Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Zapomniana jaskinia Znajdująca się przy jeziorze jaskinia, o której wie niewiele osób. Nikt tak naprawdę nie jest w stanie powiedzieć, jak głęboka jest, ani co się w niej czai. Chociaż wydaje się mało szkodliwa, musisz uważać na śliskie kamienie, które nie zawsze są łaskawe.
Rzuć kością:
1, 3 - Zdecydowanie powinieneś być bardziej ostrożny. W chwili, w której stawiasz kolejny krok, stopa wygina ci się pod dziwnym kątem, a ty spadasz kawałek w dół, zatrzymując się boleśnie na poniższych kamieniach
2, 5 - To nie jest twój szczęśliwy dzień. Nie dość, że schodząc upadasz na twarz, tak dodatkowo okazuje się, że nie jesteś tutaj sam. Jak myślisz, poradzisz sobie z chochlikami kornwalijskimi, które się na ciebie rzucają?
4, 6 - Ostrożny z ciebie czarodziej. Wchodząc, stawiasz kroki powoli, przemyślanie, dlatego nic ci się nie dzieje i możesz spokojnie zająć się zwiedzaniem groty.
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
|
Pióra: 0
7. września, ok. 15.00
Jaskinia nie była pewnie pierwszym pomysłem na miejsce spotkania dla większości ludzi, ale ile razy można się spotykać w bibliotece. Szczególnie w pierwszym miesiącu szkoły, kiedy - przynajmniej w przypadku Stevie'ego - więcej myśli się jeszcze o eksploracji zamku niż o nauce. Puchon nie kwestionowałby wyboru Shannon nawet, gdyby zaproponowała wyjście do Zakazanego Lasu. Może wręcz przystałby na to jeszcze chętniej - było nie było miał kłopoty w domu i wewnętrzną potrzebę manifestowania niezadowolenia, z czym zbyt się ociągał i chętnie przyjąłby jakąś pomoc z zewnątrz. Nie miał doświadczenia w byciu zbuntowanym nastolatkiem. W każdym razie w tym aspekcie nie liczył na pomoc Shannon.
Umówili się po jego transmutacji. Farciara Shannon była wolna od lunchu (Steve wcale nie przekonywało to, że siódmoklasiści mieli i tak więcej nauki z powodu owutemów, głównie dlatego, że od pierwszego dnia straszyli ich sumami, w których jednak napakowany plan lekcji nie przeszkadzał). Chłopak trochę oczekiwał, że krukonka będzie już na miejscu, nie spotkał jej przy jeziorze, ani w wejściu do jaskini.
- MARCO! - krzyknął w głąb groty, ale odpowiedziało mu tylko echo. Mimo to, zamiast zaczekać na zewnątrz wpakował się do środka. Chciał podejść tylko kilka kroków, jednak wygiął stopę na jednym z kamieni, stracił równowagę i poleciał w dół. Wygrał walkę z grawitacją kilkanaście metrów dalej, trudno to było jednak nazwać sukcesem, bo zatrzymał się na kamieniach, boleśnie się obijając.
Klnąc, podniósł się z ziemi i spojrzał w stronę bijącego od strony wejścia światła. Miał nadzieję, że Shannon miała na myśli tę samą jaskinię, co on, bo zaczynał mieć obawy, że istniała jeszcze jakaś, o której nie miał pojęcia.
kosteczka
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Poprzedni tydzień trochę dał jej się we znaki i miała naprawdę mało czasu dla siebie. Ciągle ktoś zawracał jej głowę – jeśli to nie nauczyciele z pracą domową, to jakieś cholerne natręty, a jeszcze do tego trzeba dodać naukę zaklęć z Riversem. Chociaż szybko okazało się, że on także ma problemy z psychofanami, i z czystego serca Shannon postanowiła pomóc mu jakoś się z nimi, a w zasadzie z nią, bo była to jedna dziewczyna, uporać. Miała szczerą nadzieję, że ten plan wypali.
Do tego dochodziło nadrabianie czasu z przyjaciółką, która zniknęła bez słowa na cały rok – ale bardzo szybko Shannon zdołała zapomnieć o tym przewinieniu, kiedy zrozumiała, że miała ku temu bardzo poważny powód. I od tamtej pory postanowiła, że zrobi wszystko, przeszuka wszystkie książki, nawet napisze do matki, aby znaleźć jakiś sposób, który potrafiłby zwrócić wzrok osobie. Musiał istnieć jakiś sposób. Może stary, trudny i zapomniany. Ale była tego pewna.
Jednakże to nie były wszystkie problemy osób najbliższych i… chociaż zawsze miała wrażenie, że nie otacza się całym sznureczkiem ludzi jak niektórzy bardziej towarzyscy, to i tak była zdziwiona, że jest ich aż tyle. Czy jej to przeszkadzało? Chyba nie. Dopóki byli to ludzie wartościowi.
Coś słyszała, że były problemy w domu Steviego, ale jeszcze nie zdążyła z nim lepiej porozmawiać. Poniedziałek zdawał jej się dniem odpowiednim, bo oboje mieli niewiele zajęć i chwilę po lunchu byli już wolni. To znaczy, Stevie miał jeszcze jedną lekcję, ale trwała prawie tyle, co nic.
A jednak i tak wybrała się za późno. A może to po prostu schody postanowiły spłatać jej psikusa i schodzenie z wieży Krukonów zajęło jej więcej czasu. W każdym razie minęła chwila, aż dotarła do umówionego miejsca (i sama nie wiedziała, co ją podkusiło, aby wybrać właśnie jaskinię, ale może myślała, że tam po prostu nie będzie ludzi) – i jak się okazało, dotarła w samą porę, bo właśnie zauważyła upadającego na niższe kamienie Steviego.
— Stevie! – zawołała za nim, a w głosie wybrzmiewała odrobina jakby irytacji, poirytowania, a częściowo nawet i troski. Ostrożnie zeszła po kamieniach w dół, a po drodze wyciągnęła różdżkę, aby przykucnąć przy Puchonie i przesunąć nią nad jego poobijanymi kolanami. – Ferula – wypowiedziała gładko zaklęcie i może nie widziała aż tak dobrze jego skutków, to czuła, że nie miało ono pełnego potencjału. Zbite kolana mogły się zagoić i nieco nawet zblednąć, ale pewnie i tak zostaną delikatne siniaki. – Musisz uważać jak chodzisz – dodała pouczająco, patrząc na niego karcąco, gdy chowała różdżkę i wyciągała rękę, żeby pomóc mu wstać.
Kostka: 3
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
|
Pióra: 0
Nim obawy co do pojawienia we właściwej jaskini zdążyły dobrze uformować się w jego głowie, Stevie usłyszał swoje imię. Głos niewątpliwie należał do Shannon, a nawet gdyby nie był pewien, nie musiał długo czekać na pojawienie się Krukonki. Znał co prawda szybszy sposób w dół, ale co kto woli.
Nawet nie przyszłoby mu do głowy, by opatrywać poobijane kolana - magicznie czy jakkolwiek. Krew nie tryskała, kości nie prześwitywały, więc z jego punktu widzenia nic się nie stało. Shannon w każdym razie nawet go nie spytała.
- Musisz prawić mniej kazań - odwdzięczył się jej, krzywiąc się nieznacznie. - Uszkodzone tkanki się odbudują, a szacunek ulicy... Czy odbudujesz go równie szybko, Shannon? Pomyślałaś o tym? Co będzie z twoją reputacją, Shannon?! - zakończył dramatycznie, chociaż żartował tylko w połowie. Nikt nie lubił być pouczany.
U niego nie działo się chyba aż tak dużo jak u krukonki. A może tylko tak mu się wydawało, bo jego podejście do wszelkich problemów polegało ostatnio na udawaniu, że nie istniały. Chciał wieść życie normalnego nastolatka - cokolwiek miałoby to znaczyć - i zamierzał to osiągnąć metodą wizualizacji. W jego fantazji po prostu nie było miejsca na problemy, których doświadczał.
- To co? - Rozejrzał się po wnętrzu groty. - Eksplorujemy, czy co?
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Uniosła nieco brew, posyłając mu nieco karcące spojrzenie, kiedy zamiast jakiegokolwiek dziękuję za troskę czy czegokolwiek innego, usłyszała jedynie musisz prawić mniej kazań.
— Nie ma za co – odpowiedziała dość kąśliwie, na następny wybuch dramatyzmu wywracając oczami. – Ciekawe jak zbudujesz szacunek ulicy w jaskini – dorzuciła jeszcze, po czym odsunęła się nieco od niego. Skoro był już na tyle silny, żeby sobie rzucać żarcikami, to nie potrzebował już jej pomocy.
Dlatego odwróciła się w stronę jaskini i obejrzała dokładnie jej ściany. W głąb prowadził szeroki i ciemny korytarz, a padające światło nie pozwalało na dokładne rozejrzenie się, czy okolica jest bezpieczna. Trochę skarciła się w duchu, że tak szybko i lekkomyślnie schowała różdżkę, więc wyciągnęła ją po raz kolejny, szepcząc:
— Lumos.
Koniec różdżki rozbłysnął delikatnym światłem. Nie było zbyt wielkie, na pewno nie dawało takiego blasku, jakie powinno, ale trudno. Tyle na razie musi wystarczyć.
Zerknęła na Puchona, zastanawiając się teraz, czy aby na pewno to był dobry pomysł.
— Myślałam, że chcesz mi opowiedzieć, co u Ciebie słychać – rzuciła, nim skinęła lekko głową w głąb jaskini. Oby tego nie żałowała.
Kostka: 5
Hufflepuff |
50% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
|
Pióra: 0
Nie lubił, kiedy nad nim zbytnio skakano i osobiście nie robiłby w ogóle problemu ze swojego upadku. Rozchodziłby i tyle. W odpowiedzi na wyrzut wzruszył tylko ramionami. Skoro nie było za co, to nie było - jej słowa, nie jego.
- Szacunek ulicy budujesz wszędzie - oświadczył. - Nacieki skalne mają uszy. - Biorąc pod uwagę, że w grocie niewątpliwie żyło sporo nietoperzy mówił nie tylko metaforycznie. - I oczy - dodał po chwili uśmiechając się do siebie, bo zaraz na myśl przyszli mu też inni mieszkańcy jaskiń. - Bardzo dużo oczu... Na bardzo wielu nóżkach. - To mówiąc przebiegł palcami po plecach krukonki.
Dziewczyna zapaliła różdżkę i Stevie doszedł do wniosku, że on też powinien. Wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie. Światło może i nie było najjaśniejsze, ale wystarczyło, by potrzebował chwili, na przyzwyczajenie oczu chwilę po tym, jak już przyzwyczaiły się do ciemności. Tym razem przynajmniej nie zaliczył gleby.
- Ach, więc dlatego spotykamy się w miejscu, któremu najbliżej do czarnej dupy.
Steve nie miał oporów przed wejściem w głąb jaskini. Jakby nie patrzeć oboje byli dziećmi badaczek. Oczywiście nie oczekiwał, że zajdą w przyhogwarckiej jaskini jakieś nieodkryte naskalne ryty, ale przynajmniej nie siedzieli na tyłkach przy kominku, a to już było coś.
Kostka: 5
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
18 |
zamożny |
? |
Pióra: 0
Wywróciła oczami na to stwierdzenie. Budowanie szacunku ulicy wśród nacieków skalnych wydawało jej się równie sensowne, co i samo w sobie budowanie szacunku ulicy, toteż postanowiła darować sobie i tego nie skomentować. I pewnie tak by zostało, gdyby Stevie nie kontynuował swojego wywodu, a potem nie przebiegł palcami po jej plecach. Poczuła momentalnie dreszcze i odwróciła się w jego stronę, różdżką oświetlając jego twarz, jakby to było dziwnego rodzaju przesłuchanie. Jej twarz widocznie nie miała zbyt zadowolonego wyrazu twarzy.
— Nie wiedziałam, że zależy Ci na opinii akromantul. Mogłeś chociaż wspomnieć, że się z nimi kumplujesz – prychnęła, odwracając się z powrotem w stronę wnętrza jaskini i stawiając kilka kolejnych kroków.
Dostrzegła, jak za nią rozbłysło kolejne światełko i domyśliła się, że Stevie poszedł w jej ślady.
Nieco mniej zadowolona była z jego odpowiedzi.
— Okej, widzę, że zaczynamy z grubej rury – stwierdziła, rozglądając się po ściankach jaskini. – Masz ochotę o tym pogadać?
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
3 Października 12:00
Minął już miesiąc odkąd była uczennicą Hogwartu- i nareszcie odważyła się, by eksplorować najbliższe otoczenie. Wiedziała, że szkoła skrywa wiele miejsc, niektórych tajemniczych i strasznych, a niektórych szczególnie pięknych- jak na przykład ta oto jaskinia.
Oczywiście, że nie wiedziała o niej aż do momentu, jak pojawiła się przy jeziorze. Ale jej wrodzona ciekawość pokierowała ją w głąb dziwnej formacji skalnej, wiodącej w dół.
Uwielbiała takie miejsca. Była ogromną fanką wszelkich wytworów natury- bo kto wie, co można w takich miejscach znaleźć? Może uda jej się odnaleźć jakieś małe złoże kryształów? Chętnie przygarnęłaby trochę kwarcu...
Co prawda, pogoda nie była sprzyjająca na takie eksploracje- nie było może zimno, ale było pochmurno i padało, a dodatkowa wilgotność od jeziora sprawiała, że kamienie były niesamowicie śliskie. Starała się ostrożnie stawiać kroki, i nawet jej to wychodziło.
Być może wyszło by jej całkowicie, gdyby nie felerny kamień, na którym postanowiła postawić nogę. Ten, oprócz śliskości, niestety nie był na tyle stabilną częścią kamienistej układanki- co spowodowało, że Zośka straciła równowagę i z impetem runęła na ziemię, turlając się na dół po kamieniach- oczywiście, w akompaniamencie hałasu kilku innych, mniejszych spadających kamieni i jej krótkiego krzyku z zaskoczenia.
Plusem sytuacji było to, że nie znajdowała się w tamtym momencie wysoko- na być może dwa-trzy metry od płaskiej powierzchni. Minus był taki że była poobijana, miała nawet kilka mniejszych rozcięć na nieosłoniętych materiałem fragmentach ciała.
Dotknęła delikatnie obitego policzka, a na opuszkach palców zauważyła trochę krwi.
Czyli, twarz też trochę rozdarła. Mówi się trudno, nie pierwszy nie ostatni raz.
Większym problemem okazała się noga, która podczas spadania musiała się niefortunnie ułożyć, bo podczas wstawania- a raczej próby, która nie wyszła- poczuła charakterystyczny, promieniujący ból w kostce.
- Cholera - jęknęła żałośnie, rozglądając się po jaskini. Jeszcze w normalnych warunkach doszłaby na tej nodze gdziekolwiek, ale wejście z powrotem na górę...
- Myśl, Zośka, myśl- powiedziała pod nosem, ponownie próbując się podnieść- tym razem będąc przygotowana na pojawienie się bólu.
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
Treningi, zarówno te fizyczne, jak i związane z nauką, były dla Zandera wyjątkowo ważne. Zawsze lubił sporty, głównie te mugolskie, na których się wychował, dlatego nie potrafił odmówić sobie chociażby codziennego biegania. Nie mógł praktykować niczego więcej, ponieważ nie miał do tego ani warunków, ani kompanów, więc z tym większą przyjemnością opuszczał mury zamku, by trochę pobyć na łonie natury i mieć pewność, że jego ciało będzie sprawne. Wszak czy nie przekładało się to później na naukę? Ostatecznie skoro zdrowy był ciałem, to i umysł nie będzie mu szwankował.
Przebrał się w coś bardziej luźnego, korzystając z chwili przerwy i wybiegł na błonia, witając się po drodze z paroma osobami. Teraz jednak nie miał czasu na rozmowę.
Owiał go lekki chłód, potęgowany przez deszcz - październik nie pozostawiał złudzeń co do nadchodzącej zimy. Nie przeszkadzało mu to jednak, ostatecznie dzięki temu nie spoci się jak świnia, a i prysznic przy okazji weźmie. Ach, czego się nie robiło, kiedy człowiek był tak uparty.
Pozwolił sobie na krótką rozgrzewkę, ostatecznie kierując się w stronę jeziora. Zawsze podobała mu się ta okolica, więc czemu nie trenować w otoczeniu ładnej scenerii?
Ciężko powiedzieć, co dokładnie pokierowało go w stronę ciemnej jaskini, w której był może ze dwa razy w ciągu całej nauki w Hogwarcie. Może magiczna siła, której na około było pełno, a może intuicja, że coś może się tam dziać.
Zatrzymał się przy niej, oddychając ciężko. Był zmęczony, ale zadowolony. Przemoczony, ale szczęśliwy. Gdyby każdego dnia mógł szczycić się podobnym nastrojem.
Powoli, krok po kroku zaczął schodzić w dół, rozglądając się na boki. Kilka kamyków potoczyło się na dół, jednak on sam nadal stał cały. Mało rozważne było pchanie się tutaj bez różdżki, ale najwidoczniej nie zawsze wychowankowie Ravenclawu cechowali się rozumem.
- Halo? - rzucił, tak dla pewności czy nie ma tu czegoś, co zaraz mogłoby odgryźć mu łeb.
Kostka: 6
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Przemieszczanie się w głąb jaskini, póki co, nie miało sensu. Nie chciała ryzykować dodatkowym uszkodzeniem, a kto wiedział co miało czekać na nią głębiej. Dlatego bo przejściu kilku kroków od stromego wejścia, przycupnęła w niedużej, kamiennej wnęce.
Potrzebowała chwili żeby się uspokoić i zastanowić, co należy zrobić.
Pierwsza myśl to oczywiście, zaklęcia. Jeśli chodzi o zaklęcia lecznicze, to póki co znała ledwo Episkey, Rennervate i Ferula. Cóż, przy odrobinie szczęścia, Ferula powinna jej trochę pomóc.
Dlatego ściągnęła buta i skarpetkę, oraz podwinęła trochę spodnie. Kostka, mimo że dopiero co została uszkodzona, już mocno napuchnęła. Zaczęła też powoli sinieć, więc Zosia szybko wyciągnęła różdżkę z torby, wzięła głęboki oddech i rzuciła cicho zaklęcie
- Ferula
I niemal w tym samym momencie magiczne bandaże owinęły mocno kostkę Zosi. W jakiś sposób, być może efektem placebo, dziewczynie wydawało się, że kostka boli ją mniej. Ale, była szczelnie obandażowana i niejako usztywniona, więc była pewna że przynajmniej jej stan się nie pogorszy.
Dlatego delikatnie ubrała na opatrunek skarpetę, buta i odwinęła spodnie. No dobrze, teraz jak się stąd wydostać?
Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk spadających kamieni. Wychyliła się delikatnie z wnęki, by zerknąć, co się dzieje. Wtedy zauważyła, że do jaskini wchodzi jakiś mężczyzna. Nie znała go co prawda, ale kojarzyła. Chyba tak jak ona należał do Ravenclaw.
Westchnęła z ulgą, gdy cały postawił nogi na ziemi. Jemu, na szczęście, udało się zejść bez problemu.
- T-tutaj! - powiedziała trochę głośniej, ale nadal nieśmiało, wychylając się z wnęki. Musiała wyglądać specyficznie- poobijana, lekko zmoczona i trochę przestraszona tym, że niejako ugrzęzła w jaskini i póki co nie ma pojęcia jak z niej wyjść. Ale, przynajmniej nie była sama!
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
Wychodząc z zamku Zander nie spodziewał się, że dzisiejszego dnia będzie pełnił rolę czyjegoś rycerza. Ba, nie planował nawet wpadać na żadnych ludzi, chcąc poświęcić się jedynie sobie. Nie miał tak wiele wolnego czasu jak mogło się wydawać i nie chodziło jedynie o to, że był Krukonem i wymagało się od niego wiedzy. Sam chciał ją chłonąć, pragnąc udowodnić tak wiele tym wszystkim czystokrwistym zadufanym w sobie dzieciakom, które sądziły, że magia należy się tylko im. Byli w błędzie i Rivers chciał być tego przykładem.
Czytanie i przyswajanie kolejnych informacji sprawiało, iż niewiele pozostało mu chwil na treningi, dzięki którym czuł się zwyczajnie dobrze. Rzeźbienie ciała to jedno, ale uczucie po fizycznym zmęczeniu było tak błogie, iż niemal uzależniało. Nic dziwnego, że brakowało mu tego wszystkiego, kiedy robił sobie kilkudniowe przerwy.
Otarł czoło, śmiejąc się do siebie. Musiał wyglądać jak wariat, ale jakie to miało znaczenie, skoro spełniał swoje postanowienia? Nikt nie mógł ingerować w jego samopoczucie, chociaż wielu próbowało. Bywały dni, kiedy się temu poddawał, jawnie pokazując co siedziało mu w głowie, niemniej normalnie starał się wiele rzeczy zwyczajnie zbywać. Ostatecznie był inteligentny, nie musiał poświęcać czasu osobom, które wewnętrznie go denerwowały.
Zmarszczył lekko brwi, słysząć odpowiedź. Miał dwie możliwości - albo jakiś inny uczeń, albo jakieś magiczne stworzenie, które chciało go tam wciągnąć. Rozum kazał się wycofać, niemniej ciekawość była silniejsza. Nie dało się walczyć z naturą domu.
Szybko znalazł się na dnie jaskini, mrugając. Z różdżką byłoby znacznie łatwiej.
Obrócił się w stronę dźwięku, dostrzegając drobną postać. Poznawał tę twarz - dziewczyna należała do jego domu.
-Miałaś starcie z centaurami? Nie wyglądasz najlepiej. Zakładając, że jesteś prawdziwa. Jesteś? - zainteresował się. Równie dobrze mogła być złudzeniem, ostatecznie znajdowali się w Hogwarcie.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Chłopak po jakimś czasie podszedł do niej, z widoczną niepewnością. Nie dziwne, oboje są w jaskini, nie znają się, a bogowie tylko wiedzą co znajduje się głębiej. Na jego słowa zdziwiła się trochę i ponownie dotknęła rozcięć na twarzy
- ... Centaurem? Ojej jest aż tak źle? - westchnęła, widząc znów na opuszkach palców krew. Miała nadzieję, że rany nie są tak głębokie i zaraz się wszystko zaklepie. Jednak jak widać rany nadal co nie co krwawiły. Nie czuła ich za bardzo, ale to może przez adrenalinę.
- Nie, spadłam z samej góry. Stanęłam nie tam gdzie powinnam i chyba zrobiłam coś z kostką- powiedziała, chcąc wyjaśnić chłopakowi prawdziwą przyczynę takiego a nie innego wyglądu. Czy powinna była uważać? Oczywiście, jak każdy. Jednak nie zawsze nad każdym świeci szczęśliwa gwiazda, i tym razem Zosia została pokarana zepsutą kostką i poharataną twarzą.
Na jego słowa, być może w pierwszy odruchu, się trochę zdziwiła; jednak po chwili zdała sobie sprawę że jego obawy są stuprocentowo uzasadnione. Skąd bowiem miał wiedzieć że Zosia nie jest jakimś mirażem, poltergeistem czy innym zmiennokształtnym, próbującym udawać ucznia? Bo w końcu, jaka jest szansa że akurat w momencie, jak sam odwiedzał jaskinie, znajdował się w niej również ktoś inny?
Dlatego, zrozumiała jego obawy. Tylko teraz jak go przekonać?
- Jestem Zofia, Różańska. Z piątej klasy. I z tego co mi wiadomo jestem prawdziwa - dodała, co sama uznała że nie jest jakoś zaskakująco przekonywujące, ale jednak od czegoś warto zacząć.
Ravenclaw |
0% |
Klasa VII |
18 |
średni |
Bi |
Pióra: 91
Spotkanie w jaskini dziewczyny z jego domu zdecydowanie nie było tym, czego Zander się spodziewał. W głowie momentalnie pojawiło się wiele pytań, a najważniejsze z nich dotyczyło tego, co właściwie tutaj robiła. To było raczej niebezpieczne miejsce, w którym trzeba było uważać, a sądząc po tym, jak wyglądała, nie przestrzegała tej zasady. Nie widział wszystkich jej obrażeń, ale mógł się założyć, że było ich znacznie więcej niż te, które rzucały się w oczy.
-Z całą pewnością nie najlepiej, chociaż fakt, że żyjesz świadczy o tym, że nie ma tragedii. Zakładając, że jesteś żywa - zauważył, dość logicznie. Nie życzył jej śmierci, żeby nie było, ale po szkole pałętało się całkiem sporo duchów czy innych tworów, które do złudzenia mogły przypominać ludzi.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, tak mówią. Szukałaś tutaj czegoś konkretnego? Skoro się zbliżyłaś, musiał być jakiś powód - jasne, że był ciekawy! Kto wie, może ukryty był tu skarb, który aż się prosił o to, by go znaleźć. Nie było to oczywiście teraz polecane, bo nie miał przy sobie różdżki, nie potrzebował jej podczas treningu sprawnościowego.
-Miło poznać, Zander. Kojarzę cię z Pokoju Wspólnego. Chociaż kojarzę też sklątki tylnowybuchowe i druzgotki, więc to nie świadczy o niczym - dodał. Nie chciał być niemiły, żeby nie było! Po prostu tak jakoś to stwierdzenie mu pasowało. - Potrzebujesz czegoś? Bandaża chociażby? I co najważniejsze, czy możesz chodzić? Stawiam, że zależy ci na wydostaniu się stąd - powiedział, może nadal trochę sceptycznie, niemniej już bardziej przekonany co do żywotności niewiasty.
Ravenclaw |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 84
Jego słowa trochę kołatały Zosię, która tak naprawdę dopiero wychodziła z pierwotnego wstrząsu. Kołatały jednak bardziej ze względu na to, że mówił... inaczej. Tak troszkę... z humorem? W języku angielskim chyba mają na to określenie "quirky"?
-... no mam nadzieję, że jestem, i będę stosunkowo jak najdłużej.
Jego inny sposób bycia i poczucie humoru sprawiały, że czuła się bardziej wyluzowana w tej i tak już dziwnej sytuacji. Dlatego miała dziwnie dobre pierwsze wrażenie o chłopaku. Powoli zaczynała sądzić, jakby był tym samym fontem co ona, tylko innym formatowaniem.
- Czysta ciekawość nowicjusza. Poza tym, w jaskiniach można znaleźć ładne kamyczki i minerały. - odpowiedziała po chwili, zdając sobie sprawę jak głupio to brzmi. Wewnętrzny głos podpowiadał jej, że może nie powinna, ale cóż, nie było sensu ukrywać swojej fascynacji przed kimś, kto może jej potencjalnie pomóc.
Cóż, nie była przyzwyczajona do przyznawania się przed ludźmi że jest mentalnie pół człowiekiem, pół gnomem-zbieraczem, który lubuje wszystko, co ma jakiekolwiek objawy świecenia się, mienienia, lub po prostu wygląda fajnie. But here we are, Zosia wpadła do jaskini bo chciała pozbierać kamyczki. I tak dostała już przez te kilka miesięcy bycia w szkole trochę ciekawych łatek socialnych, kolejna już raczej niczego nie zmieni.
Na jego słowa o kojarzeniu podniosła ręce delikatnie, jakby w geście poddania się.
- Całkowicie zrozumiałe. To jednak specyficzne miejsce i czas na zapoznawanie się z nieznajomymi.
Bo jednak spotkanie kogokolwiek w takiej sytuacji jest, ogólnie rzecz biorąc, niespotykane. Coć niespotykane może być nadal niestarcząco odpowiednim słowem.
Więc jego ostrożność ani trochę Zosię nie dziwiła. W końcu to niezwykłe miejsce, w którym się znaleźli, wymagało pewnej rezerwy od obojga. Jednak z jej strony sytuacja wymagała, żeby przekonać go, że nie jest ani duchem, ani sklątkiem, ani innym nie-ludzkim tworkiem.
- No właśnie zależy mi najbardziej na wydostaniu się. Nogę póki co opatrzyłam Ferulą, ale znając moje szczęście, gdzie dodatkowo kuleję, to przy próbie wejścia tam na czworaka spadnę znowu.
Była trochę w rozterce. Teraz i tak, powoli bo powoli, wracało jej logiczne myślenie. Jednak strach oraz bycie delikatnie sponiewieranym dzieckiem bo się spadło z kilku metrów robi swoje w kwestii wymyślania planu.
- Więc bardziej pomoc w obmyśleniu planu jak mogę stąd wyjść.
Co dwie głowy, to nie jedna, prawda?
|