienia się za pierwszym rogiem.
A jednak, jak tylko przeszli na kolejny korytarz, objaśnił jej po krótce, co się na nim znajduje oraz jak dotrzeć stamtąd do dormitorium najkrótszą trasą. Może mówił przy tym nieco za szybko i zbyt pogmatwanie, ale nie robił zwykle za przewodnika! Zawsze mogła zadawać pytania, mimo że dla niego cała te wycieczka nie była ani trochę ciekawa. Musiał tylko przyznać, że Gemma, jako osoba nie była taka zła.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Już miała odpowiedzieć na jego pytanie, kiedy zadał kolejne, zupełnie faktycznie durne. Parsknęła śmiechem, zakrywając przy tym usta dłonią. Cóż, może i tradycja wydawała się absurdalna, ale nie była aż tak! Znaczy, fakt, że może nie miała większego wyboru w tej kwestii, ale na pewno nie szło to tak daleko żeby ją wydawać za starego dziada, w ogóle nie sądziła by ktokolwiek to robił. To już byłoby chore.
- Nie, luz, jest starszy rok, na siódmym roku teraz jest. Na tych zajęciach co prawda go nie było, niewiele nam się pokrywa.
Popatrzyła na niego z zainteresowaniem, w sumie nie chcąc też tylko o sobie mówić, jego też chciała poznać skoro mieli ku temu okazję! Nie była tylko najlepsza w zadawanie strategicznych pytań, albo takich nie brzmiących niezręcznie, jak czy kogoś ma albo jakie ma ulubione zajęcia szkolne. To durne.
- Ale poza tym jesteśmy całkiem normalną rodziną, przysięgam. - Dodała luźno. - Słyszałam w ogóle, że główną tradycją tu, w szkole, jest gra w quidditcha. Na jakich zasadach to się odbywa? I kiedy?
Lubiła chodzić na mecze quidditchowe, bardzo lubiła tą atmosferę kibicowania i ekscytowania się zmiennymi wciąż wynikami. W poprzedniej szkole też mieli takie mecze i trochę miała nadzieję znaleźć w tym element czegoś znanego i może nawet bezpieczeństwa, że nie całkiem wszystko jest tu obce i inne.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Czyli jednak nie byli aż tak pieprznięci... Wciąż musieli mieć nie po kolei w głowach - łącznie z Gemmą, która przecież się na to godziła - ale mogło być gorzej. A jednak Philip i tak popatrzył na nią oceniająco. Nie dlatego, że nie potrafił ukrywać swoich odczuć i nie przelewać je na mimikę. Właściwie zwykle był w tym dosyć dobry. Tylko tutaj jakoś nie czuł takiej potrzeby.
- Czyli że niby najpierw dostałaś narzeczonego, a potem dopiero go poznałaś... Bo to tradycja?
Pytał ostatni raz! Tylko żeby się upewnić, czy to na pewno aż tak idiotyczne.
- Bo przy tym, to moja rodzina wydaje się normalna, ale nie, nie jest - dodał kręcąc głową.
Może nieco zbyt surowo oceniał przy tym własną rodziną. Każda miała swoje dziwactwa. Ale mógł tak mówić. Co innego, gdyby przyczepił się do kogokolwiek z jego rodziny ktoś inny. Wiedząc jaką mendą potrafił być Philip? Oj, byłaby to kiepska decyzja...
Zmarszczył brwi na jej głupie pytanie. Jak to na jakich zasadach grają w Quidditcha? To chyba akurat wszędzie działało tak samo.
- Jasne, główną - odparł bez przekonania, prowadząc ją dalej i czysto z nudów zaczął omijać losowe płytki, przeskakując po jednej, czy po dwie co jakiś czas. A niech się zastanawia, czy z nimi też jest coś nie tak. - A co, chcesz startować do drużyny? W tym miesiącu jakoś będą nabory, a potem mamy mecze między domami. Wiesz, oddzielny puchar domów, oddzielny za Quidditcha. Wy mieliście inaczej?
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Pokiwała głową absolutnie niewzruszona tym, że najwyraźniej była widziana teraz dość... Nieprzychylnie. W zasadzie trochę się tego spodziewała, bo nie było to typowe, to była tradycja wśród czystokrwistych tylko i wyłącznie. Oni też wychowywali się z taką wizją przyszłości, jak i w wartościach wyznawanych przez podobne rodziny. Nikt "spoza" tego po prostu nie mógł zrozumieć. Nie uważała absolutnie by byli gorsi jakkolwiek, po prostu znali inne realia i czasem nie dało się w pełni ogarnąć tego, z czym nie miało się nigdy do czynienia. I trzeba też powiedzieć, że obecnie Gemma cholernie zazdrościła wszystkim nieczystym rodzinom, doprawdy.
- Powiedzmy. Bardziej jak... Oferta ekonomiczna, wśród rodzin czystokrwistych. Małżeństwo ma złączyć dwa rody i pomóc w relacjach, współpracy, zależy co rodziny ustalą między sobą. Większość małżeństw czystokrwistych zawierana jest w ten sposób.
Wzruszyła ramionami, jak gdyby zupełnie nie robiło to na niej wrażenia. W rzeczywistości na pewno chciałaby żeby to wyglądało inaczej, a przede wszystkim żeby chociaż mogła skończyć szkołę u siebie, albo w ogóle zostać w domu, a nie tu. Nie robiła jednak z tego dramatu życia, nie miała nawet na to czasu i przestrzeni. Uniosła brwi na jego komentarz.
- Znaczy, nie zrozum mnie źle, moja rodzina jest normalna w pełni. To taki żart, ale generalnie nie jesteśmy wcale inni od jakiejkolwiek czystokrwistej rodziny. - Powiedziała w sumie bez urazy, ale jasno stawiając granicę. Absolutnie nie uważała swoich bliskich za skrzywionych czy cokolwiek, jednak dopiero po fakcie zorientowała się, że mogła niechcący sama rzucić słabe światło na swoją rodzinę, ot głupim żarcikiem.
Patrzyła jak skacze po różnych płytkach, jednak tym razem nie podążała za jego przykładem, raczej przyglądała się z pewnego rodzaju zainteresowaniem czy coś się stanie jeśli pomyli płytki, o ile miało to jakiekolwiek znaczenie. Ona nawet nie wiedziałaby jakie omijać więc nie zamierzała się wygłupiać losowością wyborów.
- A, nie, nie byłabym dobrym graczem. Ale lubię oglądać. - No może nie była jakąś wielką fanką, bardziej chodziło o sam fakt wspólnego kibicowania i entuzjowania się meczem, potem świętowania ze znajomymi albo pocieszania się, w każdym razie tak czy siak impreza po meczu. A to świetny czas żeby zbliżyć się z tutejszymi!
- W zasadzie to dość podobnie. - Powiedziała, skinąwszy krótko głową. - Cała szkoła oglądała każdy mecz, a potem niezależnie od wyniku szliśmy do dormitoriów świętować. Albo gdzieś, gdzie mogliśmy się pomieszać, bo słabo zamykać się tylko na swój Dom, moim zdaniem przynajmniej.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Oferta ekonomiczna. Czyli jednak nie zdawała sobie sprawy z tego, że brzmi to coraz gorzej? Już nie wspominając o tym, że coś ogólnie nie grało mu w takiej nazwie, sądził, że Gemma chociaż przytaknie, przyznając, że to chore, jednak zdawała się bronić tej swojej tradycji.
Powstrzymał się od pytania, jak to jest być ofertą. To absolutnie najmilsze, na co było go w tej chwili stać.
- Skoro tobie to pasuje - odparł wreszcie, licząc że to zamknie temat. W przeciwnym wypadku naprawdę nie byłby w stanie powstrzymać się od złośliwości. A naprawdę nie skończyłoby się na stwierdzeniu, że przy jej rodzie, jego rodzina wypadała na normalną... To mógłby być jedynie przedsmak tego, co nadchodziło, jeśli Gemma okazałaby się uparcie brnąć.
Jednak w kolejnym temacie również nie do końca zdawali się dogadywać. Świętowali niezależnie od wyniku i to jeszcze z innymi domami? To znaczy, przegrani również świętowali, bo głupio zamykać się na inne domy? Świętowało się nieswoje zwycięstwo? Wtedy chyba cała rywalizacja traci sens, wszystkie starania, wszystko... Może po prostu przedstawiła to w dziwny sposób, jednak Philip był ostatecznie coraz bardziej na "nie" do jej osoby.
Zawahał się... Czy miał przemilczeć i to?
Nie, nie będzie się aż tak powstrzymywał z głupotami.
- To chyba zabiera cały sens rywalizacji, co?
Kilka kroków później wskazał jej krótkim machnięciem ręki jeden z większych portretów.
- A tam masz skrót na czwarte piętro - rzucił obojętnym tonem.
Właściwie wahał się, czy wskazywać jej takie lokacje, ale przecież każdy w jej wieku znał tego typu skróty... Może bywał złośliwy, ale niech ma chociaż tyle.
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 lat |
zamożny |
Bi |
Pióra: 102
Raczej nie tyle nie zdawała sobie sprawy, co miała pełną świadomość, że jakkolwiek by nie przekazała co chciała przekazać, i tak brzmi to źle i nie będzie to zrozumiane przez tych, co nie pochodzą z czystokrwistych rodzin. Jedynie bardziej jej zależało żeby rozmówca w pełni zrozumiał jej punkt widzenia, a przynajmniej ten oficjalny, niż się z nim zgodził. Nie podejrzewała by miała go przekonać do tego, że to jest słuszne.
Dlatego też nie odpowiedziała już na jego komentarz. Nie widziała sensu w dyskusji na ten temat, bo choć dla niej nie było to tajemnicą, tematem tabu czy cokolwiek, Philip zdawał się zwyczajnie nieco zniesmaczony, czy może po prostu w dyskomforcie wobec tego. Wzruszyła ramieniem w geście zbycia tematu i nie zaprzeczenia jego słowom, czując się przy tym najbardziej w szczerości ze sobą, podczas gdy niekoniecznie umiałaby powiedzieć jednoznacznie czy jej to "pasuje" czy nie. Było wiele składowych w kontekście tych konkretnie zaręczyn i miała powody bardzo chcieć żeby to wyszło. Niekoniecznie ze względu na siebie samą.
- Zależy. Znaczy, oczywiście każdy się stara, bo każdy chce wygrać i najbardziej świętują wygrani, ale chyba jeśli jest okazja do rozerwania się nieco, to zawsze jest milsze niż dramatyczne zamykanie się po pokojach czy obrażanie się, że się przegrało. Ktoś przegrać musi, jest to jakiś zawód, ale nie dość żeby sobie rwać włosy z głowy.
Wzruszyła znowu lekko ramieniem. Nie była może jakaś dziko imprezowa, ale fakt, że jak wino pojawiało się w menu, wraz z dobrym towarzystwem i miłą atmosferą, to nie odmawiała. Każdemu czasem należy się relaks! Z reguły ci, co jej nie znali, mogli uznawać ją za dość sztywną czy nudną, ale zyskiwała przy bliższym poznaniu. Była po prostu dość cicha i nie wyrywała się na chama w rozmowie, rozkręcała się troszkę pod wpływem, ale też nie do skrajnego stopnia. Piła też bardzo rzadko, nadal miała w końcu szesnaście lat, zatem tyle co jej rodzice pozwolili ugrać, odrobina wina do kolacji. W zasadzie raz jeden jedynie troszkę podpiła się ze znajomymi, będąc w szkole, bo jakimś sposobem w ogóle alkohol pozyskali. I tak oto raczej renomę miała tej wycofanej, dosyć błędnie. Jedynie przy ekstrawertykach znikała, bo nie szło się przebić przez ich gadkę.
- A tu jak jest, są jakieś wojny o ten Puchar Quidditcha? Albo ten drugi?
Jeśli wszyscy tu są w jakiejś dzikiej wojnie o kielich, chyba się załamie.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
- Chyba są lepsze powody do świętowania, niż zwycięstwo przeciwnika.
Skąd ona się urwała? Nie, nie przejmował się aż tak przegranymi meczami - z pewnością nie rwał sobie włosów z głowy - ale nie oznaczało to, że po przegranym meczu chociażby z Gryffindorem, pędził bawić się z Gryfonami. To po prostu nie miało najmniejszego sensu. Zresztą, tego typu świętowanie zwykle miało miejsce za zamkniętymi drzwiami Pokoju Wspólnego.
A powody do wspólnego świętowania zawsze można było wymyślić. Chociażby na poczekaniu! Czy ktoś nie robił imprezy z okazji rozpoczęcia roku? Z pewnością ktoś wymyśli też jakąś na otwarcie sezonu Quidditcha, albo nawet na miesięcznicę rozpoczęcia roku. Cokolwiek, aby nie wygraną przeciwników. Nawet jeśli kumplował się z paroma osobami z innych domów.
- Puchar domów? - spytał z wyraźnie mniejszym zainteresowaniem dalszą rozmową.
I co właściwie miał odpowiedzieć? Wojny? Według niego nie, ale ona zdawała się mieć inne zdanie na temat rywalizacji.
- Raczej zwykła... Konkurencja - dodał wreszcie wzruszając ramionami.
Cóż, od tego momentu oprowadzanie nie trwało już długo. Co prawda nie zostawił ją za najbliższym rogiem, ani nie skręcił w najbliższe tajne przejście, ale skierował się prosto do Pokoju Wspólnego, gdzie postanowił zakończyć swój tour i życzyć jej powodzenia... To tyle.
z/t x2
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 60
3 października, sobota, 12:17
Lavi był pamiętliwy, wiedział o tym każdy, kto znał go lepiej. Potrafił zapamiętać nie tylko formułki z książek, które właśnie czytał, ale również czyny osób, które w jakiś sposób mu podpadły. A z całą pewnością Tim to zrobił swoim ostatnim zachowaniem, które utkwiło w pamięci Krukona. Kiedyś uważał, że kolega z roku jest całkiem interesujący; teraz diametralnie zmienił o nim zdanie uważając, że jest bucem i tchórzem, który naskakuje na innych bez powodu, obawia się sprzeczki, a kiedy straci wszelkie argumenty atakuje innych z zaskoczenia, nie dając im możliwości jakiejkolwiek obrony.
Tak zmienił się obraz chłopaka po ostatnim spotkaniu. Nic dziwnego, że w tym wszystkim Lavi nie miał ochoty rozmawiać z Timem, wpadać na niego w Pokoju Wspólnym czy nawet na niego patrzeć. Ograniczył swój kontakt do bezsłownego mijania go na korytarzu, ewentualnie w salonie, kiedy zdarzyło się, że pojawili się tam obaj. Był uparty, toteż można było się spodziewać, że taki stan rzeczy będzie utrzymywał się przez ładnych kilka tygodni.
Dzisiejszego dnia również pozostał w postanowieniu, nie łamiąc się ani na chwilkę i nie spoglądając w stronę drugiego Krukona nawet wtedy, kiedy ten jawnie go wołał. Nie miał mu nic do powiedzenia, plus sam nie chciał narażać się na jago kolejne bezsensowne ataki. Nie był workiem treningowym, żeby tak się na nim wyżywać.
Zamaszyście zarzucił torbę na ramię, chcąc jak najszybciej opuścić salon, w którym obecność Tima działała mu na nerwy. Korciło, by się odezwać, korciło, by powiedzieć swoje, ale wiązało się to z interakcją. A tej chciał uniknąć.
Przez jakiś czas spacerował po korytarzach, nie wiedząc właściwie co chce robić. Posiedzieć w bibliotece? A może pouczyć się na błoniach? Pogoda nie była jeszcze taka tragiczna, należało korzystać.
Łapiąc się ten drugiej opcji, zaczął zbiegać do schodów. Wszystko wydawało się idealne. Do momentu aż na drugim piętrze torba nie postanowiła mu pęknąć. Nie wiedział czy to czyjś żart, czy może zbieg okoliczności, ale nie był zadowolony.
Patrzył, jak wysypują się wszystkie rzeczy, włącznie z pergaminami i kałamarzem, który cudem się nie rozbił. Chociaż tyle dobrego.
- Wspaniale - westchnął, schylając się, by pozbierać swoje własności. Wolał się pospieszyć, zanim znajdzie się ktoś, kto będzie chciał coś sobie przywłaszczyć.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 64
Wtedy, w chwili konfliktu z Lavim, czy też po prostu wymianie zdań na adrenalinie, Tim nie był sobą. Był w ogromnych emocjach, które kontrolowały go w zupełności, a Lavi sprowokował do tego wyżycie się na nim. Ale nie było to żadnym usprawiedliwieniem i jak tylko Timothy trochę ochłonął, przemyślał, to sam też doszedł do tego, że zachował się tragicznie. Oczywiście, nie pierwszy raz, Jay jeden najlepiej mógł wiedzieć, że takie impulsywności się zdarzały oraz że po nich bezpośrednio, maks dobę po fakcie, rpzychodziła skrucha i wyrzuty sumienia. Wiecznie to samo koło...
Tu zatem też, następnego dnia z rana, gdy odespał i pomyślał o tym świeżą głową... Bogowie, aż się na chwilę bardziej w pościeli schował we wstydzie i złości na siebie, że znowu postawił siebie i kogoś w takiej sytuacji. Naturalnie, Lavi przecież miał rację, naskoczył na niego bez powodu. Miał prawo zwrócić mu uwagę. A z tego wszystkiego jeszcze go dokopał, jakby był winny czemukolwiek.
Naprawdę chciał go przeprosić, ostatecznie. Najpierw nie był pewien jak do tego podejść, też spodziewał się konsekwencji w postaci interwencji nauczycielskiej. Musiał w końcu komuś powiedzieć o tym zdarzeniu, prawda? Otóż nie, nic nie powiedział, jak się okazało, a Tim niemal tylko na to czekał. Już całą przemowę nawet ułożył! Skrucha, pokora, takie rzeczy. Ale nie przydała się, co sprawiło, że tylko gorzej poczuł się ze sobą. Niektórzy widać umieli się dobrze zachować, nie to co on, całe życie tak. Tym bardziej chciał zagadać do Krukona, ale nie umknęło jego uwadze, że tten unika go jak ognia. Nie patrzy nawet na niego, nic, zupełnie jakby był powietrzem. Raz nawet próbował do niego zagadać, ale zanim zdążył skończyć słowo, już Lavi odchodził. Musiał się więc bardziej postarać, to już była kwestia honoru. No i troszkę też spokoju mentalnego.
Zdecydował się więc na krok dalej - prezent przeprosinowy. Nic wielkiego, bo chyba dziwnie odwalać jakieś wielkie prezenty, zresztą nie znał go aż tak by trafnie coś mu wybrać, ale liczył się gest. Zdecydował się więc na bombonierkę z czekoladkami o kilku różnych smakach. Każdy chyba lubi czekoladę, prawda? Po zajęciach Lavi szybko się oddalał, zresztą nie miał jak go złapać na osobności skoro pod salami roiło się od uczniów. W sobotę jednak to była inna historia i miał dzielne postanowienie to wykorzystać. Szczególnie widząc jak ze złością zarządza wymarsz na jego widok. Albo może to paranoja, ale niemal był przekonany, że to przez jego obecność Lavi idzie gdziekolwiek indziej.
Zebrał się pospiesznie, zachodząc po bombonierkę do dormitorium i przekładając torbę przez ramię, poszedł na poszukiwania. Nie wiedział niby gdzie poszedł, ale z wieży mógł iść jedynie w dół, zatem po prostu tam się skierował, mając nadzieję, że go spotka. Jak nie od razu, był gotowy snuć się po zamku i pół dnia, i tak nie da mu to spokoju, mógł równie dobrze chociaż to rozchodzić. Na szczęście nie musiał jednak robić kilometrów, bo niedługo potem, schodząc, jego oczom ukazał się Krukon zbierający z podłogi swoje rzeczy. Aż się zestresował natychmiastowo, teraz kiedy faktycznie miało dojść do rozmowy. Zawahał się w kroku ledwie chwilę, by zaraz pewniej podejść i przejść przed niego.
- Cześć - rzucił, nawet posyłajac mu lekki, niepewny uśmiech, bardziej by zasygnalizować, że nie ma złych zamiarów. Nawet kucnął, zaczynając pomagać mu zbierać rzeczy! - Ale pech, rozerwała ci się torba? - Podążył wzrokiem od podnoszonej książki do właśnie torby z wyraźną dziurą na spodzie.
Small talk. Ważna rzecz, starał się.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 60
Potrafił być uparty. Potrafił nie odzywać się do ludzi, jeśli tylko w jakikolwiek sposób mu podpadli. Po co trudzić się kontaktami z drugim człowiekiem, skoro ten miał zamiar traktować go tak niesprawiedliwie, wyżywając się na nim za wszystkie krzywdy świata, za które Krukon nie był nawet odpowiedzialny? Przecież to było niedorzeczne! Nie sądził, by w jakikolwiek sposób zasłużył sobie na podobne zachowanie ze strony Tima. Nie obraził go, ot, chciał jedynie wyjaśnić zaistniałą sytuację, która mu się nie spodobała. Merlinie, miał do tego prawo, wszak nikt nie lubił być obrażany. A i nie przypominał sobie, by powiedział do niego coś, co mogło go obrazić. Starał się zachować normalnie, nie prowokując (chociaż tu można było się spierać, bo niestety chłopak potrafił mieć zdolności samodestruktywne), a jedynie przedstawiając swój punkt widzenia. Nie pomogło, a i prosić o kolejną rozmowę Lloyd nie miał zamiaru. Tim sobie nagrabił i miał długo ponosić tego konsekwencje. Jedną z nich mógłby być chociażby szlaban, który mógł zarobić, gdyby tylko Lloyd nie był osobą, która kabluje. A może powinien mu dopiec w taki sposób? Nie interesowało go, że Krukoni stracą kilka punktów, może dzięki temu wiele osób nauczyłoby się czegokolwiek.
Niemniej coś go powstrzymywało przed pójściem do jakiegokolwiek nauczyciela i powiedzenia, że stał się ofiarą napaści. Jakoś mu to nie pasowało do jego osoby. Zresztą stworzyłoby pozory wygranej Tima, a przecież takiej satysfakcji nie należało dawać nikomu.
Dlatego milczał, woląc uznać, że postać Hana zwyczajnie nie istnieje.
Udawało mu się to całkiem sprawnie, ale niestety, coś zawsze szło nie tak i nie dało się tego wyjaśnić w żaden logiczny sposób. Bo co, przypadek? Zrządzenie losu? Kompletny niefart? Że też ta cholerna torba musiała rozwalić się właśnie w takim momencie, spowalniając go i dając sposobność do złapania go.
Prychnął cicho pod nosem, lekko go marszcząc w niezadowoleniu. Zbierał pospiesznie swoje rzeczy, miał zbyt wiele ważnych notatek, którymi wolał się nie dzielić.
Uniósł lekko głowę, słysząc głos. Wspaniale. Czyli co, najwidoczniej nie dość dobitnie pokazał, że nie chce mieć z chłopakiem nic do czynienia.
-Ewentualnie ktoś postanowił spłatać mi figla, specjalnie ją rozwalając - tu oczywiście spojrzał wymownie na niego, zaraz wracając do zbierania swoich rupieci. Trochę żenujące, że w tym wszystkim znalazł się jego ulubiony mugolski długopis z Kuromi. Poczuł, jak na to wszystko lekko czerwienieją mu policzki. Był pewien, że drugi Krukon zaraz się do tego przyczepi i rozpęta się kolejna kłótnia.
-Nie musisz mi pomagać. Jestem pewien, że chcesz lepiej wykorzystać sobotę - powiedział, chcąc się go pozbyć.
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 64
Timothy karał siebie samego w myślach za każdym razem jak przypominał mu się Lavi albo widział go gdziekolwiek w zasadzie. Miał cholerne wyrzuty sumienia, żałował, ale właśnie, Lavi nie mógł tego wiedzieć, nie dał mu do tej pory szansy nic powiedzieć w tym temacie. Zrozumiałe, ale i tam Tim zamierzał spróbować.
- Nie mam z tym nic wspólnego - powiedział od razu, unosząc krótko ręce w górę nieco w obronnym geście.
Kucnął bez wahania by nawet pomóc mu pozbierać rzeczy! Nie gapił się co tam ma, nie jego sprawa i też nie chciał być wścibski, po prostu zbierał w garść czy na stosik i podawał Krukonowi. Fakt jednak, że zawiesił się na dobrą sekundę jak w jego dłoni znalazł się całkiem uroczy długopis. Uniósł go nieco przed oczy, nawet odrobinę się uśmiechając, ale zupełnine nie wrednie, a po prostu uznając w duchu, że to urocze.
Dopiero kolejne słowa Laviego go sprowadziły brutalnie na ziemię. Skrzywił się lekko, oddając mu i długopis.
- Nie psujesz mi soboty, jeśli do tego nawiązujesz. Właściwie to nawet nie miałem zbytnio planów. - Poza chęcią przeproszenia go, naturalnie. To było zadanie na dzisiaj. Nie to, że myślał, że będzie to super proste, ale aż mu się gorzej zrobiło na ten wyraźnie nieprzyjazny ton chłopaka. Nagle pomyślał czy te czekoladki to w ogóle mają sens, czy to nie za mało? Albo może się wygłupi? Ale nie da sobie spokoju przecież tak czy siak, więc musiał spróbować cokolwiek.
- Tak będąc szczerym zupełnie, to aktualnie ciebie szukałem, właściwie... - Powiedział po dwóch sekundach zawahania, zerkając na niego krótko.
Ravenclaw |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Bi |
Pióra: 60
Że też właśnie w takiej sytuacji musiał napatoczyć się Tim, przez co z pewnością następnym razem będzie miał jeszcze większą gamę komentarzy, którymi będzie atakował Laviego. Nie nienawidził go, podobnie też nim nie gardził, ale sposób bycia drugiego Krukona i zachowanie w stosunku do Lloyda kazały mu trzymać się od niego jednak z dala nawet, jeśli mógł mieć w sobie coś interesującego. Kiedyś wydawało mu się, że mogą być kolegami nawet, jeśli nie rozmawiali ze sobą szczególnie często. Teraz jednak był zdania, że było to mało prawdopodobne. Narażanie się samemu na podobne uszczypliwości było zwyczajnie zbyt masochistyczne, a w to nie chciał się pchać. W szkole było wystarczająco wielu uczniów, by nie narzekał na brak towarzystwa czy kompana do nauki, którą tak sobie cenił.
-Skoro tak mówisz, to musi być prawdą - skomentował jedynie, a czy mówił złośliwie czy nie, to już zależało od interpretacji personalnych rozmówcy. Bezpodstawne oskarżenia nie były przyjemne, ale nie zdziwiłby się gdyby nagle Timothy oznajmił mu, że jednak zrobił mu na złość. Aktualnie trochę negatywnie był do niego nastawiony i miał ku temu mocne podstawy.
Nie umknęło jego uwadze, że długopis, który starał się ukryć, znalazł się w ręce kolegi z domu. Wspaniale, wrednym komentarzom z pewnością nie będzie końca. Kto wie, może nawet mu go zabierze, by później całej szkole oznajmić, jak dziecinny i zniewieściały był Lavi. Specjalnie by się nie przejął podobnymi uwagami, ale wiedział, że uczniowie potrafią być okropni.
Ku jego zdziwieniu Tim nie powiedział na ten temat nic. Czy to był jakiś dziwny podstęp? Ewentualnie paranoja, która rodziła się w głowie Lloyda po ostatnim bliskim spotkaniu z Hanem.
-Nie powiedziałem, że ci ją psuję. Zaznaczyłem jedynie, że nie musisz tracić czasu na pomaganie mi skoro jest tyle ciekawszych rzeczy do roboty. Poza tym po co to robisz? - skierował w jego stronę twarz, na której malowały się mieszane emocje, z których tą dominującą była podejrzliwość. - Nie rozumiem cię, wiesz? Jednego dnia mnie atakujesz, a innego zbierasz moje rzeczy. To nielogiczne - dodał.
Podniósł się, kiedy wszystko znalazło się w jego torbie, którą teraz należało potraktować odpowiednim zaklęciem.
-Po co? Tym razem poćwiczysz na mnie Crucio? - prychnął, zerkając na wyższego chłopaka.
|