Ravenclaw |
0% |
Absolwent |
|
b. bogaty |
? |
Pióra: 5
Sala Chóru Obszerna sala, z której korzysta szkolny chór ze względu na świetną akustykę miejsca. Poza tymi pojedynczymi spotkaniami w tygodniu, pomieszczenie stoi zwykle puste - niektórzy z tego powodu decydują się skryć właśnie tutaj, kiedy mają dosyć towarzystwa oraz zgiełku, który towarzyszy częściej uczęszczanym miejscom.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
wtorek, 8 września 2020, godzina 14:00
Była punktualna. Być może na kogoś innego czekałaby chwilę przed czasem, ale nie miała za dobrego zdania o Cavingtonie - z wielu powodów. Nie posądzała go o punktualność, a w szczególności nie sądziła, by starał się specjalnie dla niej. Nie chciała też skracać sobie cennego czasu na lunch ze swoim kręgiem znajomych dla niego. A jednak spóźnień też unikała. Może na początku swojej nauki w Hogwarcie punktualność nie była jej najlepszą stroną, niemniej odkąd zaczęła pracować co wakacje, trochę się zmieniło.
Zatrzymała się w umówionym miejscu, a więc tuż przed drzwiami prowadzącymi do Wielkiej Sali i splotła ręce, opierając się o ścianę. Dopiero teraz przyszedł jej do głowy scenariusz, w którym Ślizgon postanawia ją wystawić... Naprawdę, nie zdziwiłaby się. Nawet nie była pewna, czy byłaby zawiedziona. Miałaby pretekst do zajęcia się zadaniem samodzielnie i później chyba mogłaby wyjaśnić, że jej partner po prostu się nie pojawił? W głowie już zaczęła układać sobie, jak mogłaby ładnie ująć to przed panią profesor. Najlepiej nie używając wulgaryzmów podczas wspominania o Cavingtonie. A odgrywając w głowie tę wyimaginowaną wymianę zdań, patrzyła ku drzwiom prowadzącym na błonia, nieobecnym wzrokiem...
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Nie wyrywał się specjalnie, żeby przyjść przed czasem na umówione spotkanie z Harper. Po pierwsze raczej rzadko zdarzało się żeby pojawiał się dużo przed czasem, a po drugie... cóż, nie zwykłe czekać na dziewczyny, raczej to one czekały na niego. I Harper nie miała być wyjątkiem w tej sytuacji. Tym bardziej, że w trakcie lunchu tak usiadł, żeby mieć na nią dobry widok. Czasem nawet zerknął w jej kierunku kontrolnie, żeby sprawdzić czy może już zabrała się na umówione miejsce. I akurat jak spojrzał ostatni raz, Gryfonka wstawała od stołu. Idealnie.
Nie chciał się spóźnić, dlatego też od razu rzucił krótkie pożganie w kierunku znajomych, chwycił ostatnie ciastko i przygotowany już kociołek, po czym przegryzając słodką przekąskę skierował się do wyjścia z Wielkiej Sali. Zaraz za drzwiami rozejrzał się na boki, ale nie musiał długo szukać swojej partnerki na dzisiejsze popołudnie. W rezultacie czekała a niego może pół minuty odkąd sama wyszła z lunchu.
Podszedł do niej bez zawahania i zatrzymał tuż obok, może nawet odrobinę za blisko.
- Punktualnie czternasta i znajduję cię czekającą na mnie. No, no, nie spodziewałem się. - Nawet jeśli wiedziała, że ją obserwował i celowo przyszedł jako drugi, to okazja do nieco sugestywnego komentarza nie mogła pozostać niewykorzystana.
Spojrzał w kierunku głównych drzwi zamku, za którymi widać było błonia, a gdzie jeszcze przed momentem wpatrywała się Harper, po czym sapnął z rozbawieniem.
- Wiesz, możemy wybrać się na spacer po błoniach, eliksir może poczekać. No wiesz: ty, ja, natura... - Oparł się nonszalancko ramieniem o ścianę i poruszył brwiami, znowu przenosząc wzrok na Brooks.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Nie spodziewał się. Nie spodziewał się, że będzie o godzinie, którą sama zaproponowała, na spotkaniu, które musiała z nim odbyć i jasno sugerowała do tej pory, że chce mieć je z głowy jak najszybciej? Nawet nie próbowała powstrzymać przewrócenia oczami.
Szybko odsunęła się od niego o krok, licząc że nie spędzi jednak dnia tak blisko Cavingtona.
- Kiepsko to o tobie świadczy - skwitowała krótko, licząc, że to zamknie temat.
Następnie ruszyła wgłąb zamku wbrew jego propozycji i próbie... No właśnie, czego właściwie? Czym miała być ta poza? Oczywiście odpowiedź na nią była jedynie formalnością. Chyba nie sądził, że dobrowolnie będzie traciła czas na niego?
- Wiesz, możesz się zamknąć aż do momentu, kiedy będziesz miał do powiedzenia coś mądrego? - zaproponowała trochę imitując jego ton i rzucając mu niewinny, lekki uśmiech.
Zaraz po tym zdaniu odwróciła od niego wzrok i wzięła głębszy wdech, karcąc się przy tym w myślach. Nie powinna dać mu się tak prowokować... Powinna była prowadzić aż do sali w milczeniu, ewentualnie rzucać czasem jakimś "tak" lub "nie", ewentualnie "spierdalaj" - wedle potrzeby. Przecież jeśli dalej będzie odpowiadała na każdą z jego głupot, ktoś nie przeżyje tego popołudnia! I prawdopodobnie chodziło właśnie o Cavingtona, któremu wreszcie wybuchnie coś w ten głupi ryj.
Na szczęście nie mieli tak daleko do wybranej przez Harper sali, w której o tej porze powinni mieć spokój. Wszystko było dobrze zaplanowane, żeby przypadkiem nie musiała zrzucić Ślizgona ze schodów. Przecież do pierwszego piętra wcale nie zdenerwuje jej aż tak... Prawda?
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
- Kiepsko świadczy o mnie punktualność? Nie spodziewałem się, że lubisz buntowników spóźniających się dla zasady. - Zupełnie nie zrażony tym, że pewnie próbowała mu dopiec, z uśmiechem odbił się od ściany i ruszył za nią w kierunku... właściwie nie miał pojęcia gdzie idą, ale najwyraźniej Harper miała już jakiś cel wybrany. Tym lepiej.
Zrównał z nią krok, jak tylko doszli do schodów prowadzących na piętro. Chociaż szedł równolegle z nią, to jednak trzymając odrobinę dystansu, w razie jakby przypadkiem zamachnęła się i przypadkiem chciała trafić w niego.
- Oho, czyżbyś dostała niestrawności po lunchu, że taka jesteś humorzasta? Ominął cię deser? A może to te dni? Holender, mogłem wziąć ze sobą czekoladę żeby mieć cię czym pacyfikować zanim wejdziesz w pełny tryb Harpii z Gryffindoru. - Pokręcił lekko głową niby to z niezadowoleniem dla swojego niedopatrzenia, ale na jego ustach wciąż błąkał się niezmienny uśmiech zadowolenia z samego siebie. Tym bardziej był zadowolony, że udało mu się prowokować Brooks tymi komentarzami. Sprawiało mu dziwną satysfakcję to wbijanie jej szpilek tak skutecznie, że nie mogła tego ignorować.
Spacer po pierwszym piętrze nie zajął im dużo, bo zaraz niedaleko schodów Harper skręciła w stronę drzwi sali, którą zdarzyło mu się odwiedzić kilkakrotnie. Nie na zajęcia z chóru, bynajmniej. Przez to też nie mógł powstrzymać krótkiego, rozbawionego prychnięcia.
- Wiesz, Brooks, wiedziałem że chcesz mnie mieć tylko dla siebie, ale nie sądziłem, że wybierzesz do tego najbardziej odosobnione i nieuczęszczane poza zajęciami miejsce. Aż tak nie chcesz, żeby ktokolwiek nam przeszkodził? - Spojrzał na Gryfonkę z jakąś dozą złośliwości w uśmiechu, sugestywnie dwukrotnie poruszając brwiami.
Wszedłszy nieco głębiej do sali, odstawił kociołek i odłożył swoją torbę na jedną z ławek. Nie będzie przecież sterczał jak słup soli i bez sensu trzymał wszystko w rękach, kiedy może z tymi rękami robić dużo ciekawsze rzeczy... I to wcale nie takie, o jakie w tej chwili większość osób by go posądziła. Aczkolwiek w razie jakby jednak ktoś do sali wszedł, mógł nadal okazję wykorzystać, żeby dać gapiom materiał do plotek, którymi on się nie przejmie, ale Harper pewnie tak.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Ale on tak bardzo jej wszystko utrudniał! Wszystko musiał przekręcić na swoją wersję, w której to on wypadał super, a inni? Inni się nie liczyli!
- Raczej kiepsko świadczy, że nie spodziewałeś się, że ktoś inny może czekać na ciebie punktualnie? - sprostowała z niezadowoleniem.
Naprawdę nie chciała dać się mu prowokować, ale przecież nie mogła tak zostawić podobnych tekstów!
W dodatku Cavington doskonale wiedział, jak rozmawiać z dziewczynami... Jak rozmawiać z dziewczynami, żeby były zażenowane i czuły się gorzej! A przynajmniej to z nią tak rozmawiał i nie wyobrażała sobie, jak inne panny mogą z nim wytrzymywać. Jak Kaia z nim wytrzymywała?! To akurat największa tajemnica. A przecież mówiła jej, że to beznadziejny pomysł...
- To tylko uczulenie... - mruknęła w odpowiedzi na jego domysły.
Nie miała nawet zamiaru kończyć tej myśli. Niech dopytuje, albo domyśli się na kogo mogłaby je mieć. To nie takie trudne. Co prawda, nie spodziewała się po Ślizgonie jakichkolwiek przejawów bystrości, ale może tym razem zaskoczy? A jeśli tylko mu wyjdzie, pewnie rzuci kolejnym durnym tekstem, na który powinna być gotowa... Ale jak przychodziło co do czego, nigdy nie była.
- Wow, Cavington. To zupełnie tak, jakby podczas warzenia eliksiru nie byłaby ci potrzebna gromadka gapiów. Przykro mi, że cię zawiodłam, ale nie, faktycznie, nie będziemy tego ogarniać na środku korytarza, czy - i to może być dla ciebie kolejny ogromny szok - na środku schodów.
Mówiąc to zabrała się do rozkładania najpotrzebniejszych rzeczy na stole, tuż obok odstawionego przez niego kociołka. Czas zaczynać i jeśli wszystko dobrze pójdzie, będzie miała Cavingtona z głowy za czterdzieści minut. A przecież nie dobiorą ich w parę kolejny raz, prawda? Nie miała aż takiego pecha!
Po rozstawieniu wszystkiego, wyciągnęła różdżkę, aby zaraz rzucić aquamenti i napełnić kociołek wodą, co na szczęście wyszło wyjątkowo sprawnie. Następnie nawet nie odzywając się do niego słowem, sięgnęła ponownie do torby po podręcznik, by szybko znaleźć w nim oznaczoną stronę z wybranym wcześniej eliksirem.
Aquamenti: 10
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
W przekręcaniu wszystkiego na swoją korzyść był zdecydowanie mistrzem. Toż to część jego uroku!
- Och, ależ jak najbardziej spodziewam się, że ktoś może czekać na mnie punktualnie, po prostu nie spodziewałem się tego dzisiaj po tobie. - Jak tak obserwował ją w Wielkiej Sali, to im bliżej było godziny spotkania, tym bardziej był przekonany, że Harper spóźni się celowo. Choćby po to, żeby spróbować zrobić mu na złość.
Nie dopytywał co to za uczulenie, bo intuicja podpowiadała, że chodzi jej o niego. Totalnie się tym nie przejął i w ogóle nie poświęcił tej myśli ani sekundy swojego cennego czasu więcej. Nie mniej jak najbardziej nawiązał do tematu.
- To może zamiast eliksiru na zajęcia lepiej zrobić jakiś na uczulenie? Chyba że kojarzysz jakieś zaklęcie, zawsze mogę spróbować i je na ciebie rzucić, może akurat pomoże. W najgorszym wypadku wyłysiejesz, albo coś. - Nie mówił tego ani trochę poważnie, raczej po to, żeby po prostu coś odpowiedzieć. Nie mógł przecież zostawić jej słowa jako ostatnie.
Zacmokał niby to niecierpliwie, ale było to nadal częścią tej gry, w którą grał z nią bezustannie - denerwowanie Harper.
- Nie potrzebuję grona czirliderek do uwarzenia eliksiru. Raczej zaskoczyło mnie, że wybrałaś salę, która poza chórem służy raczej do schadzek, które mają pozostać z dala od nieproszonych gapiów. If you know what I mean. - Właściwie mogła nie podłapać, bo zakładał, że z niej taka żelazna dziewica, jak z pierwszoklasistek. Nie żeby próbował wyrywać pierwszoklasistki! Znał pewne granice.
Jak tylko Harper napełniła kociołek wodą, Mickey nie pozostał gorszy i wyjął swoją różdżkę, żeby rozpalić pod naczyniem magiczny ogień.
- Lacarnum Inflamari - Płomyki od razu zaczęły trzaskać cichutko pod denkiem. Zadowolony z siebie Cavington pochylił się nad Harper, kiedy ta już otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie. Oczywiście miał swoją książkę, ale po co ją wyciągać, skoro mogli korzystać z jednej?
- Jaki mamy pierwszy krok? Myślę, że powinnaś czynić honory. - Z lekkim niby ukłonem wskazał na kociołek, jakby chciał zaprosić ją do wrzucenia pierwszego składnika.
Lacarnum Inflamari - 9
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Czy on właśnie próbował zawstydzić ją za punktualność? Popatrzyła na niego z niedowierzaniem i zaraz powoli pokręciła głową.
- Tak, jestem punktualna. Nie, nie wybiórczo.
Być może czasem się spóźniała, ale szczerze starała się być na czas! Raczej nie miała problemu z docieraniem na zajęcia o określonej porze, podobnie z projektami, którymi zajmowała się w parach (lepiej, lub gorzej dobranych), wszelkie treningi oraz spotkania. Nie lubiła Cavingtona, ale też nie miała najmniejszego zamiaru niepotrzebnie przeciągać tego wszystkiego. Zależało jej, żeby jak najszybciej mieć to z głowy...
- Jeśli tak bardzo chcesz mi pomóc, wystarczy utrzymywać dystans, kiedy to tylko możliwe - odparła miłym tonem i nawet posłała mu uśmiech.
Cóż, mogła się spodziewać, że to wcale nie zadziała, a może nawet Ślizgon kompletnie nie zrozumiał jej uczulenia, ale chyba bardziej wcale nie będzie musiała mu tego przeliterować?
I dlaczego tak bardzo wszystko kojarzyło mu się z jednym? Czy to problem każdego faceta? Może każdego w tej szkole? Jeśli tak, być może powinna odpuścić sobie szukanie następnego idioty... Pozostawało tylko przejść do rzeczy - a więc do eliksiru, gdyby tylko ktoś poza Cavingtonem miał jeszcze wątpliwości, co mają tu robić! A jednak... Cóż, miała ochotę na pewną złośliwość. Pokiwała powoli głową na znak, że zgadza się czynić honory.
- Dobra, kochany. Jak uda nam się to sprawnie ogarnąć, to może nawet będę pod wrażeniem - mówiąc to, zmierzyła go wzrokiem, dając jasno do zrozumienia, że byłaby pod wrażeniem jego...
Następnie zabrała swoją książkę w jednej ręce, tak aby trzymać ją cały czas otwartą przed sobą i powoli obeszła stolik, aby stanąć po jego drugiej stronie, czytając - albo może udając, że czyta - przepis. Potem wrzuciła do kociołka jeden ze składników... Zamieszała ciecz parę razy w prawą stronę, aby później popatrzeć znacząco na Cavingtona. Nawet przeszła o krok na bok, aby chwytając kolejny składnik - absolutnie nie ten, który powinna i to w pełni świadomie - pochylić się nad stołem w stronę Ślizgona.
- Mieszać aż zmieni kolor na czerwony - udała, że recytuje fragment przepisu, podając chłopakowi nieszczęsny składnik. - Mmm... To co mówiłeś o błoniach?
Och, jakby gardziła sobą, gdyby tylko mówiła poważnie... Liczyła tylko i wyłącznie na małą zemstę za... To, że Mickey był sobą. Bardzo irytującym, seksistowskim, męczącym sobą. A niech mu wybuchnie w tą głupią mordę. Profilaktycznie cofnęła się zaraz o kroczek i przysiadła na ławce za sobą, żeby tylko nie oberwać w wyniku wybuchu. Oby to był wybuch...
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Patrząc na całą ich koleżeńską relację wstecz, odkąd to Mickey przy byle okazji zaczął dedykować czas na niegroźne złośliwości i dokuczanie Harper, chyba nigdy nie zdarzyło jej się nazwać go per "kochany". Zaskoczyło go słyszeć taką uprzejmość z jej ust, ale w połączeniu z tym, jak go otaksowała wzrokiem, to całkiem mile połechtało. Może jakby się zastanowił nad tą nagłą zmianą jej podejścia, to uznałby, że jest to dość podejrzane, ale zdecydowanie nie lubił tracić czasu na przypuszczenia, które mogły okazać się bezpodstawne i wolał wykorzystać to na swoją korzyść.
- Czyli jednak nie myliłem się i masz serce. Może trochę zlodowaciałe, ale popracujemy nad tym. - Pokiwał potakująco głowa, jakby sam sobie gratulował tego, że ma jej uwagę w taki sposób, w jaki chciał mieć kiedyś kiedyś dawno temu. Może jednak nie była tak odporna na jego urok osobisty, jak sama zakładała i jak on zakładał?
Obserwował ją cały czas, jak tylko przeszła na drugą stronę ławki - pewnie nie mogła znieść tego napięcia! - żeby przeczytać przepis i wrzucić do kociołka pierwszy ze składników. Pochylił się nawet odrobinę nad wirującą cieczą i rzucił na nią okiem, jakby sprawdzał czy wszystko idzie zgodnie z planem. Nie miał pojęcia co miało się stać, ale pokiwał głową wydymając odrobinę usta w przerysowanym geście aprobaty.
Kiedy tylko wykonany przez Harper krok zdawał się osiągnąć zamierzony efekt, przyszła kolej na niego. Wsparł się jedną ręką o blat ławki, jak tylko Brooks zbliżyła się odrobinę i wyciągnęła w jego kierunku następny składnik i zacytowała punkt instrukcji. Sięgnął do jej wyciągniętej dłoni i razem ze składnikiem objął też jej palce, przeciągając ten moment o parę sekund za długo, żeby każda normalna dziewczyna uznała to za koleżeńskie angażowanie się w przygotowanie eliksiru.
W uprzejmym i satysfakcjonującym zaskoczeniu uśmiechnął się do niej łobuzersko, jak nawiązała do wcześniejszej propozycji spaceru. Nawet jeśli nie była to poważna propozycja, to w każdej chwili taka mogła się stać.
- Zmieniłaś zdanie co do spaceru? W jakim razie... - nie patrząc nawet na kociołek, po prostu nonszalancko wrzucił doń składnik - ... jak już tu skończymy możemy wybrać się na małe rendez-vous o zachodzie słońca... - leniwie i zupełnie nie zwracając uwagi na to, co się dzieje wewnątrz kociołka, zaczął mieszać eliksir. Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo zupełnie niespodziewanie z wnętrza naczynia, nad którym połowicznie się pochylał, dobiegło głośne syczenie, a jego następstwem było nic innego, jak wyczekiwany przez Harper wybuch. O dziwo nie gorącą cieczą, tylko czarnym pyłem, który momentalnie osmalił 3/4 twarzy Cavingtona i wypalił kilka dziurek na szkolnej szacie, którą wciąż miał zarzuconą na ramiona.
Przez długie kilka sekund stał w bezruchu z totalnie idiotyczną miną cielaka, któremu ktoś wetknął termometr w tyłek. Jak tylko otrząsnął się z szoku, poczuł jak krew się w nim gotuje, bo a) dał się podejść i b) Harper wyglądała na za bardzo zadowoloną z siebie. Mrużąc nieco w złości oczy zatuszował to gestem wycierania twarzy. Czuł, że włosy trochę stoją mu dęba, a ciemny pył szczypie lekko w skórę. Jak już względnie oczyścił facjatę i zmierzwił do naturalnego nieładu włosy, spojrzał na poprzepalaną szatę. Owszem, rozgniewało go to i gdyby Brooks nie byłą dziewczyną, to pewnie oberwałaby w mordę. Ale mimo wszystko była dziewczyną, więc miała u Mickey'ego taryfę ulgową. Co nie oznaczało, że uniknie złośliwości.
Podniósł na nią spojrzenie, z którego ciężko było wyczytać, czy jest zły, zawiedziony, rozbawiony, czy zraniony. Przywołał na twarz ten sam wyraz, który stosował w sporcie - czy to na kortach tenisowych, czy też na boisku Quidditcha - czyli neutralną i nie wyrażającą nic powagę, która była strategicznym zagraniem mającym nie dać przeciwnikowi żadnych informacji na temat tego, co czuje w tej chwili.
- No, no... Harpia Gryffindoru pokazuje pazurki. Tak szybko chciałaś zedrzeć ze mnie ubranie? Jak wstydzisz się sama, to trzeba było powiedzieć. No, chyba że lubisz na ostro, z pewnością i w tym się dogadamy. - Chociaż użyte przezwisko sugerowało, że jednak był zły, to koniec wypowiedzi już był okraszony szelmowskim i wyjątkowo sugestywnym uśmiechem.
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Obawiała się w tej sytuacji dwóch rzeczy - albo że eliksir ostatecznie nie wybuchnie i Cavington będzie żył w przekonaniu, że wcale nie zrobiła tego specjalnie, a więc był nie tylko mądrzejszy, ale ona też była szczerze zainteresowana flirtem, czy spacerami z nim... Albo że chłopak w porę zauważy, że coś nie gra i okaże się, że Harper wcale nie była wystarczająco sprytna by go przechytrzyć. A jednak spróbowała. Szansa była zbyt idealna na utarcie nosa Ślizgonowi!
Choć obserwowała uważnie jego poczynania, starała się nie zdradzić mimiką własnych oczekiwań. Posłała mu jedynie miły (!) uśmiech, gdy angażował się w rozmowę o spacerze. Gdy jednak doszło do wybuchu, Harper miała ochotę krzyknąć triumfalnie i odtańczyć taniec zwycięstwa, ale jedynie zakryła usta trzymanym wciąż w ręce podręcznikiem, mierząc Cavingtona wzrokiem z wyraźnym zadowoleniem - nie musiał nawet widzieć całej jej twarzy, by dostrzec, że dokładnie tak miało być.
- Ups. Musiałam się pomylić. Sądziłam, że jestem w dobrych rękach i nie zrobisz nic głupiego z wywarem... - mówiąc to siląc się na chłodną neutralność, opuściła rękę z książką i założyła nogę na nogę przekrzywiając głowę. - Może następnym razem zajrzysz do podręcznika.
Swojego podręcznika... Chociaż Gryfonka zaczęła powoli wątpić, czy aby na pewno ma go przy sobie. Ktoś tak nieodpowiedzialny? Wszystkiego mogła się po nim przejmować.
- Jak dla mnie możesz tu być nawet nagi, niekoniecznie zrobi to na mnie jakkolwiek wrażenie... To znaczy, ani nie zdziwi mnie jeśli będziesz tak durny, czy tak zboczony, ani nie będzie tu jakiegoś pozytywnego zaskoczenia... - mówiąc to wskazała ruchem ręki na jego ciało.
Oczywiście troszkę przesadziła. Zdziwiłaby się, gdyby był tak głupi i tak zboczony, a co do jego wyglądu - przynajmniej w ubraniu - nic nie miała... Może poza tym, że wkurzała ją sama jego twarz ze względu na jasne skojarzenie z jego całokształtem.
- Evanesco - po ponownym wyciągnięciu różdżki, rzuciła sprawnie zaklęcie na kociołek, żeby opróżnić go do czysta, a następnie zsunęła się z ławki, by ponownie podejść do kociołka, a więc i bliżej Cavingtona. - To co, nie masz jeszcze dosyć durnych tekstów?
(kostka: 5)
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Nie zamierzał dać jej satysfakcji. Mogła sobie uważać, że w jakiś sposób wygrała, bo wrobiła go w całą tę wybuchową sytuację (nie miał co do tego wątpliwości!), ale Mickey w żaden sposób nie czuł się zniechęcony do podejmowania kolejnych prób wprowadzenia jej z równowagi. Teraz nawet bardziej, niż jeszcze przed chwilą.
I pomyśleć, że przeszło mu przez myśl, że może jednak będą z Brooks ludzie i może jednak dałoby się z nią normalnie pogadać... Reality face slap.
- Och, nawet nie wiesz w jak bardzo dobrych rękach jesteś, Brooks. Szkoda tylko, że nie można ufać, że nie spierdolisz eliksiru, celowo wprowadzając partnera w błąd. - Posłał jej nieco ironiczny uśmiech, po czym przetarłszy ostatni raz twarz rękawem szaty, sięgnął do swojej torby, żeby wyjąć z niej podręcznik. Oczywiście, że miał! Mogła sobie uważać, że jest nieodpowiedzialnym i aroganckim gnojkiem, ale tak naprawdę... cóż, nie znała go. Tak jak i w sumie on nie znał jej, ale jakoś wbijanie szpili było zupełnie naturalnym odruchem.
Wertując kolejne strony w poszukiwaniu odpowiedniego eliksiru, podniósł spojrzenie na Harper, unosząc nieco brwi. Och, taka jest mocna w gębie?
- Nie zrobiłoby na tobie wrażenia? Rzucasz mi wyzwanie, Brooks? - Przytrzymał jej wzrok przez chwilę dłużej, zanim spojrzał znowu na położony na stole podręcznik i w końcu znalazł instrukcję, której szukał. Wtedy też zdął z siebie szatę i rzucił gdzieś na bok. A za szatą poleciał sweter i zaraz za nim krawat w kolorach Slytherinu. - W takim razie proponuję małe urozmaicenie. Chyba że od razu stchórzysz, co wcale by mnie nie zdziwiło. - Rozpiął trzy górne guziki koszuli mundurka, po czym oparł dłonie na blacie ławki i pochylił się odrobinę w stronę Gryfonki. - Coś spierdolisz albo celowo spróbujesz wprowadzić mnie w błąd - ściągasz coś. Ja coś spierdolę, to ja ściągam. Za ten raz poszły trzy rzeczy, daję ci małe fory na zachętę. - Wskazał na zdjęte przed chwilą fragmenty swojej odzieży, po czym chwycił różdżkę. - Masz dosyć moich durnych tekstów? To przyjmij wyzwanie. Tchórzysz? Cóż, może jednak legendarna odwaga Gryfonów jest jedynie... legendarna. - Cóż, trochę go zdenerwowała jednak tym wybuchem. Mimo że sam też był sobie winny, to nie zamierał się przyznać. Wręcz zamierzał się odegrać, ale nie w tak słabym stylu, jak zrobiła to ona. A jak już mają robić ten eliksir rywalizując ze sobą, to czemu nie nadać temu trochę zabawy?
Wycelował różdżką w kociołek, po czym rzucił Aquamenti i naczynie wypełniło się wodą. Spojrzał znowu w instrukcję, chwycił składnik standardowy i wyciągnął go w kierunku Harper, żeby zaczęła eliksir, jak tylko woda zacznie wrzeć - przyjęła wyzwanie, czy nie. Jeśli nie, to z pewnością będzie miała na głowie dużo więcej złośliwych komentarzy Cavingtona, bo nie przepuści takiej sytuacji na wbijanie jej szpili przy byle okazji.
Aquamenti - 8
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Och, ale przecież dał jej już całe mnóstwo satysfakcji. W dodatku liczyła, że może da mu to do myślenia i następnym razem choć przez chwilę zastanowi się, czy aby na pewno warto z nią zadzierać! Nie robiła sobie tu zbyt dużych nadziei, bo przecież powszechnie wiadomo, że Ślizgon ogólnie zdawał się myśleć niewiele... Ale być może coś wreszcie zakłóci spokój i ciszę w jego umyśle.
- Ciężko nazwać te dwa składniki eliksirem, Cavington. Nigdy nie zaszedłeś dalej? Od razu czuję się pewniej, serio... - odparła przewracając oczami, choć miała póki co wyraźnie nieco lepszy humor niż on. Jak dobrze, że nie przepuściła tej szansy!
Zaraz jednak było już nieco mniej wesoło... Cóż, w rzeczywistości naprawdę nie spodziewała się, że zacznie się tu rozbierać i przez chwilę była zaniepokojona, jak daleko to zajdzie. Chociaż nie odezwała się słowem, w jej oczach dało się dostrzec pewien niepokój, który ustał dopiero gdy Mickey zdecydował się zakończyć na rozpięciu paru guzików koszuli. Tyle że nadal z całą sytuacją było jej dziwnie... Niezręcznie? Pospiesznie odwróciła od niego wzrok, kręcąc lekko głową z dezaprobatą. Teraz czuła, że nie może nawet na niego spojrzeć, bo jeszcze pomyśli sobie za dużo i rzuci serią kolejnych durnych komentarzy!
Wysłuchała w ciszy zasady jego gry, jednak przy każdym kolejnym zdaniu bezwiednie krzywiła się nieco bardziej.
- Znaczy że co, jak przyjmę twoje w y z w a n i e - celowo wypowiedziała to słowo kpiącym tonem. - To zamkniesz się na resztę pracy? To brzmi za dobrze, żeby mogło być prawdziwe.
Nie przyjęła go jednoznacznie, ale również nie odrzuciła! Właściwie nie sądziła, żeby miała się czego obawiać. Przecież nie zamierzała podjąć kolejnej próby wypalenia mu dziury przez środek głowy... A nieintencjonalnie również rzadko popełniała większe błędy. Właściwie eliksiry były po prostu proste i logiczne. Podążało się za instrukcją z podręcznika i wszystko wychodziło! Tak po prostu!
Przejęła od niego składnik i postanowiła szybko wziąć się do roboty. Przecież nie chciała spędzić z nim całego wolnego czasu! Tyle że potrzebowali jeszcze chwilę, aż woda ponownie zacznie wrzeć... Z każdym innym Harper prawdopodobnie przeszłaby do rozmowy, choćby o niczym, żeby wypełnić ciszę. Ale to nie był każdy inny. Pochyliła się więc nad stolikiem i podparła głowę wolną ręką, przyglądając się wodzie w kociołku i czekając na moment, w którym będzie gotowa, by dodać pierwszy ze składników.
Po dodaniu pierwszego ze składników, skinęła głową na chłopaka, stawiając najwyraźniej na niewerbalny sposób komunikacji.
Punkty Eliksirów: 7
Kostka: 4
Wynik równania oraz bonus: 4 + 7 (+1) = 12 -> (+1 do sumy kolejnego kroku)
Czy udane?: ✓
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Może nawet poczułby się urażony, gdyby dowiedział się, że Harper uważa go za bezmyślnego. Ale tylko może, bo z drugiej strony czasem faktycznie zachowywał się jakby myślenie zostawiał na później i działał pod wpływem impulsu. Inną rzeczą było, że wiele rzeczy miał przemyślanych zawczasu i po prostu nie chciał tracić na ponowne bezcelowe zastanawianie się... ale jak widać chyba jednak czasem powinien.
Mimo uszu zignorował jej przypuszczenia, że nigdy nie dotarł dalej niż dwa składniki w warzeniu eliksirów, bo jednak wolał się skupić na wyzwaniu, które właśnie jej rzucił. Poza tym poczuł nieopisaną satysfakcję, widząc jak bardzo niezręcznie poczuła się, kiedy zdjął z siebie najbardziej wierzchnie warstwy odzieży. Nie mógł przepuścić takiej okazji, nie wykorzystać tego przeciwko niej.
- Hm? Przed chwilą stwierdziłaś, że nie zrobi to na tobie żadnego wrażenia, a teraz onieśmiela cię sama perspektywa odrobiny nagości? - Zaśmiał się krótko na wydechu, zdecydowanie kpiąco. Choć uważał Brooks za ładną dziewczynę (z beznadziejnym charakterem), to coraz mniej zaskakiwało go przekonanie, że jest żelazną dziewicą z kijem w tyłku, nie potrafiącą wrzucić na luz i poddać się rozrywce.
Wzruszył ramionami, kiedy uznała, że to zbyt piękne aby było prawdziwe. Cóż, jej wybór, jeśli chciała słuchać komentarzy, które już formował w głowie tak, aby naprawdę jej dopiec. Mogła wybrać odrobię zabawy, ale skoro jest taką masochistką, że woli jak ktoś jest dla niej złośliwy so be it.
Spojrzał w instrukcję przygotowania eliksiru i jak już upewnił się jaki składnik i efekt mają być następne, sięgnął po flakonik z krwią salamandry.
- Twój wybór, Harpia. Nie dowiesz się, jeśli wyzwania nie przyjmiesz. Zawsze wiedziałem, że jesteś sztywniarą, ale nie sądziłem, że aż do takiego stopnia. Ostatnia szansa, bo zdaje się, że powinienem dodać kolejny składnik... - Oparł się biodrem o ławkę i trzymając w dłoni cały zapas składnika, totalnie od niechcenia spojrzał na zawartość kociołka. Cóż, jeśli nie ruszą zaraz dalej z warzeniem eliksiru, to Harper faktycznie będzie zmuszona spędzić z nim całe popołudnie i wieczór, bo zaraz będą musieli zacząć od nowa.
Dopiero kiedy otrzymał od niej jasną odpowiedź - podjęła wyzwanie, czy nie - to ze złośliwym uśmiechem satysfakcji zaczął powoli wlewać krew salamandry do zalążka eliksiru. Kiedy tylko ciecz zmieniła kolor na fioletowy, odstawił fiolkę na bok i zamieszał kilkakrotnie zgodnie z ruchem wskazówek zegara, aż fiolet przeszedł w niebieski.
Punkty Eliksirów: 4
Kostka: 3
Wynik równania oraz bonus: 4+3+1(Harper)+1(bonus Harper)=9
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Za to ona sama, choć uparcie utrzymywała (nawet przed sobą), że nijak nie obchodzi jej jego zdanie, nawet - a może w szczególności - na jej temat, przecież przeżywała na swój sposób każdą jego docinkę... A gdyby tylko znała do tego jeszcze jego myśli, z pewnością byłaby gotowa go rozszarpać.
Na jego komentarz z kolei przyjęła jak najbardziej beznamiętny wyraz twarzy i uniosła brwi. Wyglądała na onieśmieloną? No dobrze, troszkę obawiała się już dalszego niechcianego striptizu, ale to tyle! Nikt nie byłby takim zachwycony!
- Obawiałabym się raczej, że przy kolejnym wybuchu, jaki ty spowodujesz, mogłaby stać ci się krzywda, a oboje wiemy, że nie miałabym motywacji cię ratować.
Ponownie były to tylko słowa... Może trochę ostre, jak się nad tym głębiej zastanowić, ale w rzeczywistości przecież postarałaby się jakoś mu pomóc, żeby... Żeby tylko nie mieć go na sumieniu i dlatego, że tak trzeba. Ale niech lepiej nie czuje się za pewnie i się nie wydurnia!
Zacisnęła mocniej usta, słysząc znajome przezwisko, jednak dała z siebie absolutnie wszystko, aby tylko nie zareagować na nie w żaden inny sposób.
- Akurat jestem na tyle pewna tego, co robię, że możemy się zakładać, o co chcesz - stwierdziła i zaraz machnęła na niego ręką. Jej zdaniem była to już zgoda. - Tylko uważaj, żeby tego nie spieprzyć i w ramach zabawy faktycznie się zamknij.
Gdy tylko zauważyła, że kolor mikstury zmienił się na niebieski, odszukała wśród wyłożonych składników kły węża, a następnie dodała je ostrożnie do kociołka. Wywar nie musiał gotować się długo - stosunkowo szybko zmienił kolor ponownie na fioletowy.
Punkty Eliksirów: 7
Kostka: 2
Wynik równania oraz bonus: 2 + 7 (+1) = 10 -> (+1 do sumy kolejnego kroku)
Czy udane?: ✓
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
- Nie spowodowałbym tego wybuchu, gdybyś to ty mnie w niego nie wrobiła. - Przeglądajac wcześniej instrukcję miał okazję sprawdzić każdy krok po kolei i skojarzyć, że Harper podała mu niewłaściwy składnik. Może i myślenie czasem nie było jego najmocniejszą stroną, i mądry Mickey po szkodzie, ale potrafił nauczyć się czegoś na własnych błędach. Przynajmniej czasem. - No i jakoś nie chce mi się wierzyć, że pozwoliłabyś na tak haniebne splamienie twojej i tak wątpliwie gryfońskiej dumy... Podobno zostawienie kogoś w potrzebie to bardzo ślizgońskie zachowanie. Może jednak nie jesteśmy tak różni od siebie, jakby się zdawało... - Zdecydowanie i bezsprzecznie się z nią drażnił. W dalszym ciągu podział na domy ze względu na jakieś stereotypowe zachowania i cechy charakteru wydawały mi się po prostu durne, ale niektórzy wyraźnie brali je sobie bardzo do serca. A już szczególnie Ślizgoni i Gryfoni, nie wiedzieć czemu...
Uśmiechnął się sam do siebie pod nosem, jak Harper przyjęła wyzwanie. Ale nie zamilkł tak od razu, nie mógł sobie odpuścić kolejnego komentarza.
- Skoro taka jesteś pewna, to przynajmniej wiem, że jednak celowo chciałaś pozbawić mnie ciuchów już na początku spotkania. Kinky much? - Powstrzymał chęć parsknięcia śmiechem, bo chociaż nabijał się z niej w tej chwili, to wcale niekoniecznie chciał żeby to wiedziała. Lepiej jak myślała, że on tak na poważnie i że faktycznie jak typowy samiec wszystko łączy i sprowadza do jednego.
Po jej kolejnych słowach w przerysowany, teatralny sposób zamknął własne usta na niewidzialny zamek błyskawiczny oraz kluczyk, a ten z kolei "wyrzucił za siebie". Zerknąwszy ponownie w instrukcję eliksiru porwał kolejny składnik - lewizję. Pozornie niedbale zaczął dodawać ją do kociołka - jemu zupełnie nie przeszkadzało zrzucanie z siebie kolejnych części garderoby i paradowanie przy niej z gołym dupskiem (i nie tylko dupskiem...), jakoś nie miał kompleksów na punkcie swojego ciała, he knows he's awsome. Robił to w sumie tylko po to, żeby swoim niby olewatorskim podejściem wkurwić Harper perspektywą przymusu spędzenia razem całej reszty dnia.
Zanim jednak doszło do tragedii, jak eliksir przybrał kolor czerwony, odłożył ingredient na bok i i zamieszał kilkakrotnie, aż płyn przybrał marchewkowo pomarańczowy kolor.
Punkty Eliksirów: 4
Kostka: 3
Wynik równania oraz bonus: 4+3+1(Harper)+1(bonus Harper)=9
Czy udane? (jeśli nie, wpisz kostkę na efekt uboczny): udane!
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
- I co z tym zrobisz? - spytała patrząc na niego i kręcąc głową z niedowierzaniem.
Naprawdę po wszystkim, co mówił do niej na co dzień miał teraz czelność marudzić na to, co zrobiła? Nie uważał, że jakkolwiek sobie zasłużył? Że może powinien spodziewać się podobnych zachowań z jej strony? Że będzie dla niego równie okropna, co on dla niej?
- Słuchaj, jak dla mnie, możesz się poskarżyć, komu tylko chcesz - zaczęła, opierając się przedramionami o stolik, pochylając się nieznacznie ku niemu i patrząc mu przy tym w oczy. - Edwards, Beaufortowi, Kemppainen, dowolnej ilości prefektów... Tylko chociaż przy mnie nie zgrywaj zranionego szczeniaka, który za cholerę nie mógł spodziewać się, że nie jest tu najlepszy, najsprytniejszy i najbystrzejszy.
Zaraz po tym wyprostowała się i odwróciła od niego wzrok, a następnie spięła włosy w kucyk, co właściwie powinna była zrobić nim zaczęli, ale jakoś dopiero teraz o tym pomyślała... Może było w tym też coś nerwowego, kiedy zwyczajnie musiała jakoś zająć na moment ręce, kiedy to Cavington wykonywał swoją część zadania. Następnie splotła ręce i przyglądała się zresztą jego dalszym ruchom, a przede wszystkim zawartości kociołka i szczerze miała nadzieję, że nie spieprzy tego drugi raz w żaden sposób. Byli tak blisko rozstania...
- Przykro mi, ale jeśli dziewczyny mają w zwyczaju oblewać cię kwasem, czy nawet wrzątkiem w ramach gry wstępnej... To chyba niekoniecznie lubią cię tak, jak sobie to wyobrażasz.
A wyobrażał sobie za dużo na pewno! W końcu twierdził, że każda do niego wzdycha. Otóż nie każda. A te, które wzdychają, mają tylko się sparzyć. Jak Kaia na przykład.
I oczywiście coś ją aż skręcało, kiedy widziała w jaki sposób obchodzi się z eliksirem.
- Na pewno zajęcia eliksirów, to dobry wybór dla ciebie? Nie mogłeś wybrać sobie czegoś innego, żeby wypełnić to minimum przedmiotów na ostatnie dwa lata? - spytała niemal kpiąco, krzywiąc się przy tym.
Na szczęście wszystko wyszło po jego stronie i mogła odetchnąć, a następnie zabrać się za swoją część.
To tak, teraz trzy uszy nietoperza... Odnalazła je wśród składników i w porównaniu do Cavingtona, może nawet z przesadną ostrożnością dodała je kolejno do wywaru. Z równą uwagą wzięła się po tym za mieszanie.
Punkty Eliksirów: 7
Kostka: 2
Wynik równania oraz bonus: 7+2+1 = 10 -> (+1 do sumy kolejnego kroku)
Czy udane?: ✓
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Imitując jej pozycję, również podparł się od blat stołu i pochylił nieco, nie odrywając spojrzenia od jej oczu. Jeśli próbowała go onieśmielić swoimi słowami, wytrącić jakąś wyimaginowaną broń z rąk, czy też może spróbowaćwyprowadzić go z równowagi, to zupełnie nie zadziałało. Parsknął nawet kpiąco, kiedy zasugerowała, że może się poskarżyć komu chce. Mickey i donoszenie czegokolwiek na kogokolwiek, to podobny oksymoron, co Harper i dobra zabawa.
- Jedyna osoba w tym pomieszczeniu, która wydaje się piszczeć jak zraniony szczeniak, to jesteś ty, Brooks. Rozumiem postawę “mierz wszystkich swoją miarą”, ale jesteś aż tak bardzo insecure, że od razu zakładasz donoszenie nauczycielom za próbę pozbawienia mnie ubrań? I can handle nudity, apparently you can’t. - Chociaż wzruszył ramionami i swoją nonszalancką postawą zdawał się mówić po prostu dla samego mówienia, to jednak nieco ostrzejsze spojrzenie wyraźnie podkreślało, że jak najbardziej chciał jej wbić szpilę.
Niby gestem zamykania własnych ust podkreślił, że zamilknie, ale właściwie to chodziło o głupie komentarze w jej kierunku. Nie było mowy o odpowiadaniu na jej słowa gzieś w eter. Dlatego odwrócił się tak, że tyłkiem oparł się o brzeg blatu i spojrzał gdzieś w sufit, jakby tam właśnie kierował swoje slowa.
- Nie każda lubi oblewać innych kwasem. Ale jak masz takie fetysze, to nie dziwi mnie zupełnie fakt, że nadal nikt nie dobrał ci się do majtek. - Spojrzał przez ramię na zawartość kociołka, kontrolując jej ruchy i sprawdzajac, czy to może już jego kolej. Nie spojrzał na nią, a jedynie przyglądał się, jak na powierzchni eliksiru pojawiają się języczki ognia. Sięgnął po podręcznik, przesunął palcem po instrukcji i znalazł moment, w którym się znajdowali. Został ostatni składnik do dodania.
Celowo zignorował jej słowa odnośnie swojego wyboru przedmiotów po SUMach. Niekoniecznie spieszyło mu się z wyjaśnieniami, że nauczenie się warzenia skuteczych trucizn i innych przydatnych mikstur było dla niego osobistą krucjatą. Pewnie i tak by nie zrozumiała, jeśli w ogóle najpierw chciałaby go słuchać.
Spośród składników wybrał znowu lewizję i jak jużarper odsunęła się od kociołka, zaczął dodawać po kropli, mieszając jednocześnie i obserwujac malejące płomyki tańczące nadal po powierzchni. Aż po chwili całkowicie zniknęły, pozostawiając eliksir gotowym, przynajmniej wedlug podręcznika. Kolor się zgadzał, zapach też.
Punkty Eliksirów: 4
Kostka: 2
Wynik równania oraz bonus: 4+2+1(Harper)+1(bonus Harper)=8
Czy udane?: yes!
Gryffindor |
0% |
Klasa VI |
16 lat |
ubogi |
Hetero |
Pióra: 117
Przekrzywiła lekko głowę, mierząc go wzrokiem z pogardą i... No dobrze, złością też. Wkurzał ją. Bardzo chciałaby zostać w tym wszystkim tą opanowaną, spokojną i poczekać, aż Mickey da sobie spokój ze stałym wkurwianiem jej, ale z nim się po prostu nie dało!
- Cavington, znoszę twoje odpały od lat, ale nigdy nie robiłam takiej histerii, że gdyby nie ty, to wszystko byłoby idealnie, okej? A ty jęczysz, że przeze mnie eliksir ci wybuchł... Jakieś minimum godności? Jak nauczysz się nie myśleć tylko o jednym, to może wyostrzy ci się spryt - mówiąc to, wyprostowała się i splotła ręce, patrząc na niego z wyraźną niechęcią.
A przecież powiedziała całą prawdę! I szczerze życzyłaby Ślizgonowi na przyszłość, aby zaczął używać mózgu. Najwyższy czas.
I tak się składa, że ktoś się dobierał i... Cóż, w gruncie rzeczy też trafił właśnie na drażliwy temat dla Harper. Chociaż nie chciała, żeby podłapał, że to ten idealny sposób na dowalenie jej. Dlatego też po chwili wewnętrznej walki ze sobą, postanowiła nie odpowiadać wcale. Nie da mu tej satysfakcji. Obserwowała jedynie, czy nie zepsuje im eliksiru na sam koniec - a przecież wtedy zostałoby tylko go rozszarpać...
Gdy okazało się, że wszystko gotowe, zajęła się przelewaniem eliksiru do fiolek na później, żeby mieć co oddać potem do oceny.
Następnie odetchnęła, ciesząc się, że mają to za sobą i... sprawnie obróciła się, by zostawić go samego z bałaganem. Niech sobie radzi, albo zostawi salę w tym stanie. Teraz Cavington znów nie musiał jej już obchodzić. I oby tak dalej do końca szkoły!
z/t
Slytherin |
50% |
Klasa VI |
16 |
średni |
? |
Pióra: 78
Dopiął swego. Jak zwykle, zresztą. Wkurzanie Harper było tak łatwe, że uznawał to za codzienną rozrywkę dla zabicia monotonii. I co lepsze, jej stosunkowo rzadko udawało się jemu nadepnąć na odcisk. To dodatkowo potęgowało satysfakcję z prowokowania jej do wszelkich prób, do złości, do wybuchów, do milczenia - do jakiejkolwiek reakcji. Mogła myśleć sobie o nim co chciała, Mickey i tak się tym nie przejmował. A w każdym razie nie z taką częstotliwością i natężeniem, z jakim to Brooks przejmowała się jego komentarzami i zdaniem na jej temat.
Wzruszył ramionami w mieszaninie rozbawienia i lekceważenia.
- Mój spryt ma się całkiem dobrze, ale to miłe że się martwisz. - Posłał jej nieco kpiący uśmiech. No nie, nie udało jej się wjechać mu na ambicję ani nadszarpnąć ego. Za to jej milczenie w odpowiedzi na kolejne słowa odrobinę go zainteresowało. Eliksir był już gotowy, więc mógł przyjrzeć się nic nie mówiącej Harper dość badawczo. Nie patrzył na jej ręce rozlewające eliksir do fiolek, ale na jej rozeźloną swoją obecnością i prowokacjami twarz.
Nie spodziewał się tylko jednego - że Gryfonka zagarnie fiolki wypełnione eliksirem i po prostu wyjdzie z sali. Bez "do widzenia", czy choćby "spierdalaj", zostawiając cały bajzel za sobą. Nawet się nie obejrzała za siebie, bezczelna! Przez moment po jej wyjściu Mickey milczał w zaskoczeniu, obserwując drzwi sali z myślą, że dziewczyna zaraz wróci, bo nie zostawi bałaganu po sobie, ani jego tego bałaganu doglądającego.
Ale nie wróciła.
Może gdyby był większym chujkiem, to zostawiłby ten burdel i zupełnie się nim nie przejął, ale jakoś nie potrafił. Dlatego rozlał trochę eliksiru do swoich przygotowanych fiolek, po czym ostrożnie spakował jej do pudełeczka odpowiedniego, a to do torby. Zaraz po tym trafił tam podręcznik i zebrane resztki składników. Wycelował we wnętrze kociołka różdżką, rzucił od niechcenia Tergeo i ku własnemu zadowoleniu stwierdził, że może powinien bardziej się skupić, bo nadal na ściankach naczynia zostało trochę eliksiru. Trudno, wyczyści w dormitorium, jakoś nie chciał zostawać w tym miejscu zbędnie długo.
Zgarnąwszy swoje manatki, w końcu i on opuścił salę, kierując się bezpośrednio do lochów.
/zt
Tergeo: 4
Gryffindor |
0% |
Klasa V |
15 |
b. ubogi |
Asek |
Pióra: 74
18 września, godzina 16:00
Ostatnio ją nosiło – i nie chodziło wcale o to, że po nieszczęsnej imprezie niektórzy nadal nie mieli zamiaru z nią rozmawiać (no może odrobinę, czasami samotność jednak była przytłaczająca, nawet dla takiej osoby jak Alice) – a o to, że jutro wypadała wycieczka do Hogsmeade, a poza nią coś, o czym wiedziała tylko ona. Urodziny jej brata.
W zasadzie nie wiedziała nawet, czy ludzie, z którymi się zadawała, wiedzieli, że ma młodszego brata gdzieś tam w Szkocji. Że jest dla niej całym światem i tylko dla niego stara się być silna. Dla niego znosi wszystko, co spotyka ją w rodzinnym domu, który paradoksalnie powinien być miejscem najbezpieczniejszym, a był budynkiem, w którym dochodziło do największej ilości tragedii oraz załamań. I złamań.
Jej matka się już złamała. Teraz jeden wampir czyhał na złamanie Alice.
Ale to oznaczało, że następny będzie Tim. A za nic w świecie nie mogła pozwolić, aby przechodził takie samo piekło, jak ona.
To on był jej ostatnią nadzieją i jedyną motywacją, aby dożyć do siedemnastych urodzin. Wtedy uwolni ich od tyranii. Wtedy, gdy Ministerstwo nie będzie mogło jej tak szybko znaleźć i odebrać różdżki za samoobronę, pozbędzie się wszystkich problemów. Wtedy wszystko będzie dobrze.
Z jednej strony cieszyła się, że jutro jest wyjście do Hogsmeade. Z drugiej strony nie. Z jednej strony – mogła odwiedzić sklepy i kupić Timowi maleńki prezent. Zawsze zachwycał się czekoladowymi żabami, dlatego pomyślała właśnie o nich, że one, wraz z opisem jakiegoś sławnego czarodzieja, sprawią mu największej radości. Ale kupi mu jeszcze coś słodkiego. Może czekoladowe różdżki. Sama nie jadała słodyczy, unikała ich jak ognia, dlatego nie znała się na nich aż tak bardzo, ale na pewno coś wymyśli.
A z drugiej strony… no właśnie. To był jej jedyny cel wyjścia do Hogsmeade. Bez znajomych nie miała już po co tam siedzieć.
Więc pewnie w niedzielę zostanie w dormitorium. Może skorzysta z wolnej chwili i będzie ćwiczyła grę na fortepianie.
Swoją drogą właśnie to zamierzała zrobić dzisiaj. Aby się uspokoić i przestać myśleć, wyciągnęła z dna kufra zeszyty z nutami. Przebiegła prawie cały zamek, co nie było zbyt dyskretne, ale trudno – dzisiaj miała ochotę poćwiczyć w większej, praktycznie pustej sali.
Jak to dobrze, że fortepian jest instrumentem tak podstawowym, że znaleźć się musi wszędzie tam, gdzie grana jest muzyka.
Wchodząc do opuszczonej Sali chóru, zostawiła nuty na jednym z krzeseł, gdy dłonią przetarła kurz znajdujący się na klapie od instrumentu. Po chwili otworzyła ją z cichym łoskotem i zagrała jeden dźwięk. Nie brzmiał najgorzej. Nie był zanadto rozstrojony. Pewnie jeszcze próby chóru się nie zaczęły, ale nie było najgorzej.
Przysiadła na krześle i przebierając w nutach, wybrała utwór, który w tym momencie przemawiał do niej najbardziej. Zasiadając za instrumentem, poprawiając stołek i ustawiając na odpowiednią wysokość, przebiegła palcami wpierw gamę C, potem gamę chromatyczną, krótki pasaż, i dopiero potem delikatnie, cichutko zaczęła wystukiwać melodię Nokturnu.
Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy.
Jeśli raz spotkało nas nieszczęście,
to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie.
Piorun może uderzyć dwa razy.
|