Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Przewróciła oczami w rozbawieniu na pierwszy rzut brata. Czy poczuła malutkie, maciupeńkie szczypnięcie irytacji, że od razu bratu szło lepiej? Oczywista. Emocje rządzą się swoimi prawami a Oriane nie należała do osób wielce lubiących przegrywać.
W związku z tym przegrana Pascala, w przyrównaniu do jego przeogromnej pewności siebie, wyglądała o parę stopni bardziej komicznie niż jej własna.
- Ach, bravo! Przegrałeś odrobinę mniej niż ja! - Włączyła się w śmiech brata.
Na propozycję ponownego spróbowania rzutek zmrużyła jedno oko swoim zwyczajem, rzucając spojrzenie ku straganowi. Hm. Nieszczególnie chciała płacić za kolejną kompletną porażkę. Gdyby rzecz była darmowa - czemu nie. Nie żeby nie miała pieniędzy. I nie żeby Pascal nie miał pieniędzy. Ale jedną z tajemnic posiadania pieniędzy jest wiedza, kiedy ich nie wyrzucać w błoto.
Tak więc potrząsnęła przecząco głową na propozycję kolejnej próby.
- Idźmy na szpon. Chcę spróbować wszystkich gier a znając nas, jeśli zdecydujemy się zostać, spędzimy tu resztę dnia próbując wygrać.
Wsunęła dłoń w zgięcie łokcia brata i skierowała ich ku następnemu stoisku. Ku najbardziej przeklętej maszynie jaką kiedykolwiek widziała i poznała; ku maszynie która wyciągała z ludzi ich najbardziej prymitywne instynkty i prowokowała do brutalności niemal tak mocno jak maszyny ze słodyczami, kiedy zakupiony produkt utykał między szybą a podajnikiem.
Zerknęła ku bratu.
- Po trzy próby i idziemy dalej, tak? - zaproponowała z uśmiechem wyciągając z torebki drobne.
Przystąpiła do machiny tortur. Grę czas zacząć.
Rzut na szpon: 6
Rzut na szpon: 12
Rzut na szpon: 6
Cap, wypadło. Cap, nie złapało. Cap, złapało! O nie, wypuściło.
Oriane potrząsnęła głową. Nie spodziewała się wygranej a mimo wszystko czuła się rozczarowana. Dobrze, że odłożyli loterię na sam koniec. Tam nie było szans na przegraną. Odstąpiła od maszyny zapraszając brata gestem ręki.
- Twoja kolej mon frère.
rozliczone
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
- A pierdol się - odpowiedział od razu po swojej porażce Mickey'emu z lekkim uśmiechem, jak gdyby wcale nie miał mu za złe popisywania się i oddawania w ręce Iana honoru rodziny.
Uśmiech był udawany, ale nie chciał robić wokół siebie większego dramatu, niż dotychczas. Właściwie chciał udawać, że cały ten czas, w którym tak ciężko było mu zwlec się z łóżka i w którym opuścił parę lekcji oraz posiłków - z czego z kolei musiał tłumaczyć się zmyślonymi dolegliwościami, bo nie wyobrażał sobie, aby te psychiczne mogłyby być brane równie na poważnie, co fizyczne - że to wszystko nie miało miejsca. A żeby to osiągnąć, musiał nieco bardziej usilnie nad sobą panować i nie okazywać swojego niezadowolenia z tak głupich powodów, jak przegrana w rzutkach. Nawet jeśli czuł się w tej chwili, jak największa porażka. Z drugiej strony, wiedział, że to mało ważne i że niedługo mu przejdzie.
Pewnie najzdrowiej byłoby zostawić całą sytuację i przejść zaraz do innej gry, starając się czerpać z tego, jak najwięcej radości, ale on im jeszcze pokaże! Pozwolił sobie jednak poczekać ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, (przez co rzecz jasna niecelowo wyglądał na nieco obrażonego) na swoją kolej, zaraz po chłopakach. W dodatku obserwował ich poczynania z uwagą, może nawet mrużąc w pewnym momencie oczy, żeby dokładnie przyjrzeć się ich technice, która najwyraźniej musiała być lepsza niż jego.
A może miał nieszczęście być pierwszym i z tego wynikała cała nierówność. Nie wiedział do końca, czego mógłby się spodziewać, a jego baloniki zdawały się szczególnie złośliwe.
- Dobra, dobra, wy mieliście łatwiej - rzucił, starając się mało umiejętnie zamaskować swoją irytację luźnym tonem.
Wyszło dokładnie tak. Brzmiał, jakby był zirytowany, ale nie chciał tego po sobie poznać. Liczył tylko, że osoby, które mieszkają z nim na co dzień w jednym dormitorium i siłą rzeczy spędzają wspólnie mnóstwo czasu, nie zauważą.
Następnie minął ich, by wygrać i sobie jakąś durną pogodę, na której nawet mu nie zależało. Liczył się wynik! I ten tym razem okazał się... Cóż, zadowalający. Zawalił dwa pierwsze rzuty, po których wziął głębszy wdech i na szczęście dla wszystkich dookoła, kolejne trzy były trafione. Nie wiadomo, kto ucierpiałby najbardziej, gdyby nie wyszło.
Zaraz facet zajmujący się stanowiskiem wręczył mu większą nagrodę, niż chłopakom - mianowicie bordową, ciepłą, pluszową salamandrę. Świetnie, dostał pluszaka... Właściwie nieironicznie była to świetna nagroda, ale chyba lepiej było nie okazywać za dużego entuzjazmu. Zrobił swoje, nie był gorszy od kolegów.
- Dobra, to co dalej? - spytał zza salamandry, której jeszcze nie zdecydował nigdzie upchnąć.
Chwilowo salamandra była jednym z nich.
Rzuty na zakłócenia:
1. 5
2. 5
3. 8
4. 9
5. 5
Rzut na trafienie:
1. 2 + 3 = 5
2. 2 + 3 = 5
3. 5 + 3 = 8
4. 5 + 3 = 8
5. 6 + 3 = 9
Rzut na nagrodę: 8. Ciepła pluszowa salamandra
Nagroda specjalna: nie
rozliczone i dodane do kuferka
Slytherin |
100% |
Klasa VII |
17 lat |
bogaty |
Bi |
Pióra: 137
Nie mogło zabraknąć Milesa na takim zgromadzeniu, naturalnie. A razem z nim i jego niepoprawnym entuzjazmem i optymizmem, natychmiast wjechała ogromna skłonność do hazardu kiedy tylko zobaczył te wszystkie gry, jakie proponowano na jarmarku. Zatem najpierw oczywiście zahaczył o loterię, w której dostał w małej butelce mini śnieżycę. Właściwie, uznał sam zamysł za inspirujący (chociaż on akurat najpewniej czerpie inspirację z absolutnie wszystkiego) i bardzo mu się to spodobało! Naturalnie, mógł też pomyśleć o "uwolnieniu" śnieżycy w najmniej odpowiednim momencie, ale na ten moment bezpiecznie skrył ją w obszernej torbie przed ramię, jaką ze sobą zabrał.
Kolejnym stoiskiem okazały się gumochłony. Nie trzeba mu było dwa razy powtarzać, naturalnie. Znalazł się obok Camdena i Raphaela, spoglądając na nich i resztę uczestników z uśmiechem. Zachowywał się zupełnie jakby był tam od samego początku i dopiero oni dołączyli, jego własny chaos jednak zupełnie nie przejmował się tym, że pierwszy razy tych ludzi dziś widzi i wypadałoby się na przykład przywitać.
- Gumochłon Gumochłon dla mnie, proszę! - Zawołał wesoło. - Mój zmysł hazardzisty podpowiada mi, że to jest mój dzień na wygraną. Na przykład, przed chwilą dostałem śnieżycę w butelce, na loterii. A wy graliście? - Popatrzył po kolegach z roku pogodnie.
Nagroda w loterii: (3 rzuty) 7 - Pogoda w butelce: Śnieżyca
Wybrany gumochłon: Gumochłon
Bonus: 0!! >:C
rozliczone i dodane do kuferka
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Homo |
Pióra: 103
Jak wszyscy, to i on! Jako jeden z ekstrawertycznych mieszkańców Hogwartu, Don w zasadzie podążał z reguły za tłumem w poszukiwaniu przyjaciół, jakkolwiek żenunjąco by to nie brzmiało. Ale nie był przynajmniej niezręczny czy natrętny, choć głównie dlatego, że bezczelnie sobie pomagał w relacjach międzyludzkich i po prostu odczytywał to, co powinien potencjalnie powiedzieć, albo nie powiedzieć. Może dlatego miał dość spore grono ludzi, którzy nawet jak się z nim głębiej nie przyjaźnili, to raczej nie żywili do niego negatywnych emocji, a to wystarczało.
Wbrew temu jednak przyszedł sam, bo nie udało mu się doczepić do żadnej grupki i wziął sobie za cel zrobienie tego na miejscu już. Tu będzie to trudniejsze, bo wszyscy się rozpierzchli, ale nie miał ciśnienia żeby teraz zaraz kogoś łapać. Na spokojnie najpierw podszedł do loterii, płacąc i odbierając całkiem jego zdaniem ciekawą nagrodę. A przynajmniej miała ogromny potencjał! Schował do torby zanim ktoś zauważył, tak żeby w razie co na niego nie poszły podejrzenia.
Nagroda w loterii: (1 rzut) 54 - Narowiste Świstohuki Weasleyów
rozliczone i dodane do kuferka
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 64
Mówiąc zupełnie wprost, przyszedł z ciekawości mniej, a bardziej zwyczajnie z nudów. Cała szkoła opustoszała jak na wojnie i nie miał nawet czego tam szukać. Tu może zadzieje się cokolwiek, a bez sensu było marnować weekend na gapienie się w ścianę. Zwłaszcza, że może coś faktycnzie mógł zyskać będąc tu?
Z tą myślą przyszedł w sumie nie zwracając na nikogo szczególnej uwagi. Jak to zazwyczaj bywało, nie miał zbytnio humoru i starał się nie spaść do poziomu dramatu zajęciem sobie głowy czymś... Innym. Czymkolwiek, w zasadzie. A że wszyscy pierwsze co, to szli do loterii, również i on poszedł, tylko po to by otrzymać obciążone kości. Popatrzył na nie bez większego przekonania. Nawet nie grywał w kości... Ale może warto w takim razie zacząć?
Schował je do kieszeni, wzruszając do siebie ramieniem i rozglądając się za innymi rozrywkami.
Nagroda w loterii: (3 rzuty) 48 - Obciążone kości
rozliczone i dodane do kuferka
Gryffindor |
25% |
Klasa VI |
16 |
średni |
Homo |
Pióra: 103
Następną kategorią, w jakiej zdecydował się spróbować szczęścia, były rzutki. Koledzy z roku już starali się ugrać i nie umknęło jego uwadze, że Leightonowie nie mieli najlepszego dnia na swoje refleksy. A spodziewałby się, że rozwalą system, całkiem dobrze się na przykład w quidditchu spisywali! Ale każdy miał swój słabszy dzień, wiadomo. Przywitał się z nimi przyjaznym skinięciem głową z cichym "sup?", jednak w zasadzie akurat nie angażował się zbytnio w rozmowę póki nie rzucił ostatnią rzutką.
Damn, to było zniewalająco dobre. Wiedział, że baloniki uskakują i naprawdę nie spodziewał się, że trafi wszystkie. Ba, połowa byłaby już fajnym wynikiem! A jednak ostatecznie się okazało, że miał zacznie więcej szczęścia, a może też więcej umiejętności niż sam przypuszczał, i poza pogodą w butelce (co wyglądało generalnie fajnie, takie małe piorunki za szkłem!) dostał też smoczka. Znaczy, zapalniczkę smoczka, ale że rzadko w sumie palił i używał do podpalania pecika różdżki, bardziej traktował nagrodę jako taki śmieszny pupilek czy coś w tym rodzaju.
Rzuty na zakłócenia:
1. 6
2. 9
3. 2
4. 6
5. 3
Rzut na trafienie:
1. 10 + 2 = 12
2. 9 + 2 = 11
3. 8 + 2 (-1) = 9
4. 8 + 2 = 10
5. 9 + 2 (-1) = 10
Rzut na nagrodę: 4. Pogoda w butelce: Burza z piorunami.....
Nagroda specjalna: tak
rozliczone i dodane do kuferka
Ravenclaw |
75% |
Klasa VII |
17 lat |
zamożny |
Homo |
Pióra: 64
Z uwagi na to, że przy rzutkach chwilowo zrobił się niekomfortowy tłum, Tim na ten moment je ominął, ledwo też tylko spoglądając na gumochłony. To drugie zupełnie go nie interesowało i nie zatrzymało jego uwagi nawet na dwie sekundy, z kolei no, nie będzie się pchał między ludźmi, bo teraz potrzebuje grać. Nie.
Nawet rozważał żeby iść na targ, a wrócić tu później, lecz jego uwagę przykuł tak zwany szpon. Zawahał się, przyglądając mu się chwilę ze swoistym kryzysem, ostatecznie jednak poddał się pokusie i podszedł, decydując się zagrać. Okazało się to znacznie trudniejsze niż przypuszczał, ale nawet miało to sens, nie mogło być za łatwo. I przy trzeciej próbie prawie mu się udało! Nawet miał już kulkę z jakąś nagrodą, nie wiedział jaką, ale wypadła z dziabki dosłownie przed wylotem. Zaklął siarczyście, troszkę sfrustrowany, by ostatecznie zostawić tą maszynę dla innych. Powiódł wzrokiem po zebranych, wahając się czy powinien czekać na rzutki, czy sobie iść, ostatecznie jednak skierował się na targi.
zt.
Rzut na szpon: 13, 14, 19
Rzut na nagrodę: chuj.
rozliczone
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
Will, co pewnie nikogo by nie dziwiło, pojawił się absolutnie zdeterminowany by siać chaos i zrobić co w jego mocy by ten jarmark był więcej niż ot, ciekawy. W każdym razie dla niego! Naturalnie, najpierw musiał się rozeznać w terenie, trochę pokorzystać, może znaleźć partnera do wykonania jakiejś zbrodni, na którą potencjalnie by wpadł... A potem dopiero, prawdopodobnie, zepsuć wszystkim zabawę.
Najpierw, jak absolutnie każdy, tak samo i on, zaczepił o loterię, by otrzymać w efekcie pogodę. Patrząc na to jaka to pogoda, już miał pewien pomysł na wspomniany chaos na później! Chociaż też zastanawiał sie czy i on chciał znaleźć się teraz, w tym wietrze i dość chłodnej aurze, dodatkowo w burzy... Mało komfortowe, z pewnością. Ale czego nie robi się dla żartu? Jeszcze szukał tej granicy.
Skierował się więc dalej, chowając butelkę.
Nagroda w loterii: (3 rzuty) 18 - Pogoda w butelce: Burza z piorunami
rozliczone i dodane do kuferka
Gryffindor |
75% |
Klasa V |
15 lat |
średni |
Homo |
Pióra: 228
Naprawdę miał już odejść, ale wpadł w pewnego rodzaju syndrom hazardzisty - teraz to ten moment, ta chwila, na pewno w tej sekundzie wygra, a jak odpuści to nie wygra! I tak oto pan od loterii stracił w niego wszelkie skrawki już nadszarpniętej wiary gdy po raz milionowy rzucał rzutkami w dzikiej determinacji. Ale chciał tego smoczka!
Ostatecznie jednak naturalnie to nie był ten moment ani ta sekunda, nie wygrał, i również jego wiara umarła iedy dostał do ręki kolejną salamandrę. Przynajmniej każda miała inny kolor! Westchnął z rezygnacją.
- Nie, pierdolę to, idę na szpon czy coś, nie wiem. Może tam wydam resztki pieniędzy, chyba jestem głównym pana dochodem. - To, jak loteriarz pokiwał głową w przyznaniu mu racji, odebrał jako przytyk, ironię, acz nawet się nie przejął. Zamiast tego wyjął różdżkę by znowu spróbować szczęścia zmniejszenia obu pluszaków, jakie zostały w normalnym rozmiarze.
- Reducio - rzucił ściszonym głosem, a jedna z salamander niby się zmniejszyła... Ale tak jakoś mniej niż poprzednie. Zmarszczył nieco brwi. - Dobra, ujdzie - rzucił, biorąc ją za fraki i wpychając do torby, która nawiasem mówiąc miała już bardzo mało miejsca. Następnie spróbował zz drugą, ta jednak wyraźnie zmniejszyła się niewiele, tylko trochę. Niby zawsze coś, ale... - Co do... - Wymamrotał, biorąc pluszaka. Mógł go komuś oddać, być miłym. Ale nie był miły.
- Pewnie tu wrócę. - Nawet lekko uśmiechnął się do pana od rzutek, nowego kumpla w niedoli najwyraźniej, i odszedł łaskawie żeby spróbować odwiedzić też inne miejsca na jarmarku.
Rzuty na zakłócenia:
1. 9
2. 5
3. 5
4. 6
5. 9
Rzut na trafienie:
1. 3 + 2 = 5
2. 6 + 2 = 8
3. 5 + 2 = 7
4. 10 + 2 = 12
5. 4 + 2 = 6
Rzut na nagrodę: 8. Ciepła pluszowa salamandra (szkarłatnoczerwona)
Nagroda specjalna: nie
Rzuty na zakłócenia Reducio:
1: 3
2: 2
rozliczone i dodane do kuferka
Slytherin |
75% |
Klasa VI |
16 lat |
średni |
Bi |
Pióra: 162
Mógł rzecz jasna poczekać na decyzję kolegów, ale przecież to prawie pytanie retoryczne. Chyba to oczywiste, że mieli przejść przez wszystkie jarmarkowe narzędzia tortur. Od rzutek aż po... Szpona. Dla Philipa automat nie był aż taką nowością, ale zdaje się, że nigdy nie miał szansy spróbować swojego szczęścia i prawdopodobnie właśnie to go tu przywiodło. To i fakt, że nagrody były naprawdę kuszące i kosztowne. W szczególności peleryna.
Zatrzymał się tuż przy automacie i przez chwilę nie wiedział, co zrobić z trzymaną przez siebie salamandrą. Zerknął nieufnie na Iana, właściwie przypominając sobie o jego chochli oraz o tym, że we wszystkim ostatnio czuł się co najmniej pięć razy bardziej pechowy od brata. W końcu od lat porównywał się do niego. Ba, przecież nawet nie on zaczął! Wszyscy porównywali ich od małego. Takie uroki posiadania bliźniaka. Zostało mu to w głowie... Ale przecież nie będzie targał wszędzie przerośniętej salamandry. Co prawda ta wierzgała lekko nóżkami w powietrzu, ale jakoś nie sądził, by miała nadążyć i szczerze mówiąc nie chciał by ubrudziła swoje małe salamandrze pluszowe stópki.
Wyjął więc różdżkę i skierował ją na pluszaka, aby zaraz wypowiedzieć zaklęcie reducio. Ku własnej uldze, salamandra nie zamieniła się w mopsa na wzór kociołka Iana i zaraz mógł upchnąć ją do torby.
Następnie mógł już zabrać się za hazard!
Potarł dłonie, jakby przygotowywał się do wielkiego wyczynu i rozpoczął pierwszą próbę... Przy której szpon niczego nie chwycił. Oraz drugą próbę...! Przy tej też nic nie złapał.
Przy trzeciej nabrał nadziei na nowo. Szpon chwycił nagrodę, podniósł ją i zaczęła zbliżać się do niego! Aż w końcu oczywiście opadła pod wpływem ruchu mechanizmu. Tyle z jego szczęścia.
Rzut na szpon: 15, 11, 4
Rzut na nagrodę: -
Rzut na zakłócenia: 7
rozliczone
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Jakikolwiek nie byłby wynik rozgrywki w rzutki, z pewnością moda latorośl Boleynów ubawiłaby się przy tym przednio. Obydwoje uwielbiali wygrywać - a Pascal to już w szczególności bywał bardzo konkurencyjny, lubił zdrową rywalizację - ale też potrafili przegrywać z godnością. Wychowanie się w magicznym kasynie połączone ze znanym nazwiskiem zobowiązywało do pewnych ważnych cech, nawet jeśli wyuczonych.
- Oui, masz całkowitą rację. Zastanie nas tutaj noc, zanim zasmakujemy dreszczyku emocji przy innych atrakcjach. Prowadź, moja droga siostro. - Choć to Ori ujęła jego pod ramię, pozwolił jej kierować ich krokami. Rozejrzał się przy tym z zainteresowanym uśmiechem po rosnącym wciąż tłumie. Najwyraźniej jarmark cieszył się naprawdę dużą popularnością.
Szpon, który był ich kolejnym celem, nie był im wcale obcy. Czy nie mieli przypadkiem takiej machiny w kasynie? Może nie teraz, ale kiedyś, lata temu? Pułapka na pieniądze, wyciągająca najdrobniejsze i najbardziej schowane w kieszeniach monety.
- Podobno do trzech razy sztuka, zobaczmy na ile prawdziwa jest ta teoria. - Puścił siostrę pierwszą, kibicując jej entuzjastycznie i razem z nią niaml ciesząc się wygraną. Niestety, było jej dane oszukać przeznaczenie. Czy jemu się uda?
Jak w końcu zabrał się do łowienia nagród, szło mu... cóż, coraz gorzej, wbrew ogólnemu przekonaniu, że trening czyni mistrza. Za pierwszym razem już-już prawie nagroda dotarła do dziury, ale szpon wypuścił ją zanim w ogóle się otworzył. Za drugim pakunek wypadł ze szpona, jak tylko łapsko wynurzyło się z kupki nagród. A za trzecim... cóż, nawet nic nie złapał!
- Hm, czyżby nasza passa została wykorzystana w kasynie? - Rzucił to radosnym, wciąż rozbawionym tonem, już kierując się z Oriane w kierunku loterii, gdzie wygrana była pewniakiem.
Rzut na szpon: 11
Rzut na szpon: 9
Rzut na szpon: 2
rozliczone
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Przeznaczenie zdawało się tego dnia nienawidzić ich obojga. Albo przynajmniej pokazywało im z radością środkowe palce w każdej możliwej kombinacji.
- Być może fortuna mści się na nas za tworzenie w kasynie własnej passy - odparła wesoło w słowach, co komuś mogłyby wydać się enigmatyczne. Wiedziała jednak, że Pascal natychmiast zrozumie. Mowa w końcu była o ich sławetnym oszukiwaniu za dziecięcych lat.
Ach, świetna to była zabawa! Tworzyć własne powodzenie. Oriane, choć lubiła gry szansy, zazwyczaj lubiła w nich najbardziej fakt, że często można było te szanse przechylić na swoją korzyść jedynie odrobiną wysiłku głowy. Albo dobrym planowaniem i jeszcze lepszym partnerem w niecnotach.
O ile nie podobał jej się sznurek niepowodzeń wiedziała, że tak jak oni oszukiwali w kasynie, tak jarmarczne gry zazwyczaj były ustawione tak, by utrudnić wygraną. Inaczej nie byłoby z nich zysku. Dlatego też nie rozpamiętywała pudeł, ciesząc się beztroską oraz czasem spędzonym z bratem, co ostatnimi czasy było rzadkością. Praktycznie nie było opcji żeby mieć Pascala na wyłączność, o ile w ogóle trafili na siebie w plątaninie szkolnych korytarzy. Słowem: chętnie dawała się obdzierać z drobnych.
Nawet jeśli wolałaby coś wygrać dzień i tak zapowiadał się na net pozytywny.
Powędrowała razem z Asem ku loterii. Przynajmniej tutaj zapowiadało się na pewniaka. I była z siebie zdecydowanie dumna, że z góry zrzuciła loterię na koniec kolejki rozrywek.
Dowcipny kociołek.
Kociołek.
Serio?
- Mon dieu! Fortuna dzisiaj zdecydowanie się mści.
Cóż, teraz była kolej Pascala. Pozostawało mieć nadzieję, że wylosuje coś, co zechce zamienić na dowcipny kociołek.
Nagroda w loterii: 61 (16p łącznie)
Zadania eventowe: [1] Jarmark czas zacząć!, [2] Hazard uzależnia!
rozliczone i dodane do kuferka
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Gryffindor |
0% |
Klasa VII |
18 lat |
b. ubogi |
Bi |
Pióra: 165
Po loterii nawet zainteresował się gumochłonami, jednak widząc spory tłumek ludzi i po krótkich oględzinach dowiadując się, że jest już pełen skład do zaczęcia gry, na ten moment odpuścił i przeszedł do rzutek, bo tam z kolei zrobiło się trochę miejsca. Nie wyglądało to generalnie na trudne!
I pewnie to przekonanie go zgubiło. Podszedł może do tego zbyt na pewniaka, może powinien był się skupić bardziej. A może jest upośledzony po prostu i nie powinni go wpuszczać jednak na boisko quidditcha. I tak jak pierwszą rzutką w ogóle nie rzucił, ot spadła żałośnie i było niezręcznie, tak kolejne wcale nie były lepsze. Właściwie, przysiągłby, że drugi rzut był przypadkowy, choć nie powiedziałby tego na głos, to wszystko jego umiejętności! Wycofałby się z tej teorii jednak za chwilę, bo druga rzutka była jedyną, która trafiła, a ostatnia podzieliła los pierwszej. Boże, co za wstyd...
Rzuty na zakłócenia:
1. 1
2. 3
3. 4
4. 6
5. 1
Rzut na trafienie:
1. 0
2. 6 + 3 (-1) = 8
3. 3 + 3 (-1) = 5
4. 2 + 3 = 5
5. 0
Rzut na nagrodę: -
Nagroda specjalna: nie
rozliczone
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Uniósł jeden palec w górę, jakby chciał podkreślić trafność słów siostry.
- Ha! To na pewno to. - Pokiwał głową niby w zadumie. - Cóż, najwyraźniej nie zawsze można wychodzić tak zwycięsko z każdej gry hazardowej. - Poklepał delikatnie siostrę po dłoni, po czym spojrzał na stanowisko z loterią. To było bardzo mądrze przemyślane przez Oriane zagranie, zostawić pewniaka na sam koniec wędrówki przez gry. Nawet jeśli nie wszystkie nagrody były aż tak fascynujące, to jednak znalazły się wśród nich niektóre naprawdę godne uwagi, albo chociaż przydatne i interesujące.
Stety niestety los chyba się na nich naprawdę uwziął, bo widząc nagrodę, jaka przypadła Ori... Pascalowi zrobiło się jej aż szkoda! I mimo że wspólne spędzanie czasu było dużo bardziej nagradzające niż jakiekolwiek materialne przedmioty, to wolałby widzieć radość z wygranej rozświetlającą twarz siostry. No i aż obawiał się co takiego dostanie się jemu...
- To napawa mnie większym lękiem niż mógłbym kiedykolwiek przypuszczać. - Z kręceniem głową i krótkim, połowicznie rozbawionym śmiechem, zapłacił za swój los, po czym... Ciepła pluszowa salamandra? To bardzo przydatny przedmiot, szczególnie w chłodnej, deszczowej Szkocji! Tym bardziej w lochach zamku, gdzie obecnie mieszkała Oriane...
Spojrzał na siostrę z troszkę tylko podstępnym uśmiechem.
- Doskonały prezent na zbliżającą się zimę. Myślę, że do ciebie ta salamandra pasuje znacznie lepiej, niż do mnie. - Wyciągnął pluszaka w kierunku Oriane, unosząc lekko brwi.
Nagroda w loterii: 47 (10PF)
Zadanie:[2] Hazard uzależnia!
Uczestnicy: -
Dodatkowe informacje: 4/4
rozliczone i dodane do kuferka
Ravenclaw |
0% |
Klasa I |
|
b. ubogi |
|
Pióra: 9
Na uczestników kolejnego wyścigu gumochłonów musieli czekać nieco dłużej. Nie wiedzieć czemu niektórzy wciąż nie byli do końca przekonani do stoiska. Zupełnie jakby wątpili w świetność tych stworzeń, genialność pomysłu, jakim było zorganizowanie całych zawodów, albo kompetencje Liz Stark, która ledwie trzy lata temu ukończyła Hogwart i zdaje się, że nie miała w nim najlepszej reputacji... Nie to, żeby robiła coś nie tak! Nie, swoim skromnym zdaniem radziła sobie świetnie. Problemem bywał regulamin szkolny.
Teraz jednak młoda kobieta, której tatuaż przedstawiający rogogona węgierskiego na nowo uspokoił się i jedynie łypał leniwie na przechodniów, trzymała na rękach jednego ze zwycięzców ostatniego wyścigu - a którego, wiedziała tylko i wyłącznie ona. Jakimś cudem je rozróżniała. Albo co najmniej świetnie udawała, że je rozróżnia. Nikt nigdy nie sprawdzał jej wiedzy.
Gdy śluz zaczął powoli skapywać z jej dłoni, zamiast zostać gromadzonym w licznych fiolkach, aby potem trafić do najróżniejszych eliksirów, znalazł się ostatni odważny uczestnik kolejnego wyścigu. Kobieta powitała go tajemniczym uśmiechem.
- Świetny wybór! - odkrzyknęła, pstrykając ku niemu palcami wolnej dłoni, z którym w tym samym momencie błysnęło w powietrzu kilka drobnych, złotych iskierek.
Gumochłon w końcu nie bez powodu zwany był Gumochłonem! To znaczy, chyba nie bez powodu. Wskazywałoby to, że jest najgumochłońszym z gumochłonów, prawda? Albo na to, że nikt za nim nie przepadał. Albo może był ostatni i nikt nie miał siły wymyślać mu imienia...
Tajemniczy gumochłon z rąk Liz został odłożony z ostrożnością, o którą nikt nie posądzałby do tej pory kobiety, do gromadki najedzonych stworzeń, które najwyraźniej odpoczywały... Choć według mniej zainteresowanych opieką nad magicznymi stworzeniami mogły one równie dobrze nie żyć. Nie robiły na co dzień zbyt wiele. Leonardo najpewniej nawet nie wiedział, że przytula się boczkiem do Boba.
Kobieta ponownie wskoczyła na stół i rozejrzała się po obecnych. Kilkoro zainteresowanych zdążyło zniknąć w tłumie, a przecież z pewnością chcieli zobaczyć każdy zwrot akcji, jaki czekał ich typy na arenie.
Choć wcześniej zdążyła dać już popis znajomości magii bezróżdżkowej, tym razem wyciągnęła różdżkę, aby tuż po krótkim, cichym i niewinnym odkaszlnięciu, przyłożyć ją do szyi i użyć zaklęcia sonorus, co wyraźnie przyniosło jej całe mnóstwo radości. O tak, miała pretekst do zakłócenia porządku na Jarmarku i nie zawahała się ani chwili.
- Uwaga, uwaga! Tutaj tworzy się historia! To lepsze niż kolorowe baloniki i na pewno wszyscy skończyliście z losowankami! Za moment startujemy z kolejnym wyścigiem gumochłonów, nie będziemy na nikogo czekać, więc-! - tu zawahała się ledwie na chwilę i można by przysiąc, że miała ująć to w niecenzuralny sposób, ale naprawdę chciała jeszcze pojawić się na podobnych targach. - ZAPRASZAM!
Z pewnością było słychać ją w całym Hogsmeade i mogła być pewna, że każdy właściciel konkurencyjnych stoisk posłał jej co najmniej zmęczone spojrzenie. Mężczyzna obsługujący stoisko z rzutkami przewrócił nawet oczami.
Zaraz Liz przykucnęła na stoliku i schowała różdżkę do tylnej kieszeni spodni, aby zająć się układaniem wybranych przez uczniów gumochłonów w odpowiednich miejscach.
- Podekscytowani? - dopytała, już normalnym, choć wciąż zadziwiająco donośnym głosem osoby, które zebrały się za nią.
Właściwie nie mogła być pewna, że tam stoją, a już na pewno nie mogła wiedzieć, czy brakujące osoby zdążyły przepchnąć się z powrotem do tego punktu, tylko zdawała się na to nie zważać. Robiła swoje i najważniejsze, że sama bawiła się przy tym świetnie. Właściwie sprawiała wrażenie osoby, która mogłaby w czasie wolnym układać gumochłony w podobny sposób i zmuszać swoich znajomych do obstawiania. Niestety nie mogli być pewni. Nigdy. Za to po jej głowie krążyło akurat pojedyncze wspomnienie o podobnych wyścigach, choć na dużo mniejszą skalę, kiedy to zadała to samo pytanie, a jeden z jej chyba kumpli odparł "ale Liz, to gumochłony".
I kto miał rację, Steve? To tylko gumochłony? Ciekawe, jak teraz ty się bawisz! - pomyślała z dumą prostując się, aby raz jeszcze móc górować nad osobami zebranymi dookoła.
- Jesteście? - zerknęła na moment ku obserwatorom, jednak nawet nie wyszukała wzrokiem każdego z uczestników. - Super, ruszamy.
Zaraz po tym ponownie uniosła ruchem ręki deseczki, które dzieliły gumochłony od sałaty, a te faktycznie ruszyły! Z pewnością miałyby obłęd w oczach, gdyby tylko miały oczy.
Na moment Liz skupiła więcej uwagi na zebranych tu uczniach.
- Psst. Lubią jak się je dopinguje - rzuciła do nich niemal konspiracyjnym tonem, jakby zdradzała im właśnie największą tajemnicę. - Tylko pamiętajcie wspomnieć ich imiona.
Naprawdę liczyła, że narobią bezsensownego hałasu.
Najszybszy był tym razem Wolfgang! Nikt nie spodziewał się takiej prędkości po byle gumochłonie. Ledwie dziesięć sekund i już był przy sałacie, od której chwilę temu dzieliło go całe piętnaście centymetrów. Piętnaście! Dalej łeb w łeb szli Bulldozer oraz Blobby. Nieco wolniejszy był Sock, a na końcu...!
Na końcu był Gumochłon. Gumochłon chyba nie był pewien co się dzieje, ale zaraz mogło być pewne, że jego odwłok był zwrócony ku sałacie. Ruszył w przeciwnym kierunku, jakby chciał się wydostać. Nie był stworzony do tego życia. Sława mu nie odpowiadała. Chciał wieść spokojny żywot. Co przyszło mu do głowy, by pokazywać się z tej najlepszej strony i rozszarpać sałatę przy ostatniej okazji?
Gdy Gumochłon kontemplował swoje dotychczasowe osiągnięcia - czy raczej zdawał się to robić - a nawet zaczął niezdarnie wspinać się po ściance na zewnątrz swojej zagródki, kobieta jedynie wsparła się rękoma pod boki. Chyba nawet ona nie widziała jeszcze tak żałosnego występu.
W międzyczasie Sock zdążył dopaść swój liść sałaty i z pewnością ku zdziwieniu wszystkich zebranych - może prócz samej organizatorki - pochłonął cały liść na raz!
Iluzja ta trwała jedynie parę sekund, bo zaraz każdy mógł być pewien, że Sock nie był wcale tak zdolny. O nie. Sock był oszustem. Jedyne, co udało mu się zrobić, to przepełznąć wystarczająco sprawnie, by zaraz pokryć całego liścia swoim ciałem. Na swoje nieszczęście - a raczej nieszczęście Camdena - nie wyhamował w odpowiednim momencie i zaraz wszyscy mogli ujrzeć kawałek sałaty wystający spod jego odwłoka.
W tym czasie Blobby, Bulldozer i Wolfgang pochłaniali coraz więcej. Blobby i Wolfgang byli zresztą coraz bardziej łapczywi, podczas gdy Gumochłon pogodził się ze swoim losem i zaprzestał dalszych prób ucieczki. Zamiast tego wykręcił, zupełnie jakby chciał jednak wziąć udział w zawodach. Co innego mu pozostało? Pewnie nawet sprawnie dotarłby do swojego liścia, gdyby nie to, że zaklinował się w swoim boksie wykręcając. Gdyby tylko mógł spoglądać, spoglądałby teraz wprost na swój odwłok z poczuciem ogromnego zawodu samym sobą. Zakładając, że byłby zdolny do takich emocji.
Nagle jeden z zawodników przerwał dalsze cierpienia Gumochłona. Nareszcie! Był o krok od wolności! Cóż, względnej wolności. Zagroda wydawała mu się wolnością. Nienawidził toru wyścigowego.
Zwycięzcą okazał się wreszcie Blobby, który wyprzedził Wolfganga ledwie o cztery sekundy! To przecież tak niewiele w gumochłonowym pojęciu czasu!
- Brawa dla Blobby'ego! - wykrzyknęła Liz, klaszcząc w dłonie.
W rzeczywistości podała imię gumochłona tylko na wypadek, gdyby ktoś zdążył się pogubić, na którym torze występował który.
- Ale hej, nie ma tego złego. W razie czego, drugie podejście macie za pół ceny - zwróciła się do przegranych, zawieszając wzrok na dłuższą chwilę przy Milesie. Chłopakowi należała się druga szansa... Jej propozycja właściwie została podyktowana jedynie występem Gumochłona. Nie planowała wcześniej obniżek, ale też nie obawiała się spontanicznych decyzji.
Następnie sięgnęła po słój do losowania nagrody i zbliżyła się do Aurory.
- No, to zobaczmy, co wygrałaś.
Imię |
Bonus ukryty |
Bonus jawny |
suma |
7. Blobby |
3 |
2 |
5 |
8. Bulldozer |
3 |
0 |
3 |
16. Wolfgang |
3 |
1 |
4 |
19. Sock |
2 |
0 |
2 |
21. Gumochłon |
1 |
0 |
1 |
Slytherin |
100% |
Klasa VI |
16 |
b. bogaty |
Hetero |
Pióra: 26
Czy spodziewała się, że brat zechce oddać jej swoją salamandrę? Nie. Nie była jednakże zdziwiona, podobne zachowanie mieściło się w zakresie jego natury. Zdecydowanie był lepszym od niej człowiekiem - zawsze tak sądziła. Może też dlatego czasem była wręcz nadopiekuńcza; chciała chronić go nie tylko przed wszystkimi ludźmi jej własnego pokroju ale i przed tymi jeszcze gorszymi.
Może i miała na swój temat zdanie gorsze niż mieć powinna; być może nie doceniała jak bardzo była w głębi serca zła. Kto wie? Życie wciąż nie rzuciło w jej kierunku żadną sprawą, która mogłaby rozstrzyc podobną zajawkę.
- Ach oui, tak samo zimnokrwista - odpowiedziała żartem, co miał parę warstw, przyjmując jednocześnie pluszaka.
Bo salamandra jako zwierzę jest zimnokrwista, ta konkretna salamandra była jednak ciepłą salamandrą na zimowe wieczory. Doskonale wręcz pasowała do Oriane nawet w sensie metaforycznym: zimna czy ciepła? Oba, żadne?
Oczywiście Oriane nie zamierzała pozostawić brata z pustymi rękoma. Zaoferowała mu więc dowcipny kociołek co zdecydowanie bardziej był w Pascalowym stylu. Szczerze? Niemal żałowała, że nie jest na jego roczniku, kiedy mu ten kociołek oddawała - piekiełko jakie nim rozpęta będzie warte obejrzenia.
- Cokolwiek z nim zrobisz chcę pełen raport. - Uśmiechnęła się z jednym kącikiem ust nieco wyżej, dla zaznaczenia, że spodziewa się niecnot i psikusów.
Jeszcze tego brakowało, żeby się o dowcipie dowiedziała z plotek, nie ze źródła!
Spojrzała ku krzyczącej kobiecie od gumochłonów. Hm, przydałoby się pójść zobaczyć czy Bulldozer ją zawstydził. Uniosła lekko brwi, zerkając pytająco ku bratu.
Zrozumieli się, jak to w ich przypadku bywało, bez słów. Ręka w rękę powędrowali oglądać wyścig.
- Dalej Bulldozer! Bulldozer! Woo!
Cóż, Bulldozer nie wygrał. Ale też jej nie ośmieszył. Biedny człowiek, co postawił na gumochłona Gumochłona...
Zadania ewentowe: [12] Deal?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.
Hufflepuff |
75% |
Klasa VII |
17 |
zamożny |
Bi |
Pióra: 45
Aurora oddaliła się od części jarmarcznej z grami tylko na krótką chwilę, żeby zabić czas oczekiwania na wyścig gumochłonów i nie wkręcić się zbytnio w inną grę w międzyczasie, bo chciała koniecznie być obecna i wspierać swojego wybrańca. Akurat odeszła od stoiska z książkami, kiedy usłyszała magicznie podniesiony głos prowadzącej wyścigi, nawołujący do rozpoczęcia kolejnego starcia. Podekscytowana, z szerokim uśmiechem upchnąwszy książki do torby może aż nazbyt niedbale, szybkim krokiem wróciła do zagrody, gdzie dobrze jej znana, niewiele starsza była uczennica Hogwartu już przygotowywała się do startu tej rundy.
I ruszyli!
- Łuuuu, Blobby, dawaj! Żryj tę sałatę jakbyś miał cztery żołądki! - Oczywiście nie omieszkała zagrzewać swojego zaciętego w walce gumochłona. Podskakiwała przy ogrodzeniu w nieukrywanej ekscytacji, wychylając się tak, jakby sama zaraz miała zamiar tam wskoczyć i zeżreć tę sałatę. - DAWAJ, OSTATNIA PROSTA! JESZCZE DWA KĘSY, BLOBBY! POCHŁANIAJ! - Aurora całkowicie dała nura w wir kibicowania, nie przejmując się zupełnie jakąkolwiek reakcją otoczenia na jej entuzjazm. Czyli jak zwykle.
I to jej kibicowanie okazało się bardzo skuteczne, bo Blobby wygrał wyścig zawodowo! Klasnęła w dłonie i wykonała ręką zwycięski ruch, kiedy ogłoszono oficjalny wynik, a organizatorka podeszła z nagrodami do losowania.
- Hej, Liz! - Oczywiście, że Aurora ją znała! Fanatycy wszelkich stworzeń raczej nie byli sobie obcy w niewielkim, mimo wszystko, Hogwarcie. Zanurkowała dłonią po nagrodę u wyciągnęła numerek, który okazał się... sakiewką bez dna! No, no, dobra zdobycz! - Łał, dobra pula nagród, czy mam dzisiaj szczęście? Fiolet zdecydowanie bardziej do mnie dzisiaj przemawia, dzięki. Swoją drogą, super fucha, może w końcu ktoś poza nami doceni gumochłony. - Po skomplementowaniu starszej znajomej, puściła do niej oko i odeszła w kierunku innych stoisk, nie chcąc jej zabierać więcej czasu, ale obiecując sobie, że utnie sobie pogawędkę z Liz później.
Zadowolona z wyniku wyścigu, podeszła do kolejnej gry, w której miała nadzieję, że szczęście jej dopisze. I obiecała sobie spróbować tylko raz, żeby nie tracić ani czasu ani za dużo pieniędzy na gonieniu szczęścia. Wrzuciła monetę w szczelinę, pokierowała szponem nad górkę nagród, zanurkował... Złapał!... Ale zanim całkiem się uniósł, upuścił...
Chyba limit szczęścia na ten dzień został wykorzystany, ale to zupełnie Aurory nie zasmuciło. Po prostu poszła dalej cieszyć się jarmarkiem.
Nagroda Gumochłony: 6 - sakiewka bez dna (fioletowa)
Rzut na szpon: 12
rozliczone
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Poza Ulewą w butelce, Mickey - za swoje jakże celne oko - dostał również breloczek małego smoczka, co w sumie było całkiem uroczym gadżetem. Przyczepił go do paska tylko i wyłącznie dlatego, że teraz wyglądał jeszcze bardziej cool, z latającym u jego boku małym gadem.
- Podoba mi się jak myślisz, Ian, może poczekajmy aż pojawi się znowu brokatowy żartowniś, kontratakujemy podwójną ulewą. - To byłby zaiste ciekawy eksperyment.
Powstrzyma parsknięcie na ten bulwers Philipa, którego duma wyraźnie ucierpiała, bo nie zamierzał się poddawać i raz jeszcze spróbował ratować honor. Tym razem mu się udało.
- No proszę, a Philipa w końcu będzie miał kto w nocy grzać. - Nawet jeśli był to bardzo beznadziejnie czasowo rzucony żart i mógł zabrzmieć na niedelikatny, Mickey nie miał pojęcia co takiego działo się w Leightonowej głowie.
Philip nawet nie poczekał aż którykolwiek z jego towarzyszy zareaguje na zadane pytanie, więc Cavington ruszył za nim te kilka kroków w kierunku szpona. I od razu na dzień dobry obejrzał jego potrójną porażkę.
- Wyraźnie przecierasz nam szlaki, Philip. - Jak tylko Leighton się odsunął, Mickey stanął przy sterach, zacierając ręce w prowizorycznej rozgrzewce.
I spróbował.
Trzy razy.
Za ostatnim nawet prawie szpon doniósł nagrodę do dziury, ale upuścił tuż przed, wiec tym razem Mickey został z niczym.
- Piekielna machina.
Rzut na szpon: 4, 9, 16
Rzut na nagrodę: -
Zadanie: [2] Hazard uzależnia!
Uczestnicy: -
Dodatkowe informacje: 4/4
rozliczone
Gryffindor |
100% |
Klasa V |
15 |
b. bogaty |
Bi |
Pióra: 115
Zaśmiał się ciepło na słowa siostry, nie zaprzeczając im, ani nie potwierdzając. Może ktoś obserwujący ich z boku uznałby to za niemiłe, ale oni dwoje doskonale wiedzieli, że wynika to z obustronnej miłości.
Na propozycję zamiany ich nagród, Pascal zmrużył lekko oczy, jakby podejrzliwie przyglądając się kociołkowi i kalkulując jak właściwie mógłby wykorzystać jego potencjał. Z początku nie wydawał się przekonany, ale Oriane znała go zdecydowanie aż za dobrze i wiedziała, że z pewnością komuś figla wywinie. Wziął więc kociołek z kiwnięciem aprobującym wymianę.
- Oczywiście! O ile błyskawicznie podróżujące plotki nie dotrą do twych uszu albo oczy zanim zdążę zejść do lochów i zapukać w waszą ścianę. - Istniało takie ryzyko!
Zanim zdążyli cokolwiek więcej przedyskutować, nawołano do kolejnego wyścigu gumochłonów, a jako wzorowy brat zamierzał wspierać siostrę i jej wybrańca. Miał szczerą nadzieję, że i tym razem jej przeczucie nie zawiedzie i wyjdzie z potyczki zwycięsko.
Niestety, najwyraźniej entuzjastyczne kibicowanie Puchonki stojącej obok nich odniosło lepszy efekt.
- Ach, co za niepowodzenie! - Wykonał ręką gest powszechnie używany, kiedy coś komuś uciekło sprzed nosa. - Co powiesz na kolejną rundę rzutek? Może tym razem będziemy mieć nieco więcej szczęścia? - Posłał Ori pokrzepiający uśmiech i już prowadził ją do odpowiedniego stoiska, które chyba im obydwojgu dopiekło bardziej niż felerny Szpon.
- Pozwól, że tym razem ja spróbuję pierwszy, może złamiemy tę złą passę zmianą kolejności. - Oczywiście puściłby Oriane jako pierwszą, bo tak nakazywał savoir vivre, ale to nie wielkie gale i spotkania z królami, tu byli teraz jako rodzeństwo, które wydurnia się razem i ciśnie sobie z miłości.
Więc podszedł do rzutek tym razem jako pierwszy z ich dwojga.
Pierwszy rzut nie poszedł mu najlepiej, za to drugi trafił w balonik! Trzeci podzielił los pierwszego, czwarta rzutka w ogóle upadła zanim ją rzucił, a za piątym razem trafił chyba z frustracji.
- No, to już przynajmniej lepiej niż poprzednio! Ratuj honor rodziny, siostro. - Zaśmiał się serdecznie, ustępując miejsca Oriane i trzymając kciuki, żeby jej się tym razem udało coś wygrać.
Rzuty na zakłócenia:
1. 6
2. 7
3. 9
4. 1
5. 2
Rzut na trafienie:
1. 1 + 1 = 2
2. 8 + 1 = 9
3. 2 + 1 = 3
4. -
5. 7 + 1 - 1 = 7
Rzut na nagrodę: -
Nagroda specjalna: nie
Zadanie: [12] Deal?
Uczestnicy: Oriane Boleyn
Dodatkowe informacje: Zamiana salamandry na dowcipny kociołek
rozliczone
|